Samochody, wozidła i rakietowozy - główny temat motoryzacyjny. Elektromobilność vs spalinogród

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 726
We Francji możemy dostrzec już chyba nowy, jeszcze bardziej jadowity trend. Okazuje się, że samochód jako ostateczny produkt eko-grzechu dostanie w ogóle bana a z kolei ludzi zacznie się przyuczać, że jego posiadanie to wstydlwy temat.

Jeśli jesteś petrolheadem, w dzisiejszych czasach zechcą cię postawić w jednym szeregu z innymi alkoholikami czy uzależnionymi od hazardu utracjuszami.

Materiały promocyjne samochodów w telewizji będą wkrótce we Francji przypominać promocję alkoholu czy hazardu. Na tym jednak absurdy się nie kończą, bowiem Francuzi mają już plan… całkowitego zakazu reklamy samochodów.
Opublikowano
55 sekund temu
w dniu
1 stycznia 2022
Kacper Zimek

To nie żart, a kary są bolesne

To nie żart. Francuskie władze przyjęły właśnie przepisy, przez które od marca 2022 r. reklamodawcy i media muszą dodawać do reklam samochodów… dodatkowe treści zachęcające ludzi do korzystania ze spacerów, jazdy na rowerze, transportu publicznego czy współdzielenia samochodu z innymi.
Złamanie nowych przepisów może być całkiem kosztowne. Kara wynosi bowiem do 50 000 euro za każdy indywidualny przypadek naruszenia na dowolnym kanale. W innym polskim serwisie możecie przeczytać, że dla wielu marek to niewiele, ale to bzdura. Chodzi o każde pojedyncze wykroczenie, a chyba wszyscy mamy świadomość jak często i na wielu kanałach reklamują się producenci samochodów.
W momencie wyemitowania takiej reklamy można więc mówić o powyższej kwocie pomnożonej razy kilkaset albo kilka tysięcy. Dodatkową kwestią pozostaje oczywiście dokumentacja złamania tych absurdalnych przepisów. Co ważne, dotyczy to nie tylko telewizji, ale także radia, prasy czy reklam w kinie.

Jak to będzie wyglądało?

Jak cała sytuacja będzie wyglądała w rzeczywistości przekonamy się już wkrótce, ale możemy domyślić się, że tak jak przy reklamach bukmacherów w Polsce zawsze pojawia się wymagane prawem podkreślenie, że dana firma jest legalnym, polskim bukmacherem, na podobnej zasadzie będzie to pewnie działać tutaj. Spodziewamy się krótkich komunikatów na końcu reklamy w stylu „W przypadku niewielkich odległości wybierz spacer”, „Pomyśl o współdzieleniu samochodu”, „Transport publiczny jest najtańszą formą komunikacji” i podobnych.
Czy naprawdę musimy tłumaczyć, że to absurdalne? Rower jest zupełnie innym środkiem transportu od samochodu i wskazywanie ludziom, że po bułki do najbliższej Biedronki mają jechać rowerem, a nie samochodem wydaje nam się niedorzeczne. Rozumiemy tok myślenia, który jest też spowodowany pewnie niezbyt dobrą oceną społeczeństwa jako całości (to jednak oczywiście zupełnie inna historia), ale dlaczego przedstawiać samochód jako coś złego? Poza tym czy naprawdę ciągle musimy robić coś dla tych najbardziej podatnych na takie przekazy? To pozorne „ułatwianie” życia i „pomoc” przy podejmowaniu decyzji to droga, która prowadzi całą ludzkość tylko i wyłącznie w złą stronę.
Samochód to praktyczna rzecz, która co do zasady usprawnia funkcjonowanie społeczeństwa jako całości. Ułatwia przecież czy to życie rodzinne czy zawodowe i jest najbezpieczniejszym środkiem indywidualnego transportu lądowego. I nagle samochód jest zły? Naprawdę trzeba wskazywać, że lepiej wybrać autobus dojeżdżając do pracy?

To dopiero pierwszy krok

Francuzi są jednak śmiertelnie poważni i pójdą znacznie dalej. Ostatecznym celem jest całkowity zakaz promocji samochodów, a kolejny ważny krok w tym kierunku nastąpi w 2028 roku. Właśnie wtedy nie będzie możliwe promowanie samochodów o emisji CO2 wyższej niż 123 gramy na kilometr. Tak, to nie jest ograniczenie promocji mocnych spalinowych modeli z wielkimi silnikami, a tych malutkich „samochodzików” ze spalaniem 5 litrów benzyny na 100 kilometrów.
Można się więc spodziewać, że reklamowane wtedy będą prawie wyłącznie samochody elektryczne, do których przecież zmierza większość producentów w Europie. Dalsze dokręcanie śrub ma następować stopniowo, choć nie są znane dokładne daty. Co jeszcze można dodać? Kilka lat temu taka informacja doskonale sprawdziła by się jako żart na prima aprilis, a dzisiaj jest faktem.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 726
Myślę, że ta wojna a przede wszystkim rozdźwięk interesów poszczególnych państw zweryfikuje UE na tyle, że nie przetrwa ona w obecnej postaci do 2035 roku i nie będzie już komu podnosić ręki na spalinowozy.

30 maja 2022, 7:56.
PAP
Już ponad pół roku trzeba czekać na auto z tradycyjnym silnikiem. Szybciej można kupić pojazd elektryczny, bo to dla producentów priorytet. Unia za tydzień pogrzebie auta benzynowe i diesle – pisze w poniedziałek "Rzeczpospolita".
  • Dziś szybciej można dostać u producentów aut nowego elektryka niż auto z klasycznym napędem
  • Tych ostatnich w gamach koncernów na europejskim rynku będzie coraz mniej
  • Najprawdopodobniej na początku czerwca Unia Europejska przegłosuje nowe prawo, które zakaże od 2035 r. samochodów emitujących spaliny
"Odbiór auta zamawianego w salonie do produkcji w czasie krótszym niż pół roku staje się rarytasem. Osiem–dziesięć miesięcy czekania to już standard, do niektórych modeli kolejka sięga półtora roku. Spowodowane pandemią ograniczenia w zaopatrzeniu fabryk aut w części i komponenty, pogłębione wojną w Ukrainie, wywróciły plany sprzedażowe importerów oraz dealerów. I coraz bardziej frustrują klientów" – podaje "Rzeczpospolita".
Gazeta zaznacza, że "kto chce kupić w miarę szybko samochód, powinien zamawiać »golca« bez dodatkowego wyposażenia". "Automatyczna skrzynia biegów najbardziej opóźnia dostawę auta. Dla przyspieszenia odbioru trzeba też rezygnować z szyberdachu, kamery cofania, matrycowych reflektorów, wielostrefowej klimatyzacji, nawet czujników parkowania i nawigacji. Według internetowej platformy sprzedażowej Carsmile te elementy wyposażenia generalnie spowalniają produkcję samochodów większości marek" – czytamy.
Według "Rz" warto zdecydować się teraz na auto elektryczne, bo okazuje się, że terminy dostaw mogą być krótsze niż dla samochodów spalinowych. Choć jak zaznaczono nie oznacza to dostępności od ręki.
Dzięki rządowym dopłatom – pisze "Rz" – "oraz różnym bonusom sprzedawców, samochody elektryczne, choć katalogowo znacznie droższe od porównywalnych spalinowych, coraz bardziej jednak zbliżają się do nich realnym kosztem zakupu", a do "całkowitego zrównania cena napędów elektrycznego i spalinowego potrzeba jeszcze ok. czterech lat".

Koniec aut spalinowych

"Rz" pisze, że los aut spalinowych "zostanie jednak przypieczętowany już w przyszłym tygodniu: 7 lub 8 czerwca Parlament Europejski będzie głosował za dopuszczeniem na rynek od 2035 r. samochodów wyłącznie bezemisyjnych".
Oznacza to po prostu, że na rynku europejskim przestaną pojawiać się nowe benzyniaki i diesle. Koncerny motoryzacyjne już się do tego szykują. Niektóre nawet planują wyprzedzić Unię. Jak zwraca uwagę "Rz", Volvo chce całkowicie przejść na napędy elektryczne do 2030 r.
Już teraz coraz surowsze normy emisji CO2 zmuszają koncerny do ograniczania napędów spalinowych. W 2025 r. emisja spalin w nowych autach ma być o 20 proc. niższa niż w 2021 r.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 726

Niemcy: skandaliczna jakość nowych aut. Cenniki to "bezczelność"

Paweł Rygas
Dzisiaj, 12 sierpnia (11:09)
Niemiecki automobilklub przetestował aż 580 nowych samochodów pod kątem - szeroko pojętej - jakości wykonania. Wnioski nie są budujące dla nabywców. ADAC wprost mówi o skandalicznych praktykach, a cenniki niektórych modeli określa mianem "bezczelnych". Co ciekawe - najwięcej słów krytyki skierowano pod adresem niemieckich producentów. Słabo - tu bez zaskoczenia - wypadła też Tesla.

Wśród kierowców często usłyszeć można, że "stare auta były lepsze", a szczyt motoryzacyjnej techniki przypadł na przełom lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. O ile np. w kategorii bezpieczeństwa takie twierdzenia można śmiało włożyć między bajki, o tyle w kwestii szeroko pojętej jakości starsze pojazdy - rzeczywiście - uchodzić mogą za wzór do naśladowania.

Stare auta były lepsze? "Zuchwałe" cenniki bez pokrycia w faktach


Zdaniem ADAC Audi A3 Sportback nie powinno być określane mianem pojazdu premium / fot. ADAC /


Zdaniem ADAC Audi A3 Sportback nie powinno być określane mianem pojazdu premium / fot. ADAC

Dowody na prawdziwość utyskiwań kierowców daje najnowsze badanie jakości pojazdów przeprowadzone przez ADAC. Przedstawiciele niemieckiego automobilklubu tym razem skupili się na kwestiach dotyczących "obcowania" z pojazdem czyli szeroko pojętej jakości. Sprawdzano więc chociażby, czy plastiki są miękkie w dotyku i nie wykazują podatności na zarysowania, zmierzono szerokość szczelin (dokładność montażu), obecność mat wygłuszających (np. w bagażniku) czy dodatkowych uszczelek.

W sumie lista kontrolna liczyła aż 300 pozycji. Za bazę odniesienia dla oceny punktowej (stosowano system punktów karnych, więc im niższa ocena danego auta, tym jakość jest wyższa) służyła poprzednia generacja konkretnego modelu.
Wnioski nie są - niestety - budujące.

Najlepsze i najgorsze auta w teście jakości ADAC / fot. ADAC /


Najlepsze i najgorsze auta w teście jakości ADAC / fot. ADAC /

Na tle poprzedników coraz słabiej wyglądają zwłaszcza pojazdy segmentu premium. Mocno "zebrało" się też Volkswagenowi. W przypadku niektórych modeli, jak chociażby oferowanego wciąż Multivana generacji T6.1, cennik określono mianem "zuchwałego", co można również tłumaczyć jako... "bezczelny".

Najgorzej wykonane nowe samochody - lista ADAC

W ogólnym zestawieniu za najlepiej wykończone auto uznano BMW i3, które uzyskało notę ogólną na poziomie 2,1 punktu. Drugie miejsce zajął jego koncernowy brat - Mini Cooper w odmianie pięciodrzwiowej. Trzecie miejsce przypadło elektrycznej Hondzie e (2,5 punktu). W pierwszej piątce znajdziemy też - uwaga - Skodę Kamiq (2,6 pkt.) i Volkswagena Polo (2,6 pkt).

Najciekawiej prezentuje się druga strona tabeli, która zdominowana została przez producentów azjatyckich.
Za najgorzej wykonane auta ADAC uznało:

Obecność na liście aż trzech przedstawicieli segmentu supermini nie powinna być zaskoczeniem. Małe auta - zwłaszcza w obliczu obecnych zawiłych procedur badania emisji spalin - tworzone są pod ogromną presją cięcia kosztów. W przypadku Aygo widać to m.in. w boczkach drzwi (króluje blacha), mikroskopijnej grubości podsufitki czy braku mat w bagażniku. Autu, podobnie jak w przypadku wielu azjatyckich pojazdów, brakuje też osłon podwozia i konserwacji antykorozyjnej.

Klasa premium już tylko z nazwy. Wielkie rozczarowanie Audi i Mercedesem


Wnętrze nowego Mercedesa klasy C zmontowane jest dużo gorzej niż w poprzedniej generacji /Informacja prasowa


Wnętrze nowego Mercedesa klasy C zmontowane jest dużo gorzej niż w poprzedniej generacji

Testerzy ADAC nie szczędzili gorzkich słów zwłaszcza producentom segmentu premium. W tym przypadku nie może być wątpliwości, że starsze generacje wykonane były ze zdecydowanie większą dbałością o detale.

Najlepsze i najgorsze auta w teście jakości ADAC - klasa wyższa / fot. ADAC /


Najlepsze i najgorsze auta w teście jakości ADAC - klasa wyższa / fot. ADAC /

Dużo gorzkich słów skierowano chociażby pod adresem nowej klasy C. W poprzedniku, nazywanym nawet "małą klasą S", jakość materiałów użytych do wykończenia wnętrza była na najwyższym poziomie. Dla kontrastu - w nowej generacji deska rozdzielcza, tunel środkowy czy panele drzwi pokryte zostały miękkim plastikiem wyłącznie w górnej części.

"Pęk kluczy przesuwa się głośno po twardych półkach nowej generacji. W przypadku nowej klasy C hasło "najlepsze albo nic" to jedynie pusty slogan reklamowy - czytamy w raporcie ADAC.

Podobne opinie kierowane są pod adresem nowego Audi A3 Sportback, które - w opinii ADAC - nie powinno być nazywane modelem premium. W tym przypadku zwrócono uwagę m.in. na gorszą niż w poprzedniku jakość plastików w kabinie czy gołą blachę pod podłogą bagażnika. Z drugiej strony, na tym tle pozytywnie wyróżnia się chociażby Mazda (ze szczególnym wskazaniem na model 3), która "mimo stosunkowo niskich cen" kusi nabywców "niemal szykownym wnętrzem".

Najlepsze i najgorsze auta w teście jakości ADAC - modele klasy średniej / fot. ADAC /


Najlepsze i najgorsze auta w teście jakości ADAC - modele klasy średniej / fot. ADAC

Słów krytyki nie szczędzono też takim legendom, jak Volkswagen Golf czy Volkswagen Multivan (T6.1). "Król kompaktów" zganiony został np. za brak siłownika maski. W stosunku do poprzedniej generacji nowy Golf stracił też np. tapicerowane osłony słupków czy filcowe wykończenie wnętrza schowka.

Stare auta były lepsze? Trwa jakościowa sinusoida

Chociaż badania ADAC nie pozostawiają złudzeń, co do jakości wnętrz nowych samochodów, niemieccy eksperci tłumaczą, że w rzeczywistości mamy do czynienia z trwającą od lat sinusoidą. Ta wyznaczana jest debiutami kolejnych generacji i liftingami modeli. Duże wahania występować mogą nawet między poszczególnymi rocznikami.

Optymalizacja kosztów najczęściej dotyczy zupełnie nowych generacji. Gdy do producenta zaczynają dochodzić sygnały o rozczarowaniu klientów, podejmowane są kroki zaradcze, które często polegają np. na zmianie tworzyw sztucznych czy uszczelek. Stąd - przy okazji liftingów - w informacjach prasowych często podkreśla się np. lepsze wyciszenie czy nowe rodzaje tapicerek.

Które modele zrobiły w ostatnim czasie największy postęp w stosunku do poprzedników?

W pierwszej piątce aut z o najwyższej poprawie znajdziemy:

  1. Renault ZOE,
  2. Mazdę 3,
  3. Nissana Leafa,
  4. BMW serii 3,
  5. Volkswagena T-Roca.
W opinii ADAC na minus zmieniły się w ostatnim czasie m.in.:
  1. Mercedes klasy C,
  2. Audi A3 Sportback,
  3. Hyundai i20,
  4. Opel Mokka,
  5. Peugeot 308.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 726
Unia chce zabrać wolność, a Złomnik ją popiera...

Felietony 11.08.2022
Antysamochodowa polityka Unii Europejskiej i promowanie tzw. „elektromobilności” sprawi, że ludzie nie będą mieli czym jeździć i jak się przemieszczać. Musimy się temu przeciwstawić!
Jedną z najbardziej gnębionych grup społecznych w Polsce są zmotoryzowani. Z jednej strony posiadaczy samochodów wykorzystuje rząd, utrzymując wysokie opodatkowanie paliw czy drastycznie podnosząc stawki mandatów. Z drugiej strony coraz więcej do powiedzenia mają lewicowi aktywiści, wypychający kierowców z miast. Ponadto Unia Europejska wprowadza zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku, wymaga ustanowienia podatku od rejestracji takich aut oraz nałożenia opłat za drogi ekspresowe.
Nie dość, że kierowcy muszą płacić za wszystko – za drogi, za parkowanie, za obowiązkowe ubezpieczenie pojazdu – to jeszcze muszą płacić za to z roku na rok coraz więcej. Traktuje się ich jak dojne krowy, podczas gdy większość osób jeździ samochodem, bo musi jakoś dojechać do pracy, żeby zarabiać na chleb i spłatę kredytu. Paliwo jest coraz droższe, a rząd cały czas obciąża je jeszcze podatkami.
Trudno nie wspomnieć też o nowych, absurdalnie wysokich mandatach, gdzie za najdrobniejsze wykroczenie otrzymuje się karę 1500 złotych i o fotoradarach, które chcą nas zmusić do tego, żebyśmy przemieszczali się z prędkością rowerzysty. Samochód nie powstał po to, żeby jechać nim wolno, bo wtedy można zasnąć. To chyba normalne, że na autostradzie czy drodze ekspresowej wciska się gaz, dzięki temu można o wiele szybciej dojechać na miejsce. Najgorsze tylko, że nie wszyscy to rozumieją i niektórzy wloką się lewym pasem 160 km/h. A ograniczenie do 50 km/h w obszarze zabudowanym? Dla kogo to jest? Z pieszych zrobiono ostatnio święte krowy, które mogą wyjść wszędzie i zawsze na jezdnię, a przecież fizyki się nie oszuka. Poza tym nikt nie jeździ 50 km/h, chyba że jakieś grzyby-działkowcy.

Ale najgorsze dopiero przed nami

Unia Europejska chce nam zabrać spalinowe samochody – nie tylko te nowe, ale też te używane, okładając je coraz większymi ograniczeniami. Już wkrótce spalinowym autem nie będzie można wjechać nigdzie, tylko jeździć nim od wsi do wsi, a wszyscy będą zmuszeni do przesiadki na autka na baterie. Takim elektrycznym samochodem w żadną trasę nie pojedziemy, a jeśli już, to będziemy go co 3 godziny ładować przez kolejne 3 godziny, przez co jedna podróż zajmie 3 razy dłużej niż normalnym samochodem spalinowym. O trwałości tych bateryjek to szkoda nawet wspominać, 30-letnie auta spalinowe jeżdżą normalnie po ulicy, a 10-letnie „elektryki” nadają się do wyrzucenia.
W dodatku w miastach nie ma ładowarek, albo są wiecznie zajęte, a zrobienie sobie gniazdka pod blokiem odpada, jeśli nie ma się własnego miejsca parkingowego. Unia wpycha nas do tych pseudosamochodów, bo chce mieć wszystkich ludzi pod kontrolą. Elektryczna to może być maszynka do golenia, a samochód potrzebuje dużego, mocnego silnika spalinowego. Jeśli się nie przeciwstawimy tej szalonej polityce unijnych eurokratów, to wszyscy skończymy w małych elektropuszkach, które ledwo dojadą do pracy bez ładowania, a o przyjemności z jazdy to już nawet nie wspominam.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Jeśli doczytaliście do tego miejsca, to pora na zwrot fabuły

Sporo z tego, co przeczytaliście powyżej, wyjąłem z deklaracji programowej pewnej mocno konserwatywnej partii. Ludzie uwielbiają to czytać w internecie. Zawsze kiedy coś takiego się napisze, zyskuje się tysiące lajków, komentarzy i ogólny poklask, że ktoś „miał odwagę powiedzieć prawdę”.
Problem w tym, że to wszystko bzdury, w dużej mierze dyskretnie wspierane przez koncerny paliwowe. Unia Europejska ma ogromny problem i to na wielu płaszczyznach, bo celem nadrzędnym jest zredukowanie emisji CO2. Bez zredukowania emisji CO2 prędzej czy później doprowadzimy się do samozagłady, co akurat nie będzie takie złe, bo może przyniesie (ocalałym) pewną naukę.
Póki co sytuacja jest taka, że Unia Europejska chciałaby obniżać emisję CO2 z transportu w Europie, ale ma problemy z trzech stron. Po pierwsze – od innych ogromnych emitentów CO2, jak Chiny czy Stany Zjednoczone, które niczego za bardzo obniżać nie zamierzają lub wykonują ruchy pozorowane, przez co opinia publiczna widzi, że „oni jakoś nie muszą, to dlaczego my musimy” i cała narracja się sypie. Po drugie – od użytkowników samochodów, którzy w żadnym razie nie chcą się pogodzić z tym, że spalinowy styl życia jest nie do utrzymania na dłuższą metę i szkodzi wszystkim. Po trzecie zaś – ze strony koncernów paliwowych, które chętnie lobbują za tym, że samochody które warczą i dymią są tymi właściwymi.

Stąd też Unia postawiła na względnie akceptowalne rozwiązanie przejściowe, jakim są samochody elektryczne

Przejściowe, bo w rzeczywistości wiadomo, że koncepcja indywidualnego transportu w postaci samochodu jest nie do obrony i nie do utrzymania. Indywidualna motoryzacja elektryczna również wymaga ogromnych ilości energii, której za bardzo nie mamy skąd pozyskać oraz w podobny sposób jak spalinowa niszczy środowisko, tyle że nie na etapie eksploatacji, a na etapie produkcji i utylizacji pojazdów. Nic indywidualnego poza rowerem i hulajnogą na dłuższą metę nie ma szans, a transport dalekobieżny mogą zrealizować tylko pociągi – nawet nie samoloty, bo te również emitują zbyt dużo CO2. Mówię o sytuacji, w której ewentualnie chcemy żyć na Ziemi dłużej niż najbliższe sto lat. Znaczy ja nie planuję, statystycznie zostało mi 31 lat życia.
Niestety, Unia ma też ten problem, że wybudowano ogromną i rozbudowaną infrastrukturę dostosowaną do indywidualnego transportu w postaci sieci autostrad, parkingów itp., oraz że w wielu miejscach miasta rozbudowano tak, że dojazd z części mieszkalnej do części biznesowo-przemysłowej wymaga użycia samochodu. Można powiedzieć, że ludzie w Unii, rozumiejący dlaczego to wszystko w obecnej postaci nie ma szans, są jak strażacy przychodzący na wesele i mówiący że jest zagrożenie pożarowe, i wszyscy muszą opuścić salę.

Oczywiście nikt nie chce wyjść i wszyscy dalej świetnie się bawią

Jak to wyjść? Ale przecież mamy wesele – i chlup w ten głupi dziób, i zabawa w pociąg, i jeszcze śledzik pod wódeczkę. Strażacy krzyczą, że jak nie wyjdziecie, to spłoniecie – e tam, kto by ich słuchał, psują tylko zabawę, weź jeszcze polej. Potem wszyscy duszą się czadem i umierają, ale przynajmniej postawili na swoim i bawili się do końca. Podobnie jest w tym przypadku: Unia Europejska musi przekonać ludzi, że muszą zrezygnować z czegoś co nazywają „dobrobytem” dla ogólnego, większego dobra. Jednak ludzie jako masa są niezdolni do takiego działania i każdy z nas, łącznie ze mną, pomyśli sobie „ale dlaczego ja mam rezygnować z samochodu, skoro bogaci nie zrezygnują, politycy nie zrezygnują, niech was szlag trafi! Unia zabiera mi wolność!”.

Ostatecznie to prawda, że Unia chce zabrać nam wolność

Z jednym się całkowicie zgadzam: wolność do energochłonnych indywidualnych podróży nie ma żadnego sensu. Jestem za tym, żeby podróżowanie było dużo trudniejsze i żeby ludzie żyli bardziej lokalnie. No ale to już moja prywatna opinia, a nie zarządzenie z Unii. Tymczasem na razie jest tak, że nawet gdybyśmy bardzo chcieli i całkowicie zgadzali się z unijnymi planami, to niewiele możemy zrobić. Nawet kupując samochód elektryczny ładujemy go prądem pochodzącym ze spalania węgla, a pozbywając się samochodu w ogóle skazujemy się na wykluczenie komunikacyjne. Chyba że mieszkamy w centrum dużego miasta, ale to znowuż wymaga bycia zamożnym i posiadania lub wynajmowania drogiej nieruchomości. I znowu wychodzi na to, że najlepiej po prostu być bogatym.
1660513182213.png
 

workingclass

Well-Known Member
2 131
4 151
https://www.mojanorwegia.pl/transpo...kswagen-oglosil-przelomowa-decyzje-20838.html

"Møllergruppen – spółka odpowiedzialna za pojazdy grupy Volkswagen w Norwegii – jako pierwsza firma zrezygnuje ze sprzedaży samochodów napędzanych benzyną lub olejem. Zmiany zaczną obowiązywać w kraju fiordów 1 stycznia 2024 roku. Decyzja pokrywa się z zapisami polityki klimatycznej rządu.
Do połowy sierpnia 2022 roku grupa Volkswagen sprzedała w Norwegii 8 500 samochodów. 6 900 z nich to w pełni elektryczne pojazdy osobowe. Dobre wyniki sprzedaży pozwoliły podjąć decyzję o wycofaniu z rynku kraju fiordów aut zasilanych paliwami kopalnymi. – Jeśli uda nam się osiągnąć nowy długoterminowy cel, który wszyscy wspieramy, to do 1 stycznia 2024 r. porzucimy w Volkswagenie sprzedaż samochodów z silnikiem diesla, benzyny i hybryd typu plug-in. [...] To mocny sygnał zarówno dla polityków, konsumentów, jak i kolegów z branży – komentuje na łamach Postsen Ulf Tore Hekneby, dyrektor Møllergruppen.

Niemiecki koncern zdobywa coraz silniejszą pozycję na norweskim rynku. W pierwszej połowie 2022 roku model VW ID.4 zajął drugie miejsce w rankingu popularności nowych aut na drogach. Z kolei ID.3 piastował pozycję lidera rankingu sprzedaży. Kierowcy w kraju fiordów decydowali się także na modele ID.5 oraz ID.Buzz, które wyprzedano do końca roku jeszcze przed debiutem."
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 726

Branża ubezpieczeniowa alarmuje. Rząd po cichu chce podwyższyć OC

Business Insider Polska
26 sierpnia 2022, 17:09

Firmy ubezpieczeniowe uważają, że rząd chce znacząco podnieść ubezpieczenia OC. "Niektórym nawet dwukrotnie, mimo że nie mieli żadnej stłuczki i jeżdżą bezpiecznie" – wskazuje prezes Polskiej Izba Ubezpieczeń.

Szef PIU Jan Grzegorz Prądzyński wskazuje tu na proponowane przez rząd zmiany w Prawie o ruchu drogowym.

Projekt, który już pojawił się na rządowych stronach, proponuje podniesienie opłaty na rzecz Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Obecnie od każdej polisy na CEPiK idzie opłata w wysokości 1 euro. Obecna propozycja mówi, że ta stawka może wynieść nawet 1 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. W ten sposób, jak wylicza PIU, opłata z polisy na CEPiK wzrośnie ze średnio ok. 5 zł do 57 zł.

Co to oznacza dla kierowców? Prądzyński wyjaśnia, że Średnia składka za polisę OC to obecnie 488 zł.

"Dodając do tego 57 zł opłaty na CEPiK, składka wzrasta do 545 zł, czyli prawie o 12 proc. dla każdego. Również bezszkodowego kierowcy, który jeździ zgodnie z przepisami. Wzrost jest procentowo większy, gdy weźmiemy pod uwagę średnią składkę za małą przyczepkę lub motorower. To ok. 60 zł. Po wprowadzeniu zaproponowanych zmian, stawka wzrośnie tu o ok. 100 proc." – mówi szef PIU.

"Rząd chce podnieść składki sprytnie, tzn. w taki sposób, by to ubezpieczyciele byli uznawani za tych złych" – uważa Jan Grzegorz Prądzyński.
 

ckl78

Well-Known Member
1 881
2 035
z-One-Monowheel-15.jpg

The Monocycle or unicycle is a single-wheeled vehicle. Popularized by jugglers and circus acts, this versatile vehicle has been coined as one of the most useful modes of transports for city dwellers for its lightweight and reduced space. Although the monocycle might seem as a modern vehicle, it is in fact a pretty old invention that has been reinvented by engineers throughout history who tried to popularize is as viable mode of transportation.

In contrast to the difficulty of mastering mechanic monocycles, which require the rider to be able to have a great sense of balance and control of their center of gravity, self-balanced monocycles make the whole experience a breeze. Through the use of gyroscopes, accelerometers the self-balanced vehicle allows the rider to forget about balance and focus on having fun.

 

dunajec1

Member
96
44
Nowe prawo jazdy dla kierowców SUV-ów? Reforma unijnych przepisów dotyczących praw jazdy może przynieść rewolucję.

Władze Unii Europejskiej pracują nad zmianami w dyrektywie o prawach jazdy. Nowe przepisy mają być gotowe w grudniu i wywrócą do góry nogami znany dziś porządek. Jednym z najgłośniejszych pomysłów jest wprowadzenie prawa jazdy kategorii B+. Nie jest to jednak najważniejsza inicjatywa. Unijne propozycje koncentrują się na kilku polach tematycznych. Należą do nich młodzi kierowcy, starsi kierowcy oraz rozszerzenie współpracy pomiędzy krajami UE.


Kolejne brednie, produkowane przez unijną hydrę urzędniczą. Najlepiej zabronić samochodów. Piechotą wszyscy!
 
Do góry Bottom