- Moderator
- #41
- 3 591
- 1 504
Tobie chodzi o kolejną utopię: brak norm
Maciej Dudek napisał:Tobie chodzi o kolejną utopię: brak norm
Maciej Dudek napisał:Tobie chodzi o kolejną utopię: brak norm
Jeśli wchodzisz komuś do domu czy mieszkania, w którym ten ktoś żyje (śpi, je, kopuluje i pisze wiersze - to co tam robi zależy od tego, kim jest), to jak najbardziej wchodzisz na czyjeś terytorium i to Ty wtedy próbujesz nim rządzić, bo to Ty dokonujesz pierwszy agresji. Nie - teren, który mu się należy, tylko teren, który on faktycznie zajmuje, choćby na nim nie leżał.
To co opisujesz, że jakoby należy mi zrobić, byłoby w takim samym stopniu walką z hierarchią i podległością, w jakim jest nią wejście właściciela do swojego mieszkania, które wynajmuje komuś - bo właściciel robi to samo, co opisany przez Ciebie włamywacz wtedy (klucze można dorobić, może zresztą nie mieć kluczy), tylko działa w ramach pewnej, konwencjonalnej, instytucji, czyli prawa własności właśnie
kawador napisał:@jaś
Jeśli wchodzisz komuś do domu czy mieszkania, w którym ten ktoś żyje (śpi, je, kopuluje i pisze wiersze - to co tam robi zależy od tego, kim jest), to jak najbardziej wchodzisz na czyjeś terytorium i to Ty wtedy próbujesz nim rządzić, bo to Ty dokonujesz pierwszy agresji. Nie - teren, który mu się należy, tylko teren, który on faktycznie zajmuje, choćby na nim nie leżał.
Jeśli wchodzisz komuś na teren jego własności, który ten ktoś ogrodził i zadaszył i w którym ten ktoś żyje (śpi, je, kopuluje, pisze wiersze, poluje na muchy i komary - to co tam robi zależy od tego, kim jest), to jak najbardziej wchodzisz na czyjeś terytorium i to Ty wtedy próbujesz nim rządzić, bo to Ty dokonujesz pierwszy agresji. Nie - teren, który mu się należy, tylko teren, który on faktycznie zajmuje, choćby na nim nie leżał.
kawador napisał:To co opisujesz, że jakoby należy mi zrobić, byłoby w takim samym stopniu walką z hierarchią i podległością, w jakim jest nią wejście właściciela do swojego mieszkania, które wynajmuje komuś - bo właściciel robi to samo, co opisany przez Ciebie włamywacz wtedy (klucze można dorobić, może zresztą nie mieć kluczy), tylko działa w ramach pewnej, konwencjonalnej, instytucji, czyli prawa własności właśnie
Wynajmując mieszkanie, godzę się na to, że właściciel budynku ma do mieszkania klucze i może wejść do środka.
kawador napisał:Mieszkanie nie jest moje - jest przeze mnie wynajmowane.
kawador napisał:Oczywiście właściciele budynków zazwyczaj nie wchodzą bez ważnej przyczyny do mieszkań, które wynajmują, inaczej straciliby klientów.
kawador napisał:Aczkolwiek gdy mieszkałem parę lat temu w Walii i mieszkanie wynajmował mi Turek - to od czasu do czasu sobie do środka wchodził. Nie było śladów kradzieży, ale dało się poznać, że ktoś był w środku. Kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać, poszedłem do niego i powiedziałem mu, że nie podoba mi się to, co robi. Właściciel okazał się być Racjonalnym Kapitalistą i nie dość, że mnie 3 razy przeprosił, to jeszcze na kolejne 3 miechy obniżył mi czynsz o 1/4. Okazało się, że facet oprowadzał po mieszkaniu nowych klientów, bo jakiś chujek dał mu cynk, że za 2 tygodnie niby wyjeżdżam (co było nieprawdą).
Cieszę się, ze przyznałeś mi racje, nie wiem tylko, czy na prawdę Ci o to chodziło.
Aha - fizycznie nie da się zając terenu wielkości fabryki.
Proszę bardzo, zrzekam się wszystkich tych moich domów, w których w ogóle nie mieszkam. Bierz sobie je. Te moje posiadłości, te pola, te łąki, te pałace. Daje Ci je.
jak najbardziej włamywacz może włamać się do Ciebie też nie bez przyczyny. Zrobi jednak to samo, jeśli pozwolimy sobie na pominięcie poziomu prawnego, których chciałeś uzasadnić swoją propozycją, by ktoś włamał się do domu, w którym mieszkam. To ważne, że chciałeś w ten sposób uzasadnić prawo własności - bo jeśli twoje uzasadnienie jest bzdurne, to Ci się nie udało. I jest bzdurne, bo nie ma różnicy między włamaniem się do czyjegoś domu, w którym mieszka właściciel, a włamaniem się do domu, w którym ktoś tylko mieszka, która by usprawiedliwiała istnienie prawa własności - chyba, że usprawiedliwiasz je samym jego istnieniem, czyli coś powinno być czyjeś bo jest czyjeś. Tylko, że od tego to my wyszliśmy i to było akurat dla mnie nieuzasadnione na gruncie libertarianizmu.
No albo usprawiedliwiasz jakieś prawa rzeczowe każdego lokatora do miejsca, w którym mieszka, czy ono jest jego własnością, czy nie. O, to witaj w klubie, ja też je usprawiedliwiam.
kawador napisał:Cieszę się, ze przyznałeś mi racje, nie wiem tylko, czy na prawdę Ci o to chodziło.
Ja też nie wiem, często nie rozumiem, co piszesz i strzelam w ciemno. Tak więc jeśli kiedykolwiek przyznałem ci rację, to być może przez pomyłkę
Aha - fizycznie nie da się zając terenu wielkości fabryki.
CZARNY HUMOR ON
Fizycznie nie da się zająć też terenu wielkości kawalerki. Według mnie problem ten rozwiązali twórcy obozów koncentracyjnych - idea bezpośredniej, fizycznej kontroli została tam osiągnięta w 100%.
http://img.audiovis.nac.gov.pl/PIC/PIC_37-303-4.jpg
Masz dokładnie tyle, ile posiadasz, i zajmujesz tyle, ile fizycznie mierzysz.
CZARNY HUMOR OFF
kawador napisał:Proszę bardzo, zrzekam się wszystkich tych moich domów, w których w ogóle nie mieszkam. Bierz sobie je. Te moje posiadłości, te pola, te łąki, te pałace. Daje Ci je.
To jest arcywolnościowa postawa - zgoda właściciela dóbr na korzystanie z tych dóbr przez osoby trzecie. Popieram ją. Pokaż mi, gdzie są te twoje domy, biorę je. Tylko najpierw spiszemy umowę, żeby ci się potem coś przypadkiem nie odwidziało
kawador napisał:jak najbardziej włamywacz może włamać się do Ciebie też nie bez przyczyny. Zrobi jednak to samo, jeśli pozwolimy sobie na pominięcie poziomu prawnego, których chciałeś uzasadnić swoją propozycją, by ktoś włamał się do domu, w którym mieszkam. To ważne, że chciałeś w ten sposób uzasadnić prawo własności - bo jeśli twoje uzasadnienie jest bzdurne, to Ci się nie udało. I jest bzdurne, bo nie ma różnicy między włamaniem się do czyjegoś domu, w którym mieszka właściciel, a włamaniem się do domu, w którym ktoś tylko mieszka, która by usprawiedliwiała istnienie prawa własności - chyba, że usprawiedliwiasz je samym jego istnieniem, czyli coś powinno być czyjeś bo jest czyjeś. Tylko, że od tego to my wyszliśmy i to było akurat dla mnie nieuzasadnione na gruncie libertarianizmu.
No albo usprawiedliwiasz jakieś prawa rzeczowe każdego lokatora do miejsca, w którym mieszka, czy ono jest jego własnością, czy nie. O, to witaj w klubie, ja też je usprawiedliwiam.
Niestety, powyższego nie czaję.
wchodzą do miejsca, w którym mieszkałbym, zrobiłbyś mi krzywdę. Naruszając moją własność, wchodząc do domu, który jest mój, ale z którego w ogóle nie korzystam - nie.
Jeśli wchodzisz do mieszania, w którym ktoś mieszka, bez jego zgody, nie musi mieć znaczenia to dla niego, czy mieszkanie jest jego własnością, czy nie, liczy się tylko, jak bardzo przywiązany jest do swojej prywatności.
kawador napisał:wchodzą do miejsca, w którym mieszkałbym, zrobiłbyś mi krzywdę. Naruszając moją własność, wchodząc do domu, który jest mój, ale z którego w ogóle nie korzystam - nie.
Bzdury gadasz. Założę się, że gdybym wszedł ci do domu, w którym akurat ciebie nie ma, a ty byś o tym wiedział, czułbyś się chujowo. Ja bym się czuł chujowo, gdybym wiedział, że po moim domu, w którym akurat mnie nie ma, łażą jacyś obcy ludzie i kto wie, co tam robią. Poza tym ja w ogóle nie korzystam z wielu rzeczy, np. od 5 lat nie jeździłem rowerem, a mam dwa w piwnicy. Ja ci mogę je sprzedać albo nawet dać w prezencie, ale nie wiem, na jakiej niby podstawie ty miałbyś sobie je przywłaszczyć tylko dlatego, że ja ich nie używam. Bezsensu.
kawador napisał:Jeśli wchodzisz do mieszania, w którym ktoś mieszka, bez jego zgody, nie musi mieć znaczenia to dla niego, czy mieszkanie jest jego własnością, czy nie, liczy się tylko, jak bardzo przywiązany jest do swojej prywatności.
No ale ja nie zamierzam ryzykować utraty zdrowia/życia/wolności tylko dlatego, żeby przetestować poziom przywiązania właściciela do domu, w którym akurat go nie ma. No chyba że ciebie takie akcje nakręcają - wbijasz na chatę do kogoś, kogo akurat nie ma i, nie wiem, przeżywasz wielokrotny orgazm w oczekiwaniu na przybycie właściciela
własność prywatna uprawnia Cię do użycie przemocy wobec tego, kto sięga po twoje.
Jeśli więc nawet ktoś byłby na swoim terytorium, które spełniałoby etologiczne kryterium bycia terytorium, to Ty mógłbyś go stamtąd przegonić.
nie, twój przykład z wchodzeniem mi do domu bez pozwolenia nie był trafny.
Chciałeś nim usprawiedliwić instytucje (własności prywatnej), ale ostatecznie jedyne co potrafisz, to usprawiedliwić ją powołując się na nią
kawador napisał:własność prywatna uprawnia Cię do użycie przemocy wobec tego, kto sięga po twoje.
I to jest dobre, zdrowe, słuszne, NATURALNE i instynktowne.
kawador napisał:Jeśli więc nawet ktoś byłby na swoim terytorium, które spełniałoby etologiczne kryterium bycia terytorium, to Ty mógłbyś go stamtąd przegonić.
Czemu miałbym go niby przegonić z jego terytorium, które jest jego własnością? Ja wiem, że zrobić można wszystko, ale czemu miałbym inicjować agresję przeciwko człowiekowi i jego własności?
kawador napisał:nie, twój przykład z wchodzeniem mi do domu bez pozwolenia nie był trafny.
Był trafny. Bo wg mnie ty w nim nie mieszkasz tylko "aktualnie przebywasz".
kawador napisał:Chciałeś nim usprawiedliwić instytucje (własności prywatnej), ale ostatecznie jedyne co potrafisz, to usprawiedliwić ją powołując się na nią
Ja nie usprawiedliwiam żadnej instytucji własności prywatnej. Po prostu stwierdzam oczywisty fakt, niezależny od czyjegokolwiek widzimisię oraz wszelkich postmodernistycznych dyskursów o dupie Maryni, fakt znany już reżyserowi Mad Maxa - że nawet gdyby nagle przestała istnieć państwowa policja i państwowe normy prawne dotyczące własności, sama własność ciągle by istniała i - co jest bardzo prawdopodobne - to właśnie o nią toczyłyby się krwawe bitwy.
kawador napisał:Np. mieszkańcy komuny "Paradise", na której stoi posąg Jasia Skoczowskiego, broniliby swojego terytorium tak samo jak właściciel ziemi, na której stoi fabryka.
I niewolnościowe, jeśli tworzy ostatecznie silna strukturę władzy.
To, że zyjesz w jakimś miejscu to fakt i możesz żyć na swoim terytorium naet, jeśli jest czyjąś własnością.
Od tego, czy przebywam, czy nie, jeśli się nie zgadzamy jest arbitraż, sąd, a nie dyskusja na poziomie teoretycznym.
Otóż wyobraź sobie, że przez większą część historii świata własność jeśli w ogóle funkcjonowała, nie funkcjonowała na zasadach, które Ty uważasz za słuszne.
właściciel, kimkolwiek by był może przegonić faceta, który jest silny i zdrowy, ale nie chce mu się pracować, ale może tez przegonić kogoś zdychającego z głodu. Oraz: w sensie, w którym napisałeś, zasady tej własności mogą być diametralne inne i ona pozostaje własnością.
A Ty na podstawie tego, że można bronic kontroli nad terytorium stwierdzasz, że to zestaw zasad, który Tobie się podoba jest jedyny i stwierdzasz, że syndykalista jasiu, który wyznaje inny zestaw, na tym samym terenie, myli się. Bo?
kawador napisał:I niewolnościowe, jeśli tworzy ostatecznie silna strukturę władzy.
Ostatecznie wszystko może tworzyć silną strukturę władzy. Wg mnie najsilniejszą strukturę władzy tworzy brak własności albo precyzyjniej: brak poszanowania dla własności zaszczepiany przez pokolenia.
kawador napisał:To, że zyjesz w jakimś miejscu to fakt i możesz żyć na swoim terytorium naet, jeśli jest czyjąś własnością.
Nie mogę żyć na terytorium, które nie jest moje, jeśli właściciel tego terytorium tak postanowi. Koniec końców i tak ktoś MUSI o tym decydować.
kawador napisał:Od tego, czy przebywam, czy nie, jeśli się nie zgadzamy jest arbitraż, sąd, a nie dyskusja na poziomie teoretycznym.
No jeszcze by tego brakowało, żeby sąd orzekał, czy mieszkam w swoim domu czy tylko w nim "aktualnie przebywam".
kawador napisał:Otóż wyobraź sobie, że przez większą część historii świata własność jeśli w ogóle funkcjonowała, nie funkcjonowała na zasadach, które Ty uważasz za słuszne.
Przez większość część historii świata własność funkcjonowała DOKŁADNIE na takich zasad, jak ja opisuje. Plemiona nobliwych dzikusów żyjących w harmonii z naturą często i gęsto wżynały się do nogi, walczyły o ziemię oraz inne dobra, dojście do wodopoju, ogień, kobiety.
kawador napisał:Jasiu, tym masz jakieś naiwne i przeromantycznione wyobrażenie "dawnych czasów" - gorzej niż niektóre konserwy, którym się marzy szlachetny król z mieczem. Wizja, którą ty tutaj mi przedkładasz i w którą wierzysz, nie jest oparta na żadnych realnych stosunkach z przeszłości, a jedynie stanowi kolaż twoich marzeń i snów.
kawador napisał:właściciel, kimkolwiek by był może przegonić faceta, który jest silny i zdrowy, ale nie chce mu się pracować, ale może tez przegonić kogoś zdychającego z głodu. Oraz: w sensie, w którym napisałeś, zasady tej własności mogą być diametralne inne i ona pozostaje własnością.
Dokładnie tak może być.
kawador napisał:A Ty na podstawie tego, że można bronic kontroli nad terytorium stwierdzasz, że to zestaw zasad, który Tobie się podoba jest jedyny i stwierdzasz, że syndykalista jasiu, który wyznaje inny zestaw, na tym samym terenie, myli się. Bo?
Bo to nie jest jego teren.
kawador napisał:Zmierzam do tego, że bez względu na czyjekolwiek chciejstwo danym terenem ZAWSZE ktoś zarządza. Jeśli nie jasiu albo kawador, to np. sąd arbitrażowy, wydający wyrok. Jeśli taki sąd wyda np. wyrok, że jasiu może przebywać na mojej ziemi wbrew mojej woli, to tak naprawdę właścicielem tego terenu jest sędzia do spółki z jasiem, którzy pewnie zawarli jakiś potajemny pakt celem przejęcia mojej ziemi albo dowolnej innej należącej do mnie własności.
ład przybliżony do propertariańskiego, usprawiedliwiany ideologią, która jest pokrewna propertarianizmowi (lockeanizm bez "proviso"), rodził mniejsze lub większe despotie, z którymi libertarianie tacy choćby jak Spooner próbowali walczyć.
i ten, kto ma decydować ma być wskazany przez standardy, które ja wyznaję"?
I dlaczego miałby to być jeden człowiek?
No tak, bo przecież istniejesz tylko Ty, tylko twoje interesy i dlatego tak bardzo jojczysz, że nikt ich nie szanuje, poza wąska grupką frustratów z forum libertariańskiego, którzy in rl nigdy nie będą robili z Tobą niczego ważnego poza dyskusją.
I funncjonowały w ramach propertariańśkiego schematu zasad?
Nie, ja mam świadomość, że to, co proponujesz nie jest odzwierciedleniem obyczajów wspólnot pierwotnych.
Czyli proponujesz system, który będzie niewydajny, chyba, że powoła się państwo, które będzie faworyzowało interesy jakiejś tam klasy ludzi.
Nie, jak sam zauważyłeś, to najwyżej nie jest jego teren według jakiś standardów, a według innych nie. Co oznacza konflikt
Nie, sąd arbitrażowy może wydać wyrok, zgodnie z którym będziecie musieli się w jakimś stopniu tolerować, czyli dalej ze sobą walczyć, ale nie bezkompromisowo
Sędzia może rozstrzygnąć sprawę tak, że żadną ze stron nie będzie dało się nazwać właścicielem.
kawador napisał:ład przybliżony do propertariańskiego, usprawiedliwiany ideologią, która jest pokrewna propertarianizmowi (lockeanizm bez "proviso"), rodził mniejsze lub większe despotie, z którymi libertarianie tacy choćby jak Spooner próbowali walczyć.
O, bardzo ciekawe. Podaj mi przykład ładu propertariańskiego w rozumieniu libertariańskim, czyli ładu, który nie był efektem grabieży i wywłaszczania. Bo przypominam, że propertarianizm zakłada, że właściciel wszedł w posiadanie ziemi zgodnie z poszanowaniem zasady nieagresji.
kawador napisał:i ten, kto ma decydować ma być wskazany przez standardy, które ja wyznaję"?
Tak. Bo ten, kto ma decydować, jest właścicielem ziemi - kupił ją albo zagospodarował jako niczyją.
kawador napisał:I dlaczego miałby to być jeden człowiek?
A gdzie ja powiedziałem, że jeden? Może być pińciu.
kawador napisał:No tak, bo przecież istniejesz tylko Ty, tylko twoje interesy i dlatego tak bardzo jojczysz, że nikt ich nie szanuje, poza wąska grupką frustratów z forum libertariańskiego, którzy in rl nigdy nie będą robili z Tobą niczego ważnego poza dyskusją.
Ta wypowiedź ewidentnie świadczy o tym, że masz już coraz mniej do powiedzenia..
kawador napisał:I funncjonowały w ramach propertariańśkiego schematu zasad?
Nie interesuje mnie, jak kto sobie zarządza swoją własności i wedle jakich standardów. I błagam, oszczędź mi opowieści o małpach człekokształtnych, pliz. Mamy XXI wiek, do jasnej choinki. Do jaskiń raczej nie wrócimy. Chyba
kawador napisał:Nie, ja mam świadomość, że to, co proponujesz nie jest odzwierciedleniem obyczajów wspólnot pierwotnych.
Nie jest też odzwierciedleniem prawodawstwa biblijnego z Księgi Kapłańskiej. jasiu, ty jesteś arcykonserwą do potęgi "n" silnia, gdzie "n" to liczba nieskończenie wielka. prof. Bartyzel marzy o monarchii absolutnej, a ty o cofnięciu się do wspólnot pierwotnych.
kawador napisał:Czyli proponujesz system, który będzie niewydajny, chyba, że powoła się państwo, które będzie faworyzowało interesy jakiejś tam klasy ludzi.
Państwo jest niepotrzebne. Własność to przecież państwo
kawador napisał:Nie, jak sam zauważyłeś, to najwyżej nie jest jego teren według jakiś standardów, a według innych nie. Co oznacza konflikt
Tylko pamiętaj, że to nie ja go wywołałem. Do wojny dążysz ty. Wchodząc na moją ziemię nieproszony i nie chcąc jej opuścić po prośbie dokonujesz agresji, ergo: wypowiadasz mi wojnę. Krótka piłka, jasiu.
kawador napisał:Nie, sąd arbitrażowy może wydać wyrok, zgodnie z którym będziecie musieli się w jakimś stopniu tolerować, czyli dalej ze sobą walczyć, ale nie bezkompromisowo
Pięknie. Przecież to nic innego jak przymus tolerancji.
kawador napisał:Sędzia może rozstrzygnąć sprawę tak, że żadną ze stron nie będzie dało się nazwać właścicielem.
Sąd ma rozstrzygnąć sprawę tak, że żadną ze stron nie będzie się dało nazwać właścicielem, pomimo że jedna ze stron ewidentnie tym właścicielem jest??!! Zajebisty ten sąd.
Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, pomiędzy zachodnią granicą stanu Missouri, a miastem Riley County (wtedy chyba go jeszcze nie było, na obszarze Kansas Teritory w drugiej połowie lat pięćdziesiątych XIX wieku?
Np coś jest jego, ale jest mu nadane i on nie może tego sprzedać.
Dlaczego w takim razie nie wszyscy zamieszani? Włącznie z osobami, którzy właścicielem nie są, ale zostali wpuszczeni na jego teren?
Musisz znaleźć ludzi, którzy zrozumieją co robisz i potem zaakceptują to.
co zrobisz, kiedy człowiek, który ma bronić twoją własność, powie, że bierze sobie wątroby ludzi, którzy połaszą się na twoje?
Jak nie, to co zrobiłbyś, gdyby to oznaczało, że nikt Cię nie będzie chronił?
A gdyby nie chodziło o usunięcie tak ważnego organu, ale np. prawa do dupczenia tych, których złapią?
twoje prawo własności nie zależy tylko od tego, że Ty chcesz, żeby było, to rzeczywiście nie będę miał więcej do powiedzenia Ci.
Możesz mi odpowiedzieć, ilu znasz ludzi, którzy zechcą mieszkać obok kogoś, kto montuje bomby w piwnicy?
Wszystko to można zaplanować w ramach praw własności pojmowanych tak, jak pojmują je propertarianie.
Teraz sobie odpowiedz na pytanie, ilu znajdziesz ludzi, którzy będą chcieli tak żyć?
Wolę trwać z kimś na warunkach, jakie sami sobie ułożymy, lub jakie same się ułożą.
a co, jeśli umowa, która ustanawia twoją własność, a nie tylko relacje między Tobą a osobą, która wchodzi na teren, który uważasz za swój, nagle wygasa?
No tak, ta samo jak zmuszenie kogoś do tego, żeby kogoś nie bił jest przymusem
A Tobie się wydaje, że sąd będzie sądził zgodnie z tym, jak Ty chcesz, żeby sądził?
Albo marzy Ci się świat prywatnych armii i księstw. no ale wtedy wychodzi na to, że propertarianizm w zasadzie nie wiele różni się od zwykłego etatyzmu.
chyba, że wierzysz w silne państwo, które Ci ją zapewni.
zdecydowanie tego nie chce, czego Ty chcesz.