Prostytucja

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
O ile droższe są prostytutki w czasach/kulturach purytańskich, gdy kobiety są zniechęcane do swobodnych zachowań, w stosunku do czasów bardziej rozwiązłych, gdy więcej kobiet para się najstarszym zawodem świata?
To też zależy od sytuacji na rynku, czyli od zawartości portfela. Ja pamiętam jak na początku lat 90-tych, w Czechach było młodo, ładnie i tanio. Bo tam była swoboda seksualna. Ale jak się sytuacja finansowa poprawiła, to ceny skoczyły.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Mnie by raczej interesowały średnie ceny z jakiegoś dłuższego okresu czasu w danej kulturze w stosunku do średnich płac. Wiadomo, że podczas wojen, klęsk żywiołowych albo głodu, gdy zmieniał się z jakichś powodów stan majątkowy społeczeństw, ceny za takie usługi mogły się wahać, ale tego rodzaju przeszkody i utrudnienia notowała w zasadzie każda preindustrialna kultura od początku świata.
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Znalazłem ciekawy fragment o prostytucji we Włoszech, a dokładniej o domach publicznych.

– Tato! Co ty tu robisz? – wyjąkał, czerwieniąc się, gołowąsy niedorostek na widok swego ojca. – Jak to co? Przyszedłem po ciebie, bezwstydniku! – odpowiedział nie mniej skonfundowany rodzic. Ta zabawna scenka pokazująca przypadkowe spotkanie ojca i syna w lokalu o wątpliwej reputacji z filmu słynnego neapolitańskiego reżysera Tota, który, nawiasem mówiąc, z wielkim sentymentem wspominał owe przybytki, doskonale oddaje rzeczywistość. Regułą było, że to właśnie w domach rozpusty włoscy młodzieńcy rozpoczynali życie seksualne. Ich bywalcami byli wszyscy: młodzi, starzy, żonaci, kawalerowie, księża, bogaci, biedni. Tinto Brass, znany, skandalizujący włoski reżyser, w jednym z wywiadów powiedział z właściwą sobie dosadnością, że chodzenie do burdelu było tak naturalne jak chodzenie za potrzebą, robił to każdy. – Jako chłopak podkradałem ojcu książki i za pieniądze ze sprzedaży szedłem do burdelu, tańszego albo droższego, zależy, ile miałem w portfelu. Kiedy ojciec odkrył mój proceder, dawał mi regularnie kieszonkowe, bo nie chciał, żebym mu doszczętnie ogołocił bibliotekę – powiedział filmowiec. Wszyscy mężczyźni, którzy pamiętają domy publiczne, wspominają je z rozrzewnieniem. Zostały zamknięte w 1958 r. (Twórczyni ustawy, Angela Merlin, walczyła o to ok. 10 lat). Nawet zakaz palenia w miejscach publicznych wprowadzony we Włoszech dwa lata temu nie dotknął ich tak boleśnie. Nie dziwi więc, że przedstawiciele płci brzydkiej generalnie opowiadają się za ich otwarciem. Najnowsze badania opinii publicznej pokazały, że ok. 70% obywateli Italii jest za ponownym otwarciem domów publicznych. Ciekawe, że również kobiety są podobnego zdania. Według nich, domy publiczne są mniejszym złem.
– Nie można wyjść na ulicę, bo praktycznie o każdej porze, od najwcześniejszego rana, jest się skazanym na widok wyuzdanych, nieprzyzwoicie ubranych czy raczej rozebranych prostytutek. Człowiek wstydzi się pójść z dzieckiem do sklepu czy na spacer – powiedziała Antonella Cirico, mieszkanka jednej z ulic w okolicy dworca Garibaldi w Neapolu. To tu zbierają się sprzedające swoje usługi kobiety, a w ostatnich latach również mężczyźni i transseksualiści. Włoszki nie mają złudzeń, że można wykorzenić prostytucję, w przeprowadzonym w ubiegłym roku sondażu 76% zamężnych kobiet uznało, że przyłapanie męża z prostytutką nie musi być koniecznie podstawą do rozwodu. To dobrze, że są tak tolerancyjne, zważywszy na to, że we Włoszech z usług cór Koryntu korzysta 9 mln mężczyzn – wielu z nich to mężowie i ojcowie rodzin. Coraz powszechniej jednak biją na alarm. Cudzoziemskie prostytutki nie podlegają badaniom sanitarnym, dlatego są potencjalnym zagrożeniem, w ostatnich latach wzrosła liczba zachorowań na AIDS i choroby weneryczne, co specjaliści wiążą przede wszystkim z obecnością we Włoszech prostytutek z Afryki i innych krajów, w których choroby te są powszechne.
Nie wiadomo, jak zakończy się ogólnowłoska debata na temat płatnego seksu. Czy przebywające nielegalnie na terenie Półwyspu Apenińskiego prostytutki będą rzeczywiście musiały opuścić kraj? Wydaje się to raczej mało prawdopodobne. O wiele bardziej przewidywalny jest wynik referendum dotyczącego lokali pod czerwoną latarnią. Jeśli rząd zdecyduje się zapytać swoich obywateli, czy otworzyć domy publiczne, musi się liczyć z tym, że większość odpowie – tak.

Mają one we Włoszech długą tradycję, najbardziej znane to, oczywiście, burdele pompejańskie. W pogrzebanym pod warstwą lawy podczas wybuchu Wezuwiusza w 79 r. miasteczku liczącym 15 tys. mieszkańców działało legalnie kilka lokali pod czerwoną latarnią. Dziś zachował się jeden i to właśnie ten budynek, ze śmiałymi freskami erotycznymi, najczęściej odwiedzają turyści. W IV w. w milionowym Rzymie było 46 lupanarów. W czasach nowożytnych legalne domy uciech powstały przed zjednoczeniem Włoch, w Królestwie Piemontu, w 1859 r. Autorem dekretu autoryzującego tego rodzaju przybytki był bohater narodowy Cavour. Case chiuse, czyli domy zamknięte, zgodnie z obowiązującym prawem miały mieć zawsze spuszczone rolety w oknach. Przybytki zwane też domami tolerancji, jako że były tolerowane przez państwo, zostały zorganizowane na wzór burdeli francuskich. Regulamin był bardzo szczegółowy, jeden z punktów brzmiał, że tzw. zwykłe spotkanie nie mogło przekraczać 20 minut. Zatwierdzony rozporządzeniem państwowym cennik, obowiązujący w całym kraju, stanowił, że jednorazowa usługa w luksusowym domu schadzek mogła kosztować 5 lirów, a w zamtuzie ludowym 2 liry. Kiedy faszystowski rząd obniżył cenę z 2 do 1 lira, świętowano w całych Włoszech.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Znowu trochę historii w temacie...

Pogrom cór Koryntu
Adam Leszczyński
20.04.2015 01:00

Prostytucja w XIX wieku w Europie była zjawiskiem powszechnym i powszechnie tolerowanym (na zdjęciu powyżej "Prostytutki", pastel francuskiego malarza Henriego de Toulouse-Lautreca 1864-1901). Według ówczesnych szacunków w Warszawie przełomu wieków z prostytucji utrzymywało się nawet... (Fot. Wikipedia)

Przez trzy dni motłoch atakował warszawskie domy publiczne, bijąc i zabijając prostytutki i sutenerów. Rozjuszeni uczestnicy pogromów wyrzucali przez okna meble i sprzęty znajdujące się w lupanarach, a lekarzy próbujących ratować rannych obrzucali kamieniami.


O koło południa 25 maja 1905 r. lekarz pogotowia dotarł do zniszczonego przez tłum domu publicznego przy ul. Leszno 11. W ruinach niegdyś eleganckiego mieszkania zastał ubraną i stojącą na własnych nogach prostytutkę wyglądającą na 25 lat. Tłum obił ją kijami. W chwili gdy lekarz zbliżył się do niej, zachwiała się na nogach - na ustach jej ukazał się kał. Natychmiast zabrano się do badania - okazało się, że miała literalnie pokrajane wnętrzności, które po zdjęciu gorsetu przedstawiały krwawą, cuchnącą kałem masę - relacjonował "Kurjer Poranny".

Umierającą przewieziono do Szpitala św. Ducha na pobliskiej ulicy Elektoralnej. Była jedną z kilkudziesięciu ofiar śmiertelnych pogromu warszawskich burdeli, do którego doszło w dniach 24-27 maja 1905 r.

Końca przewidzieć niepodobna

W Warszawie zaszły wczoraj krwawe zajścia między ludnością izraelską - informował 25 maja 1905 r. na pierwszej stronie wydania porannego "Kurjer Warszawski". Tego samego dnia niechętna Żydom i socjalistom "Gazeta Polska" donosiła: Wczoraj wieczorem na ulicach Warszawy, od Marszałkowskiej do Przyokopowej, dokonano szeregu napadów ulicznych. Napastnikami byli - o ile można było na razie stwierdzić - wyłącznie Żydzi, z klasy roboczej; napastowanymi - ludzie podejrzani o przynależność do klasy alfonsów, sutenerów, nożowców itp. - również Żydzi .

Do pierwszego wypadku doszło na rogu Marszałkowskiej i Próżnej ok. godziny 21. Potem tłum pociągnął Próżną, bijąc i mordując sutenerów: jednego zakłuto pod nr. 8, drugiego - pod nr. 10. Zamieszki przeniosły się na Graniczną i Dzielną, w stronę dzielnicy zamieszkanej głównie przez Żydów. Do pobić doszło też na Zimnej, Gnojnej, Przechodniej, Srebrnej i Nowokarmelickiej. Napady trwały do północy.

"Kurjer Warszawski" pisał o "kałużach krwi na chodnikach". Do wieczora pięć karetek pogotowia nie mogło się uporać z nawałem rannych, często bliskich śmierci. Na Miłej pewnemu "izraelicie" zadano 21 ciosów nożem. Z pośród przywiezionych dwóch złodziejów, jeden z przebitym brzuchem, drugi z poderżniętym gardłem, prawdopodobnie żyć nie będą .

Następnego dnia pogrom przeniósł się do Śródmieścia. Na ul. Zielnej tłum demolował domy publiczne, bijąc właścicieli oraz prostytutki. Eleganckie meble wylatywały przez okna na bruk, ludzie rabowali kosztowności i ubrania. O ile wnosić można z ruchów gromady ludzi, dokonywujących pogromu, działała ona nadzwyczaj systematycznie, obchodząc ulica za ulicą domy publiczne i niszcząc je bezwzględnie - komentowała prasa.

Z reguły motłoch niszczył tylko mieszkania, bijąc od czasu do czasu przypadkowych przechodniów. Rozbite zostały domy publiczne przy Zgoda 11, Widok 12, Nowogrodzkiej 4, 14, i 31, Żurawiej 1, 7, 10, 18 i 42, na rogu Chmielnej i Marszałkowskiej, na Nowym Świecie 12, w kilku domach pomiędzy pl. Trzech Krzyży i Kruczą, przy Hożej 10, Kruczej 7 i 17, Pięknej 7, Wilczej 26 oraz Marszałkowskiej 36 i 76. Sutenerów atakowano na Krochmalnej, Karmelickiej, Długiej, Starym Mieście i Podwalu, Sosnowej i Nowolipiu, Miodowej, Śliskiej, Wielkiej, Grzybowskiej i Gęsiej.

Tylko w południowej części lewobrzeżnej Warszawy zniszczono 18 mieszkań i dopiero około północy znużony tłum zaczął się rozchodzić do domów. Przez kolejne dni prasa podawała nowe adresy zrujnowanych mieszkań: Żurawia 43, 45 i 49, Nowogrodzka 14, Sadowa 8 i 10, Warecka, Wróbla, Szpitalna, Ordynacka, Nowy Świat... Końca tego wszystkiego przewidzieć niepodobna - pisała "Gazeta Polska". Mieszkańcy ulic powyższych przypatrują się temu obrazowi zniszczenia z widocznem zadowoleniem - dodawał "Kurjer Warszawski".

Kobiety upadłe


W tamtym czasie wyróżniano dwa rodzaje warszawskich prostytutek ,a "Gazeta Polska" tak je opisywała: Jedna uliczna, brudna, wstrętna, gnieżdżąca się po norach i lupanarach, druga elegancka, perfumowana, mieszkająca w pięknych apartamentach lub uczęszczająca do wykwintnie urządzonych domów schadzek. Przedstawicielki pierwszej z nich spotkasz na ulicach, głównie wieczorami i późną nocą; same lub w towarzystwie swych przyjaciół zaczepiają każdego przechodnia, wyprawiają hałasy, są plagą spokojnych mieszkańców; zachowaniem się i "słownikiem" obrażają wszelkie poczucie przyzwoitości i moralności .

Liczbę kobiet utrzymujących się z prostytucji w Warszawie szacowano na kilkanaście tysięcy. Kiła - wówczas nieuleczalna - pozostawała gigantycznym problemem społecznym dotykającym wszystkie warstwy (w pełni wyleczalna stała się dopiero po upowszechnieniu penicyliny w latach 40.).

Jak pisze Paweł Rzewuski, autor wydanej w 2014 r. książeczki "Warszawa, miasto grzechu", władze carskie nie zawracały sobie głowy walką z prostytucją, co po odzyskaniu niepodległości często uznawano za efekt polityki antypolskiej. W najgorszej sytuacji były prostytutki zarejestrowane, z tzw. czarnymi książeczkami (czyli formalnie uprawiające ten zawód). Znajdowały się one całkowicie we władzy sutenera i kiedy nie chciały pracować, alfons wzywał policję, która mogła zamknąć nieposłuszną kobietę do aresztu. Prostytucja przybierała wiele form: od luksusowych utrzymanek jednego opiekuna po robotnice, które nierzadko uprawiały ją okazjonalnie - dorabiając do niskich płac - albo oddawały się w zamian za różne usługi czy drobne prezenty.

Najbardziej luksusowy burdel znajdował się na Towarowej na Woli, a prowadziła go pani Szlimakowska, która - jak pisze Rzewuski - miała pieczę nad pięćdziesięcioma prostytutkami. Była ona niekwestionowaną królową tej branży . U Szlimakowskiej podawano szampana i recytowano wiersze, buduary miały piękne lustra i marmurowy wystrój.

W 1904 r. władze wydały zarządzenie dające "całkowitą swobodę uliczną" kobietom pozostającym pod nadzorem policji, czyli zarejestrowanym prostytutkom.

Gardzono nimi, ale z ich usług korzystano powszechnie. Zgodnie z dominującym wówczas w medycynie poglądem kobieta była bierna erotycznie i nie miała potrzeb seksualnych, natomiast mężczyźni musieli dawać im upust. Pozycja kobiety w małżeństwie była na tyle słaba, że w większości wypadków mężowi odwiedzającemu prostytutkę mogła co najwyżej zrobić awanturę. Nobliwi mężowie i ojcowie rodzin miewali bardzo bujne płatne życie erotyczne, a ówczesna polszczyzna obfitowała w słownictwo dotyczące płatnej miłości. Terminu "prostytutka" raczej nie używano, zastępowały je słowa: "kokoty", "ladacznice", "kobiety publiczne", "kobiety wykolejone", "kobiety upadłe". Używano słowa "dom publiczny", ale także "lupanar" czy "lokal prostytucyjny".
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794


Przemoc, czyli sąd doraźny

Prasa warszawska nazwała majowe pogromy sądem doraźnym, co sugerowało akt ludowej sprawiedliwości. Jak pisała jedna z gazet: Gromiciele nie ograniczali się na samem niszczeniu sprzętów i urządzenia mieszkań, rozbijali w drzazgi nie tylko stoły, kanapy, pianina, krzesła, łóżka itp., lecz wyrywali też całe okna z ramami, rąbali drzwi i framugi siekierami .

Przemoc przybierała różne formy. Demolowanie domu publicznego przy Zielnej 21 trwało od godziny 17 do 20. Na rogu Ogrodowej i Solnej prostytutki zatarasowały drzwi w swym parterowym domku, ale tłum wybił frontowe okno i zdemolował sprzęty. Na Śliskiej 16 zaatakowany został burdel zatrudniający 15 kobiet - w ciągu 10 minut przez frontowe okna na ulicę wylatywały na bruk suknie, żakiety, kilkadziesiąt par trzewików, sienniki, lustra, naczynia oraz "niezliczona ilość" rozprutych poduszek i pierzyn. Ulica wyglądała, jakby spadł na nią śnieg. Tłum znęcał się nad prostytutkami, które rozbierano do bielizny. Kobiety uciekały do piwnic, suteren albo chowały się w ciemnych zakamarkach schodów kamienic. Rabusiów, którzy splądrowali ten dom i wychodzili z przybytku przy Śliskiej 16, przed bramą przywitali ogniem z rewolwerów sutenerzy - na głos strzałów tłum się rozbiegł, ale szybko powrócił uzbrojony w pałki i noże. Wtedy sutenerzy zbiegli.

Ze szczególną pasją tłum niszczył pieniądze - w przybytku przy ul. Miłej ludzie darli znalezione tam trzy sturublowe banknoty, a także fotografie pornograficzne, które umieszczali na murach czy gzymsach kamienic, a następnie rozkawałkowywali kijami i obrzucali błotem.

Z kawiarni przy ul. Zielnej 17, w której zbierali się alfonsi, pozostały nagie ściany. Kiedy na rogu Pięknej i Koszykowej dwie kobiety chciały ratować resztki dobytku wyrzuconego na ulicę, z sąsiedztwa posypał się na nie grad kamieni i cegieł, a jacyś ludzie pobili je kijami.

Stan wrzenia

W Warszawie roku 1905 taka przemoc nie była niczym nadzwyczajnym - od stycznia trwały robotnicze protesty, strajki i rozruchy, które szybko nazwano rewolucją. Przed świętem 1 Maja Polska Partia Socjalistyczna wzywała do demonstracji mającej być "przeglądem sił rewolucyjnych przed stanowczą walką z caratem". Doszło wówczas do masakry i krew płynęła strumieniami. Zresztą starcia z wojskiem i policją miały miejsce i w innych miastach Kraju Nadwiślańskiego - działo się tak w Łodzi, Żyrardowie, Częstochowie, Ostrowcu, Radomiu i Skarżysku.

Zrewoltowanych robotników potępiła duża część polskiej prasy, na co Centralny Komitet Robotniczy PPS odpowiedział w swej odezwie tak: Oplwano nasze świeże rany, naszych bohaterów postawiono w jednym rzędzie ze zbójami i rzezimieszkami, redaktorów tych gazet porównując do "carskich siepaczy". I wzywam do bojkotu tej prasy, której wydawcy za grosze robotnicze budują pałace i kamienice i śmieją się z nas, lżąc nas bezkarnie .

Po masakrze 1 maja w ulotce PPS można było przeczytać: Nie chcemy od was żadnych ustępstw! Nie wchodzimy z wami w żadne układy! Chcemy waszej zguby ostatecznej i przychodzimy was zgnieść ! Przeciwko socjalistom występowała prawica, a związany z nią Narodowy Związek Robotniczy wzywał w ulotce z czerwca 1905 r.: Robotnicy Polacy! Czyż jeszcze raz pozwolicie, żeby bezmyślne partye socyalistyczne frymarczyły samowolnie krwią waszą i pogrążyły was i kraj cały w otchłani zamętu i nędzy? Dochodziło do krwawych starć nie tylko pomiędzy Polakami a policją i wojskiem, ale także pomiędzy polską prawicą i lewicą.

Władza była słaba. Trwała wojna rosyjsko-japońska, którą carat przegrywał: 2 stycznia skapitulował Port Artur, położona nad Morzem Żółtym baza rosyjskiej floty Pacyfiku. 27-28 maja, czyli w dniach pogromu warszawskich prostytutek, toczyła się bitwa morska pod Cuszimą, w której duża część carskiej floty poszła na dno, a pierwsze wieści o klęsce pojawiły się w gazetach warszawskich już 31 maja, wraz z komentarzami z prasy zachodniej, że teraz Rosja musi prosić o pokój.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Chwilowy spokój panuje w Warszawie

26 maja generał-gubernator warszawski posłał wojsko, by skończyło z pogromami prostytutek. Miasto podzielono na siedem rewirów, każdy pod cywilno-wojskową władzą wysokiej rangi oficera, a w przypadku zamieszek policja miała natychmiast wzywać żołnierzy. Wtedy zapanował spokój. Na ulicach i podwórzach pozostały wielkie stosy powyrzucanych sprzętów i porozbijanych mebli, porwanych zasłon, firanek i pościeli. Niektórzy właściciele kamienic odmówili ich sprzątania, więc zbierali je handlarze starzyzną.

28 maja zebrało się w trybie pilnym Towarzystwo Chrześcijańskie Ochrony Kobiet. Jak relacjonowała "Gazeta Polska", Towarzystwo "zerwało się do czynu", próbując pomóc ofiarom pogromu (ale tylko chrześcijankom, a duża część sutenerów i prostytutek była wyznania mojżeszowego): Stawiano wiele rozumnych i celowych propozycji, lecz niestety wykonaniu ich stał na zawadzie zupełny brak funduszów w kasie Tow., jakiemi Tow. mogłoby do urzeczywistnienia swoich zamiarów rozporządzać . W tej sytuacji poproszono członków o składkę po 5 rubli, a dla "kobiet wykolejonych" otwarto kancelarię Towarzystwa przy Mazowieckiej 11, do której miałyby się zgłaszać, chociaż nie bardzo było wiadomo po co.

Jak się okazało, spokój był chwilowy, bo już 28 maja około godziny trzeciej po południu na ul. Wąski Dunaj znów zaczęły się pogromy sutenerów, którzy tym razem przygotowali się do obrony - w ruch poszły noże i rewolwery, jedna z kul raniła 23-letniego robotnika Chaima Rubinsteina. Zaalarmowani strzałami policjanci i żołnierze aresztowali 100 osób, które trafiły do aresztu na Podwalu. Na bruku zostało trzech zabitych sutenerów, sześciu innych odniosło ciężkie rany.

31 maja gazety donosiły, że liczba pacjentek w kobiecym Szpitalu św. Łazarza znacznie się zwiększyła, a jeden z dziennikarzy komentował: Jednocześnie rozpasanie instynktów i rozpusty śród tej sfery chorych dosięgło granic niezwykłych, do tego stopnia, że utrzymanie porządku i dozoru nad choremi połączone jest z wielkimi trudnościami .

Oberpolicmajster Warszawy, baron Karl Nolken (który sam został ranny w zamachu bombowym PPS 30 marca), zaostrzył przepisy dotyczące prostytucji. Zapowiedział ograniczenie poruszania się po ulicach prostytutek zarejestrowanych oraz kazał zmniejszyć liczbę burdeli do jednego na kamienicę, przy czym jeszcze w jednym mieszkaniu mogły przyjmować nie więcej niż cztery zarejestrowane prostytutki "wraz ze służbą żeńską". Domów publicznych miało nie być na ulicach, na których znajdowały się kościoły.

Złem złego się nie leczy

Opinia publiczna miała mieszane uczucia. Prostytutkami pogardzano, ale potępiano też przemoc i bezprawie. W "Gazecie Polskiej" K. Bartoszewicz (prawdopodobnie chodzi o Kazimierza Bartoszewicza, znanego księgarza, wydawcę, historyka literatury i publicystę) pisał: Wprawdzie, mówiąc na ucho, dobrze się stało, że przetrzepano sutenerów i ladacznice, ale przecie bardzo źle się stało, iż tłum wykonywał samowolnie swe wyroki, dając upust instynktom niszczycielskim .

Pisano, że prostytucja jest złem nieuniknionym, że "uratować" można tylko kilkadziesiąt lub najdalej kilkaset kobiet. Pogrom mógł ograniczyć zjawisko, ale nie mógł go zmniejszyć na stałe. Złem złego się nie leczy - komentował Bartoszewicz.

Inny publicysta cytował swego golibrodę, który najpierw bardzo popierał "sądy doraźne", ale potem zmienił zdanie: Podczas niszczenia mebli jakiejś kokoty, mieszkającej vis - a - vis jego golarni, nadjechał patrol, a tłum przypatrujący się sądowi doraźnemu zaczął chronić się po bramach i sklepach. Kilkanaście osób wpadło do jego zakładu - i rozbiło mu szybę w drzwiach wchodowych. "Kto mi, proszę pana, odda te 8 rubli?" - powtarzał raz za razem filozof, na co ja naturalnie nie mogłem znaleźć odpowiedzi, a bałem się przytoczyć jego własne przysłowie: "Gdzie drwa rąbią...", bo stał nade mną z brzytwą wyostrzoną .

Inni pisali, że kobiety upadłe straciły jedyne źródło utrzymania, bo na pomoc rodziny ani na znalezienie "uczciwej pracy" liczyć nie mogą. I przekonywali też, że na pewno wiele z prostytutek chciałoby porzucić swój zawód. W niejednej na widok rzeczy widzianych drgnęła dusza, niejednej otworzyły się oczy na nędzę dotychczasowego jej życia, na poniewierkę, na ohydną niewolę ciała - pisał w liście do gazety czytelnik podpisany Z.D.

Zaczęło się u rzeźnika na weselu?


Przyczyny zajść nie są znane. "Kurjer Warszawski" podawał dwie wersje. Wedle pierwszej grupa sutenerów porwała narzeczoną ubogiego pracownika żydowskiego zakładu rzeźniczego, a kiedy ten odszukał ukochaną i zażądał jej uwolnienia, porywacze ranili go nożami. Wtedy koledzy rzeźnika zaplanowali zemstę.

Wedle drugiej wersji do jednego z licznych lupanarów, mieszczących się na ulicach Zielnej, Chmielnej i innych sąsiadujących z Marszałkowską, trafiła porwana młoda Żydówka. Opowiedziała o swym losie klientowi, młodemu żydowskiemu robotnikowi, który poszedł do sutenerów przesiadujących w piwiarniach i kawiarniach przy zbiegu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej i zażądał uwolnienia dziewczyny. Został zakłuty nożem, a jego koledzy zaprzysięgli go pomścić.

Z kolei rosyjski dziennik "Warszawskij Dniewnik" pisał, że wszystko zaczęło się od żydowskiego wesela pewnego rzeźnika 23 maja 1905 r. w domu nr 10 przy placu Za Żelazną Bramą. Na wesele wtargnęła niezaproszona grupa sutenerów, a jeden z nich przyniósł 80 rubli zebranych - jak nakazywała tradycja - dla panny młodej. Wywiązała się bijatyka, w której alfonsi dostali w skórę. (Według nieco innej wersji tej historii to jeden z sutenerów Dawid Surowicz wyrwał jednemu z gości te 80 rubli - a potem rzeźnicy spuścili sutenerom baty). Pobici zaplanowali odwet i następnego dnia ok. 400 sutenerów i złodziei zgromadziło się przy ul. Zielnej i ruszyło pochodem ulicami Królewską, Graniczną, Grzybowską i Gnojną. Na Krochmalnej 2 otoczyli robotniczą piwiarnię Fistenberga i zaczęli wyciągać z niej Żydów, a potem bić ich na ulicy. Było siedmiu rannych i jeden zabity, który został znaleziony na podwórzu kamienicy przy Gnojnej. Także na rogu Próżnej i Zielnej zebrała się grupa alfonsów, która nożami zaatakowała grupę żydowskich robotników i pięciu raniła. W odwecie około 200 robotników wtargnęło do piwiarni przy Wołyńskiej 27, w której spotykali się złodzieje, i zdemolowało lokal, a z rewolweru postrzelony został subiekt Cwajman. Tyle rosyjska gazeta.

Nie należy jej zanadto wierzyć, bo władze były zainteresowane podsycaniem konfliktów między Polakami i Żydami (stanowiącymi wtedy prawie 40 proc. ludności Warszawy) w nadziei, że osłabi to ruch rewolucyjny. Bardzo możliwe, że pogrom był prowokacją policji chcącej skierować falę przemocy w inną stronę - najpierw w stronę sutenerów i prostytutek, potem Żydów.

4 listopada 1905 r., czyli parę miesięcy po pogromie domów publicznych, warszawski Komitet Robotniczy PPS wydał ulotkę w nakładzie 20 tys. egzemplarzy, w której ostrzegał robotników przed angażowaniem się w pogromy: Z więzienia wypuszczono złodziejów i rozbójników. Szerzą po mieście fałszywe pogłoski o bezeceństwach, których jakoby mieli się dopuścić Żydzi: liczą na to, że pod wpływem tych pogłosek tłum nieświadomy rzuci się do mordów i rabunków. W ten sposób usiłuje rząd łotrowski utopić we krwi naszą świętą walkę o wolność. Wczoraj już jakieś podejrzane indywidua usiłowały rozbić sklep na Nalewkach .

Jeżeli była to prowokacja, to nieudana. Jeszcze przez wiele miesięcy w Warszawie trwała rewolucja, a władze rosyjskie nie były pewne dnia ani godziny.

Zajścia opisałem na podstawie ówczesnych gazet, przede wszystkim "Kurjera Warszawskiego" i "Gazety Polskiej"
Sporo było tych burdeli. Zagęszczenie jak dziś aptek.
 
Ostatnia edycja:

inho

Well-Known Member
1 635
4 516
W ramach ciekawostki: ta sama okolica dzisiaj (na mapie oznaczono miejsca, gdzie dziewuszki dają za kasę – dane z serwisu z ogłoszeniami „towarzyskimi”):

WvvxSzX.png
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
To jego twierdzenie że pies nie może zaprzeczyć że jest psem,
Podczas prowokacji policyjnej tego typu nie może. Na dziwki, narkotyki w małych ilościach, papierosy z przemytu itp. takie coś wystarczy. W przypadku FBI jest inny test. Sprawdzany oprócz zaprzeczenia, powinien zażyć narkotyk przy świadkach.
 

Nehsiac

Member
26
65
Nie widzę nic złego zarówno w prostytucji jak i sutenerstwie. Wykluczając utopię jaką jest anarchokapitalizm na świecie zawsze istniała i istnieć będzie przemoc. Sutener, alfons jak zwał tak zwał niczym nie różni się od szefa salonu masażu, czy też innego rodzaju przedsiębiorstwa oferujące usługi. Masażystka może założyć własną firmę i pozyskiwać klientów, lub też iść do salonu, gdzie dostanie klientów, opiekę szefa, oraz pensję za wykonaną pracę. Dziwka analogicznie jak masażystka, może znajdować klientów solo i POWINNA mieć możliwość zatrudnienia w jakimś burdelu gdzie w zamian za ochronę podzieli się z współpracownikami swoją pensją. Nie rozumiem co w tym niemoralnego.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Nie widzę nic złego zarówno w prostytucji jak i sutenerstwie. Wykluczając utopię jaką jest anarchokapitalizm na świecie zawsze istniała i istnieć będzie przemoc. Sutener, alfons jak zwał tak zwał niczym nie różni się od szefa salonu masażu, czy też innego rodzaju przedsiębiorstwa oferujące usługi. Masażystka może założyć własną firmę i pozyskiwać klientów, lub też iść do salonu, gdzie dostanie klientów, opiekę szefa, oraz pensję za wykonaną pracę. Dziwka analogicznie jak masażystka, może znajdować klientów solo i POWINNA mieć możliwość zatrudnienia w jakimś burdelu gdzie w zamian za ochronę podzieli się z współpracownikami swoją pensją. Nie rozumiem co w tym niemoralnego.

Chodzi tylko i wyłącznie o przymus.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
http://m.mojanorwegia.pl/czytelnia/pierwszy_klient_prostytutki_w_norwegii_zlapany.html

Pierwszy klient prostytutki w Norwegii złapany
Pierwszy klient chcący kupić usługę seksualną, został ujawniony przez prostytutkę, którą wziął do swojego samochodu.
Mężczyzna ten jest żonaty i ma kilkoro dzieci; mieszka w Norwegii, ale nie jest norweskim obywatelem. Teraz, jeśli zgodzi się na przyjęcie kary, będzie musiał zapłacić 8500 koron mandatu.

Otrzymali wyjaśnienia od prostytutki
Policja chce, aby funkcjonariusze patrolujący ulice wkraczali do akcji, gdy zobaczą , że siedzenia w samochodzie zostają opuszczone, by złapać klientów na gorącym uczynku i zabezpieczyć potrzebne dowody. Jednak pierwsza sprawa klienta prostytutki okazała się o wiele mniej skomplikowana w kwestii dowodowej niż przypuszczano.

Patrol policji, który w sobotę wieczorem wkroczył do akcji od razu po tym, jak kierowca zabrał prostytutkę z ulicy, otrzymał obszerne wyjaśnienie od kobiety na temat całego zajścia.

Na pytania zadane przez policję, kobieta, która jest norweską prostytutką, odpowiedziała, że ustaliła z kierowcą samochodu usługę seksu oralnego. Uzgodnili także, że cena usługi będzie wynosić 300 koron.

Grzywna w wysokości 8500 koron
Prokurator policyjny Kathrine Kristoff ustaliła dla tego pierwszego klienta grzywnę w wysokości 8500 koron. W kwotę tę wliczony jest również mandat drogowy, gdyż tam, gdzie zatrzymał się kierowca (Myntgaten) obowiązuje zakaz wjazdu.

Zatrzymany mężczyzna powiedział, że nie zauważył znaku zakazu wjazdu, ale problemy językowe okazały się zbyt duże, by mógł odpowiedzieć na pytania związane ze spotkaniem z prostytutką. W związku z tym policja nie otrzymała na ten temat żadnych wyjaśnień.

Próbna sprawa
Zanim ustawa o karaniu klientów kupujących usługi prostytutek weszła w życie (1 stycznia 2009), policja w Oslo ogłosiła, że przeciętna kara za kupno seksu, będzie wynosiła około 9000 koron.

- Ta sprawa jest sprawą próbną, którą potraktujemy łagodniej. W końcu policja zatrzymała ich, zanim zdążyli cokolwiek zrobić, a mężczyzna nie zdążył zapłacić. Sprawa dotyczy także złamania przepisów ruchu drogowego, dlatego kara w tym wypadku wynosi 8500 koron - wyjaśnia Kristoff dziennikarzowi Aftenposten.no.

- Próba kupna seksu i już dokonany zakup usług seksualnych mają być w zasadzie karane w taki sam sposób, ale próba zakupu może czasem dotyczyć niższych stawek, dlatego kara w wysokości 8500 koron jest w tym wypadku całkiem słuszna – komentuje sprawę Øyvind Nordgarden - szef oddziału do walki z przestępczością zorganizowaną przy komendzie policji w Oslo.




Źródło: mojanorwegia.pl/www.aftenposten.no
Tymczasem we Włoszech...

Włochy: Nietypowy wyrok ws. klienta nieletniej prostytutki
Świat
Dzisiaj, 23 września (12:22)
Sąd zadecydował, że klient, który korzystał z usług 15-letniej prostytutki z Rzymu musi w ramach kary kupić jej 30 książek i dwa filmy o historii, myśli i tożsamości kobiet. Mężczyzna został także skazany na dwa lata więzienia. Kuratorka nieletniej wnioskowała o 20 tys. euro zadośćuczynienia.

Tym nietypowym wyrokiem zakończył się jeden z procesów w głośnej w Wiecznym Mieście sprawie grupy 14- i 15-letnich prostytutek z eleganckiej dzielnicy Parioli.

Afera wybuchła w 2013 roku. Wśród około 60 klientów byli między innymi adwokaci, finansiści, a także mąż znanej deputowanej.

Wcześniej wyroki od sześciu do dziewięciu lat więzienia za czerpanie korzyści z prostytucji otrzymali dwaj szefowie grupy prostytutek oraz matka jednej z nich, która zachęcała córkę do tego procederu.

Dziennik "Corriere della Sera" podał w piątek, że w trybie przyspieszonym osądzono 35-letniego adwokata, jednego z klientów nieletnich. Stołeczny sąd skazał go na dwa lata więzienia, a także na zakup książek i filmów dla nieletniej, by w ten sposób - jak wyjaśniono - uświadomiła sobie szkody, jakie wyrządziła sama sobie i jakie jej wyrządzono.

Gazeta pisze, że na liście obowiązkowych lektur dla uczennicy, znajdującej się pod opieką kuratora, znajdują się między innymi: dziennik Anny Frank, książki Hannah Arendt, Oriany Fallaci, Natalii Ginzburg, poezja Emily Dickinson, trzy tomy przedstawiające historię kobiet Zachodu. Inna ze wskazanych książek to rozprawa na temat seksualności kobiet.

Jest też brytyjski film "Sufrażystka" o kobietach walczących o prawa wyborcze na przełomie XIX i XX wieku.

Ja pierdolę, to jest dopiero surowa kara. Żeby być zmuszonym do nabycia jakiegoś lewackiego gówna feministycznego. No i w życiu nie kupiłbym poezji Dickinson! To nieludzkie!
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 410
. Dziwka analogicznie jak masażystka, może znajdować klientów solo i POWINNA mieć możliwość zatrudnienia w jakimś burdelu gdzie w zamian za ochronę podzieli się z współpracownikami swoją pensją.
a cóż to za powinnośc? jak rynek zdecyduje ze sutenerstwo wypadlo z mody bo dziwki chodza z bronia palna i niczego sie nie boja to siłą je przywrócisz bo przeciez "POWINNA"?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Znowu coś o Egipcie z ciekawostek historycznych, tym razem przedostało się do mainstreamu...

Seks w cieniu piramid. Prostytucja w starożytnym Egipcie
HISTORIA Wtorek, 20 lutego (15:46)
Prostytucja nie bez kozery nazywana jest najstarszym zawodem świata. Kiedy ostatnie mamuty hasały radośnie na Wyspie Wrangla, to w Egipcie setki pracowników budujących piramidę Dżosera równie radośnie korzystały z usług oferowanych przez panie lekkich obyczajów.

Egipcjanie nie znali pojęcia wstydu takiego jak dziś. Czymś zupełnie zwyczajnym w kraju piramid było chodzenie nago. Podobnie nie dziwiła nikogo publiczna masturbacja, której z okazji rozmaitych świąt dopuszczali się kapłani, a nawet faraonowie. Młodzież uprawiała seks przedmałżeński bez żadnego zażenowania czy widma konsekwencji. Był on zresztą, inaczej niż w większości kultur starożytnych, traktowany bardzo pobłażliwie.

Taka swoboda obyczajów szła w parze z wyzwoleniem kobiet. Przeciętna Greczynka czy Rzymianka mogła co najwyżej pozazdrościć wolności paniom znad Nilu. Te nie tylko mogły wychodzić z domu bez opieki, ale także bez obawy utraty czci czy szacunku umawiać się z rozmaitymi panami, często w czysto erotycznych celach.

Nic dziwnego, że w społeczeństwie o takich obyczajach prostytucja kwitła jak nigdzie indziej. A na jej straży stała... religia.

W Egipcie funkcjonowały na przykład haremy świątynne. Organizowano je przy przybytkach Izydy i Amona. Udający się do takiej świątyni pielgrzym mógł upiec dwie pieczenie na jednym rożnie: skorzystać z usług seksualnych "kapłanki", a jednocześnie oddać cześć bogu.

Nie była to jednak prostytucja jako taka. Pielgrzym bowiem z tytułu odbycia religijnego aktu nie musiał nadwyrężać sakiewki.

Istnieją przesłanki, wedle których kobiety oddające się w świątyniach przypadkowym podróżnym były wyjątkowo poważane w społeczeństwie. Wyróżniały je malowane na czerwono usta, tatuaże na piersiach oraz udach i błękitne sukienki. Lub brak sukienek w ogóle.

Rolę religijną pełniły także tancerki, przemierzające w grupach Egipt i sprzedające swoje ciała zainteresowanym. Zdaniem historyków w kraju Faraonów mógł panować zwyczaj związany z wejściem w dorosłość i polegający właśnie na poddawaniu się przez młode kobiety aktowi prostytucji.

Jedna z teorii głosi, że dziewczęta dołączały do grup tancerek i dopiero kiedy zaszły w ciążę wracały do domu z dowodem tak ważnej dla Egipcjan płodności.

Egipcjanin nie musiał wiele się wysilać, by znaleźć prostytutkę. Wspomniane grupy dziewcząt podróżowały po kraju tańcząc, śpiewając i świadcząc usługi seksualne tam, gdzie był na to popyt. Zawsze mógł też poczekać na jakieś ciekawe święto. Na przykład ku czci Mut wypijano olbrzymie ilości piwa, którego Egipcjanie nie wylewali nigdy za kołnierz. Przy takiej okazji pojawiała się masa chętnych na łatwy zarobek kobiet.

Przeciętny Egipcjanin wybrałby jednak z pewnością jeden z wszechobecnych domów piwa. Zlokalizowane w większych ośrodkach funkcjonowały jako restauracjo-baro-nightcluby.

Było to na pewno wygodniejsze i przede wszystkim bezpieczniejsze od korzystania z wędrownych grup. W źródłach historycznych często spotyka się ostrzeżenia przed "obcymi kobietami" i można dojść do wniosku, że niektórzy Egipcjanie się ich po prostu bali.

Prostytucja w Egipcie pełniła ważną rolę religijną i rytualną. O tym, że nie stanowiła - jak dzisiaj - zajęcia wstydliwego najlepiej świadczą historie o faraonach, których własne córki się prostytuowały.

Podobno faraon Rampsynit w celu ustalenia, kto okradł jego skarbiec, został alfonsem swojej córki i wysłał ją do pracy w domu publicznym. Przed każdym stosunkiem miała ona wypytywać ludzi o najbardziej chytry uczynek, jakiego dopuścili się w życiu.

Co ciekawe historia kończy się happy endem a zdemaskowany złodziej otrzymuje w nagrodę rękę księżniczki.

Inna opowiastka tyczy się Cheopsa. W obliczu braku funduszy miał on wysłać córkę, aby zarobiła co nieco w wiadomy sposób. Sprytna dziewczyna przyjmowała jednak zapłatę nie tylko w walucie, ale i w kamieniach.

Miała z nich powstać piramida, jedna z trzech mniejszych sąsiadujących z Wielką Piramidą.

Egipskie zamiłowanie do prostytucji stopniowo przenikało także za granicę. Prawdopodobnie rozpusta nad Nilem stała się wzorem dla heter znanych ze starożytnej Grecji.

Tym właśnie określeniem nazywa egipskie prostytutki Herodot. Co ważne, nie jest to termin oznaczający zwykłą ulicznicę.

Hetera to kobieta o należytym obyciu, manierach oraz pewnej pozycji społecznej. Jeśli te "wymagania zawodowe" kulturalni Grecy zapożyczyli z kraju faraonów, może to świadczyć tylko o tym, że usługi seksualne w Egipcie stały na naprawdę wysokim poziomie.

Zresztą sam Herodot, przywykły zapewne do wysokich, helleńskich standardów pisał z zachwytem na temat jednego z egipskich miast: "tak się jakoś składa, że w Naukratis hetery są pełne uroku."

Do dziś zresztą przetrwały imiona prostytutek, tak biegłych w swym rzemiośle, że zdobyły dzięki niemu wielkie pieniądze i nieśmiertelną sławę. A przecież Egipcjanie całe życie poświęcali właśnie na dostąpieniu nieśmiertelności. Można było ją osiągnąć jako potężny władca, nieustraszony wódz lub... świetna ladacznica.

Pamiętać też należy, że nikt inny jak Tais, hetera Aleksandra Wielkiego, została później żoną Ptolemeusza Sotera. Synowie diadocha i luksusowej prostytutki założyli dynastię rządzącą Egiptem do 31 r. p.n.e., której ostatnią przedstawicielka była słynna Kleopatra.

Mogło by to tłumaczyć wdzięk i zdolności kochanki Cezara i Marka Antoniusza, nazywanej Wielką Połykaczką. I to ponoć bez żadnej przesady.
 
Do góry Bottom