Rządy Prawa i Sprawiedliwości

A

Antoni Wiech

Guest
Ta opłata to jest niezłe kurestwo. Jak ktoś np. ma dwa mieszkania, albo firmę swoją w oddzielnym budynku to będzie płacił x2. Oczywiście łaskawy pisowski pan twierdzi, że jak ktoś będzie biedny to będzie zwolniony. No, ale co, masz pierdolony badylarzu dwa mieszkania lub swoją firmę i niby nie stać cię na te parę zeta miesięcznie burżuju? Płać bogaczu!
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Jak już jesteśmy przy temacie publicznych mediów to parę lat temu, kiedy do ich przejęcia szykowała się ekipa PO-PSL, Maziarski - ówczesny naczelny Newsweeka, napisał całkiem koszerny tekst wzywajacy do ich prywatyzacji:

Media publiczne do prywatyzacji - odpowiedź Wojciecha Maziarskiego
Wojciech Maziarski
01-05-2010

Nie widzę potrzeby, dla której media publiczne miałyby być dalej państwowe. Ich prywatyzacja nie oznacza pogorszenia jakości programu - Agnieszce Holland odpowiada Wojciech Maziarski, redaktor naczelny "Newsweeka".

Wielce Szanowna Pani!

Dziękuję za list i za okazję do polemiki. Gdy publiczną debatę zdominowały partyjne pyskówki, rzadko trafia się okazja, by sensownie podyskutować o sprawach istotnych, i to jeszcze w atmosferze życzliwości. Z tym większą więc przyjemnością podejmuję wyzwanie. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego nie zgadzam się z Pani poglądami na temat mediów publicznych. Bo nie zgadzam się, i to fundamentalnie. Przede wszystkim nie wierzę w możliwość wyrwania ich ze szponów polityki bez radykalnego odchudzenia. Rozbudowane imperium radiowo-telewizyjne, posiadające tyle kanałów docierających do milionów słuchaczy, jest zbyt kuszącym kąskiem, by politycy zabiegający o wyborców mogli tak po prostu z niego zrezygnować. Ulegać pokusie przychodzi im tym łatwiej, że przecież media „publiczne” w istocie znaczą „państwowe” – a więc należące do polityków i urzędników, mogących współdecydować o obsadzie stanowisk kierowniczych. Jest więc i pokusa, i możliwość jej realizacji. Tylko święty by się temu oparł, a jak wiadomo, odsetek świętych wśród polityków jest stosunkowo niewielki. Można oczywiście zrzucać odpowiedzialność na polityków, wskazując, że w krajach o wyższej kulturze politycznej media publiczne funkcjonują w sposób zadowalający. Nawet jeśli to prawda, to klasy politycznej tak szybko nie zmienimy. Wypada więc dostosować ustrój mediów do naszej rzeczywistości. Środki zaradcze wydają się oczywiste. Po pierwsze, trzeba osłabić pokusę, radykalnie odchudzając te media i zmniejszając ich znaczenie. Po drugie – odebrać partiom możliwość obsadzania kierowniczych stołków. Nie trzeba w tym celu wymyślać prochu. Po roku 1989 radykalnie odchudziliśmy cały sektor państwowy. Ten proces objął tysiące przedsiębiorstw, instytucji komunalnych, wydawnictw książkowych i redakcji prasowych – i nosił nazwę prywatyzacji. Wystarczyłoby więc w sektorze publicznych stacji radiowych i telewizyjnych zastosować te same rozwiązania, które zdały egzamin w segmencie wydawnictw prasowych. Autorzy projektu nowej ustawy medialnej wolą jednak pomysły eksperymentalne, takie jak losowanie składu rady mediów publicznych spośród przedstawicieli organizacji twórczych, samorządów, uczelni wyższych etc. Nie wątpię, że intencje są szlachetne, jednak to nie jest droga do naprawy mediów, lecz do zepsucia wielu innych instytucji. Jestem przekonany, że za dwie czy trzy kadencje będziemy się zastanawiać, jak przeciwdziałać totalnemu upolitycznieniu organizacji twórczych, samorządów i uczelni. Angażując wszystkie te instytucje w proces powoływania władz radia i TV, wciągamy je w grę polityczną i wystawiamy na żer partiom. Poszukiwanie takich – nazwijmy to po imieniu – ekstrawaganckich rozwiązań wynika z ideologicznej niechęci do prywatyzacji mediów i z przekonania, że tylko państwowe środki przekazu gwarantują Polakom... no właśnie, co? Komu i do czego potrzebne są państwowe radio i TV?mWylicza Pani wiele grup zawodowych i społecznych: twórców teatru, aktorów, muzyków i kompozytorów, plastyków, organizacje pozarządowe, nauczycieli i naukowców, rodziców polskich dzieci, mieszkańców wsi i miasteczek. Na tej liście wymieszane są dwie różne kategorie osób zainteresowanych (lub rzekomo zainteresowanych) istnieniem mediów państwowych. Z jednej strony mamy tu odbiorców, widzów, słuchaczy, a z drugiej – ludzi, dla których media są źródłem dochodów i miejscem pracy. Porozmawiajmy o każdej z tych grup oddzielnie. Najpierw więc o tych, którzy z TV i radia żyją. O twórcach teatru, aktorach, muzykach i kompozytorach. Także o plastykach. Przede wszystkim jednak o dziennikarzach, filmowcach i producentach. Oni wszyscy rzeczywiście są zainteresowani istnieniem silnych i bogatych mediów, stanowiących dla nich naturalny rynek zbytu i zaplecze zawodowego funkcjonowania. Nie jest to zarzut pod adresem tych grup (do jednej z nich zresztą sam należę) – to oczywiste, że wytwórcy różnych dóbr są zainteresowani istnieniem instytucji umożliwiających im działanie i organizujących popyt na ich produkty. Tyle że potrzeby i interesy takich grup zawodowych nie powinny być kryterium decydującym o istnieniu tych instytucji, jeśli reszta obywateli musi do tego dokładać z podatków. To w socjalizmie firmy były „zakładami pracy”, pełniącymi przede wszystkim funkcje socjalne i zapewniającymi źródła utrzymania załodze. W 1989 roku odrzuciliśmy tę absurdalną i niefunkcjonalną logikę. Postanowiliśmy, że odtąd instytucje będą służyć klientom, a nie pracownikom. Będą zaspokajać popyt, a nie dawać zajęcie. Szpitale mają być dla pacjentów, a nie dla lekarzy i pielęgniarek, szkoły – dla uczniów, a nie dla nauczycieli. Media – dla odbiorców, nie zaś dla twórców i dziennikarzy. Dlatego odrzucam argument, że należy utrzymywać media państwowe, bo są one potrzebne załodze i kooperantom. Dodatkowym źródłem konfuzji jest fakt, że inicjatorem nowej ustawy są właśnie przedstawiciele tych środowisk, dla których media publiczne są jednym z potencjalnych źródeł dochodów. W takich wypadkach zawsze pojawia się podejrzenie konfliktu interesów. Rodzi się wątpliwość, czy fakt materialnego zainteresowania nie powinien skłonić danej osoby czy grupy do wycofania się z aktywnego lobbingu i lansowania rozwiązań przynoszących im bezpośrednią korzyść. Zwłaszcza że mowa jest nie tylko o samym istnieniu mediów państwowych, lecz także o opodatkowaniu ogółu obywateli na ich rzecz. Czy godzi się, by grupa bezpośrednio korzystająca na wprowadzeniu nowego podatku opracowywała projekt ustawy? Wbrew temu, co Pani pisze, nie insynuuję autorom projektu niskich intencji. Co więcej, wierzę w ich najlepszą wolę. Jednak konflikt interesów jest sytuacją obiektywną, niezależną od woli i intencji. Czyż nie potępialiśmy senatora Tomasza Misiaka za to, że pracował nad ustawą stoczniową, która po wejściu w życie przyniosła jego firmie korzyści? „Nie miałem żadnego wpływu na wybór mojej firmy przez Agencję Rozwoju Przemysłu” – tłumaczył. Pewnie mówił prawdę, lecz jakie to ma znaczenie? Konflikt interesu był faktem obiektywnym. A teraz o drugiej kategorii – o odbiorcach, w których interesie leży, Pani zdaniem, istnienie mediów państwowych. O nauczycielach i naukowcach, rodzicach polskich dzieci, emerytach i rolnikach, mieszkańcach wsi i miasteczek – te grupy społeczne i zawodowe wymienia Pani w tekście. Tak się składa, że należę do niektórych z nich. Na przykład jestem rodzicem. Moje dzieci wychowywały się, oglądając znakomite programy edukacyjne w prywatnej telewizji Mini Mini, na której utrzymanie nie musiałem płacić żadnego podatku.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Niedawno kupiłem starą góralską chałupę, więc jestem też mieszkańcem polskiej wsi – jedną nogą, ale zawsze... To właśnie mieszkańcy takich miejsc należą, Pani zdaniem, do grup szczególnie upośledzonych: „Jedyną formą ich kontaktu z kulturą najczęściej mogą być tylko media publiczne”. A to niby dlaczego? Wszystkie domy w mojej Kamesznicy są obwieszone talerzami prywatnych platform cyfrowych, za które mieszkańcy zapłacili z własnych kieszeni bez żadnego podatkowego przymusu. Mają tam do dyspozycji programy rozrywkowe, informacyjne, historyczne, popularnonaukowe, podróżnicze, religijne, erotyczne, filmowe, muzyczne. Radiowe i telewizyjne. Wszystko, na co mają ochotę. A jak czegoś na razie nie ma, bo np. nadawcy jeszcze nie rozpoznali nowej potrzeby – to prędzej czy później się pojawi. To zabawne – od 1990 roku w kółko powraca ten sam argument: państwowe media są nam potrzebne, bo w prywatnych czegoś tam nie będzie. Na początku miało nie być publicystyki, informacji, reportażu, dokumentu, historii, programów dziecięcych i popularnonaukowych. Jak u Kononowicza – niczego miało nie być poza widowiskami reality show i telenowelami. W miarę upływu czasu życie obalało jeden argument po drugim, bo kolejne rzekomo deficytowe rodzaje programów okazywały się całkiem zyskowne. Jak grzyby po deszczu powstawały więc prywatne kanały informacyjne, dziecięce, edukacyjne, historyczne, przyrodnicze, popularnonaukowe itd. Ale zwolennicy obecności państwa w mediach wciąż utrzymują, że czegoś nie będzie. Ostatnio modne jest wymienianie teatru TV. W istocie nie ma żadnego dowodu na to, że bez mediów publicznych jakikolwiek rodzaj społecznie ważnych potrzeb pozostanie niezaspokojony. Przeciwnie – wszystkie dotychczasowe doświadczenia wskazują, że prywatne media elektroniczne elastycznie dostosowują się do popytu i aktywnie szukają nowych nisz, w które mogłyby się wcisnąć. Pod tym względem nie różnią się np. od internetu czy od prasy papierowej. Swoją drogą to zdumiewające, że zwolennicy państwowej telewizji jakoś akceptują brak państwowych gazet i portali internetowych. Czy naprawdę mieszkańcy polskich wsi i miasteczek nie zasłużyli na to, by im zafundować z podatków jakiś nowy dziennik? Najlepiej z radą programową powołaną przez rektorów. Pisze Pani: „Celem mediów komercyjnych jest niemal wyłącznie dochód, który uzyskują z reklam. Nie przedstawią więc świata, w którym liczą się wartości inne niż konsumpcyjne”. To fałszywa teza – media komercyjne są nastawione na zysk i dlatego przedstawią wszystko, co przyciągnie widownię. Historia naszej kultury pokazuje, że na buncie, płynięciu pod prąd można świetnie zarobić. Symbolami takiej komercjalizacji buntu były choćby filmy „Easy Rider” i „Hair” czy skonsumowany w licznych filmach i programach festiwal w Woodstock. Można też zarobić na aspiracjach widzów do kultury wysokiej. Można zarobić na wszystkim i już dziś, w epoce cyfryzacji i kanałów tematycznych, każda grupa odbiorców jest atrakcyjnym „targetem”. Po zaspokojeniu potrzeb najbardziej masowej widowni właściciele stacji zajmują kolejne, mniejsze nisze, uruchamiając kanały dla węższych grup i środowisk. Celem nie jest już zamożny wielkomiejski widz między 18. a 50. rokiem życia, lecz dzieci, młodzież, emeryci, rolnicy. W Pani tezach wyczuwam wyraźną niechęć do kategorii zysku jako głównego regulatora działalności mediów. Nie podzielam tej niechęci. Przeciwnie – uważam, że zysk sprawdził się jako motor systemu, w którym żyjemy. Zyskiem kierują się media i liczne instytucje kulturalne. Zyskiem kierują się sklepy spożywcze, które wszak zaspokajają potrzeby nie tylko bogaczy i sprzedają nie tylko kawior, lecz także kaszankę. Zyskiem kierują się apteki, sprzedające leki nie tylko młodym, silnym i bogatym, lecz także, a może przede wszystkim starym, słabym i ubogim. Zyskiem kierują się liczne prywatne instytucje opiekuńcze i edukacyjne. I to naprawdę działa. Zysk, proszę Pani, jest dobry. Zysku nie trzeba się bać i warto w nim widzieć narzędzie zapewniające nie tylko dobrobyt, lecz przede wszystkim wolność i prawo wyboru. Producent, nadawca czy twórca, zabiegając o zysk, pozostawia nam prawo do zdecydowania, czy kupimy jego towar, czy nie. W tej grze to nie koncerny i nadawcy, ale my – klienci, odbiorcy, widzowie i czytelnicy – jesteśmy panami. Doświadczenie i zdrowy rozsądek mówią, że ludzie chcą kupować rzeczy, które są im przydatne. Zgadzają się płacić za zaspokojenie swoich ważnych potrzeb. Jeśli natomiast za coś nie chcą płacić, to należy podejrzliwie przyjrzeć się tej rzekomej potrzebie. Może wcale nie jest aż taka potrzebna? Przygotowany przez Państwa projekt ustawy medialnej reprezentuje odmienną logikę. Jego fundamentem jest przekonanie, że państwo lepiej zaspokoi potrzeby ludzi niż sami ludzie. Bo lepiej od nich wie, czego naprawdę potrzebują. Że zamiast im pozwolić kupować i oglądać to, na co mają ochotę, lepiej ich opodatkować, a potem za zebrane od nich pieniądze dostarczyć produkty „wysokiej jakości”, których sami nie chcieli kupić. A tak przy okazji – kto będzie decydować, który produkt jest wysokiej jakości, a który nie? Bo w przypadku gry rynkowej sprawa jest jasna: decydują widzowie chcący dany program czy film oglądać. Nie wiem dlaczego, ale utkwiła mi w pamięci scena, jak w 1981 roku stałem w kolejce, by kupić bilet na Pani film „Gorączka”, który następnie z satysfakcją obejrzałem. Ja i pozostali widzowie w sali kinowej uznaliśmy, że ten film zasługuje na nasze pieniądze. Ale o ile pamiętam, opinie krytyków nie były już tak jednoznacznie pozytywne – czy rzeczywiście wolałaby Pani odebrać prawo decyzji klientom i przekazać je „kompetentnym czynnikom”? Nie jestem naiwny – wiem, że w tej chwili pełna prywatyzacja mediów państwowych jest niemożliwa, bo nie ma na to przyzwolenia społecznego. Znaczna część polskiej opinii publicznej wciąż akceptuje argumenty tych, którzy w tej dziedzinie opowiadają się za własnością i kontrolą państwową. Jeżeli jednak ten – moim zdaniem – pożałowania godny stan świadomości Polaków ma kiedykolwiek się zmienić, już dziś trzeba toczyć debaty i wysuwać racjonalne argumenty. Stąd moja odpowiedź na Pani list. Tak, jestem zwolennikiem prywatyzacji telewizji publicznej, choć to obecnie postulat utopijny. Trochę mi przykro, że z tego powodu oskarża mnie Pani o działanie antynarodowe, ale trudno, zniosę to mężnie. W ferworze dyskusji nie takie zarzuty zdarzało mi się już słyszeć i samemu formułować. W tekście nawiązuje Pani do czasów PRL, sugerując, że Państwa praca nad nową ustawą medialną wyrasta z ducha solidarnościowego oporu, natomiast zastrzeżenia krytyków przywodzą na myśl postawę tych, których Piotr Wierzbicki opisał w „Traktacie o gnidach”. A ja to widzę inaczej. W latach 80. nam, przeciwnikom systemu PRL, chodziło przede wszystkim o uwolnienie jednostki i zrzucenie balastu państwa. O wolność i prawo wyboru. I dlatego odpowiadam: ja stoję tam, gdzie wtedy. A autorzy projektu, mimo szczytnych intencji i dobrej woli, tam, gdzie stał Centralny Urząd Planowania.

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=...1.html&usg=AFQjCNEU9kio6XypsKEkneTRTa8vVN5OGA
 

Alu

Well-Known Member
4 633
9 694
Poniedziałkowy "Fakt" poinformował, że PiS rozważa rozszerzenie programu 500 plus także na dorosłe dzieci. Według informacji tabloidu, świadczenie objęłoby pełnoletnie dzieci, które nadal się uczą i nie zarabiają. Mogłoby być wypłacane przez 3 lata.

- W każdej plotce jest ziarno prawdy - powiedziała szefowa gabinetu politycznego Beaty Szydło w TVN24, odnosząc się do informacji "Faktu". - W jednej z rozmów pani premier o tym mówiła, ale i my się nad tym zastanawiamy, bo ten program jest bardzo dobrze przyjmowany przez ludzi - stwierdziła. I zaznaczyła, że "jeżeli środki budżetowe pozwolą, zastanawialibyśmy się, w jakim kierunku (program) poszerzyć". Dodała, że w tej chwili to jest "strefa marzeń", bo nie zapadły jeszcze żadne decyzje. - Warto o tym pamiętać, aby ludzie nie pomyśleli, że od jutra zmieniamy (próg wieku) z 18 lat na 21. To są marzenia, bardzo byśmy chcieli, by one były możliwe do zrealizowania - podsumowała Witek.​

Pisowskie kurwy przekupiły rodziny, teraz marzą o przekupieniu najmłodszych wyborców.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
W jednej z rozmów pani premier o tym mówiła, ale i my się nad tym zastanawiamy, bo ten program jest bardzo dobrze przyjmowany przez ludzi

Będzie dopóki ludzie nie zrozumieją że muszą za to zapłacić z własnej kieszeni - paliwo podrożeje, ceny w sklepach pójdą w górę - a dług publiczny nie zbliży się do progu 60% PKB. Najbardziej wkurwieni będą ci co mają jedno dziecko, albo wcale, albo dzieci już odchowali. Oczywiście żaden istotny wzrost poziomu dzietności nie nastąpi.
 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Warszawska Gazeta ⇨ PiS oddaje Treblinkę Żydowskiemu Instytutowi Historycznemu
Muzeum w Treblince, które przez ostatnie lata odpierało antypolską nagonkę rozpętaną przez Jana Tomasza Grossa książką Złote żniwa i którego dyrektor przeprowadził na szeroką skalę badania dokumentujące ofiarę i poświęcenie Polaków zamieszkujących okolice obozu i pomagających Żydom, może przejść spod zarządu samorządowego na stan placówek muzealnych ministerstwa kultury, a następnie zostać przekazane pod pieczę Żydowskiego Instytutu Historycznego!
...
SS-mani i ukraińscy wachmistrzowie zgładzili tam kilkaset tysięcy ludzi, głównie Żydów, ale także Polaków, Romów, Francuzów itd.
...​
(wytłuszczenia ode mnie)

Kaczy się wypowiedział w kwestii Eurokołchozu. Przy okazji dowiedziałem się, że jestem szkodnikiem.
http://www.kresy.pl/wydarzenia,poli...-awanturnicy-i-szkodnicy-mowia-o-wyjsciu-z-ue
UE traktujemy jako element naszego bezpieczeństwa. Dzisiaj być w Europie, to znaczy być w Unii Europejskiej. Realna przynależność do Europy, to przynależność do UE. Chcemy być w UE – to pogląd większości Polaków. Ci, którzy dzisiaj próbują twierdzić, że jest inaczej… Ci, którzy mówią o jakichś referendach w sprawie wyjścia Polski z UE… Są szkodnikami, awanturnikami politycznymi
(wytłuszczenie ode mnie)

Ziemkiewicz już zaczyna kontestować PiS. No, no...
http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz/ziemkiewicz-w-pis-narasta-poczucie-bezkarnosci
Rafał Ziemkiewicz negatywnie ocenia stan Prawa i Sprawiedliwości w kilka miesięcy po objęciu władzy. Jego zdaniem, w każdej rządzącej partii narasta poczucie bezkarności, ale w PiS dzieje się to wyjątkowo szybko. Według publicysty może być to spowodowane samodzielnymi rządami i brakiem konieczności przynajmniej udawania przed koalicjantem.

Ziemkiewicz zauważa też, że w partii narastają już teraz poważne ruchy frakcyjne: "Podejrzewam, że Jarosław Kaczyński nie ma dziś czasu nawet na umycie zębów, bo przez cały dzień stoi przed jego drzwiami kolejka delikwentów, którzy przychodzą oczernić przeciwnika i wybielić siebie."

Według publicysty dużym problemem PiS w konflikcie z Trybunałem jest nieumiejętność komunikowania własnych racji, przez co opozycja ma kontrolę nad panującą w temacie narracją. Jak konstatuje: "Dużo łatwiej opowiada się o dobrej zmianie i wymyśla ją na papierze, niż wprowadza w życie. Na razie są sygnały, że PiS radzi sobie słabo ze zwycięstwem. Ratuje go to, co długo ratowało Platformę: słabość opozycji."
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
UE traktujemy jako element naszego bezpieczeństwa. Dzisiaj być w Europie, to znaczy być w Unii Europejskiej. Realna przynależność do Europy, to przynależność do UE.

Oo, to Kaczor tworzy jakąś nową geografię. Nie wiedziałem że Szwajcaria, Norwegia i Islandia nie leżą w Europie.

Chcemy być w UE – to pogląd większości Polaków.

Będą chcieli, dopóki się nie okaże że muszą dopłacać do tego interesu (a tak pewnie będzie po 2020 r.), albo KE nie zechce kolonizować Polski muslimami.

Ziemkiewicz już zaczyna kontestować PiS.

No i wreszcie. Już mi się niedobrze robiło od tego jak im właził w dupę przez ostatnie miesiące. Swoją drogą nieciekawie to wszystko wygląda. Jeśli z jednej strony KE chce tu wepchnąć 150 tyś. muslimów i zapewnić im full zasiłki, a Kaczor pierdoli takie głupoty, to znaczy że jego rządowe pacynki zgodzą się na wszystko. Ten imbecyl Waszczykowski poparł już nawet wejście Turcji do UE.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Będą chcieli, dopóki się nie okaże że muszą dopłacać do tego interesu
Dziś już ci co są przeciw, przeważają nad tymi co chcą.

(a tak pewnie będzie po 2020 r.)
Tak będzie od przyszłego roku, jak nie jest tak od teraz.

Ten imbecyl Waszczykowski poparł już nawet wejście Turcji do UE.
Wejście Turcji do UE nie jest takie głupie. Turcja rozwali Unię, albo całą albo to którą znamy.
Natomiast co do Waszczykowskiego to mam złe zdanie. Mógł przecież pozbyć się wszystkich zasranych ambasadorów.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Przemyślałem jeszcze raz sprawę obecnego rekordowego spadku bezrobocia w porównaniu z poprzednimi latami III RP:

szydlo-png.1157


Porównałem to z wachaniami liczby urodzeń w okresie powojennym:

wykres4.jpg


No i bingo! Gwałtowny wzrost bezrobocia w latach 1998-2003 to poza czynnikami globalnymi (kryzys na Dalekim Wschodzie, w Rosji i Meksyku, pęknięcie Bańki Internetowej w 2001 r.) w dużej mierze wynik tego, że na rynek pracy weszło pokolenie wyżu demograficznego z pocz. lat 80-tych. Poprawa koniunktury po wejściu do UE w 2004 i możliwość emigracji - z której skorzystało ponad 2 miliony ludzi - znacznie obniżyły bezrobocie. Następne pogorszenie koniunktury wywołane światowym kryzysem finansowym w 2008 r. - choć większe niż to z przełomu wieków - nie spowodowało tak dużego wzrostu bezrobocia. Obecnie zaś, choć wzrost gospodarczy jest wolniejszy niż w połowie lat 90-tych, albo w latach 2004-2008, bezrobocie jeszcze bardziej spadło - bo na rynek wchodzą coraz mniej liczne roczniki z okresu po 1989 r. Rządy AWS, SLD, PiS i PO mają więc znacznie bardziej ograniczony wpływ na poprawę stanu gospodarki niż to się powszechnie wydaje.
 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Parezja.pl ➡ Antyrządowe demonstracje będą traktowane jako terroryzm?

Nowelizacja ustawy o działaniach terrorystycznych sprawia, że za terroryzm będzie uchodził udział w demonstracji antyrządowej, jeżeli ta przerodzi się w zamieszki.

Projekt ustawy dotyczący terroryzmu nie tylko nadaje premierowi, ministrom, szefom policji, służbom i prokuraturze szereg nowych uprawnień, ale powoduje także zmianę definicji przestępstwa terrorystycznego i obniża górną granicę kary pozbawienia wolności za taki czyn z 5 do 3 lat.

Co za tym idzie, za terroryzm będzie można uznać udział w antyrządowej demonstracji, która przerodzi się w zamieszki, jak również ujawnienie tajnej, poufnej lub zastrzeżonej informacji związanej z nieuczciwą działalnością polityków, jeżeli wykaże się, że celem jest tu zmuszenie rządu do określonych działań lub do zaniechania ich.

Jak się wydaje, ustawa mająca przeciwdziałać terroryzmowi, łatwo może przerodzić się w broń przeciwko postawom obywatelskim.
(wytłuszczenia ode mnie)

Udział w demonstracji w której prowokatorzy rządowej policji wywołają zamieszki, będzie uznany za terroryzm. Czyli każdy biorący udział w demonstracji będzie mógł być aresztowany.
Za terroryzm można też będzie uznać opublikowanie wszelkich nagrań z podsłuchów.
No to mamy komunę-bis, na każdego hak się znajdzie. Duch Dzierżyńskiego nie odleciał w zaświaty, on nadal krąży...
 
Ostatnia edycja:

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Poglądy centrowe to liberalizm, ino prawicowcy/lewicowcy czasami próbują przesunąć centrum na prawo/lewo. Efekty to: socjalliberalizm, trzecia droga, wolnorynkowa prawica.

Jarek to tożsamościowa lewica, kompatybilna z konserwatyzmem politycznym i społecznym.
 
Do góry Bottom