- Moderator
- #1
- 3 585
- 6 861
Na forum często przewija się krytyka "kolektywizmu" zarówno jako zasady normatywnej (przynależność do wybranej wspólnoty, identyfikowanie się ze wspólnotą, poświęcanie się dla wspólnoty), jak i, nazwijmy to, metodologicznej (badanie cech grup - w tym cech grup etnicznych). Zagadnienie to stało się zarzewiem sporu choćby w temacie imigrantów.
Na wstępie chciałbym zauważyć, że kolektywizm zarówno jako zasada normatywna jak i metodologiczna nie stoi w jawnej sprzeczności z aksjomatem nieagresji. Tak więc przeciwnicy kolektywizmu, jeśli chcą powiązać swoją idiosynkrazję z libertarianizmem, muszą się zgodzić, że należą do frakcji tzw. "grubych libertarian" (thick libertarianism) podobnie jak Roderick Long, Jeffrey Tucker, Ayn Rand (o ile w ogóle można o niej powiedzieć, że była libertarianką) albo paleolibertarianie.
Walter Block często staje w obronie obu form kolektywizmu. Opowiedział kiedyś następującą historię - załóżmy, że musisz znaleźć na kampusie uniwersyteckim osobę do drużyny koszykarskiej i osobę, która rozwiąże równanie drugiego stopnia. Powiedzmy, że nie masz możliwości porozmawiania z nikim - musisz ocenić potencjalną kompetencję jedynie po wyglądzie. Więc podchodzisz do żółtego nerda w okularach i dajesz mu równanie, a wysokiego czarnego zatrudniasz w drużynie. Nie ma w takim zachowaniu nic sensu stricto nielibertariańskiego. Owszem, nie masz pewności sukcesu, ale zwiększasz w ten sposób jego prawdopodobieństwo.
Nie jest to jedynie oderwana od rzeczywistości przypowieść. Takich wyborów trzeba w realnym życiu dokonywać sporo . Kiedy przedsiębiorca wertuje plik curriculum vitae, nie ma czasu na pochylanie się nad każdym przypadkiem. Używając swojej intuicji, doświadczenia i wiedzy szufladkuje kandydatów na etapie wstępnej selekcji. Dopiero w kolejnym kroku zaprasza wybranych na indywidualną rozmowę, podczas której weryfikuje początkową przybliżoną ocenę. Tutaj nota bene można wskazać jedną z pięknych cech rynku - karze on bezsensowne podziały i błędną ocenę grup. Jeśli założymy, że kolor skóry nie przekłada się w znaczący sposób na kompetencje, wówczas przedsiębiorcy, którzy będą dokonywać podziałów po trafniejszej linii, zdobędą rynkową przewagę nad tymi, którzy kurczowo i wbrew faktom trzymają się swoich uprzedzeń. O tym pisał choćby Hoppe.
Odniosę się teraz do tematu imigracji. Nie ma nic z gruntu błędnego w przewidywaniu zachowań grup i wpływu tych grup na społeczeństwo. Owszem, nikt nie ma prawa obarczać żadnej jednostki odpowiedzialnością za zachowanie grupy (szczególnie w sytuacji, kiedy się do tej grupy nigdy świadomie nie zapisał). Należy jednak pamiętać, że za każdym razem, kiedy mamy do czynienia z dużą próbką, rezultaty zaczynają rozkładać się zgodnie z prawopodobieństwem. Więc jeśli, dajmy na to, rzeczywiście można wykazać, że wyznawcy pewnej religii albo osoby należące do danej kultury są statystycznie bardziej skłonni do przemocy, wówczas należy się spodziewać, że poziom przestępczości ulegnie zwiększeniu zgodnie z wyznaczonym rozkładem prawdopodobieństwa w miejscu, do którego się przeprowadzą. Każdy ma prawo dokonywać takiej kalkulacji na swój użytek i każdy ma prawo zgodnie z nią dokonywać wyborów dotyczących swojej własności oraz własności wspólnej, w której ma swój udział. Oczywiście, tutaj pojawia się pytanie, jaki status mają poszczególne części państwa - jak się kształtują podziały własności indywidualnej i wspólnej, a więc o czym ma prawo decydować obywatel (czy droga, po której mają przejść imigranci, należy do niego, czy do mieszkańców całego osiedla, czy mieszkańców do całego miasta itd). Tego akurat nie podejmuję się rozstrzygać.
Na wstępie chciałbym zauważyć, że kolektywizm zarówno jako zasada normatywna jak i metodologiczna nie stoi w jawnej sprzeczności z aksjomatem nieagresji. Tak więc przeciwnicy kolektywizmu, jeśli chcą powiązać swoją idiosynkrazję z libertarianizmem, muszą się zgodzić, że należą do frakcji tzw. "grubych libertarian" (thick libertarianism) podobnie jak Roderick Long, Jeffrey Tucker, Ayn Rand (o ile w ogóle można o niej powiedzieć, że była libertarianką) albo paleolibertarianie.
Walter Block często staje w obronie obu form kolektywizmu. Opowiedział kiedyś następującą historię - załóżmy, że musisz znaleźć na kampusie uniwersyteckim osobę do drużyny koszykarskiej i osobę, która rozwiąże równanie drugiego stopnia. Powiedzmy, że nie masz możliwości porozmawiania z nikim - musisz ocenić potencjalną kompetencję jedynie po wyglądzie. Więc podchodzisz do żółtego nerda w okularach i dajesz mu równanie, a wysokiego czarnego zatrudniasz w drużynie. Nie ma w takim zachowaniu nic sensu stricto nielibertariańskiego. Owszem, nie masz pewności sukcesu, ale zwiększasz w ten sposób jego prawdopodobieństwo.
Nie jest to jedynie oderwana od rzeczywistości przypowieść. Takich wyborów trzeba w realnym życiu dokonywać sporo . Kiedy przedsiębiorca wertuje plik curriculum vitae, nie ma czasu na pochylanie się nad każdym przypadkiem. Używając swojej intuicji, doświadczenia i wiedzy szufladkuje kandydatów na etapie wstępnej selekcji. Dopiero w kolejnym kroku zaprasza wybranych na indywidualną rozmowę, podczas której weryfikuje początkową przybliżoną ocenę. Tutaj nota bene można wskazać jedną z pięknych cech rynku - karze on bezsensowne podziały i błędną ocenę grup. Jeśli założymy, że kolor skóry nie przekłada się w znaczący sposób na kompetencje, wówczas przedsiębiorcy, którzy będą dokonywać podziałów po trafniejszej linii, zdobędą rynkową przewagę nad tymi, którzy kurczowo i wbrew faktom trzymają się swoich uprzedzeń. O tym pisał choćby Hoppe.
Odniosę się teraz do tematu imigracji. Nie ma nic z gruntu błędnego w przewidywaniu zachowań grup i wpływu tych grup na społeczeństwo. Owszem, nikt nie ma prawa obarczać żadnej jednostki odpowiedzialnością za zachowanie grupy (szczególnie w sytuacji, kiedy się do tej grupy nigdy świadomie nie zapisał). Należy jednak pamiętać, że za każdym razem, kiedy mamy do czynienia z dużą próbką, rezultaty zaczynają rozkładać się zgodnie z prawopodobieństwem. Więc jeśli, dajmy na to, rzeczywiście można wykazać, że wyznawcy pewnej religii albo osoby należące do danej kultury są statystycznie bardziej skłonni do przemocy, wówczas należy się spodziewać, że poziom przestępczości ulegnie zwiększeniu zgodnie z wyznaczonym rozkładem prawdopodobieństwa w miejscu, do którego się przeprowadzą. Każdy ma prawo dokonywać takiej kalkulacji na swój użytek i każdy ma prawo zgodnie z nią dokonywać wyborów dotyczących swojej własności oraz własności wspólnej, w której ma swój udział. Oczywiście, tutaj pojawia się pytanie, jaki status mają poszczególne części państwa - jak się kształtują podziały własności indywidualnej i wspólnej, a więc o czym ma prawo decydować obywatel (czy droga, po której mają przejść imigranci, należy do niego, czy do mieszkańców całego osiedla, czy mieszkańców do całego miasta itd). Tego akurat nie podejmuję się rozstrzygać.
Ostatnia edycja: