Kwestia Pilastra

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Zapodałem tu kiedyś kilka tekstów Pilastra, blogera, dawnego zwolennika Korwina i okazjonalnego publicysty "Najwyższego Czasu!", możliwe że niektórzy z was go znają. Ja natknąłem się na niego w Sieci jakieś 6 lat temu i pisał wtedy bardzo sensowne pro-kapitalistyczne teksty, ale ostatnio mam wrażenie że kompletnie mu odbiło, zresztą przeczytajcie sami:

Lecz nie może być wieczny Babilon

W piątek, 15 stycznia 2016 roku, agencja ratingowa S&P po raz pierwszy w historii obniżyła rating Polski. W ślad za tym, w sposób skokowy zdewaluowała się polska waluta. Frank szwajcarski, licząc od zwycięstwa pisowskiego mianowańca, niejakiego dudy, w wyborach prezydenckich, zdrożał już w sumie o 25 groszy. Tym samym zapowiadana przez PIS „dobra zmiana” stała się faktem, zanim jeszcze upłynął pierwszy kwartał pisowskiej okupacji.


Reakcja pisowskich polskojęzycznych merdiów, na które w międzyczasie, PIS zdążył także już przerobić dawne media publiczne, na ten gigantyczny sukces była znamienna i przewidywalna. Gwałtowne zubożenie Polaków, wzrost kosztów obsługi długu zagranicznego i odpływ inwestycji z Polski zostało w nich przedstawione jako …sukces właśnie. Wszak skoro obniżyli rating, to znaczy, że się …boją. Boją się tego, że PIS „kończy bezkarne rozkradanie Polski”, „wyzysk przez niepolskie banki i korporacje” i „wywóz zysków za granicę”. A skoro się boją, to kierunek polityki jest jak najbardziej słuszny i będzie nie tylko kontynuowany, ale i nasilony. Owi „oni”, którzy „się boją”, to oczywiście „bogaci i wpływowi”, „tłuste koty”, którzy okradają Naród i wywożą zyski (koniecznie „nieopodatkowane”) za granicę. Pewnym novum w stosunku do lat 2005-2007, jest to, że owi „złodzieje” to już nie esbecy, agenci, „osobnicy o pokroju oficerów WSI” i ogólnie „układ” ale „niepolskie koncerny”, „zagraniczne banki” i „niszczące polski rynek hipermarkety”. Różnica jest jednak kosmetyczna, bo w istocie chodzi tu nadal o wywołanie zawiści wobec wszystkich, którzy się w Polsce czegokolwiek bez zezwolenia PIS dorobili i którzy nie chcą się z PIS „podzielić”, które to szczucie PIS opanował do perfekcji. W jakiejkolwiek sprawie by się jakikolwiek reprezentant PIS nie wypowiadał, zawsze musi wspomnieć o „500 złotych na dziecko”, którą to kwotą PIS zamierza zwabiać i osiedlać w Polsce islamskich imigrantów i użyć ich, jak i rodzimych cygańskich gangsterów, jako swoistego tarana mającego zdruzgotać nieodpowiadające PISowi polskie struktury społeczne i o „opozycji na usługach niepolskich banksterów”, która usiłuje wkładać kij w szprychy i sypać piach w tryby, aby ten zbożny cel sabotować.

W rezultacie, upadek Polski pod pisowską okupacją i pogrążanie Polaków w nędzy następuje jeszcze szybciej niż się pilaster obawiał. Optymistów jednak, którzy twierdzą, że przecież bezprawne, siłowe, chamskie i bezczelne „odzyskiwanie” przez PIS wszelkich możliwych instytucji państwowych i prywatnych, zlikwidowanie trybunału konstytucyjnego, zniszczenie mozolnie przez wiele lat budowanej i może niedoskonałej, ale realnie istniejącej służby cywilnej i zastąpienie manipulowanych i obchodzonych, ale jakoś tam funkcjonujących procedur i konkursów, jedynym kryterium „patriotyczności”, a przede wszystkim spadek poziomu życia obywateli, musi zaowocować spadkiem notowań panującego reżimu, a w konsekwencji może nawet przedterminowymi wyborami, pragnie jednak niżej podpisany przekonać, że są w błędzie. Wszystko to, co w celu zdemolowania i zniszczenia Polski PIS uczynił, a także wiele rzeczy których, jak np. likwidacja samorządu terytorialnego, (jeszcze) nie uczynił, nie jest bowiem jakimś chwilowym szaleństwem, obłąkaniem, czy wypadkiem przy pracy, lecz elementami z żelazną konsekwencją wprowadzanego w życie planu. Planu restytucji w każdym, poza podległością Moskwie, wymiarze, PRL z czasów Gomułki i Gierka. Planu, który nigdy nie był tajny i ukryty, lecz przeciwnie, jawny i szczegółowo przez PIS przedstawiany i zapowiadany w wielu powszechnie dostępnych publikacjach. Liczenie na to, że wyborcy PIS „poczują się oszukani” jest zatem całkowicie bezpodstawne. Owi wyborcy właśnie tego chcieli i takiej a nie innej polityki od PIS oczekują.

Istotą tejże polityki jest bowiem odwołanie się do najniższego z najniższych uczuć – zawiści. A w społeczeństwie nadal w znacznej mierze postkomunistycznym, osób przekonanych, że jeżeli sąsiad jest zamożniejszy, to nie dlatego, że, jak to widzą np. w USA, jest bardziej zdolny, bardziej pracowity, czy bardziej oszczędny, ale dlatego, „że ukradł”, jest ciągle bardzo dużo. Takie indywidua tęsknią za utraconym rajem PRL, w którym nie było żadnych zagranicznych banków i hipermarketów (nie było też gimnazjów, czy „in vitro”, i dlatego te rzeczy PIS również zwalcza) i w ogóle żadnych „bogatych i biednych”, tylko sami biedni. Ten właśnie elektorat, który śmiało może zostać nazwany „najgorszym sortem”, zawsze do tej pory rozproszony po różnych partiach, został ostatecznie, po wyeliminowaniu ostatniego aspirującego do jego poparcia politycznego rywala – Palikota, zjednoczony w ramach PIS i dał mu władzę w październikowych wyborach

Dziwaczne to, niespodziewane i osiągnięte wbrew wszystkim dotychczasowym trendom, wyborcze zwycięstwo PIS, a nawet nie ono samo, ale osiągnięcie dzięki niemu samodzielnych rządów w Polsce , czego już chyba nikt, z niżej podpisanym włącznie, nie spodziewał, nie przestaje zadziwiać. Elektorat o którym tu mówimy, najgorszy sort sierot po PRL, naturalną koleją rzeczy słabł bowiem wraz z upływem czasu i przemianami które Polskę od prlowskiego modelu społecznego i ustrojowego oddalały. W latach 90 ub wieku był ów elektorat, dużo wtedy liczniejszy niż dzisiaj, dwukrotnie dał władzę SLD. SLD zrobiło mu jednak głupi kawał i polityki restytucji PRL, mimo, a może właśnie dlatego, że w dużej mierze wywodziło się z ostatniej rządzącej PRL ekipy, nie miało najmniejszego zamiaru prowadzić. PIS jest pod tym względem bardziej wobec swoich wyborców uczciwy, zatem nie utraci ich tak prędko, a na pewno nie utraci ich tylko z powodu katastrofy gospodarczej.

Wyborcy PIS bowiem doskonale wiedzą, że Polska pod rządami jej wybrańców może stać się europejskim pariasem, polskie obligacje papierami śmieciowymi, a złotówka wylądować w koszyku obok rosyjskiego rubla, i nie tylko się na to godzą, ale i na to właśnie liczą i pisowska „dobra zmiana” to dla nich właśnie oznacza. Oni sami członkowie najgorszego sortu, mogą być nawet na tym stratni, nawet pisowskie polskojęzyczne merdia z dumą przecież obwieszczają, że „Polacy (tj pisowcy – genetyczni patrioci) są gotowi na wyrzeczenia materialne” byleby tylko PIS rządził. Ważne jest jednak dla nich to, że ludzi bardziej zdolni, bardziej pracowici i bardziej oszczędni, stracą na „dobrej zmianie” znacznie więcej i dlatego właśnie ta zmiana jest dobra.

Elektorat PIS, najgorszy sort, można podzielić na trzy grupy. Do pierwszej należą ci jego reprezentanci, którym upadek Polski daje nadzieję na podniesienie statusu grupy społecznej, do której sami należą. Owo podniesienie statusu może być nawet względne, nie oczekują oni wcale, że będzie im obiektywnie lepiej niż teraz, ale że innym, w ich mniemaniu, konkurencyjnym, a więc „niepolskim” grupom będzie znacznie gorzej. Głównie chodzi tu o środowiska, których ów względny status w okresie PRL był znacząco większy niż dzisiaj, a do których można zaliczyć np. górników, chłopstwo (nie mylić z rolnikami), menelstwo wszelakiego rodzaju, a przede wszystkim rodziny dawnej nomenklatury PZPR, z których kierownictwo PIS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, wywodzi się praktycznie w całości. Zaznaczyć przy tym należy, ze niegdysiejsze, tak przez genetycznych patriotów opłakiwane „przywileje nomenklatury” dzisiaj rozśmieszyłyby nawet kasjerki z „Biedronki”. Jednak w tamtych czasach możliwość zakupu kiełbasy krakowskiej bez kartek i wielogodzinnego stania w kolejce, butów, które nie rozpadały się od razu w sklepie, albo spędzenia wakacji w należącym do PZPR domu wczasowym „Drużba” w Burgas w Bułgarii, dawały poczucie przynależności do elity i wyniesienia ponad tłoczący się w kolejkach po mięso, ser, papier toaletowy, chleb, masło, mąkę, a nawet gazety, motłoch. Utraty tego poczucia wyższości i wszechmocy, zdegradowania do roli zwykłych przeciętnych obywateli, żałują oni i ich ówczesne dzieci znacznie bardziej niż samej wartości materialnej owych przywilejów, jak wspomniano, bardzo marnej. Ten sentyment najlepiej wyraża publicystyka jednego z takich „nomenklaturowych dzieci” Rafała Ziemkiewicza, który przeprowadził nawet swego czasu pełen nostalgii za tymi pięknymi czasami wywiad z córką generała Jaruzelskiego, jak się okazuje starą kumpelą ze …szkoły dla dzieci komunistycznych dygnitarzy. Ponieważ z obfitości serca usta mówią, pisowcy z tej grupy przestają już się pilnować i o restytucji PRL mówią wprost używając właśnie tej nazwy.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Tą część pisowskiego najgorszego sortu nazwijmy zatem komunistami. Część druga to złodzieje. Nie kierują się lojalnością grupową i nie mają nastawienia kolektywnego. Liczą jednak na to, że na upadku Polski sami wyszarpią sobie z tego postawu sukna taki kawałek, żeby im na płaszcz starczyło. Że Polska i Polacy stracą, ale oni sami zarobią, że za zasługi patriotyczne PIS umorzy im kredyt w „niepolskim banku” (a od wrogiego genetycznemu patriotyzmowi sąsiada, przeciwnie bezwzględnie wyegzekwuje), albo przynajmniej pozwoli im na splądrowanie „niepolskich” hipermarketów lub bezkarne gwałcenie kobiet mających wszystkie zęby i umyte nogi. Obie.

Trzecia część elektoratu PIS nie liczy może na żadne korzyści grupowe, ani prywatne, ale upadek Polski, albo przynajmniej jej znaczne osłabienie, cieszy ich samo w sobie, bo do Polski, jej kultury, tradycji, historii, mieszkańców odczuwają żywiołową niechęć, by nie rzec nienawiść. Ci, jak ich nazwijmy, „agenci gestapo” mieszkają często poza Polską i z plucia na nią uczynili swój sposób na życie, a nawet zarabianie. Licznie można ich spotkać na przeróżnych forach internetowych, gdzie można zaobserwować, że ich nienawiści do Polski i miłości do PIS towarzyszy zwykle też strzelisty afekt pod adresem Rosji i Putina osobiście. Bo w końcu „dobra zmiana” oznaczająca ruinę Polski nie może nikogo poza granicami Polski ucieszyć bardziej niż właśnie głównego lokatora Kremla. Stąd może należałoby ich raczej nazwać „agentami KGB”, ale „Gestapo” brzmi zdecydowanie lepiej i jest w PIS memem bardziej popularnym.

Jasne jest więc, że najgorszy sort, ani komuniści, ani złodzieje, ani agenci gestapo, nie zaprzestaną popierać swoich wybrańców, tylko dlatego, ze wpędzili oni Polskę w największy od czasów Gierka kryzys. Ale może oprócz najgorszego sortu głosowali na PIS jacyś ludzie faktycznie przekonani, że PIS może „uprościć procedury”, „zmniejszyć biurokrację”, „wprowadzić przejrzyste kryteria”, jak to trąbiły przed wyborami polskojęzyczne pisowskie merdia? Czy terabajty pisowskiej propagandy oskarżającej detalicznie PO o wszystkie prawdziwe i wyimaginowane przewiny, o „rozrost korupcji” (faktycznie jest dużo niższa niż 2007 roku), o „gigantyczny dług” (faktycznie jest taki sam jak w roku 2007), czy „nieustanne podnoszenie podatków” (są niższe niż w roku 2007), i przeróżne, najczęściej wystrugane z banana „afery” faktycznie nikogo nie zwiodły? Nikogo?

Aby to rozstrzygnąć potrzebny był eksperyment, który pozwoli oszacować górną granicę ilości „oszukanych” wśród głosujących na PIS w 2015 roku. Załóżmy że odsetek takowych, faktycznie przekonanych, że na PIS warto zagłosować, bo będzie on rządzić przynajmniej nie gorzej niż PO, wynosi P. Zatem losując z populacji wyznawców PIS n osobników, powinniśmy otrzymać s= n*P takich właśnie „oszukanych”. Jednak należy wziąć pod uwagę, że przy losowaniu możemy mieć pecha i wylosować więcej komunistów, złodziei lub agentów gestapo, kosztem zaniżenia liczby faktycznie przez PIS oszukanych. Aby uwzględnić taką możliwość, musimy zatem wziąć pod uwagę także odchylenie standardowe. Ponieważ mamy do czynienia z rozkładem dwumianowym (albo wyborca oszukany, albo najgorszy sort), to jego odchylenie standardowe wynosi (n*P*(1-P))^0,5. Zakładając najbardziej niekorzystny wariant – pech, który maksymalnie zaniży ilość oszukanych w badanej próbce, możemy ułożyć równanie:


S = n*P-k*(n*P*(1-P))^0,5

Gdzie k, jest liczbą odchyleń standardowych o jaką nasz pomiar musi się odchylić od średniej, aby wyjaśnić niższą, niżby wynikało z samej tylko ilości takich oszukanych przez PIS wyborców, wartość S. Ponieważ S zawsze będzie liczbą całkowitą, musimy, zwłaszcza w przypadku małych S, wprowadzić odpowiednią poprawkę i zamiast S podstawić do wzoru S+0,5 Powyższe równanie po przekształceniu ze względu na naszą szukaną wartość P wygląda tak:

P^2*(n^2+k^2*n)-P*(2*n*(s+0,5)+k^2*n^2)+(s+0,5)^2=0

Jest to równanie kwadratowe, po którego rozwiązaniu, do czego autor zachęca, możemy zbudować funkcję opisującą zależność P(k). Pozostaje nam już więc tylko przeprowadzić odpowiedni eksperyment. Niżej podpisany dokonał tego na forum „wiara.pl” gdzie genetyczni patrioci udzielają się dość intensywnie. Aby zidentyfikować wśród nich „oszukanych”, zadano im pytanie, czy byliby skłonni zadeklarować, że PIS rządzi źle, albo przynajmniej nie lepiej niż PO, gdyby do takiej sytuacji doszło. Aby uniknąć jakichkolwiek możliwości dowolnej, subiektywnej interpretacji, co to są „złe rządy” w wydaniu PIS, zdefiniowano owe „złe rządy” jako obniżenie w czasie pisowskiej okupacji polskiego wskaźnika IEF (index of economic freedom) lub CPI (Corruption Perception Index). Ponieważ za rządów PO oba te wskaźniki szły szybko w górę (IEF najszybciej w Europie), zatem wymogi „dobrego rządzenia” stawiane przed PIS nie były zbyt wyśrubowane. Nawet gdyby PiS rządziło obiektywnie gorzej niż PO, nadal wg tej definicji rządziłoby „dobrze”, o ile tylko spowolniłoby tempo wzrostu wskaźników, lub nawet doprowadziło do ich stagnacji, ale nie do spadku.

Łącznie, zanim skrajnie propisowska moderacja tego forum położyła kres eksperymentowi, zadano to pytanie 10 miłośnikom PIS (n=10). Oczywiście grupa to raczej mała i niestety daleka od reprezentatywności, ale wynik jest symptomatyczny. Spośród n=10 zapytanych, pozytywnie na pytanie, odpowiedziało S= …0 osób (słownie zero). Żaden z genetycznych patriotów nie chciał złożyć opisanej wyżej deklaracji. I przecież, gdyby rozszerzyć eksperyment i przepytać większą próbkę, to czy ta liczba by się znacząco zmieniła?

Dokładnie wszyscy zapytani wyznawcy PIS mają więc absolutną pewność, że owe wskaźniki za PIS spadną, że PIS będzie rządziło źle, a w porównaniu z PO nawet bardzo źle. A mimo to, a właściwie właśnie dlatego, entuzjastycznie PIS popierają. Jasne jest, że wyborcy, którzy szczerze uwierzyli w dobrą (w sensie dosłownym) zmianę, stanowią wśród elektoratu PIS mało znaczącą grupkę. Jak małą? Na poniższym wykresie przedstawiamy możliwy odsetek takich wyborców i przeliczone z ilości odchyleń standardowych k prawdopodobieństwo, że ten odsetek wynosi właśnie tyle. Ze względu na małą liczebność próbki prawdopodobieństwo przeliczono rozkładem t-Studenta.



Zwrócić należy uwagę, że widoczne na osi odciętych odsetki nie są odsetkami wszystkich głosujących, ale jedynie tych głosujących na PIS. Czyli, jeżeli okaże się, że tych oszukanych jest np. 10% (prawdopodobieństwo 31%) i nawet jeżeli wszyscy oni się do PIS zniechęcą, to PIS straci co najwyżej pół miliona głosów i nadal będzie miał ich ponad 5 mln. Stąd nadzieje, wyrażane przez przedstawicieli polskiej opozycji, że na skutek katastrofalnej polityki, poparcie dla PIS zjedzie poniżej 20% są płonne. Wyznawcy PIS zostaną z nim na stałe.

Nie oznacza to jednak oczywiście, że żadnej nadziei nie ma. Mimo zgarnięcia całej puli sierot po PRL, PIS uzyskał samodzielną większość bynajmniej nie samodzielnie. W końcu jego wynik wyborczy (37,58%) był niższy od wyniku PO w roku 2011 (39,18%), wyniku PO w roku 2007 (41,51%), czy wyniku SLD w roku 2001 (41,04%), a żaden z tamtych wyników samodzielnej większości zwycięzcy nie dał. Pełnię władzy zawdzięczają genetyczni patrioci dwóm niezależnym od siebie czynnikom.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Pierwszy z nich to rozproszenie dawnych wyborców PO, o czym możemy przeczytać już w eseju „Wybory w czasie bifurkacji”. Większa część z tych straconych wyborców zagłosowała na NRP, ale spore grupy zmarnowały swój głos na partie RAZEM i zwłaszcza KORWIN, które do sejmu się nie dostały.

Drugi, to oczywiście zadziwiająco, jak na tak doświadczonego polityka, nieprzemyślana (a może właśnie przemyślana – czyżby sentyment starego komucha do czasów młodości wygrał z zimną kalkulacją?) decyzja Leszka Millera, aby w momencie, gdy praktycznie wszyscy wyborcy Palikota przepłynęli już do PIS, tworzyć z tym bankrutem koalicję i tym samym spaść poniżej progu wyborczego.


Był to więc w dużej mierze szczęśliwy dla PIS zbieg okoliczności, który raczej nie ma szans na powtórzenie. Sondaże już pokazują narastającą konsolidację opozycji, zgodnie z zasadą powrotu do PRL zwanej już przez prominentów PIS w randze ministrów „tak zwaną opozycją” i wobec tego, co napisano wyżej, siłą rzeczy niewielkie, ale jednak straty PIS i jej rezerw z KUKIZa.

Ze względu zaś na kompletną w dzisiejszym świecie, anachroniczną ofertę programową PIS, i nieuniknioną przy próbach realizacji choćby jej drobnej części, katastrofę gospodarczą, szanse PIS na poszerzenie bazy wyborczej są praktycznie zerowe. Skoro będąc w opozycji i nie ponosząc tym samym żadnej odpowiedzialności za państwo, nie dali rady zwieść więcej niż kilkaset tysięcy Polaków, to tym bardziej nie oszukają większej ilości teraz, kiedy władzę mają i odpowiedzialność za to spada wyłącznie na nich.

W tej sytuacji jedyną szansą PIS na utrzymanie władzy jest rozwiązanie narodu i wybranie sobie nowego. Wysiłki w tym kierunku są też podejmowane, temu służy przerobienie mediów tzw „publicznych” z upartyjnionych na czysto partyjne, oraz próby zdemolowania drażniącą PIS swoją mierzoną testami PISA rosnącą efektywnością, polskiej edukacji i wychowania nowego pokolenia pisowskich komsomolców, skoro widać, że dorosłych PIS nigdy nie przekona. To jednak po pierwsze wymaga czasu rzędu dekad, po drugie zaś wobec niemożliwości osiągnięcia podobnej szczelności informacyjnej i odcięcia Polaków od łączności zarówno ze sobą nawzajem jak i z zagranicą, jak to uczyniono w pierwszym PRL, nie może być skuteczne. Drugi PRL autorstwa PIS nigdy zatem nie osiągnie poziomu suwerenności jaką cieszy się Rosja Putina, a skoro nawet dużo bliższa strukturą społeczną Rosji niż Polsce Ukraina odrzuciła w końcu pisowski model rządzenia, tym szybciej stanie się to w Polsce.

I genetyczni patrioci są tego świadomi, o czym świadczy narastająca histeria ich propagandy, dziwna u ugrupowania, któremu właśnie jak samo twierdzi, naród powierzył pełnię władzy. W każdej bowiem normalnej partii sukces wyborczy powoduje wyciszenie agresywnej wyborczej retoryki, tymczasem mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym. Wyzwiska ze strony PIS pod adresem Polaków narastają na sile, a określenia typu „targowica” są już wręcz pospolite. Zdają sobie sprawę, że ich władza może być tylko przejściowa i tymczasowa i że legalnie jej nie utrzymają.

No właśnie. Legalnie… Nieprzypadkowo PIS rozpoczął swoje rządy od jawnego i brutalnego gwałtu na prawie i to w sprawie w sumie dla niego mało istotnej. Musiał jednak tego dokonać, aby wszyscy jego prominenci z tzw. „prezydentem” i „premierem” na czele stali się winni, ubabrani i w razie konieczności oddania władzy pociągnięci do odpowiedzialności. Teraz musza oni walczyć o utrzymanie władzy PIS wszelkimi sposobami. O dezercji, jak w każdej spojonej wspólną odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie mafii, nie ma mowy. Czy zatem udowadniając, że może złamać prawo w kwestii błahej zawaha się PIS przed łamaniem go w kwestiach dla siebie ważniejszych?

Cechą charakterystyczną dla PIS była zawsze występująca tam w najczystszej postaci tzw. „projekcja”. PIS notorycznie bowiem oskarżał Polaków o to, co sam właśnie robił lub zamierzał zrobić, np. o „upolitycznianie mediów publicznych”, o „obsadzanie stołków swojakami”, „inwigilowanie obywateli”, czy o „marginalizowanie opozycji”.

Gorzej, że, jak pamiętamy, PIS oskarżał również o „prześladowanie niezależnych mediów”, „seryjnego samobójcę”, „fałszowanie wyborów” a ostatnio nawet o „sprowadzanie zagranicznej interwencji”. Nieomylny znak to, że sam o podobnych rozwiązaniach na serio myśli.

Pokusa rozpoczęcia represji wobec opornych będzie w PIS narastać w miarę pogarszania się stanu polskiej gospodarki i wpychaniu coraz większych grup ludności w nędzę. Raczej nie widać w PIS woli stanowczego się tej pokusie oparcia. Sprowadzenie „zielonych ludzików” z Rosji pod postacią „powracających do Macierzy Rodaków ze wschodu” też jest wyobrażalne i jeżeli nie dojdzie do skutku to nie z braku chęci, ale z braku możliwości, bo upadająca jeszcze szybciej od okupowanej przez PIS Polski Rosja może już po prostu zwyczajnie nie mieć na to środków.

Tak czy inaczej, PIS w końcu władzę utraci, a Polska zostanie wyzwolona, ale ryzyko, że po drodze dojdzie do aktów przemocy jest duże. Z drugiej jednak strony sama statystyka gwarantuje, że wśród kilkuset pisowskich posłów, niezależnie od tego jak bardzo starannie przeprowadzono wśród nich odpowiednią selekcję, nie mogą być sami łajdacy, sprzedawczyki, szuje i kanalie. Nadzieja, że przynajmniej kilku z nich ruszy sumienie i w kluczowym momencie „spóźnią się” na głosowanie, zatrzaskując się w na wzór znanego precedensu w toalecie, albo „pomylą przyciski”, nie jest bezpodstawna, a Opatrzność już nieraz dowiodła, że czuwa nad Polską.

http://pilaster.blog.onet.pl/2016/01/21/lecz-nie-moze-byc-wieczny-babilon/

Rozumiem że można nie kochać PiS-u, atakować ich program i krytykować styl rządzenia, ale kurwa, jak można twierdzić że na partię Kaczyńskiego głosują eks-palikotowcy? Pisać że wszelki rozwój w latach 2007-2015 to wyłączna zasługa PO, dług publiczny jest "taki sam" jak w 2007 (dzięki przejęciu OFE, o czym autor już nie raczył wspomnieć),"bezprawne, siłowe, chamskie i bezczelne odzyskiwanie przez PIS wszelkich możliwych instytucji państwowych i prywatnych" jakoś istotnie różni się od wcześniejszych działań Platformy, a PiS specjalnie wprowadza program 500 złotych na dziecko, żeby zwabić tu muzułmanów :confused: itd. Co on do jasnej cholery pierdoli? Tak absurdalnego tekstu nie przeczytałem dotąd nawet w szmatławcach Szechtera i Lisa.
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Zapodałem tu kiedyś kilka tekstów Pilastra, blogera, dawnego zwolennika Korwina i okazjonalnego publicysty "Najwyższego Czasu!", możliwe że niektórzy z was go znają.
Pilaster zmienił się w zwolennika PO/Nowoczesnej i zagorzałego antyruska. Nie znam jego obecnych poglądów na temat średniowiecza, ale jeszcze rok temu miał koszerne. Ale pamiętam, że już wtedy zaczął peany prounijne i proukraińskie. Przy czym zaznaczam, że też mam więcej sympatii do Ukraińców z Zachodu niż do separatystów rosyjskich.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Pilaster zmienił się w zwolennika PO/Nowoczesnej i zagorzałego antyruska. Nie znam jego obecnych poglądów na temat średniowiecza, ale jeszcze rok temu miał koszerne. Ale pamiętam, że już wtedy zaczął peany prounijne i proukraińskie. Przy czym zaznaczam, że też mam więcej sympatii do Ukraińców z Zachodu niż do separatystów rosyjskich.

Niech sobie ma jakie chce, ale jego obecna publicystyka to najordynarniejsze kurwienie logiki. Patrząc po komentarzach, nie przyjmuje jakichkolwiek danych sprzecznych z jego wydumanymi teoryjkami. Nawet Wyborcza nie opublikowała by tak nadętej apologii rządów Tuska jak i nie zaatakowała Kczyńskiego tak kretyńskimi zarzutami jak Pilaster. On chyba naprawdę wierzy że to działania kolejnych rządów (a nie np. kondycja gospodarek Niemiec i USA) miały zasadniczy wpływ na gospodarkę Polski. Przecież byle student ekonomii by to wyśmiał.
 

Guy F.

Anarchokatol
26
65
Czytuję blog Pilastra i z nim problem jest taki, że gość zafiksował się na punkcie różnych wskaźników gospodarczych, zwłaszcza Index of Economy Freedom. Wskaźnik może być dobrym narzędziem przy porównywaniu różnych państw, ale Pilaster uczynił go swoim Najważniejszym Kryterium Wszystkiego. Skoro polski IEF po wejściu do Unii rośnie szybciej, to znaczy, że UE jest super, i Polska nie powinna wychodzić. Za rządów Platformy rosło najszybciej? PO to najlepszy rząd! Za PiS-u było słabo? Śmierć PiS-owi! Stąd wziął się jego platformerski fanatyzm. Skoro zaś uznał, że PiS jest do rzyci, to jasne jest, że będzie popierał partię, która ma największą szansę na pokonanie PiS w wyborach - kiedyś była to PO, a teraz Nowoczesna. A że rzeczony Pilaster lubi mieć poglądy skrajne, to w sumie jego fanatyzm da się dość łatwo wyjaśnić. Mimo to myślę, że dla libertarianizmu jest pożyteczny, głównie ze względu na to, że popiera prywatyzację lasów i mórz/oceanów na zasadzie: ze zwierzętami/roślinami/surowcami na mojej własności terenie mogę zrobić co chcę i potrafi to fajnie uargumentować.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Czytuję blog Pilastra i z nim problem jest taki, że gość zafiksował się na punkcie różnych wskaźników gospodarczych, zwłaszcza Index of Economy Freedom. Wskaźnik może być dobrym narzędziem przy porównywaniu różnych państw, ale Pilaster uczynił go swoim Najważniejszym Kryterium Wszystkiego. Skoro polski IEF po wejściu do Unii rośnie szybciej, to znaczy, że UE jest super, i Polska nie powinna wychodzić. Za rządów Platformy rosło najszybciej? PO to najlepszy rząd! Za PiS-u było słabo? Śmierć PiS-owi! Stąd wziął się jego platformerski fanatyzm. Skoro zaś uznał, że PiS jest do rzyci, to jasne jest, że będzie popierał partię, która ma największą szansę na pokonanie PiS w wyborach - kiedyś była to PO, a teraz Nowoczesna. A że rzeczony Pilaster lubi mieć poglądy skrajne, to w sumie jego fanatyzm da się dość łatwo wyjaśnić. Mimo to myślę, że dla libertarianizmu jest pożyteczny, głównie ze względu na to, że popiera prywatyzację lasów i mórz/oceanów na zasadzie: ze zwierzętami/roślinami/surowcami na mojej własności terenie mogę zrobić co chcę i potrafi to fajnie uargumentować.

Jednak zupełnie bezkrytycznie podchodzi do swoich danych i wyliczeń, a z argumentami które sugerują inny obraz nawet nie polemizuje, tylko wyśmiewa albo uznaje za sfałszowane. W rezultacie często się po prostu ośmiesza i wychodzi na durnia, np. sugerując że PiS wygrał wybory (wcześniej wielokrotnie odrzucał sugestię że tak może się stać), bo przejął elektorat Palikota itd. Do tego jest strasznym chamem i trollem. Dla mnie stracił wiarygodność.
 

Guy F.

Anarchokatol
26
65
W sumie racja. Tylko że z tym przejęciem elektoratu przez Palikota to może być częściowo prawda - w końcu Palikot głosił tyle różnych dziwnych poglądów, że mógł zachęcić do siebie wiele grup wyborców, w tym takich, którzy zagłosowali potem na PiS. No ale pewnie wcale nie było ich za wielu... Co do wiarygodności Pilastra - wystarczy nie czytać tego, co pisze na tematy stricte polityczne. A że niczego innego ostatnio nie pisze :(
Swoją drogą przypomniał mi się artykuł o ciekawym eksperymencie, który czytałem kiedyś w Świecie Nauki. Doświadczenie polegało na tym, że wzięli paru Amerykanów i zbadali ich umiejętności matematyczne. Następnie sprawdzili, kto z tych ludzi jest za Republikanami a kto za Demokratami i dali im do przeliczenia jakieś (chyba zmyślone) dane odnośnie broni palnej i przestępczości. Potem spytali, czy wyniki przemawiają za ostrzejszymi przepisami odnośnie broni palnej czy za bardziej wolnościowymi. Wynik całego badania był zadziwiający. Nie dość, że wiele osób odpowiadało inaczej, niż było w danych lub robiło błędy rachunkowe chyba tylko po to żeby mieć rację (czego można się było spodziewać) to jeszcze ta tendencja rosła razem z wynikiem testu matematycznego na początku badania. To oznacza, że osoby z dużą wiedzą matematyczną częściej idą w zaparte - a akurat znajomości matmy to nie można Pilastrowi odmówić.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Ohoho, Pilaster postanowił zaorać w swoim felietonie ideę akapu:

Tylko o psychohistorii (13) O państwie i mizerii akapu.

W poprzednich trzech rozdziałach za pomocą działu matematyki zwanego teorią gier, omówiliśmy strategię konfliktów zarówno na poziomie międzyosobniczym, indywidualnym, jak i zbiorowym, narodowym i państwowym. Jednak, chociaż rola konfliktów w dziejach ludzkiej cywilizacji jest nie do przecenienia, to jednak cywilizacja nie na konflikcie się wspiera, tylko przeciwnie, na współpracy. Podobnie jak w przypadku konfliktu, również współpraca jest opisywane przez teorię gier. I podobnie jak do konfliktu, do współpracy dochodzi wtedy, kiedy współpracującym osobnikom się to opłaca. To znaczy, kiedy dokładnie? Powiedzmy, że dwa współpracujące ze sobą podmioty mogą wspólnie uzyskać jakąś wartość o wartości b dla każdego z nich. Aby jednak ją uzyskać, muszą ponieść koszty o wysokości c każdy. Łączna ich wypłata wynosi zatem b-c. Dopóki b>c powinni więc współpracować dla obopólnej korzyści.

Jednak …nie zawsze. Pojawia się tu bowiem pokusa powiększenia swojej wypłaty kosztem wspólnika. Każdy z czytelników może zapewne z własnego doświadczenia przytoczyć wiele przykładów, jak to w jakiejś grupie, która zebrała się do osiągnięcia wspólnego celu, np. wspólnego odśnieżenia drogi dojazdowej do posesji, znajdzie się jeden lub kilku cwaniaków, którzy jedynie symulują współpracę, licząc na to, że pozostali uczestnicy przedsięwzięcia wykonają całą robotę za nich. Minimalizując swój wysiłek usiłują tym samym zmaksymalizować swoje zyski. W konsekwencji wynik współpracy nie jest tak dobry, jak mógłby być. Dla najprostszej, obejmującej tylko dwie osoby sytuacji współpracy, odpowiednia macierz gry wygląda następująco. W oznacza lojalnego współpracującego. Z natomiast cwaniaka – zdrajcę.

Współpraca W Zdrada Z

W b-c b/2-c

Z b/2 0

Proste obliczenia wykazują, że do współpracy dojdzie, kiedy b/c>2. Rozszerzając grę na większą liczbę n uczestników otrzymamy warunek b/c>n. Ten typ współpracy, w którym ewentualne oszustwo jednego ze wspólników zmniejsza wypłatę pozostałych, jest możliwy w warunkach, kiedy współpracująca grupa nie jest zbyt liczna, a korzyści ze współpracy w stosunku do kosztów wysokie. Jednak nie jest to jedyny możliwy podział kosztów i zysków. Często spotykaną sytuacją, jest bowiem tak zwany „dylemat więźnia”, w którym zdrada wspólnika pozwala mu zgarnąć cały zysk, partnerom pozostawiając wyłącznie koszty.

Współpraca W Zdrada Z

W b-c -c

Z b 0

Jedyną racjonalną strategią, czyli tzw. równowagą Nasha, w dylemacie więźnia, jest zdrada, ponieważ zdrajca, zawsze, niezależnie od decyzji pozostałych graczy, otrzymuje wyższą nagrodę niż współpracujący. Wszyscy uczestnicy gry zatem zdradzają, otrzymując w finale zero, mimo, że gdyby współpracowali do końca, wszyscy zarobiliby o wiele więcej.

Wynikałoby z tego, że współpracy na tych warunkach nie powinno się spotykać ani w przyrodzie, ani w społeczeństwie. Jednak realnie pojawia się ona wcale często. Na rafach koralowych spotyka się np. ryby czyściciele, oczyszczające inne, znacznie większe ryby, z pasożytów. Zarówno czyszczący, jak i oczyszczany działają w warunkach dylematu więźnia. Czyszczący mógłby na zakończenie zabiegów pielęgnacyjnych wyrwać czyszczonemu kawał żywego mięsa, a ten zrewanżować się mu zwyczajnie go zjadając. W obu przypadkach zwiększyliby oni swoją wypłatę kosztem wspólnika. Z jakiegoś jednak powodu do tego nie dochodzi.

Ten powód to tzw. iteracja. Ryby czyściciele znajdują się cały czas w tym samym miejscu rafy, zatem gdyby traktowały swoich „klientów” w sposób wyżej wspomniany, „klienci” owi przestaliby w to miejsce napływać. Z kolei gdyby „klienci” zjadali czyścicieli, nie miałby kto ich wyczyścić następnym razem. Gra w dylemat więźnia nie jest więc praktycznie nigdy grą pojedynczą, ale jest iterowana, czyli jest częścią dłuższej serii. Uczestnicy gry, wiedząc, że dotrzymanie umowy teraz, pozwoli na zwiększenie wypłaty w przyszłości, a zdrada spowoduje, że wspólnik w następnej grze zrewanżuje się tym samym, powstrzymują się od zdrady. Strategia w grze iterowanej zakładająca współpracę ze współpracującym i zerwanie tejże współpracy ze zdrajcą, nazywa się strategią „Wet Za Wet” (WZW)

Zakładając, że prawdopodobieństwo ponownego zagrania w tą samą grę, np. ponownego czyszczenia ryby z pasożytów wynosi q, to wypłata za strategię WZW rośnie z wartość b-c, do sumy szeregu

(b-c)+(b-c)*q+(b-c)*q^2+…(b-c)*q^n

Jest to szereg geometryczny, którego suma, przy n dążącym do nieskończoności, wynosi (b-c)/(1-q). Gra w iterowany dylemat więźnia wygląda zatem następująco:

WZW Zdrada Z

WZW (b-c)/(1-q) -c

Z b 0

Strategia WZW będzie ewolucyjnie stabilna, wtedy, kiedy (b-c)/(1-q)>b, czyli q>1/s, gdzie s = b/c, stosunek dochodów do kosztów współpracy, czyli jej rentowność.

Przechodząc od ryb rafowych do społeczeństw ludzkich, należy zauważyć, że w przeciwieństwie do jakichkolwiek innych zamieszkujących Ziemię organizmów, ludzie używają języka i komunikują się ze sobą dzięki temu w sposób znacznie bardziej od innych gatunków efektywny. W ich przypadku, prawdopodobieństwo q, które w przypadku ludzi nazwiemy współczynnikiem zaufania, nie sprowadza się tylko do ponownego bezpośredniego spotkania z danym osobnikiem, ale także do spotkania się ze swoją stworzoną przez opowieści dotychczasowych wspólników, reputacją. Dlatego, inaczej niż to było w pierwszej, mniej ryzykownej, formie współpracy, q będzie, co prawda, również maleć wraz ze wzrostem populacji, ale będzie maleć nieproporcjonalnie wolno. W małych, rzędu kilkuset osób, społeczeństwach, gdzie wszyscy się znają osobiście, współczynnik zaufania będzie zbliżony do jedności. Dlatego też członkowie takiej społeczności współpracują zwykle ze sobą bardzo chętnie i efektywnie, natomiast w stosunku do obcych przejawiają daleko posuniętą nieufność. Takie małe społeczności – plemiona, są zatem bardzo stabilne i efektywne w budowaniu gospodarki na swoją skalę. Przez 98% swojej historii, tak właśnie ludzkość funkcjonowała.

Jednak poziom cywilizacyjny, jaki mogą osiągnąć takie plemiona, jest ściśle ograniczony i odpowiada mniej więcej wczesnemu neolitowi. Aby zbudować coś bardziej złożonego, należałoby rozszerzyć liczbę współpracujących osobników ponad poziom plemienny. Jednak w momencie, kiedy liczebność współpracującej populacji przekracza tę plemienną granicę, współczynnik zaufania dramatycznie spada i tym samym spada też wydajność współpracy. Stworzenie bardziej złożonych organizacyjnie, technologicznie i gospodarczo społeczeństw w warunkach dylematu więźnia, nawet iterowanego, nie jest możliwe. Rozwiązaniem tego problemu może być tylko zmiana parametrów gry i tym samym, jej równowagi Nasha.

Teoretycy anarchokapitalizmu, zwanego też akapem, na przykład Hans Hermann Hoppe w swojej książce „Krótka historia człowieka”, dowodzą, że państwo, definiowane, jako zorganizowany terytorialnie monopol sądowniczy i przymus podatkowy, jest największym wrogiem cywilizacji i dobrobytu. Że władza prowadzi jedynie do zmniejszenia zamożności, wzrostu przestępczości i spętania sił wytwórczych ludzkiej cywilizacji. Że najbardziej wydajnym i sprawiedliwym ustrojem jest federacja wolnych właścicieli, zwana przez nich „wolnymi terytoriami”. Ich argumentacja ma jednak wiele luk. W przypadku Hoppego, trzeba przyznać, że docenia on, a nawet przecenia, rolę geografii, w szczególności warunków klimatyczno-glebowych w kształtowaniu ludzkich społeczeństw. Jednak już nad przyczynami zarówno rewolucji neolitycznej, jak i przemysłowej, nie zastanawia się zbytnio, zakładając, bez żadnych merytorycznych przesłanek, że po prostu ludzka inteligencja musiała osiągnąć odpowiedni poziom. Gorzej, że już nawet nie gołosłownie, ale zupełnie wbrew faktom, twierdzi Hoppe, że po powstaniu rządów demokratycznych, najgorszej według niego formy rządu, poziom wyzysku, a zwłaszcza przemocy, zarówno w stosunkach międzyludzkich, jak i międzypaństwowych osiągnął najwyższy, niespotykany wcześniej w dziejach, poziom, podczas gdy czytelnicy Pinkera, jak i niżej podpisanego wiedzą już, że w rzeczywistości było dokładnie na odwrót. Wszystkie te Hoppego błędy i przekłamania, chociaż same w sobie już unieważniające jego wywody, są jednak i tak w sumie mało istotne w porównaniu z jedną zasadniczą kwestią.

Nie potrafi bowiem, zarówno Hoppe, jak i żaden inny zwolennik akapu, wyjaśnić, dlaczego, skoro postulowane przez nich „wolne terytoria” mają być znacznie lepsze i skuteczniejsze niż państwa, na Ziemi istnieje wiele państw, a akapowych wolnych terytoriów nie ma wcale. Nawet tam, gdzie opresyjne państwo z jakichś powodów zniknęło, jak w Afganistanie, Somalii, czy Libii, żadne takie kwitnące federacje wolnych właścicieli nie powstały. Przeciwnie, kraje te stoczyły się społecznie, cywilizacyjnie i gospodarczo do poziomu prymitywnego neolitu, i permanentnych wojen międzyplemiennych, odtwarzając w każdym szczególe stan przedpaństwowy.

Widać więc, że przejście do wyższych, niż dolny neolit, form cywilizacyjnych jest ściśle skorelowane z powstaniem państw i wraz z zanikiem państwa zanikają też bardziej złożone formy społeczne. Państwa z ich pasożytniczym aparatem władzy mogą, co oczywiste, istnieć dopiero po przekroczeniu pewnego progu rozwoju cywilizacyjnego, ale i cywilizacja z jakiegoś powodu, co już bynajmniej oczywiste nie jest, nie może obyć się bez państwa.
 
Ostatnia edycja:
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Pierwszymi protopaństwami były zapewne zwykłe bandy rabunkowe, w polskiej tradycji zwane „drużynami”, czyli grupami „druhów”, grabiące rolników i ówczesnych działających na niewielką skalę kupców. Najbardziej wydajnej grabieży dokonywano przy tym na wczesnych „protojarmarkach”, miejscach gdzie kupcy i rolnicy spotykali się w celu dokonywania wymiany dóbr. Jednak raz, czy drugi ograbieni, w takich miejscach spotykać się przestali. Co sprytniejsi druhowie wykombinowali zatem, żeby zastąpić zwykłą jednorazową grabież, pobieranym regularnie rekietem, dającym mniejsze zyski, ale za to wpływające w sposób bardziej przewidywalny. Oczywiście dokonawszy takiej racjonalizacji grabieży, drużyna musiała teraz bronić swojego zlokalizowanego w ten sposób źródła dochodu, przed drużynami konkurencyjnymi. W końcu któryś z cwańszych hersztów drużyny, może z nudów gapiąc się na dokonujących na „jego” terenie transakcji kupców, zauważył, że niektórzy z nich oszukują swoich partnerów i że przez ten fakt on sam i jego druhowie są stratni i nie zarabiają tyle, ile by mogli. Zaczął zatem, ów pionier oszustów ścigać i karać. W ten sposób powstały podstawowe, także w sensie akapowym, funkcje państwa. Monopolizacja przemocy, pobieranie podatków i terytorialny monopol sądowniczy. Władza faktycznie wyszła, może nie wprost z lufy karabinu, ale już z ostrzy mieczy i grotów włóczni na pewno. A jak już wyszła, to zmieniła znacząco parametry gry.

Załóżmy, że państwo, działając, jako przymus podatkowy, od każdej transakcji pobiera podatek w wysokości p% zysku (b-c), natomiast oszustom, występując w roli monopolisty sądowego, wymierza karę w wysokości k% wartości oszustwa (b).

Należy w tym miejscu zaznaczyć, że zarówno wysokość podatków p, jak i kar k, jest tutaj wysokością efektywną, czyli realnie średnio egzekwowaną, a także subiektywną dla każdego uczestnika gry indywidualnie. Jeżeli np. grzywna za oszustwo wynosi w kodeksie 100 talarów, ale udaje się ją wyegzekwować tylko od 10% oszustów, to efektywna wysokość grzywny wyniesie 10 talarów, ale i te 10 talarów mają inną wartość dla bogacza, a inną dla biedaka, co musi uwzględniać tabela wypłat.

Uwzględniając ponadto rentowność transakcji w wysokości s = b/c mamy teraz:

Wet Za Wet WZW Zdrada Z

WZW (1-p)*(s-1)/(1-q) -1

Z s*(1-k) 0

Równowaga zachodzi przy współczynniku zaufania q = (1-p-s*(k-p))/((1-k)*s), czyli współpraca jest pod państwowym parasolem efektywniejsza, kiedy tylko k>p. Zwróćmy uwagę na fakt, że dla uzyskania tego efektu, nie jest potrzebna nawet jakakolwiek rekompensata dla oszukanego egzekwowana od oszusta. Wystarczy sam fakt, że poniesie on jakąkolwiek karę, o ile tylko jej wysokość będzie wyższa od wysokości średniego opodatkowania transakcji.

Wydawałoby się na pozór, że im wyższa wysokość takiej kary, najlepiej przekraczająca 100% zysku oszusta, tym lepiej. Jednak żaden wymiar sprawiedliwości nie działa idealnie, a w przypadku nieproporcjonalnie, w stosunku do przewinienia, wysokiej wartości k, fałszywe oskarżenie może wyrządzić stronom transakcji większe szkody niż oszustwo i równowaga przemieszcza się do prawej kolumny, do transakcji nie dochodzi, a gospodarka zamiera. Kraj, w którym kara za oszustwa podatkowe jest wyższa niż za morderstwo z premedytacją, nie ma przed sobą zbyt świetlanych perspektyw. Ustroje totalitarne, o zbyt wysokich karach i podatkach, jak komunizm, czy nazizm upadają i znikają w pomroce dziejów. Ignorując zatem te niestabilne totalitarne efemerydy, możemy wyodrębnić cztery bardziej długowieczne typy państw:

- feudalne, mające niskie p i niskie k (p i k efektywne. Kary kodeksowe mogą być nawet w naszym rozumieniu srogie, z wbijaniem na pal i łamaniem kołem włącznie, ale w społeczeństwie nisko ceniącym życie nie są, jako specjalnie surowe odbierane, a sprawność w ich sprawiedliwym egzekwowaniu jest bardzo niska). Innych, niż feudalne, państw nie było aż do rewolucji przemysłowej. Potem jednak pojawiły się państwa:

- konserwatywno – liberalne z niskim p i wysokim k

- socjalistyczne z wysokim p i niskim k

- opiekuńcze z wysokim p i wysokim k

Jak wygląda współczynnik zaufania dla poszczególnych ustrojów przedstawimy na wykresie:
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Za miarę efektywności danego ustroju można uznać pole, nazwijmy je polem zaufania, zawarte pomiędzy ilustrującą go krzywą a linią poziomą 100%. W polu zaufania zachodzi współpraca pomiędzy podmiotami gospodarczymi i tym samym następuje produkcja dobrobytu i zwiększenie poziomu cywilizacyjnego. Gołym okiem widać, że akap jest jednak od państwa mniej wydajny. Oczywiście nie od jakiegokolwiek państwa. Najgorzej pod tym względem wypada państwo socjalistyczne, drogie i niesprawne, o p>k. W dłuższej perspektywie czasowej kraje takie, o ile nie będą finansowane z zewnątrz, skazane są na rozpad i regres do stanu anarchicznego, co widzieliśmy w Libii a teraz obserwujemy w Wenezueli. Jednak już na drugim miejscu jest anarchokapitalizm, który przegrywa nawet z feudalizmem generującym już wyższy od akapowego poziom zamożności. Od feudalizmu z kolei lepszy jest sprawniej egzekwujący prawo, ale opłacający to wysokimi podatkami, system państwa opiekuńczego. Najlepszy zaś, najbardziej efektywny ustrój, to ten, który łączy niskie podatki z wysoką sprawnością – konserwatywny liberalizm. Warto zauważyć, że, znów wbrew akapowcom, sprawność państwa (k) jest nawet ważniejsza niż poziom opodatkowania (p) i warto, jeżeli pojawia się taka alternatywa, poświęcić p na rzecz k. W rzeczywistości bowiem, inaczej niż w naszym wyidealizowanym modelu, sprawność państwa (k) w jakiejś mierze zależy jednak od wysokości zbieranych podatków, ale jest to zależność bardzo silnie nieliniowa, zatem równowaga rzeczywista leży znacznie bliżej modelu liberalnego, niż opiekuńczego i do tego pierwszego właśnie należy dążyć.

Na poniższym wykresie autor spróbował odwzorować współczesne (w roku 2017) państwa według powyższego kryterium, czyli w zależności od wysokości opodatkowania, pod czym rozumie się tu wszelkie przymusowe obciążenie na rzecz państwa, oraz efektywnej wysokości kar nakładanych na oszustów. Wysokości opodatkowania jest średnią z „Tax burden”, „Goverment spending” i „Fiscal health” – składowych wskaźnika Index of Economic Freedom fundacji Heritage na 2017 rok, natomiast sprawność w egzekwowaniu kar to średnia z „Property Rights”, „Goverment Integrity”, oraz „Judical Efectiveness” tegoż wskaźnika.


Chociaż skala, którą tu przyjęto jest bardzo zgrubna i relatywna, zatem nie da się na wykresie narysować wyraźnych linii oddzielających poszczególne rodzaje państw, a jedynie oszacować, który z nich jest „bardziej” socjalistyczny, czy liberalny to jednak wynik dość dobrze odzwierciedla teorię. W prawym dolnym rogu mamy samotną Koreę płn – jako modelowy kraj socjalistyczny. Lewy góry róg, skrajny liberalizm, okupują Hong Kong i Singapur. Państwami najbardziej opiekuńczymi są Japonia, Francja i Finlandia, a skrajnie feudalnymi, czyli szczerze pisząc, dziadowskimi krajami okazują się Turkmenistan i Afganistan. Czerwona połamana linia przypominająca graficzny obraz ruchów Browna, to zmiana położenia na tym diagramie Polski w XXI wieku. Już samo obecne położenie naszego kraju, w gronie państw raczej liberalnych może niektórych szokować, ale dojście do obecnej pozycji też nie było zwyczajne, co obrazują drastyczne zwroty w latach 2002, 2005, 2007 i 2016. Wbrew temu co mogłoby się wydawać, polityka poszczególnych polskich rządów w tym czasie, nie tylko różniła się drastycznie między sobą, ale i zwykle różniła się od tego, co te rządy deklarowały. SLD (2001-2005) obiecywało państwo opiekuńcze a szło w kierunku socjalizmu, PIS z kolei (2005-2007, oraz od 2015) obiecywał socjalizm, a prowadził i prowadzi Polskę w stronę dziadostwa. Jedynie PO obiecując liberalizm, z grubsza tą obietnicę spełniło. W roku 2012 Polska znalazła się praktycznie w tym samym miejscu co w roku 2002, co wskazuje, że cała ta dekada, jeżeli chodzi o kwestie ustrojowe, została praktycznie zmarnowana. Pięć lat SLD i PIS nasz kraj rujnowało, a kolejne pięć zajęła PO odbudowa do stanu poprzedniego. Ponieważ, jak wskazuje strzałka pokazująca obecną, niebieską pozycję Polski w roku 2017, PIS kontynuuje swoją politykę z lat 2005-2007, niczego dobrego się w przyszłości spodziewać nie można.

Wykazaliśmy niniejszym, że akap nie jest w stanie budować złożoności i zamożności, nawet w porównaniu z ustrojami dziadowskimi i jedynie socjalizm pozostaje za nim. Czy zatem akap jest całkowicie nieperspektywiczny i musi wylądować na śmietniku historii? Tego jednak na pewno powiedzieć nie można. Wszak granice „wolnych terytoriów”, w których mogą one sprawnie funkcjonować, są określone przez wysokość wskaźnika zaufania q i zdolności ludzi do ogarnięcia informacji, na bazie których q jest ustalane. Wolne terytoria mogłyby osiągnąć teoretycznie znacznie większe, docelowo obejmując całą Ziemię, rozmiary, wtedy, kiedy q byłoby odpowiednio wysokie. Kiedy spotykając się z dowolnym, nawet uprzednio w ogóle sobie nie znanym, osobnikiem, będzie można bez trudu obiektywnie ustalić i łatwo zaktualizować jego reputację. Zbliżony do postulowanego system funkcjonuje już obecnie, w postaci np. gwiazdek na allegro, czy stron internetowych z opiniami o różnych firmach, ale jest on jeszcze bardzo niepełny, zawodny i podatny na fałszerstwa i manipulacje.

Może się to jednak zmienić w przyszłości i kiedy sztuczna inteligencja umożliwi nam bezzwłoczną, miarodajną i obiektywną ocenę, oraz możliwość bieżącej modyfikacji wiarygodności każdego człowieka na Ziemi, państwo, w sensie zorganizowanego aparatu przemocy, stanie się zbędne. Może się siłą inercji i przyzwyczajenia utrzymywać jeszcze jakiś czas, ale w końcu zniknie, a akap stanie się rzeczywistością.

http://pilaster.blog.onet.pl/2017/05/21/tylko-o-psychohistorii-13-o-panstwie-i-mizerii-akapu/

Odniesiecie się?
 
  • Like
Reactions: fds

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Nawet tam, gdzie opresyjne państwo z jakichś powodów zniknęło, jak w Afganistanie, Somalii, czy Libii, żadne takie kwitnące federacje wolnych właścicieli nie powstały. Przeciwnie, kraje te stoczyły się społecznie, cywilizacyjnie i gospodarczo do poziomu prymitywnego neolitu, i permanentnych wojen międzyplemiennych, odtwarzając w każdym szczególe stan przedpaństwowy.
--
Somalia nigdzie się nie stoczyła. Według poważnych źródeł poziom życia utrzymywał się na podobnym poziomie, a nawet rozwijała się szybciej. Po upadku centralnego rządu w Somalii, kraj rozpadł się na szereg regionów rządzących przez lokalnych watażków.

Przed inwazją europejczyków ok. 1900 r. Somalia nigdy nie miała rządu jaki znamy. Mimo że była otoczona różnymi imperiami.
Państwo upadło w wyniku zniszczenia własności prywatnej i niezależnych instytucji przez ówczesny reżim.
Potem gdy powstała administracja islamska zostało zbombardowane i rozbite przez etiopczyków za amerykańskie pieniądze.
W okresie bezrządu wzrost gospodarczy był wyższy niż u sąsiadów, a np. telefonia komórkowa działała prawie w całym kraju.
Od kilku lat istnieje już rząd i robi to co każdy rząd robi najlepiej - grabi i gnębi społeczeństwo.
https://fee.org/articles/somalia-failed-state-economic-success
 
  • Like
Reactions: fds

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ohoho, Pilaster postanowił zaorać w swoim felietonie ideę akapu:
A przeczytałeś ten tekst do końca? Tutaj nie ma żadnego orania idei, co najwyżej kilku tez Hoppego. Trudno nazwać zaoraniem idei opisanie warunków jej możliwości, zwłaszcza, gdy wrzuca się taki finał:

Wykazaliśmy niniejszym, że akap nie jest w stanie budować złożoności i zamożności, nawet w porównaniu z ustrojami dziadowskimi i jedynie socjalizm pozostaje za nim. Czy zatem akap jest całkowicie nieperspektywiczny i musi wylądować na śmietniku historii? Tego jednak na pewno powiedzieć nie można. Wszak granice „wolnych terytoriów”, w których mogą one sprawnie funkcjonować, są określone przez wysokość wskaźnika zaufania q i zdolności ludzi do ogarnięcia informacji, na bazie których q jest ustalane. Wolne terytoria mogłyby osiągnąć teoretycznie znacznie większe, docelowo obejmując całą Ziemię, rozmiary, wtedy, kiedy q byłoby odpowiednio wysokie. Kiedy spotykając się z dowolnym, nawet uprzednio w ogóle sobie nie znanym, osobnikiem, będzie można bez trudu obiektywnie ustalić i łatwo zaktualizować jego reputację. Zbliżony do postulowanego system funkcjonuje już obecnie, w postaci np. gwiazdek na allegro, czy stron internetowych z opiniami o różnych firmach, ale jest on jeszcze bardzo niepełny, zawodny i podatny na fałszerstwa i manipulacje.

Może się to jednak zmienić w przyszłości i kiedy sztuczna inteligencja umożliwi nam bezzwłoczną, miarodajną i obiektywną ocenę, oraz możliwość bieżącej modyfikacji wiarygodności każdego człowieka na Ziemi, państwo, w sensie zorganizowanego aparatu przemocy, stanie się zbędne. Może się siłą inercji i przyzwyczajenia utrzymywać jeszcze jakiś czas, ale w końcu zniknie, a akap stanie się rzeczywistością.
A to, czy opis warunków zaistnienia tej idei jest prawdziwy czy nie, to jest inna sprawa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Moim zdaniem, jak najbardziej warto. Ten tekst nie jest po prostu o tym, o czym pisze Król Julian. Autor zagadnienie stawia od ciekawej strony, kwestionuje pewne tezy Hoppego, zwraca uwagę na podstawowy jego zdaniem czynnik, który z konieczności determinuje trwałość anarchokapitalizmu, jakim jest zaufanie społeczne w populacji.

W żadnym razie nie zaprzecza możliwości realizacji naszych idei, po prostu nakreśla wymagania jakie ład powinien spełnić, żeby możliwe byłoby jego przyjęcie i utrzymanie się w praktyce. Więcej takich tekstów by się przydało.
 

stanwojtow

Well-Known Member
99
318
Chyba nie rozumiem tego artykułu. Skąd autor ma dane na temat rentowności i współczynnika zaufania w kontekście akapu?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Dla pilastra akapami są po prostu upadłe państwowości, tak przynajmniej zaznacza w komentarzu:

A akapy są w większej liczbie niż jeden, tylko ponieważ nie ma do nich miarodajnych danych, IEF ich nie uwzględnia. To np Somalia, Libia, Irak, czy Jemen.

po prostu realne akapy w niczym nie przypominają mitycznych wolnych terytoriów Hoppego, tak samo jak realne socjalizmy, robotniczo-chłopskich rajów.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Czekaj, to Somalia to akap? NAP i kapitalizm? Coś mi umknęło?

Bo realny socjalizm było socjalizmem, nie tylko z deklaracji, ale z zasad, więc można na jego podstawie coś tam o socjalizmie powiedzieć. Ale próba extrapolacji z failed state na akap to jakieś naciągactwo pod tezę.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ano, naciągactwo. Ale nic nie przeszkadza machnąć ręką i uznać nawet takie łady bezpaństwowe za jedne z iteracji akapu, po prostu w najgorszej z możliwych wersji. Still better than communism.

Ja za pełnoprawny akap bym uznał taki ład, do którego populacja jest przygotowywana poprzez jakieś instytucje oraz kulturę, no i zmierza do niego celowo, w miarę świadomie. Przypadkowo upadłemu państwu do czegoś takiego jest daleko, ale od biedy można to uznać za worst case scenario.

Tak czy owak, opisywany stan też trzeba umieć utrzymać, jeśli nie chce się powrotu do stanu sprzed anarchii i o tym jest ten tekst.
 

Max J.

Well-Known Member
416
448
Ano, naciągactwo. Ale nic nie przeszkadza machnąć ręką i uznać nawet takie łady bezpaństwowe za jedne z iteracji akapu, po prostu w najgorszej z możliwych wersji. Still better than communism.

Ja za pełnoprawny akap bym uznał taki ład, do którego populacja jest przygotowywana poprzez jakieś instytucje oraz kulturę, no i zmierza do niego celowo, w miarę świadomie. Przypadkowo upadłemu państwu do czegoś takiego jest daleko, ale od biedy można to uznać za worst case scenario.

Tak czy owak, opisywany stan też trzeba umieć utrzymać, jeśli nie chce się powrotu do stanu sprzed anarchii i o tym jest ten tekst.


Właśnie tak. Teksty interesujące. Nie ma sensu upierać się przy jakiejś formie zbliżonej do akapu jeśli oferuje jakościowo gorsze rozwiązania. Lepiej zastanowić się nad narzędziami i argumentami, które ten akap pomogą wprowadzić bez obniżania jakości i z możliwością dalszego rozwoju.
Internet jest takim narzędziem. W tekście jest zastrzeżenie, że akap jest ideą plemienną, czy raczej, że ogranicza się do małych skupisk populacji do pewnego stopnia odizolowanych od siebie. Internet właśnie zmienia dynamikę relacji przez co odniesienie jest do pewnego stopnia błędne. Przynajmniej w obecnych czasach na niektórych obszarach.
Cywilizacja rozwija się nierównomiernie, więc pewnie jedne obszary potencjalnie będą mogły stać się akapem, inne państwem minimum, inne komunami, bo życie na danym obszarze w pojedynkę będzie niemożliwe itp. Tyle czynników, że trudno to przewidywać.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom