- Moderator
- #61
- 3 591
- 1 504
przez napisał:Co za gowniane porownanie: sądu z marchwia. Sąd z definicji ma parzystą liczbe klientow, z ktorych dokladnie polowa wychodzi niezadowolona z zakupu. Jaki to ma sens robienie takich porownan sądu do tranzakcji kupna-sprzedazy?
Kolega przez w oczywisty sposób się myli: sąd nie ma z definicji parzystej liczby klientów.
Klient to ten, kto zleca sądowi rozstrzygnięcie. Owszem, mogą to być dwie strony sporu, które deklarują uprzednio, że uznają orzeczenie ale równie dobrze może to być jedna z nich (jak w przypadku przywołanym przez Madloka), druga strona nie jest wówczas klientem, niczego nie zleca, za nic nie płaci - jest tylko elementem przedmiotowym sprawy.
Oczywiście mówimy o sądach prywatnych na gruncie doktryny libertariańskiej.