Czy opłaca się studiować

Hitch

3 220
4 872
Nie nazywam wszystkiego pitologią. Pitologią nazywam politologię, europeistykę, socjologię, psychologię "niestosowaną", pedagogikę i parę jeszcze podobnych lub pokrewnych dziedzin "wiedzy".
 

Triss

libertarian pitbull
107
459
To wiem, chodziło mi raczej o to, że mówisz o hipotetycznej sytuacji, w której nie ma władzy i wszystko reguluje potrzeba - nie wiadomo w takim razie, jak potrzeba wpłynęłaby na istnienie takich kierunków i treści na nich przekazywane - może przestałoby to być pitoleniem, a zaczęło być konkretną wiedzą i umiejętnościami. No, ale to tylko teoretyzowanie.
 

Hitch

3 220
4 872
Chyba tylko w ramach ciekawostki lub jako części szerszego kierunku, np. "współczesnej historii polskiej pitologii" :p

nie wiadomo w takim razie, jak potrzeba wpłynęłaby na istnienie takich kierunków

Wiadomo, bo te kierunki istnieją dla mamienia motłochu posadami europosłów, polityków albo specjalistów.
 
N

nowy.świt

Guest
ja tylko dodam, że pełno jest niepraktycznych rzeczy i nieproduktywnych, którymi ludzie się zajmują w wolnym czasie - więc dlaczego studiów i kursów bez wartości na rynku pracy nie ma być?

Wszak w USA i w innych zdemoralizowanych krajach są kursy obciągania dla zamężnych Pań - to może i bardziej praktyczne i wartościowe od "zarządzania i marketingu" czy politologii, europeistyki - ale nadal niepraktyczne na rynku pracy (bo zakładamy, że chodzą na nie Panie, które chcą ożywić swój związek a nie prostytutki) - jednak nadal istnieje.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Co jak co, ale tarocistka powinna mieć co najmniej doktorat z neurobiologii i dodatkowo ze dwa fakultety z innych dziedzin. ;)
 

KarolKaszub

Member
51
28
ja tylko dodam, że pełno jest niepraktycznych rzeczy i nieproduktywnych, którymi ludzie się zajmują w wolnym czasie - więc dlaczego studiów i kursów bez wartości na rynku pracy nie ma być?
Będą to będą, nie będzie, to nie będzie. Ktoś będzie chciał studiować w ramach hobby jakąś ojropitologie i będzie gotów za to płacić to może i powstanie. Nie ma w tym nic złego, ja tam np. wolę iść na piwo, a ktoś inny woli uczyć się np. że herr Tusk to wybawca, jak kto woli.
 

deith

Active Member
230
169
Szkoda, że większość nie pochwaliła się co studiują skoro ponoć tak zapierdalają.

Może rzucę troche światła jak to wygląda w moim przypadku.
Jestem studentem budownictwa lądowego (konstrukcje), teoretycznie zawód który musi istnieć niezależnie od tego czy mamy komune czy inne cuda.

Zaczynając od samych początków - tylko na mojej uczelni z mojego rocznika jest ok. 250-270 osób "studiujących" (stacjonarni + zaoczni), zapotrzebowanie roczne na rynku to jest może 50 osób na całe województwo, poza moją uczelnią jest jeszcze pare innych z tym samym kierunkiem. Zapotrzebowanie wg. największych pracodawców branżowych ma się bardzo mniejszyć bo lata 2013-2015 mają być jednymi z najgorszych od dawna dla budownictwa, a poza 2015 ostrożnie mówią, że ciężko powiedzieć co będzie. (info z pierwszej ręki, rozmowy z kierownikami).

Teraz troche o "wiedzy i nauczaniu", teoretycznie przejście z liceum na studia powinno wiązać się z końcem nauki dla nauki a początkiem zdobywania umiejętności i informacji z którymi już coś można zrobić.
Ktoś mógłby tak pomyśleć, he, w praktyce to wygląda tak, że pierwsze 2 lata oceniam na 10-15 % przydatności, reszta to było jakieś śmieszne pierdololo (miałem socjologie (4h tygodniowo) na pierwszym semestrze :D) albo przedmioty pozornie związane z kierunkiem! Czyli obrazowo przedstawiając np nauka metod, sposobów, informacji owszem związanych z budownictwem ale nie stosowanych nawet od ponad pół wieku! Chodzenie na zajęcia to jak chodzenie po muzeum techniki.

Studiowanie budownictwa to w dużym zakresie wykonywanie projektów i teraz wyobraźcie sobie, że macie do wykonanie np 10-15 projektów/semestr każdy wymagający po 10-20h pracy metodami które są obecnie absolutnie bezużyteczne, robisz projekt - zaliczasz - i już nigdy więcej się z tym nie spotkasz, fajne jak ktoś ma za dużo czasu i "studia" to jego życie.

Teoretycznie nauka różnych rzeczy na pamięć czy rozwiązywanie zagadek rozwijają umysł, i faktycznie to prawda, ale po 3 latach liceum i 3 latach gimnazjum może wypadałoby poza ćwiczeniem pamięci w końcu coś z tym zrobić.

Gdyby przypatrzeć się bliżej, to można zauważyć jakąś parodię PRLu, mamy studia a duża część przedmiotów sprawiają wrażenie istnienia tylko po to żeby pracownicy mieli gdzie pracować.
Właśnie, warto wspomnieć o pracownikach (magistrach doktorkach itd), połowa z nich kiedyś kiedyś czegoś się nauczyła i od tamtej pory nic się nie zmienili, niestety chyba zapomnieli, że to kierunek techniczny i wiedza po 10 latach potrafi się przedawnić.
Nie zrozumcie mnie źle, Ci ludzie czasami się starają robić to co robią dobrze, tylko nikt ich nie kontroluje a sami z siebie nie mają powodu żeby się dokształcać. Tak jest łatwiej dla wszystkich, po co wprowadzać zmiany skoro jest wygodnie i dobrze płacą.

Muszę przyznać, że im dalej w studia tym jest lepiej, projekty są sensowniejsze, prowadzący trafiają się lepsi (ostatnio dostałem nawet jakiś przedsiębiorców, którzy pracują na uczelni żeby podatków nie płacić). Korzystanie z komputerów jest tak dopiero od 3 roku, owszem zdarzają się prowadzący którzy pozwalają wcześniej, ale wszystko na własną rękę a 60 % studentów i tak robi ręcznie bo wolą iść na łatwiznę albo nie potrafią korzystać z niczego poza facebookiem.

Co więcej, obecnie studia coraz bardziej mi się przydają, jeżeli chce się coś nauczyć to czasami trudno jest zdobyć odpowiednie materiały / zrozumieć jakieś zagadnienie i uwaga zaskoczenie! Jeżeli idę z konkretnym problemem do konkretnego profesorka który zna się na temacie to zazwyczaj przeżywa drugą młodość i chętnie pomaga. Ludzie którzy normalnie na zajęciach "mają wyjebane na nas" okazyją się przydatni. Warunkiem tej współpracy jest w większości działanie na własną rękę i traktowanie "normalnych zajęć" jako dodatku.

Jeżeli studiujemy nawet z bardzo dobrymi wynikami tylko to jest wykładane, to jesteśmy idealnie przygotowani do pracy... na uczelni.

Jeszcze co do studiów, mój przypadek jest o tyle komiczny, że faktycznie MUSISZ mieć skończone studia budowlane żeby zostać kierownikiem/projektantem w Polsce, jest to regulowane prawnie. (okej okej, można dorabiać sobie bez uprawnień ale 2k zł to nie przeskoczysz nigdy)
Tylko kto by chciał tutaj zostać gdy za granicą dają 6x więcej kasy i 10x mniej problemów.

Mógłbym jeszcze pisać i pisać, ale to już teraz jest za długie.


Btw. może ktoś ze studiów stricte pamięciowych może mi powiedzieć jak widzi swoje umiejętności i możliwości po studiach? Tak z ciekawości bo może ja jestem jakiś ułomny ale po roku od wykucia masy informacji nieużywanych już nic z tego nie pamiętam.
 
D

decha_131

Guest
Szkoda, że większość nie pochwaliła się co studiują skoro ponoć tak zapierdalają.

Ja socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tzn. studiowałem, bo do sesji zimowej nawet nie podchodziłem.
 

KarolKaszub

Member
51
28
Ja nie studiuję, wolę czytać książki w domu we własnym zakresie. Niedługo wyjeżdżam za gramanicę do roboty.
Nie ciągnie mnie na studia, zwłaszcza, że odstrasza mnie ten kult papierka. Tyle o mnie.
 
H

Hornblower

Guest
Witam, pozdrawiam, jestem nowy. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz: studiowanie niepraktycznych kierunków, nawet za pieniądze rodziców, nie musi być z założenia czymś niemoralnym. Słowackiego utrzymywała matka, Van Gogha brat itd. Przez to, że zabiera się nam połowę czy ile tam dochodu i utrudnia wszelką uczciwą pracę, zarabianie pieniędzy rzeczywiście staje się najbardziej cenioną umiejętnością, ale myślę, że na wolnym rynku wróci zainteresowanie niepraktycznymi sprawami. Nie bądźmy więc takimi materialistami, m. in. tego chce przecież różowa komuna - żeby ludzie zaharowywali się od rana do nocy i nie mieli czasu skalać się myślozbrodnią.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

KarolKaszub

Member
51
28
Hornblower, niech każdy studiuje co chce, nikomu nic do tego. Problemem jest jedynie to, że studia są państwowe i że wszyscy się do tego marnotractwa dokładają. A nawet gdyby nie było marnotractwo, ja nie mam zamiaru się do niczyich studiów dokładać. Niech każdy łoży za swoje przedsięwzięcia, czy są to studia czy coś innego i tyle. Tak jest najsprawiedliwiej i najefektywniej.
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
Szkoda, że większość nie pochwaliła się co studiują skoro ponoć tak zapierdalają.
Z BHP magistra robię (inżyniera już mam) co prawda nie cieszyła mnie wizja robienia tego znowu, ale zmusiła mnie sytuacja, a jednak w przyszłości może się przydać. Z wiadomych powodów pracy jest dużo.
 

niewolnikzlozonosci

New Member
13
0
Wrócę do głównego pytania: czy opłaca się studiować.

W przypadku gdy studia są wymagane do pracy - opłaca się studiować.

W przypadku gdy chcemy się czegoś nauczyć - nie opłaca się studiować.

Zauważmy, że studia polegają na samokształceniu się studenta, który przechodząc kolejne egzaminy udowadnia, że zasługuje na otrzymanie wynagrodzenia w postaci uprawnień w jakimś zakresie (bądź tytułu, który potwierdza, że posiada wiedzę z zakresu kierunku studiów). I to jedyna rola jaką w naszym życiu pełnią studia, ponieważ tak jak napisałem wcześniej - uczymy się i tak sami (pokażcie mi jedną osobę, która zapamiętuje wszystko co jest jeden raz powiedziane podczas wykładu, prócz paru mnemoników, z pamięci których ta wiedza i tak po jakimś czasie zniknie, nie wskażecie mi takiej osoby, bo ona nie może istnieć pod względem biologicznym, czyli studia wykładowo/ćwiczeniowe nie uczą, trwonią nam tylko czas). W takim razie po co zdobywać uprawnienia skoro zwykle uprawnienia potrzebne są na państwowe stanowiska z ustaloną wcześniej pensją. Po to tylko, żeby zadowolić się państwową posadką, nie wszystkich to ustawi, ale chyba wiedzą dlaczego studiują. Teraz kwestia tego dlaczego by się czegoś nauczyć studia są nieopłacalne. To jest bardzo proste, wyjaśniłem to wcześniej, studia mają taką formę, że wykładowcy/ćwiczeniowcy coś do nas mówią i my mamy to wszystko zapamiętać natychmiast i jeszcze zrobić pracę domową, i też zapamiętać to wszystko. Zupełny bezsens, bo zamiast trwonić czas na przyswajanie czegoś z czego zrozumiemy i zapamiętamy 1% (jak nie mniej), a czego i tak będziemy musieli nauczyć się w domu, moglibyśmy po prostu nauczyć się tego w domu. Gdyby studia wskazywały nam źródła wiedzy, a potem po prostu jak je sobie przyswoimy pozwalały na przystąpienie do egzaminów to wtedy byłby sens uczęszczania na nie, bo zajmowałyby tydzień, a nie bite 5 lat (i to nie zawsze, jak jest dużo koniecznego materiału to przez czas trwoniony na wykłady i ćwiczenia nie jesteśmy w stanie dopasować się do terminu egzaminu i mimowolnie musimy powtarzać dany semestr). Istnieje jednak interesująca kwestia. Studia to dla jakiejś liczby osób czynnik mobilizujący w ogóle do uczenia się (zauważcie, że obecnie w Internecie jest dość wiedzy o tym jak się dorobić majątku, ale tegoż nie dorabiają się użytkownicy Internetu, których jest ponad 2,5 miliarda, przyczyna jest prosta - nie chce im się tego czytać i jednocześnie nie chce im się uczyć, dlatego informatycy wprowadzili pojęcie script kiddies - to są ludzie, którzy liczą na to, że podadzą numer konta i kasa sama na nie wpłynie za nic). Jak widać tym osobom te studia pomagają. Osobiście wolałbym, żeby obowiązek szkolnictwa pozostał, ale samo szkolnictwo powinno się zmienić - nadal powinno być represyjnie (czyli uczniów i uczennice należy gonić do nauki), ale zamiast prowadzić głupie lekcje należy dać podopiecznym źródła naukowe (książki, filmy i inne temu podobne) i niech się z nich uczą (co skróci czas wymagany by zdobyć konieczną do uzyskania pracy wiedzę). Dlaczego wolę to od zdjęcia obowiązku szkolnictwa? W takim przypadku społeczeństwo staje się analfabetami i jedyne co można od tych członków społeczeństwa uzyskać to siła fizyczna, która niestety nie wystarczy do każdej pracy (zwłaszcza teraz kiedy gigantyczną ilość czynności bez problemu może wykonać robot). A jak ludzie nie będą mieli pracy i pieniędzy, nie będą mieli wygód (albo pozoru, że po prostu mają trochę pieniędzy na podstawowe dobra, czyli zwykle jedzenie i picie) to zaczną się burzyć i zapanuje częściowa anarchia, a tego nikt z nas nie chce (bo nie ma tutaj jednostki, która jest najsilniejsza, więc prawo dżungli się załamuje, jest tutaj masa, która sama się niszczy i nie wiadomo ile jednostek po takiej akcji nam zostanie). W przypadku obowiązkowego szkolnictwa wszyscy są na tym samym poziomie po jego zakończeniu, więc jeśli nie znajdą pracy to nie mogą zarzucić innym, że odebrali im taką pracę przez to, że są mądrzejsi, w końcu wiedzę mają identyczną (oczywiście, jeśli system szkolnictwa jest taki jak w moim modelu). To kto obejmie posadę w takim przypadku zależy od widzimisię pracodawcy, wszak efektywność będzie w każdym przypadku ta sama.

Dla wszystkich zainteresowanych obecnym systemem edukacji - jeśli chcecie mieć państwowe posadki to idźcie na studia, jeśli chcecie mieć szansę na większe pieniądze to kształćcie się sami.
 

Hitch

3 220
4 872
Zauważmy, że studia polegają na samokształceniu się studenta

Chyba tylko w teorii. Studia polegają na wbijaniu sobie do głowy tego, czego wymagają wykładowcy, którzy dostają dokładny spis bzdur do przekazania studentom. Ja tam widzę tylko zabijanie chęci samokształcenia.

Osobiście wolałbym, żeby obowiązek szkolnictwa pozostał

Dlaczego? Jeśli ktoś uważa, że nauczy swoje dzieci lepszych, ciekawszych i bardziej przydatnych rzeczy to dlaczego zmuszać go do posyłania ich do szkoły? Mnie np. rodzice nauczyli czytać i liczyć jeszcze zanim posłali mnie do przedszkola. Nie pojmuję zasadności obowiązku szkolnego, od lat sam wyznaczam sobie kierunki kształcenia, dzięki czemu posiadam wiedzę, której większość wyznawców państwowego szkolnictwa nie zdobędzie w 100 lat.
 

Aterlupus

Well-Known Member
474
971
Witam, pozdrawiam, jestem nowy. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz: studiowanie niepraktycznych kierunków, nawet za pieniądze rodziców, nie musi być z założenia czymś niemoralnym.
Ach. Świeża krew.

Wybacz, po prostu reprezentujesz trochę nietutejsze podejście :D.

W sensie praktycznym, nikogo tutaj nie interesuje czy dany kierunek jest... praktyczny, czy też pożądany na rynku pracy. Ciśniemy za to strasznego hejta na uczelnie państwowe jako takie, z wiadomych powodów - są one finansowane z kradzieży.

A tak poza tym to wiadomo, że jakoś łatwiej wybaczyć marnotrawstwo środków uczelni która wypuszcza w świat ludzi, którzy coś potem robią. O wiele ciężej zdobyć się na takie uczucia wobec jakiejś wylęgarni postępowych myślicieli.

@niewolnik. Akapity, proszę.
 

raiden00

megazord
160
278
Szkoda, że większość nie pochwaliła się co studiują skoro ponoć tak zapierdalają.
Mechatronika na PW.

Dla wszystkich zainteresowanych obecnym systemem edukacji - jeśli chcecie mieć państwowe posadki to idźcie na studia, jeśli chcecie mieć szansę na większe pieniądze to kształćcie się sami.
Kształcić się można samemu, będąc jednocześnie na studiach. Taka taktyka jest najlepsza jak ktoś chce być najlepszy w tym co robi ;] Studia mają ten mały plusik, że możesz poznać ludzi co trochę już działali w danej dziedzinie i mogą podzielić się co nieco doświadczeniem. Dodatkowo masz jakiś tam dostęp do urządzeń których raczej w przydomowych garażach nie znajdziesz. Szczególnie jeśli studia są związane z przemysłem itp.
 
L

lebiediew

Guest
Nie nazywam wszystkiego pitologią. Pitologią nazywam politologię, europeistykę, socjologię, psychologię "niestosowaną", pedagogikę i parę jeszcze podobnych lub pokrewnych dziedzin "wiedzy".

Mówisz o gałęziach nauki czy o kierunkach studiów?
 
Do góry Bottom