Hulaj dusza – piekła nie ma, czyli na drodze i bezdrożu.....

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Autonomiczne samochody mogą wyeliminować sygnalizację świetlną
Główną zaletą autonomicznych samochodów ma być zwiększenie bezpieczeństwa ludzi korzystających z dróg. Znacznie rzadziej wspomina się o tym, że powinny się one przyczynić również do znacznego zwiększenia płynności ruchu.Dotychczas jednak nie było jasne, na ile sprawniej może przebiegać ruch samochodowy w przyszłości. Oczywiście minie jeszcze wiele lat, zanim po drogach będą jeździły wyłącznie autonomiczne pojazdy. Już teraz wiemy jednak, jak wielkie może to przynieść korzyści.

Badacz z amerykańskiego Clemson University Ali Reza Fayazi zaprojektował zautomatyzowany system kontrolujący ruch na skrzyżowaniu czterech dróg. Jego zadaniem była kontrola prędkości nadjeżdżających samochodów tak, by pojazdy zatrzymywały się najrzadziej jak to tylko możliwe. Co interesujące, badacz dodał swój własny, prawdziwy samochód do symulacji.

Każdy z wirtualnych samochodów oraz samochód Fayaziego wysyłał dane o swojej lokalizacji do systemu sterującego skrzyżowaniem. Na tej podstawie dla każdego pojazdu system obliczał optymalny czas dojazdu do wirtualnej strefy bezpieczeństwa wokół skrzyżowania. Dane były przekazywane do pojazdów, które odpowiednio dostosowywały swoją prędkość. Samochód badacza nie był pojazdem autonomicznym, za jego kierownicą usiadł sam Fayazi i kierował się poleceniami komputera.

Analizy wykazały, że skrzyżowanie pozbawione sygnalizacji świetlnej i sterowane opisanym powyżej systemem ma znacznie większą przepustowość, niż skrzyżowanie z sygnalizacją. O ile podczas godzinnej symulacji na tym pierwszym musiało zatrzymać się tylko 11 samochodów, to gdy do symulacji dodano standardową sygnalizację, w ciągu godziny zatrzymało się 1100 pojazdów. Jak obliczył Fayazi, przełożyło się to nie na znacznie wyższą płynność ruchu.

Oczywiście taki system będzie działał, gdy wszystkie pojazdy będą autonomiczne. Zanim jednak to nastąpi będziemy mieli do czynienia z ruchem mieszanym, obok siebie będą jeździły samochody autonomiczne i prowadzone przez ludzi. Ponadto na skrzyżowaniu trzeba też uwzględnić ruch pieszych. Fayazi obiecuje, że wkrótce rozpocznie prace nad systemem kierującym na skrzyżowaniach ruchem mieszanym.

Dobrze, że Krzysiu już w takim wieku, że raczej nie dożyje powszechnej automatyzacji samochodów. Myśl o zaprogramowanych toczydłach, bezwypadkowo transportujących cweluchów z miejsca w miejsce, bez narażania ich na podejmowanie jakichkolwiek decyzji, które mogłyby zaważyć auto-eliminacją, musi być dla niego przerażająca. O, zgubo ludzkości!

Ale z drugiej strony, gdy się popatrzy, jak ludzie w Polsce ruszają spod świateł, to może i lepiej...
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Ale z drugiej strony, gdy się popatrzy, jak ludzie w Polsce ruszają spod świateł, to może i lepiej...

Mnie u "ludzi" denerwuje bardziej to jak dojeżdżają do świateł. Za każdym razem wyścig do czerwonego. Że są tacy niby sprytni i dynamiczni, wiec jadą na zderzakach. Niestety taka jazda powoduje, że zwolnienie pojazdu na przedzie propaguje do tyłu, ale za każdym następnym samochodem mocniej, a więć dość szybko kończy się całkowitym zatrzymaniem kolumny. Zatrzymana kolumna pojazdów ma tendencje do szybkiego zamieniania się korek, a jest to stan skokowo gorszy niż toczenie się np. 20km/h. Wiem, że ciężko wytrzymać psychicznie takie toczenie i pokusa by pognać jest duża, ale ona nie ma sensu z praktycznego punktu widzenia. Jeden z najgorszych a jednocześnie najlepszych widoków na autostradzie, to samochody dość długo jadące z niewielką prędkością. Najgorszy, bo korek- rzecz oczywista, ale najlepszy, bo to rzadki przypadek masowego triumfu nad małpim rozumem.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Piekła nie ma, zwłaszcza gdy jesteśmy posiadaczem immunitetu nadanego nam przez naszych kolesiów.

Jak z ofiary można zrobić sprawcę. Bulwersująca sprawa wypadku z udziałem sędziego Trybunału Konstytucyjnego
Ta historia jest przerażająca, bo łatwo sobie uświadomić, że każdy z nas mógłby być na miejscu pana Andrzeja. Żarty są tu może nie na miejscu, ale... No, nie wybieramy sobie tego, kto wjedzie w tył naszego samochodu. Handlowiec ze Zduńskiej Woli miał podwójnego pecha – nie dość, że w wypadku został ciężko ranny, to sprawcą okazał się profesor prawa, późniejszy sędzia Trybunału Konstytucyjnego. A on robi wszystko, by ze sprawcy stać się ofiarą.

Prof. Lech Morawski ze zdarzenia tego wyszedł bez szwanku. To on jechał swoim mercedesem z prędkością ok. 135 km/h i uderzył w tył dostawczego peugeota boxera jadącego ok. 100 km/h. Kierujący peugeotem Andrzej Peruga trafił do szpitala z ciężkimi obrażeniami, przeszedł operację. Przez pół roku był na zwolnieniu, potem w sanatorium. Dziś znów jeździ po Polsce, bo taka jest jego praca, choć do zdrowia w pełni nie wrócił – czeka go jeszcze jedna operacja z niewiadomym skutkiem.

Gdy 18 czerwca 2015 r. na autostradzie A1 w drodze z Tczewa do Zduńskiej Woli uległ wypadkowi, w najczarniejszych snach nie przewidywał, że ciężkie obrażenia to nie wszystko, co go w tej sprawie spotka. – Przecież każdy kierowca wie, że winny jest ten, który wjeżdża w "kufer" – mówi w rozmowie z naTemat. A jednak...

Wkrótce miną dwa lata od wypadku, do którego doszło w okolicach Starogardu Gdańskiego. Miał Pan okazję przez ten czas spotkać się twarzą w twarz z prof. Morawskim?

Niestety nie. Pewnie, gdyby sprawa dotyczyła dwóch osób o podobnym statusie społecznym, to można byłoby porozmawiać i dojść do jakichś ustaleń. Ale on jest profesorem prawa, sędzią Trybunału Konstytucyjnego, a ja zwykłym szarym obywatelem.

Ale to pan profesor, wszystko na to wskazuje, jest tu sprawcą.

Oczywiście. I w sumie na początku nie miałem nawet do niego o to pretensji. Jeżdżę samochodem zawodowo od ponad 20 lat, widziałem na drodze niejedno i wiem, że takie rzeczy się po prostu zdarzają. Może pana Morawskiego coś rozproszyło, może stało się to z nieuwagi, może był przemęczony i oko mu się przymknęło.
a1806197ef7e226b634b1a826a25ec62,780,0,0,0.jpg

Samochód Andrzeja Perugi po zderzeniu z mercedesem prof. Lecha Morawskiego.•Fot. zdjęcie wykonane na miejscu wypadku przez syna Andrzeja Perugi poszkodowanego w wypadku

Jechałem prawym pasem autostradą. Nie było żadnego tłoku. Mercedes, który jechał za mną, na moment zjechał z lewego pasa, tak jak to na miejscu ustalili biegli, i uderzył w tył mojego samochodu. Jego prędkość była dużo wyższa, więc straciłem panowanie nad kierownicą. Nie miałem jak hamować, bo zupełnie nie byłem przygotowany na to, że ktoś mnie uderzy w "kufer". Jechałem na tempomacie. Pełne zaskoczenie. Samochód zaczął iść bokiem, ruchem ślizgowym. Potem obrócił się tyłem do kierunku jazdy, uderzył w lewą barierkę dźwiękochłonną, przewrócił się na lewy bok – tu gdzie jest siedzenie kierowcy – i tym bokiem szorował po jezdni zatrzymując się przy prawej barierce.

A wiedział Pan od razu, z kim ma Pan do czynienia?

Początkowo nie, ale zrozumiałem to, gdy sprawy nabrały takiego obrotu, iż musiałem szukać prawnika. Skoro wypadek wydarzył się pod Gdańskiem, to uważałem, że najlepiej będzie znaleźć prawnika na Pomorzu. I nagle okazało się, że nikt nie chce zająć się sprawą, w której musiałby wystąpić przeciwko panu Morawskiemu. Wielu adwokatów mówiło, że jest im niezręcznie, bo byli jego studentami, inni tłumaczyli, że uczyli się z jego książek.

Dopiero w Łodzi znalazłem młodego prawnika, który podjął się wziąć tę sprawę, ale ona komplikowała się coraz bardziej. Coraz mocniej czułem, że próbuje się ze mnie – poszkodowanego w tym wypadku – zrobić sprawcę. Znajomi polecili mi mec. Władysława Pocieja (którego klientem jest m.in. 21-letni kierowca seicento, który uczestniczył w wypadku z udziałem limuzyny premier Beaty Szydło – przyp. red.) i teraz to on pilnuje mojej sprawy.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Takich wypadków w Polsce codziennie, niestety, są dziesiątki. Bardzo rzadko jest w nie angażowana prokuratura – zwykle wystarczają ustalenia policji. Tym bardziej, że – wydawałoby się – tu za bardzo nie ma co ustalać: mercedes prof. Morawskiego wjechał w tył pańskiego peugeota. Dlaczego przez dwa lata śledczym nie udało się stwierdzić tego, co chyba jest oczywiste?

No i właśnie to jest dla mnie zagadką. Tą sprawą zajmuje się już chyba czwarty prokurator, a dokumenty krążą z miasta do miasta. Początkowo dochodzenie prowadziła Prokuratura Rejonowa w Starogardzie Gdańskim, ale uznano, że to zbyt niska ranga i śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Gdańska prokuratura chciała oddać ją jeszcze wyżej, pod skrzydła ministra Ziobry, do Prokuratury Krajowej. Skończyło się to tak, że Krajowa tego śledztwa nie prowadzi, ale objęła je monitoringiem.

Ale przecież z punktu widzenia policji, czy prokuratury – sprawa jest banalna...

Z mojego punktu widzenia ten wypadek banalny nie jest. Trafiłem do szpitala, co prawda bark mam skręcony na 10 implantów, ale pozostały zerwane mięśnie i ścięgna prawej ręki, a jestem przecież praworęczny. Do tego doszły m.in. obrażenia kręgosłupa. Na zwolnieniu lekarskim byłem pół roku, przechodziłem rehabilitację. Moje leczenie wciąż nie jest skończone. Czeka mnie jeszcze jedna operacja, której powodzenie nie jest proste do przewidzenia.

Mówię "banalna", bo policjanci, którzy byli na miejscu zdarzenia i tego typu wypadków w pracy widzieli wiele, wątpliwości żadnych nie mieli.

Żadnych – w ich opinii do wypadku doszło w wyniku nieuwagi kierującego mercedesem, a wiadomo, że ja jechałem prawidłowo prawym pasem.

To kiedy się okazało, że sprawa toczy się inaczej niż – wydaje się – nakazywałyby to zasady logiki?

Kiedy już zdrowotnie dochodziłem do siebie i zacząłem załatwiać sprawy związane z odszkodowaniem. Mój samochód był w 50 proc. w leasingu, po wypadku nie nadawał się już do niczego. Chciałem odzyskać choć część jego wartości, więc udałem się do ubezpieczyciela pana Morawskiego z policyjną notatką stwierdzającą, kto jest sprawcą. I tu się zaczęły schody...

Okazało się, że pan Morawski powiadomił swojego ubezpieczyciela, iż nie poczuwa się do winy, a żadne zarzuty nie zostały mu postawione. W związku z tym ubezpieczyciel wstrzymał wszelkie procedury związane z wypłatą odszkodowania. I tak będzie aż do momentu, gdy sprawca nie zostanie skazany prawomocnym wyrokiem. Interesujące jest, że pan Morawski zdążył powiadomić swojego ubezpieczyciela, jednak do dnia dzisiejszego nie zdążył ani razu zapytać, choćby telefonicznie, czy żyję, a jeśli żyję, to czy może potrzebuję jakiejś pomocy? Można powiedzieć: "zero" – zainteresowania!

Więc nie dostał Pan do tej pory nic w ramach ubezpieczenia?

Pierwszą operację zrobiłem na własny koszt, bo okazało się, że na NFZ terminy są takie, iż byłbym skazany na kalectwo, a nie widać szans na szybkie zakończenie sprawy pod względem prawnym. Z drugą operacją, ze względów finansowych, już czekam w zwykłej kolejce, termin mam w sierpniu przyszłego roku.

Zdrowie – wiadomo – najważniejsze. A samochód?

Jego właścicielem był leasingodawca. Samochód był rozbity, nie dało się nim jeździć, a ja jeszcze przez pewien czas musiałem spłacać raty leasingowe. Normalnie jest tak, że przyjeżdża rzeczoznawca ubezpieczyciela i wycenia szkodę. Ale ponieważ ubezpieczyciel prof. Morawskiego wstrzymał wszelkie procedury, to uznałem, że nie mogę czekać i sprawę leasingu zamknąłem z własnego auto casco.


d9e119de36c7188b2b0b4e14eeac7787,780,0,0,0.jpg

Samochód Andrzeja Perugi po zderzeniu z mercedesem prof. Lecha Morawskiego.•Fot. zdjęcie wykonane przez syna poszkodowanego w wypadku


Rzeczoznawca mojego ubezpieczyciela orzekł szkodę całkowitą, wrak został wystawiony na przetarg i część poniesionych kosztów udało mi się odzyskać – ale niewielką. Handluję elegancką, wizytową konfekcją damską i oczywiście w wypadku ten towar uległ zniszczeniu – za to też nie mogłem uzyskać nic z ubezpieczenia. Zniszczone zostało specjalne wyposażenie – stelaż, aby móc przewozić odzież, odpowiednia podłoga. W nowym samochodzie znów musiałem w to zainwestować...

Bo zdecydował się Pan na powrót do pracy?

Tak. A żeby wrócić do swojej działalności, musiałem mieć nowy pojazd. Nie mogłem wziąć kolejnego samochodu w leasing ani na kredyt, ponieważ poprzedniego leasingu nie miałem jeszcze zamkniętego i w związku z tym nie miałem też zdolności kredytowej. Nie miałem wyjścia, więc pożyczałem od znajomych i przyjaciół po kilka-kilkanaście tysięcy, aby móc kupić samochód, znów jeździć i zarabiać.

I ubezpieczyciel, i Pan czekacie na wyrok. W międzyczasie natomiast zmieniła się sytuacja prawna prof. Morawskiego. Został wybrany i zaprzysiężony na sędziego Trybunału Konstytucyjnego, zatem chroni go immunitet...

Właśnie – a jego kadencja trwa 9 lat, tymczasem po 5 latach sprawa się przedawni. Wyroku nie będzie i ja zostanę bez żadnego odszkodowania. Z dotychczasowego przebiegu zdarzeń – wątpię, czy pan Morawski pokaże klasę i zrzeknie się immunitetu, nie kryjąc się za nim, aby poddać się orzeczeniu niezawisłego sądu w tej sprawie.

Zatem – żeby sprawa trafiła do sądu, prokuratura musi wystąpić z wnioskiem o uchylenie immunitetu sędziemu Morawskiemu. Z doniesień trójmiejskich mediów wynika, że gdańska prokuratura taki wniosek miała już gotowy, ale nie został on wysłany, bo nastąpiła interwencja Prokuratury Krajowej.

Ja w tej sprawie napisałem nawet list do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry z prośbą, aby przyspieszyć to wszystko. Odpowiedzi udzielił mi dyrektor jednego z departamentów w Prokuraturze Krajowej, który tłumaczył, że policjanci i biegli badający sprawę tego wypadku niezbyt rzetelnie podeszli do swoich zadań. W związku z tym zasugerowano Prokuraturze Okręgowej, że należy powołać nowych biegłych. Wówczas poczułem, że dzieje się coś naprawdę dziwnego i nabrałem obaw, że prokuratura będzie co chwilę powoływać kolejnych biegłych, aż wreszcie któryś wykaże, że to ja jestem sprawcą wypadku.

Dziś męczy mnie poczucie bezsilności wobec całego tego układu. Wiem, że jestem niewinny. Wiem, że prawda jest taka, jaką przedstawiam. Wiem, że wszystko wskazuje na to, iż wersja, jaką przedstawia pan Morawski, jest nieprawdziwa. A jednak – wiem też, że mogę zostać uznany winnym, bo z jednej strony stoi szanowany profesor prawa, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, a z drugiej zwykły, szary obywatel.

Prof. Lech Morawski z mediami na temat tego wypadku nie rozmawia. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku informuje, że posiada już kolejne ekspertyzy biegłych, a one potwierdzają wersję Andrzeja Perugi, przeczą zaś wersji wydarzeń, jaką przedstawia prof. Morawski.

cytat_icon.png
PROKURATOR TATIANA PASZKIEWICZ
rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku

Do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku wpłynęła opinia z zakresu wypadków drogowych sporządzona w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie im. prof. Sehna. Opinia ta wyjaśnia poprzednie niejasności, uwzględniając wersje przedstawione przez uczestników zdarzenia. Z treści opinii wynika, że do wypadku doszło w wyniku najechania na tył samochodu pokrzywdzonego, który poruszał się prawym pasem. I ta opinia z Krakowa, i poprzednia uzyskana z Laboratorium Kryminalistycznego są spójne, jeśli chodzi o wnioski końcowe. Aktualnie prokuratura planuje dalsze czynności, mające na celu wyjaśnienie przyczyn zachowania się uczestników tego zdarzenia. Mogę powiedzieć tylko tyle, że będą weryfikowane okoliczności wskazane w opinii. W zależności od wyników tych dodatkowych czynności będą podejmowane dalsze decyzje, w tym oczywiście w zakresie ewentualnego skierowania wniosku o uchylenie immunitetu.

A o uchyleniu immunitetu sędziemu Trybunału decyduje Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Dawno, dawno temu też wpadłem na klika kropelek oleju. Na szczęście była mała szybkość (~40km/h) i turystyczny kład powyżej 45°. Olej to największe kurewstwo jakie może się przytrafić motocykliście. Odbywa się to tak szybko, że nie ma czasu na reakcję. Na szczęście skończyło się na drapaniu dżinsów i asfaltu z kolana, a opuchniętą nogę miałem z 10 dni. Motocykl stracił lusterko i kierunkowskaz, były też drobne obcierki, ale ten miał większe szczęście, bo po dwóch dniach był jak nowy.
 

Claude mOnet

Well-Known Member
1 034
2 339
Dawno, dawno temu też wpadłem na klika kropelek oleju. Na szczęście była mała szybkość (~40km/h) i turystyczny kład powyżej 45°. Olej to największe kurewstwo jakie może się przytrafić motocykliście. Odbywa się to tak szybko, że nie ma czasu na reakcję. Na szczęście skończyło się na drapaniu dżinsów i asfaltu z kolana, a opuchniętą nogę miałem z 10 dni. Motocykl stracił lusterko i kierunkowskaz, były też drobne obcierki, ale ten miał większe szczęście, bo po dwóch dniach był jak nowy.
Jak byś zapierdalał >100km/h to by trzeba było asfalt czyścić, aby jakoś wyglądał...

Ps. Zawsze mnie zastanawia, czemu niektórzy motocykliści nie jeżdżą w strojach motocyklowych? Może to ci legendarni, co mówią, że można zapierdalać bezpiecznie moto >200km/h na drogach krajowych, a nawet >300km/h na autostradzie...
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Ps. Zawsze mnie zastanawia, czemu niektórzy motocykliści nie jeżdżą w strojach motocyklowych?
Lenistwo i wygoda.
Ja raz piłem na jednej wsi i koleś po kielichu, wyskoczył na swojej Ninji 750 po kolejne flachy. Jechał w krótkich spodenkach, w trampkach i bez kasku. Zrobił popisowy start, z bocznym buksem i wyjściem na tylnym kółeczku. Dojechał cało, przywiózł flaszki, jakieś cole i jeszcze dwie (!) niewiasty, które zwinął z przystanku. :) Potem się dowiedziałem, że piję w "swojej okolicy", gdzie jak przyjeżdżają pały, to co najmniej w dwa radiowozy, a zazwyczaj w więcej, więc nie muszę się niczego obawiać.
 

Inn Ventur

Well-Known Member
347
518
Lenistwo i wygoda.
Ja raz piłem na jednej wsi i koleś po kielichu, wyskoczył na swojej Ninji 750 po kolejne flachy. Jechał w krótkich spodenkach, w trampkach i bez kasku. Zrobił popisowy start, z bocznym buksem i wyjściem na tylnym kółeczku. Dojechał cało, przywiózł flaszki, jakieś cole i jeszcze dwie (!) niewiasty, które zwinął z przystanku. :) Potem się dowiedziałem, że piję w "swojej okolicy", gdzie jak przyjeżdżają pały, to co najmniej w dwa radiowozy, a zazwyczaj w więcej, więc nie muszę się niczego obawiać.
Włochy, gdzieś na autostradzie Bolonia - Ankona. Lecim 200 km/h wypożyczoną na lotnisku A6, wyprzedza nas motocyklista w krótkich gaciach i t-shircie. Miał kask i niewykluczone, że japonki.
 

bombardier

Well-Known Member
1 413
7 091
TT 2017 na Wyspie Man tuż-tuż, zatem wrzucam materiał o jednym z największych wymiataczy (w 2010 na Wyspie wygrał wszystkie pięć wyścigów w klasach motocykli spalinowych), moim faworytem do tegorocznego zwycięstwa przynajmniej w klasach superbike i supersport, Ianie Hutchinsonie. Dokument skupia się na wypadku w którym prawie stracił nogę i długim powrocie do ścigania - wygrywania - do którego nikt już nie sądził, że będzie w stanie wrócić.



Nagranie ze wspomnianego wyścigu seniorów, w którym nawalił mu sprzęt gdy jechał po zwycięstwo.


Szkoda, że John McGuinness się połamał i w tym roku nie wystartuje. Tego starucha też lubię.
 
Ostatnia edycja:

Kelsi

Well-Known Member
1 040
19 972
wyprzedza nas motocyklista w krótkich gaciach i t-shircie. Miał kask i niewykluczone, że japonki.
No nie wiem, dlaczego nie mają strojów motocyklowych na upalne i chłodne dni?Ja mam dwa, bo mam już wymarzony motocykl, piękny jest. Poleciał mój motorek do magicznego miejsca, a za trzy dni ja lecę za nim. Jeszcze tylko poprzytulam się z przyjaciółmi i w ..drogę! Będę tam szalała na moim motocyklu i będę zostawiała za sobą piaszczystą mgłę spoza której nic a nic widać nie będzie.

O, tak to będzie:



A kiedy słoneczko zacznie zachodzić wyruszę na pozazmysłowe spotkanie z pewną świętą skałą, która ma w sobie coś niezwykłego, aż trudno uwierzyć w jej piękno. Ale myślami będę też z libertarianami.:)
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 448
Liby, pomóżcie. Czy odradzacie podróż za granicę (Czechy) samochodem w takiej konfiguracji:
- dowód rejestracyjny na poprzedniego właściciela (samochód kupiłem 3 tygodnie temu), przegląd ważny
- OC na mnie, dopiero co wykupione
Umowę kupna-sprzedaży zostawiłem jakieś 300 km od miejsca, gdzie się obecnie znajduje. Nie mam ni chuj czasu ani ochoty się teraz po nią cofać, a wyjazd mam od dawna zaplanowany. Zamierzałem jechać na miękkim dowodzie, ale teraz nie mam jak złożyć wniosku o przerejestrowanie. Gdybym nie jechał za granicę, albo OC było jeszcze na poprzedniego właściciela, to bym się nie cykał, ale teraz sytuacja jest nieco dziwna, bo ubezpieczenie na mnie, a pojazd na kogoś innego. Nie chcę sobie psuć urlopu dyskusjami z czeską psiarnią, w razie czego.
 

bombardier

Well-Known Member
1 413
7 091
Ja bym jechał. W Czechach nie jest podobno wymagane upoważnienie do kierowania pożyczonym pojazdem od właściciela (klik), a Twoja sytuacja jest lepsza. Byłem całkiem sporą ilość razy i nigdy mnie nie zhaltowali, choć słyszałem, że ich drogówka jest nakierunkowana tak jak polska (na powiększanie budżetu państwa), więc powinieneś też mieć dużą szansę.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Osobiście nie mam najlepszych wspomnień związanych, ani z czeską policją, a dawniej tym bardziej z czeskimi celnikami. Zawsze się czegoś dopierdalali i maglowali Polaków, jak tylko się dało. Możesz jechać, ale pełnego komfortu psychicznego i tak nie będziesz miał.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Czy odradzacie podróż za granicę (Czechy) samochodem w takiej konfiguracji:
- dowód rejestracyjny na poprzedniego właściciela (samochód kupiłem 3 tygodnie temu), przegląd ważny
- OC na mnie, dopiero co wykupione
Ja bym jechał.
Jeśli czeska psiarnia nie nakryje Cię na łamaniu przepisów ruchu drogowego, to prawdopodobieństwo kontroli policyjnej dąży do zera. Oni bez powodu nie zatrzymują.
 
Do góry Bottom