Król Julian
Well-Known Member
- 962
- 2 123
Ale to jeszcze nie oznacza rozłamu, po prostu jakaś grupa wyleci z orbity.
Maciej Chmiel szybko przestał być szefem Dwójki, ale miał gwarancję, że spadnie co najwyżej na inne dyrektorskie stanowisko w TVP S.A. To minimalizuje ryzyko. A budowana w taki sposób kontrola nad własną partią i własnym obozem była zawsze pierwszym i najważniejszym celem gier Kaczyńskiego – chodziło o zachowanie twardego, stabilnego jądra instytucji, od którego w tym polskim chaosie politycznym zawsze można się odbić.
A co się stanie, jeżeli na prawo od PiS zacznie wyrastać, choćby w sondażach, jakaś alternatywna siła?
To akurat bardzo proste, zwiastunem była pokazówka z udziałem starego Morawieckiego. W stosunku do klubu Kukiza to będzie zresztą dużo prostsze niż np. wobec Samoobrony i LPR, które były jednak czymś więcej niż ideowym i społecznym śmietnikiem – jak Kukiz '15. A z nimi PiS też sobie dość gładko poradził, bo na krótką metę podebrał im połowę posłów, a na dłuższą – wchłonął zupełnie ich elektoraty. Z cywilizacyjnym bagnem „narodowców”, którego członkowie nosili do „Faktu” zdjęcia na swoich hajlujących kolegów, Kaczyński nie będzie miał wielkiego kłopotu. Z ich elektoratem tym bardziej: po co Ziobro wykonuje seryjnie przyjazne gesty wobec ludzi łamiących prawo? Po co prokurator stwierdza, że zapowiedź wieszania dziennikarzy na transparencie kiboli Legii to „wyraz odmiennych poglądów politycznych” i odmawia wszczęcia śledztwa? To sygnał, że: my wam damy realne wpływy i realne stanowiska, a także realną możliwość wyżycia się.... Zamiast chodzić w groteskowych marszach pseudo-SA i być obśmiewanym przez „Gazetę Wyborczą” można pójść do PiS-u i zniszczyć „Gazetę Wyborczą”. Nawet najgłupsi narodowcy nie chcą być całe życie małpami w ogrodzie zoologicznym – Kaczyński pozwoli im zostać nadzorcami tego ogrodu. Chyba że utraci władzę i przestanie rozdawać dobra i godność – wtedy straci pozycję arbitra.
A bez arbitra Kaczyńskiego PiS może przetrwać?
Raczej nie, bo nie ma nie tylko następcy Kaczyńskiego, ale nawet kandydata na PiS-owskiego Schetynę. Ani Ziobro, ani Macierewicz, ani Gowin nie mają takiego potencjału. Polityczny kamień filozoficzny posiada tam tylko Kaczyński, tzn. kontakt ze wszystkimi grupami elektoratu. Nikt nie potrafi jednocześnie mówić głosem Gomułki do ludu, że: kraj nasz uczyniono mętną sadzawką, w której co niektórzy łowią tłuste ryby. I do Piotra Zaremby, Roberta Krasowskiego czy do mnie, że: ja przecież prywatnie jestem żoliborskim konserwatystą, ale jak nim byłem publicznie, to dostawaliśmy 4,95 procenta głosów i nie wchodziliśmy do Sejmu, a teraz walczę o prawdziwą władzę, która – chyba nie zaprzeczycie, panowie – jest warunkiem wstępnym realizacji naszej wizji. Utalentowany populista potrafi zarówno łowić rozwścieczony lud za pomocą 500+ i publicznego upokarzania „celebrytów”, jak też prowadzić dość sofistykowane rozmowy z inteligentami tęskniącymi do „kulturowych wojen”.
A który jest, za przeproszeniem, prawdziwy?
Jeden i drugi jest prawdziwy, bo jeden i drugi uwodzi, ale widzę, że Kaczyński bardziej jest szczęśliwy, kiedy uwodzi tamten tłum gadając do niego Gomułką. Ale jednak potrafi jeszcze rozmawiać z ludźmi od wojny kulturowej, o muzułmanach najeżdżających Europę itp. A nikt inny tego nie ma – Gowin potrafi rozmawiać z tymi od muzułmanów, ale z ludem już nie; Macierewicz potrafi z tymi od teorii spiskowych, ale ani do końca z ludem, ani z inteligentami od kulturowych wojen. Brudziński z nikim nie potrafi, Ziobro też, co widać było na pamiętnym wiecu, kiedy próbował konkurować z Kaczyńskim.
Wrócę jeszcze do wątku ideowości, nad którym się prześliznęliśmy przy Kamińskim. Czy w tej formacji i wokół niej nie ma ludzi, którzy jednak traktują tę politykę jako sferę wartości, tak na serio? W sensie, zwyczajnie przyzwoitych, którzy kiedyś o coś naprawdę walczyli, nastawiali głowy... I którym praktyka PiS może się przestać podobać? Co oni zrobią?
To „nadstawianie głowy” to jest bardzo subiektywne poczucie i raczej nie działa jako hamulec etyczny: jak chodziłem na manifestacje w stanie wojennym to czułem się jak oficer polski w Katyniu, któremu NKWD strzela w tył głowy; jak był kryzys bydgoski w 1981 roku to marzyłem o strajku generalnym i sowieckiej interwencji – bo jak każdy Asperger chciałem umrzeć nie na sposób prywatny tylko powszechny, tzn. żebym ja zginął i wszyscy razem ze mną. Za Polskę, za wolność, żeby komuna zdechła... A na przykład tacy bracia Karnowscy też mają swoje przeżycie formacyjne – wspominali kiedyś, że jako gówniarze uczestniczyli w marszu na Belweder w 1993 roku. I mieli wtedy poczucie, że wszystkich wyżynają dookoła, a oni są wśród sprawiedliwych. Tymczasem dla samego Kaczyńskiego ten marsz to była obrona głównie przed Olszewskim i Macierewiczem, którzy na lustrację kradli mu partię. On w „Bolka do Moskwy” nie wierzył, podobnie jak dziś nie wierzy w „zamach smoleński”, którego używa całkowicie instrumentalnie.
A tacy ludzie jak Piotr Zaremba, dawni NZS-owcy...
Podobno Skwieciński zaczyna mieć jakieś wątpliwości, że może ten apel smoleński na rocznicach ogólnonarodowych nie jest zupełnie OK... Oni wszyscy mają jednak poczucie, że przecież też wegetowali na zupie z dyni jak im „postkomunistyczna elita transformacyjna” niszczyła ich instytucje, a teraz żyją z politycznego rozdawnictwa. Zatem na Kaczyńskiego ręki nie podniosą, dopóki ma taką pozycję, jaką ma. To nie miałoby sensu, bo zabiłoby formację. A żeby przetrwać bez Kaczyńskiego, PiS musiałby bardzo trwale skonsolidować władzę i dokonać pokojowej sukcesji przez namaszczenie następcy, ale to coś zupełnie innego niż przewrót pałacowy.
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/kraj/20160906/michalski-walcze-z-substancja-polskosci
Nie wiem szczerze, co o tym do końca myśleć - z jednej strony czuję że w niektórych punktach ma rację, a w innych że pierdoli kompletne bzdury.
Maciej Chmiel szybko przestał być szefem Dwójki, ale miał gwarancję, że spadnie co najwyżej na inne dyrektorskie stanowisko w TVP S.A. To minimalizuje ryzyko. A budowana w taki sposób kontrola nad własną partią i własnym obozem była zawsze pierwszym i najważniejszym celem gier Kaczyńskiego – chodziło o zachowanie twardego, stabilnego jądra instytucji, od którego w tym polskim chaosie politycznym zawsze można się odbić.
A co się stanie, jeżeli na prawo od PiS zacznie wyrastać, choćby w sondażach, jakaś alternatywna siła?
To akurat bardzo proste, zwiastunem była pokazówka z udziałem starego Morawieckiego. W stosunku do klubu Kukiza to będzie zresztą dużo prostsze niż np. wobec Samoobrony i LPR, które były jednak czymś więcej niż ideowym i społecznym śmietnikiem – jak Kukiz '15. A z nimi PiS też sobie dość gładko poradził, bo na krótką metę podebrał im połowę posłów, a na dłuższą – wchłonął zupełnie ich elektoraty. Z cywilizacyjnym bagnem „narodowców”, którego członkowie nosili do „Faktu” zdjęcia na swoich hajlujących kolegów, Kaczyński nie będzie miał wielkiego kłopotu. Z ich elektoratem tym bardziej: po co Ziobro wykonuje seryjnie przyjazne gesty wobec ludzi łamiących prawo? Po co prokurator stwierdza, że zapowiedź wieszania dziennikarzy na transparencie kiboli Legii to „wyraz odmiennych poglądów politycznych” i odmawia wszczęcia śledztwa? To sygnał, że: my wam damy realne wpływy i realne stanowiska, a także realną możliwość wyżycia się.... Zamiast chodzić w groteskowych marszach pseudo-SA i być obśmiewanym przez „Gazetę Wyborczą” można pójść do PiS-u i zniszczyć „Gazetę Wyborczą”. Nawet najgłupsi narodowcy nie chcą być całe życie małpami w ogrodzie zoologicznym – Kaczyński pozwoli im zostać nadzorcami tego ogrodu. Chyba że utraci władzę i przestanie rozdawać dobra i godność – wtedy straci pozycję arbitra.
A bez arbitra Kaczyńskiego PiS może przetrwać?
Raczej nie, bo nie ma nie tylko następcy Kaczyńskiego, ale nawet kandydata na PiS-owskiego Schetynę. Ani Ziobro, ani Macierewicz, ani Gowin nie mają takiego potencjału. Polityczny kamień filozoficzny posiada tam tylko Kaczyński, tzn. kontakt ze wszystkimi grupami elektoratu. Nikt nie potrafi jednocześnie mówić głosem Gomułki do ludu, że: kraj nasz uczyniono mętną sadzawką, w której co niektórzy łowią tłuste ryby. I do Piotra Zaremby, Roberta Krasowskiego czy do mnie, że: ja przecież prywatnie jestem żoliborskim konserwatystą, ale jak nim byłem publicznie, to dostawaliśmy 4,95 procenta głosów i nie wchodziliśmy do Sejmu, a teraz walczę o prawdziwą władzę, która – chyba nie zaprzeczycie, panowie – jest warunkiem wstępnym realizacji naszej wizji. Utalentowany populista potrafi zarówno łowić rozwścieczony lud za pomocą 500+ i publicznego upokarzania „celebrytów”, jak też prowadzić dość sofistykowane rozmowy z inteligentami tęskniącymi do „kulturowych wojen”.
A który jest, za przeproszeniem, prawdziwy?
Jeden i drugi jest prawdziwy, bo jeden i drugi uwodzi, ale widzę, że Kaczyński bardziej jest szczęśliwy, kiedy uwodzi tamten tłum gadając do niego Gomułką. Ale jednak potrafi jeszcze rozmawiać z ludźmi od wojny kulturowej, o muzułmanach najeżdżających Europę itp. A nikt inny tego nie ma – Gowin potrafi rozmawiać z tymi od muzułmanów, ale z ludem już nie; Macierewicz potrafi z tymi od teorii spiskowych, ale ani do końca z ludem, ani z inteligentami od kulturowych wojen. Brudziński z nikim nie potrafi, Ziobro też, co widać było na pamiętnym wiecu, kiedy próbował konkurować z Kaczyńskim.
Wrócę jeszcze do wątku ideowości, nad którym się prześliznęliśmy przy Kamińskim. Czy w tej formacji i wokół niej nie ma ludzi, którzy jednak traktują tę politykę jako sferę wartości, tak na serio? W sensie, zwyczajnie przyzwoitych, którzy kiedyś o coś naprawdę walczyli, nastawiali głowy... I którym praktyka PiS może się przestać podobać? Co oni zrobią?
To „nadstawianie głowy” to jest bardzo subiektywne poczucie i raczej nie działa jako hamulec etyczny: jak chodziłem na manifestacje w stanie wojennym to czułem się jak oficer polski w Katyniu, któremu NKWD strzela w tył głowy; jak był kryzys bydgoski w 1981 roku to marzyłem o strajku generalnym i sowieckiej interwencji – bo jak każdy Asperger chciałem umrzeć nie na sposób prywatny tylko powszechny, tzn. żebym ja zginął i wszyscy razem ze mną. Za Polskę, za wolność, żeby komuna zdechła... A na przykład tacy bracia Karnowscy też mają swoje przeżycie formacyjne – wspominali kiedyś, że jako gówniarze uczestniczyli w marszu na Belweder w 1993 roku. I mieli wtedy poczucie, że wszystkich wyżynają dookoła, a oni są wśród sprawiedliwych. Tymczasem dla samego Kaczyńskiego ten marsz to była obrona głównie przed Olszewskim i Macierewiczem, którzy na lustrację kradli mu partię. On w „Bolka do Moskwy” nie wierzył, podobnie jak dziś nie wierzy w „zamach smoleński”, którego używa całkowicie instrumentalnie.
A tacy ludzie jak Piotr Zaremba, dawni NZS-owcy...
Podobno Skwieciński zaczyna mieć jakieś wątpliwości, że może ten apel smoleński na rocznicach ogólnonarodowych nie jest zupełnie OK... Oni wszyscy mają jednak poczucie, że przecież też wegetowali na zupie z dyni jak im „postkomunistyczna elita transformacyjna” niszczyła ich instytucje, a teraz żyją z politycznego rozdawnictwa. Zatem na Kaczyńskiego ręki nie podniosą, dopóki ma taką pozycję, jaką ma. To nie miałoby sensu, bo zabiłoby formację. A żeby przetrwać bez Kaczyńskiego, PiS musiałby bardzo trwale skonsolidować władzę i dokonać pokojowej sukcesji przez namaszczenie następcy, ale to coś zupełnie innego niż przewrót pałacowy.
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/kraj/20160906/michalski-walcze-z-substancja-polskosci
Nie wiem szczerze, co o tym do końca myśleć - z jednej strony czuję że w niektórych punktach ma rację, a w innych że pierdoli kompletne bzdury.