Czy zasada nieagresji ma charakter absolutny?

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
Na straży zmniejszenia tej naturalnej w końcu nierównowagi powinna stać państwowa policja (alarmowana przez moralnych "wścibskich" obserwatorów), a np. przypadki ostrego i systematycznego katowania pasem w pupę powinny kończyć się rozdzieleniem stron, przy czym kat lądowałby w pudle.
myślę że lepiej by sobie radziła społeczność bezpaństwowa niż państwowa policja. oddolność lepsza

Cóż Ci mogę na to poradzić? Sądy powinny być bezstronne. Wierzyć trzeba w ostateczności, no i stronie bardziej wiarygodnej, a nie biorąc kryterium płci.
no sądy nie są obiektywne
Kilka lat temu nagłośniono eksperyment, który pokazał, jak bardzo nasze decyzje zależą od jedzenia. Zauważono bowiem, że izraelscy sędziowie zasądzali łagodniejsze kary po śniadaniu. Z każdą kolejną stawali się coraz bardziej surowi. Tuż przed lunchem trudno było liczyć na łagodny wyrok. Po przerwie na posiłek liczba wyroków skazujących ponownie spadała i orzeczenia były znów łagodniejsze.
liczę na jakiś program komputerowy który by był maksymalnie obiektywny, kierujący się algorytmami, w inpucie daje sie dane a on wypluwa werdykt na podstawie takiego prawa którego osoby których werdykt dotyczy są abonentami. a jeśli obie osoby zamieszane w sprawę by były abonentami różnych juryzdykcji to nie było by problemu tak jak nie ma dzisiaj dużego problemu w prawie międzynarodowym a w średniowieczu nie było dużego problemu w rozstrzyganiu sporów międzyklasowych/międzykastowych jak na przykład parobek zabił rycerza albo odwrotnie. niby już powstał w USA open-sourcowy rdzeń platform cyfrowego zarządzania i woluntarystycznych aterytorialnych juryzdykcji bazowany na angielskim prawie zwyczajowym- https://docs.google.com/document/d/1zeSW3GVa9sJLUhIGdNvpZ3w-T22QfQZCOnWGx-Zbeas/edit?pref=2&pli=1 zwolennik tego projektu napisał mi że każdy system prawny zawiera się w ramie tego meta-prawa
 

ukos

Well-Known Member
505
971

Zasada proporcjonlaności​


Zasada nieagresji mówi tyle, że nie wolno człowiekowi dokonywać agresji na innego człowieka. Nie jest to magiczny płaszcz zabezpieczający przed sytuacją, w której przychodzi Pan Agresor i mówi, że zasady nie poważa i nie będzie stosował.


Co jeśli padniemy ofiarą agresji? Mamy prawo odpowiedzieć. Odpowiedź przemocą na agresję nie jest agresją. Tyle tylko, że musi się ona mieścić w zdroworozsądkowym limicie „odpowiedzi”. Jeśli zapytany o godzinę odpowiem elaboratem o długości „Pana Tadeusza”, jest to z całą pewnością przesada (choć nieagresywna). To samo tyczy się agresji: Przemoc użyta w odpowiedzi na agresję musi być adekwatna do tej agresji, powyżej tego progu przestaje być odpowiedzią i sama staje się agresją.


Co to jest adekwatna, tego doktryna nie rozstrzyga. Rothbard proponował dwukrotność doznanej przemocy, ale wątpliwe jest, żeby właściciel osiągnął jakąkolwiek korzyść z jeżdżenia na motorach pod domami tych gówniarzy, a jednak odpowiedzi na agresję nie udziela się tylko dla zaspokojenia sadystycznej żądzy zadania przemocy, a po to, żeby uczynić zadość ofierze (że jedno może iść w parze z drugim, to zupełnie inna sprawa).

Wracamy do kazusu.


Gdyby właściciel nabył sobie nieruchomość z drogą, po której nikt nie jeździ, po czym rozwiesił tam linki i oznaczył wyraźnie drogę jako prywatną, a rok później jakiś gówniarz by się zabił o te linki, nie powiedziałbym właścicielowi złego słowa. Zabezpieczył swoją własność, jak chciał, oznaczył ją, nie użył przemocy, bo nie odpowiadał na żadną agresję, nie naruszył zasady pierwszeństwa, wszystko jest OK.


To, że nastolatki jeździły, zanim linki zostały rozwieszone, zmienia postać rzeczy o 180 stopni. Linka miała być ewidentnie mechanizmem wymierzenia kary na miejscu agresorowi, którego ów właściciel drogi miał pełne prawo się spodziewać (i właściwie nie miał zdroworozsądkowego prawa się go nie spodziewać, tym bardziej, że mówił do dzieciaków, które nie mogą sobie jeszcze nawet kupić piwa, bo są uznane za zbyt niedojrzałe, żeby w pełni pojmować znaczenie wszystkich swoich czynów).


To jest dla mnie odpowiednik strzelania z bazooki do złodzieja, którego można obezwładnić, obić po ryju, odzyskać dwukrotność zrabowanego mienia i puścić wolno.


I to jest absolutnie niedopuszczalne.

NAP (zasada nieagresji) pozwala bronić swojej własności, nawet z użyciem przemocy, ale nie pozwala mordować ludzi (a linka spokojnie mogła kogoś zamordować – to cud, że do tego nie doszło!) bez uzasadnienia.


Uzasadnieniem mógłby być duży kaliber agresji. Uzasadnieniem mogłaby być nieskuteczność łagodniejszych środków (gdyby właściciel drogi spróbował kilku, kilkunastu lżejszych form przemocy o rosnącym stopniu natężenia i żadna by nie poskutkowała, rozwieszenie linki, a nawet zakopanie pod drogą min, również usprawiedliwiam – należy wybierać metodę najbardziej humanitarną spośród skutecznych, a nie najbardziej skuteczną spośród humanitarnych).


Jednak właściciel nie próbował ani rozsypać gwoździ lub tłuczonego szkła, ani rozlać oleju, ani umieścić głośnika na fotokomórkę, który w reakcji na motocyklistę wydaje odgłos, od którego motocyklista natychmiast przestaje panować nad swoimi odruchami – co skończyłoby się pewnie połamaniem agresywnego motocyklisty, ale w zakresie, który też bym w pełni usprawiedliwił.


Właściciel drogi poszedł na całość.

Oczywiście: jako libertariański sędzia skazałbym go z uwzględnieniem tego, że sam padł ofiarą agresji, czyli oceniając tylko różnicę między przemocą, którą zastosował, a przemocą, którą był w mojej ocenie uprawniony zastosować. Aby to dobrze zrobić, musiałbym poznać najdrobniejsze szczegóły sprawy, a tego mi się nie chce robić, dopóki nie przyjdą do mnie reprezentanci stron z konkretną, niekoniecznie wygórowaną, ofertą finansową za podjęcie się roli superarbitra. Na razie mogę ogólnie zarysować moje ewentualne rozumowanie.

Jedyną sytuacją, która nie dawałaby mi spokoju z powodu niepewności, do czyjej racji się przychylić, byłaby taka, w której właściciel dowiódłby, że wszystkie bardziej humanitarne środki zmierzające do powstrzymania agresji, której doświadcza, mimo że mogłyby być skuteczne, wiązałyby się dla niego z nieporównanie większym kosztem niż środek niehumanitarny. Gdyby istniał sensowny sposób egzekucji różnicy kosztów od agresorów, w obronie przed którymi te środki zostałyby zastosowane, to można byłoby się o to pokusić, ale tak nie jest – nie można nagle żądać od nieletnich, których mniej lub bardziej tolerowało się na własnym terenie przez rok czy dwa, żeby płacili równowartość półrocznej średniej pensji za uniknięcie śmiertelnych pułapek.


Zresztą nikt rozsądny nie proponuje, żeby z pieniędzy ściągniętych od włamywaczy tytułem kar za ich występki refundować ludziom zamki w drzwiach.

Raczej jestem zdania, że własność to manifestacja wolności, a wolność to odpowiedzialność. Chcesz mieć drogę – to sam ją na własny koszt zabezpiecz w sposób nieagresywny. Ale, znów jako sędzia, nie wykluczam odwrotnego orzeczenia w jakiejś naprawdę brzegowej sytuacji, która teraz nie przychodzi mi do głowy.


Natomiast bronienie z pozycji libertariańskich właściciela w powyższej sytuacji, jako kogoś, kto jest całkiem w porządku, nie dość, że zniechęca niezdecydowanych do libertarianizmu, to jeszcze jest możliwe do zaatakowania na poziomie interpretacyjno-doktrynalnym.
 

Hanki

Secessionist
1 525
5 088
kodeks hammurabiego, lol.

Bynajmniej. To dość dobrze zakorzeniona w kulturze prawnej zasada restytucji z nawiązką, która jest elementem libertariańskiej teorii kary:

 
Do góry Bottom