Ostatnio zaciekawił mnie temat lektur szkolnych i ich wartości. Za młodu raczej mało czytałem i braki nadrabiałem już będąc po szkole z czystych nudów i ciekawości... Jak to z tymi lekturami jest? Bo niby są wytyczne zmieniające się i dane tytuły odchodzą do lamusa lub są uznane jako obowiązkowe... Ale znowu jak pytam po młodszych to każdy z nich omawiał inną książkę.
Wracając jednak do kwestii najważniejszej... Jakie są wasze doświadczenia z tymi lekturami? Jakie są lewackie, a które normalne? I dlaczego do kurwy nędzy męczą dzieci tym jebanym Mickiewiczem? Wyjebać go i Sienkiewicza na zbity pysk, a jeśli już omawiać tego drugiego to za młodu jako bajkę opowiadaną na dobranoc o Krzyżakach czy innym Potopie.
Wracając jednak do kwestii najważniejszej... Jakie są wasze doświadczenia z tymi lekturami? Jakie są lewackie, a które normalne? I dlaczego do kurwy nędzy męczą dzieci tym jebanym Mickiewiczem? Wyjebać go i Sienkiewicza na zbity pysk, a jeśli już omawiać tego drugiego to za młodu jako bajkę opowiadaną na dobranoc o Krzyżakach czy innym Potopie.