Arabska Wiosna Ludów

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772
Takie bariery wymuszają społeczną innowację. Popularne są randki samochodowe - dwa auta zatrzymują się koło siebie i trwa schadzka przez okno. Albo w centrum handlowym włącza się odpowiednią aplikację i od razu przychodzą propozycje od niby-czytających coś w swoich telefonach mężczyzn naokoło. Znam historię saudyjskiego artysty, który przez pięć lat miał romans ze swoją przyszłą żoną przez telefon - wcześniej nie mogli się zobaczyć.

Wystarczy jednak, by samolot lecący z Rijadu do Frankfurtu opuścił saudyjską przestrzeń powietrzną, a Saudyjki od razu odkrywają głowy, zdejmują czarne abaje i zamawiają alkohol. Jednym ruchem ręki stają się Europejkami, przynajmniej z wyglądu. Lecz publicznie ci sami pijący Saudyjczycy i te same, raz schowane w abajach, raz roznegliżowane Saudyjki będą bronić konserwatywnych zasad swojej kultury i religii. Pasuje im, że u siebie ma być czysto i poprawnie, a na zepsutym Zachodzie i tak się inaczej nie da. Są i tacy, którzy nie zgadzają się z wymogami saudyjskiej obyczajowości, ale jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one, dla świętego spokoju.

Ubiegłoroczne badania opinii publicznej ASDA'A Burson-Marsteller przeprowadzone twarzą w twarz na arabskiej młodzieży w 16 krajach pokazują, że prawie 50 proc. twierdzi, iż tradycyjne wartości to przeszłość i, gdyby można wybrać, wolałoby zachodnią nowoczesność. To gigantyczna zmiana, gdyż w 2011 r. takie zdanie wyrażało ledwie 17 proc. Te wyniki pokazują, że przez państwa arabskie przechodzi prawdziwa lawina przemian, których po prostu nie da się na dłuższą metę zatrzymać, ale też nie spadnie ona natychmiast. W tym samym badaniu ci sami ludzie mówią, że ich autorytetami są przede wszystkim rodzice, rodzina i religia, a więc środowisko raczej zachowawcze.

Oznacza to, że młodzi Arabowie, w tym młodzież z wyższych, zamożniejszych sfer, łapczywie patrzą w stronę Zachodu i Europy, ale ciągle stoją w jakimś niewygodnym rozkroku. Z jednej strony jest tradycja, z drugiej - ich własne potrzeby. Na przykład aspiracją młodych Egipcjan jest wyjazd.

Czy to oznacza, że opinia o islamizowaniu się państw arabskich jest powierzchowna? Palestyńczycy z nostalgią wspominają czasy, gdy niemal wszędzie można było kupić alkohol, a jednak wielu cieszy się, że z Dżeninu, Hebronu lub Nablusu w szybkim tempie znikają wypierane przez konserwatywny islam przejawy westernizacji.

- Właściwie co znaczy "islamizacja"? Arabowie są bardzo religijni. Wyobraźmy sobie, że w praktyce od dwóch do pięciu razy dziennie się modlą - jak ogromnie wpływa to na życie codziennie, na układ dnia, na widzenie życia. Tylko że nie zawsze religia była jedyną ideologią, a tak właśnie rozumiem słowo "islamizacja" - uznawanie religii za jedyną alternatywę. W takim sensie zaczęła ona postępować po wojnie sześciodniowej. Arabscy intelektualiści wskazują, że właśnie rok 1967 uzmysłowił Arabom, że żyją w czarnej dziurze, a wszystkie zaklęcia ich przywódców, wówczas zazwyczaj świeckich, bardzo zachodnich i lewicowych, były nic niewarte. Malutki i - zdawało się - słaby Izrael, który państwa arabskie buńczucznie obiecywały utopić w Morzu Śródziemnym, w tydzień rozbił w pył armie Egiptu, Syrii, Jordanii, wojsko irackie, Libańczyków i Palestyńczyków. Arabski stosunek do Izraela, postrzeganego jako forpoczta Zachodu na Bliskim Wschodzie, to podziw i nienawiść w jednym. Podziw - bo podczas wojny dał sobie radę śpiewająco. Nienawiść - bo pokonany nienawidzi zwycięzcy.

Tak więc wielu arabskim myślicielom 1967 r. jawi się jako katharsis, bardzo bolesne oczyszczenie ze złudzeń. Powiadają, że to moment, od którego trzeba ostatecznie dostrzec uwstecznienie, zapaść krajów arabskich. Potrzebna była zatem zmiana - ludzie zaczęli się łapać tego, co znali najlepiej, czyli islamu. Islamizacja, choć z nowoczesnością nie musi mieć wiele wspólnego, jeśli nie liczyć perfekcji, z jaką np. ISIS opanował dzisiaj najnowsze formy komunikacji społecznej, jest jedną z antysystemowych form tej zmiany.

Palestyńczycy nie znoszą Izraela, ale z drugiej strony zazdroszczą mu wszystkiego: poziomu życia, swobód obywatelskich, autostrad, szpitali, kin, centrów handlowych, sprawnego państwa. O Arabach będących obywatelami Izraela, wśród których jest całkiem sporo islamistów, a kilkudziesięciu z nich pojechało na wojnę prowadzoną przez ISIS (byli w Izraelu lekarzami, studentami, należeli do klasy średniej), mawiają, że to "Arabowie śmietany", jedyny arabski naród żyjący tak dostatnio i zarazem w takiej wolności.

- Co do tej wolności można mieć wątpliwości, ale rzeczywiście Arabowie w sąsiednich państwach nie mają najlepiej, głównie z powodu nieudolnych rządów. Wojna izraelsko-arabska 1967 r. była kompletną porażką, państwa arabskie okazały się beznadziejnie słabe i niewydolne.

Egipt, kolebka arabskiego nacjonalizmu i panarabizmu, który w zapowiedziach pierwszego przywódcy Gamala Abdela Nasera był wspaniałym projektem, doznał upokarzającej klęski. Wszystko miało być przepięknie - brytyjscy i francuscy kolonialiści wycofali się z podkulonymi ogonami, Egipt wygrał wojnę o Kanał Sueski w 1956 r., można brać sprawy w swoje ręce, a nawet stworzyć wspólne arabskie mocarstwo. A tu naraz w kilka dni rozsypały się w proch wielkie plany. Na dodatek minęło kilka lat i tenże Egipt zawarł z Izraelem separatystyczny pokój, co w świecie arabskim uważane jest za jakąś aberrację.

Okazuje się, że świecki arabski nacjonalizm się nie sprawdza. Te wszystkie przemowy Nasera, kiedy w latach 50. przed wielotysięcznym tłumem wyśmiewa Bractwo Muzułmańskie i jego żądanie noszenia islamskich chust, a ludzie biją mu brawo, idą w zapomnienie. Dzisiaj w Egipcie prawie wszystkie kobiety noszą chusty, a małe dziewczynki w większości czekają niecierpliwie, kiedy je wreszcie założą. Oprócz religii Arabowie nie mieli nic innego, odwrót od świeckości był naturalny, skoro jedyną alternatywą okazała się nieudolna junta wojskowa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772
Dodajmy jeszcze poczucie odrzucenia przez Zachód i totalnej obcości. Osama ben Laden w młodości był utracjuszem i playboyem, bywalcem nocnych klubów od Paryża po Sztokholm, ale nigdy nie został zaakceptowany przez rówieśników z Zachodu. Może ma pieniądze i pije whisky, ale jakiś ciemny na twarzy, przyjechał z dzikiego pustynnego kraju, owce mu pasać, a nie balować.

- Jeszcze lepszy jest przykład Saida Kutba z egipskiego Bractwa Muzułmańskiego, drugiego pod względem popularności przywódcy tej organizacji. Jego losy zna na pamięć chyba cały świat arabski, jest postacią emblematyczną. Z tysiącami ludzi stało się mniej więcej to samo, co z nim.

Urodził się w 1906 r. w małej wiosce na egipskiej prowincji. Chciał być poetą. W czasach jego młodości, czyli w latach 20. i 30. XX w., kawiarenki literackie w Kairze lub Aleksandrii to była codzienność, ludzie dyskutowali, spierali się, ubrani po europejsku i zerkający na Europę. Kutb chadzał do takich lokali, próbował tworzyć, a pracował jako inspektor szkolny w ministerstwie edukacji.

Pojechał do USA, by podglądać amerykańskie rozwiązania edukacyjne. Już na statku - pisał o tym bardzo dokładnie, a cały świat arabski czytał jego wspomnienia - jakaś Amerykanka próbowała go uwieść. Podobno to był początek, Said Kutb był zszokowany, że kobieta sama z siebie może mu czynić jakieś awanse.

Dalej bardzo soczystym językiem Kutb opisuje USA jako kraj materializmu, przemocy i wyuzdania. Ludzie nie wierzą w Boga, chodzą tam do kościołów tylko na pokaz, to jeden wielki podryw i rewia mody. Na potańcówkach chłopaki i dziewczyny niemoralnie się obściskują. Pławią w dobrach materialnych, a w wolnym czasie oglądają walki bokserskie.

Kutb doznał w Ameryce niewiarygodnej wręcz dyskryminacji rasowej i odrzucenia. Być może dlatego jego obserwacje obyczajowe są tak radykalnie krytyczne. Większość czasu w USA spędził w prowincjonalnym Greeley w stanie Kolorado. Można sobie tylko wyobrazić, jak czuł się w takim miejscu Arab w latach 50.

Po powrocie do Egiptu przystępuje do Bractwa Muzułmańskiego, potem następuje rewolucja 1952 r. i zaraz Naser pozbywa się dawnych sojuszników. W 1954 r. Kutba i innych oskarża o próbę zamachu na siebie i wsadza do więzienia. Said Kutb spędzi tam 10 lat i napisze książkę "Kamienie milowe" o potrzebie reformy społecznej według zasad islamu, o konieczności stworzenia forpoczty, która odnowi zepsute społeczeństwo egipskie upodabniające się do amerykańskiego. Stanie się guru islamistów. W więzieniu jest torturowany, w 1966 r. zostaje powieszony.

Historia Kutba to opowieść o upokorzeniu, z którego nie można się wyrwać nawet w ojczystym kraju - zetknięcie z nieprawością i zdradą rodzi żarliwą wiarę graniczącą z chorobą.

Walid Raad prowadzi w Bejrucie szkołę sztuk pięknych. Ma studentów z całego świata arabskiego. Opowiadał mi, jak często uczniowie, np. z Arabii Saudyjskiej, debatują z nim o konflikcie tradycji i nowoczesności, świeckości i islamu. Kiedy powiedziałem, że jego szkoła to być może tylko wyspa otwartości, odrzekł, iż Arabowie zapomnieli o tym, jak marzyć. Taki stan - uważa - może być tylko chwilowy, bo bez marzeń ludzie nie mogą żyć.

- Dziwny i ważny czas nastał dla Arabów, z dużym znakiem zapytania na końcu. Młoda generacja, wystawiona na wpływ zachodnich wzorców życia, ale w większości wierząca, za dekadę lub dwie naturalną koleją rzeczy weźmie władzę w swoich krajach. Ale nawet ci młodzi są rozwarstwieni i zakompleksieni.

Łączy się w nich kompleks wyższości i niższości zarazem, bardzo podobny do tego, co o polskich kompleksach pisał kiedyś Stefan Kisielewski. Poczucie wyższości bierze się z historii, kiedy arabska cywilizacja górowała nad europejską, Arabowie tłumaczyli greckich filozofów, rozwijali matematykę, medycynę, literaturę, budowali wspaniałe miasta, rządzili więcej niż połową znanego Zachodowi świata. Kiedy krzyżowcy pojawili się w Palestynie, Arabowie dosłownie zatykali nosy, bo takich prostaków, brudnych prymitywów wcześniej nie widzieli. A teraz to oni są "beżowymi", "Mahmudami", mogą ewentualnie mieć budkę z kebabami albo miliardy z ropy naftowej, lecz to za mało, by zdobyć szacunek.

Dla arabskich elit cały XIX w. to szukanie przyczyn porażki. Dlaczego to Napoleon otworzył w Egipcie pierwszą drukarnię na Bliskim Wschodzie, a nie jakiś Ali ben Ali pierwszą drukarnię w Paryżu? Skąd ten postęp Europy, skoro przez stulecia była dla świata arabskiego symbolem uwstecznienia? Co się z nami stało? - pytali Arabowie.

Arabowie znają najlepsze wyjątki ze swojej historii, o tych gorszych się nie uczy. To uczucie podbija jeszcze kompleks niższości wynikający z dzisiejszej kondycji. Tyle że koło jest zamknięte. Kraje arabskie nie będą się równomiernie i szybko rozwijać, szczególnie te ludniejsze, jak Egipt albo Irak czy Syria targane wojnami. Tymczasem pewność siebie przychodzi wraz z dobrobytem.

Porównajmy Polaków na Zachodzie w początkach lat 90. i tych dzisiejszych. Czy w Londynie i Paryżu nie wstydziliśmy się, że jesteśmy ze Wschodu? Dzisiaj, kiedy mówimy po angielsku jak inne europejskie narody, żyjemy we względnie zasobnym kraju, polskość nie jest żenująca.

Arabowie są mniej więcej na takim samym etapie, jak my byliśmy przed 20 laty. Mają na swoje nieszczęście o wiele mniejsze szanse na rozwój gospodarczy, nie sprzyja im ani kontekst polityczny, ani rozwarstwienie społeczne, ani globalne tendencje w ekonomii.

Wydawało się, że nadzieję daje arabska wiosna. Tymczasem przyniosła same rozczarowania.

- Świętą trójcą Bliskiego Wschodu jest dzisiaj wojsko, meczet i wielki biznes. Widać to znakomicie w Egipcie. Najbogatszy Egipcjanin Naguib Sawiris, właściciel firmy telekomunikacyjnej Orascom, który na dodatek mieszka w Szwajcarii, tuż po masakrze ponad tysiąca osób w sierpniu 2013 w Kairze zatweetował, że Egipt potrzebuje "oddechu", więc trzeba zabronić demonstracji na najbliższe dwa lata. Czyli innymi słowy, zgodzić się na dyktaturę, udusić początki demokracji.

Nie mam wątpliwości, że nadejdzie kolejna arabska wiosna. Nie wiadomo, kiedy i jak będzie wyglądać ten moment, gdy nastąpi wybuch. Ale nastąpi, to pewne, bo presja demograficzna jest zbyt duża, a młodzi zbyt inni od rodziców, by zawsze mogło być tak, jak jest teraz. Setki tysięcy arabskich studentów uczy się w krajach Zachodu, dzięki mediom nic nie jest tabu, każdy może zobaczyć, jak wygląda inny model życia. Hamulcem zmian jest terroryzm, bo ludzie nie będą się buntować, kiedy grozi im bezpośrednie niebezpieczeństwo i niemożność przyspieszenia gospodarczego. Każda rewolucja, która nie przyniesie lepszego życia, upadnie. Kraje arabskie nie mają tyle szczęścia co Polska - 25 lat to za mało, by mogły radykalnie zmienić się na lepsze.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772
jebnięcie w coś rakietą z drona abo odjebanie populacji miasta atomówką lub tysiącami ton bomb zapalających raczej nie pasują do tej jego opinii
A co drony i atomówki mają do wielowiekowych tradycji? To wykwit współczesności przecie.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 158
no ze niby kierują sie wielowiekową tradycją, bo preferują takową forme prowadzenia wojny wedle autora
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772
Ciekawy tekst Bohdana Piętki o destabilizacji Libii i Syrii...

Piętka: Rekolonizacja Libii i Syrii
By adamwielomski on 22 grudnia 2016
Polityka polska – niezależnie od tego przez którą stronę dominującego w Polsce duopolu politycznego jest firmowana – bezwzględnie popiera politykę Zachodu nie tylko wobec Ukrainy, ale także Syrii i Afryki Północnej. Polskiej opinii publicznej przedstawiany jest tendencyjny obraz trwających tam konfliktów. Warto więc bliżej przyjrzeć się jakiego typu polityce udzielają poparcia władze RP[1].

Współczesne konflikty międzynarodowe są w znacznej mierze „wojnami medialnymi”, tzn. takimi, w których media nie tylko kreują przekaz propagandowy, ale wpływają na przebieg samego konfliktu. Marek Waldenberg – na przykładzie wojen w Jugosławii (1991-1995), agresji NATO na Jugosławię (1999) i kryzysu w Kosowie (1996-2008) – wyróżnił cztery cechy „wojny medialnej”: (1) wykreowanie przez media fałszywego obrazu przyczyn konfliktu, (2) nagłaśnianie fałszywego, jednostronnego i tendencyjnego obrazu przebiegu konfliktu, (3) wywieranie przez media presji eskalującej konflikt oraz (4) torpedowanie przez media planów pokojowego rozwiązania konfliktu uwzględniających w zbyt dużym stopniu stanowisko strony przeciwnej[2].

Ten model wojny był i jest stosowany także wobec Libii i Syrii oraz Ukrainy. Jakie zatem są prawdziwe przyczyny podpalenia Libii i Syrii? Żeby to zrozumieć, trzeba sięgnąć do historii.

Politycznym wzorem zarówno dla Muammara Kadafiego jak i przywódców Syrii – Hafiza al-Asada i Baszszara al-Asada – był prezydent Egiptu (1954-1970) Gamal Abdel Naser (1918-1970) – ojciec faktycznej niepodległości Egiptu oraz twórca ideologii panarabizmu i socjalizmu arabskiego[3]. Naseryzm jako doktryna emancypacyjna krajów Trzeciego Świata nie cieszył się sympatią niedawnych potęg kolonialnych, co samemu Naserowi dano jasno do zrozumienia podczas kryzysu sueskiego, czyli agresji Wielkiej Brytanii, Francji i Izraela na Egipt (29 października-6 listopada 1956)[4].

Kadafiego można bez przesady nazwać „libijskim Naserem”. Oczywiście system rządów ustanowiony przez niego w Libii nie spełniał standardów zachodniej demokracji. Należy jednak postawić pytanie, czy można było rządzić inaczej niż autorytarnie krajem bez tradycji państwowej oraz społeczeństwem bez wykształconej świadomości narodowej i obywatelskiej, złożonym z Arabów, Beduinów, Berberów, Tuaregów, czarnoskórych koczowników Tubu i innych grup etnicznych (sam Kadafi był Beduinem). Skutki wprowadzenia „demokracji” w Libii w następstwie przewrotu z 2011 roku – czyli rozpad państwa i krwawy chaos – powinny skłaniać do wyważonej oceny rządów Kadafiego.

W propagandowym przekazie mediów zachodnich trudno znaleźć wiarygodne informacje na temat liczby ofiar „reżimu” Kadafiego[5]. Prawdopodobnie pochłonął on mniej ofiar niż np. wspierane przez USA junty wojskowe w krajach Ameryki Łacińskiej doby lat 70 i 80. XX wieku.

Emancypacja Libii
Libia to starożytna kraina, obejmująca Trypolitanię, Cyrenajkę i Fezzan, którą na przestrzeni kilku tysiącleci zamieszkiwały różne narody, głównie koczownicze. W starożytności była kolonią grecką i fenicką, potem prowincją Imperium Rzymskiego. W V wieku w Libii swoje królestwo założyli Wandalowie. Następnie na krótko stała się prowincją Cesarstwa Bizantyjskiego, by w VII wieku zostać opanowana przez Arabów. W 1551 roku Libia weszła w skład Imperium Osmańskiego. Po wojnie włosko-tureckiej z lat 1911-1912 została kolonią włoską. Panowanie włoskie – które w okresie dyktatury Mussoliniego przybrało charakter represyjny i rasistowski – zakończyło się wyparciem przez aliantów wojsk niemiecko-włoskich z Libii w 1943 roku. Wówczas kraj ten przeszedł pod zarząd amerykańsko-brytyjski (od 1946 roku pod mandatem ONZ).

Formalne ogłoszenie przez ONZ niepodległości Libii 24 grudnia 1951 roku nie oznaczało końca protektoratu amerykańsko-brytyjskiego. Władzę absolutną w kraju sprawował król Idris I. Zakazane było istnienie partii politycznych, panowała wszechobecna korupcja i nędza. Kiedy w 1955 roku odkryto pierwsze złoża ropy naftowej, od razu położyły na nich rękę amerykańskie i brytyjskie kompanie naftowe. Mimo że Idris I zainicjował w latach 60. XX wieku nacjonalizację przemysłu naftowego oraz stopniową likwidację baz amerykańskich i brytyjskich, jego władza nie była popularna[6].

Przewrót dokonany 1 września 1969 roku przez grupę młodych oficerów, skupionych wokół Muammara Kadafiego, stanowił faktyczne odzyskanie niepodległości przez Libię. Usunięto obce bazy wojskowe i znacjonalizowano przemysł naftowy, który stał się kołem napędowym gospodarki. Dochody z eksploatacji ropy naftowej i innych bogactw naturalnych umożliwiły Kadafiemu stworzenie egalitarnego systemu społecznego. Nawet niechętne libijskiemu „tyranowi” media głównego nurtu w Polsce nie ukrywały, że Libijczycy pod władzą Kadafiego cieszyli się szerokim katalogiem praw socjalnych[7]. Libia przestała być krajem analfabetów – co czwarty obywatel miał wyższe wykształcenie, niejednokrotnie zdobyte za granicą. Wprowadzono pełne równouprawnienie kobiet (zlikwidowane po „demokratycznym” przewrocie z 2011 roku). Kadafi przeprowadził największy na świecie projekt irygacyjny w celu zapewnienia dostaw wody pustynnemu krajowi. Zbudowano nowoczesną infrastrukturę miejską i komunikacyjną[8].

W wydanej w 1975 roku „Zielonej książce” Kadafi scharakteryzował ustrój Libii jako trzecią drogę, alternatywną wobec zachodniego kapitalizmu i sowieckiego socjalizmu. Tę trzecią drogę Libia realizowała również w polityce zagranicznej. Razem z Jugosławią tworzyła w okresie zimnej wojny tzw. Ruch Państw Niezaangażowanych, utrzymując równocześnie ożywione kontakty polityczne i gospodarcze z blokiem wschodnim. Egalitarny ustrój Libii nie mógł się podobać na Zachodzie, zwłaszcza gdy w parze z nim szedł rozwój gospodarczy i wzrost zamożności kraju. Nie to jednak ostatecznie zaważyło na uznaniu Kadafiego za „tyrana” i wroga „wolnego świata”. Spowodowała to jego polityka zagraniczna – silnie antyamerykańska i antyizraelska.

Antykolonializm i antysyjonizm
Kadafi wspierał ruchy antykolonialne i narodowowyzwoleńcze w Afryce, Ameryce Łacińskiej oraz w Europie (IRA i ETA). Działał na rzecz jedności arabskiej, czego wyrazem były niezrealizowane projekty utworzenia Federacji Republik Arabskich (1972-1977), Arabskiej Republiki Islamskiej (1974) i Arabskiej Unii Maghrebu (1989). Przede wszystkim jednak popierał Organizację Wyzwolenia Palestyny i różne palestyńskie formacje zbrojne od Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny po Czarny Wrzesień i Organizację Abu Nidala (Fatah). To z tego powodu, już dekadę przed zamachem nad Lockerbie, przywódca Libii został uznany za „światowego terrorystę”. Kadafi nie krył swojej niechęci do Izraela, występując wielokrotnie z oryginalnymi pomysłami przeniesienia państwa żydowskiego na Alaskę lub do Kalifornii.

Agresja amerykańska na Libię
Nie może dziwić zatem, że Ronald Reagan, rozpoczynając w 1981 roku światową „krucjatę przeciw komunizmowi”, rozpoczął także brutalną kampanię przeciw Libii. Już na początku swojej prezydentury Reagan nazwał Kadafiego „wściekłym psem Bliskiego Wschodu” i „międzynarodowym pariasem”. Oczywiście oficjalnym powodem tak ostrej oceny ze strony amerykańskiego prezydenta był brak „demokracji” w Libii oraz łamanie przez Kadafiego „praw człowieka” i wspieranie „terroryzmu”[9].

W marcu 1982 roku administracja Reagana wprowadziła embargo na libijską ropę, a w styczniu 1986 roku nakazała wszystkim amerykańskim firmom zaprzestania działalności w Libii. Kulminacją trwających od 1981 roku prowokacji i incydentów zbrojnych był atak powietrzny na Libię (Operation El Dorado Canyon), przeprowadzony przez USA przy poparciu Wielkiej Brytanii 15 kwietnia 1986 roku[10]. Do walki z Kadafim Waszyngton zaangażował też dyktatora Czadu Hisséne Habré, który w związku z tym w przekazie propagandy amerykańskiej stał się nawet „demokratycznym przywódcą”. Wojna pomiędzy Czadem a Libią (tzw. wojna toyot, 16.12.1986-11.09.1987) zakończyła się dla Libii sromotną porażką[11]. Odwetem ze strony Libii był zamach terrorystyczny na samolot linii Pan Am nad Lockerbie 21 grudnia 1988 roku[12].
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772

Panafrykanizm
Koniec zimnej wojny przyniósł stopniową deeskalację i normalizację stosunków pomiędzy Libią a Zachodem. Libia przyznała się do zamachu nad Lockerbie i wypłaciła odszkodowania rodzinom ofiar, potępiła zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku z 11 września 2001 roku i zaangażowała się w walkę z rewolucyjnym islamem. Ponadto nawiązała współpracę z Unią Europejską, m.in. w kwestii blokowania migracji afrykańskiej do Europy. Wyrzekła się też posiadania broni masowego rażenia oraz zlikwidowała program broni chemicznej i nuklearnej. Od połowy lat 90. XX wieku następowała liberalizacja libijskiej gospodarki i jej częściowa prywatyzacja, a co za tym idzie ograniczenie opiekuńczości państwa. Przemysł naftowy został w dużej mierze sprzedany międzynarodowym korporacjom. Tylko w latach 2003-2004 nastąpił sześciokrotny wzrost inwestycji zagranicznych w Libii. Jej przywódca nie zgodził się jednak na prywatyzację systemu irygacyjnego kraju, czym wywołał niezadowolenie kapitału francuskiego i samej Francji[13].

Kadafi nie zrezygnował też z prowadzenia samodzielnej polityki, w tym bezkompromisowej krytyki USA i Izraela. Ponadto nawiązał bliskie stosunki z Chinami oraz zrezygnował z panarabizmu na rzecz panafrykanizmu. Libia została członkiem-założycielem Wspólnoty Państw Sahelu i Sahary (1999) i Unii Afrykańskiej (2002). W czerwcu 2005 roku przystąpiła też do Wspólnego Rynku Afryki Północnej i Południowej (COMESA)[14]. Inicjatywa integracji afrykańskiej stanęła w sprzeczności z rozwijaną przez Francję koncepcją tzw. Unii Śródziemnomorskiej. Oprócz tego na forum Unii Afrykańskiej przywódca Libii wystąpił z inicjatywą wprowadzenia międzynarodowej waluty – opartej na libijskich rezerwach złota – do rozliczeń na rynku ropy. Ta złota waluta miała obowiązywać początkowo na obszarze Afryki Północnej i wyprzeć dolara amerykańskiego z transakcji na światowym rynku naftowym[15].

W tym momencie Kadafi ostatecznie przekroczył czerwoną linię. Dla Zachodu ponownie stał się „tyranem” i „dyktatorem”, a jego panafrykańskie idee i złote plany musiały zostać zbombardowane i podpalone w sensie dosłownym. Na dodatek z całą Afryką Północną[16].

Syryjska droga do niezależności
Syria jest również krajem, który od starożytności zamieszkiwały różne narody i który przechodził zmienne koleje losu. Była m.in. częścią imperium Aleksandra Wielkiego, prowincją rzymską i bizantyjską oraz stolicą kalifatu Umajjadów. W 1517 roku została przyłączona do Imperium Osmańskiego i pozostała w jego składzie do 1920 roku, kiedy jako terytorium mandatowe Ligi Narodów – obejmujące tzw. Wielką Syrię wraz z Libanem – znalazła się pod zarządem powierniczym Francji. Było to konsekwencją umowy Sykes-Picot z 16 maja 1916 roku – tajnego porozumienia zawartego między Wielką Brytanią i Francją dotyczącego rozbioru posiadłości tureckich na Bliskim Wschodzie. Postanowienia tej umowy zostały następnie zalegalizowane przez traktat wersalski i konferencję w San Remo (19-26.04.1920).

Zanim jednak do tego doszło, 8 marca 1920 roku Syryjski Kongres Narodowy proklamował Królestwo Wielkiej Syrii pod władzą Fajsala I – pierwsze nowożytne państwo arabskie. Twórca tego państwa – Fajsal ibn al-Husajn ibn Ali al-Haszimi (1883-1933) – pochodził z arystokratycznego rodu Banu Haszim (Haszymidów, obecnie panujących w Jordanii). W swojej polityce unikał on faworyzowania jakiejkolwiek grupy religijnej i dążył do ugody pomiędzy sunnitami a szyitami. Był zwolennikiem panarabizmu i utworzenia jednego państwa arabskiego, obejmującego Wielką Syrię, Palestynę i Irak. Jego aspiracje zderzyły się z planami Brytyjczyków i Francuzów wobec Bliskiego Wschodu. Fajsal bezskutecznie apelował o zachowanie niezawisłości Syrii, a gdy jego prośby pozostały bezskuteczne wezwał Syryjczyków do niestawiania oporu wojskom francuskim[17].

W sierpniu 1920 roku Francuzi dokonali podziału Wielkiej Syrii, wydzielając z niej Wielki Liban oraz cztery formalnie autonomiczne państewka: Damaszek, Aleppo, Latakię (państwo alawitów) i Dżabal ad-Duruz (państwo Druzów). W 1925 roku Damaszek i Aleppo połączono w Państwo Syrii, do którego w 1944 roku przyłączono Latakię i Dżabal ad-Duruz. Francja zobowiązała się w 1936 roku przyznać Syrii niepodległość. Stało się to możliwe dopiero w 1941 roku, kiedy Komitet Wolnej Francji ogłosił niepodległość Syrii i Libanu. Państwo syryjskie było jednym z sygnatariuszy aktu założycielskiego ONZ w 1945 roku. W 1946 roku wojska brytyjskie i francuskie opuściły terytorium Syrii, a w 1948 roku Syria wzięła udział w pierwszej wojnie arabskiej z Izraelem[18].

Od końca lat 40. XX wieku coraz większą popularność w Syrii zdobywała – odwołująca się do panarabizmu i socjalizmu arabskiego – Partia Socjalistycznego Odrodzenia Arabskiego (BAAS). Duży wpływ na orientację polityczną Syrii wywarł tak jak w przypadku Libii naseryzm, pokrewny doktrynie basistowskiej. W latach 1958-1961 Syria i Egipt tworzyły nawet Zjednoczoną Republikę Arabską. 8 marca 1953 roku partia BAAS i związany z nią Komitet Wojskowy dokonały zamachu stanu, przejmując władzę. Od tego czasu ukształtował się w Syrii system polityczny oparty na monopartyjnych rządach wojskowego skrzydła partii BAAS, w którym dominowali alawici. Syria nawiązała współpracę z ZSRR i przyjęła orientację antyamerykańską i antyizraelską. Jej wyrazem był udział Syrii w wojnie sześciodniowej z Izraelem (1967) oraz w wojnie Jom Kippur (1973).

Z burzliwej walki o władzę w łonie armii i partii BAAS wyszedł zwycięsko gen. Hafiz al-Asad (1930-2000). Jako prezydent Syrii (1971-2000) był zwolennikiem umiarkowanego panarabizmu i socjalizmu arabskiego. Fundamentalnym czynnikiem kształtującym jego politykę zagraniczną stanowiła niechęć do Izraela. Podczas wojny domowej w Libanie (1975-1990) początkowo zwalczał Organizację Wyzwolenia Palestyny, ale po agresji Izraela na Liban w 1982 roku zmienił front i zaczął wspierać OWP (chociaż próbował podważyć pozycję Jasira Arafata).

Pod rządami partii BAAS Syria przeszła gruntowaną transformację. Znacjonalizowano większość przedsiębiorstw i przeprowadzono korzystną dla drobnych rolników reformę rolną. Zlikwidowano analfabetyzm, upowszechniono publiczną oświatę i służbę zdrowia. Przeprowadzono też wielki program elektryfikacji kraju i zapewnienia mu dostępu do wody bieżącej. W polityce wewnętrznej wojskowo-monopartyjny system władzy stał na gruncie laickości państwa i równouprawnienia wszystkich wyznań religijnych (w tym chrześcijańskich). Bezwzględnie zwalczano fundamentalizm islamski (m.in. tłumiąc powstanie Bractwa Muzułmańskiego w latach 1979-1982)[19].

Antyamerykańska i antyizraelska polityka Hafiza al-Asada była od 2000 roku kontynuowana przez jego syna i następcę na stanowisku prezydenta, Baszszara al-Asada, który nawiązał bliską współpracę z Iranem. Syria i Iran dostarczały Hamasowi i Hezbollahowi rakiety do ostrzeliwania Izraela. W zawiązku z tym Damaszek otrzymał w 2008 roku poważne ostrzeżenie od minister spraw zagranicznych Izraela, Cipi Liwni[20].. Zamiar obalenia Baszszara al-Asada musiał narodzić się pierwotnie w Tel Awiwie i Waszyngtonie w związku z planowanym przez Izrael od 2005 roku atakiem na irańskie ośrodki nuklearne. Skuteczny atak na Iran nie byłby możliwy bez uprzedniego wyeliminowania Syrii.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772

Unia Śródziemnomorska jako projekt neokolonialny
Czynnikiem, który miał decydujący wpływ na polityczną destabilizację regionu Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu w latach 2010-2015, w tym przede wszystkim Libii i Syrii, był francuski projekt Unii Śródziemnomorskiej. Podczas konferencji w Paryżu w dniach 13-14 lipca 2008 roku została utworzona Unia na Rzecz Regionu Morza Śródziemnego, zwana potocznie Unią Śródziemnomorską. Chociaż strukturę tę formalnie powołała do życia Unia Europejska, to od początku była ona dzieckiem prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. Utworzenie tego tworu pod przewodnictwem Francji miało przede wszystkim osłodzić Paryżowi fakt, że politycznym kierownikiem Unii Europejskiej są Niemcy. Do Unii Śródziemnomorskiej oprócz Francji weszło 27 państw, w tym byłe kolonie francuskie: Algieria, Maroko, Mauretania, Syria i Tunezja. Publicysta Stanisław Michalkiewicz nie bez racji nazwał Unię Śródziemnomorską „kieszonkowym imperium kolonialnym” Francji[21].

Projekt Unii Śródziemnomorskiej od początku bojkotowała Libia. Muammar Kadafi publicznie oskarżył Unię Europejską – a w domyśle Francję – o próbę rozbicia Unii Afrykańskiej, neokolonializm i chęć podporządkowania południowych sąsiadów[22]. Stanowisko przywódcy Libii wydaje się zrozumiałe w kontekście jego planów panafrykańskich i zdecydowanej postawy sprzeciwu wobec dominacji Zachodu w krajach Trzeciego Świata, jaką zajmował przez całą swoją działalność polityczną.

Chociaż takie państwa jak Algieria, Egipt, Maroko, Syria i Tunezja nie wyraziły zdecydowanego sprzeciwu wobec projektu Unii Śródziemnomorskiej, to nie wykazały też wystarczającego entuzjazmu dla „pogłębienia integracji”. Z tego powodu projekt ten stał się martwą literą prawa. Dla Paryża musiało zatem być oczywiste, że nie da się go zrealizować bez zmiany władz i elit politycznych w krajach arabskich regionu Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Nie jest więc chyba przypadkiem, że gdy na szczycie w Deauville w październiku 2010 roku prezydent Sarkozy uzyskał zielone światło od niemieckiej kanclerz Angeli Merkel na realizację projektu Unii Śródziemnomorskiej, wkrótce potem (17 grudnia 2010 roku) wybuchła w Tunezji pierwsza „rewolucja”, która zapoczątkowała tzw. „arabską wiosnę”.

Tzw. „arabska wiosna” i wojna w Syrii jako przykład agresji neokolonialnej
Na kluczową rolę Francji w politycznym zdestabilizowaniu regionu Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu oraz neokolonialne motywy takiego działania zwrócił uwagę Thierry Meyssan (ur. 1957) – francuski publicysta, pacyfista i działacz społeczny[23].

To nie USA – zdaniem Meyssana – ale Francja stanowi główną siłę nawołującą do obalenia Arabskiej Republiki Syrii. Wolą współczesnych przywódców Francji jest rekolonizacja tego kraju. W polityce tej Francja jest otwarcie wspierana przez USA, Wielką Brytanię, Turcję i Arabię Saudyjską, a nieoficjalnie także przez Izrael. Francuski autor zwrócił też uwagę na powiązania Nicolasa Sarkozy’ego i François Hollande’a z Katarem – sponsorem Bractwa Muzułmańskiego – oraz Arabią Saudyjską, która miała nielegalnie finansować ich kampanie wyborcze.

Obecna polityka Francji wobec Syrii – twierdzi Meyssan – została zainspirowana przez politykę amerykańską. To sekretarz stanu USA Hilary Clinton miała około 2010 roku przekonać przywódców Wielkiej Brytanii i Francji do reanimacji brytyjsko-francuskiego projektu kolonialnego pod dyskretnym przewodnictwem USA.

2 listopada 2010 roku Francja i Wielka Brytania podpisały szereg dokumentów, znanych jako traktat Lancaster House. Ze strony francuskiej został on wynegocjowany przez Alaina Juppé i gen. Benoît Puga – zagorzałego zwolennika kolonizacji. Były premier Alain Juppé pozostawał wówczas bez przydziału, ale 27 lutego 2011 roku został ministrem spraw zagranicznych Francji. Prawdopodobnie tylko po to, by realizować tajną część traktatu Lancaster House, którą Meyssan nazwał współczesną umową Sykes-Picot. Jawna część traktatu Lancaster House zawierała deklarację współpracy brytyjsko-francuskiej w zakresie wspólnych „misji pokojowych” (czyli współczesnych ekspedycji kolonialnych), natomiast tajna zakładała brytyjsko-francuski atak na Libię i Syrię 21 marca 2011 roku. Atak taki na Libię – jako wsparcie dla „powstańców” i „demokratycznej opozycji” – rzeczywiście nastąpił. Z tym, że Francja przeprowadziła go na dwa dni przed tym terminem. Natomiast do ataku na Syrię nie doszło, ponieważ USA zmieniły pierwotne plany odnośnie sposobu obalenia syryjskiego „tyrana”.

W kontekście informacji, jakie podaje francuski publicysta należy sobie zadać pytanie czy rzeczywiście można mówić o „rewolucji” w Libii oraz „wojnie domowej” w Syrii, czy jednak jest to amerykańsko-brytyjsko-francuska agresją na te kraje. Nie pozostawiają w tej sprawie wątpliwości fakty przytoczone przez Meyssana.

29 lipca 2011 roku powstała Wolna Armia Syrii, która wedle informacji podawanych przez media zachodnie (w tym polskie) jest „umiarkowaną opozycją” (należał do niej jeszcze tzw. Front Islamski). Według Meyssana Wolna Armia Syrii została utworzona przez Francję. Stanowiska dowódcze obsadzili w niej agenci francuskich służb wywiadowczych i oficerowie Legii Cudzoziemskiej, natomiast jej pierwszymi żołnierzami nie byli Syryjczycy, ale Libijczycy – członkowie Al-Kaidy[24]. „Obecnie – pisze Meyssan – Wolna Armia Syrii nie jest już armią stałą, ale jej markę wykorzystuje się wciąż w operacjach, wymyślanych w Pałacu Elizejskim, a wykonywanych przez najemników z innych grup zbrojnych”. To Wolna Armia Syrii – czyli „umiarkowana opozycja” – jako pierwsza wprowadziła publiczne egzekucje jeńców poprzez poderżniecie gardła, przyjęte później przez Państwo Islamskie (IS).

Francuski autor podaje jeden z przykładów działalności „umiarkowanej opozycji” syryjskiej. Na początku 2012 roku Legia Cudzoziemska wyekspediowała 3 tys. bojowników Wolnej Armii Syrii do Hims – dawnej francuskiej stolicy kolonialnej – celem ustanowienia tam „stolicy rewolucji”. Po zajęciu miasta korpus ten ogłosił powstanie Emiratu Islamskiego i dokonał rzezi na kilkuset mieszkańcach.

Meyssan nie ma wątpliwości, że francuska polityka wobec Syrii sprowadza się do rekoloniozacji tego kraju. Jako przykład podaje propozycję byłego prezydenta Francji, Valéry’go Giscard d’Estaing, z 27 września 2015 roku, by utworzyć w Syrii „terytorium mandatowe ONZ na okres pięciu lat”. Propozycja ta nawiązuje wprost do tradycji francuskiego kolonializmu, kiedy Syria była terytorium mandatowym Ligi Narodów pod zarządem powierniczym Francji.

Podobnie jak opisana przez Meyssana „wojna domowa” w Syrii wyglądała „rewolucja demokratyczna” w Libii. W roli „demokratycznej opozycji” – wspieranej przez ataki lotnictwa NATO – wystąpiła tam Al-Kaida, sprowadzeni z zagranicy dżihadyści i najemnicy oraz miejscowi malkontenci, w większości też opłacani przez zagranicznych sponsorów. To nie była „rewolucja demokratyczna”, ale zewnętrzna agresja na suwerenne państwo. Brutalne zlinczowanie i zamordowanie Muammara Kadafiego 20 października 2011 roku, bez zaaranżowania nawet takiej parodii procesu sądowego jaką mieli Nicolae i Elena Ceausescu w Rumunii, dobitnie pokazuje jakiego rodzaju „opozycję demokratyczną” zainstalowano w Libii. Dzisiaj Libia jest krajem pogrążonym w krwawym chaosie, z dwoma rządami, dwoma parlamentami, rozbitym politycznie, terytorialnie i etnicznie, z rozpadającą się gospodarka, niewypłacalnym.

Co pewien czas dochodzi do starć i zamieszek w miastach, porywani są dyplomaci, mordowani przedstawiciele władz. Nikt nie panuje nad sytuacją. Korespondent PAP Wojciech Jagielski stwierdził, że „Libia stała się takim afrykańskim Afganistanem. Pogrążyła się w chaosie, jest znakomitą kryjówką dla wszelkiej maści ugrupowań fundamentalistycznych, terrorystycznych, a także przemytniczych, przestępczych”. Zdaniem Jagielskiego, również „wojna w Mali, a wcześniej zajęcie połowy kraju przez saharyjskich dżihadystów, to oczywisty i bezpośredni rezultat obalenia władzy i rozpadu libijskiego państwa”[25].

Jako czynnik polityczny, prowadzący w regionie konkurencyjną wobec francuskiej politykę integracyjną, Libia została zatem trwale wyeliminowana. Cel został osiągnięty.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772

Misja „straconego dla prawdy”
Ważną rolę w przewrotach politycznych w Libii i Syrii (2011) oraz na Ukrainie (2014) odegrał pewien człowiek, którego można zobaczyć na zdjęciach publikowanych w Internecie. Pokazany jest na nich podczas przewrotów w Libii, Syrii i na Ukrainie, w tym w obecności prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, prezydenta Izraela Szimona Peresa i prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki[26].

Ten człowiek to Bernard-Henri Lévy (ur. 1948) – francuski filozof żydowskiego pochodzenia, urodzony w Algierii. W młodości płomienny marksista, potem (lata 70-80 XX w.) związany z Francuską Partią Socjalistyczną, na koniec nawrócony na neoliberalizm. Razem z innym francusko-żydowskim filozofem – André Glucksmannem – stworzył w latach 70. XX wieku ruch Nouvelle Philosophie (Nowa Filozofia). Lévy został tzw. filozofem medialnym, propagującym w mediach ideę tzw. społeczeństwa otwartego. Francuski filozof Raymond Aron nazwał Lévy’ego „straconym dla prawdy”.

Jego główną pasją są jednak misje o charakterze politycznym. Warto je wymienić. Już w 1971 roku Lévy udał się na Półwysep Indyjski, gdzie wspierał odłączenie Bangladeszu od Pakistanu. W latach 90. XX wieku wyjeżdżał do Jugosławii, wspierając bośniackich muzułmanów w ich walce o „niepodległość”. Był jednym z głównych źródeł fabrykowania informacji o „serbskich obozach koncentracyjnych”, w których miano rzekomo masowo mordować bośniackich muzułmanów, „obozach gwałtu” itp. (dzisiaj już wiemy, że nieprawdziwych). W 1999 roku wspierał terrorystyczną Armię Wyzwolenia Kosowa i działał na rzecz oderwania Kosowa od Serbii. Jednocześnie popierał agresję NATO na Jugosławię.

W 2003 roku i latach następnych był zaangażowany podczas kryzysu w Darfurze. W 2008 roku razem z prezydentem Lechem Kaczyńskim wspierał gruzińskiego przywódcę Micheila Saakaszwilego przeciw Rosji. Podobno to właśnie Lévy nakłonił Saakaszwilego do ataku na Osetię Południową, co spowodowało wojnę z Rosją. W 2010 roku „The Jerusalem Post” umieścił Lévy’ego na liście 50. najbardziej wpływowych Żydów świata (na miejscu 45). W tym samym 2010 roku Lévy stanął w obronie sił zbrojnych Izraela, krytykowanych za zbrodnie wojenne w Strefie Gazy, oświadczając: „Nigdy nie widziałem tak demokratycznej armii, która zadaje sobie tak wiele pytań moralnych. Jest to coś niezwykle istotnego w izraelskiej demokracji”. W 2011 roku Lévy zaangażował się w „kolorowe rewolucje” w Libii i Syrii, a w 2014 roku na Ukrainie.

Według artykułu zamieszczonego 27 marca 2011 roku na stronie internetowej brytyjskiego dziennika „The Guardian” – „62-letni francuski filozof jest używany (w Libii – uzup. BP) do przebywania na linii ognia – trochę jak w Bośni w latach 90. i w Burundi w roku 2000”. Zdaniem „Guardiana” Lévy miał nalegać na prezydenta Sarkozy’ego, by natychmiast uznał „buntowników w Libii”. Zaaranżował następnie spotkanie między tymi „buntownikami” a prezydentem Francji w Pałacu Elizejskim. Publicznie promował uznanie samozwańczej Narodowej Rady Tymczasowej (utworzonej 5 marca 2011 roku w Benghazi) jako legalnego rządu libijskiego. W związku z tym został przezwany francuskim „ministrem spraw zagranicznych B”. Następnie odegrał rolę „siły napędowej” Sarkozy’ego w prowadzeniu „dyplomatycznej wojny błyskawicznej”, której celem było uzyskanie międzynarodowej aprobaty dla działań wojskowych NATO (głównie USA, Wielkiej Brytanii i Francji) przeciw Muammarowi Kadafiemu[27].

Chciałbym być dobrze zrozumiany. Jestem odległy od antysemityzmu i nie należę do zwolenników teorii spisku żydowskiego. Przytoczyłem tylko informacje powszechnie dostępne i ważne dla omawianego tematu.

Rola Rosji i Iranu
Od początku kryzysu syryjskiego Rosja i Iran udzielały pomocy „reżimowi” Baszszara al-Asada. Zarówno w dostawach uzbrojenia, jak i w postaci tzw. doradców wojskowych[28]. Wreszcie 30 września 2015 roku Rosja wsparła legalne władze Syrii ofensywą powietrzną. Formalnie wymierzoną w Państwo Islamskie, ale ku oburzeniu Zachodu także w „umiarkowaną opozycję”. Trzeba jednak pamiętać jak bardzo płynna jest w Syrii granica pomiędzy „umiarkowaną opozycją”, wszelkiej maści dżihadystami, zagranicznymi najemnikami i najzwyklejszymi bandytami.

Rosja zaangażowała się w Syrii nie tylko dlatego, że ZSRR wspierał ten kraj w okresie zimnej wojny i nie tylko dlatego, by nie dopuścić do poprowadzenia przez Syrię i Turcję gazociągów znad Zatoki Perskiej do Europy. Dla Moskwy jest to wojna prewencyjna. W szeregach Państwa Islamskiego walczy bowiem od 5 do 7 tys. obywateli Rosji i innych krajów Wspólnoty Niepodległych Państw (nie licząc kaukaskich emigrantów z Europy Zachodniej)[29]. Są to głównie Czeczeni – członkowie terrorystycznego ugrupowania Emirat Kaukaski, które jesienią 2014 roku oficjalnie podporządkowało się Państwu Islamskiemu. Region rosyjskiego Kaukazu został wtedy oficjalnie uznany za jeden z wilajetów Państwa Islamskiego[30].

Do najbardziej znanych Czeczenów, którzy przeszli na stronę IS należą ostatni „emir Kaukazu” Abu Usman Gimriński (właść. Mohammed Sulejmanow) oraz Asłan „Chamzat” Bitukajew – dowódca elitarnego oddziału terrorystów-samobójców „Rijad as-Salihijn”, założonego przez Szamila Basajewa (1965-2006). Jednym z liderów Państwa Islamskiego jest natomiast Tarchan Batiraszwili, znany jako „Omar Czeczen” (w rzeczywistości pochodzi z Gruzji). Wielokrotnie groził on Rosji krwawą zemstą[31]. Dla Rosji zatem operacja w Syrii stanowi kontynuację walki, jaką prowadziła w Czeczenii od 1994 roku, najpierw z ruchem niepodległościowym, a potem już tylko z dżihadystyczną partyzantką, szukającą inspiracji w Al-Kaidzie i Państwie Islamskim. Moskwa z oczywistych względów nie może dopuścić do tego, by kaukascy bojownicy IS powrócili na jej terytorium.

Rozpoczynając ofensywę powietrzną w Syrii i montując kolację przeciwko Państwu Islamskiemu, złożoną z Syrii, Iraku i Iranu, Rosja stała się jednym z głównych graczy politycznych na Bliskim Wschodzie. Powróciła do „koncertu mocarstw”, z którego formalnie została wykluczona podczas kryzysu ukraińskiego.

Kompromitacja polityki kolonizacji wstecznej
Mocarstwa zachodnie, Rosja i Iran nie są jedynymi zewnętrznymi aktorami syryjskiego dramatu, który pochłonął już ponad 250 tys. ofiar śmiertelnych[32]. Rebeliantów i ekstremistów walczących z legalnym rządem Syrii sponsorują – oprócz USA czy Francji – także Arabia Saudyjska, Katar, Kuwejt i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Od 2011 roku kraje te przeznaczyły na ten cel 4,25 mld dolarów[33]. W syryjską wojnę włączyła się również Turcja, rozpoczynając kampanię przeciw Kurdom pod pretekstem zwalczania dżihadystów[34].

Nie ulega wątpliwości, że polityczna dekompozycja Afryki Północnej i części Bliskiego Wschodu, w tym pogrążenie w krwawym chaosie Libii i Syrii, jest rezultatem neokolonialnej polityki prowadzonej wobec tego regionu przez USA, Wielką Brytanię i Francję. Polityka ta odwołuje się do wzorców XIX-wiecznego kolonializmu europejskiego. Toczące rzekomo „wojnę z terroryzmem” mocarstwa zachodnie nie zawahały się użyć przeciwko legalnym władzom w Libii i Syrii Al-Kaidy i dżihadystów, tak samo zresztą jak nie zawahały się użyć przeciwko legalnym władzom ukraińskim banderowców i neonazistów. Polityka mocarstw zachodnich leży również u genezy Państwa Islamskiego. Tak jak Czerwoni Khmerzy w Kambodży wyszli w 1975 roku z lejów po amerykańskich bombach, by urzeczywistnić swoją koszmarną rewolucję, tak z lejów po amerykańskich bombach i traumy po amerykańskiej okupacji Iraku (2003-2011) wyszło Państwo Islamskie. Nie jest też tajemnicą, że duża część uzbrojenia, które Zachód przekazał w ręce „umiarkowanej opozycji” syryjskiej i libijskiej, trafiła w ręce powiązanych z Al-Kaidą dżihadystów z Frontu Obrony Ludności Lewantu (Dżabhat an-Nusra, zwany również Frontem al-Nusra) oraz band nazywających się Państwem Islamskim.

Setki tysięcy muzułmańskich uchodźców i imigrantów szturmujących Unię Europejską, to skutek krwawego chaosu, w jakim pogrążyły się północna i wschodnia część kontynentu afrykańskiego oraz Bliski Wschód (Irak, Jemen, Syria). To skutek polityki kolonizacji wstecznej i zarazem jej kompromitacja. W każdym wymiarze – moralnym, historycznym i politycznym. Jeżeli Zachód na początku XXI wieku nie ma innej wizji modernizacyjnej niż powrót do praktyk XIX-wiecznego kolonializmu, to znaczy, że przeżywa nie tylko strukturalny kryzys gospodarczy i polityczny, ale również kryzys deklarowanego systemu wartości. To jest kryzys człowieka Zachodu i jego cywilizacji.

– – – –

Bohdan Piętka
Tekst dla Polityki Polskiej (link zewnętrzny) listopad 2015
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772

[1] Przykładem tego jak postrzegają wojnę w Syrii politycy polscy są wypowiedzi ministra Marka Biernackiego (koordynatora ds. służb specjalnych) w radiu TOK FM z 1.10.2015 r. i radiu RMF FM z 17.10.2015 r., wskazujące na działania wojskowe Rosji w Syrii jako przyczynę kryzysu migracyjnego. Por.: To Asad i Rosja rozpoczęli kryzys uchodźczy? Biernacki: Moskwa realizuje strategiczne cele. Wielka gra dopiero się zaczyna, www.tokfm.pl (link zewnętrzny), 1.10.2015; Za falą uchodźców stoi Rosja? Koordynator ds. służb specjalnych: Nagle wędrówka ludów, Europa czuje się zagrożona. Kto pomaga?, www.wiadomo (link zewnętrzny)ści.gazeta.pl, 17.10.2015.
[2] M. Waldenberg, Rozbicie Jugosławii. Jugosłowiańskie lustro międzynarodowej polityki, t. I, Warszawa 2005, s. 186-193.
[3] B. Stępniewska-Holzer, J. Holzer, Egipt. Stulecie przemian, Warszawa 2006, s. 63-170.
[4] D. Tal, The 1956 War, Londyn 2001.
[5] Kaddafi wariat, ale jego Libia była żyłą złota, wywiad Pawła Smoleńskiego z Albinem Siwakiem, „Gazeta Wyborcza”, 5-6.03.2011; Tysiące ofiar Kaddafiego? Krwawy obraz reżimu wg Francji, www.tvn24.pl (link zewnętrzny), 1.06.2011.
[6] D. Kawczyński, Seeking Gaddafi: Libya, the West and the Arab Spring, Biteback 2011, s. 7-19.
[7] Należały do nich: bezpłatne użytkowanie wody i energii elektrycznej przez wszystkich obywateli, brak oprocentowania pożyczek (banki zostały znacjonalizowane, a Kadafi zakazał lichwy), dotowanie przez państwo mieszkań dla młodych małżeństw, wysoka wyprawka dla dziecka oraz bezpłatna edukacja i opieka zdrowotna. Państwo dotowało nie tylko artykuły dziecięce, żywność i ceny benzyny, ale nawet zakupy przez obywateli samochodów i dóbr luksusowych. Pokrywało też koszty leczenia obywateli za granicą i fundowało studentom stypendia zagraniczne. Por.: Libia pogrążyła się w anarchii. O tym się nie mówi, www.onet.pl (link zewnętrzny), 20.03.2014.
[8] Tamże.
[9] D. Kawczyński, Seeking Gaddafi…, s. 71-116.
[10] Tamże, s. 117-129.
[11] M. Azevedo, Roots of Violence. A History of War in Chad, Routledge 1998.
[12] R. Bruce St. John, Libya. From Colony to Revolution, Oxford 2012, s. 202.
[13] R. Bruce St. John, Libya…,s. 237-248, 274; D. Kawczyński, Seeking Gaddafi…, s. 162, 175-176, 178-180, 184.
[14] K. Czernichowski, Integracja afrykańska – uwarunkowania, formy współpracy, instytucje, Warszawa 2010; R. Bruce St. John, Libya…,s. 226-231; D. Kawczyński, Seeking Gaddafi…, s. 142, 189-190.
[15] Czy Kadafi chciał wprowadzić złotego dinara?, www.rynekzlota.pl (link zewnętrzny), 13.09.2011.
[16] Prekursorem panafrykańskiej polityki Kadafiego był Thomasa Sankara – lewicowy prezydent Burkina Faso (przed 1984 rokiem Górnej Wolty). Sankara przejął władzę jako młody oficer w drodze przewrotu wojskowego w 1983 roku. Przeprowadził reformę rolną, która w krótkim czasie uczyniła Burkina Faso krajem samowystarczalnym żywnościowo oraz wyeliminowała konieczność zadłużania się dla zakupu żywności. Dążył też do uniezależnienia swojego kraju od wpływów zewnętrznych przez maksymalne oparcie gospodarki na produkcji własnej. Był zwolennikiem panafrykanizmu i zerwania przez Afrykę neokolonialnej zależności od Zachodu. Dlatego w polityce zagranicznej współpracował z oponentami bloku zachodniego: Libią, Kubą i ZSRR. W przemówieniu wygłoszonym podczas szczytu Organizacji Jedności Afrykańskiej w Addis Abebie w lipcu 1987 roku Sankara wezwał kraje afrykańskie, żeby przestały spłacać zadłużenie zagraniczne, ponieważ jest ono pułapką, w którą Zachód wciąga ubogie kraje, by móc je potem eksploatować. Trzy miesiące po przemówieniu w Addis Abebie Sankara został zamordowany podczas zamachu stanu. Jego następca natychmiast wykazał spolegliwość wobec USA, Francji i międzynarodowych instytucji finansowych. Propagowany przez Sankarę program samostanowienia Afryki stał w opozycji do narzucanej przez Zachód neoliberalnej strategii rozwoju, będącej w istocie strategią nowej kolonizacji. Por.: Burkina Faso: Thomas Sankara – Presente!, www.xportal.pl (link zewnętrzny), 21.10.2015.
[17] J. McHugo, Syria. From the Great War to the Civil War, Londyn 2014, s. 66-67.
[18] B. Kaczorowski (red.), Wielki Encyklopedyczny Atlas Świata, t. 10 (Azja Południowo-Zachodnia), Warszawa 2006, s. 32-39.
[19] Ł. Fyderek, Pretorianie i technokraci w reżimie politycznym Syrii, Kraków 2011; J. Zdanowski, Historia Bliskiego Wschodu w XX wieku, Wrocław 2010.
[20] Izrael: Syria musi zerwać kontakty z Iranem, Hamasem i Hezbollahem, www.gazeta.pl (link zewnętrzny), 22.05.2008.
[21] S. Michalkiewicz, Od ściany do ściany, www.michalkiewicz.pl (link zewnętrzny), 24.06.2014.
[22] Kadafi: Unia Śródziemnomorska powrotem do kolonializmu, www.psz.pl (link zewnętrzny), 6.08.2008.
[23] T. Meyssan, Kolonizacja wsteczna. Dlaczego Francja chce obalenia Arabskiej Republiki Syrii?, tłum.: Euzebiusz Budka, Sieć Voltaire, www.voltairenet.org (link zewnętrzny), 14.10.2015.
[24] Syryjski gen. Salim Idris objął formalne dowództwo Wolnej Armii Syrii dopiero 15 grudnia 2012 r.
[25] Libia pogrążyła się w anarchii…
[26] Bernard-Henri Lévy, sionista, racista, amante de la guerra, www.facebook.com/permalink.php (link zewnętrzny), 13.06.2014; www.facebook.com/antiimperialistische.aktion (link zewnętrzny), 13.06.2014.
[27] Libya: Bernard-Henri Lévy dismisses criticism for leading France to conflict, www.theguardian.com (link zewnętrzny) (strona internetowa dziennika „The Guardian”), 27.03.2011; J. J. Buck, France’s Prophet Provocateur, www.vanityfair.com (link zewnętrzny) (strona internetowa czasopisma „Vanity Fair”, styczeń 2003), 8.11.2015; L. Hoare, France’s public intellectual no. 1 has become its number-one defender of Jews-and democratic intervention around the world, www.momentmag.com (link zewnętrzny) (strona internetowa „Moment Magazine”, listopad-grudzień 2015), 8.11.2015; www.en.wikipedia.org/wiki/Bernard-Henri (link zewnętrzny) Lévy, 8.11.2015; www.facebook.com/Bernard-Henri-L (link zewnętrzny)évy, 8.11.2015.
[28] Jednym z nich był gen. Hossein Hamadani (1951-2015), który zginął 7 października 2015 roku w okolicach Aleppo. Należał on do najważniejszych dowódców irańskiej Gwardii Rewolucyjnej. Walczył m.in. w wojnie iracko-irańskiej (1980-1988), a w 2009 roku skutecznie kierował stłumieniem „kolorowej rewolucji” w Iranie. W Syrii zajmował się planowaniem ofensywy przeciwko Państwu Islamskiemu. Por.: Syria: Śmierć irańskiego generała, www.xportal.pl (link zewnętrzny), 10.10.2015. Bezpośredniego wsparcia władzom Syrii w walce z dżihadystami miał też udzielić jeden z najbardziej znanych dowódców sił separatystycznych w Donbasie, Arsenij Pawłow („Motorola”). Por.: Noworosja: Motorola z Asadem, www.xportal.pl (link zewnętrzny), 12.09.2015.
[29] Putin: w szeregach ISIS walczy do 7 tys. bojowników z Rosji i innych krajów WNP, www.kresy.pl (link zewnętrzny), 17.10.2015.
[30] Nowy front dżihadu. Państwo Islamskie już jest na Kaukazie, tvn24.pl, 3.07.2015.
[31] Państwo Islamskie chce zemsty na Rosji. Kreml ma się czego obawiać?, www.wiadomosci.onet.pl (link zewnętrzny), 11.10.2014; W. Jagielski, Tarchan Batiraszwili – Gruzin, który stał się wojennym emirem Państwa Islamskiego, www.polskatimes.pl (link zewnętrzny), 19.10.2014.
[32] Syria: ponad 250 tys. zabitych w wyniku wojny; 4 mln opuściły kraj, www.lewica.pl (link zewnętrzny), 17.10.2015.
[33] M. Chodownik, Sąsiedzi nie chcą uchodźców, „Przegląd” nr 45 (827), 2-8.11.2015, s. 26.
[34] Syryjskie grzęzawisko wciąga Turcję. Wojna wszystkich ze wszystimi, www.tvn24pl, 25.07.2015.

Czyli wcale nie taka "Arabska" ta Wiosna Ludów...
 

tolep

five miles out
8 560
15 464
@FatBantha Ale nie dawaj tekstów na kilka postów, wrzuć dwa akapity i dorzuć linka, dla ewentualnej pewności dodaj archive.is - bo tu się czyta jeszcze gorzej.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772
ONZ alarmuje: Milionom ludzi grozi śmierć głodowa
Rewolucja w Jemenie
Dzisiaj, 9 listopada (06:56)
Milionom ludzi w Jemenie grozi śmierć głodowa z powodu blokady tego kraju przez koalicję pod wodzą Arabii Saudyjskiej - ostrzegł w środę w Nowym Jorku Mark Lowcock, koordynator ONZ ds. pomocy humanitarnej.

Koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej ogłosiła w poniedziałek zamknięcie wszystkich tras lotniczych, morskich i drogowych do Jemenu, aby odciąć tamtejszym szyickim rebeliantom Huti dostawy broni ze wspierającego ich Iranu.

"Miliony ludzi w Jemenie mogą umrzeć z głodu, jeśli koalicja nie odstąpi od blokady" - powiedział Lowcock po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ, podczas którego przestawił sytuację w tym kraju.

"To nie będzie klęska głodu taka jak w tym roku w Sudanie Południowym, która dotknęła dziesiątki tysięcy osób. To nie będzie klęska głodu taka jak w 2011 roku w Somalii, gdzie zmarło 250 tysięcy ludzi. To będzie wielka klęska głodu, jakiej świat jeszcze nie widział - z milionami ofiar" - powiedział Mark Lowcock.

Od marca 2015 r. sunnicka koalicja arabska pod wodzą Arabii Saudyjskiej zwalcza wspieranych przez Iran rebeliantów Huti, zmierzających do obalenia prezydenta Jemenu Abd ar-Raba Mansura Al-Hadiego. Huti kontrolują Sanę oraz rozległe terytoria na północy i zachodzie kraju. Saudyjczycy chcą, by władzę w Jemenie całkowicie przejął prawowity prezydent Hadi.

Sunnicka Arabia Saudyjska i szyicki Iran od lat rywalizują o wpływy na Bliskim Wschodzie.


O początku konfliktu w Jemenie zginęło już 10 tys. osób, a prawie 3 mln ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swych domostw.
O, nowe argumenty przeciw państwu będą!
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 378
ONZ alarmuje: Milionom ludzi grozi śmierć głodowa
Rewolucja w Jemenie
Dzisiaj, 9 listopada (06:56)
Milionom ludzi w Jemenie grozi śmierć głodowa z powodu blokady tego kraju przez koalicję pod wodzą Arabii Saudyjskiej - ostrzegł w środę w Nowym Jorku Mark Lowcock, koordynator ONZ ds. pomocy humanitarnej.

Koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej ogłosiła w poniedziałek zamknięcie wszystkich tras lotniczych, morskich i drogowych do Jemenu, aby odciąć tamtejszym szyickim rebeliantom Huti dostawy broni ze wspierającego ich Iranu.

"Miliony ludzi w Jemenie mogą umrzeć z głodu, jeśli koalicja nie odstąpi od blokady" - powiedział Lowcock po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ, podczas którego przestawił sytuację w tym kraju.

"To nie będzie klęska głodu taka jak w tym roku w Sudanie Południowym, która dotknęła dziesiątki tysięcy osób. To nie będzie klęska głodu taka jak w 2011 roku w Somalii, gdzie zmarło 250 tysięcy ludzi. To będzie wielka klęska głodu, jakiej świat jeszcze nie widział - z milionami ofiar" - powiedział Mark Lowcock.

Od marca 2015 r. sunnicka koalicja arabska pod wodzą Arabii Saudyjskiej zwalcza wspieranych przez Iran rebeliantów Huti, zmierzających do obalenia prezydenta Jemenu Abd ar-Raba Mansura Al-Hadiego. Huti kontrolują Sanę oraz rozległe terytoria na północy i zachodzie kraju. Saudyjczycy chcą, by władzę w Jemenie całkowicie przejął prawowity prezydent Hadi.

Sunnicka Arabia Saudyjska i szyicki Iran od lat rywalizują o wpływy na Bliskim Wschodzie.


O początku konfliktu w Jemenie zginęło już 10 tys. osób, a prawie 3 mln ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swych domostw.
O, nowe argumenty przeciw państwu będą!
"To będzie wielka klęska głodu, jakiej świat jeszcze nie widział" <--- Ja wiem... Hołodomor pochłonął wedle szacunków nawet 10 mln podobnie szacuje się sutki wielkiego skoku (chociaż tam szacunki dochodzą do 30 mln). Podsumowując państwa już wysoko postawiły poprzeczkę.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 772
Tak trochę jak padlinożercy się zachowujemy, ale na razie taka rola libków w przyrodzie świata polityki...
 
Do góry Bottom