Czy religia szkodzi?

A

Antoni Wiech

Guest
Mówienie komuś jak ma/powinien żyć to nie komuszenie tylko zwykła ocena/opinia.
Dokładnie tak. Ale jak widać niektórzy nie kumają czym jest wolność słowa. I powołują się na to, że ktoś może nie zrozumieć i odebrać ocenę/opinię jako przymus. To jest mega lol i jak żyw przypomina lewacką polityczną poprawność.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
ziew... jak widać niektórzy nie rozumieją co czytają... i nie rozróżniają wolności słowa od celowej manipulacji mającej na celu zniewolenie umysłowe
to dopiero maga lole

wolność słowa/opinia/ocena to stwierdzenie że ojej wulkan wybuchł to pewnie bóg jakiś sie gniewa
gadanie: utrzymujcie mnie i róbcie co wam każe, moja działalność jest wam potrzebna, bo inaczej bóg sie wkurwi i stanie sie wam krzywda, to już raczej podchodzi o zastraszanie/grożenie/szantaż/komuszenie
nawet jak sam nie planuje stosować fizycznej przemocy to jest to jednak agresja, tak jak służby świeckiego państwa robią w ramach psychologicznej wojny
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
religia została stworzona w celu sprawowania władzy nad ludźmi, do nicego innego nie jest potrzebna, co w tym niby dobrego
Oj, było przeczytać mój tekst, to byś się dowiedział do czego jest w istocie potrzebna.

w jakim celu według ciebie stworzono religie?
W celu oswajania się z doświadczeniem śmiertelności. Dostarczeniem mitologicznych wyjaśnień dotyczących sensu życia i zastanej ludzkiej kondycji. Generalnie do tego samego, co wszelkie techniki śmierciomyślicielskie, tylko na masową skalę.

porównywanie do uzytecznego narzędzia jest tak samo bez sensu, jak porównywanie cegoś wymyślonego w celu sprawowania władzy nad ludźmi a obroną przeciwko agresji z posta wyżej...
O jaki masz dowód na tę celowość? Zresztą to w sumie nieważne, jeśli można zmienić uzus.

komu ona służy? bogom? czy pewnej grupie ludzi korzystającej z wierzeń różnych?
Tym, którzy ją praktykują?
Ciekawostka: medytacja zmienia ludziom DNA. [mzimu epigenetyki...]

Ivana Buric i in. - What Is the Molecular Signature of Mind–Body Interventions? A Systematic Review of Gene Expression Changes Induced by Meditation and Related Practices, Frontiers in Immunology
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
Oj, było przeczytać mój tekst, to byś się dowiedział do czego jest w istocie potrzebna.
mam odmienne zdanie
W celu oswajania się z doświadczeniem śmiertelności. Dostarczeniem mitologicznych wyjaśnień dotyczących sensu życia i zastanej ludzkiej kondycji. Generalnie do tego samego, co wszelkie techniki śmierciomyślicielskie, tylko na masową skalę.
moja opinia jest że między innymi wykorzystywany jest strach przed śmiercią do celów jakie podałem
O jaki masz dowód na tę celowość? Zresztą to w sumie nieważne, jeśli można zmienić uzus.
bo jedyną faktyczną korzyść mają ci co obsługują te procedury religijne, ludziom ino wciśnięto te bajki, ze jak bedom uczęszczać cotydzień na smętne przedstawienie z chujową muzyką i ciągle tymi samymi wierszykami i zjedzą wafelka to bedzie dobrze
jakie logiczne jest uzasadnienie ze to jest potrzebne? bóg jahwe co jest wszechmogący i stworzył cały świat potrzebuje tego? sie tym żywi, staje mu od tego i jest łaskawszy? ludziom co to daje że biorą udział w tej szopce? nic...
po co spowiedź? wszechmogący jahwe co wszystko widzi i wie tego nie potrzebuje, za to przydatne jest to grupce kleru której łatwiej sprawuje sie władze nad lemingami jak sie ma na nich haki
Tym, którzy ją praktykują?
tak samo jak służą im urzędy i podatki i państwo
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
@FatBantha
Zgadzam się z tym, że szlachta pełniła „rolę hamulcowego, powstrzymującego władzę królewską przed rozrostem i zdobyciem potęgi.” I tym, że „polityczne zwycięstwa władzy królewskiej nad szlachtą skutkowały wzrostem autorytaryzmu, zaborami mienia w formie kasat, ogólnym uciskiem fiskalnym, wojnami i dalszymi próbami centralizowania władzy”.

I właśnie w tym upatruję czynnika mającego decydujący wpływ na wytworzenie się absolutyzmu, a nie w tym, że to tolerancja religijna jest przyczyną absolutyzmu. W Europie władcy nadawali swym lojalnym podwładnym ziemie, ale europejskim zwyczajem było to, że te ziemie były dziedziczne. Z pokolenia na pokolenie królewscy wasale mogli rozbudowywać swe siedziby, tworząc warowne zamki. Taki pan na zamku wypełnionym zapasami mógł się zabarykadować i bardzo długo odpierać ataki. To był problem dla monarchów, by w pełni sobie podporządkować tych panów. Zdobycie zamku było bardzo kosztowne, więc król nie miał możliwości by wszystkich dyscyplinować, bo przekraczało to jego możliwości. To osłabiało jego pozycję i sprzyjało decentralizacji w średniowieczu. Przychylam się do tych opinii, które głoszą, że rozwój technik wojennych zmienił świat. Dzięki artylerii zdobycie zamków było znacznie łatwiejsze. Co prawda można było budować większe twierdze, ale nie wszystkich było na to stać, a jak nawet było to monarchowie uniemożliwiali często to, wiedząc co się święci. To jest moim zdaniem główna przyczyna wzmacniająca pozycję królów. Oni później woleli dmuchać na zimne. Przypominam, że kardynał Richelieu zabronił arystokracji posiadania zamków warownych! Piękny sojusz tronu i ołtarza.

Jeśli jednak nadal obstajesz przy związku absolutyzmu i tolerancji religijnej, to proszę zrób takie zestawienie, w którym będą wyszczególnione kraje europejskie z podziałem na te absolutystyczne i bardziej wolnościowe np. w XVIII wieku. W przypadku, gdy w jakimś kraju tylko przez jakiś czas wtedy panował absolutyzm to również to zaznacz i zestaw to z tym jak wyglądała wtedy w nich tolerancja religijna. Jeśli wyjdzie Ci na to, że w tych krajach, w których oprócz tego, że nie było wolności religijnej (a jeszcze lepiej jakby panująca religia był mocno zinstytucjonalizowana) było ogólnie więcej wolności niż w tych, w których panowała tolerancji religijna to ok, wyjdzie na Twoje. Zapraszam do dzieła:)

Uznaję też to, że w średniowieczu spór pomiędzy władzą świecką a duchową wywoływał pozytywne efekty. Nie było jednego silnego ośrodka władzy. Takie rozdrobnienie jest dobre. Teraz pozostaje pytanie: Czy im bardziej władza jest rozdrobniona to czy tym jest lepiej? Jeśli tak, to rozdrobnienie władzy duchowej było dobre. Jeśli natomiast uważasz, że rozdrobnienie władzy duchowej wzmacniało nadto drugą stronę czyli władzę świecką, to czemu by nie przyjąć czysto hipotetycznie, że rozdrobnienie władzy świeckiej powinno wzmacniać władzę duchową i prowadzić do jakiejś teokracji. Czyż zatem nie powinniśmy być przeciwni osłabianiu świeckiej władzy państwowej w obawie przed powstaniem jakiegoś silnego państwa kościelnego? Zastanów się nad tym.

Przejdźmy teraz do teraźniejszości.
Jak to jest z tym rozdrobnieniem władzy? Jeśli obecnie często się przyjmuje, że funkcje religii przejęły inne twory i religie mają swe współczesne odpowiedniki (chyba wiecie o czym mówię?) to czy jakieś zideologizowane organizacje pozarządowe nie pełnią takiej roli jak kiedyś kościół? A jeśli jeszcze nie są tak silne to czy nie powinno nam zależeć na ich wzmocnieniu? A może nie trzeba nic wzmacniać? Może wystarczy trójpodział władz? Może tak jak w USA gdzie jest silny prezydent i kongres, gdy jeden urząd biorą demokraci a drugi republikanie to jest ok? A może sytuacja jak w Polsce? U nas rządzi na szczeblu krajowym PIS, ale duży wpływ ma UE, z którą w jakimś konflikcie pozostaje ten PIS?
Wiem, że propaganda tak tego nie przedstawia i ktoś może powiedzieć, że współczesne podziały władzy nie są tak efektywne jak te w średniowieczu i może lepiej wrócić do starego podziału kościół-król? Ja w to wątpię. Po pierwsze, mniej istotne, zbytnio bym nie idealizował średniowiecza – daleko im było do libertarianizmu. Były oczywiście dobre rzeczy, ale po drugie… Wcześniej pisałem już o tym, że pozycja króla była słaba z powodów militarno-inżynieryjnych. Kiedyś mogły być też niższe daniny i mniejszy aparat państwowy. Ale kiedyś społeczeństwa były mniej zamożne i nie byłyby w stanie utrzymać tak potężnego aparatu urzędniczego jak teraz i udźwignąć takich obciążeń podatkowych. Kiedyś były po prostu inne warunki. To nie jest tak, że sobie wytniemy jakiś fragment rzeczywistości i wstawimy w inne warunki i to będzie tak samo działać jak przedtem. Nie sądzę zatem, że obecnie wzmocnienie papiestwa doprowadziłoby do uzyskanie średniowiecznych plusów, jeśli mielibyśmy utrzymać obecny poziom gospodarki i techniki.
Z historii trzeba wyciągać generalne wnioski, a nie próbować na ślepo naśladować tego co było dawno temu.
I na koniec: coś może być okolicznością sprzyjającą, ale samo sprawy nie rozwiązywać.
 
X

xawas

Guest
Niepotrzebne klotnie z powodu religii sa czesto. Ja nie wierze w Boga, nie chodze do kosciola spowiadac sie, modlic i nie czuje sie z tego powodu ubogi. Ale sa ludzie ktorym religia pomaga znalezc sens zycia. Niech sobie wierza, zeby tylko nie zmuszali innych.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
@FatBantha
Zgadzam się z tym, że szlachta pełniła „rolę hamulcowego, powstrzymującego władzę królewską przed rozrostem i zdobyciem potęgi.” I tym, że „polityczne zwycięstwa władzy królewskiej nad szlachtą skutkowały wzrostem autorytaryzmu, zaborami mienia w formie kasat, ogólnym uciskiem fiskalnym, wojnami i dalszymi próbami centralizowania władzy”.

I właśnie w tym upatruję czynnika mającego decydujący wpływ na wytworzenie się absolutyzmu, a nie w tym, że to tolerancja religijna jest przyczyną absolutyzmu.
Ja widzę w jednym i drugim, bo w obu przypadkach chodziło o osłabienie opozycji wobec władzy królewskiej. Zarówno szlachta jak i kler była za takową uznana, zatem wobec jednych i drugich postanowiono zadziałać podług sfery z jakiej te klasy czerpały potęgę: ekonomicznej (w przypadku szlachty) i symbolicznej (w przypadku kleru).

Przeciw szlachcie zrobiono to za pomocą psucia pieniądza (to król a nie szlachta decydował o walucie), w związku z czym doszło do inflacji i stopniowego zwiększania pańszczyzny chłopom, którzy później zniechęceni swoją niewolą preferowali służyć władzy centralnej w armii w zamian za emancypację, osłabiając tym bardziej pozycję arystokratów. Przeciwko klerowi zrobiono to symbolicznie za pomocą spreparowania i podpompowania protestanckich herezji - podzielenie wiernych, podważające autorytet KK oraz osłabiające go na tyle, że państwo ostatecznie z nim wygrało.

Droga do absolutyzmu byłaby dłuższa, gdyby przynajmniej jednej z tych grup społecznych udało się zachować swoją pozycję ze wczesnego średniowiecza. Tak się jednak nie stało, zapewne dlatego, że w większości żadna z nich nie znała swojej roli historycznej i szła na kompromisy z władzą centralną, zyskując chwilowe przywileje, ale w dłuższym rozrachunku tracąc autorytet na jej rzecz.

Uznaję też to, że w średniowieczu spór pomiędzy władzą świecką a duchową wywoływał pozytywne efekty. Nie było jednego silnego ośrodka władzy. Takie rozdrobnienie jest dobre. Teraz pozostaje pytanie: Czy im bardziej władza jest rozdrobniona to czy tym jest lepiej? Jeśli tak, to rozdrobnienie władzy duchowej było dobre. Jeśli natomiast uważasz, że rozdrobnienie władzy duchowej wzmacniało nadto drugą stronę czyli władzę świecką, to czemu by nie przyjąć czysto hipotetycznie, że rozdrobnienie władzy świeckiej powinno wzmacniać władzę duchową i prowadzić do jakiejś teokracji. Czyż zatem nie powinniśmy być przeciwni osłabianiu świeckiej władzy państwowej w obawie przed powstaniem jakiegoś silnego państwa kościelnego? Zastanów się nad tym.
To jeszcze zależy od religii - teokracje mogą się różnić w zależności od tego, co głosi religia, której służą. Inna kwestia to natura władzy religijnej, jaka wydaje się być o wiele bardziej krucha od świeckiej a jej apetyt na kompetencje w miarę stały, ograniczony koncepcją jakichś boskich praw naturalnych, Odwiecznego Porządku Rzeczy, Który Musimy Podtrzymywać, Bo Inaczej Nastąpi Katastrofa i Bogowie Się Na Nas Obrażą, Gdy Postąpimy Inaczej. Odróżnia się to od władzy świeckiej, poszukującej uzasadnień dla rozrostu swojej jurysdykcji jedynie w swoim egoizmie, wybierającej sobie najbardziej luźne stanowiska filozoficzne takie jak utylitaryzm czy nominalizm, aby usprawiedliwić każde umniejszanie cudzej potęgi na rzecz wzrostu swojej. Religia z samej natury stawia ludziom jakieś ograniczenia i reguluje relacje społeczne w oparciu o jakąś stałą wizję świata. Władza świecka w zależności od potrzeby może żonglować wizjami świata do woli, nawet tymi najbardziej oderwanymi od rzeczywistości, aby tylko wybrać tę aktualnie dającą asumpt do sięgnięcia po kolejny kęs mocy decyzyjnej.

Rozdrobnienie władzy głównie symbolicznej nie ma przełożenia 1:1 w porównaniu z rozdrabnianiem władzy świeckiej. Władzę świecką prościej jest odbudować, nawet jeśli zostanie poważnie nadszarpnięta, bo opiera się na ogół na najniższych instynktach w niej uczestniczących. Funkcjonariusze religii stawiającej jakieś wzorce osobowe czy społeczne są z zasady na ogół bardziej z nich rozliczani i dotkliwiej kończą się dla nich transgresje przeciw temu, czemu mają służyć. Makiawelicznych książąt coś takiego nie dotyka - przynajmniej nie tak bardzo.

Przejdźmy teraz do teraźniejszości.
Jak to jest z tym rozdrobnieniem władzy? Jeśli obecnie często się przyjmuje, że funkcje religii przejęły inne twory i religie mają swe współczesne odpowiedniki (chyba wiecie o czym mówię?) to czy jakieś zideologizowane organizacje pozarządowe nie pełnią takiej roli jak kiedyś kościół? A jeśli jeszcze nie są tak silne to czy nie powinno nam zależeć na ich wzmocnieniu? A może nie trzeba nic wzmacniać? Może wystarczy trójpodział władz? Może tak jak w USA gdzie jest silny prezydent i kongres, gdy jeden urząd biorą demokraci a drugi republikanie to jest ok? A może sytuacja jak w Polsce? U nas rządzi na szczeblu krajowym PIS, ale duży wpływ ma UE, z którą w jakimś konflikcie pozostaje ten PIS?
Organizacje pozarządowe nigdy nie uzyskają takiej mocy sprawczej, jaką mogą uzyskać religie, bo na ogół skupiają się na jednym zagadnieniu życia społecznego, które w dodatku nie są specjalnie istotne na co dzień. Nigdy więc nie zdołają zdobyć podobnego autorytetu, jako że nie oferują całościowej wizji świata i zajmują się zaledwie wybiórczymi problemami. Mogą od czasu do czasu stać się języczkiem u wagi, ale nie przejmą inicjatywy, bo są na to za cienkie. W dodatku nie roszczą sobie praw do sfery sprawiedliwości, nie odbiorą państwu sądownictwa i nie zaproponują własnych rozwiązań i struktur.

Wiem, że propaganda tak tego nie przedstawia i ktoś może powiedzieć, że współczesne podziały władzy nie są tak efektywne jak te w średniowieczu i może lepiej wrócić do starego podziału kościół-król? Ja w to wątpię. Po pierwsze, mniej istotne, zbytnio bym nie idealizował średniowiecza – daleko im było do libertarianizmu. Były oczywiście dobre rzeczy, ale po drugie… Wcześniej pisałem już o tym, że pozycja króla była słaba z powodów militarno-inżynieryjnych. Kiedyś mogły być też niższe daniny i mniejszy aparat państwowy. Ale kiedyś społeczeństwa były mniej zamożne i nie byłyby w stanie utrzymać tak potężnego aparatu urzędniczego jak teraz i udźwignąć takich obciążeń podatkowych. Kiedyś były po prostu inne warunki. To nie jest tak, że sobie wytniemy jakiś fragment rzeczywistości i wstawimy w inne warunki i to będzie tak samo działać jak przedtem. Nie sądzę zatem, że obecnie wzmocnienie papiestwa doprowadziłoby do uzyskanie średniowiecznych plusów, jeśli mielibyśmy utrzymać obecny poziom gospodarki i techniki.
Z historii trzeba wyciągać generalne wnioski, a nie próbować na ślepo naśladować tego co było dawno temu.
Przede wszystkim, nie ma sensu wzmacniać dzisiaj KK, bo on został w zasadzie przemielony na modłę protestancką i nie podejmie roli jaką pełnił w średniowieczu. Nie będzie nawet próbował, więc jego istnienie jest daremne, czego nie chcą przyznać łacinnicy. Oni z powodu szacunku do tradycji i sentymentu będą tego trupa utrzymywać przy życiu, chociaż niczym się im on już nie odwdzięczy. Nie rzuci podobnego wyzwania dzisiejszej władzy, więc wiernych też nie zyska, bo jaka społeczna korzyść w przynależności do grupy, co nie kwestionuje zastanej sytuacji i nie dąży do poprawienia swojej sytuacji i sytuacji swoich członków?

Inna sprawa, to treść chrześcijaństwa - nigdy nie była ona antypaństwowa per se, więc kościół opierający się na takiej nauce nigdy nie mógł zbytnio zagrozić świeckiej władzy. Mógł ją co najwyżej osłabiać, ale nie rozmontować kompletnie. Ewentualnie mógł zrobić podobny misz-masz jak w przypadku teokratycznego Bizancjum, ale na Zachodzie nie było wystarczających po temu warunków.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
I na koniec: coś może być okolicznością sprzyjającą, ale samo sprawy nie rozwiązywać.
Bo ja to dzielę na nieświadomą [na ogół] formę i świadomą treść [ukierunkowanie na ideologiczny cel i interes]. Wolności sprzyjać mogą właśnie forma i treść. Kiedy rozpatrujemy średniowieczny konflikt władzy religijnej ze świecką, albo spór szlachty z królem to mówimy tylko o korzystnej formie bez sprzyjającej treści. Dla wolności sprzyjający był tam sam podział autorytetu i kompetencji do jakiego doprowadzili zmagający się ze sobą o prymat rywale. Ale żadnej ze stron na wolności specjalnie nie zależało, więc wiadomo, że sprawy to nie rozwiązywało.

Kiedy z kolei mówimy o libkach wymieniających opinie o anarchokapitalizmie na forum, mówimy tylko o samej sprzyjającej treści, bez żadnej społecznej formy. Czyli kończy się na intencjach i gadaniu, ale bez żadnego sensownego przełożenia na rzeczywistość, bo do tego potrzebna jest właśnie forma, niezbędna do zdobycia autorytetu, osiągnięcia odpowiedniej organizacji i dalszego nabijania punktów u ludu, któremu trzeba coś zaoferować, aby chciał przystać do danej frakcji tożsamościowej i ją wspierać przeciw innym, aksjologicznie opozycyjnym. Libertarianie nie mają żadnego pomysłu na promocję własnych wartości, poza czystym samozadowoleniem ze swoich zdolności poznawczych, pozwalających wznieść się nad poziom durnych lemingów i normików wierzących etatystom i dumą, że udało się do tej wiedzy dotrzeć samodzielnie. A to trochę za mało, żeby zachęcić kogoś do zainteresowania się swoimi ideami, a już tym bardziej zaangażować się w coś ryzykownego. Musi istnieć większa gratyfikacja osobista z przebywania w towarzystwie wolnościowców, aby ludzie chcieli również dążyć do wolnościowych celów. W przypadku sekt, nawet tych najgłupszych, taka gratyfikacja dla członków istnieje.

No i na koniec o tolerancji religijnej. Ja z mojej strony po lekturze tego tekstu wyniosłem z niego takie wrażenie, że raczej zakładając swoją religię, założę jej kompletną supremację i będę przeciwny jakimkolwiek tolerancjom religijnym, ekumenizmom i innych chujom-mujom. Jeżeli inne stronnictwa religijne i ich członkowie chcą, to proszę bardzo - niech się stosują do tego, co im każe tolerancja religijna wobec mnie, ale ja nie zamierzam odpowiadać tym samym, bo antyleseferystycznych innowierców godzących w swoje świętości należy traktować z buta. Jeśli mam zdobyć hegemonię kulturową dla akapu, to nie ma miejsca na tolerancję dla moich oponentów. Ani tym bardziej dla państwa, które chce sobie podporządkować potencjalnego sakralnego rywala, zrównując go z dziesiątkami innych konkurentów.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
na koniec o tolerancji religijnej. Ja z mojej strony po lekturze tego tekstu wyniosłem z niego takie wrażenie, że raczej zakładając swoją religię, założę jej kompletną supremację i będę przeciwny jakimkolwiek tolerancjom religijnym, ekumenizmom i innych chujom-mujom. Jeżeli inne stronnictwa religijne i ich członkowie chcą, to proszę bardzo - niech się stosują do tego, co im każe tolerancja religijna wobec mnie, ale ja nie zamierzam odpowiadać tym samym, bo antyleseferystycznych innowierców godzących w swoje świętości należy traktować z buta. Jeśli mam zdobyć hegemonię kulturową dla akapu, to nie ma miejsca na tolerancję dla moich oponentów. Ani tym bardziej dla państwa, które chce sobie podporządkować potencjalnego sakralnego rywala, zrównując go z dziesiątkami innych konkurentów.
To jest o tyle ciekawa sprawa, że w myśli liberalnej można wyodrębnić takie dwa obozy.
Pierwszy obóz to taki pluralistyczny. Stawia sobie on najwyżej to, żeby człowiek mógł wyznawać dowolną religię, kultywować dowolne tradycje.
Ale często te religie i tradycje są antywolnościowe. I mamy taki drugi obóz. Coś takiego jak obiektywiści. Dla Rand multikulturakizm był idiotyzmem, bo jak można stworzyć wolnościową cywilizację to po co jeszcze jakieś gorsze warianty do wyboru? Ona też widziała zagrożenie w religiach. U Ciebie to natomiast nie jest odrzucenie czy też jakby to niektórzy powiedzieli wyzwolenie od religii, a próba stworzenia takiej wolnościowej religii. Ten pomysł ciekawie wpisuje się w ten drugi nurt.
FatBantha napisał:
Bo ja to dzielę na nieświadomą [na ogół] formę i świadomą treść [ukierunkowanie na ideologiczny cel i interes]. Wolności sprzyjać mogą właśnie forma i treść. Kiedy rozpatrujemy średniowieczny konflikt władzy religijnej ze świecką, albo spór szlachty z królem to mówimy tylko o korzystnej formie bez sprzyjającej treści. Dla wolności sprzyjający był tam sam podział autorytetu i kompetencji do jakiego doprowadzili zmagający się ze sobą o prymat rywale. Ale żadnej ze stron na wolności specjalnie nie zależało, więc wiadomo, że sprawy to nie rozwiązywało.

Kiedy z kolei mówimy o libkach wymieniających opinie o anarchokapitalizmie na forum, mówimy tylko o samej sprzyjającej treści, bez żadnej społecznej formy. Czyli kończy się na intencjach i gadaniu, ale bez żadnego sensownego przełożenia na rzeczywistość, bo do tego potrzebna jest właśnie forma, niezbędna do zdobycia autorytetu, osiągnięcia odpowiedniej organizacji i dalszego nabijania punktów u ludu, któremu trzeba coś zaoferować, aby chciał przystać do danej frakcji tożsamościowej i ją wspierać przeciw innym, aksjologicznie opozycyjnym.
I ja właśnie założyłem taki temat o tym co Hayek tak mocno rozróżniał. Z jednej strony nurt głównie kładący nacisk na to co Ty nazywasz sprzyjającą treścią i z drugiej taki, który patrzył dla odmiany na sprzyjającą formę. I to jest ciekawy temat. Plusy i minusy obu podejść i oczywiści sensowne próby połączenia ich. Dodałem specjalnie dziś kolejny wpis. Zachęcam do wypowiadania się w nim.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
To jest o tyle ciekawa sprawa, że w myśli liberalnej można wyodrębnić takie dwa obozy.
Pierwszy obóz to taki pluralistyczny. Stawia sobie on najwyżej to, żeby człowiek mógł wyznawać dowolną religię, kultywować dowolne tradycje.
Ale często te religie i tradycje są antywolnościowe. I mamy taki drugi obóz. Coś takiego jak obiektywiści. Dla Rand multikulturakizm był idiotyzmem, bo jak można stworzyć wolnościową cywilizację to po co jeszcze jakieś gorsze warianty do wyboru? Ona też widziała zagrożenie w religiach. U Ciebie to natomiast nie jest odrzucenie czy też jakby to niektórzy powiedzieli wyzwolenie od religii, a próba stworzenia takiej wolnościowej religii. Ten pomysł ciekawie wpisuje się w ten drugi nurt.
Poniekąd można to tak zaklasyfikować, ale ja patrzę na to przez optykę wojny autorytetów. Całkowicie przekonuje mnie interpretacja twierdząca, iż tolerancja religijna była inicjatywą państwową wytworzoną tylko dlatego, aby rozdrobnić i umniejszyć rolę rywalizującego autorytetu, tym bardziej, że państwo samo ustanowiło się później strażnikiem owej tolerancji, pilnując aby wszelkie stronnictwa religijne były podporządkowane tej wprowadzonej przez nie regule. W takim wypadku, żeby złamać autorytet państwa trzeba złamać również te regułę i postąpić wedle swojego interesu.

I ja właśnie założyłem taki temat o tym co Hayek tak mocno rozróżniał. Z jednej strony nurt głównie kładący nacisk na to co Ty nazywasz sprzyjającą treścią i z drugiej taki, który patrzył dla odmiany na sprzyjającą formę. I to jest ciekawy temat. Plusy i minusy obu podejść i oczywiści sensowne próby połączenia ich. Dodałem specjalnie dziś kolejny wpis. Zachęcam do wypowiadania się w nim.
Chętnie sprawdzę ten temat, ale dopiero po weekendzie, bo będę miał teraz sporo pracy i nie za wiele czasu na czytanie czegoś dłuższego.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Anarchokomunista Maciej Drabiński dokonał ostatnio ciekawego wpisu o religii politycznej i Stirnerze.

 

sergiusz

Member
45
67
Modlitwa pozytywnie działa, zwłaszcza modlitwa kontemplacyjno-medytacyjna np różaniec. Pozwala się uspokoić, co w obecnych nerwowych czasach jest naprawdę ważne.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 775
4 721
Wątek jest dla mnie tl dr więc nie wiem czy to już było, ale dla mnie OBECNIE szkodliwość religii jest zerowa, można jej nie zauważać i żyć absolutnie normalnie, nawet jeśli ta religia byłaby bardzo manipulatywna, to w porównaniu do państwa jest niczym. Lewactwo lubi sobie postrzelać do religii jako do tematu zastępczego, ale dziś religia jest bezślina, taka prawda. Chyba że mówimy o czymś w stylu Talibanu to zgoda, ale jest tak wyłącznie dlatego, że robi to państwo, które przebiera się w religijne szatki. Tak naprawde religia bez państwaa jest absolutnie nieszkodliwa. Szkodzi jedynie państwo, z religią albo bez.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 168
1 115
Pisałem już, że szkodzi? Odkąd rzuciłem katolicyzm jestem szczęśliwy, dopóki mnie depresja nie łapie. Religia ma spory wpływ na masy, masy są konformistyczne, więc jak jakaś konformistyczna zryta religia opanuje jakiś zryty kraj jak np. polska, to często wpływa na prawo.
 

piezol

Jebać życie
1 263
4 235
Pisałem już, że szkodzi? Odkąd rzuciłem katolicyzm jestem szczęśliwy, dopóki mnie depresja nie łapie. Religia ma spory wpływ na masy, masy są konformistyczne, więc jak jakaś konformistyczna zryta religia opanuje jakiś zryty kraj jak np. polska, to często wpływa na prawo.
Dzięki temu cię nie abortowali, lanc.
 
Do góry Bottom