Muza

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
W natłoku suchych jak stara mamuśka i czerstwych jak chleb za komuny, solowych płycizn firmowanych przez stado gitarowych onanistów, zdarzają się ludzie kumający, co to są emocje w muzyce. Pozostają przy tym wybornymi technikami.

Wychodzą na scenę Claypool i Buckethead, po czym rozpierdalają system. Staroszkolny czad podany w nowym opakowaniu. Ten fragment mnie rozwala:


edit: dołożę jeszcze znakomity jam:
 

adkorzen

Well-Known Member
190
354
Buckethead jest świetny.
W tym utworze zakochałem się od pierwszego dźwięku:


Dwa inne, które ostatnimi czasy katuję:



A ten mógłby nam akompaniować podczas odjebki wraz z potomstwem


Chociaż komuniści to nie ludzie, więc można by zmienić na "Too many communists" i będzie ok :)
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Trzeba przyznać, że Buckethead ma ... warunki: szpony jak ufok, sporą wyobraźnię muzyczną i niezbędną szczypta szaleństwa, co czyni z niego łakomy kąsek dla wielbicieli np. Pattona, Zappy, Primus czy Zorna.

Ale z drugiej strony, nagrał też dużo zwykłego gitarowo-onanistycznego badziewia, który mój kumpel nazwałby "muzyką dla gitarzystów, a nie dla ludzi". Na szczęście, w przeciwieństwie do post-Satrianistycznego gówna, bliżej mu do ciekawej awangardy, niż do gry "nauczycielskiej", a ja trzymam się właśnie takiego "popyrtolonego" muzycznego oblicza gościa, którego twarzy nigdy nie widziałem.

Na poczekaniu wymyśliłem sobie fikcyjny super-skład:

Buckethead - gitary solowe
Les Claypool - bas (wszelaki)
Bill Bruford - perkusja, instrumenty perkusyjne
Mike Patton - wokal
John Zorn - sax
Chick Corea - pianino Rhodesa
Tom Morello - gitara rytmiczna

Taką płytę kupiłbym w ciemno :)

BTW: Właśnie odświeżam Faith No More "Angel Dust" - ależ to jest w mordę dobra i nieśmiertelna płyta!
 

xzz34

New Member
14
0
Ja polecam płytę Chicka Corea, z 2001 "Past, Present & Futures".
Corea jest niezrównanym wirtuozem, ale na tej płycie jakby z odcieniem romantyzmu większego niż kiedykolwiek.
 

Inn Ventur

Well-Known Member
347
518
Z rzeczy ambitnych to ostatnimi czasy zasłuchuje się we francuskich klasykach, przede wszystkim Eriku Satie i Garbielu Faure. Szkoda, że są tak słabo znani wśród niedzielnych fanów muzyki klasycznej (usłyszałem o nich po raz pierwszy przed raptem paroma miesiącami). Bierze się to chyba z faktu, że na RMF Classic napierdalają w kółko Mozarta. ;) Zerowy płodozmian.
Naprawdę, dawno nie słuchałem nic tak, hmm, kojącego. :> Wieść gminna niesie, że Satie brzmi najlepiej z deszczem w tle (www.rainymood.com).
[video]
[video]
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Z rzeczy ambitnych to ostatnimi czasy zasłuchuje się we francuskich klasykach, przede wszystkim Eriku Satie i Garbielu Faure. Szkoda, że są tak słabo znani wśród niedzielnych fanów muzyki klasycznej

Satie mało znany? Nie żartuj. Toż to klasyczny pop. Inna sprawa, że to jest ważniejszy twórca niż można początkowo przypuszczać. Też uwielbiam. Natomiast Faure'a nie znałem.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Offspring na swoim drugim albumie też śpiewał panom policjantom z Los Angeles.

 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Po romansach z niemal rajtuzowym metalem, Pantera otworzyła wreszcie japę i wysunęła pazury, by zmienić całkowicie swoją muzykę i tak powstał "Vulgar Display of Power", który wypełniła muzyka znacznie, znacznie ostrzejsza. Jednak dopiero kolejny album "Far Beyond Driven", stał się nośnikiem łomotu wręcz niewiarygodnego.

Nie jestem jakimś szczególnym miłośnikiem tego rodzaju miazgi, ale raz na jakiś czas działa ona niezwykle leczniczo i odświeżająco, prawie jak poranek w Sorrento ;)

"I'm Broken" - uwielbiam! Brzmi jakby w zespole gościnnie wystąpiła ciężka artyleria.

 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=Q07zfbbTgzE#t=227

W Warszawie pojawiło się w tym momencie z jednej strony muru - "No Fucking Way", a z drugiej "Nie, niech spieprzają". :)

Tak sobie też pomyślałem - z jednej strony gardzę przeidelogizowaną muzyką. Z drugiej - to jednak wielka siła. Jakby rozkręcić taki wielki proakapowy spektakl, może parę osób by się do libertarianizmu przekonało. Na "The Wall" ideologia wciskała się natrętnie przez całe show, a jednak powstała z tego rewelacyjna sztuka.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom