D
Deleted member 4683
Guest
I co z tego? Czy każdy musi od razu zdobywać świat, 'żyć dniem' ? Może to zwyczajnie dla niektórych ludzi nieprzyjemne?
Dokładnie o tym pisałem. Ludzie-drożdze po prostu lubią wegetację. Ja nawet rozumiem, że mając do wyboru 30 lat w miarę bezpiecznej wegetacji albo obarczone ryzykiem spełnianie swoich marzeń z reguły wybierają wegetację bo "lepsze 30 lat byle jakiego życia niż jakieś mrzonki". Perspektywy życiowe ateisty są przecież króciutkie więc trza dbać o to życie bo drugiego nie będzie. To zwykły strach. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że te zastrachane polipy brzmią po prostu śmiesznie gdy bluźnią Bogu. Zrozum o co mi chodzi - inaczej brzmi gdy gość który właśnie zabił trzy osoby dla pieniędzy mówi : "sram na Boga" a inaczej gdy to samo mówi chudy szczur który co prawda zerwał z Bogiem ale dalej "wyznaje pewne zasady" i "respektuje pewne wartości" wtłoczone do jego pustego łba przez otoczenie. Tego pierwszego można w pewien sposób szanować za konsekwencję ale drugim należy gardzić. Małe psy najgłośniej szczekają.
Jaranek napisał:
Ile razy słyszę od kogos określającego sie jako ateista coś w tym stylu: "jestem ateistą ale dziecka bym nie usunął" ( zamiast: "nie wiem -zależy od okoliczności" ) to mam ochotę przyjebać w ten tępy ryj
W sumie ma to sens, bo
a) ateista dalej ma empatię i może współczuć takim małym stworzonkom
b) imperatyff gatunku przedłużenia dziffko
A co jeśli dziecko ma się urodzić kalekie ? Będzie potwornie cierpieć dzień po dniu bez żadnej nadziei na poprawę i raczej nie przedłuży gatunku ? Wtedy empatia o której piszesz może popchnąć ateistę do skrócenia tych cierpień. Więc stwierdzenie " jestem ateistą ale dziecka bym nie usunął" to nic innego jak deklaracja światopoglądowa, wyraz wpojonych a nie rozumianych "zasad" i "wartości" - i za to należy się wpierdol . Ateista jak osoba kierująca się rozumem powinien powiedzieć: " nie wiem czy usunąłbym dziecko- to zależy od okoliczności".