"Cywilizacja mentalnych cweli, piździelców i biologicznych odpadów Homo Sapiens"

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Na forsal.pl też piszą o "cywilizacji mentalnych cweli i piździelców", tylko nazywają to trochę ładniej: "Dzieci pierdoły" :D
http://forsal.pl/artykuly/892182,dz...tore-nie-wiedza-kim-sa-i-dokad-zmierzaja.html
Trochę słusznych obserwacji, trochę przesady, ogólnie warto przeczytać. Oczywiście ja nie załamywałbym rąk na młodym pokoleniem, bo trochę będzie zaradnych, troche pierdół i jakoś się to będzie kręcić, zastanawiam się tylko nad szerszym obrazem i przyczynami takiego stanu rzeczy: według mnie ludzkość jako całość się po prostu specjalizuje, czym zwiększa efektywność swojej pracy, przykładowo kiedyś dzieciaki musiały umieć złożyć sobie komputer, wiedzieć co do czego służy i coś tam naprawić, tak teraz jest to po prostu mniej potrzebne - kupujesz tableta, którego nawet się nie da rozkręcić i on ma po prostu działać, a cholera wie co jest w środku, zepsuje się, to zapłacisz za naprawę, bo sam wykonujesz robotę, na której zupełnie nie zna się ten, kto naprawi tableta.
Ma to wszystko ekonomiczny sens i w taką stronę idzie rozwój. Czy jest to fajne? Raczej nie, przynajmniej dla większości osób nie, tak samo jak dla wielu fajniejszy jest spożywczak u pani Basi za rogiem niż Tesco, ale ekonomia bierze górę nad fajnością i pani Basia przegrywa z efektywnością Tesco, tak samo jak ognisko w lesie przegrywa z siedzeniem w domu ze smartfonem w łapie.
 

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 521
Spierdolenie w ostatnich latach galopująco przyśpiesza. Tutaj aktorka Charlize Theron opowiada, jak jako mała dziewczynka pływała w RPA z rekinami i nikt nie robił z tego hecy
 

ernestbugaj

kresiarz umysłów
851
3 044
Na forsal.pl też piszą o "cywilizacji mentalnych cweli i piździelców", tylko nazywają to trochę ładniej: "Dzieci pierdoły" :D
http://forsal.pl/artykuly/892182,dz...tore-nie-wiedza-kim-sa-i-dokad-zmierzaja.html
Trochę słusznych obserwacji, trochę przesady, ogólnie warto przeczytać. Oczywiście ja nie załamywałbym rąk na młodym pokoleniem, bo trochę będzie zaradnych, troche pierdół i jakoś się to będzie kręcić, zastanawiam się tylko nad szerszym obrazem i przyczynami takiego stanu rzeczy: według mnie ludzkość jako całość się po prostu specjalizuje, czym zwiększa efektywność swojej pracy, przykładowo kiedyś dzieciaki musiały umieć złożyć sobie komputer, wiedzieć co do czego służy i coś tam naprawić, tak teraz jest to po prostu mniej potrzebne - kupujesz tableta, którego nawet się nie da rozkręcić i on ma po prostu działać, a cholera wie co jest w środku, zepsuje się, to zapłacisz za naprawę, bo sam wykonujesz robotę, na której zupełnie nie zna się ten, kto naprawi tableta.
Ma to wszystko ekonomiczny sens i w taką stronę idzie rozwój. Czy jest to fajne? Raczej nie, przynajmniej dla większości osób nie, tak samo jak dla wielu fajniejszy jest spożywczak u pani Basi za rogiem niż Tesco, ale ekonomia bierze górę nad fajnością i pani Basia przegrywa z efektywnością Tesco, tak samo jak ognisko w lesie przegrywa z siedzeniem w domu ze smartfonem w łapie.
Zgadzam się co do teorii specjalizacji, ale jest jeszcze problem tego, jaką skalę przybiera. Bo kiedy spotykasz dziewczynę, która autentycznie myśli, że makaron, który używa się do spaghetti kupuje się już ugotowany i jednocześnie jest przerażona, że jednak sam będziesz go gotował, no to kurwa, o czym my mówimy..
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Dalej z serii leseferyzmu drogowego...

Darracq 200 HP | Nic co ekscytujące nie dzieje się w ciszy
Piotr Komisarczyk
26.11.2015 14:22
z19195631Q,Darracq-200HP.jpg

Darracq 200HP ((fot. Stefan Marjoram))

Cztery koła, brak karoserii, każdy element konstrukcji na wierzchu, a wszystko to pokryte brązami i rudościami patyny oraz rdzy. Na dziką naturę tego ponad 100-letniego samochodu składają się bowiem tylko silnik V8 o pojemności 25 litrów i szaleniec, który nie boi się zająć miejsce za kierownicą

Do samochodów z początków ery motoryzacji można podchodzić na dwa sposoby. Albo zdać się na to, co się stanie gdy dodasz gazu, pozostawiając wszystko w rękach Boga, albo „poturlać się” nim do najbliższego muzeum, gdzie zostanie na wieczność. Patrząc na Darracqa 200 hp powinniśmy głęboko przemyśleć tę drugą opcję...

Model 200 hp, o którym mowa, powstał z inicjatywy właściciela firmy Automobiles Darracq S.A. - Aleksandra Darracq tylko w jednym celu - stworzenia maszyny, która będzie szybsza niż wszystko co do tej pory zbudował człowiek.

Początki
z19195934Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

Firma Darracq powstała w 1896 roku i na początku zajmowała się m.in. produkcją samochodów elektrycznych i trójkołowców. Marka stała się znana, gdy 8 i 16 konne wersje popularnego modelu C, odniosły sukcesy w rajdach. Darracq uznał, że najlepszym sposobem na promocję marki będzie zaangażowanie się w sport motorowy. Wtedy to, obok wyżej wspomnianych modeli, w warsztatach kierowanych przez Paula Ribeyrollesa powstały samochody przeznaczone wyłącznie do sportu. Pierwszą i zarazem udaną próbą stworzenia rekordowego samochodu był Darracq 100 hp, którym w 1904 r. Paul Baras pierwszy raz w historii przekroczył prędkość 100 mil/h.

Gdy dwa miesiące po rekordowej jeździe dwa inne wozy ustanowiły nieoficjalne rekordy prędkości, Darracq postanowił zbudować samochód, który podniesie poprzeczkę tak wysoko, jak nisko opadną szczęki konkurentom na jego widok. Z końcem 1905 r. samochód był gotowy. Zespół konstruktorów z Ribeyrollesem na czele oraz kierowcy Victor Hemery i Louis Chevrolet, stworzyli najmocniejszy samochód wyścigowy w historii. Tytuł ten Darracq stracił dopiero w 1911 r. na rzecz Fiata S76.

Stalowy Potwór
z19195667Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

Aby zapewnić powodzenie projektu zespół podszedł do sprawy w typowy dla tamtych czasów sposób - skoro 100 KM w samochodzie z 1904 r. dało prędkość ponad 100 mil/h, to gdy zwiększymy moc dwukrotnie zapewne i prędkość się podwoi.

Sercem modelu 200 hp był 25-cio litrowy silnik V8, który powstał z połączenia dwóch czterocylindrowych silników rekordowego samochodu z 1904 r. Uważa się, że dzięki dodatkowym modyfikacjom, którym poddano silniki podczas ich łączenia zapewniały mu moc większą niż 200 KM. Była ona przekazywana na cienkie jak ostrza łyżew koła przez stożkowe sprzęgło, dwubiegową skrzynię przekładniową, bez biegu wstecznego i tylny most bez mechanizmu różnicowego. Całość umieszczono na prostej ramie wykonanej z tłoczonej stali. Aby zmieścić się w limicie wagowym dla samochodów wyścigowych, który wynosił 1000 kg, 200 hp pozbawiony był całkowicie karoserii. Mówiąc o całkowitym braku karoserii mam na myśli również podłogę. Zatem siadając za kierownicą Darracqa należało przed wszystkim sprawdzić, czy ma się dobrze zasznurowane buty. Jedynymi elementami zapewniającymi jako tako uregulowany opływ powietrza wokół samochodu była chłodnica uformowana w kształt litery V, wyglądający jak pocisk artyleryjski, zbiornik na wodę umieszczony nad silnikiem oraz gogle na twarzy kierowcy i mechanika.
z19195829Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

Bill Bunbury, wspólnik braci Guinness, którzy nabyli samochód w 1906 r. tak wspomina jazdę tym wozem:

Spróbuję wam opisać jakie to uczucie jechać "dwusetką”. Najpierw należało zająć miejsce w kubełkowym fotelu, który bardziej przypominał kubeł niż fotel. Nie siedziałeś w nim a raczej na nim. Jak na stołku. Podłogi nie było. Stopy trzeba było oprzeć o jedną z poprzeczek ramy. Prawą ręką należało mocno chwycić mocowanie zbiornika paliwa za plecami kierowcy, a lewą obsługiwać pompę paliwa. Algy (jeden z braci Guinness) ostrzegał, że nieumiejętne obsługiwanie pompy, to samobójstwo. Dobra. Ruszamy. Do 60 km/h samochód wydawał się być pozbawiony amortyzacji, przez co miałeś wrażenie, że rozpada się na kawałki. To trwało dosłownie chwilę. Gdy idziesz pełnym gazem samochód nie wydaje się już aż tak niekomfortowy, z tym że teraz jesteś zgniatany pędem powietrza, bo siedzenia są umieszczone dość wysoko a ciebie nie chroni żadna owiewka przez co musisz trzymać się z całej siły, aby cię nie zwiało.
Darracq pracujący na biegu jałowym wydawał dźwięki przypominające stalowy popcorn wybuchający we wnętrzu garnka, ale to nic w porównaniu z tym, jakie brzmienie ten wóz wydawał z siebie po osiągnięciu maksymalnych obrotów. Wtedy silnik brzmiał jak niekończąca się salwa z ciężkiego karabinu maszynowego, a płomienie wydobywające się z rur wydechowych sięgały stóp jego pasażerów.

Pod filmem z przejazdu Darracqa, ktoś zadał pytanie:

Co powoduje, że kierowca tego samochodu podchodzi do tego tak: Siedzę w 110-letnim, dwustukonnym samochodzie, który nie ma nadwozia, pasów bezpieczeństwa, a opony mam cieńsze niż w niejednym motorze... a tam, pocisnę go.
Jedyna słuszna odpowiedź innego użytkownika to:

Najważniejsze, to nie myśleć. Wsiadaj i miej nadzieję, że nie urwie ci dupy.

 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Debiut 200hp
Dokładnie dwa dni po ukończeniu prac nad samochodem, 30 grudnia 1905 r., ustanowił on pierwszy z całej serii rekordów prędkości. Na polnej drodze pomiędzy Arles a Salon, z Victorem Hemery za kierownicą i mechanikiem Victorem Demogeotem, 200 hp wykonał 4 testowe przejazdy obserwowane przez oficjeli z Automobile Club de France i Automobile Club de Salon. Podczas najszybszego przejazdu na dystansie 1 kilometra uzyskał czas 20,6 sekund co dało średnią prędkość 175 km/h, a rekord ten został uznany za oficjalny. W 1905 r. najszybsze pociągi, które obsługiwały regularne linie osiągały około 100 km/h, a samoloty nie latały szybciej niż dziś biega Usain Bolt. Darracq był Veyronem tamtych czasów.

z19195858Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

W styczniu 1906 r. wóz został zgłoszony do bicia kolejnego rekordu prędkości. Tym razem zawody odbyły się na plaży w Ormond podczas dorocznego Konkursu Szybkości. Głównym konkurentem zespołu Darracqa był zaledwie 50-cio konny parowy Stanley prowadzony przez Freda Marriota. Niestety zawody nie szły po myśli zespołu. Najpierw Hemery, którego talent jako kierowcy był równie wielki co ego i skłonność do łamania wszelkich reguł i awanturowania się, postanowił dosłownie dopiec największemu konkurentowi. Gdy wykonany z drewna i płótna „parowiec” stanął na linii startu do pięciomilowego wyścigu, Hemery niby przypadkiem, tak mocno przegazował 200 hp, że płomienie buchające z rur wydechowych sięgnęły Stanleya i pojawiło się ryzyko, że podpalą samochód konkurenta. Za to Hemery otrzymał ostrzeżenie od sędziów.

Prawdziwa katastrofa nastąpiła niedługo potem. Podczas wyścigu, w którym Darracq osiągnął rekordową prędkość 185 km/h zawiódł mechanizm pomiaru czasu a sędziowie nakazali jego powtórzenie. Hemery wpadł w furię. Ilość przekleństw rzuconych w stronę oficjeli była tak wielka i tak soczyście wypowiedziana, że sędziowie, nie znający nawet słowa w języku francuskim, wiedzieli że Hemeryemu należy się dyskwalifikacja. Temperamentnego francuza na stanowisku kierowcy zastąpił Louis Chevrolet. Jego przejazdy dały wynik 189 km/h. Niestety konkurenci byli szybsi. Stanley Steamer jako pierwszy samochód przekroczył barierę 200 km/h, na domiar złego, Chevrolet odmówił prowadzenia Darracqa w kolejnych wyścigach, twierdząc, że wrażenia z jazdy są na tyle przerażające, że bez dodatkowego wynagrodzenia się nie obejdzie. Na pocieszenie, ostatniego dnia zawodów w Ormond, 200 hp, prowadzony przez Victora Damegota, awansowanego w ekspresowym tempie z mechanika na kierowcę, bez problemu pokonał Stanleya, ustanawiając rekord przejazdu na dystansie dwóch mil ze średnią prędkością 195 km/h. Po zawodach w Ormond samochód wrócił do Europy gdzie został sprzedany braciom Guinness.

Stare Żelastwo
z19195796Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

Nazwany przez swoich nowych właścicieli „Starym Żelastwem”, 200 hp ustanowił szereg kolejnych rekordów prędkości. Guinnessowie wielokrotnie bowiem modyfikowali samochód, a następnie testowali go na publicznych drogach. Jako, że był to samochód wyścigowy nie był nigdy zarejestrowany i co oczywiste nie spełniał żadnych wymagań technicznych dla samochodów dopuszczonych do ruchu. Jednak mimo tego policjanci, patrolujący drogi po których poruszał się 200 hp, nie tylko nie karali właściciela, ale dopytywali się kiedy pojawi się ponownie w okolicy, bo uwielbiali oglądać jego spektakularne przejazdy z pełną prędkością.

We Włoszech, może taka sytuacja była by uznana za normalną, ale na tradycyjnej angielskiej wsi? Ciężko uwierzyć, prawda?

Nie inaczej do Starego Żelaza podchodzi jego obecny właściciel Mark Walker

W mojej opinii, to najwspanialszy samochód na świecie. Kozacki. Większość samochodów, które prowadziłem pozostawiała niedosyt. Miałem wrażenie, że mogę pojechać nimi szybciej. O Darracq nigdy tak nie pomyślałem. W przeciwieństwie do innych właścicieli zabytkowych wozów, nie złożyłem w nim tłumików. Nocą rozpościera się przede mną wspaniały widok. Z rur wydechowych strzelają płomienie pięknie, żarzące się błękitne jęzory ognia sięgające 30 centymetrów. Zabawne. Podjeżdżam na stację benzynową i widzę tablicę z napisem „zakaz używania telefonów komórkowych”. Potem patrzę na samochód i widzę płomienie z wydechu smagające dystrybutor.
z19195878Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

Potwierdzeniem tych słów jest przebieg samochodu od zakończenia jego odbudowy. Mark nawinął bowiem na koła Darracqa 5000 kilometrów, w tym dwa razy objechał nim całą Francję.

Epilog
Niewątpliwie, według dzisiejszych standardów, 200 hp jest okropny. Więcej - równie śmiercionośny co otrzymanie serii z pocisków fosforowych. Śmierdzi, dymi, pluje ogniem wydając z siebie najstraszniejsze dźwięki na świecie. Kto wie, może w całej swojej historii wyrządził więcej złego niż dobrego. Jednak należy jednocześnie pamiętać, że nic co ekscytujące nie dzieje się w ciszy, więc Darracq musi być jednym z najbardziej ekscytujących dzieł ludzkich rąk. Zbrodnią będzie zamykanie go w muzeum, tym bardziej, że mimo że już jest na emeryturze to jego historia jeszcze przez jakiś czas się nie skończy.

Mark mówi, że gdyby Darracq był zbudowany kilka miesięcy wcześniej, dziś mógłby brać udział w dorocznym wyścigu z Londynu do Brighton, a gdyby był to wciąż prawdziwy wyścig, mógłby z łatwością pokonać wiele współczesnych samochodów. Wobec tego przemyślałem sprawę - Stare Żelastwo zostaje na drodze, i mam nadzieję, że kiedyś go spotkam. A wtedy nie odmówię przejażdżki, nawet jeśli miałby urwać mi dupę.

z19195907Q.jpg
(fot. Stefan Marjoram)

Serdeczne podziękowania dla Pana Stefana Marjoram, za udostępnienie materiałów.

Więcej o twórczości i akcjach autora można znaleźć na jego profilu Stefan Marjoram|Art & Photography
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
To teraz może coś z drugiej strony. Nie jest może tak źle, bo wredni kapitaliści motywują pracowników mocą samochodów. W efekcie stale ona rośnie.

Samochody mocne, jak nigdy dotąd! Ale czy szybsze?
Piątek, 4 listopada (13:29)
Jeszcze kilkanaście lat temu samochód o mocy 100 KM uważany był powszechnie za "demona prędkości". Obecnie taka wartość na nikim nie robi już wrażenia.
Rewolucja w zakresie bezpieczeństwa i wyposażanie pojazdów w coraz to większą liczbę gadżetów sprawiły, że współczesne auta potrzebują z reguły o wiele mocniejszych jednostek napędowych niż ich poprzednicy.

Potwierdzają to wyniki badań niemieckiego Center Automotive Research działającego przy Uniwersytecie Duisburg-Essen. Pod koniec października wieloletni szef instytutu - Ferdinand Dudenhoffer - opublikował wyniki corocznych badań dotyczących poziomu mocy nowych pojazdów. Dane obejmowały samochody osobowe zarejestrowane po raz pierwszy w Niemczech w okresie do 1 stycznia do końca września bieżącego roku.

Okazało się, że średnia moc (wyliczona na podstawie wszystkich rodzajów napędów, w tym elektrycznych i hybrydowych) zarejestrowanych w tym roku w Niemczech samochodów osobowych osiągnęła poziom 148 KM! Dla porównania jeszcze dziesięć lat temu przeciętny nowy samochód w Niemczech dysponował mocą 126 KM. W roku 1996 średnia moc nowych aut osobowych u naszych zachodnich sąsiadów wynosiła zaledwie 98 KM! Profesor Dudenhoffer nie ma wątpliwości, że w roku 2017 przekroczona zostanie psychologiczna granica 150 KM.

Z danych instytutu CAR wynika, że niemieccy nabywcy niewiele robią sobie z afery "diesel szwindel". Obecnie 47 proc. lokalnego rynku stanowią samochody z silnikami wysokoprężnymi. Ich średnia moc wynosi już 163 KM. W zeszłym roku było to około 160 KM.

52 proc. udział w rynku należy jednak do aut z silnikami o zapłonie iskrowym. Ich średnia moc wynosi dziś 135 KM. W zeszłym roku było to jeszcze 129 KM.

Co ciekawe, do wzrostu wskaźnika średniej mocy w dużej mierze przyczyniają się klienci flotowi, którzy traktują samochody służbowe, jako jeden z elementów motywowania pracowników. W przypadku samochodów osobowych zarejestrowanych na firmy średnia moc wynosi obecnie 164 KM (w zeszłym roku było to 161 KM). Dla porównania niemieccy klienci indywidualni kupują auta rozwijające średnio 139 KM (w zeszłym roku było to 135 KM).
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Moje tezy rzucane wiele, wiele lat temu, potwierdzają niemieckie rozmówczynie Gadomskiego w jego Komentarzu Tygodnia pod tytułem:
"Świat wykastrowanych mężczyzn"
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Lepiej jednak, żeby inżynierowie nie zaniedbywali matmy...
Najdziwniejszy wyścig w historii? Nikt nie dojechał do mety!
Dzisiaj, 2 października (10:36)
Fani wyścigów z uwagą śledzili weekendowe zmagania kierowców Formuły 1 na torze w Sepang. Grand Prix Królowej Sportów Motorowych towarzyszyły wyścigi bolidów Formuły 4. Ich sobotnia rywalizacja przejdzie do historii sportów motorowych.


Pierwszy z dwóch wyścigów przebiegł bez większych emocji, ale to, co stało się pod koniec drugiego sprawiło, że kibice przecierali oczy ze zdumienia. Całkiem prawdopodobne, że był to pierwszy wyścig w historii sportów motorowych, na którego mecie nie pojawił się żaden z bolidów.

Startujący z pole position Danial Frost, który przewodził w stawce - z braku paliwa - zatrzymał się na szóstym (z ośmiu) okrążeniu. Na tym samym "kółku" brak paliwa wyeliminował również trzech innych zawodników. Taki obrót sytuacji poskutkował pojawieniem się na torze samochodu bezpieczeństwa. Organizatorzy musieli bowiem usunąć z jezdni stojące w niebezpiecznych miejscach bolidy.

To nie był jednak koniec problemów. W czasie "neutralizacji" paliwo skończyło się również w pozostałych bolidach. Ostatecznie na torze pozostał tylko jeden zawodnik - Kane Shepherd. Niestety na finałowym, ósmym okrążeniu również jego bolid z powodu braku paliwa zatrzymał się, stało się to zaraz po wyjeździe z zakrętu nr 2.

W efekcie metę pokonał jedynie samochód bezpieczeństwa!

Śledzący rywalizację Carlos Sainz napisał na jednym z serwisów społecznościowych, że "oglądał właśnie pierwszy w życiu wyścig, na którego mecie nie pojawił się żaden bolid".

Kuriozalna sytuacja była wynikiem błędnych obliczeń inżynierów wyścigowych. Z uwagi na napięty kalendarz związany z weekendem F1 (i nieplanowanymi trudnościami) dwa wyścigi Formuły 4 odbywały się w sobotę jeden zaraz po drugim. Ze względu na ograniczony czas organizatorzy podjęli decyzję o rezygnacji ze standardowego tankowania bolidów pomiędzy wyścigami.

Harmonogram wyścigowego weekendu zaburzyła sprawa przerwanej 20 minut przed czasem (czerwona flaga) drugiej sesji treningowej F1. Luźna pokrywa studzienki deszczowej przebiła oponę w bolidzie Romaina Grosjeana, przez co kierowca stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w barierki. Na całe szczęście 31-latek wyszedł z groźnie wyglądającego wypadku bez szwanku.

Ostatecznie organizatorzy zdecydowali o sklasyfikowaniu kierowców Formuły 4 na miejscach, jakie ci zajmowali na piątym okrążeniu. Oznacza to, że zwycięstwo przypisane zostało wyeliminowanemu na szóstym "kółku" Danialowi Frostowi.
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 448
Na fb jest grupa "Filozofia" i jak sama nazwa wskazuje, zazwyczaj ludzie wypisują tam nieznośne głupoty. Jednak niedawno ktoś zadał pytanie: "Jak nazwałbyś epokę, w której żyjesz, gdybyś miał taki przywilej?". I pojawiła się odpowiedź, moim zdaniem genialna:
memolit
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
I co? Multi-kulti dziaa... Proszę, jak ubogacili naszą kulturę na drogach o nowe formy folkloru!

"Skąd te dzikusy jebane mają takie samochody?!" - A, tu cię boli dupa, ty Polaku-biedaku-cebulaku! Dżihadyzują na zasiłku, to mają! :)

Europa w masowej skali traci swoją tożsamość pod rządami spierdolonej Unii, a tego prymitywa tylko prostacka zazdrość o cztery kółka napędza...
 
Do góry Bottom