Zabory, chłopi pańszczyźniani, rabacja, dawna Polska

A

Anonymous

Guest
Ostatnio zainteresowałem się losem chłopów pańszczyźnianych, a także rabacją galicyjską( bardzo zakłamane wydarzenia w polskiej świadomości, ale o tym może innym razem). No i czytam sobie forum historycy.org, różne strony w tym - http://boskawola.blogspot.com/ . No i maluje mi się pewien obraz w głowie, którego wcześniej nie byłem świadomy... Nie wiem od której strony ugryźć temat, bardzo jest rozległy, od czego zacząć czytać...

W każdym razie pańszczyzna była chyba najdotkliwsza po zlikwidowaniu Rzeczpospolitej, bo na ziemiach dawnej Polski, Litwy i Ukrainy pojawiła się wcześniej nieznana instytucja zwana policją! Wcześniej jak chłop był za bardzo obciążany, lub gnębiony przez pana, to głosował nogami uciekając do innego, albo jakiegoś magnata który mu oferował lepsze warunki! Nie szło wyegzekwować zwrotu, bo podrzędny szlachetka nie mógł sobie pozwolić na zajazd! Przeczytałem też o jakiejś historii z Bieszczad czy Podhala, jak to chłopi opłacili beskidników( bandyci z gór), by ci ich "porwali" i w nocy przerzucili na Górne Węgry( Słowacja), gdzie też była pańszczyzna, ale o wiele lżejsza.

Stąd też w pewnym sensie osłabła pozycja średniej szlachty w Rzplitej.

Pańszczyzna była dobra dla chłopa i pana, bo wtedy stosowano trójpolówkę, która jest bardzo podatna na zakłócenia( wojny, pomór bydła, rekwizycje, susza, powódź) i często takie gospodarowanie mogło kończyć się głodem. Szlachcic oferował coś w stylu ubezpieczenia społecznego, np. kupował bydło chłopom.

W dawnej Polsce były popularne wolnizny( np. zwalniano chłopów na 10 lat z wszelkich powinności, a na Ukrainie na 30-lat), stąd tyle miejscowości w Polsce które maja w nazwie "wola".

Można o tym na serio się rozpisać.

http://boskawola.blogspot.com/ - polecam ten blog, często są różne historyczne notki, koleś jest wolnościowcem. Trigger Happy kiedyś do niego linkował. Na forum historycy.org ma nick jkobus i często pisze o takich rzeczach.

W każdym razie póki państwo nie weszło w relacje chłop - szlachcic, to chłopi pomimo braku ochrony prawnej mieli pełne żołądki! Bo szlachcic musiał się z nimi liczyć, inaczej nawiewali do sąsiada albo na Ukrainę.

http://boskawola.blogspot.com/2010/06/k ... u-juz.html - jedna z notek o tym jak to sobie zaborca Austriacki poczynał. Daje akurat to bo właśnie czytam. Koleś sporo napisał o tym, na swoim blogu i forum historycy.org. Bardzo polecam tę notkę.

(...)Przy tym stosunki między dworem a wsią za I Rzeczypospolitej różne przechodziły koleje losu i różnie wyglądały w zależności od prowincji i od majątku. Generalnie jednak, były to stosunki, odkąd Zygmunt Stary zakazł przyjmowania przez sądy królewskie chłopskich skarg na panów, oparte na pewnej naturalnej samoregulacji. Panowie nie mogli nadmiernie przykręcić śruby, bo ryzykowali, że mimo wszystkich zakazów, często i z wielką surowością powtarzanych, obudzą się pewnego pięknego dnia, a ich chłopów po prostu nie będzie – odejdą na Sicz albo, co o wiele prędzej, do pobliskiego majątku jakiegoś ustosunkowanego magnata, który ani ich pytał będzie, skąd przychodzą, tylko ziemią i zwolnieniem od pańszczyzny na pewien czas obdarzy, kolejną wieś z „Wolą“ w nazwie zakładając. Nie było wprawdzie żadnej ingerencji państwa w stosunki między wsią a dworem, ale też i nie było policji, która mogłaby takich zbiegów tropić i do majątku, z którego uciekli, dostawiać – jeśli właściciel sam tego zrobić nie zdołał, był bezsilny.(...)
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Islam w wydaniu tureckim to jeszcze groźniejsza sprawa, stąd np. krucjaty które były kontrreakcją, więc już nie pierdolcie, ok?

Tureckie Podole - chłopski raj

Ukraina, Litwa, Białoruś. 1672. Upadek Kamieńca był tragedią tylko dla szlachty. Panowanie sułtańskie nad Dniestrem i Bohem to epoka rządów prawa.

Tekst z archiwum miesięcznika Uważam Rze Historia

Turcy, zdobywając Podole na Polakach, zdecydowali się na radykalną zmianę struktury społecznej tej prowincji. Jej dotychczasowa warstwa rządząca, szlachta, została zmuszona do wyjazdu lub zmargnalizowana. Administracja osmańska postawiła na prawny awans chłopów – stan dotychczas upośledzony. Niedawni półniewolniczy wyrobnicy magnackich „królewiąt" i karmazynów stawali się teraz dumnymi poddanymi samego sułtana, chronionymi prawami imperium. Polepszyła się również ich sytuacja materialna. Pod tureckimi rządami podolscy chłopi zaczęli tworzyć własną elitę – rzecz nie do pomyślenia w szlacheckiej Rzeczypospolitej.

Exodus szlachty

Już trzy dni po kapitulacji Kamieńca, 30 sierpnia 1672 r. konwój złożony z ponad 300 wozów wyruszył pod eskortą wojsk tureckich w stronę Jazłowca. Kamieniec opuszczali zawodowi żołnierze i szlachta z rodzinami, Turcy nie pozwalali natomiast na wyjazd osób z gminu. Kolejna fala wyjazdów ruszyła po zawartym 18 października 1672 r. traktacie buczackim, który zezwalał szlachcie podolskiej, wraz z domownikami i dziećmi, na swobodny wyjazd terenów zdobytych przez Turków w terminie dwóch miesięcy, zakazując jednocześnie opuszczania Podola ludności nieszlacheckiej. Pozostałym mieszkańcom Kamieńca zdobywcy zagwarantowali bezpieczeństwo życia i mienia oraz swobodę wyznawanej religii.

Wymuszona decyzja przeważającej części szlachty o opuszczeniu zajętego przez Osmanów Podola może z dzisiejszej perspektywy wydawać się oczywista. W owej epoce ziemianie podolscy byli już w większości grupą katolicką i polskojęzyczną, nawet jeśli wśród przodków nierzadko mieli prawosławnych Rusinów. W Rzeczypospolitej szlachta cieszyła się licznymi przywilejami natury zarówno politycznej, jak i sądowej i ekonomicznej, tymczasem w państwie osmańskim, gdzie do kariery wojskowo-administracyjnej niezbędne było wyznawanie islamu i znajomość języka tureckiego, mogła liczyć co najwyżej na status grupy tolerowanej.

Pierwszym następstwem włączenia Podola do imperium osmańskiego były więc zmiany w strukturze ludności prowincji, która stała się w większym stopniu chłopska – i jednocześnie ukraińska. Decyzja o wyjeździe nie była łatwa. Opuszczając domy i majątki, pozostawiając w dodatku na Podolu poddanych, szlachta podolska traciła podstawy bytu materialnego swojego i swoich rodzin. Nie każdy szlachcic miał krewnych w innych województwach Rzeczypospolitej, do których mógłby się udać, a i przyjęcie „wypędzonych" przez tych krewnych niekoniecznie musiało być ciepłe.

Jak się wydaje, duża część szlachty, zwłaszcza drobnej, nieposiadającej majątków poza Podolem, zamierzała początkowo pozostać pod władzą sułtana, podobnie jak uczyniła to część drobnej szlachty węgierskiej. Na ziemiach środkowych Węgier i dzisiejszej Słowacji Turcy zezwalali rodowej szlachcie chrześcijańskiej na samodzielne zbieranie rocznej daniny ze swych majątków i płacenie jej ryczałtem, bez ingerencji poborców podatkowych, oraz zwalniali ją i jej potomstwo z nadzwyczajnych powinności, jak choćby z poboru do korpusu janczarskiego. Analogiczne przywileje gwarantował szlachcie podolskiej turecki dokument traktatu buczackiego, pod warunkiem zachowania przez nią wierności wobec sułtana.

Sprawa rozbiła się jednak o władzę nad chłopami i możliwość nieodpłatnego korzystania z ich pracy. Polski uczestnik rozmów kapitulacyjnych, szlachcic podolski Stanisław Makowiecki, w swej wierszowanej relacji przytoczył fragment negocjacji z udziałem samego wielkiego wezyra Ahmeda Köprülü, który na prośbę miejscowej szlachty o zachowanie własności ziemskiej odpowiedział:

Spokojnie sobie w wioskach mieszkajcie,
Jakie macie pożytki, takich używajcie,
Ale do chłopów nic nie należycie,
Bo cesarscy [tj. sułtańscy, DK] są, ściśle ten przykaz mijcie.


W dalszej części wiersza wezyr powoływał się na prawo osmańskie jako gwaranta pozycji chłopskiego stanu. Zgodnie z nim chłopi zachowywali wolność osobistą, korzystając z dostępu do sądów oraz prawa składania skarg bezpośrednio do sułtana. Paradoksalnie sułtan mógł bez wyroku stracić wielkiego wezyra, pozostającego według prawa jego niewolnikiem, podczas gdy do stracenia anatolijskiego bądź bałkańskiego chłopa niezbędny był wyrok sądowy. Włościanom przysługiwało też formalne prawo użytkowania ziemi, na której mieszkali i której właścicielem był oficjalnie sułtan. Wprawdzie część chłopskich podatków – w gotówce bądź w naturze – sułtan nadawał jako tzw. timary członkom osmańskiej jazdy, nie czyniło to jednak z tych ostatnich właścicieli ziemi, do której prawo własności dzierżyło państwo, a prawo użytkowania bezpośredni użytkownicy, tj. chłopi. W imperium osmańskim nie istniała wreszcie pańszczyzna, rozpowszechniona w tej epoce w Europie Wschodniej, choć w zamian władze osmańskie dorywczo mobilizowały poddanych do robót przy budowie fortec, dróg, mostów czy kanałów. Przepaść w pojmowaniu prawnej pozycji chłopów w Rzeczypospolitej i imperium osmańskim świetnie ukazuje powyższy dialog Makowieckiego z wielkim wezyrem.

Pozbawiona darmowej siły roboczej, bez której musiałaby własnoręcznie uprawiać rolę bądź korzystać z płatnej pracy najemnej, szlachta podolska gremialnie opuściła więc prowincję, by powrócić do niej dopiero po 1699 r.

Osobny przypadek stanowili magnaci, którzy nie zamierzali wprawdzie pozostać na Podolu, starali się jednak uzyskać potwierdzenie swych praw majątkowych ze strony Porty, co umożliwiłoby im zbieranie podatków z pozostawionych za kordonem majątków za pośrednictwem administratorów. Najlepiej znamy przypadek podkomorzego podolskiego Hieronima Lanckorońskiego, właściciela dóbr w rejonie Jagielnicy. W 1672 r. został on siłą zatrzymany przez Turków, którym przez kilka miesięcy musiał pomagać w spisywaniu ludności i dochodów prowincji. W zamian otrzymał sułtański dyplom (berat) potwierdzający jego prawa do dóbr jagielnickich. Choć następnie wyjechał z Podola i walczył z Turkami w kampaniach lat 1673–1676, przez długi czas zabiegał o uznanie przez Portę swych praw majątkowych. Gdy w roku 1677 do Stambułu udał się poseł Rzeczypospolitej Jan Gniński w celu odnowienia pokoju z Turcją, Lanckoroński powierzył mu ów sułtański dyplom z nadzieją uzyskania jego potwierdzenia. O podobne uznanie swych praw majątkowych na Podolu zabiegali wówczas Koniecpolscy i Sieniawscy. Wysiłki Gnińskiego spełzły jednak na niczym. Podczas odbytej w marcu 1678 r. konferencji sekretarz kancelarii wielkiego wezyra (reis efendi) skwitował wysiłki magnatów: „Porta każdemu otwarta, kto haracz i dziesięcinę zapłaci, niech mieszka, ale wielkich panów cierpieć nie możemy, bo by nie poddanymi, ale sąsiadami Cesarza być chcieli".

Chłopi na osmańskim Podolu występowali do władz z inicjatywami lokalnych ulepszeń i negocjowali wysokość podatków, które gotowi byli zapłacić.

Przychylni prawosławnym

Preferowanie ruskich chłopów wiązało się z względnie przychylnym stosunkiem do prawosławnej Cerkwi, której wyznawcami była ukraińska ludność Podola.

Przed podbojem osmańskim dwie najliczniejsze grupy mieszkaniowe w Kamieńca Podolskiego stanowili Polacy i Ormianie. Tymczasem Turcy im dla potrzeb kultu jedynie po jednym kościele, podczas gdy mniej liczebnej społeczności ruskiej (tj. prawosławnej) pozostawili aż trzy świątynie. Ponadto, choć za czasów Rzeczypospolitej Kamieniec nie był siedzibą prawosławnego biskupstwa, podlegając władyce lwowskiemu, w 1681 r. patriarcha Konstantynopola Jakub mianował miejscowego duchownego Pankracego (Pankratija) prawosławnym metropolitą. Nowo utworzona eparchia, nosząca nazwę małoruskiej bądź małorosyjskiej, otrzymała autonomiczne przywileje egzarchatu i zależała bezpośrednio od Konstantynopola.

Umacniając na Podolu hierarchię prawosławną, patriarchat Konstantynopola ściśle współpracował z władzami osmańskimi. Ich wspólnym celem było uzyskanie wpływu na nowych prawosławnych poddanych i odcięcie ich od dawnych katolickich panów.

Opierając się na oficjalnym diariuszu wyprawy kamienieckiej, osmański kronikarz Silahdar zanotował, że w okolicach Jagielnicy na spotkanie wkraczających wojsk sułtańskich wyszli miejscowi chłopi, wynosząc na drogę chleb i rżnąc ofiary (tj. zarzynając zwierzęta i częstując mięsem przybyszów). Tak sielankowa wizja budzi rzecz jasna podejrzliwość historyka, nie musi być jednak zmyślona. Po pierwsze, ujmując rzecz cynicznie, z punktu widzenia chłopa bezpieczniej było dobrowolnie wyjść na drogę i ugościć wkraczającą armię, niż czekać, aż głodni żołnierze tej armii wtargną do jego chałupy, rabując wszystko, co znajdą, a przy okazji gwałcąc mu żonę i córkę. Po drugie, także raporty strony polskiej, że Turcy traktowali chłopów ruskich lepiej niż polską szlachtę. Dla włościan wejście armii osmańskiej oznaczało kres pańszczyzny i innych obowiązków na rzecz dworu. Wątpliwe przy tym, by osmańscy żołnierze zachowywali się na tych ziemiach gorzej niż wojska Rzeczypospolitej, tłumiące w poprzednich latach bunty kozackie i chłopskie. Co więcej, Turcy starali się wziąć w ryzy tatarskich sojuszników, nie pozwalając im łupić i porywać w niewolę nowo pozyskanych poddanych sułtana.
 
Ostatnia edycja:

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Pobożne fundacje

W sporządzonym w 1681 r. szczegółowym spisie podatkowym prowincji podolskiej osmańscy urzędnicy odnotowali, że spośród 868 miejscowości aż 591 (tj. 68 proc.!) było opuszczonych. Nawet jeśli w niektórych na wieść o zbliżaniu się poborców chłopi wraz z rodzinami i dobytkiem ukryli się po prostu w lesie, jest to przygnębiający obraz, będący skutkiem trwających przez całe stulecie najazdów tatarskich, powstań kozackich i chłopskich, polskich pacyfikacji i wreszcie wojny polsko-tureckiej toczącej się na Podolu w latach 1672–1676. Zwraca natomiast uwagę stosunkowo gęste zaludnienie obszarów południowego Podola położonych nad Dniestrem, z dala od tradycyjnych szlaków tatarskich, chronionych teraz w dodatku przez turecką załogę pobliskiego Kamieńca przed podjazdami armii polskiej, dokonywanymi z sąsiadujących województw ruskiego i wołyńskiego. W tym też rejonie powstały fundacje pobożne (wakfy) wielkiego wezyra Kara Mustafy paszy, których dochody przeznaczono na funkcjonowanie jednego z meczetów w Kamieńcu. Ponieważ ludność wiosek należących do fundacji była zwolniona z szeregu powinności, można bezpiecznie założyć, że gdyby nie wybuch nowej wojny w 1683 r., obszary te szybko ponownie by się zaludniły. Wskazują na to również pojedyncze wzmianki, że na Podolu osiedlać się zaczęli chłopi z pobliskiej Mołdawii, sąsiednich ziem należących do Rzeczypospolitej, a nawet lewobrzeżnej Ukrainy znajdującej się pod kontrolą Rosji.
Kraj mlekiem i miodem płynący

Analiza tureckich ksiąg skarbowych sugeruje, że chłop podolski pod panowaniem osmańskim miał się zdecydowanie lepiej niż np. chłop na ówczesnym Mazowszu. Gleby były tu lepsze i mniej wyeksploatowane niż na ziemiach centralnej Polski. Po spłaceniu danin i podatków na rzecz osmańskiego skarbu, zachowaniu ziarna na kolejny wysiew i wyżywieniu własnej rodziny chłop podolski miał jeszcze nadwyżki, które mógł z zyskiem sprzedać w pobliskim Kamieńcu. Obok zbóż – żyta, pszenicy, ale też popularnej tu hreczki, czyli gryki – podolską specjalnością był miód, ceniony nawet w Stambule. W wielu gospodarstwach spotykamy parobków nazywanych po ukraińsku najmytami, co wydaje się świadczyć o zamożności tych chutorów. Oczywiście formalne dane skarbowe nie uwzględniają takich zjawisk jak żołnierskie wymuszenia czy korupcja, ale też z drugiej strony nie uwzględniają produkcji, którą chłopu udało się ukryć przed okiem poborców, czy też powszechnych w tej dobie w imperium osmańskim cen czarnorynkowych, które chłop mógł uzyskać, sprzedając nadwyżki swych towarów na rynku. Lakoniczność i niska wiarygodność źródeł skarbowych to zresztą powszechna bolączka historii gospodarczej, aktualna nie tylko w przypadku XVII-wiecznej Turcji.

Ostatnie dziesięciolecia przyniosły w historiografii radykalną zmianę obrazu stosunków łączących turecką administrację i chłopów zamieszkujących osmańskie prowincje. Postrzegani dawniej jako bierni i zastraszeni, chłopi w imperium osmańskim nieraz występowali do władz z inicjatywami lokalnych ulepszeń (np. budowy i remontów kanałów nawadniających w Egipcie), negocjowali wysokość podatków, które gotowi byli zapłacić (np. w Palestynie), a niekiedy pozywali osmańskich dostojników przed sąd. Na Podolu chłopskie wspólnoty wioskowe brały udział w licytacjach o dzierżawę stawów rybnych, przejętych przez skarb osmański po wyjeździe szlacheckich właścicieli. Na czele tych wspólnot występowali bogaci chłopi, zwani w podolskim dialekcie hotamanami, których rola była analogiczna do funkcji sołtysów. Hotamanowie towarzyszyli osmańskim urzędnikom skarbowym podczas spisów, wskazywali granice pól należących do ich wiosek, dostarczali informacji o dochodach wsi oraz ich dawnych i nowo przybyłych mieszkańcach.

Zarówno pomoc w spisach i lustracjach, jak uczestnictwo w licytacjach, których przedmiotem była dzierżawa dochodów państwowych, oznaczały bezpośredni kontakt podolskich chłopów z reprezentantami osmańskiej administracji. Nic też dziwnego, że w źródłach osmańskich reprezentujących podolskie wsie hotamanów określano jako „lokalnych notabli". Wizja chłopa jako notabla, dość egzotyczna w semantycznym kontekście społecznym Rzeczypospolitej, gdzie chłopa określano w źródłach co najwyżej łacińskim przymiotnikiem laboriosus („pracowity"), nie wydaje się aż tak zaskakująca. Skoro z Podola wyjechała szlachta, zajmowane przez nią miejsce w hierarchii społecznej ktoś musiał wypełnić. Mogli to zrobić przedsiębiorczy przybysze, tureccy oficerowie, ormiańscy i greccy kupcy, było też jednak miejsce dla przedsiębiorczych jednostek spomiędzy miejscowej ludności, nieskrępowanych już stanowymi barierami. Warto postawić pytanie, czy gdyby panowanie tureckie na Podolu trwało dłużej, wytworzyłaby się tu warstwa bogatych chłopów, jaką spotkamy w późniejszej epoce na Bałkanach. Mając dostęp do rynku, uczestnicząc w handlu zagranicznym bądź zdobywając w licytacjach intratne kontrakty na dostawy dla osmańskiej armii, chłopi ci wyrastali tam na miejscowych bogaczy, wydzierżawiając nieuprawiane wcześniej kawałki ziemi i podporządkowując sobie ekonomicznie mniej przedsiębiorczych sąsiadów. To z takich przedsiębiorczych chłopów wywodzić się przecież będzie Czarny Jerzy, serbski handlarz świń i protoplasta jugosłowiańskiej dynastii królewskiej Karadziordziewiciów.

Chłopi-muzułmanie

Jeszcze szybszy awans w hierarchii społecznej, a w każdym razie znaczne zwolnienia podatkowe, mogła zapewnić ukraińskiemu chłopu konwersja na islam. Gdy w 1684 r., po niespełna 12 latach tureckiego panowania, wojska polskie wkroczyły na Podole, król Jan III Sobieski z niesmakiem pisał w liście do papieża, iż sam widział licznych obrzezanych chłopów, którzy dobrowolnie wstąpili do „sekty mahometańskiej". Wybuch nowej wojny z Turcją w następstwie odsieczy wiedeńskiej zahamował proces islamizacji prowincji, a przez następnych kilkanaście lat władza turecka na Podolu faktycznie ograniczała się już tylko do obleganej przez wojska polskie twierdzy kamienieckiej.

Powrót szlachty na Podole po roku 1699 sprawił, że perspektywa budowy alternatywnej struktury społecznej, w której miejsce katolickiej polskiej szlachty zajęliby bogaci prawosławni ukraińscy chłopi, stała się nieaktualna. Sam Kościół prawosławny doznał wkrótce prześladowań ze strony władz Rzeczypospolitej oraz katolickiego magistratu Kamieńca. Lwowskiego władykę, który w 1699 r. przyjechał do Kamieńca, wyrzucono z miasta, zakazując doń wstępu prawosławnym i przekazując tamtejsze cerkwie unitom. Ta sytuacja odwróci się z kolei po II rozbiorze, gdy władze rosyjskie rozpoczną prześladowania unii, przywracając poprzednią pozycję prawosławiu.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Trochę jednostronny, ale ciekawy artykuł:
Wstydliwa historia - 151 rocznica zniesienia niewolnictwa chłopów
...
W XVII i XVIII w., w stuleciach wojen, status polskiego chłopa osiąga dno ludzkiej egzystencji. Pańszczyzna dochodziła do 6 dni w tygodniu. Zbiegłego kmiecia ścigało się jak groźnego przestępcę. A jeśli Pan nie miał pieniędzy, sprzedawał chłopa jak krowę. Oczywiście szlachcic bezkarnie gwałcił żony i córki chłopów. Przy najmniejszej próbie buntu, chłopa chłostał, zakuwał w dyby i nierzadko po torturach zabijał. Chłopi byli niedożywieni, pijani, brudni, ubrani w łachmany, bez żadnych perspektyw, bez żadnej nadziei na lepsze jutro. I popadali w dziedziczną nędzę. Dlatego kradli, oszukiwali, ślamazarnie odrabiali pańszczyznę. Taka sytuacja trwała przez kilkanaście pokoleń!

Bunty niewolników
Polscy chłopi czasem próbowali się buntować. Ale niezwykle rzadko. bo nie było perspektyw zwycięstwa, a bunt karany był z najohydniejszym okrucieństwem. Tak było w połowie XVII w. podczas powstania na Podhalu pod wodzą Kostki-Napierskiego. Jego samego wbito na pal, drugiego dowódcę poćwiartowano, a trzeciego ścięto.

Z kolei powstanie chłopskie w 1846 r., zwane rabacją galicyjską, wplątane przez Austrię w powstanie krakowskie, weszło do annałów naszej historii jako zbrodnia na narodzie polskim. Palenie dworów i wymordowanie ok. 2 tys. szlachty i księży nie przeciwstawiono kilkuwiekowej zbrodni na chłopach. A niewolni chłopi mieli za co się mścić. Dla nich wrogiem nie był cesarz austriacki w dalekim Wiedniu, tylko pan z pobliskiego dworu. Jednak w naszej historiografii galicyjscy chłopi z rabacji postrzegani są jako przestępcy. Bo to szlachta opisała te wydarzenia. Niepiśmienni chłopi pozostali niemi, bo nie mogli się ze swoją narracją przebić. I tak już zostało.
...
http://www.wiadomosciolkuskie.pl/op...-151-rocznica-zniesienia-niewolnictwa-chlopow

p.s. A tu starszy wątek o podobnej tematyce
https://libertarianizm.net/threads/jak-to-bylo-z-tym-wyzyskiem-chlopstwa-w-sredniowieczu.3058
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Dziś w ramach rozrywki przeglądałem sobie na Wiki kategorię

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Straceni_przez_nabicie_na_pal

i trafiłem m.in. na tego Kostkę-Napierskiego. Od Kostki link na powstanie chłopskie, a w haśle czytam:

Na skutek powstania, w obawie przed zajęciem Krakowa, zwiększono garnizon miejski, rozpoczęto też rozbudowę i naprawę fortyfikacji miejskich. Zakazano też zgromadzeń hultajów w Krakowie, a miejsca w których się gromadzili, jak szynki i oberże, tymczasowo zamknięto. Wzmożono też kontrolę nad górnikami i hutnikami, którzy mogli przyłączyć się do chłopskiego spisku. Niebezpieczeństwo wybuchu powstań chłopskich w trakcie wojny istniało też między innymi na Rusi Czerwonej; agitatorów Chmielnickiego szybko jednak pojmano.

potem jeszcze sprawdziłem co to są hultaje:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Hultaj
i tam czytam:

Nakazywano starostom oraz sądom grodzkim i miejskim wyłapywanie włóczących się po gościńcach mężczyzn i kobiety, przedstawicieli tej grupy[4], karano chlebodawców przyjmujących ich na służbę, a wyłapanych hultajów zmuszano do wykonywania prac przymusowych.

wyłania się dość ponury obraz I RP.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
O Kostce Napierskim nagrał filmik niejaki Towarzysz Michał (komunista, z wykształcenia historyk)



Ostatnio słucham sobie go przed snem dla beki, potrafi zabawnie opowiadać, np. o gównie w przedwojennej Warszawie:

 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Prawdziwa historia Michała Drzymały

drzymala_mcwa2Z.jpg

Michał Drzymała ze swoim nowym wozem w Grodzisku Wielkopolskim

Michała Drzymałę i jego wóz każdy powinien znać przynajmniej ze szkoły jako symbol polskiej pomysłowości w walce z pruskim zaborcą. Jego prawdziwa historia odbiega jednak znacząco od obrazu ze szkolnych czytanek, a jego protest był popierany nie tylko przez patriotycznie nastawionych Polaków, ale też sporo Niemców.

Niemiec zawsze pomoże
Michał Drzymała pochodził ze wsi Zdroje koło Grodziska Wielkopolskiego, gdzie przyszedł na świat 13 września 1857 r. Jego rodzina była biedna: 8-hektarowe gospodarstwo do podziału na sześciu braci (trzy siostry zmarły w dzieciństwie). W 1881 r. Michał pojął za żonę pół-Niemkę Józefę Vetter. Od tego momentu często zmieniał miejsce zamieszkania w celu zapewnienia sobie i rodzinie stabilizacji.

drzymala_z_%C5%BCon%C4%85.jpg

Michał Drzymała z żoną Józefą
Wydawało się, że tę osiągnął w sierpniu 1904 r., gdy kupił 2-ha działeczkę w Podgradowicach pod Rakoniewicami w pobliżu linii kolejowej Wolsztyn-Grodzisk. Sprzedał mu ją w bardzo atrakcyjnej cenie najprawdziwszy Prusak, miejscowy bogacz Richard Naldner, u którego notabene Drzymała wcześniej z rodziną pomieszkiwał. Na swoich dwóch hektarach Drzymała miał niewielki sad, staw, chlew i podpiwniczoną stodołę. Dorabiał sobie wożeniem cegły. Jak sam przyznawał powodziło mu się wtedy całkiem nieźle, ale był pewien problem. Władze pruskie kategorycznie sprzeciwiały się postawieniu na działce domu, a nawet pieca w stajni. Nadchodziła z kolei jesień i kwestia ogrzewania stała się nomen omen paląca.

Drzymała swoje smutki zwykł topić w zajeździe u szynkarza Kiedemanna. On to poradził mu, by kupił stary wóz cyrkowy, który stoi przed gospodą. Nowy nabytek kosztował 350 marek. Pojawiło się jednak kolejne zmartwienie, jak przetransportować wóz na działkę? Drzymała miał wprawdzie dwa konie, ale co najmniej jeden musiał stale wozić cegły. Z pomocą kolegi z Rakoniewic przeprowadził wóz na rynek, a tam dopomogli polskiemu chłopu...Niemcy z browaru Hinza, którzy popchali go na jego nieruchomość. Po dotarciu na miejsce Drzymała zawiadomił władze, że wygasił ogniska w chlewie i przez kilka kolejnych tygodni miał spokój z pruską administracją.

Bohater z przypadku
No i przez te kilka tygodni życie pana Michała rzeczywiście toczyło się spokojnie. Nie w głowie mu były żadne patriotyczne demonstracje i działanie na złość niemieckimi urzędnikom, a i oni sami nie mieli powodu niepokoić Drzymały. Oczywiście, zakaz budowy domu czy pieca nie brał się znikąd. Był to efekt szerszej akcji germanizacyjnej, wspierania osadnictwa niemieckiego i wypierania polskiego. Symbolem tego było powołane w 1894 r. specjalne towarzystwo wspierania niemczyzny, nazwane przez Polaków Hakatą „na cześć” założycieli Hannemanna, Kennemannna i Tiedemanna. Władza wsparła ich wysiłki w 1904 r. ustawą, na podstawie której potrzebne było specjalne zezwolenie do budowy lub wyremontowania domu. Decyzja miała być uzasadniona względami sanitarnymi, społecznymi oraz krajobrazowymi. Niby nic, czego nie znalibyśmy dzisiaj, lecz w wewnętrznych instrukcjach mówiono wprost, by nie dawać zezwoleń Polakom.

Polacy próbowali w odpowiedzi się organizować, tworząc własne towarzystwa pomocowe czy instytucje. Ich bohaterem Drzymała stał się właściwie przypadkiem, gdy hrabia Czarnecki z Rakoniewic w towarzystwie dwóch Francuzów przybył zobaczyć jego wóz, a właściwie, jak to określił sam zainteresowany, „jak polska bieda musi mieszkać w cygańskim wozie”. Po tej wizycie o wielkopolskim chłopie zrobiło się głośno. Pisano o nim w prasie polskiej i zagranicznej. Nie było tygodnia, by pod wóz Drzymały nie przybywały pielgrzymki reporterów i patriotycznie nastawionych Polaków. Michał Drzymała miał wtedy swoje pięć minut i z łatwością wszedł w rolę bohatera narodowego.

woz_drzymay_ii_919.jpg

Pierwszy wóz Michała Drzymały
Niemcy szybko pojęli, że sprawa Drzymały im szkodzi, zatem próbowali metodami administracyjnymi wykurzyć go z działki. Nakładano na niego najróżniejsze kary, m.in. dotyczące nielegalnych zbiegowisk. Do legendy przeszło, jak nakazywano, aby wóz nie przebywał w jednym miejscu dłużej niż 24 godziny, bowiem w przeciwnym wypadku władze uznają to za bezprawnie postawiony budynek. W konsekwencji Drzymała dzień w dzień przesuwał swój wóz kawałek dalej. Nałożonych kar natomiast nie płacił, gdyż nie chciał wspierać budżetu zaborcy. Kończyło się to dla niego aresztem, do którego przechodził odświętnie ubrany śpiewając Mazurek Dąbrowskiego.

Jego walka zyskała sympatie sporej grupy Niemców. Dla nich Drzymała nie był symbolem walki z zaborcą, a z absurdami pruskiej administracji, której wszyscy mieli serdecznie dość. Kiedy w Poznaniu utworzono Komitet Drzymałowski w celu uzbierania pieniędzy na nowy, wygodniejszy wóz dla bohatera, to znaczną część wymaganej sumy wpłacili Niemcy. Nowy dom dla Michała Drzymały wykonała firma Dziechuczowicz i Lambe z Poznania, dla której był to prawdziwy zaszczyt.

woz_drzyma%C5%82y2.jpg

Drugi wóz Drzymały tuż po wybudowaniu
W lipcu 1909 r., a więc w rok po otrzymaniu nowego wozu, władze pruskie siłą usunęły go z działki. Rodzina Drzymałów przeniosła się wtedy do ziemianki. Była jednak to już końcówka walki dzielnego chłopa. W 1910 r. sprzedał ziemię i przeniósł się do Cegielska pod Rostarzewem. Choć formalnie to zaborca był górą, to propagandowo Niemcy byli całkowicie skompromitowani. O proteście Drzymały pisały najważniejsze gazety, m.in. we Francji i w Wielkiej Brytanii. Również rodzima opinia publiczna stała w większości za polskim chłopem.

Polacy wóz Drzymały traktowali później jak relikwię. W 1910 r. na obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem wystawiono go w krakowskim barbakanie. Powstała również sztuka o walce dzielnego Wielkopolanina. Zapomniano tylko o prawdziwym Michale Drzymale.

Nagrodzony po latach
Wielkopolski chłop tymczasem, gdy rozgłos wokół niego umilkł, popadał w coraz większą nędzę. Jego dwóch synów zginęło za cesarza Wilhelma II na I wojnie światowej. Trzech pozostałych wyruszyło w głąb Niemiec za pracą. Widać nie mieli raczej większych uczuć patriotycznych, bo pożeniwszy się z Niemkami zmienili nazwisko na Berger i zamieszkali w Zagłębiu Ruhry. Michał Drzymała klepał natomiast biedę na swoim niewielkim gospodarstwie. W 1919 r. gościł u siebie powstańców wielkopolskich. Odrodzona Polska z kolei jakoś sobie o nim nie mogła przypomnieć.

Zmienił to dopiero pisarz Józef Weyssenhoff, który w 1927 r. odnalazł Drzymałę. To w jakich warunkach żyje bohater szkolnych czytanek wzbudziło powszechne oburzenie. Sprawa zahaczyła nawet o prezydenta Ignacego Mościckiego, który zaprosił wielkopolskiego chłopa do siebie i na powitanie ucałował go w rękę. Los znów uśmiechnął się do Michała Drzymały. Otrzymał 15-hetarowe gospodarstwo w Grabownie w powiecie wyrzyskim wraz z rentą w wysokości 2400 (dziś ok. 240 000) zł rocznie. W ostatnich latach życia przynajmniej nie musiał się martwić o sprawy materiale. Michał Drzymała zmarł 25 kwietnia 1937 r.

Warto w historii Drzymały mieć na uwadze, że on sam nie czuł żadnej niechęci do Niemców jako takich, lecz niemieckiej władzy i z jego perspektywy absurdalnych przepisów. Drzymała nie był także jedynym, który walczył z pruską administracją, lecz to jego walka pomysłowa i kreatywna zyskała największe uznanie. Dla porównania głośnym echem w 1906 r. odbiła się sprawa Franciszka Chrószcza, Ślązaka spod Pszowic, który również nie dostał zgody na budowę własnego domu i urządził sobie mieszkanie w piwnicy pod stodołą, w której wybudował piec. Władze nakazały usunięcie pieca. W tym celu do Chrószcza udał się żandarm Rothe wraz z murarzem Murawcem. Ślązak próbował ich odwieść od zamiaru rozbiórki, lecz gdy nic nie wskórał wyciągnął strzelbę i dwukrotnie strzelił do żandarma najpierw w głowę, a potem w pierś. Rothe cieszący się powszechnie dobrą opinią zginął na miejscu. Pozostawił żonę (pół-Polkę) i dwójkę małych dzieci. Chrószcz uciekł do lasu, gdzie w trakcie zastawionej na niego obławy popełnił samobójstwo. Ta tragiczna historia, w której działania niemieckiej administracji doprowadziły do śmierci dwóch niewinnych osób nie za bardzo nadawała się do patriotycznej akademii. Zdecydowanie lepszy był sprytny wielkopolski chłop.
 
Do góry Bottom