Prywatne sądy

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
przez napisał:
Co za gowniane porownanie: sądu z marchwia. Sąd z definicji ma parzystą liczbe klientow, z ktorych dokladnie polowa wychodzi niezadowolona z zakupu. Jaki to ma sens robienie takich porownan sądu do tranzakcji kupna-sprzedazy?

Kolega przez w oczywisty sposób się myli: sąd nie ma z definicji parzystej liczby klientów.

Klient to ten, kto zleca sądowi rozstrzygnięcie. Owszem, mogą to być dwie strony sporu, które deklarują uprzednio, że uznają orzeczenie ale równie dobrze może to być jedna z nich (jak w przypadku przywołanym przez Madloka), druga strona nie jest wówczas klientem, niczego nie zleca, za nic nie płaci - jest tylko elementem przedmiotowym sprawy.

Oczywiście mówimy o sądach prywatnych na gruncie doktryny libertariańskiej.
 
OP
OP
Mad.lock

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
przez napisał:
Co za gowniane porownanie: sądu z marchwia. Sąd z definicji ma parzystą liczbe klientow, z ktorych dokladnie polowa wychodzi niezadowolona z zakupu. Jaki to ma sens robienie takich porownan sądu do tranzakcji kupna-sprzedazy?
To nie jest takie proste. Jeśli klient z własnej woli stawił się przed sądem to jest większa szansa, że wyjdzie zadowolony. Do sądu polubownego można iść, żeby odciążyć siebie z odpowiedzialności za wyrok i można nawet udawać niezadowolonego, ale ma się pretekst do podjęcia koniecznych działań bez utraty twarzy.
Inna sprawa to osądy jednostronne, one są w sumie grą rynkową.
Edit: Kurde, zamiast "grą rynkową" powinienem napisać raczej "grą polityczną" albo po prostu "polityką".
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Maciej Dudek napisał:
FatBantha - oczywiście się zgadzam - przy tym założeniu.
No o tym, że się w tym momencie zgadzasz, to ja doskonale wiem, bo to było takie ukryte założenie z Twojej strony, przy wartościowaniu. Dlatego bardziej zależałoby mi na odpowiedzi na moje pytanie, bo sam sobie, oczywiście, mogę jej udzielić, ale liczę na Twoją.

Aluzci najlepiej, IMHO, opisał w czym problem:

aluzci20 napisał:
Problem w tym, że Ty jesteś centralnym planistą, który wyczytał u Rothbarda że x2 albo x3 to racjonalna kara dla przestępcy i tak ma być a kto się nie zgadza ten nie liberarianin. Krótko mówiąc dopuszczasz wolny rynek, tylko jeśli zgodzi się on z tobą w tym co jest a co nie jest racjonalne.

a o czym ja napisałem, że to zaśmiecanie doktryny swoimi propozycjami, które inni, dzięki magii nazwiska/autorytetowi w jakiejś dziedzinie, odbierają za jedyniesłuszne dla pewnej idei.

Możesz sobie wklejać teksty Tannehillów, Kinselli i innych klasyków, co nie zmienia faktu, że to wszystko co przytaczasz, to są jedynie propozycje pewnych rozwiązań prawnych, które mogą stać się egzemplifikacjami, jeśli wolny rynek zaistnieje, ale też tylko tym - nie mają żadnej specjalnej przewagi nad moją propozycją, by to ofiara mogła być jednak sędzią w swojej sprawie i wymierzała wyroki za przestępstwa na swojej ziemi, wedle swojego uznania. Nie są bardziej libertariańskie, ani mniej. Co najwyżej jedne są bardziej komunitariańskie (te, które odwołują się do opinii społeczności i służą w zasadzie usatysfakcjonowaniu jej przede wszystkim, przed ofiarą nawet), a inne bardziej indywidualistyczne.

Ale są dokładnie takimi samymi produktami na rynku idei, które ktoś może wybrać i zastosować. Są równoważne.

(A, nie sorry, nie nazywam się Rothbard, nie mam jego renomy, więc siłą rzeczy moje propozycje nie mogą być libertariańskie... oh noes!)

I ktoś, kto chce znaleźć bądź wymyślić "najbardziej libertariański system prawny" wraz z odpowiednimi rozwiązaniami i później przemycić go wraz z podstawami, takimi jak aksjomaty, jest po prostu nieuczciwy intelektualnie, moim zdaniem.

Dlatego HP nie został nigdzie zaorany, a przynajmniej ja sobie takie faktu nie przypominam (poproszę o linka, jeśli łaska), on po prostu zawiera w sobie propozycję innego systemu prawnego niż rothbardiański, tannenhillski, mcelroyowski i jaki tam jeszcze chcesz, co nie czyni go od razu nielibertariańskim. Bo podstawy oparte są jednak na tych samych aksjomatach - a to, że gdzieś się tam później rozchodzi, who cares?
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Madlok napisał:
przez napisał:
Co za gowniane porownanie: sądu z marchwia. Sąd z definicji ma parzystą liczbe klientow, z ktorych dokladnie polowa wychodzi niezadowolona z zakupu. Jaki to ma sens robienie takich porownan sądu do tranzakcji kupna-sprzedazy?
To nie jest takie proste. Jeśli klient z własnej woli stawił się przed sądem to jest większa szansa, że wyjdzie zadowolony. Do sądu polubownego można iść, żeby odciążyć siebie z odpowiedzialności za wyrok i można nawet udawać niezadowolonego, ale ma się pretekst do podjęcia koniecznych działań bez utraty twarzy.
Inna sprawa to osądy jednostronne, one są w sumie grą rynkową.
Edit: Kurde, zamiast "grą rynkową" powinienem napisać raczej "grą polityczną" albo po prostu "polityką".

To też jest ciekawa kwestia: co właściwie sprzedaje sąd? Można to porównać do zlecenia usługi certyfikacji. Chcę uzyskać certyfikat na znajomość języka chińskiego, płacę, firma certyfikująca przeprowadza rzetelny egzamin i okazuje się, że nie udaje mi się uzyskać certyfikatu. Jestem niezadowolony, ale uzyskałem rzetelną usługę, za którą zapłaciłem - weryfikację mojej wiedzy.

Sąd orzeka podobnie - chcę otrzymać certyfikat zgodności określonego stanu z określonym systemem normatywnym. Nie płacę za sam certyfikat, bo wtedy powinienem go po prostu dostać. To za co płacę, to ustalenie, czy ten certyfikat mi się należy. Nawet jeśli okaże się, że nie - nie oznacza to, że sąd nie wykonał usługi.


edycja:

Przyporządkujmy sobie teraz do tego wystawienie certyfikatu znajomości chińskiego samemu sobie (w końcu jestem na swojej działce i to ja ustalam co to jest język chiński ;) ). Od razu może niech ten certyfikat jest na miękkim papierze :D

@FatBantha:

1) wolny rynek nie wiąże się automatycznie z zasadami typu zakaz sądzenia we własnej sprawie (o to pytanie Ci chodziło zdaje się?). Na tej samej zasadzie wolny rynek nie wiąże się z zakazem sprzedaży zgniłej marchewki w celach konsumpcyjnych. Pisałem o tym wyżej. Kwestia Rothbarda i spółki tutaj: http://libertarianizm.net/thread-1373-p ... l#pid18861

2) HP na gnoju forumowej historii leży tutaj: http://libertarianizm.net/thread-1366-page-5.html ; Premislaus dość ładnie to ujął, że libertarianizm przekonuje, że "można robić co się chce". Np naruszać własność :D Dla mnie HP to już nie jest temat wymagający kontrargumentacji bo wyautował się sam.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Maciej Dudek napisał:
Przyporządkujmy sobie teraz do tego wystawienie certyfikatu znajomości chińskiego samemu sobie (w końcu jestem na swojej działce i to ja ustalam co to jest język chiński ;) ). Od razu może niech ten certyfikat jest na miękkim papierze :D

No i co Ci w tym nie pasuje? Jeśli ktoś chce uzasadnienia wyroku, tak czy owak może je uzyskać od sędziego-ofiary, którego rolą będzie przedstawienie swojego punktu widzenia na temat zaistniałych okoliczności, swojej hierarchii wartości, wpływającej na taką, a nie inną wycenę krzywdy i odpowiadającej jej karze.

Wystarczy więc zapytać o cechy konstytutywne "języka chińskiego wg. Pana X." i jeśli je poda, i będą tożsame z tymi, których wcześniej oczekiwał i wymagał, by uznawać za konstytutywne dla języka chińskiego, należy uznać, że certyfikat wystawił sobie prawidłowo, innymi słowy: wie o czym mówi.

Sprawiedliwość w przeciwieństwie do j. chińskiego jest rzeczą dużo bardziej dyskusyjną. Definiować to co sprawiedliwe, można na wiele sposobów, a ja opowiadam się za taką definicją: "sprawiedliwość jest miarą, którą dysponuje jedynie ofiara występku popełnionego przeciw niej".

Nie każdy musi się z nią zgadzać, ale jeśli zdecyduję się na prawo, które będzie realizowało ten ideał sprawiedliwości i obowiązywać będzie ono na terenie mojej własności, a na siebie wskażę jako jednoczesną agencję ochrony i sędziego, to już żaden inny sąd nie będzie miał nic do gadania na temat moich wyroków, bo nie będzie to już jego jurysdykcja, w sensie zasięg terytorialny. Ewentualnie rolą takiego sądu, może być tylko próba potwierdzenia/zaprzeczenia, że takie prawo u mnie panuje i że mój wyrok jest zgodny/niezgodny z tym prawem. Ale podważać go w żaden inny sposób już nie może.

1) wolny rynek nie wiąże się automatycznie z zasadami typu zakaz sądzenia we własnej sprawie (o to pytanie Ci chodziło zdaje się?). Na tej samej zasadzie wolny rynek nie wiąże się z zakazem sprzedaży zgniłej marchewki w celach konsumpcyjnych.
No i git, bo już się bałem, że będziesz próbował wywodzić konieczność utrzymywania uprzywilejowanej pozycji jakichś zasad prawa rzymskiego nad wolnym rynkiem. Ale jak tak, to OK.
2) HP na gnoju forumowej historii leży tutaj: http://libertarianizm.net/thread-1366-page-5.html ; Premislaus dość ładnie to ujął, że libertarianizm przekonuje, że "można robić co się chce". Np naruszać własność :D Dla mnie HP to już nie jest temat wymagający kontrargumentacji bo wyautował się sam.
W takim ujęciu tak. Bo można robić co się chce, ale z wyłączeniem tych działań, które wykraczają poza naszą własność i poza nią szkodzą komuś - naruszają jego własność.
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 696
Wg mnie jurysdykcja to jednak nie zasięg terytorialny tylko materialny. To znaczy możesz komuś wynajmować mieszkanie, jak ktoś się włamie i ukradnie tej osobie pieniądze to ta osoba jest sędzią w sprawie skradzionych pieniędzy a Ty najwyżej w sprawie wyłamania klamki w oknie. Chyba, że umowa wynajmu przewiduje że w sprawie przestępstw popełnionych w wynajmowanym mieszkaniu sędziuje właściciel. A właściciel może z kolei podpisać umowę ze "społecznie akceptowanym" sądem działającym w mieście i w umowie zaakceptować prywatny kodeks karny tego sądu, bo nie będzie chciał sobie zawracać głowy ściganiem, sądzeniem i karaniem złodziei samemu.

Chyba, że jednak będzie chciał, bo np. lubi.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Zamiast wyważać otwarte drzwi, zajrzałem do Journal of Libertarian Studies i znalazłem tam taki tekst:

THE ROLE OF PERSONAL JUSTICE IN ANARCHO-CAPITALISM
KARL T. FIELDING

A criticism with which an anarcho-capitalist is usually assailed concerns the operation of free-market courts. How can the free market guard the interests of justice? Will not there be an incentive for a person to hire a relative (family bias) or to bribe a judge so as to receive a favorable verdict? Murray N. Rothbard and other libertarian writers have found that actual free-market courts which existed in the past competed with each other, not on the basis of their respective susceptibilities to bias, but on the basis of their respective fairness and impartiality. Yet, to my knowledge, there has been no theoretical, apriori explanation of this phenomenon. This paper will attempt to provide such an explanation. This aspect of a free-market court system will be discussed and will be contrasted with the operation of government court systems.

The key to eliminating injustice via family bias and bribery in an anarcho-capitalist court system is found in the concept of a "personal judiciary". Reference to John Locke's political theory is helpful in explaining this concept.

A major reason why Locke believes that living under a government is preferable to living in a state of nature is because of the nature of a pre-government judiciary. In a state of nature, aggressors are punished directly by injured parties. Each injured party sets himself up as a judge in his own case and punishes according to his own estimate of the damages. With injured parties judging their own cases, however, there would be a tendency for these judges to exact more than enough compensation for their damages. The former aggressors, perceiving that an injustice has been done to them, judge their own case and punish the punishers. If the injury is more than compensated for, then the aggression-overcompensation cycle could continue indefinitely. To rid themselves of this cycle, men establish independent and impartial arbitration institutions to decide cases. What Locke refers to as setting up one's self as a judge in one's own case is what I call a "personal judiciary".

In what respect is the concept of a personal judiciary relevant to the operation of an anarcho-capitalist court system? Let us consider an example. Suppose that Smith has injured Jones. Jones then hires the fairest free-market judge he can find and institutes proceedings against Smith. The court finds Smith guilty and orders him to pay Jones for actual damages and court costs. Smith, on the other hand, hears of the verdict and rushes to "hire" his brother to decide the case as a free-market judge. His brother, meanwhile, has had no experience in arbitration and, in addition, has plainly stated that he intends to find his brother not guilty regardless of the facts. So, Smith's brother pronounces a verdict of not guilty. The courts are at a deadlock. (I assume, for convenience, that there are no free-market appeals courts.) What happens now?

It is evident that Smith has set up his own agent as a judge in his case. This, in essence, is the same as setting himself up as his own judge. The particular incidentals differ, but the essential principle remains the same: a judge, biased in favor of Smith, judges the case. Smith's actions demonstrate that he consents to that principle.

But, since Smith consents to that principle, he can hardly expect to exclude Jones from acting in accordance with that principle. Smith has stated a preference by means of his actions; Jones's acting in accordance with Smith's legal principle fulfills Smith's preferences. Indeed it would take very little persuasion to convince Jones that he is entitled to respond in kind. Smith, by virtue of his actions, tacitly consents to Jones's response.

Of course, Jones does not have to go through the motions involved in "hiring" his own brother in response to Smith's actions Jones may hire himself as a judge. Jones may revert to acting in accordance with Smith's legal principle in a more overt manner. Jones could grab his shotgun and seize part of Smith's property in compensation for Jones's injuries. Jones has a moral advantage. He had shown his good faith by hiring initially the most impartial jurist he could find. He may be able to gain the support of a large segment of that society in any personal action he takes against Smith. In addition, other members of the society may take advantage of Smith's legal rule to inflict injuries on him without having to pay compensation. Hiring his brother may be tantamount to Smith's declaring himself an outlaw - an unenviable position indeed.

But it really does not matter that I am able to outline the motives which may prompt Jones to seek compensation or that 1 am able to suggest how society may act with regard to Smith and Jones. What matters is that in a free market, personal judiciary actions are always a viable alternative open to an injured party when an aggressor has initiated such actions to stymie the operation of justice. But, one must remember that there are disadvantages associated with the initiation of personal judicial actions - to wit, Locke's infinite aggression-overcompensation cycle. This disadvantage provides an incentive for all parties to show good faith in having their disputes decided impartially. This incentive is especially strong for an alleged injurer who wishes to establish his innocence.

In a governmental society, however, the state's judiciary is the only and final arbiter. Suppose that Smith and Jones live in the same locality and that Smith's brother is the municipal judge. If Smith injures Jones, then Jones has no recourse but to bring his case before Smith's brother. This situation is essentially the same as a situation in which Smith has set himself up as his own judge. And it is likely that Jones will have to accept the verdict. (in some localities municipal court decisions cannot be appealed. Even if the decision could be appealed, enforcing lower courts' compliance with the appeals court ruling could be a problem.) Jones cannot respond in kind as he could in a free-market society. Society's resources are marshalled to enforce state edicts; in this case they are marshalled to enforce injustice. If Jones revolted against this injustice, he would be considered to be an outlaw and would be treated accordingly.

With the possibility of personal judiciary retaliation ruled out, there is no incentive for state judges to be fair. Even if a decision could be appealed and the higher ruling could be enforced, there is no incentive for Smith's brother to be fair, but only an incentive to rule in such a way as to barely avoid any grounds for appeal. Of course, whether these grounds for appeal approximate justice is a pertinent issue in itself.

These problems would not occur in a free market. The only way to avoid personal judiciary actions would be to patronize those judges with the greatest reputation for fairness. Hence, there would be incentives both for litigants to demand fair judges and for judges to acquire reputations for fairness.

Bribing a judge is subsumed under the same personal judiciary principle: a person sets himself up (in this particular case, his agent, who is paid to be biased) as a judge in his own case. Overt bribery would have the same result as the family bias situation. Hence let us assume that the bribery is covert. Obvious injustice would result in retaliatory action. Therefore, only by piecemeal injustice would the briber have any chance at success. But, paying a bribe for only piecemeal injustice may be prohibitively costly. Still, personal judiciary retaliation could take place, even in piecemeal cases, especially if the judge has a reputation for susceptibility to bribery. Personal retaliatory actions can be avoided only by hiring fair judges.

In governmental societies, if one bribed lower and appeals court judges, injustice could be perpetuated by means of the state judiciary's institutional monopoly on arbitration. In the American legal system, all one would have to do is to bribe the jury -they decide cases' facts and their decisions cannot be appealed. Society's resources (for which the victim himself is paying) are consolidated in the state and can be directed against any person who rebels against an unjust verdict.

If one examines the purpose of a judiciary one can discover why a free-market court system is superior to a governmental court system. The courts' purpose is to enable men to settle disputes so as to avoid violent resolution as well as aggression-overcompensation cycles. Regarding the courts' decisions as legitimate is the only way for the litigants to avoid personal judiciary actions. But, courts' decisions are regarded as legitimate only if they are pronounced fairly and impartially. A person who takes advantage of family bias, for example, tries to disguise the illegitimacy of the verdict by cloaking it in an air of legitimacy. Legitimacy, however, is not to be gained by mere appearances. The verdict's unfairness will deprive it of legitimacy and personal judiciary actions will result. Thus, money spent on unfair judicial procedures is money wasted. This constitutes the incentive for free-market courts to compete on the basis of fairness, not unfairness. Government judges do not have to compete on the open market to survive financially; they survive by virtue of their coercive monopoly on legal arbitration services. Moreover, their decisions are backed by force. Thus, individual judges have an incentive to be fair only insofar as the legal norms of a nation embody the principles of fairness. If a state court is fair, it is fair only by coincidence. In light of such an elucidation and contrast, it is difficult to understand why men still cling with almost hysterical desperation to the judicial embodiments of tyranny.

Wyjaśnia chyba dlaczego zasada, że nikt nie jest sędzią w swojej własnej sprawie zostałaby utrzymana w społeczeństwie anarchokapitalistycznym.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
tosiabunio napisał:
Zamiast wyważać otwarte drzwi, zajrzałem do Journal of Libertarian Studies

No właśnie wiele rzeczy już było szczegółowo omawianych w doktrynie i problemem jest chyba skuteczna prezentacja tego. Przydałby się jakiś libertariański FAQ skierowany nie tyle na zewnątrz do etatystów, ile do wewnątrz - na użytek zdeklarowanych libertarian i sympatyków, którzy na te otwarte drzwi napierają ;)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
tosiabunio napisał:
Wyjaśnia chyba dlaczego zasada, że nikt nie jest sędzią w swojej własnej sprawie zostałaby utrzymana w społeczeństwie anarchokapitalistycznym.
...gdyby przyjąć, że ludziom będzie przeszkadzać Locke's infinite aggression-overcompensation cycle, który też jest dość podejrzaną sprawą, bo ludzie mają jednak ograniczoną liczbę znajomych i członków rodzin, którzy w dodatku mogą odmówić mieszania się w sprawy uwikłanego w spór, więc niekoniecznie jest on taki "infinite"...

Poza tym zarzut ten sam co do Rothbarda i reszty - znowu próba przewidzenia jakie są preferencje ludzi i ustalenie, że w takim razie "personal judiciary" dostaje bana już w zarodku - jest sprzeczne z doktryną, zamiast zdać się na wolny rynek.

aluzci20 napisał:
Wg mnie jurysdykcja to jednak nie zasięg terytorialny tylko materialny.
Tu zgoda, ale mnie chodziło jedynie o ten przypadek o którym wspomniałem wyżej - tam zignorowanie tego wyroku właściciela i rozpoczęcie osobnego procesu wiązałoby się z podważeniem jego własności. Gdyż:

1. chłop ustala określone warunki jakie stawia ludziom, którzy chcą skorzystać (wejść na teren) z jego własności.
2. chłop ustala kary, jakie będą obowiązywać za łamanie ustaleń z punktu pierwszego.
3. chłop wyznacza kogoś kto te kary będzie egzekwował (on sam).

Może zrobić to zgodnie z aksjomatami.

Jeżeli znajduje się inny sąd, który neguje albo określone warunki, albo prawo do ich ustalania właścicielowi, a także do ich egzekucji, de facto ten sąd nie uznaje prawa własności tego gościa. Nie jest więc libertariański i może spadać na drzewo.

Wg. mnie w wypadku, gdy ktoś decyduje się na model prawny DIY, inne sądy mogą jedynie sprawdzać, czy faktycznie karze zgodnie z tym, co ustalił. Czyli na przykład jeśli ustalił, że za kradzież obcina dłoń w nadgarstku, a obciął przy łokciu, wtedy jest jakaś podstawa, żeby wytoczyć i jemu proces. Albo gdy ustalił, że za jakieś przewinienie grozi kara chłosty, a wymierzył dwie. Wtedy kolejny sąd może się tym zająć, ale nie może on negować w ogóle praw właściciela do stosowania np. kar cielesnych albo upierać się przy proporcjonalności.
 

przez

New Member
67
1
Maciej Dudek napisał:
Klient to ten, kto zleca sądowi rozstrzygnięcie. Owszem, mogą to być dwie strony sporu, które deklarują uprzednio, że uznają orzeczenie ale równie dobrze może to być jedna z nich (jak w przypadku przywołanym przez Madloka), druga strona nie jest wówczas klientem, niczego nie zleca, za nic nie płaci - jest tylko elementem przedmiotowym sprawy.
Sąd, ktory pobiera oplaty tylko od jednej ze stron, jest z definicji stronniczy.

W procedurze cywilnej istnieje pojecie kontrpozew (ang. countersuit, counterclaim), ktore rownowazy mozliwosci stron procesu. W procedurze kryminalnej moralny odpowiednik to "habeas corpus".
Madlok napisał:
Jeśli klient z własnej woli stawił się przed sądem to jest większa szansa, że wyjdzie zadowolony.
Z wlasnej woli? Czy tu chodzi o "mandamus", "ex parte" czy cos podobnego?

Stwierdzenia jak powyzej naprawde trudno uznac za powazne. To jest albo dowcip albo brak zrozumienia podstaw procedury sądowej.



tosiabunio napisał:
Karl T. Fielding'] This disadvantage provides an incentive for all parties to show good faith in having their disputes decided impartially. This incentive is especially strong for an alleged injurer who wishes to establish his innocence. [/quote] [/quote] To jest dobry przyklad wplywu chrzescijanskiego milleniaryzmu na libertarianizm. Po zstapieniu z niebios Jezus (lib. free market) zasiadzie po prawicy Ojca i bedzie przez 1000 lat rzadzil sprawiedliwie (lib. impartial) wsrod wiernych (lib. all parties to show good faith). Slepa uliczka napisał:
Przydałby się jakiś libertariański FAQ skierowany nie tyle na zewnątrz do etatystów, ile do wewnątrz
To jest nastepny dobry przyklad tego, ze doktryna libertarianska zawiesila sie gdzies w okolicach polowy XX wieku: negacja libertarianizmu = etatyzm. W XXI wieku najwiekszym przeciwnikiem wolnosci wyboru staly sie ponadnarodowe koncerny o globalnym zasiegu.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
przez napisał:
Sąd, ktory pobiera oplaty tylko od jednej ze stron, jest z definicji stronniczy.

Co widać, a czego nie widać.

Pieniądz za wydanie orzeczenia wpływa na sąd, to jest oczywiste. Z drugiej strony wpływa na sąd rynek czuły na wszelkie sygnały o jakości orzeczeń. Nie widzisz tego drugiego oddziaływania.

Powiedzmy, że firma certyfikująca wydaje certyfikat o jakości instalacji gazowej. Właściciel domu chce pozytywnej decyzji, bo zaraz ten dom sprzedaje. Czy firma certyfikująca ma interes w tym, żeby "przymknąć oko"? Jedna wtopka i napiętnowana wylatuje z rynku.

Identycznie jest z sądem: trefne orzeczenie podważa zaufanie. Orzeczenia sądu stają się na rynku coraz mniej wartościowe, w przypadku korupcji - bezwartościowe. Zysk jest taki jak z kradzieży dokonanej przez kasjerkę - trochę pieniędzy. Relatywnie straty są niebotyczne.
 

przez

New Member
67
1
Maciej Dudek napisał:
Pieniądz za wydanie orzeczenia wpływa na sąd, to jest oczywiste. Z drugiej strony wpływa na sąd rynek czuły na wszelkie sygnały o jakości orzeczeń. Nie widzisz tego drugiego oddziaływania.
Ja widze i wiem, ze nie jest jednowymiarowe. Wydaje mi sie, ze ty z kolei zakladasz, ze sady bedzie mozna poustawiac wedlug jednowymiarowej skali ich jakosci.

Maciej Dudek napisał:
Powiedzmy, że firma certyfikująca wydaje certyfikat o jakości instalacji gazowej. Jedna wtopka i napiętnowana wylatuje z rynku. Identycznie jest z sądem: trefne orzeczenie podważa zaufanie. Orzeczenia sądu stają się na rynku coraz mniej wartościowe, w przypadku korupcji - bezwartościowe.

To jest daleko posunieta naiwnosc wynikajaca z niezrozumienia zasad wolnego rynku. Zamiast rozwazac jakas hipotetyczna instytucje certyfikujaca instalacje gazowe lepiej rozwazyc realny przyklad.

Istnieje kilka/kilkanascie oranizacji certyfikujacych obligacje (ang. bond credit rating). Jest to rodzaj sadu, ktory wydaje wyroki nie nad ludzmi ale nad korporacjami i panstwami. Wyroki to prawdopodobienstwo, ze dana korporacja lub dane panstwo nie splaci zaciagnietej pozyczki. Kazda z tych agencji ma koncie wiele wpadek w stylu: agencja daje ocene A po czym w kilka dni pozniej obligacja przestaje placic (ang. default). A wszystkie te agencje istnieja i dzialaja dalej. Dlaczego?

Ja zagladam na te rozne strony dolinkowane tutaj i wszystkie wpadaja w ta sama koleine intelektualna: rozwazaja przyklady "Jan Kowalski" przeciwko "John Smith" (anarcho-kapitalizm) albo "Jan Kowalski" przeciwko "People of California" (etatyzm). Zeby wykazac naiwnosc takiej analizy wystarczy przeprowadzic inny eksperyment myslowy: "Jan Kowalski" przeciwko "Peacemaker, Pinkerton & Brinks".

Albo, poniewaz tutaj jest wielu graczy komputerowych: "Jan Kowalski" przeciwko "Tekken". To jest zadanie na XXI wiek.
 
OP
OP
Mad.lock

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
Kowalski przeciwko grze to kompletny absurd. Kowalski przeciwko firmie, to jest problem. Kolejny element, który nas podzieli. Jak traktować współwłaścicieli. Jak od kilku wspólników wyegzekwować dług wysokości 13 zł i 99 groszy? (niepodzielna kwota) :D

"Macie zapłacić, nieważne jak, inaczej oramy całą firmę"?
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
przez napisał:
Maciej Dudek napisał:
Pieniądz za wydanie orzeczenia wpływa na sąd, to jest oczywiste. Z drugiej strony wpływa na sąd rynek czuły na wszelkie sygnały o jakości orzeczeń. Nie widzisz tego drugiego oddziaływania.
Ja widze i wiem, ze nie jest jednowymiarowe. Wydaje mi sie, ze ty z kolei zakladasz, ze sady bedzie mozna poustawiac wedlug jednowymiarowej skali ich jakosci.

Nie zakładam tego. Podobnie nie zakładam jednowymiarowej skali jakości sprzedawcom marchewki. Zakładam jedynie tendencję w dostosowywaniu produktu do zapotrzebowania na rynku.

Istnieje kilka/kilkanascie oranizacji certyfikujacych obligacje (ang. bond credit rating). Jest to rodzaj sadu, ktory wydaje wyroki nie nad ludzmi ale nad korporacjami i panstwami.

Tutaj klucza szukałbym w słowach "kilka/kilkanaście" oraz domniemanych powiązaniach z państwem i korporacjami, których siła oparta jest na władzy sprzecznej z założeniami doktryny libertariańskiej.
 
Do góry Bottom