Muza

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 006
Kocham Wishbone Ash, a dokładniej płyty: "Pilgrimage", "Argus" i "Theres The Rub" :)
Z reszty idzie zrobić miodną składankę.

Zespół spotkał smutny los. Z pozycji "rozdziału w historii rocka" zeszli - podobnie jak Blue Oyster Cult - do roli kapeli grającej na ulicznych festynach. Po części odpowiedzialne za to były ciągłe niesnaski personalne, więc mimo, iż wciąż nagrywają, nigdy już nie zejdą się w najlepszym składzie, by odgrzać stare kotlety.

Co jest wg mnie wkurzające w Wishbonach? Tendencja często spotykana, czyli próba balansowania w ramach jednego albumu pomiędzy nagraniami zupełnie miałkimi, a rockowym mistrzostwem najwyższej próby.

Co najbardziej rajcowało? Przepiękne, proste, balladowe utworu typu "Persephona" (kiedy słyszę ballada rockowa, widzę Wishbone Ash), czy choćby poniższy - z fenomenalną końcówką rozpisaną na takie gitarowe granie, że kopyto mięknie. Żadnego zbędnego dźwięku i klimat. Ciary łażą po kręgosłupie.



edit: Kurna! Wkleiłem linę bez słuchania, znam przeca kawałek na wylot. To nawet nie jest kwestia YT-owych standardów, ale takiej muzyki powinno się słuchać z klocków, a nie z PC-ta, a już na pewno nie z pierdolonych lapów (jak ja nienawidzę tego gówna!!). Czy ktoś słucha muzyki z laptopa?
Nie dość, że kompresja po zbóju, to faktem jest, że z płytki jaką posiadam niewiele wycisnąłem nawet kiedy słuchałem za pomocą Marantzów, a dźwięk podawały Tannoy Mercury M2.

"Argus" potrzebował PORZĄDNEGO remastera jak kania dżdżu!

Podobno takowy się ukazał, a z tego co wyczytałem, dźwięk jest tak potężny i pełny, że wyrywa z butów! No to muszę się zakrzątnąć, bo nie tylko z YT brzmi płasko, ale również z większość wydań kompaktowych, jakie się ukazały. Większość remasterów to ściema albo fatalna robota, wystarczy przywołać "Wind And Wuthering" i "A Trick Of The Tail" Genesis.

Lecz ukazały się też mózgojebowe odczystki i większość z tych, jakie znam, obrabiał utalentowanymi łapami Steven Wilson. To, czego dokonał z debiutem King Crimson, trzecią płytą Caravan, "Thick As A Brick" Jethro Tull, czy choćby z jubileuszowym "Aqualung", woła o muzycznego Nobla!

ps: Przy okazji gadek o ambiencie, pewien koleś świetnie napisał o tej muzyce, że jej siłą jest przestrzeń i dlatego potrzebuje mocarnego oddechu, który słuchacz odbierze jako muśnięcia i pomruki dające rezonans na klatce piersiowej. Doskonale łapię, o co mu chodziło, niemniej jednak miliony osób nigdy nie usłyszy swojej ulubionej muzy w pełnej krasie. Słuchać na byle czym, to tak, jakby obserwować piękną kobietę przez mgłę. Niby widzisz zarys i domyślasz się, że wszystko jest na miejscu, ale tak naprawdę to gówno widzisz :) To samo z filmami. Indiana Jones na 21-calowym monitorku i dźwięk dochodzący z komputerowych pierdziochów ... nosz kurwa :)
Nie mówię, że muzykę muszą reprodukować kloce za ciężkie tysiące, ale pewien standard powinien być.

Jednak swego czasu byłem na odsłuchu w krakowskim Zena Studio. Przyjechałem tam m.in. z płytą VDGG - "Still Life", którą goście z salonu włożyli do odtwarzacza za ok. 10 000 złotych, który podawał sygnał do lampiaka za nieco więcej kasy. Kolumnami były Audio Physic, bodajże Virgo. Wpięte były nie kablami, ale dosłownie lianami jak z dżungli o grubości kciuka.
Wtedy słuchałem muzyki stereo w takiej jakości pierwszy i ostatni raz w życiu. Miałem wrażenie, że przede mną stoi jak żywy Peter Hammill, a saksofon dosłownie wpijał się w mózg. Miazga!
 
Ostatnia edycja:

Xynoslav

Paleoagentarianin, Transferysta
229
408
@tomkiewicz Pierwsza płyta też zacna, choć bardziej bluesowa niż późniejsze.
Bardziej rozwleczone 2 ostatnie utwory są już po prostu przegenialne.


Dlaczego dałem niecały "Handy"? Bo jest dokładnie tak jak mówisz. Jeśli jesteś ciekawy co jest później, śmiało posłuchaj, ale nie słuchaj tego w całości, bo IMO jest niesmak. Nie wiem jak oni mogli w ogóle zrobić to co później dali. Nienawidzę tego outro (którego nie dałem), pewnie nie dlatego, że jest złe, ale cały utwór jest tak dobry, że po prostu ta końcówka pozostawia mi niesmak. (szkoda, że ktoś to podzielił na dwie części i do drugiej dał jeszcze solo na perkusji)

Co do nierówności w graniu... I tak nic nie pobije najbardziej irytującego albumu świata - Houses of The Holy - Led Zeppelin. Dlaczego? Bo mamy tam prawdopodobnie jedne z najlepszych utworów Led Zeppelin, takich jak The Song Remains the Same, The Rain Song, No Quarter, a mamy też tam takie kwiatki, których się słuchać nie da. Nienawidzę kiedy dobry zespół tak robi, bo to gorsze niż jakby cały album był średni. :/
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 006
Nienawidzę tego outro (którego nie dałem), pewnie nie dlatego, że jest złe, ale cały utwór jest tak dobry, że po prostu ta końcówka pozostawia mi niesmak. (szkoda, że ktoś to podzielił na dwie części i do drugiej dał jeszcze solo na perkusji)/
Tak samo uważam.
He he ... no debiut Ashów znam doskonale od A do Z, poznałem "jedynkę" jeszcze w czasach, kiedy istniały studia nagrań. Przychodziłeś, patrzyłeś na listę co mają i sru płytę na kasetę za niewielką opłatą. Na TDK C-9o miałem ją wraz z "Theres The Rub". W ogóle, to nieco przesadziłem powyżej, bo tak naprawdę, z każdej płyty Ashów dałoby się coś wyciepać - nawet z "Argusa".

Jak już ciągniemy temat, może coś z "Pilgrimage".
Tam kolesie, co było słychać, wciąż poszukiwali i w poniższych nagraniach zawędrowali gdzieś na pogranicze soft-jazzu, klasyki i canterbury scene music. W "Pilgrim", dosłuchałem się (intro) złożenia wpływów Popol Vuh i "Albatrosa" Fleetwood Mac :)



 

Xynoslav

Paleoagentarianin, Transferysta
229
408
@tomkiewicz Uwielbiam, szczególnie The Pilgrim. Cały drugi album jest niesamowity. Na wszystkich utworach słychać bardzo dużą różnorodność stylistyczną. Dużo akustycznego brzmienia, dużo kawałków instrumentalnych (+ takich z wokalizacjami jak dwa wyżej), dużo folk rockowego brzmienia. Lullaby to powinien być hymn wolnościowców, bo ja się tak czuję - wolny, jak tego słucham.


No i Jail Bait, mocno bluesowy, jeszcze blues rocka się nie wyzbyli z pierwszego albumu (na + oczywiście).
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
Co do nierówności w graniu... I tak nic nie pobije najbardziej irytującego albumu świata - Houses of The Holy - Led Zeppelin.

Racja, szczególnie "The Crunge" jest okropne, strasznie mnie denerwuje ten kawałek. Moje ulubione płyt LZ to "II" i "III" (akustyczna część wymiata :)), "IV" uważam za to za strasznie przereklamowany album.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 006
Zepów już od dawna nie słucham. Dożywotnio został tylko i wyłącznie ten potężny, wyjątkowo dramatyczny blues z perkusją mogącą wywołać zawalenie WTC ;) Arcydzieło bez zbędnych komentarzy.
Gdyby Rammstein mieli Bonhama za garami, zbudziliby Hitlera :)



edit: No szlag by to! Zapomniałem, że słucham muzyki Page'a do "Death Wish" II i III :) Znakomita!!!
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Lecz ukazały się też mózgojebowe odczystki i większość z tych, jakie znam, obrabiał utalentowanymi łapami Steven Wilson. To, czego dokonał z debiutem King Crimson, trzecią płytą Caravan, "Thick As A Brick" Jethro Tull, czy choćby z jubileuszowym "Aqualung", woła o muzycznego Nobla!
Akurat przy TaaB to miał mało roboty, w każdym razie ten remaster nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, w znaczeniu różnicy, a na pewno nie tak wielką jak było to z Aqualungiem. Tullowy Benefit też już chyba wyszedł spod jego ręki i tam, jak to przy tych najstarszych pozycjach, też może być sporo naprawione. Hehe, dopłaciłbym, gdyby zrobił mi miksa bez saksofonu w A Passion Play.
 

Nene

Koteu
1 094
1 690
Z widzianych na żywo największe wrażenie na mnie zrobił Feindflug i w sumie koncertówka z festiwalu, na którym byłam :3

 
Do góry Bottom