Kopiowanie tekstów,zdjęć,treści listów elektonicznych.

Grzechotnik

Well-Known Member
988
2 224
Infoanarchiści uznają prawa własności wyłącznie do materii, stąd nie uznają piractwa za przestępstwo, podobnie jak kopiowanie/reprodukcję.

Oczywiście informacja na rynku może być coś warta - dokładnie tyle ile jest za nią w stanie ktoś zapłacić. Na przykład informacja o pobycie jakiegoś przestępcy (policje państwowe wyznaczają za to nagrody), czy o procesie produkcyjnym danego dobra, np. paróweczek. Podobnie wielu libertarian oddało by swe bogactwo, nerki, część wątroby, dziewictwo swych córek i żonę do haremu w zamian za skuteczną i szybką metodę (a więc w gruncie informację) wprowadzenia na terytorium RP systemu libertariańskiego (systemu praw prywatnych).
 

zoya

Member
47
29
Infoanarchiści uznają prawa własności wyłącznie do materii, stąd nie uznają piractwa za przestępstwo, podobnie jak kopiowanie/reprodukcję.

Oczywiście informacja na rynku może być coś warta - dokładnie tyle ile jest za nią w stanie ktoś zapłacić. Na przykład informacja o pobycie jakiegoś przestępcy (policje państwowe wyznaczają za to nagrody), czy o procesie produkcyjnym danego dobra, np. paróweczek. Podobnie wielu libertarian oddało by swe bogactwo, nerki, część wątroby, dziewictwo swych córek i żonę do haremu w zamian za skuteczną i szybką metodę (a więc w gruncie informację) wprowadzenia na terytorium RP systemu libertariańskiego (systemu praw prywatnych).

Co prawda, nie otrzymałam odpowiedzi na moje pytanie, ale Pana wypowiedź nasunęła mi kolejna refleksję

... ja, zdecydowanie, nie przyłączam się do tych marzeń o systemie libertariańskim :)
W świetle tego co piszecie o własności to sytuacja ma sie tak.... niby jest ona naturalnym prawem człowieka i wszystko co wynika z jego działalności (jego ciała) jest jego własnością, jednak to co stworzył jego umysł i zmysły już nie, bo z jakiegoś powodu jest to gorsze od materii.

Tyle, że gdyby nie rewolucyjne wynalazki lotnych umysłów Pan Grzechotnik i Pana koledzy nadal skrobaliby wiecznymi piórami po pergaminach, ewentualnie stukali w przyciski maszyn do pisania :)
Każda społeczność powinna doceniać jednostki wartościowe, bo to one budują jej silę i jakość. A tymczasem, z przykrością muszę stwierdzić, że w koncepcji libertariańskiej promuje się cwaniaków, spryciarzy i kombinatorów. Takie prawo spowodowałoby, że Ci o twórczych umysłach zdecydowanie szukaliby innej społeczności, aby realizować sie twórczo, bo nie sądzę, aby ktos, kogo prawo do własności tego co sam stworzył nie było chronione, chciałby zyc w takim ustroju. I o ile za malowidłami i rzeźbami może niewielu z libertarian by szczególnie tęskniło, to już jakieś ciekawe i przydatne know-how, to by się przydało.
I w takim wydaniu, to może nie byłaby prawo dżungli, ale wolna amerykanka to na pewno. :)

Myślę, że w przypadku nieuprawnionego korzystania przez kogokolwiek z mojej własności, w sytuacji gdy prawo nie byłoby mnie w stanie ochronić, tym samym pozbawiając mnie mojej własności, wdrożyłabym zasadę...
Wolność mojej pięści zaczyna sie dokładnie na nosie oszusta, który mnie okradł :)
 

zoya

Member
47
29
No więc zadaj to pytanie w tamtym wątku, cytując jakiś post wcześniejszy :)

Panie tolep, nie zamierzam moich własnych przemyśleń po przeczytaniu lektury spoza tego forum i pytań, które powstają, na siłę przyklejać do jakiegoś posta. Jeśli komukolwiek nie podoba sie zadane pytanie, uznając je za niegodne zainteresowania, to może je zwyczajnie olać, prawda? :)
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Nasunął mi się jeszcze jeden przykład ...
Mam na myśli różne technologie i nowatorskie rozwiązania techniczne... przecież to nie dotyczy jednej konkretnej rzeczy, jednego przedmiotu, ale całej serii obiektów powstałych na podstawie know-how.
Czy kradzież wynalazku też nie jest kradzieżą w rozumieniu libertarianizmu?
Czyli mogę sobie skopiować całą dokumentację, zapisać na nośniku i sprzedać ją zainteresowanym wdrożeniem technologii i to zupełnie bezkarnie?

Jeśli tak, to moim zdaniem zwyczajna dżungla!
Możesz, o ile masz do niej dostęp. Jeśli nie chcę, żeby jakaś informacja przedostała się w cudze ręce, zamykam ją u siebie w sejfie. Włamując się do mojego sejfu naruszysz moje prawo własności. Jeśli natomiast wyciągam swoją informację na światło dzienne, godzę się, że ktoś może z niej skorzystać.

Jeśli będziesz pracowała cały dzień nad swoją fryzurą, żeby zrobić furorę na imprezie, wtedy ktoś może Twój pomysł podejrzeć i na następną imprezę wszyscy uczeszą się tak samo. Czy dokonali kradzieży? Czy masz prawo pobić ich, zamknąć w klatce lub zastrzelić za to, że uczesali się tak samo jak Ty?

Tyle, że gdyby nie rewolucyjne wynalazki lotnych umysłów Pan Grzechotnik i Pana koledzy nadal skrobaliby wiecznymi piórami po pergaminach, ewentualnie stukali w przyciski maszyn do pisania :)
Ogromna część wynalazków i prawie cała muzyka klasyczna powstała w czasach poprzedzających "monopole intelektualne" ("monopole", bo nazwa "własność intelektualna" jest nietrafiona i, według Stephana Kinselli, została ukuta w celach marketingowych, żeby koncepcję praw autorskich i patentów łatwiej sprzedać). Nie mówię już nawet o tym, że spora część wybitnych utworów Chopina lub Johanna Straussa to zżynki z podsłuchanych tu czy tam melodii ludowych i ich przetworzenie.

Jest bardzo dużo metod na osiągnięcie zysku z twórczości w świecie pozbawionym monopolu intelektualnego. Implikacja brak patentów => brak wynalazków nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Dodatkowo - brak patentów i praw autorskich to mniejsze ograniczenia dla Twojej twórczości. Nie musisz się obawiać, że Apple opatentował prostokąt z zaokrąglonymi rogami itp. Nie musisz opłacać drogich prawników, którzy pozwolą Ci uniknąć pozwów o kradzież patentu, o którym nawet nie miałaś pojęcia.
 
Ostatnia edycja:

zoya

Member
47
29
Możesz, o ile masz do niej dostęp. Jeśli nie chcę, żeby jakaś informacja przedostała się w cudze ręce, zamykam ją u siebie w sejfie. Włamując się do mojego sejfu naruszysz moje prawo własności. Jeśli natomiast wyciągam swoją informację na światło dzienne, godzę się, że ktoś może z niej skorzystać.

Ogromna część wynalazków i prawie cała muzyka klasyczna powstała w czasach poprzedzających "monopole intelektualne" ("monopole", bo nazwa "własność intelektualna" jest nietrafiona i, według Stephana Kinselli, została ukuta w celach marketingowych, żeby koncepcję praw autorskich i patentów łatwiej sprzedać).

Przykład z fryzura bardzo spłyca moje pytanie. Bo chodziło mi bardziej o to nad czym pracujemy i dostajemy za to wynagrodzenie.
Osobiście, jako kobiecie, fakt, że ktoś skopiował moja fryzurę będzie akurat pochlebiało :)

OK. Plany technologii czy schemat wynalazku da sie zamknąć w sejfie i nikomu nie pokazywać, chroniąc go. Ale cała sztuka...wiersze, piosenki nie powstają po to, aby je trzymać w sejfie.
Jeśli ktoś usłyszy piosenkę ma prawo ja skopiować i traktować jak własna?

Dlaczego dla libertarian praca twórcza ma mniejsza wartość niż materia? jakkolwiek by ja nazwać czy własnością intelektualna czy na przykład własnością twórcy.
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Przykład z fryzura bardzo spłyca moje pytanie. Bo chodziło mi bardziej o to nad czym pracujemy i dostajemy za to wynagrodzenie.
Jeśli dostajesz wynagrodzenie, to na czym polega problem? W jaki sposób "wynagrodzenie" miałoby coś zmieniać? Jak zdefiniujesz wynagrodzenie w ogóle? Kto Ci za co płaci?

Osobiście, jako kobiecie, fakt, że ktoś skopiował moja fryzurę będzie akurat pochlebiało :)
No właśnie. Artystom i naukowcom też powinno pochlebiać.

OK. Plany technologii czy schemat wynalazku da sie zamknąć w sejfie i nikomu nie pokazywać, chroniąc go. Ale cała sztuka...wiersze, piosenki nie powstają po to, aby je trzymać w sejfie.
Jeśli ktoś usłyszy piosenkę ma prawo ja skopiować i traktować jak własna?
Ma prawo, tak samo jak ma prawo traktować Twoją fryzurę jak swoją własną.

Dlaczego dla libertarian praca twórcza ma mniejsza wartość niż materia? jakkolwiek by ja nazwać czy własnością intelektualna czy na przykład własnością twórcy.
Tak gwoli ścisłości - libertarianie nie uznają, że praca ma jakąkolwiek wartość, bo nie są zwolennikami laborystycznej teorii wartości. Praca jest kosztem, a nie wartością. Libertarianie uznają jednak, że praca, "związanie czegoś z pracą", jest sposobem na pozyskanie danej rzeczy. Tyle że w przypadku własności intelektualnej nie mamy do czynienia z własnością żadnej "rzeczy", a jedynie z pozyskaniem monopolu na czerpanie korzyści majątkowych ze zmonopolizowania danej sfery ludzkiej działalności (sama zresztą wpadłaś w tę pułapkę mówiąc o wynagrodzeniu).

Jest to więc dokładnie to samo, co roszczenie sobie prawa do zamknięcia straganu z marchewkami, który ustawił się obok mojego straganu z marchewkami. Ja wykonałem pracę, zrobiłem rozeznanie, że ludzie potrzebują marchewek akurat tutaj, rozstawiłem się, zainwestowałem, a ktoś obok bezczelnie korzysta z mojego know how i kradnie moją własność intelektualną, rozstawiając się ze swoim straganem. Zasadą konkurencji i wolnego rynku jest właśnie imitacja dobrych rozwiązań. "Własność intelektualna" to ustalenie antyrynkowego monopolu na bardzo konkretne, arbitralnie wyznaczone sfery ludzkiej działalności (badanie popytu na marchewki - nie, badanie sposobów na walkę z rakiem - tak, fryzury - nie, muzyka - tak, itp itd).
 

workingclass

Well-Known Member
2 135
4 154
Ciekawe ile artystów itp. będzie broniło swoich tworów i praw autorskich do nich a jesli ktos wymyśli, opracuje uniwersalna metodę leczenia raka, ktora bedzie sprzedawał za duże pieniądze, podniesie krzyk i lament, że pozbycie sie raka prawem nie towarem.
 

zoya

Member
47
29
To nie do końca tak jest.
Tekst literacki czy jakiś przejaw działalności twórczej wymaga cech i umiejętności, których nie posiada każdy. Fakt, że poeta napisał wiersz, wkładając w to pracę i czas, to tak naprawdę przejaw jego wrażliwości. Moim zadaniem, nie można postawienia straganu z marchewkami porównywać do namalowania obrazu, czy badań nad związkiem chemicznym, który jest skuteczny w walce z choroba czy fryzurę.
To znaczy oczywiście możemy zestawiać je ze sobą, ale ich wartość jest diametralnie różna.
Zgodzę sie oczywiście, że każda rzecz czy nawet praca jest warta tyle ile ktoś za to zapłaci. Jednak nie każda rzecz czy przejaw twórczości jest na sprzedaż za taką cene jaka ktos chce zapłacic. I tu potrzebne jest ochrona prawna.

np. ja dam Ci posłuchać mojej piosenki i jeśli chce ją kupić to ona kosztuje 100 zł. Ale jeśli adresat oferty nie chce zapłacić tej ceny, ja jako twórca mam prawo mu jej nie sprzedać. A zgodnie z zasadami libertarianizmu, on ma prawo odsłuchana piosenkę sobie zwyczajnie przywłaszczyć i sprzedać choćby za 10 zł, bo przecież dla niego to i tak zarobek.
Czy to nie jest kradzież?
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
To nie do końca tak jest.
Tekst literacki czy jakiś przejaw działalności twórczej wymaga cech i umiejętności, których nie posiada każdy. Fakt, że poeta napisał wiersz, wkładając w to pracę i czas, to tak naprawdę przejaw jego wrażliwości. Moim zadaniem, nie można postawienia straganu z marchewkami porównywać do namalowania obrazu, czy badań nad związkiem chemicznym, który jest skuteczny w walce z choroba czy fryzurę.
To znaczy oczywiście możemy zestawiać je ze sobą, ale ich wartość jest diametralnie różna.
Wartość jest subiektywna. Dlaczego sprzedawanie marchewek miałoby być obiektywnie mniej wartościowe od pisania wierszy? Czy świetnie napisany program komputerowy, którego napisanie wymagało wielkich umiejętności, ale który się nikomu do niczego nie przydaje, jest bardziej bardziej wartościowy od prostego programu, którego chcą używać wszyscy, ale który został napisany przez gimnazjalistę w pięć minut?

I dlaczego "wartościowość" miałaby być kryterium tego, czy można coś uznać za własność, czy nie? Jeśli, według Ciebie, mogę być właścicielem tworu umysłu wymagającego ogromnych umiejętności, dlaczego nie mogę być właścicielem jakiegoś prostego i podłego wytworu swojego umysłu? Na czym polega różnica? Czy w przypadku materii też mogę być właścicielem tylko przedmiotów, których wyprodukowanie wymagało dużych umiejętności?

Zgodzę sie oczywiście, że każda rzecz czy nawet praca jest warta tyle ile ktoś za to zapłaci. Jednak nie każda rzecz czy przejaw twórczości jest na sprzedaż za taką cene jaka ktos chce zapłacic. I tu potrzebne jest ochrona prawna.

np. ja dam Ci posłuchać mojej piosenki i jeśli chce ją kupić to ona kosztuje 100 zł. Ale jeśli adresat oferty nie chce zapłacić tej ceny, ja jako twórca mam prawo mu jej nie sprzedać. A zgodnie z zasadami libertarianizmu, on ma prawo odsłuchana piosenkę sobie zwyczajnie przywłaszczyć i sprzedać choćby za 10 zł, bo przecież dla niego to i tak zarobek.
Czy to nie jest kradzież?
Nie jest, ponieważ nie doszło do przywłaszczenia sobie cudzej własności. Nie masz prawa rościć sobie zysków pochodzących z takiego czy innego konfigurowania materii, która nie należy do Ciebie. Ustawienie bitów na cudzym komputerze nie jest Twoją własnością, niezależnie od tego, czy sposób ich ustawienia został skopiowany ode Ciebie, czy nie. Ciągnąc porównanie fryzjerskie - to, że inna kobieta skopiuje Twoją fryzurę i poderwie faceta, na którego miałaś chrapkę, nie sprawia, że możesz ją pobić, bo ukradła Ci Twój "zysk", na który zapracowałaś mozolnie układając włosy.
 
Ostatnia edycja:

workingclass

Well-Known Member
2 135
4 154
Ja uważam że sprzedawanie marchewek wymaga cech i umiejętności, których nie posiada każdy.
Czy próbowałaś kiedys sprzedawać marchewkę lub cokolwiek innego na straganie?
 

zoya

Member
47
29
Ja nie wartościuję wytworów, robi to rynek na który sa wystawiane. Są obrazy, których nikt za darmo nie weźmie, a są takie za które płaci sie miliony. I tak jest z każdą rzeczą. Z fryzurami i ciuszkami również... i z rzeczona marchewką też :)
Uważam, że lek na raka tez jest przedmiotem własności, bez względu na doniosłość sprawy jakiej służy.

Jeżeli napisałam książkę i ktoś ją wyda pod swoim nazwiskiem, bo kupił w księgarni egzemplarz i przepisał a następnie znalazł na to kupca ( nie ważne za jaka cenę ) to to będzie kradzież. Książki tez ich autorzy powinni trzymać w sejfie?
 

Grzechotnik

Well-Known Member
988
2 224
Uważam, że lek na raka tez jest przedmiotem własności, bez względu na doniosłość sprawy jakiej służy.
Lek, rzecz jasna jest, ale jego skład chemiczny, forma geometryczna i kolor już nie.

Jeżeli napisałam książkę i ktoś ją wyda pod swoim nazwiskiem, bo kupił w księgarni egzemplarz i przepisał a następnie znalazł na to kupca ( nie ważne za jaka cenę ) to to będzie kradzież.
Nie będzie to kradzież, tylko plagiat, co zawsze jest niemile widziane.
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Ja nie wartościuję wytworów, robi to rynek na który sa wystawiane. Są obrazy, których nikt za darmo nie weźmie, a są takie za które płaci sie miliony. I tak jest z każdą rzeczą. Z fryzurami i ciuszkami również... i z rzeczona marchewką też :)
Nie zrozumiałaś przykładu z marchewką. Nie chodzi o roszczenie sobie własności do marchewki, ale do zysków pochodzących z pracy intelektualnej polegającej na rozeznaniu się w popycie na marchewki.

Jeśli nie wartościujemy, to czy mogę przywłaszczyć sobie jakieś codzienne myśli, np. "jestem głodny" i Ty nie będziesz mogła ich pomyśleć? Czy będziesz je mogła pomyśleć, ale nie będziesz mogła wypowiedzieć? A może nie będziesz mogła zarabiać w oparciu o te myśli?

Książki tez ich autorzy powinni trzymać w sejfie?
Jeśli chcą, żeby nikt się o nich nie dowiedział, to owszem. Natomiast, jeśli pytasz - bo, domyślam się, że o to Ci chodzi - w jaki sposób autorzy mogą na swojej twórczości zarabiać, to odpowiedzi jest kilka (z czego mnóstwo, których jeszcze nie znamy, ponieważ nie żyjemy jeszcze w pełnej infoanarchii). Przykład pierwszy z brzegu - crowdfunding. Zbierasz kasę na wydanie książki zanim ją napiszesz, a książka potem ląduje w "domenie publicznej". Wszyscy mogą czytać, ale żeby w ogóle ktokolwiek mógł przeczytać, najpierw jakaś grupka mecenasów musi zechcieć ją opłacić.
 

zoya

Member
47
29
Skład chemiczny leku jest własnością, chociaż to zupełnie niematerialna rzecz, bo ktoś poświęcił często długie lata, aby opracować odpowiednia recepturę. Sama piguła to rzecz materialna i za kradzież tych można ścigać drania! A za odwzorowanie składu i wyprodukowanie identycznego leku już nie?
a książka, pisana czasem równie długo juz nie.

a z odpowiedzi Pana Ppampaliniego to w ogóle wynika, że jeszcze nie do końca wiecie jak to będzie, ale jakoś będzie. :)

Ale w gruncie rzeczy to pocieszające, bo libertariańska idea okazuje sie być równie fantastyczna i utopijna jak moja Goreańska :)
 
T

Tralalala

Guest
Jeśli chcą, żeby nikt się o nich nie dowiedział, to owszem. Natomiast, jeśli pytasz - bo, domyślam się, że o to Ci chodzi - w jaki sposób autorzy mogą na swojej twórczości zarabiać, to odpowiedzi jest kilka (z czego mnóstwo, których jeszcze nie znamy, ponieważ nie żyjemy jeszcze w pełnej infoanarchii). Przykład pierwszy z brzegu - crowdfunding. Zbierasz kasę na wydanie książki zanim ją napiszesz, a książka potem ląduje w "domenie publicznej". Wszyscy mogą czytać, ale żeby w ogóle ktokolwiek mógł przeczytać, najpierw jakaś grupka mecenasów musi zechcieć ją opłacić.
Innym przykładem są spotkania autorskie, wykłady z pisarstwa, zaproszenia na różne imprezy ( opłacane ).

Skład chemiczny leku jest własnością, chociaż to zupełnie niematerialna rzecz, bo ktoś poświęcił często długie lata, aby opracować odpowiednia recepturę. Sama piguła to rzecz materialna i za kradzież tych można ścigać drania! A za odwzorowanie składu i wyprodukowanie identycznego leku już nie?
a książka, pisana czasem równie długo juz nie.

a z odpowiedzi Pana Ppampaliniego to w ogóle wynika, że jeszcze nie do końca wiecie jak to będzie, ale jakoś będzie. :)

Ale w gruncie rzeczy to pocieszające, bo libertariańska idea okazuje sie być równie fantastyczna i utopijna jak moja Goreańska :)
Nie ma nic fantastycznego, że idea nie może być własnością. To czego Ty chcesz to karanie ludzi za przekształcenie materii wedle własnego uznania. Apropo informacji jaką sama wypuściłaś na świat, tak Ty wybrałaś wypuszczenie jej.
Jednocześnie jeżeli idea jest własnością to słowa, sposób chodzenia, myśl mogą zostać zawłaszczone.
Czas jaki poświęcasz na opracowanie czegoś nie ma znaczenia, wartość tego reguluje rynek. Można się zesrać do puszki i sprzedać to za kupę hajsu, albo można zrobić fajny samochód i dostać mniej niż za gówno w puszce.
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Skład chemiczny leku jest własnością, chociaż to zupełnie niematerialna rzecz, bo ktoś poświęcił często długie lata, aby opracować odpowiednia recepturę. Sama piguła to rzecz materialna i za kradzież tych można ścigać drania! A za odwzorowanie składu i wyprodukowanie identycznego leku już nie?
a książka, pisana czasem równie długo juz nie.
Ostatni post ode mnie, bo już w kółko będę się kręcił. Wszystko zostało napisane i na nic tak naprawdę nie odpowiedziałaś. Sama się już zgodziłaś nawet, że ilość włożonej pracy nie jest kryterium tego, czy coś może być własnością, czy nie, a teraz znowu do tego wracasz. Tak się nie da.

a z odpowiedzi Pana Ppampaliniego to w ogóle wynika, że jeszcze nie do końca wiecie jak to będzie, ale jakoś będzie. :)
Z której odpowiedzi dokładnie? Dotychczas rozmawialiśmy o tym, czym jest kradzież, a nie o tym, w jaki sposób autorzy mogą zarabiać na swojej pracy. To dwa różne tematy.

Rzuciłem Ci tylko jeden przykład. Tak naprawdę tylko przy użyciu tego jednego sposobu autorzy są w stanie zarabiać na siebie, więc nie wiem, skąd stwierdzenie, że nie mamy pomysłu. Zresztą już na początku napisałem, że ogromna większość muzyki klasycznej i większość wynalazków w historii ludzkości powstawała bez instytucji monopolu intelektualnego. Więc jakoś już było.
 
Ostatnia edycja:

zoya

Member
47
29
Panie Pampalini, problem leży w tym, że nie rozumiem dlaczego Waszym zdaniem dzieło powstałe w procesie twórczym nie podlega kradzieży. I oczywiście nie mam tu na myśli marchewek i fryzur i nie dlatego, ze umniejszam pomysłowość autorów tych pomysłów, ale dlatego, że nie każda praca wymaga takich samych nakładów wiedzy i takiego samego poziomu umiejętności. To stanowi wartość pracy w przypadku naukowców, inżynierów, publicystów i wielu innych. Talent, cos zdecydowanie mniej namacalnego, tez jest czymś co wyróżnia lepszych twórców o tych gorszych.

I tak, zgadzam się, że to rynek kształtuje cene, ale prawo powinno chronic te dobra, ponieważ jeśli ludzie, autorzy pracy umysłu, nie będa osiągać dochodów, które zwyczajnie rekompensują ich zdobyta wiedze i czas włozny w tworzenie, odbiera sie im motywacje do pracy.

Moim zdaniem, to będzie prowadziło wprost do wzrostu konsumcjonizmu i niestety uwstecznieniu rozwoju społeczeństwa w różnych dziedzinach.

To może inaczej....podam konkretny przykład, mój własny z życia wzięty, bo juz dość tych fryzur i marchewek :)

Ja jestem pedagogiem i stworzyłam kiedyś swój program profilaktyki uzależnień, oczywiscie z mysla o wychowankach Gimnazjum, w którym wówczas pracowałam. Do głowy mi nie przyszło sprzedawać to komukolwiek, ale tez nie zamierzam trzymac tego w sejfie, bo zalezy mi na tym, aby nauczyciele korzystali z tego w pracy z młodzieżą. Jednak nie wyrażam zgody, aby ktos kto z tego korzysta podpisał sie pod tym jako własnym pomysłem i rozpowszechniał materiały edukacyjne jako własne.
Czy prawo libertarian chroniło by moja własność w jakiś sposób?
 
Do góry Bottom