A
Anonymous
Guest
Słupek napisał:Jeśli coś jest wspólne to jest de facto wspólne. Jakbyś spróbował to "niczyje" pierwotnie sobie zawłaszczyć, to byś costał po łapach.Premislaus napisał:Jeżeli coś jest wspólne to jest de facto niczyje
Nie rozumiesz pojęcia praktyki społecznej.praktyka społeczna wykazuje, że to co jest publiczne jest zaniedbane i z publicznego każdy chce wyciągnąć jak najwięcej korzyści, rabunkowo eksploatując.
Nie ma tu mowy o nieograniczonej dostępności. Jak pożyczę Ci książkę, to bez wątpienia będzie ona dla Ciebie dostępna, ale nie oznacza to, że możesz ją zjeść albo spalić w piecu. Jeśli tego nie rozumiesz, to chyba nikt ci nigdy niczego nie użycza.Publiczny; powszechny, dla każdego, miejsce wspólne, etc. Synonimów i przymiotników jest wiele, we wszystkich widać, ze jest mowa o dostępności dla każdego. De facto sprowadza się to do ziemi niczyjej.
Podobnie w miejscu publicznym, każdy może robić tam to co mogą wszyscy inni (np. chodzić, siedzieć na ławce) ale nie wszystko na co ma ochotę.
1. Wspólne nie jest w tym rodzaju jak zakładanie spółki, gdzie obejmuje umowa i podział obowiązków. Nie jest to też współwłasność.
2. Rozumiem. Praktyka społeczna jasno wykazuje, że jak ktoś zajmie społeczne stanowisko to ciągnie z tego gigantyczne dochody.
3. Książka nie staje się publiczna. Następuje zawarcie umowy - wypożyczenie.
Po prostu miejsca publiczne nie istnieją. Nie ma miejsca na tej planecie które by spełniało definicje. W każdym miejscu "publicznym" jakieś osoby czy zachowania, bądź relacje są dyskryminowane, cenzurowane.
Jeżeli mówi się, że kąpielisko jest publiczne, to czemu nie wpuszczą do wody pijanego? Bo ktoś arbitralnie ustanowił taką zasadę, a to spełnia znamiona miejsca prywatnego.