Muza

R

Ronbill

Guest


A teraz Gallagher


Rory to (chyba) mało znany i doceniany, zapomniany gitarzysta przynajmniej w Polsce, a grał naprawdę pięknie.Zresztą sam Slash, kiedy oglądałem z nim wywiady ochoczo i żywiołowo opowiadał właśnie o Rorym Gallagherze.Niewątpliwie geniuszem gitarowym był, niestety, zmarł w 95 na wskutek komplikacji przeszczepu wątroby.Ale jego geniusz i niewiarygodnie świetne występy na żywo nadal żyją, nie wspominając o wybitnej płycie live Irish Tour '74 która przez większość krytyków jest uznana za jedną z najlepszych płyt live w historii.



 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Rory to (chyba) mało znany i doceniany, zapomniany gitarzysta przynajmniej w Polsce
Przeciwnie. W Polsce jest bardziej nawet znany niż za granicą. Był to jeden z niewielu "zachodnich" artystów, którzy zagrali koncert w PRLu. Mój ojciec do dzisiaj przeżywa, że siedział w jednym z pierwszych rzędów trzymając na kolanach magnetofon szpulowy ustawiony na nagrywanie.
 
Ostatnia edycja:
K

Kurier

Guest
Kylesa powoli chyba wyrasta na mój ulubiony zespół. Znam niby już od dawna, ale katowałem głównie jedną płytkę (choć cała dyskografia na dysku leżała :p). Ostatnio sobie wróciłem do cięższych brzmień, puściłem wszystko co od nich mam, dorzuciłem najnowszy, przeoczony przeze mnie album i się zakochałem. Co prawda nadal tą najbardziej wałkowaną płytę - "Static Tensions" uważam za najlepszą, ale lwia część ich dorobku trzyma podobny poziom.

Grają sludge, błyskotliwie wymieszany ze stoner rockiem i psychodelą. Niemniej całość jest dosyć przystępna, co w tym gatunku (w sludge'u zwłaszcza) raczej rzadko się zdarza. Jeśli ktoś choć trochę lubi mocniejsze granie, raczej przytłoczony nie będzie. Chyba po prostu mają chwytliwe melodie, choć jednocześnie potrafią jechać agresywnie czy mrocznie. A przy tym wszystkim zachowują świeżość i różnorodność.

Dodatkowym smaczkiem jest tu i ówdzie kobita na wokalach (leada w zasadzie nie ma, roszady są), moim zdaniem świetnie potrafi klimat zrobić.

Trzy tracki z trzech różnych płyt na próbę;





 
K

Kurier

Guest
Nadal sobie wertuje ciężkie brzmienia, mam co nadrabiać.

Dopelord wziął mnie trochę z zaskoczenia. Dosyć szybko zaczął się wyróżniać pośród mej wypełnionej po brzegi playlisty. Wgłębiając się w temat z niekrytym zdziwieniem odkryłem, że to chłopaki z Polski. W końcu rodacy, którzy robią to na światowym poziomie. I to nie tylko moje zdanie, bo pochlebne opinie zbierają na całym świecie, choć to nadal underground (gdyby byli z US fejm byłby o wiele większy, bariera koncertowa robi swoje).

Jeśli chodzi o brzmienie to klasysznie doom/sludge/stoner, na myśl przychodzi Electric Wizard czy Sleep, no a Sabbath jest oczywistą oczywistością. Ale unikalny sound też im się udało stworzyć; sami jako największe inspiracje wymieniają "old movies, 70s music and magical herbs" :) Generalnie kompozycje są niebanalne, atmosferyczne, złowieszcze, wokal mocny, a riffy robią potężną robotę. Ale przede wszystkim niesamowicie to wszystko uzależnia, replay value jest ogromny - ja pomiędzy nowościami, innymi bandami, co chwilę jakoś wracam do Dopelorda i głośniki na full, głowa niemal sama lata :) Póki co chyba największe odkrycie.

Na razie wydali dwie płytki (istnieją od 2010), obie na podobnym, wysokim poziomie. Po jednym z obu;


 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Macie nową zagadkę muzyczną. Kojarzycie na pewno ten wesoły przebój lat 80-tych:



Kto jest odpowiedzialny za te kiczowate syntezatorowe dęciaki, od których zaczyna się utwór i które wchodzą w refrenie niczym fanfary? Tylko nie podglądać w necie, proszę! Podpowiedź - nie jest to trębacz, puzonista, saksofonista ani klawiszowiec.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Kurde, schodzę na psy, nie chce mi się szukać odpowiedzi na zagadkę Pampaliniego :(
Ale za to dostałem dziś mocno przez łeb nagraniem, jakiego nie miałem prawa się spodziewać. Myślałem, że tego nie napiszę, ale stało się. Perfect, który ostatni dobry kawałek nagrał w pierwszej połowie lat 80-tych, znów tego dokonał!
Od pewnego czasu nienawidzę szczerze i permanentnie Perfectu i wszystkich tych trupów powstających z martwych, ale, przynajmniej w tym utworze, dali takiego czadu, że większość młodych może gryźć łapy ze wstydu. Wigor, energia i ... perfekcja. Rock w czyste, rasowej postaci! EDIT: Jakby kto nie wiedział, jak się używa gitary rytmicznej, to ma tutaj encyklopedyczny wręcz przykład.



ps: Ta motzno tandetna okładka Lutczyna ma być ilustracją czego?
 
Do góry Bottom