Ayn Rand

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Ale żeś zamącił. Egoizm Rand to dążenie do własnego szczęścia i spełnienia, ale z poszanowaniem dążeń innych ludzi. Matka Teresa nie była egoistką. Jej pacjenci chcieli wyzdrowieć, a ona chciała ich cierpienia.
No właśnie. Rand była egoistką, a Matka Teresa - sadystką.
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 410
4 438
Myślę, że Matka Teresa to uosobienie większości ludzkich cech, których nienawidziła Rand.
 

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 386
Ale żeś zamącił. Egoizm Rand to dążenie do własnego szczęścia i spełnienia, ale z poszanowaniem dążeń innych ludzi. Matka Teresa nie była egoistką. Jej pacjenci chcieli wyzdrowieć, a ona chciała ich cierpienia.

A ja to widzę tak: pierwsza część twojej wypowiedzi, jest zrozumiała w kontekście tego co ja napisałem, ale nie bez tego kontekstu. Natomiast dwa ostatnie zdania zawierają jakąś wątpliwą przesłankę entymematyczną, że "Teresa chciała ich cierpienia a nie uleczenia (ich tj. pacjentów)" opartą prawdopodobnie na wypowiedziach dziennikarskich (nierzetelnych) nijakiego Ch. Hitchensa. Ja uważam, że bardziej do działania Teresy pasuje spoonerowskie vices are not crimes. Z faktu, że ktoś chce pomóc nie wynika jeszcze, że zawsze mu się to uda. To jest normalne, że ludzie błędnie dobierają środki do celów. Oczywiście nie mówię tu o szkodzeniu celowym. Oj chyba nie zaczaisz tego co piszę?
 

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 386
No właśnie. Rand była egoistką, a Matka Teresa - sadystką.

Gdyby nie była egoistką, to zmuszałaby innych do robienia tego co sama robiła. Gdyby była sadystką, to dręczyła by chorych, a żeby to robić to musiała by mieć dar bilokacji...

// sorry za post pod postem, ale coś po tych zmianach muli
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Gdyby nie była egoistką, to zmuszałaby innych do robienia tego co sama robiła. Gdyby była sadystką, to dręczyła by chorych, a żeby to robić to musiała by mieć dar bilokacji...

// sorry za post pod postem, ale coś po tych zmianach muli
Była sadystką, bo napawała się cierpieniem swoich podopiecznych, kradła kasę, która miała iść na leczenie i odmawiała im profesjonalnej pomocy lekarskiej (jeśli wierzyć Hitchensowi).
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Ja uważam, że bardziej do działania Teresy pasuje spoonerowskie vices are not crimes. Z faktu, że ktoś chce pomóc nie wynika jeszcze, że zawsze mu się to uda. To jest normalne, że ludzie błędnie dobierają środki do celów.
My piszemy o Matce Teresie, a ten debil mi zarzuca kolektywne obrażanie wszystkich ludzi wykonujących zawód lekarza. Najlepszy jest ten gimbusiarski pocisk na końcu wypowiedzi, który ma świadczyć o wysokim skomplikowaniu powyższego wywodu.

I wolę wierzyć Hitchensowi niż teatrzykowi zapełnianemu nowymi aktorami, których miała wyleczyć Teresa ze śmiertelnej choroby. Mało tego, ona ich miała leczyć modlitwą...

No i jest jeszcze sprawa warunków, które Teresa miała fatalne i żaden lekarz nie powinien w takim środowisku leczyć, o ile nie jest do tego zmuszony. Tego w żaden sposób nie można ruszyć, bo to jest po prostu fakt.
 
Ostatnia edycja:

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 386
Źle zinterpretowałeś moją wypowiedź Amelu, obawiałem się po prostu czy dostatecznie jasno się wyraziłem (piszę coś zupełnie innego w tej chwili, siłą rzeczy myślę, o czymś innym). Warunki miała takie jakie miała, mogło nie być żadnych warunków, albo ktoś mógł zrobić lepsze, ale nie zrobił. Tu nie chodzi o to, żeby komuś wierzyć lub nie, ja po prostu czytając jego wypowiedzi (Hitchensa), mam wrażenie jakbym słuchał TVN24. Z jednej strony mam wątpliwości co do uzasadnienia przesłanek materialnych, o których mówi (łącznie z tym, czy możemy dociec do prawdy w tej materii), z drugiej strony mam wątpliwości co do rozumowań, które przedstawia, choć ciężko mi teraz podać jakiś przykład. Brakowało mi także rozpatrzenia (krytycznego oczywiście) argumentów drugiej strony (audiatur et altera pars). No jest to takie dziennikarskie pisanie...

Co do twojej wypowiedzi kolego pampalini, to generalnie jest tak jak napisałeś, ale to czy była sadystką zależy w pierwszej kolejności, od tego jak zdefiniujemy "sadyzm". Jeżeli jako celowe zadawanie cierpienia to jej działania powinny przypominać raczej przedsiębiorstwo Holokaust, nie jest tak? Dziwne są także takie stwierdzenia "napawała się cierpieniem". Był nią? Był w jej skórze? Czuł to co ona? Na pierwszy rzut oka widać, że są to jakieś wypowiedzi interpretacyjne, psychologizowanie kogoś. Jej stany psychiczne można było badać, ale nikt ich nie badał i nie można ich już zbadać.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Co do twojej wypowiedzi kolego pampalini, to generalnie jest tak jak napisałeś, ale to czy była sadystką zależy w pierwszej kolejności, od tego jak zdefiniujemy "sadyzm". Jeżeli jako celowe zadawanie cierpienia to jej działania powinny przypominać raczej przedsiębiorstwo Holokaust, nie jest tak? Dziwne są także takie stwierdzenia "napawała się cierpieniem". Był nią? Był w jej skórze? Czuł to co ona? Na pierwszy rzut oka widać, że są to jakieś wypowiedzi interpretacyjne, psychologizowanie kogoś. Jej stany psychiczne można było badać, ale nikt ich nie badał i nie można ich już zbadać.
Nadinterpretowujesz mój na poły śmieszkujący komentarz do zalecenia, żeby być kimś pomiędzy Rand a Matką Teresą. Pewnie, że nie wiem, czy faktycznie była sadystką. Po prostu nie mogłem się powstrzymać przed złośliwym komentarzem. A źródło podałem, więc każdy może zweryfikować wiarygodność mojego śmieszkowania.
 

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 386
Dlaczego "nadinterpretowuję"? Po prostu je zinterpretowałem. O wiarygodności źródła już napisałem - nie jest wiarygodne, ze względów materialnych i formalnych.
 

tomahawk

Well-Known Member
736
1 295
"Mini-almanach obiektywistycznych świrów

Stało się. Do Polski zaczęli przybywać przedstawiciele amerykańskiego Instytutu Ayn Rand wraz ze swoimi chorymi ideami.

Przedstawianie po raz kolejny na tym blogu Ayn Rand i jej pokracznych idei mija się z celem, warto jednak mieć na uwadze to, iż choroba moralności i człowieczeństwa, zwana także obiektywizmem, niestety wciąż ma się dobrze i żyje w umysłach wielu osób. Część z tych osób przybywa nawet do Polski ze specjalnymi wykładami – warto więc wiedzieć, z kim mamy do czynienia.

Murray Rothbard był chyba jednym z niewielu (jedynym?) normalnych nowojorskich Żydów, którzy poświęcili swoje życie naukom o człowieku. Zeświecczona społeczność żydowska tej wielkiej metropolii zrodziła już całe zastępy wywrotowych lub lewackich intelektualistów, by wymienić tylko Hannah Arendt, Thomasa Nagela, czy też Noama Chomsky’ego i ciężko w niej znaleźć normalnych libertarian. O wiele łatwiej znaleźć można za to obiektywistów, czyli zwolenników groteskowych poglądów Ayn Rand.

Przez wiele rolę „świętego Piotra” religii obiektywizmu pełnił Nathaniel Branden. Zmarł w 2014 roku i na szczęście nie przyjedzie już do Polski. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało: Blumenthal, ale postanowił je zmienić za namową samej prorokini Rozumu. Branden przeczytał powieść Rand „Źródło” w wieku 14 lat i był, jak sam mówił, „zahipnotyzowany”. Rzeczywiście, było w tym coś z hipnozy, gdyż po kilkuletniej wymianie korespondencji Rand zadzwoniła wreszcie do niego i gdy miał 20 lat uczyniła z niego swojego seksualnego partnera. Co ciekawe, zanim tak się stało Rand zorganizowała wspólne spotkanie z swoim małżonkiem oraz żoną młodego Nathaniela, na którym wyjaśniła wszystkim, że zgodne z rozumem jest to, aby ich romans pozostał niezakłócony.

Nathaniel Branden był psychoterapeutą, który mniej więcej od początku lat 70. zaczął publikować swoje własne prace cieszące się pewnym uznaniem w środowisku. Nie jestem specjalistą od psychologii i dlatego nie potrafię wypowiedzieć się na temat ich wartości, lecz sporo wątpliwości budzi jego pogmatwane życie moralne a także fakt, iż prowadziwszy swego czasu terapię Murraya Rothbarda zdradzał wszystkim członkom randowskiej sekty tajemnice i sekrety, które powierzał mu Mr Libertarian. Tego typu zachowania są dyskredytujące w środowisku terapeutów – być może jednak nie w środowisku zbuntowanych atlasów.
Branden sypiał z Ayn Rand mniej więcej 9 lat, lecz wówczas poznał młodszą i piękniejszą, dlatego został wydalony z samego jądra Rozumu (dlatego zresztą zajął się przede wszystkim psychologią). Wówczas miejsce Brandena (niekoniecznie w łożu Ayn Rand) zajął Leonard Peikoff, krewny Brandenów z Kanady.

Rosyjska Żydówka uczyniła z Peikoffa swojego prawnego i intelektualnego spadkobiercę. Ten wziął sobie jej wolę do serca, gdyż w 1985 założył wspomniany instytut noszący jej imię, który niestrudzenie uświadamia wszystkich chętnych o tym, że kilka dekad temu po Nowym Jorku kroczyła wielka filozof nauczająca o tym, że „fakty to fakty”, czy też, że „A jest A”.

Leonard Peikoff to „myśliciel” tyleż kuriozalny, co nawet groźny. Jak wiadomo, obiektywiści gardzą altruizmem (a przynajmniej go „nie cenią”). Założyciel Instytutu Ayn Rand pokazał na czym polega to przekonanie w praktyce gdy po wybuchu wojny w Iraku w 2003 roku żalił się w czasie wystąpień publicznych, że opinia publiczna niepotrzebnie przejmuje się losem cywilów, którzy ginęli w czasie walk (!). Jako zwolennik wojen prowadzonych przez amerykańskiego Lewiatana uważał zresztą, że USA powinno od razu uderzyć na Iran i czynił z tego powodu wielkie wyrzuty prezydentowi Bushowi.

Peikoff i inni randyści (obiektywiści) nie potrafią nigdy wytłumaczyć jak pogodzić głoszony przez nich indywidualizm z wyrażaniem poparcia dla wojen prowadzonych przez USA o dostęp do surowców, lecz najwyraźniej to dla nich nie problem. Tego typu problemów nie dostrzegała także nigdy sama Krynica Racjonalności. Bardzo często można także odnieść wrażenie, że randyści popierają wszystko to, co leży w interesie państwa Izrael – co nie dziwi jeśli uwzględnimy narodowość większości najważniejszych obiektywistów.

Peikoff to także zdecydowany zwolennik aborcji, przy czym jego poparcie przybiera wręcz absurdalne intelektualnie kształty. Otóż założyciel Instytutu Ayn Rand uważa, iż tak naprawdę to zwolennicy aborcji są pro-life, ponieważ zakaz aborcji zmusza kobietę do poświęcenia jej życia (!). A tymczasem, jak wskazywała Sama Ona, dzieci nie posiadają żadnych praw dopóki się nie urodzą.

Jako ciekawostkę warto także przedstawić bezmiernie śmieszne poglądy Peikoffa na temat Świąt Bożego Narodzenia, z którymi można zapoznać się na jego stronie peikoff.com. Otóż, przekonuje randysta, wszyscy powinniśmy dążyć do tego, aby pozbyć się Chrystusa z obchodów Świąt i skupić się na Świętym Mikołaju, który w przeciwieństwie do Nazaretańczyka jest... kapitalistyczny. Chrystus okazuje innym łaskę oraz bezwarunkową miłość – największe grzechy obiektywistycznej religii – a Gwiazdor daje prezenty tylko tym, którzy byli dobrzy, a nie źli.

Wystarczy już chyba słów na temat założyciela Instytutu Ayn Rand – i tak poświęciliśmy mu o wiele więcej uwagi, niż na nią zasługuje.

Leonard Peikoff na szczęście nigdy nie odwiedził Polski, lecz dwukrotnie (a może i więcej razy) z wykładami gościł już w naszym kraju dyrektor wykonawczy Instytutu Ayn Rand – Yaron Brook. Brook nie jest wprawdzie Żydem z Nowego Jorku, ale Żydem z Izraela, co w najlepszy sposób tłumaczy jego wielkie zaangażowanie w zastosowanie zasad randowskiego egoizmu do polityki zagranicznej (wojennej) Stanów Zjednoczonych oraz Izraela. Otóż zdaniem Brooka, a także Peikoffa i innych, w polityce zagranicznej USA powinny się kierować własnym interesem, gdyż moralne jest właśnie to, co jest zgodne z wolą jednostki.

Podstawowy problem związany z takim poglądem polega na tym, że USA nigdy nie były ani nie zostaną wychwalaną przez obiektywistów pod niebiosa jednostką, lecz będą zawsze stanowiły kolektyw. Na dodatek kolektyw, który pobiera ogromne podatki na rzecz coraz większych zbrojeń, choć przecież obiektywiści deklarują się jako zwolennicy kapitalizmu. Brooka to jednak nie zraża.

Naczelny obiektywista to osoba dobrze czująca się w publicznych wystąpieniach. Gdy się wypowiada, można niekiedy odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z charyzmatycznym pastorem. Wydaje się, że to nie przypadek. Brook to były pracownik izraelskich służb specjalnych, człowiek doskonale przeszkolony w swoim fachu. Istnieje wiele powodów by sądzić, że Yaron Brook został specjalnie wynajęty przez państwo Izrael lub amerykańskie służby do tego, aby urabiać młode osoby zainteresowane libertarianizmem do wyrażania poparcia dla wojen prowadzonych przez USA i Izrael. Tłumaczyłoby to także, dlaczego Instytut Ayn Rand dysponuje tak sporymi środkami na promocję własnych idei.

Brooka cieszy, że po śmierci Rothbarda libertarianizm w Stanach Zjednoczonych stał się mniej „anarchistyczny”, a przez to mniej nakierowany na realizację libertariańskich ideałów. Cele Brooka i jego obiektywistycznych kolegów są bowiem o wiele bardziej prozaiczne: chcą urobić libertarian do udzielenia masowego poparcia amerykańskiej maszynie „obiektywnych” i zgodnych z „egoistycznym interesem” amerykańskiego narodu wojen. Kto nie wierzy, niech sprawdzi jak często Brook i jego koledzy pojawiają się w republikańskich mediach, które jednocześnie zakazują wstępu libertarianom spod znaku Murraya Rothbarda. Przy okazji pragną także przekonać wszystkich, że religia jest nieracjonalna i że prawdziwy libertarianin powinien nią gardzić.

Do niniejszego małego almanachu mógłbym jeszcze zaliczyć oczywiście m.in. Alana Greenspana, który zasady randowskiego obiektywizmu realizował jako naczelny nadzorca taśmy drukującej pieniądze w amerykańskim banku centralnym. Jego przypadek to chyba najbardziej wyrazisty dowód na to, jak bardzo pozbawiony moralnych fundamentów jest obiektywizm oraz jego zwolennicy.

Niestety - Instytut Ayn Rand i jego przedstawiciele powoli penetrują już polskie środowisko libertarian. Przyjeżdżają z wykładami, przysyłają książki, udzielają wsparcia. Można mieć tylko nadzieję, że polscy libertarianie rozpoznają w nich w porę hochsztaplerów i płatnych agentów oraz dostrzegą, jak bardzo groteskowe są poglądy obiektywistów.

Jakub Wozinski"
Źródło: http://pobozny-socjalizm.blogspot.com/2015/12/mini-almanach-obiektywistycznych-swirow.html
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Tia, obiektywiści. Dzięki Woziński za ten artykuł. Dziesięć osób na krzyż w całej Polszce, cała śmietanka true obiektywistów. Reszta ludzi na spotkaniach to zagubieni libertarianie lub konserwatywne libki od Korwina. Jest się czego bać. Ale dziękuję za ten ostrzegający wpis. Może ktoś się zainteresuję obiektywizmem i zgłębi filozofię Ayn Rand. Tym bardziej, że znaczna część artykułu to porno wstawki z życia prywatnego i nie jeden kuc może se zwalić.

Jeszcze jeden taki artykuł i można zacząć podejrzewać Wozińskiego o popularyzację Ayn Rand w kręgach libertariańskich. Oby nie opublikował tego w NCzasie.

Na serio: nie wyrabiam ze śmiechu, gdy czytam opowiastki o tych romansach i mam się niby zszokować według Wozińskiego i krzyczeć "ola Boga, te obiektywisty to szatany i zuo".

Krytyka Ayn Rand Institute słuszna. Tylko po chuj krytykować coś, o czym nikt prawie nie słyszał? Chyba, że chciał zareklamować. A wiadomo, że zło się lepiej sprzedaję od dobra ;)
 

tomahawk

Well-Known Member
736
1 295
Krytyka Ayn Rand Institute słuszna. Tylko po chuj krytykować coś, o czym nikt prawie nie słyszał?
No wiesz. Ostatnio jeden z moich znajomych zaczął coś mi pierdolić o tym, że Izrael jest obrońcą cywilizacji zachodniej. Okazało się, że nasłuchał się Kelthuza, i dodatkowo nie jest żadnym studenciakiem czy gimbusem. Może był jedną z tych dziesięciu osób, o których piszesz, nie wiem, nie należę do żadnych grup facebookowych, nie chodzę na spotkania randystów, więc słabo znam to środowisko. Po prostu pomyślałem, że warto wstawić ten tekst w tym miejscu. W nieco bardziej "stonowany" sposób, o obiektywistach pisze lib, Jakub Bożydar Wiśniewski:
http://www.jakubw.com/2015/11/logiczne-i-ideologiczne-wyzwania.html
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Interpretacja filozofii Ayn Rand z innej "dziwacznej" perspektywy...

Całość na: http://ateista.pl/showthread.php?tid=12603

Wbrew nazwie nie przeczytacie tutaj peanów pochwalnych na cześć kapitalizmu. Nie znajdziecie jednak też krytyki Rand. Raczej pewien komentarz, próbę wskazania na ten znaczący element jej filozofii, który ginie w uproszczeniach a bez którego filozofia ta przestaje już być tym czym jest. Nierzadko bowiem nazwisko Ayn Rand pojawia się w kontekstach w jakich pojawić się nie powinno, a przez zestawienie jej filozofii z wulgarniejszymi poglądami zatraca się ta właśnie szczególna cecha powinna randowską filozofię od nich odróżniać. Jeżeli znajdujemy nazwisko Rand zespolone z satanizmem La Veya czy potocznie rozumianą praktyką gospodarczą jaką jest kapitalizm, i tłumaczymy to pierwsze przez odwołanie do drugiego, to tak jakbyśmy chcieli - a niektórzy poważni autorzy tak robią właśnie! - zrozumieć np. Nietzschego przez pryzmat narodowego socjalizmu. Żeby dopuścić się takiego czynu trzeba albo bardzo nienawidzić danego myśliciela, albo być zupełnym ignorantem.

Znajdujemy nazwisko Rand w pismach satanistów z kręgu La Veya zaraz obok pochwał hedonizmu i pobłażania sobie; znajdujemy je w internetowych wpisach młodocianych libertarian zaraz obok żądań o prywatyzację powietrza czy praktyki kazirodczo-pedofilskie; znajdujemy je w serialu "andromeda" jako nazwę stacji badawczej orbitującej wokół planety "fountainhead" w której powstał gatunek biologicznych nadludzi "nietzschean" którzy z filozofią Rand nawet pojmowaną bardzo ogólnie mieli bardzo mało wspólnego; znalazłem ją nawet w jednym filmie, którego nazwy już nie pamiętam, pamiętam jednak sytuację w jakiej jej nazwisko się pojawiło: młody mężczyzna z prowincji brutalnie wykorzystał jakąś naiwną dziewczynę, po czym gadając coś o tym że silniejsi mogą eksploatować słabszych chował do tylnej kieszeni spodni zwiniętą książeczkę "anthem" z nazwiskiem Ayn Rand. Powiązanie nazwiska Rand z powyższymi zjawiskami to już wystarczająca wulgaryzacja. Są jednak i tacy, którzy powołują się na egoizm głoszony przez Rand i mieszają go z jakimś rozmazanym pojęciem egoizmu który miałby cechować każdego człowieka na ziemi argumentując że "skoro X zachowuje się tak a tak, w tym i altruistycznie, to dlatego że chce się tak zachować, a więc jest jednak egoistą - eu-kurwa-reka!". Jeszcze inni znają Rand tylko z filmu "atlas zbuntowany" (bo byli np. zbyt leniwi by przeczytać którąś z jej książek). Twórca tego filmidła powinien jednak dostać dożywotni zakaz zajmowania się czymkolwiek co ma wspólnego z kinem a bonusowo kilkugodzinną edukację z użyciem młota kowalskiego żeby mu płaską głowę przywrócono do normalnych kształtów (na marginesie dopowiem że, co niewielu wie, pierwsza adaptacja filmowa noweli Rand "we the living" miała miejsce w faszystowskich Włoszech za rządów Mussoliniego i ten włoski film do dziś pozostaje najlepszym jaki nagrano na podstawie jej powieści.) Wszystkie te powiązania muszą wykrzywiać filozofię Rand.

Co zatem chciałbym tutaj skomentować? Egoizm i kapitalizm. Tym dwóm słowom Rand przydała pewnego znaczenia, które nie występuje w ich potocznie używanych wersjach, stąd też warto wiedzieć co ona miała na myśli nim bezwiednie zacznie się nimi szastać powołując się na Rand.

"Jeżeli wszystko w życiu ma poniżyć się by schlebiać motłochowi, jeżeli ci którzy potrafią zadowolić motłoch są jedynymi którzy odnoszą sukces - dlaczego więc ktokolwiek miałby odczuwać jakiekolwiek wyższe aspiracje i przywiązywać wagę do jakichkolwiek ideałów? Kapitalistyczny świat jest niski, pozbawiony zasad, i zepsuty. Skąd jednak może czerpać zachętę do kierowania się zasadami jeżeli jego ideologia zabiła jedyne źródło zasad - człowiecze 'ja'? Chrześcijaństwo odniosło sukces w eliminowaniu 'jaźni' ze świata etyki, ogłaszając że 'etyka' i 'jaźń' są niekompatybilne. Ta jaźń nie może zostać jednak zabita. Ona jedynie zdegenerowała sie do postaci brzydkiej nowoczesnej walki o materialny sukces kosztem wszystkich wyższych wartości, ponieważ wartości te zostały wyjęte spod prawa przez kościół. ... Dopóki człowiecze 'ja' nie odzyska swojej właściwej pozycji, życie będzie takie jakie jest teraz: płaskie, szare, puste, pozbawione wszelkiego piękna, wszelkiego ognia, wszelkiego znaczenia, wszelkiej twórczej iskry."
(Dzienniki Ayn Rand, 22 grudzień 1935 roku)

Jak widac w powyższym fragmencie, Rand nie była bezwzględną fanatyczną apologetką kapitalizmu "jako takiego". Przede wszystkim była wroga wobec idei że człowiek powinien oddawać się na służbę masie czy kolektywowi, a to jeszcze nie oznacza klękania przed kapitalizmem jak przed Bogiem. Czym różni się życie pod dyktando "proletariatu", "bezkształtnej masy", bezsensownego, chciwego i zepsutego kolektywu od działania pod dyktando rynku? Wszak i w jednym i w drugim przypadku trzeba by człowiek twórczy poniżył się do tworzenia by zaspokoić gusta mas. W przypadku kapitalizmu napędzanego zyskiem i działającego podług zasady popytu i podaży jest to oczywiste, i ten kapitalizm Rand krytykowała. Widać to zwłaszcza w jej krytyce funkcjonowania Hollywood którą można znaleźć w wydanym w 1999 tomie "Russian Writings on Hollywood" składającym się z biografii aktorki Poli Negri (1925) i pisma "Hollywood: American City of Movies" (1926).

"Właściciele i prezesi studiów filmowych wymuszają na reżyserach przyjęcie własnych poglądów i żądań. Pełni chciwości gonią oni za gustami publiki. Niczym posłuszni słudzy, pragną zaspokoić każde pragnienie wszechmocnej publiczności. Chcą wypuszczac tylko to, co jest popularne. Boją się wszystkiego co nowe i niezwyczajne."

A tutaj fragment z wczesnych notatek do Fountainhead:

"Śmieszny i nieistotny ale jaskrawy przykład tego typu: typ mentalności Hollywood i producentów filmowych. Filmy nie tworzą żadnego wielkiego dzieła sztuki, żadnego nieśmiertelnego dzieła które można by porównać z innymi sztukami. Dlaczego? Bo film nie jest sztuką? Brednie! Ponieważ ci którzy tym kierują nie tworzą tego o czym wiedza że jest dobre. Ponieważ ci którzy tym kierują nie posiadają własnych wartości (i odmawiają ich posiadania) lecz ślepo akceptują wszystko co zostało zaaprobowane przez kogoś innego - kogokolwiek innego.
Filmy są doskonałym przykładem kolektywnej ideologii i "życia dla innych". Dlaczego wszystkie inne dziedziny sztuki siegają wyżyn których film nigdy nie osiągnął? Dlaczego prosperują i trwają pomimo tego że nie oglądają się na "kasę biletową", aprobatę motłochu? Dokładnie dlatego że nie wyglądają za aprobatą motłochu. Tworzą - i zmuszają motłoch do przyjęcia tego co tworzą. Filmy jednak "żyją dla innych". A właściwie nawet nie żyją. Nie jako jakieś osiągnięcie ani cel sam w sobie. Ci którzy pracują w filmie pracują by zarabiać pieniądze, a nie by pracować w filmie. W porządku, skoro to wszystko czego chcą. Co jednak czerpią z tych pieniędzy? Co dostają w zamian za porzucenie rzeczywistości swojego dzieła i swojego życia? Spędzają swoje żywoty na zadaniu z drugiej reki, na zadaniu drugorzędnym względem ich prawdziwego celu, zadaniu które jest jedynie środkiem do celu. Czym jest cel? Czyż to nie cel powinien być tym nad czym powinni spędzić swoje zycie? Oni jednak sa ludźmi z drugiej reki i ich życie jest z drugiej ręki".
(Dzienniki Ayn Rand, 4 grudnia 1935)

Kapitalizm o który Rand zabiegała był tym, co określała jako "nieznany ideał", nieznany nie tylko tam, skąd uciekła, czyli w opanowanej przez bolszewików Rosji, ale nieznany również tam dokąd przybyła, czyli w Stanach. Ów nieznany ideał nie był napędzany zyskiem ani własnością prywatną lecz stanowił nowy "nieznany" kodeks moralny. To było istota kapitalizmu takiego, jaki chciała widzieć Rand. W notatkach z 16 maja 1934 roku znajdujemy: "Błąd liberalnych demokracji: dając pełne prawa ilości (wiekszości), zapomniały o prawach jakości, które są wyższymi prawami. Udowodnić ze odróżnienie jakości nie tylko istnieje w sposób nie dający się usunąć, ale także powinno istnieć. Następny krok - demokracja lepszych jedynie. Nie jest to możliwe bez bardzo wysokiego i silnego poczucia honoru. To z kolei nie jest możliwe bez pewnego zbioru wartości z których honor ów musi się wywodzić. Nowy zbiór wartości: najwyższy egoizm". Kapitalizm napędzany cynizmem, chciwością i zyskiem będzie traktował człowieka jak dojną krowę w której należy rozbudzać najniższe instynkty i pragnienia by brała i żarła to, co najmniejszym kosztem chce się jej wcisnąć. Kapitalizm który nie przekształca gustów masy ale podtrzymuje je czerpiąc uwłaczającą korzyść z tej zależności niesie niewiele więcej wartości niż napędzany resentymentem ruch bolszewicki. Tej kombinacji cynizmu i chciwości nie da się jednak wyplenić jeszcze wiekszym cynizmem i przemocą, można w nie jednak tchnąc pewna dawkę pozytywnych wartości.

(...)
 

Solitary Man

Człowiek raczej piwnicy
492
2 216
Skąd jednak może czerpać zachętę do kierowania się zasadami jeżeli jego ideologia zabiła jedyne źródło zasad - człowiecze 'ja'? Chrześcijaństwo odniosło sukces w eliminowaniu 'jaźni' ze świata etyki, ogłaszając że 'etyka' i 'jaźń' są niekompatybilne.
Pisała to akurat wtedy gdy rozwinął się personalizm katolicki…
Ciekawsze byłoby dla mnie zestawienie filozofii Rand w opozycji do buddyzmu.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Nie wiem czy to już było czy nie, gdyż nie przeklikałem całej zawartości, wybaczcie.

W każdym razie warto zaznajomić się z tekstem, który wrzucił już Tosia, czyli "The Sociology of the Ayn Rand Cult", a przynajmniej z jego opracowaniem. Również z relacjami na linii Rand i Rothbard. Generalnie fascynacja Rothbiego Ayn tak szybko jak zapłonęła tak szybko się wypaliła. Rothbard nawet zrobił jednoaktową sztukę na temat Rand kręcąc z niej bekę. Spojrzenie Rothbarda na tę postać jest o tyle istotne, że wypunktował wady Rand w swoim zgrabnym intelektualnym stylu. Przede wszystkim zarzucił jej dogmatyzm poglądów przypominający religię, którą Rand tak gardziła. Rand w ogóle wyglądała na myślicielkę, która nie tyle była racjonalistką, ale anty-irracjonalistką, a to dużą różnica. To jak są ateiści i anty-teiści, i ci drudzy będą jeść kiełbasę w piątek, żeby pokazać jak gardzą tym, w którego nie wierzą. Przy tym zerwała kontakt z Rothbim, bo jego żona była wierząca i Rothbi odmówił rozwodu z nią. Pominę tutaj jak zadufanym w sobie trzeba być żeby od kogoś żądać rozwodu ze swoich własnych pobudek, sądzę jednak, że Rand miała chrapkę na Murraya. Nawet jeśli nie, to jak debilnym powodem jest zerwanie kontaktu z kimś, bo on nie chce się rozwieść z irracjonalną żoną, no kurwa.. I taki numer wykręciła laska co uważała się się za ultra racjonalistkę. Dla mnie to jest zagranie na maksa emocjonalne i kobiece (tak, jestem szowinistą). Wyobrażacie sobie (mówię to do męskiej części forum), że żądacie od jakiejś laski żeby rozwiodła się z mężem, bo on jest nieracjonalny? :D Albo nie wiem, nawet jest urzędnikiem skarbówki? :D

Rothbard też fajnie odniósł się do palenia tytoniu przez Rand i podejścia do tego tematu innych randystów. Jeden jakiś jej zwolennik spytał się bowiem Rothbarda jak to możliwe, że on nie pali papierosów :D Bo papieros miał być symbolem ognia umysłu. Jak wiadomo, palenie jest zwycięstwem umysłu i racjonalności człowieka :D

A tutaj prześmiewcza sztuka Rothbarda, o której wspomniałem:

 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Nie wiem czy to już było czy nie, gdyż nie przeklikałem całej zawartości, wybaczcie.

W każdym razie warto zaznajomić się z tekstem, który wrzucił już Tosia, czyli "The Sociology of the Ayn Rand Cult", a przynajmniej z jego opracowaniem. Również z relacjami na linii Rand i Rothbard. Generalnie fascynacja Rothbiego Ayn tak szybko jak zapłonęła tak szybko się wypaliła. Rothbard nawet zrobił jednoaktową sztukę na temat Rand kręcąc z niej bekę. Spojrzenie Rothbarda na tę postać jest o tyle istotne, że wypunktował wady Rand w swoim zgrabnym intelektualnym stylu. Przede wszystkim zarzucił jej dogmatyzm poglądów przypominający religię, którą Rand tak gardziła. Rand w ogóle wyglądała na myślicielkę, która nie tyle była racjonalistką, ale anty-irracjonalistką, a to dużą różnica. To jak są ateiści i anty-teiści, i ci drudzy będą jeść kiełbasę w piątek, żeby pokazać jak gardzą tym, w którego nie wierzą. Przy tym zerwała kontakt z Rothbim, bo jego żona była wierząca i Rothbi odmówił rozwodu z nią. Pominę tutaj jak zadufanym w sobie trzeba być żeby od kogoś żądać rozwodu ze swoich własnych pobudek, sądzę jednak, że Rand miała chrapkę na Murraya. Nawet jeśli nie, to jak debilnym powodem jest zerwanie kontaktu z kimś, bo on nie chce się rozwieść z irracjonalną żoną, no kurwa.. I taki numer wykręciła laska co uważała się się za ultra racjonalistkę. Dla mnie to jest zagranie na maksa emocjonalne i kobiece (tak, jestem szowinistą). Wyobrażacie sobie (mówię to do męskiej części forum), że żądacie od jakiejś laski żeby rozwiodła się z mężem, bo on jest nieracjonalny? :D Albo nie wiem, nawet jest urzędnikiem skarbówki? :D

Rothbard też fajnie odniósł się do palenia tytoniu przez Rand i podejścia do tego tematu innych randystów. Jeden jakiś jej zwolennik spytał się bowiem Rothbarda jak to możliwe, że on nie pali papierosów :D Bo papieros miał być symbolem ognia umysłu. Jak wiadomo, palenie jest zwycięstwem umysłu i racjonalności człowieka :D

A tutaj prześmiewcza sztuka Rothbarda, o której wspomniałem:


Do krytyki randyzmu jako zjawiska nic nie mam, ale te stronnicze wstawki z życia prywatnego to straszna żałość.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Do krytyki randyzmu jako zjawiska nic nie mam, ale te stronnicze wstawki z życia prywatnego to straszna żałość.
Tyle, że te wstawki jak to sam określiłeś nierozerwalnie łączą się z jej filozofią, którą przecież Rand promowała. Nie napisałem niczego w stylu "Rand była głupia, bo lubiła wpierdalać kaszankę". Innymi słowy jej postawa, która promowała rozjeżdżała się mocno z tym co faktycznie robiła oraz jej wyznawcy. To jest oczywiście wizja Rothbarda, może coś przedstawił mało obiektywnie (stronniczo), ale jakoś mu ufam w tej kwestii.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Dzięki @Solitary Man Z tego co wrzuciłeś wynika, że było to jeszcze bardziej zadufane i sekciarskie towarzystwo niż myślałem. Kelthuz by się tam świetnie odnalazł. Ze swojej strony jeszcze dodam, że trafiłem w swoim życiu trzy razy na kobiece intelektualistki (w tym ostatnio Korwin Piotrowską). To jest intelektualny faszyzm w formie. Nie zgadzasz się z jej słusznymi wywodami to albo "nie czytasz ze zrozumieniem", albo jesteś podczłowiekiem. I oczywiście prawie każdy intelektualista jest chociaż trochę zadufany w sobie (w tym ja), ale co innego jest uważać, że moje poglądy są najlepsze od tego, że reprezentanci innego zdania nadają się na karmę dla kotów.
 
Do góry Bottom