Główny temat o kosmosie

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
W układzie podwójnym Kepler-47 są co najmniej trzy planety

trzyplanety-069dc2e8a32ff4461a0494a9146f6ba5.jpg


W niezwykłym układzie planetarnym Kepler-47, który posiada dwie gwiazdy, odkryto trzecią planetę. Mamy tutaj zatem do czynienia z trzema planetami krążącymi wokół układu podwójnego gwiazd. To jedyny znany nam układ tego typu.

Nowo odkryta planeta, Kepler-47d, o rozmiarach pomiędzy Neptunem a Saturnem, znajduje się pomiędzy dwiema wcześniej odkrytymi. Zauważono ją podczas analizy danych z Teleskopu Kosmicznego Keplera.

Naukowców zaskoczyły rozmiary Kepler-47d, która jest największą planetą w swoim systemie. Pierwszy sygnał wskazujący na istnienie trzeciej planety zauważyliśmy w 2012 roku, jednak potrzebowaliśmy więcej danych, by być pewni. Dzięki kolejnemu przejściu planety na tle gwiazdy mogliśmy określić czas jej obiegu oraz odnaleźć dane świadczące o wcześniejszych przejściach, mówi główny autor badań, Jerome Orosz.

William Welsh, współautor badań, przyznaje, że wraz z Oroszem spodziewali się, iż ewentualne kolejne planety w systemie Kepler-47 mogą znajdować się na zewnątrz już odnalezionych. Nie sądziliśmy, że pomiędzy dwiema już znanymi planetami znajdziemy największą z nich, stwierdza.

Odkrycie Kepler-47d pozwala lepiej zrozumieć systemy planetarne w układach podwójnych. Wiadomo na przykład, że planety w takich układach mają bardzo małą gęstość, mniejsza niż Saturn. Jednak o ile tak mała gęstość nie jest czymś niezwykłym w przypadku planet typu gorących Jowiszów, to rzadko ma miejsce w przypadku planet, na których występują niższe temperatury. Tymczasem na powierzchni Kepler-47d temperatura równowagi wynosi 10 stopni Celsjusza, a dla Kepler-47c są to 32 stopnie. Dla planety najbardziej wewnętrznej temperaturę tę określono na 169 stopni Celsjusza.

Rozmiary planety wewnętrznej, środkowej i zewnętrznej to, odpowiednio, 3,1, 7,0 i 4,7 rozmiarów Ziemi, a ich czas obiegu wokół gwiazd wynosi 49, 187 i 303 dni. Same gwiazdy krążą wokół siebie co 7,45 dnia. Jedna z nich jest podobna do Słońca, masa drugiej to 1/3 masy naszej gwiazdy. Cały układ jest bardzo ciasny, zmieściłby się wewnątrz orbity Ziemi. Jest on położony w odległości 3340 lat świetlnych od nas, w kierunku Gwiazdozbioru Łabędzia

http://kopalniawiedzy.pl/Kepler-47-uklad-podwojny,29932
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Rozmiary planety wewnętrznej, środkowej i zewnętrznej to, odpowiednio, 3,1, 7,0 i 4,7 rozmiarów Ziemi, a ich czas obiegu wokół gwiazd wynosi 49, 187 i 303 dni. Same gwiazdy krążą wokół siebie co 7,45 dnia. Jedna z nich jest podobna do Słońca, masa drugiej to 1/3 masy naszej gwiazdy. Cały układ jest bardzo ciasny, zmieściłby się wewnątrz orbity Ziemi.

To musi jebnąć.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
Wszechświat rozszerza się szybciej niż sądzono a zatem jest młodszy o około miliard lat według wyniku badań noblisty Adama Riessa.

Według nowych szacunków Wszechświat ma mieć 12,5 - 13,0 miliardów lat a nie 13,6 - 13,8 miliarda.

https://apnews.com/fac50d45a19f4239848b1712cfd22c36


Jeśli to prawda, to w mojej ocenie powinno to mieć duży wpływ aktualną liczebność występowania cywilizacji technologicznych. Przykładowo w naszej galaktyce może ich być jak na lekarstwo, a odległości miedzy nimi mogą być nie rzędu np. tysięcy lat światła, a nawet rząd wielkości więcej, a więc rzędu dziesiątków tysięcy lat światła.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
https://apolloinrealtime.org

Jak sama nazwa wskazuje, to chyba najbardziej kompletny zapis misji Apollo 11, z pełną transkrypcją, z wyborem różnych źródeł, kanałów centrum kontroli lotu (Mission Control Channels) i fotografiami. Można sobie włączyć od początku - od minuty przed startem lub wejść w rocznicowego streama - aktualnie na tapecie jest szósty z dziewięciu dni misji.

Mon Jul 21 1969
12:46:49 PM
Mission Anniversary
Exactly 50 years ago

Ale żeby etatystom nie słodzić zbytnio, możemy znaleźć z tej okazji również łyżkę dziegciu.

Nie tylko Apollo i lądowanie. Wiele danych z Księżyca spotkał marny los
20.07.2019 19:19
Kamil J. Dudek

@wielkipiec

Niedawny artykuł na temat licytacji taśm z nagraniem wideo lądowania Apollo 11 na Księżycu (oraz zaginięcia oryginałów) wywołał emocjonującą dyskusję. W jaki wszak sposób możliwe jest, że tak dostojna agencja, jak NASA beztrosko utraciła materiały dotyczące jednego z najważniejszych kamieni milowych w rozwoju techniki? Przekonanie o wieczystości danych oraz zakładanie uniwersalnej kronikarskiej skrupulatności prowadzą do błędnego wyobrażenia na temat funkcjonowania wielkich organizacji, a także pomijają kwestie trudności odczytywania dawnych formatów, potęgowanych przez wykorzystanie przestarzałych, fizycznych mediów zapisu.

Jest to zatem dobry moment, by przytoczyć kilka innych przypadków utraty cennych danych i obrazów, beztroski w obchodzeniu się ze sprzętem i nośnikami oraz nierównej walki z przestarzałymi formatami. Rozważania te zaprowadzą nas do Centrum Kontroli Lotów Kosmicznych w Goddard, opuszczonej restauracji McDonald's należącej do wojska oraz domowej piwnicy nieznanego Pensylwańczyka. Na koniec zastanowimy się, na ile plaga utraty danych jest dziś zażegnana.

Zapomniane dane
Według oficjalnego raportu komisji NASA, oryginalne dane z transmisją SSTV lądowania Apollo 11 zostały wyczyszczone i użyte jako nośniki dla programu LANDSAT: satelitarnego projektu sfotografowania Ziemi (w tym pewnego chwiejnego imperium, rozciągniętego na kilkanaście stref czasowych). Dane spływające z LANDSAT wymagały ogromnych ilości taśmy, więc poza produkowaniem nowej, używano również starej.



Nie przejęto się potencjalną wartością historyczną danych Apollo, ponieważ jedynym powodem, dla którego w ogóle je nagrywano, była kopia zapasowa na wypadek awarii transmisji telewizyjnej na żywo. Ponieważ transmisja wypaliła, a świat (w tym ten komunistyczny) mógł ją obejrzeć, cel taśm – a niektórzy mogliby powiedzieć, że wręcz całej misji – został zrealizowany. Można się rozejść, czas na następny etap wyścigu kosmicznego, nie ma czasu na sentymenty, potrzebujemy taśm.

Fatalna archiwizacja
Gdy danych nie kasowano, a zamiast tego decydowano się na archiwizację, w konsekwencji często... zapominano o nich. Taki los spotkał dane telemetryczne z misji Apollo 15 i Apollo 17, wśród których znajdowały się informacje z termometrów pozostawionych na Księżycu. Miały one zostać wykorzystane do zbadania niezrozumiałego zjawiska, jakim był wzrost temperatury Księżyca na przestrzeni lat od rozpoczęcia programu Apollo.

Niestety, choć eksperyment trwał do 1977 roku, archiwizacja urywa się 2,5 roku wcześniej. Mimo, że rzekomo trwała. Z tego powodu, analiza termiczna była niemożliwa. Taśmy odnaleziono dopiero w 2010, a wyniki opublikowano aż osiem lat później! Zachodziły problemy z odczytem danych, odpowiednim priorytetem badań oraz sformułowaniem konkluzji. Widać tu, jak łatwo zawiodły wdrożone przecież procedury, o których obecność i egzekwowanie "posądza się" agencję NASA. Zresztą, NASA dostało po lapach za ignorowanie archiwów już w 1990 roku. To nie jedyna taka ich afera.

 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Z kosmosu do piwnicy
Ale to jeszcze nic. Kilometry taśmy z danymi oraz dwa gigantyczne komputery NASA zostały znalezione, tak po prostu, w piwnicy pewnego zmarłego mieszkańca Pensylwanii. Pod koniec 2015 dokonano surrealistycznego odkrycia w postaci 325 taśm magnetycznych (a więc nośnika, którego wiecznie brakowało) z zapisami nieidentyfikowanych danych, pochodzących z projektów Pioneer 8-11, Helios 1 oraz – z jakiegoś powodu – Intelsat IV.


Komputer NASA w piwnicy. Stworzony na podstawie kontraktu, którego nie było (NASA)



Pioneer i Helios były używane do badania zjawisk solarno-magnetycznych, ujętych pod zbiorczym określeniem pogody kosmicznej (ze względu na pewne podobieństwa do ziemskiej pogody atmosferycznej). Pioneer 10 to inna historia: zawdzięczamy mu pierwsze szczegółowe zdjęcia Saturna i Jowisza. Intelsat był z kolei satelitą komunikacyjnym, który najwyraźniej był nieco mniej "cywilny", niż mówiono.

Taśm nie udałoby się odczytać, ponieważ były mocno spleśniałe. Zresztą i tak najpewniej zawierały kopie zapasowe: nie wiadomo zbyt wiele o potencjalnie brakujących danych z tamtego okresu. Prawdopodobnie jednak należałoby w celu odczytania ich użyć aparatury znalezionej razem z nimi, czyli tych komputerów. Ich obecność jest jeszcze bardziej absurdalna, niż się wydaje. Nie wiadomo nawet, od czego tu zacząć: przede wszystkim były po prostu potwornie ciężkie. Celem ich wydobycia i zezłomowania użyto dźwigu, podczas gdy najwyraźniej kiedyś zwyczajnie wniesiono do czyjegoś domu, by chillowały w piwnicy bez dokumentacji przez jakieś czterdzieści lat, rdzewiejąc.

Swoją drogą, cała transmisja BBC dotycząca lądowania też jest stracona



Były to zapewne urządzenia jedyne w swoim rodzaju. Wielkie szafy stworzone przez firmę Electronic Engineering Company of California (EECO), zakontraktowane w 1962, zdecydowanie nie były komputerami ogólnego przeznaczenia. Zresztą w tamtych czasach nie można mówić o jakimś wspólnym ustroju programistycznym: każdy duży komputer był unikatem, wymagającym "oddzielnego" fachowca, którego zresztą szybko trzeba było przeszkolić na nowo. Informatyka rozwijała się bowiem tak szybko, że w zasadzie każdy minikomputer był przestarzały w momencie ukończenia prac nad nim. Ponadto, komputery noszą identyfikatory kontraktów niewskazujących na żadną udokumentowaną umowę, a te nie są już tajne. Więc tak naprawdę nie wiadomo nawet, co to w ogóle jest, bo według papierów – nie istnieje.

Wzgardzony Lunar Orbiter
Prawdopodobnie jednak najlepszym dowodem na skandaliczną jakość archiwizacji w wykonaniu NASA, a zarazem doskonałym argumentem za tym, że utrata danych Apollo to nie spisek, a bałagan, jest los danych z projektu Lunar Orbiter. Historia ich pozyskania i odczytania jest niewiarygodna, wręcz romantyczna, ale także nieziemsko (no pun intended) smutna.
Zaszumione, niewyraźne i pełne artefaktów zdjęcie Ziemi z Księżyca i tak rozbudzało wyobraźnię



Pierwsze zdjęcia Księżyca
Program Lunar Orbiter, jak sama nazwa wskazuje, to projekt zastosowania pięciu orbiterów celem bardzo dokładnego sfotografowania powierzchni Księżyca. Projekt trwał ponad dwa lata i dostarczył danych potrzebnych do wybrania miejsca lądowania modułów LM misji Apollo. Przesłał też pierwsze pełne zdjęcia Ziemi z kosmosu. W tym celu zastosowano wstrząsająco skomplikowaną aparaturę optyczną. Zdjęcia były wykonywane aparatem, którego klisze były skanowane w czasie rzeczywistym (to nie epoka cyfrowych lustrzanek!) i przesuwane na podstawie obliczonego ∆v celem kompensowania ruchu samego orbitera. Dane z owego inżynieryjnego dzieła sztuki zostały zapisane na ponad 1500 szpulach dwucalowej taśmy magnetycznej.

Zebrane dane były bardzo wysokiej jakości, ale wciąż mówimy tu o roku 1966 i czasach sprzed cyfrowej obróbki obrazu. Przesłane dane należało "zdalnie wywołać", nanieść na ręcznie składaną mozaikę, a następnie zrobić im zdjęcie. Paradoksalnie więc, największa strata danych następowała nie podczas transmisji, a podczas ziemskiej obróbki analogowej. Dziś jest odwrotnie.



Atlas zrobiony, taśmy można wyrzucić (Bowker, Hughes)



Zdjęcia, choć marne, spełniły swoją rolę. Pozwoliły opracować pierwszy altas księżycowy, wraz z opisem topograficznym. Przysłużyły się do wybrania miejsca lądowań dla misji Apollo. Oraz dostarczyły publice pierwszych zdjęć Ziemi widocznej z Księżyca, co ponad pół wieku temu chwytało za serce i rozbudzało wyobraźnię niezależnie od swojej niskiej jakości. Amerykanie bowiem nie zdążyli się wtedy jeszcze znudzić podbojem kosmosu, co niewątpliwie nastąpiło dekadę później, prowadząc do umysłowego zwiotczenia, z którego ludzkość nie potrafi się otrząsnąć do dziś.

Marny(?) los oryginałów
W połowie lat siedemdziesiątych w archiwach NASA zaczęło się kończyć miejsce. Liczba danych oraz moc obliczeniowa sprzętu rosły, ale nośniki informacji wciąż nie ulegały zagęszczeniu. Dlatego do jednej z kierowniczek archiwum, Nancy Evans, pewnego dnia zgłoszono się z pytaniem, co zrobić z tysiącami taśm danych projektu Lunar Orbiter. Cel misji został wypełniony, wszystkie dane przetworzone, a następnie zastąpione nowszymi, lepszymi. Z owych powodów, NASA zniszczyła już niezliczone ilości taśm, ulegających jakościowej degradacji. Pani Evans wiedziała, że wraz ze zniszczeniem taśm, nie pozostanie żadna kopia danych zebranych przez pierwszą skuteczną inicjatywę księżycową. Zdecydowała się je zachować. Okazało się, że w ten sposób przyjęła na siebie życiową misję.


Około dziesięcioletnie wtedy taśmy już zdążyły stać się przestarzałym nośnikiem. Nagrano je za pomocą dwumetrowych, ważących tonę, napędów Ampex FR-900. Odczytanie taśm za pomocą złej głowicy, z niewłaściwą prędkością i bez odpowiednich parametrów mogło w najgorszym wypadku doprowadzić do zniszczenia danych lub całych taśm. Takich napędów Ampex wyprodukowano tylko kilkadziesiąt, z czego większość zezłomowano lub przerobiono. Alternatywą było zbudowanie nowych, na co nikt wtedy nie chciał dać pieniędzy, lub polować na "śmieci": zbierać zezłomowane napędy od wojska i instytucji państwowych.

Ciężki sprzęt
Przez kilkanaście lat, Evans znalazła cztery takie napędy. Ze względu na ich olbrzymią wagę i niechęć przełożonych, trzymała je we własnym garażu. Wszystkie okazały się być uszkodzone w rozległy i trudny do naprawienia sposób. Przez lata, chodząc od instytucji do instytucji, archiwistka próbowała zebrać finansowanie na naprawę Ampeksów. NASA wyceniła naprawę na 6 milionów dolarów, dane uznała za nieaktualne i bezwartościowe po czym zakończyła komunikację i zamknęła sprawę. Po trzydziestu latach poszukiwania sprzętu, części oraz możliwości naprawy, Evans straciła nadzieję i w 2005 wystosowała publiczną prośbę do organizatorów konferencji naukowych. W ten sposób odnalazła chętnych naukowców oraz pracowników NASA (która przecież jest olbrzymia), skorych do świadczenia nieoficjalnej pomocy.

Oddział NASA w Mountain View posiadał na własność kilka dużych pomieszczeń, w tym jedno mieszczące niegdyś restaurację McDonald's. Z pomocą przyszedł emerytowany wojskowy Ken Zin, jedyna znana wtedy osoba, która miała cokolwiek wspólnego ze starymi Ampeksami. W pewnym momencie również NASA wykazała się sumieniem i zaoferowała skromne dofinansowanie. W listopadzie 2008, a więc 42 lata po wykonaniu zdjęć, Projekt LOIRP wyprodukował najwyższej jakości zdjęcie wschodu Ziemi nad Księżycem. Zdjęcie to jest oszałamiającym widokiem dla każdego, kto wie na co tak naprawdę patrzy:


...
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wcale nie jest dziś lepiej
Obecność w pełni cyfrowego przetwarzania danych wcale nie oznacza, że problem traconych danych został rozwiązany. Co gorsza, obecność internetu, tanich nośników, chmur oraz digitalizacji sprawia, że wiele osób mylnie twierdzi, że nie warto się przejmować archiwizacją bo przecież ktoś to robi. Czyżby? Nie trzeba się cofać do czasów niemych filmów (90 proc. wszystkich z nich stracono w trzech wielkich pożarach wytwórni filmowych), lądowania na Księżycu (usunięte dane telemetryczne Apollo), czy nawet zabawnego przykładu Dzienników Telewizyjnych z czasów stanu wojennego (tu też zaszły ciekawe rzeczy), by natrafić na sytuację, w której dysponujemy danymi frustrująco trudnymi do odczytania.

Uparte formaty
Gdy cofniemy się o dekadę, wśród dokumentów znajdziemy poza plikami PDF także pliki w formacie DjVu, które będą wymagały sięgnięcia po rzadsze oprogramowanie. Idąc wstecz jeszcze parę lat, natrafimy na dokumenty w formatach LIT (Microsoft Reader!), Envoy oraz HLP i tutaj zaczną się już większe trudności, ponieważ wiele czytników owych formatów nie działa poprawnie na Windows 10. Przesuwając się ćwierć wieku wstecz, dotrzemy do plików stworzonych w programach, które już nie istnieją i można je uruchamiać wyłącznie w emulatorach, korzystając z cudzego wysiłku archiwistycznego.


Fałszowanie lądowania na Księżycu w odcinku serialu X-Files (FOX)

Do takich programów należą różne regionalne cuda, jak polski edytor TAG. Chcąc cofać się jeszcze bardziej, natrafimy na problemy z błędnymi stronami kodowymi, wymagającymi ręcznego regulowania programów do odczytu, oraz nośniki o gęstościach i formatach wymagających dedykowanych napędów, jak dyskietki 5¼ cala, dyski JAZ oraz kasety. Odczytanie takich danych może się okazać (i dla wielu już jest)niezłym wyzwaniem.

Martwe oprogramowanie
A mowa tylko o danych wyjściowych! Wśród straconych bitów znajduje się wszak również całe oprogramowanie i to w niesamowitych ilościach. Chodzi nie tylko jakieś mało popularne i nieważne antyki. Biorąc na przykład pod uwagę wyłącznie firmę Microsoft, do zaginionych programów należą: pierwsze prototypy Windows (choć Windows 1.00 również był zaginiony do 2014 roku), stworzone jeszcze pod nazwą Interface Manager, wiele wstępnych wersji OS/2, znanego przez chwilę jako DOS5, pierwsza wersja programu Microsoft Word oraz cały system operacyjny "Multitasking" MS-DOS 4.0, mający przez chwilę być nowym rozdziałem w rozwoju systemu. Drugą wersję 4.0 (!) wydano dobrych kilka lat później, a z poprzednika ostało się tylko zdjęcie.


Windows 1.0, zdjęcie nieaktualne w momencie publikacji (BYTE, grudzień 1983)

Choć każdy z tych programów to kawał historii, dziś nie możemy ich znaleźć. Jest przecież o wiele więcej lepszych i ważniejszych przykładów oprogramowania, niż Windows. Coraz częściej zatem będziemy się spotykać z sytuacją odnalezienia danych zapisanych przez zaginiony program na nośniku, którego nie da się odczytać. A nie każda dziedzina trafi na swoją Nancy Evans. I nie ma w tym za grosz nic z teorii spiskowych.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
o, to ja dorzucę opowieść o transmisji telewizyjnej

Tu dwa akapity wyrwane ze środka, reszta na fejsie, bez logowania

(...)
Po uruchomieniu kamer transmisja z Lunar Module została odebrana w Goldstone, ale okazało się, że tzw."scan converter w Goldstone" został źle ustawiony i obraz był zupełnie nieczytelny (przekontrastowany). Centrum w Houston na chwilę przed „słynnym krokiem Armstronga” zdecydowało o przełączeniu transmisji na Honeysuckle Creek.
Tak więc na pewno pierwszy krok Armstronga na Księżycu był transmitowany przez Australię .

Ale sytuacja nie jest tak jasna jakby się wydawało. W Australii były jeszcze dwie stacje zdolne do odbioru sygnału z Księżyca.
Jedną oficjalną ( zapasową dla Honeysuckle Creek) była stacja w Carnavron na zachodnim wybrzeżu Australii. Miała połączenie mikrofalowe ze wschodnim wybrzeżem Australii. Wg źródeł australijskich odbierała całą transmisję z Księżyca, ale jej sygnał nigdy nie został użyty.

(...)​
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ja tam zawsze byłem ciekawy, co kolejno oznaczają te wszystkie liczby podawane przy transferach wokół ciał niebieskich:

Collins: Ready to copy.

Mission Control: Rog. Coming at you. TEI-30, SPS/G&N: 36691; minus 0.61, plus 0.67; 135:23:41.49. Noun 81, plus 3202.0, plus 0671.3, minus 0277.3; 181, 054, 013. Noun 44, HA is NA, plus 0023.0; 3283.3, 2:28. DELTA-Vc, 3262.5; 24, 151.0 35.5. Next three lines are NA. Noun 61 plus 11.03, minus - minus 172.37; 1180.6, 36275, 195:04:52. Your set stars are Deneb and Vega, 242, 172, 012. We like two-jet ullage for 16 seconds. And the horizon will be on the 11-degree mark at Tig minus 2 minutes. And then the other comments: your sextant star is visible after GET of 134:50. Ready for your readback. Over.

Collins: Roger. We have a TEI-30, SPS/G&N: 36691, minus 0.61, plus 0.67; 135:23:41.49. Plus 3202.0, plus 0671.3, minus 0277.3; 181, 054, 013. NA, plus 0023.0; plus 3283.3, 2:28, 3262.5; 24, 151.0, 35.5. NA three times. Plus 11.03, minus 172.37; 1180.6, 36275, 195:04:52. Deneb and Vega, 242, 172, 012. Two-jet ullage, 16 seconds. Horizon 11-degree line at Tig minus 2 minutes. Sextant star visible after 134:50. Over.

Mission Control: Rog, Mike. Good readback. Out.
I dlaczego jakimiś wyróżnionymi punktami orientacyjnymi były akurat gwiazdy z trójkąta letniego? Wegę jestem w stanie jeszcze zrozumieć z powodów nawigacyjnych tradycji potrzebnych Amerykanom do tego, by pozować na gwiezdnych żeglarzy (astronauci), ale dlaczego drugą jest akurat Deneb (a nie Altair albo cokolwiek innego?)
 

Maksymiliana

Everyday Hero
316
176
Ciekawostką jest fakt, że człowiek został wyniesiony na księżyc przez komputer pokładowy, który jest kilkakrotnie słabszy, niż programatory w pralkach.
 

Finis

Anarcho-individual
439
1 922
Ciekawostką jest fakt, że człowiek został wyniesiony na księżyc przez komputer pokładowy, który jest kilkakrotnie słabszy, niż programatory w pralkach.
Powinnaś bardziej sprecyzować swoją myśl: "...przez ówczesny komputer pokładowy, którego moc obliczeniowa jest słabsza od współczesnego programatora cyfrowego w pralkach". Bo jeśli programator jest mechaniczny, to nie można tego porównywać 1:1 :D
 

Maksymiliana

Everyday Hero
316
176
@Finis owszem :) ale tak się mów, że ten komputerek na statku, był słabszy niż dzisiejsze programatory pralek, np takich. Bo do komputerów PC to już nie ma co porównywać :)

SpzT73T.png
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Wprawdzie na Księżyc nie polecimy ale możemy podziwiać jakość kodu. Assembler. Tam nie ma żadnej zbędnej linijki. Kiedyś to się pisało oprogramowanie. Dziś to by pewnie dokleili z setkę lub więcej bibliotek wykorzystanych w kilku procentach, a w kodzie byłoby pełno sierot. I nikt by z tym nic nie robił, bo to kosztuje. Dziś procesory są tanie i znacznie szybsze, pamięci są tanie, a koszt pracy programisty wraz z jego stanowiskiem pracy jest relatywnie większy niż dawniej.
 

Maksymiliana

Everyday Hero
316
176
@tosiabunio
Racja, zapomniałam dodać że przecież rakieta też ich wyniosła xdd


Z tego co czytalam, to ten komputer pokładowy to była po prostu wiązka jakiś kabelków która tworzyła spójną całość. No bo jakby była płytka drukowana to raczej by ją tam wsadzili.
 
Do góry Bottom