Złota era kapitalizmu 1946-1975 (the post war boom)

D

Deleted member 427

Guest
Wczesne lata powojenne były zdominowane przez związki zawodowe, ramy negocjacyjne określał tzw. w Traktat z Detroit, istniała progresja podatkowa oraz wysokie stawki płacy minimalnej - wszystko to było częścią ogólnych wysiłków rządu zmierzających do tego, by szeroko dystrybuować zyski pochodzące ze wzrostu gospodarczego. Ostatnie lata natomiast charakteryzowały się instytucjonalnym odwrotem od tej polityki. (...) Stabilizacja i wzrost, które cechowały okres powojenny, nie były skutkiem działania "niewidzialnej ręki" rynku, lecz polityki państwa pomyślanej tak, by wspierać rynek w równej redystrybucji bogactwa.

-- Frank Levy i Peter Temin
http://web.mit.edu/ipc/publications/pdf/07-002.pdf

Liczby są jednoznaczne. Lata 1945-75 to złota era kapitalizmu. Nie tylko panowała większa równość społeczna, ale też gospodarka rozwijała się szybciej. Wzrost per capita dla lat 1945–75 to średnio ok. 3 proc., a ostatnie 30 lat eksperymentów z neoliberalizmem to ok. 1,5 proc. Była duża równość, więc całe społeczeństwo korzystało z owoców wzrostu.

-- Ha-Joon Chang

Czas naprawić to, co zepsuli Thatcher i Reagan, żeby kapitalizm znowu przypominał ten ze złotej ery. A górne stawki podatku dochodowego potrafiły wtedy sięgać 95%.

-- Wojciech Orliński

Dlaczego wtedy było tak dobrze? Orliński i inni zwolennicy pozytywnych interwencji mają na to jedną odpowiedź: bo były wysokie podatki, duże uzwiązkowienie i państwowa kontrola i powinniśmy do tego wrócić zamiast brnąć w wolnorynkowy dogmatyzm. Proponuję zatem przyjrzeć się z bliska okresowi 1946-75 i zagłębić rzeczywiste przyczyny ówczesnej prosperity.

126998-L.jpg


Książka Higgsa to intelektualny tour de force - przybliża meandry polityki USA w czasie wojny i kawa na ławę wykłada przyczyny powojennej prosperity, nazywanej przez nostalgicznych zwolenników "dawnych czasów" (zwłaszcza anglo-keynesistów) - "złotą erą kapitalizmu".

W skrócie: Higgs podzielił wielki kryzys na trzy okresy. Pierwszy etap, Great Contraction, wystąpił podczas prezydentury Hoovera i trwał od roku 1929 do 1933. W okresie tym inwestycje prywatne obniżyły się o około 84%. Następny okres to Great Duration z lat 1933-1945. Prywatne inwestycje wzrosły we wczesnych latach Nowego Ładu, jednak w latach trzydziestych prezydent Franklin Roosevelt coraz śmielej atakował prawo własności. Ostatni etap to Great Escape, który nastąpił po drugiej wojnie światowej, i był wynikiem demontażu wielu norm regulacyjnych, które wprowadzono w okresie kryzysu i wojny. Higgs: World War II was an economic disaster. W efekcie deregulacji na nowo zostały odkryte rynki oraz narodziła się wolność dla przedsiębiorców i pracowników i stąd gigantyczny boom gospodarczy i eksplozywny wzrost bogactwa klas niższych. Ponadto tak zwana "złota era kapitalizmu" była wynikiem historycznego szczęścia. W 1945 roku Stany Zjednoczone były w zasadzie jedynym liczącym się producentem na świecie. Cała reszta państw miała przemysł albo zgruzowany w wyniku wojny, albo kompletnie niezdolny do konkurowania z USA. Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Japonia, Chiny były obszarami powojennej rekonstrukcji. Do roku mniej więcej 1970 ani WB, ani Niemcy, ani Japonia nie były w stanie konkurować z gospodarką amerykańską, były od niej uzależnione (Japonia niemal całkowicie, inne kraje w mniejszym stopniu).

Pęd "złotej ery" zaczął wyhamowywać wraz z wejściem w dekadę lat 70, co Higgs uznaje za naturalne wyczerpanie się powojennego modelu gospodarczego.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
RE: Złota era kapitalizmu 1945-1970

Trochę cyferek.

Stawki dochodowego dla najbogatszych:

35a6mif.jpg


Wydatki rządowe po 1945 roku:

2a7ivrn.jpg


W latach 1944-48 wydatki rządowe zostały przycięte o 75% - czyli o bagatela 72 biliony $$. Sprowadziło to ogółem wydatki federalne w dół ze szczytowych 44% PKB w 1944 roku do zaledwie 8.9% w 1948. Polecam bardzo ciekawy art: "The U.S. Post war Miracle" Daviad R. Hendersona: http://mercatus.org/sites/default/files ... 1.4.10.pdf

Wzrost udziału sektora prywatnego w gospodarce:

546uf7.jpg
 
A

Antoni Wiech

Guest
RE: Złota era kapitalizmu 1946-1971 (the post war boom)

kawador napisał:
Ostatni etap to Great Escape, który nastąpił po drugiej wojnie światowej, i był wynikiem demontażu wielu norm regulacyjnych, które wprowadzono w okresie kryzysu i wojny. Higgs: World War II was an economic disaster. W efekcie deregulacji na nowo zostały odkryte rynki oraz narodziła się wolność dla przedsiębiorców i pracowników i stąd gigantyczny boom gospodarczy i eksplozywny wzrost bogactwa klas niższych.
No dobra.. ale z tych tabelek podatkowych na dole to wynika, że ten okres był też (może nie do końca cały, bo od 44 do 65 roku) czasem najwyższych krańcowych podatków w historii USA. I chyba najwyższych w ogóle na świecie (swoją drogą przypierdolić 94% podatku, to trzeba być niezłym jajcarzem. Korwin to by chyba stwierdził, że nadszedł koniec świata :D)

Inna sprawa, że ta tabelka nie mówi, kto i ile faktycznie tego podatku płacił. Ale socjalistom to bym raczej tych zestawień nie pokazywał :D
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
RE: RE: Złota era kapitalizmu 1946-1971 (the post war boom)

Co to są krańcowe stawki podatku? Maksymalne stawki w systemie progresywnym? I w zasadzie nie wiadomo, czemu w latach 70-tych ma być datowany koniec złotej ery kapitalizmu, bo z na wstępie napisane jest, że koniec prosperity spowodowany był wyczerpaniem się powojennej formuły zakupów w niezniszczonych wojną USA.

W ogóle konkluzja autora jest taka, że kapitalizm skończył się w latach 30 a potem to już tylko gospodarka mieszana, więc tytuł jest mylący :)
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
RE: RE: Złota era kapitalizmu 1946-1971 (the post war boom)

I w zasadzie nie wiadomo, czemu w latach 70-tych ma być datowany koniec złotej ery kapitalizmu

Macieju, zwolennicy progresywnego państwa regulacyjnego i interwencjonizmu powołują się na ten właśnie przedział czasowy, dowodząc, że wtedy była dolce vita, ponieważ bogatych wysoko opodatkowano i było silne uzwiązkowienie wielu branż. Oni ten okres nazywają "złotą erą kapitalizmu", nie ja. Co więcej, ci ludzie nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć, że po wojnie zaistniały wyjątkowe okoliczności (listę tych okoliczności za Higgsem wymieniłem i zamierzam ją stopniowo wzbogacać o nowe dane), które zrównoważyły negatywny wpływ interwencjonizmu państwowego i rozbuchanego socjalu.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
RE: RE: Złota era kapitalizmu 1946-1971 (the post war boom)

Higgs w podlinkowanych artykułach zwraca uwagę, że jedną z przyczyn wzrostu gospodarczego w II połowie XX wieku było bardzo pro-wzrostowe zjawisko demograficzne – spadek dependency ratio.

Dependency ratio to inaczej 'wskaźnik zależności' - tj. wskaźnik pokazujący, ile osób niepracujących (a więc w wieku przedprodukcyjnym i poprodukcyjnym - dzieci i emerytów) przypada na osobę w wieku produkcyjnym. 'Wskaźnik zależności' może dotyczyć zatem osób starszych (emerytów), wówczas mówimy o old-age dependency ratio, w skrócie ODR (liczba osób powyżej 65 roku życia przypadająca na 100 osób w wieku produkcyjnym) - oraz dzieci, czyli osób poniżej 15 roku życia - youth dependency ratio (liczba osób poniżej 15 roku życia przypadająca na 100 osób w wieku produkcyjnym).

W większości krajów dependency ratio spadało po wojnie z tego samego powodu: na rynek pracy wkroczył wyż demograficzny, a wzrost demograficzny drastycznie spadł, zmniejszając liczbę dzieci i młodzieży. Spadek dependency ratio oznacza po prostu, że więcej ludzi zajmuje się wytwarzaniem dochodu narodowego niż tylko i wyłącznie jego konsumpcją oraz że więcej środków może być kierowanych w sektor inwestycyjny oraz inne pro-wzrostowe branże.

sytvnc.jpg


Zwraca uwagę dependency ratio dla Chin - wykres pikuje ku dołowi i pokrywa się idealnie z okresem chińskiego boomu z lat 1980-2000. Clu jest taki, że dependency ratio to ważna przyczyna powojennej prosperity. Bez niskiego wskaźnika zależności sukces powojennych gospodarek nie byłby aż tak wyraźny.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
RE: RE: Złota era kapitalizmu 1946-1971 (the post war boom)

Antony Davies, posiłkując się danymi gromadzonymi przez amerykańską Skarbówkę (IRS) oraz rządową agencję odpowiedzialną za spis ludności Stanów Zjednoczonych (Bureau of the Census), dokonał analizy wpływów z podatków dochodowych do amerykańskiego budżetu w latach 1954-2010. Jak widać, analiza obejmuje okres nazywany przez zwolenników wysokich stawek podatkowych "złotą erą kapitalizmu". Co się okazało? Przychody do budżetu z tytułu ściągania dochodowego nie zmieniały się - prawie zawsze wynosiły 18% PKB! To chyba ostateczne zaoranie jednej z ulubionych narracji progresywistów - że wysoki dochodowy był przyczyną prosperity.

ojmblx.jpg


Całość w formie filmu: [link]

Zależność tę odkrył William Kurt Hauser. Powiedział on: "Bez względu na to, jak wysokie były stawki podatkowe w powojennej Ameryce, wpływy do budżetu utrzymywały się zawsze na poziomie 19.5%" [No matter what the tax rates have been, in postwar America tax revenues have remained at about 19.5% of GDP [link].

Szacunki Hausera potwierdzają analitycy The Heritage Foundation, z tym wszakże zastrzeżeniem, iż w latach 2000-2010 nastąpił wywołany recesją gwałtowny spadek poniżej historycznego poziomu 18-19% PKB [link]:

ziwv4o.jpg


Na blogu "Political Calculations" wpis na temat "Prawa Hausera" odnośnie wpływów podatkowych w ogóle, potwierdzający jego prawdziwość [link]:
mmcyme.png
 

papuv

Member
196
5
RE: RE: Złota era kapitalizmu 1946-1971 (the post war boom)

U nas zawsze był większy od 18% PKB i ostatnio rośnie.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Przeszukując anglojęzyczne strony internetowe w temacie "the post war boom", natrafiłem na niezwykle ciekawą wymianę maili pomiędzy - jak sam o sobie pisze - nawróconym na libertarianizm, wolnorynkowym blogerem (wcześniej amerykański liberał) a Robertem Higgsem. Rozmowa dotyczyła przyczyn eksplozywnego wzrostu wydatków prywatnych po IIWŚ.

Higgs oczywiście dostrzega fakt, że w czasie trwania wojny poziom prywatnych oszczędności Amerykanów rósł w sposób niemający precedensu w historii, cytuję: During the war the personal saving rate had risen to extraordinary levels: 23.6 percent in 1942, 25.0 percent in 1943, 25.5 percent in 1944, and 19.7 percent in 1945. Those rates contrasted with prewar rates that had hovered around 5 percent during the more prosperous years (for example, 5.0 percent in 1929, 5.3 percent in 1937, 5.1 percent in 1940). After the war, the personal saving rate fell to 9.5 percent in 1946 and 4.3 percent in 1947 before rebounding to the 5 to 7 percent range characteristic of the next two decades.

Jednak czego nie dopowiada, to tego - i tutaj wytyka mu to wspomniany bloger - że duży udział w akumulacji oszczędności miał rząd. Higgs nie docenia roli rządowej polityki i będącego jej efektem akumulowania przez osoby fizyczne i korporacje oszczędności. To prawda, że te oszczędności nie mogły zostać należycie spożytkowane, ale one tam przez cały czas trwania wojny były, czekając tylko na jej zakończenie. Mówiąc inaczej, nawet jeśli niechcący, to jednak rząd odegrał istotną rolę w procesie gromadzenia przez ludzi oszczędności, które następnie już po wojnie mogły zostac wchłonięte przez rynek.

Bloger pisze: Konwencjonalna mądrość ludowa głosi, że zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych w działania wojenne spowodowało koniec Wielkiego Kryzysu w tym kraju. Moja wersja jest taka, że ​​IIWŚ przyczyniła się do powstania "nadmiaru" prywatnych oszczędności: wydatki rządu na cele wojenne doprowadziły do sytuacji "pełnego zatrudnienia" [w dodatku część młodych ludzi została zwerbowana przez armię i opuściła kraj, co również przełożyło się na statystyki dotyczące liczby bezrobotnych - przyp. moje] przy jednoczesnym powstrzymaniu się ludzi od wydawania zarobionych pieniędzy, gdyż wydatki wojenne miały priorytet względem wydatków na konsumpcję i inwestycje "cywilne".

W efekcie doszło do powstania tzw. "nawisu oszczędnościowego" (savings glut) - jest to odłożony w skali całego społeczeństwa popyt na skutek niedostatecznej w stosunku do wielkości tego popytu wartości podaży dóbr i usług rynkowych (w skrócie: przymusowe oszczędzanie). Było to spowodowane wojną i przestawianiem znaczącej części przemysłu na produkcję wojenną. Po wojnie nastąpiło szybkie uwolnienie prywatnych oszczędności. Bloger: IIWŚ przyniosła koniec Wielkiego Kryzysu, jednak nie bezpośrednio, przez pełne zatrudnienie w czasie wojny, ale dlatego, że pełne zatrudnienie na potrzeby gospodarki wojennej sprokurowało sytuację przymusowego gromadzenia oszczędności, które po wojnie mogły być wydawane już bez przeszkód, nakręcając koniunkturę.

I terz dochodzimy do sedna: "uwolnienie prywatnych oszczędności" stanowiło jeden z filarów owej "Great Escape", czyli Wielkiej Ucieczki od gospodarki nakazowo-rozdzielczej. I dalej wnioski Higgsa są już jak najbardziej poprawne - demontaż państwa regulacyjnego, stworzenie korzystnych warunków dla biznesu i inwestycji, drastyczny spadek wydatków rządowych etc.

Całość tu: [link]
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Znalazłem fajny wykres przedstawiający zestawienie deficytów budżetowych za kadencji poszczególnych prezydentów, a dokładniej - pokazujący, co działo się z deficytem budżetowym w USA za czasów demokratycznych i republikańskich prezydentów i Kongresów w ostatnich trzydziestu latach:

10ro7sp.jpg


Wykres jest ciekawy przede wszystkim dlatego, że w zależności od politycznych sympatii i wyznawanej ideologii, każdy może go użyć do obrony swojego jedynie słusznego stanowiska. Demokraci mogą obarczać winą za swoje błędy republikańskich prezydentów, z kolei republikanie w odwecie mogą zwalić winę na Kongresy zdominowane przez demokratów. I tak np. podczas rządów Reagana i Busha Seniora Kongres był obsadzony w większości przez polityków z partii demokratycznej, natomiast taki Clinton (demokrata) zwalczył deficyt budżetowy i pod koniec swoich rządów zdołał nawet osiągnąć nadwyżkę w budżecie, szkopuł w tym, że osiągnął to do spółki z Kongresem zdominowanym przez republikanów. A jak wiadomo, zgodnie z amerykańską Konstytucją, budżet tworzy prezydent, a zatwierdza go Kongres.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Kolejny argument do dyskusji z maniakalnymi zwolennikami pozytywnych interwencji, którzy z rozrzewnieniem wspominają "złotą epokę kapitalizmu" - pompowanie pieniędzy przez rząd w gospodarkę a generowanie nowych miejsc pracy:

2cx6m2t.jpg


Za: [link]
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Najpierw garść faktów: Amerykanie mają jeden z najdroższych na świecie systemów opieki zdrowotnej. Wydatki na służbę zdrowia w ciągu ostatnich dekad wzrosły dramatycznie. Transfery rządowe pokrywają ponad połowę tych kosztów i stanowią około 51% wszystkich wydatków na opiekę zdrowotną. Government spending on health care in the U.S. is estimated to have accounted for 8.4% of GDP in 2009.

9lg0tc.jpg


Za: [link]

Jakie są tego przyczyny?

W 1965 roku rząd postanawia interweniować - prezydent Lyndon Johnson podpisuje pakiet ustaw Medicare i Medicaid, które mają zapewnić ubezpieczenia oraz podstawowe świadczenia medyczne starszym i biednym Amerykanom. Prawodawstwo to staje się ważnym dziedzictwem klasycznie lewicowego projektu inżynieryjnego znanego pod nazwą "Wielkiego Społeczeństwa" (Great Society). Jego skutki są opłakane, podobnie jak forsowane wówczas pomysły na walkę z przestępczością. [link]

Co się zmieniło po ofensywie legislacyjnej rządu na odcinku świadczeń medycznych? Otóż nastąpiło zmarginalizowanie roli pacjentów jako bezpośrednich i najważniejszych uczestników transakcji na rynku usług medycznych. Wybory dotyczące leczenia jak również finansowania tego leczenia będą teraz w coraz większym stopniu podejmowane przez instytucje trzecie - korporacje ubezpieczeniowe oraz rząd. Mówiąc inaczej, rachunki za leczenie będą od teraz płacić nie pacjenci, ale instytucje oderwane od pacjenta - rząd federalny, instytucje stanowe oraz anonimowe korporacje. Tendencja do obniżania wydatków na zdrowie ponoszonych bezpośrednio przez pacjentów i jednoczesny wzrost wydatków ze źródeł rządowych oraz korporacyjnych zobrazowane są na poniższym wykresie, gdzie porównano strukturę wydatków na ochronę zdrowia. In 2008, consumers were only directly responsible for 11.9 percent of total national healthcare expenditures:

1p9cna.jpg


Za: [link]

Widać jak na dłoni, że począwszy od 1965 roku gwałtownie spada udział wydatków 'out-of-pocket' czyli pieniędzy, które pacjent płaci bezpośrednio lekarzowi/firmie za świadczoną usługę bez pośrednictwa instytucji trzecich takich jak rząd czy korporacje ubezpieczeniowe. Skutkiem tego musiał być stopniowy wzrost kosztów leczenia.

Najbardziej przekonujące dowody na to, że udział instytucji trzecich dokonujących płatności za leczenie zwiększa koszty tego leczenia oraz zmienia na niekorzyść pacjenta sposób zagospodarowania zasobów medycznych (zniekształca rynek usług medycznych) pochodzą z badań przeprowadzonych pod auspicjami RAND Corporation pod koniec lat siedemdziesiątych. [link] Analizę przeprowadzono w sposób następujący: dwa i pół tysiąca amerykańskich rodzin przypisano do czterech różnych medycznych planów ubezpieczeniowych. Każdy plan zakładał inny udział rodzin w opłacaniu kosztów medycznych oraz inną maksymalną ilość pieniędzy, którą rodziny będą musiały zapłacić za leczenie, zanim ubezpieczyciel zwróci koszty. I tak niektóre rodziny w ogóle nie partycypowały w kosztach swojego leczenia, ergo: ubezpieczyciel pokrywał wszystkie wydatki, inne z kolei musiały pokrywać nawet do 95% kosztów leczenia.

Co się okazało? Otóż zaobserwowano bardzo wyraźne zmiany w wykorzystaniu zasobów medycznych w zależności od stopnia zaangażowania instytucji trzecich opłacających rachunki. Rodziny, których instytucja ubezpieczeniowa pokrywała większość kosztów leczenia, w 53% częściej korzystały z usług szpitalnych, w 63% częściej odwiedzały lekarza i o tyle samo więcej korzystały z aptek, żeby kupować leki - niż rodziny, które same opłacały swoje potrzeby. Ogólnie całkowite wykorzystanie zasobów medycznych było w 58% większe w grupie rodzin ze "szczodrym" ubezpieczeniem. Istnieje zatem wyraźne wskazanie, że wraz z pojawieniem się niezależnych instytucji płatniczych takich jak rząd czy korporacje zmienia się struktura bodźców oddziałujących na pacjenta jak również zmianie ulega częstotliwość korzystania przez niego z usług medycznych. Słuszne jest zatem twierdzenie, że pacjent musi znowu stać się głównym podmiotem na rynku usług medycznych - tak jak to było przed 1965 rokiem; co więcej, pacjenci muszą mieć znowu te same motywacje do oszczędzania na opiekę medyczną co kiedyś. Dzisiaj to wszystko zostało poważnie zniekształcone.

Te oraz inne przyczyny wzrostu kosztów leczenia zebrał i opatrzył komentarzem Stan Liebowitz: [link]

Pearl Harbor amerykańskiej służby zdrowia, czyli jak to się wszystko zaczęło: [link]
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Najbardziej powszechną miarą rozmiaru władz państwa jest ilość wydatków w odniesieniu do produktu krajowego brutto (PKB). Na przykład w ostatniej monografii na temat rozwoju władz państwowych Vito Tanzi i Ludger Schuknecht przedstawiają wiele danych za pomocą zmiennej wydatków rządu w stosunku do PKB. Głównym wątkiem ich książki jest teza głosząca, że wydatki państwowe [mierzone w ten sposób] nie wzrosły tak gwałtownie od 1980 r. Od wczesnych lat 80. aparat państwowy rozrastał się powoli, a nawet w paru przypadkach zmniejszył się.

Odpowiedź Roberta Higgsa: [Przeciwko konwencjonalnym miarom rozrostu władzy państwowej]
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest


Tyler Cowen, historyk i ekonomista George Mason University, w książce "Wielka Stagnacja" ("The Great Stagnation", omówienie kluczowych tez tej książki w podlinkowanym wyżej filmie oraz poniżej w zacytowanym tekście Bitnera) tłumaczy fakt, dlaczego mniej więcej od 1973 roku tempo wzrostu gospodarczego w USA oraz innych wysokorozwiniętych krajach znacząco spadło. Cowen nazywa to zjawisko zerwaniem wszystkich nisko wiszących owoców.

Przede wszystkim brak nowych technologii o charakterze przełomowym. Na pokazanej przez Cowena "osi czasu" (patrz od 2:40 podlinkowanego wystąpienia) wszystkie przełomowe odkrycia i wynalazki kumulują się na przestrzeni lat 1870-1910. Maciej Bitner dalej pisze, że stagnacja technologiczna to wcale nie jedyny (i najważniejszy) czynnik spowalniający [link]:

Wyczerpane zostały bowiem także trzy inne rezerwuary łatwego wzrostu gospodarczego. Pierwszym z nich było upowszechnienie edukacji. W roku 1900 tylko jeden Amerykanin na czterystu miał za sobą college, podczas gdy obecnie czterdzieści procent młodzieży w wieku 18 –24 lata zdobywa wykształcenie wyższe. O ile dalsze zwiększanie tego wskaźnika jest możliwe, a system edukacji można poprawić, to nie sposób twierdzić, że jest to łatwe źródło wzrostu gospodarczego. Nakłady na ten cel mogą po prostu nie być już warte osiąganych wyników.

Kolejna sprawa to postęp w medycynie. Pierwsza połowa XX wieku przyniosła wynalezienie i upowszechnienie lekarstw pozwalających cieszyć się życiem i sprawnością w wieku produkcyjnym. Ostatnie 60 lat wprawdzie także przyniosło przełomowe zmiany, zwłaszcza w dziedzinie leczenia chorób serca i nowotworów, jednak mają one wpływ przede wszystkim na kondycję osób, które zakończyły już aktywność zawodową. Dlatego ich wymiar ekonomiczny był nieporównywalny z wynalezieniem penicyliny czy powszechnością szczepień.

Trzeci czynnik napędzający w przeszłości wzrost gospodarczy to aktywizacja kobiet na rynku pracy. W 1900 roku w USA jedynie niecałe 19 proc. kobiet w wieku produkcyjnym pracowało lub poszukiwało pracy. Obecna wartość (około 58 proc.) została osiągnięta na początku lat 90.

Ktoś mógłby zwrócić uwagę, że pominąłem najważniejsze wydarzenie technologiczne ostatnich dwudziestu lat, czyli wynalezienie internetu. To prawda, że nie sposób przecenić, jak wielki wpływ na życie społeczeństw miał ten wynalazek. Być może biedny Brooks, gdyby opuścił teraz więzienie, z tym miałby największe trudności. Jednak wpływ, jaki internet ma na nasze życie, ma przede wszystkim charakter kulturowy, a aspekt ekonomiczny ogranicza się głównie do tego, że pewne rzeczy robimy inaczej, choć niekoniecznie szybciej i wydajniej.

Fakt, że firma Google ma obecnie około 5 proc. udziału w światowym rynku reklamy, na pewno zmienił bardzo ten rynek, powodując między innymi, że reklama nieco lepiej dociera do klienta. Nie znaczy to jednak, że możemy kupić więcej, bo też i więcej nie produkujemy. Jak zauważył Cowen: „produkcja przeniosła się z poziomu fabryki na poziom ludzkiego umysłu”. Otworzyły się olbrzymie możliwości dostarczania informacji i rozrywki, jednak bardzo trudno jest przełożyć ten fakt na wzrost dochodów. Według Cowena „można być optymistą, jeśli chodzi o nasze poczucie szczęścia i rozwój osobisty, jednak wciąż będąc pesymistą w odniesieniu do generowania dochodu, który pozwoliłby spłacić zaciągnięte długi”.

Dochód, który generuje przeciętne amerykańskie gospodarstwo domowe z pracy i kapitału, wyniósł realnie w 2009 roku jedynie o 8,5 proc. więcej niż trzydzieści lat wcześniej. Ten minimalny wzrost był kompensowany z jednej strony przez wzrost zadłużenia (konsumpcję na kredyt), a z drugiej przez transfery społeczne. Dzięki tym ostatnim dochód netto po uwzględnieniu zarówno podatków, jak i dotacji rządowych wzrósł przez ostatnie trzydzieści lat o 40 proc. To wciąż niższy wzrost niż we wcześniejszych latach, ale przynajmniej pozwolił utrzymać wrażenie bogacenia się. Niestety ta strategia przeciwdziałania stagnacji realnego dochodu nie ma przyszłości. Prowadzi do nadmiernego zadłużenia albo do redystrybucji majątku w skali, której najbogatsza część społeczeństwa nie zaakceptuje. W 2009 roku, pierwszy raz w amerykańskiej historii, niższa klasa średnia (gospodarstwa zarabiające więcej niż 40 proc. najbiedniejszych i mniej niż 40 proc. najbogatszych) płaciła ujemne podatki netto (były one mniejsze, niż wynosiła wartość transferów od rządu). Przy tym aż 85 proc. wpływów podatkowych netto (po odjęciu otrzymywanych od rządu środków) pokrywanych było z kieszeni 20 proc. najbogatszych podatników. Oznacza to, że 80 proc. Amerykanów praktycznie nie składa się na utrzymywanie sektora publicznego. Taka sytuacja grozi erozją demokratycznych instytucji, gdyż zbyt wielu jest potencjalnych beneficjentów rozszerzania państwa opiekuńczego.

Dalsze zadłużanie krajów rozwiniętych grozi kryzysem podobnym do tego na peryferiach strefy euro lub wybuchem niekontrolowanej inflacji, jeśli banki centralne zaczęłyby spłacać długi pustym pieniądzem. Raczej nie ma alternatywy dla zaciskania pasa, życia na miarę dochodów.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Natknąłem się na interesujący tekst w NYT, podejmujący drażliwy wątek nierówności dochodów [link] - czy naprawdę wzrosły na przestrzeni ostatnich 20 lat? Autorem jest niejaki Hal R. Varian, profesor ekonomii na uniwerku w Berkeley. Moje tłumaczenie:

Powszechnie przyjmuje się, że od 1990 roku nastąpił wzrost nierówności w zarobkach poszczególnych grup społecznych, ale tak naprawdę nikt nie potrafi powiedzieć czemu. Mimo braku twardych dowodów, pojawiło się mnóstwo hipotez.

Jedni twierdzą, że powodem było stłamszenie ruchów związkowych [link]. Inni łączą to z napływem imigrantów i przestawianiem się rodzimych firm na korzystanie z zasobów zewnętrznych (outsourcing). Trzecia teoria mówi, że wzrósł popyt na rynku na wysoko wykwalifikowanych pracowników kosztem robotników fizycznych, podczas gdy inne jeszcze wyjaśnienia obejmują zmiany w zakresie gwarantowanych świadczeń pracowniczych po brak polityki ukierunkowanej na aktywizację biednych i bezrobotnych.

Wszystkie te czynniki mogą mieć wpływ na wzrost nierówności dochodów, ale istnieje niewiele przekonujących dowodów na to, że są one istotne.

Dwóch naukowców z University of Texas, James K. Galbraith i Travis Hale, dorzuciło swoje trzy grosze do tej debaty za sprawą interesującego tekstu "Podział dochodów a Bańka Internetowa" [link].

Otóż zdaniem Galbraith i Hale'a duży zauważalny statystycznie wzrost nierówności dochodów w późnych latach dziewięćdziesiątych to wynik sporych zmian w zarobkach w zaledwie kilku miejscach na terenie USA - chodzi dokładnie o te miejsca, które od początku były mocno zaangażowane w boom technologii informatycznych.

W swoich badaniach wykorzystali oni dane pochodzące z federalnego Biura Analiz Ekonomicznych i obejmujące średnie zarobki oraz liczbę ludności przypadające na dane hrabstwo. W odróżnieniu od innych podobnych analiz, nie badali oni nierówności pomiędzy ludźmi, ale różnice w średnich dochodach na przestrzeni całego kraju.

Do obliczenia poziomu nierówności posłużył im Indeks Thiela (nazwa pochodzi od nazwiska Henry'ego Thiela, ekonometryka). Wyniki przedstawili na dwa sposoby: wizualnie, za pomocą animowanej mapy dostępnej na stronie [link], która ukazuje, jak zmieniał się w czasie w danym hrabstwie dochód przypadający na mieszkańca, i przy użyciu prostego wykresu obrazującego wartości Indeksu Thiela w latach 1990 do 2000.

Indeks Thiela wykazuje bardzo zbliżony kształt krzywej do innych badań z zakresu nierówności dochodów: krzywa ta była płaska przez pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych, po czym gwałtownie wzrosła w drugiej połowie dekady. Po roku 2000 wskaźnik nierówności zaczął pomału opadać.

Największą zaletą tej metody, tj. obserwowania zmian w dochodach z perspektywy konkretnych hrabstw, jest możliwość wskazania tych obszarów, które najbardziej przyczyniły się do odkształcenia krzywej na wykresie w latach 1994-2000. Okazało się, że pięcioma największymi zwycięzcami tego okresu były hrabstwa należące do tzw. Doliny Krzemowej: Santa Clara, San Mateo i San Francisco w Kalifornii; poza tym Nowy Jork oraz King County, Wash. (łącznie z Seattle i Redmond). Największymi przegranymi okazali się Los Angeles; Queens; Honolulu; Broward, Fla.; oraz Cuyahoga w Ohio.

Co te hrabstwa mają ze sobą wspólnego? Ich gospodarki bazują na technologiach informatycznych. To jest prawda także dla pozostałych zwycięzców na liście: hrabstwa Harris w Teksasie (gdzie siedzibę ma Enron); Middlesex w stanie Massachusetts, gdzie ulokowane są Uniwersytet Harvarda i MIT (Massachusetts Institute of Technology); Fairfield, Connecticut, Nowa Anglia; Alameda w Kalifornii; i wreszcie Westchester, Nowy Jork - te hrabstwa także znalazły się pośród zwycięzców w tamtym okresie.

Autorzy zwracają również uwagę, że przeszło połowa z 80 największych amerykańskich firm informatycznych notowanych indeksie CNET pochodzi z tych 10 hrabstw. Co więcej, gdy wskaźnik nierówności zmalał w całym kraju po roku 2000, to największy wkład w ten ogólny spadek włożyło właśnie te 10 hrabstw, w których średnia dochodów na mieszkańca także zmalała.

Jedynie Nowy Jork zdołał utrzymać stały wysoki poziom dochodów, zarówno w okresie boomu internetowego, jak i w okresie późniejszym.

Wszystko to oznacza, że wzrost przychodów pochodzących z bańki internetowej został rozdzielony nie tyle pomiędzy względnie niewielką liczbę osób, ale wystąpił na relatywnie małym obszarze.

Na zakończenie autorzy zapytali, co by się stało z Indeksem Thiela, gdyby dochód na mieszkańca tylko w czterech hrabstwach (Santa Clara, San Mateo, San Francisco, tworzące Dolinę Krzemową, oraz King County w stanie Washington - siedziba Microsoftu) rósł w tym samym tempie co średnia dla USA? Otóż pod koniec lat dziewięćdziesiątych różnice dochodów na przestrzeni całego kraju byłyby niewielkie. Krótko mówiąc, te 4 hrabstwa odpowiadają za większość zmian w dochodach odnotowanych w pozostałych 3.100 hrabstwach.

w0kned.jpg


Wnioski? Ci, którzy odstają, mają kluczowe znaczenie dla interpretacji sumarycznych danych.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Tyler Cowen w "The Great Stagnation" (patrz wyżej) zwraca uwagę na wpływ patentów jako jedną z prawdopodobnych przyczyn zahamowania innowacyjności amerykańskiej gospodarki:
2n6rwp3.jpg

Żebyście lepiej zrozumieli, o czym mowa: tylko na przestrzeni jednej dekady między rokiem 1988 a 1998 liczba patentów zatwierdzanych i przyznawanych na terenie USA uległa podwojeniu - skoczyła z 40.497 w 1988 do 80.292 w 1998! Szczególnie dramatyczny wzrost aktywności patentowej w USA przypada na początek 1970 roku, kiedy zdaniem Cowena Ameryka miała wejść w fazę Wielkiej Stagnacji.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Federalne przepisy podatkowe - przyrost w czasie. W 1970 roku było to plus/minus 17.000 stron, w 2012 - 73.600:

2w3ro04.jpg


 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Paul Krugman chce wprowadzenia stawki podatkowej w wysokości 91%, co ma przybliżyć Amerykę do Złotej Epoki, w której wszystko było lepsze:

The high-tax, strong-union decades after World War II were in fact marked by spectacular, widely shared economic growth: nothing before or since has matched the doubling of median family income between 1947 and 1973.

Za NYT: [link]
 

Gość niedzielny

Well-Known Member
968
2 124
Krugman to w ogóle ciekawy przypadek:
Jeślibyśmy odkryli, że kosmici planują atak i potrzebujemy masowych inwestycji, żeby przeciwstawić się zagrożeniu inwazji, to wtedy naprawdę, deficyt i inflacja zeszły by na drugi plan, ten kryzys byłby zażegnany w 18 miesięcy. Potem byśmy odkryli,że ooops, zrobiliśmy błąd nie ma żadnych kosmitów i bylibyśmy w lepszym położeniu.

http://www.adamduda.pl/2011/08/19/co-mowi-noblista/
 
Do góry Bottom