- Moderator
- #1
- 8 902
- 25 790
Odpisuję tutaj, bo tamten temat został zamknięty.
Wycena, czyli określenie wartości, tak a nie inaczej, tego konkretnego, jednostkowego przedmiotu, jakiego jest właścicielem, należy do niego i to on ma prawo stawiać warunki, jakie muszą zostać spełnione, by zgodził się na sprzedaż.
Jedynie o rzeczach de facto sprzedanych, można powiedzieć, że o wycenie decydował rynek. W przypadku rzeczy niesprzedanych o wycenie decyduje jedynie właściciel.
Mnie się takie postawienie sprawy bardzo podoba. Nie łam aksjomatu, bo on zrobi Ci to samo. Proste. Czego chcieć więcej? Proporcjonalności? Którą oceni kto? Ulica? Dzielnica? A może kontynent? Kolektywistyczne bzdury...
Tak można powiedzieć o dobrach, które sprzedający ma intencje i interes sprzedać, wtedy musi liczyć się z rynkiem - kupującym. Ale jeśli takich intencji nie ma, może postawić zaporową cenę - najwyżej nikt tego co po niej oferuje nie kupi. Ma takie prawo. Nikt nie może rzucić pieniędzy na stół, jakich życzą sobie inni z podobnymi dobrami i zabrać przedmiotu bez zgody właściciela.tosiabunio napisał:Wiem, chciałeś wśród młodzieży zabłysnąć, ale na wolnym rynku towarów, to nie właściciel wycenia rzecz, ale rynek (czyli kupujący). To, że sobie coś wyceniasz na milion dolarów, nie oznacza, że to jest tyle warte i taka należy ci się rekompensata.
Wycena, czyli określenie wartości, tak a nie inaczej, tego konkretnego, jednostkowego przedmiotu, jakiego jest właścicielem, należy do niego i to on ma prawo stawiać warunki, jakie muszą zostać spełnione, by zgodził się na sprzedaż.
Jedynie o rzeczach de facto sprzedanych, można powiedzieć, że o wycenie decydował rynek. W przypadku rzeczy niesprzedanych o wycenie decyduje jedynie właściciel.
"Wy", znaczy w tym wypadku kto?Skąd wy się bierzecie?
Rozpylacz napisał:Tak naprawde łamiąc aksjomat o nieagresji w najdrobniejszy sposób, nawet nieumyślnie, np. niechcący nadeptując czyjąś prywatną trawę i dokonując w ten sposób agresji niszcząc strukturę źdźbełek, stawalibyśmy się de facto rzeczą w posiadaniu poszkodowanego, z którą może sobie zrobić co mu sie żywnie podoba. Super.
Mnie się takie postawienie sprawy bardzo podoba. Nie łam aksjomatu, bo on zrobi Ci to samo. Proste. Czego chcieć więcej? Proporcjonalności? Którą oceni kto? Ulica? Dzielnica? A może kontynent? Kolektywistyczne bzdury...