Arabska Wiosna Ludów

D

Deleted member 427

Guest
Nie siedzę w temacie, więc pytania mogą być lamerskie. Po pierwsze, hasło "wiosna ludów" z niczym dobrym mi się nie kojarzy, ergo: to, co sie dzieje w Egipcie, to jest jakaś komunistyczna rewolta czy co? Po drugie, kto za tym stoi albo lepiej: kto na tym zyska? Bo lud sam z siebie może co najwyżej zorganizować koło gospodyń wiejskich - ktoś to musi inspirować i opłacać.
 
OP
OP
Trigger Happy

Trigger Happy

Mądry tato
Członek Załogi
2 946
957
Google and Twitter have launched a “speak-to-tweet” service, which circumvents the ban on Internet services in Egypt, allowing people to post messages by dialing an international telephone number and leaving a voicemail message. The message is then sent out as a tweet with the hashtag #egypt.

Ciekawe czy "Google and Twitter" odpaliły by taka usługę gdyby Tea Party szturmowała Biały Dom, lub eurosceptycy chcieli wieszać "Mopa" Van Rompuy-a na latarni ?

http://www.kurzweilai.net/egypt-protest ... ice-tweets
 
M

Matrix

Guest
hehe, patrzcie, groźne rozruchy przekształciły się w pokojową manifestację, wojsko rozdaje ulotki z napisem, wolno wam manifestować i wyrażać swoje hasła.

A Mubarak :

19:38: W przemówieniu - twierdzi Al-Arabiya - Mubarak ma powiedzieć, że ustąpi przy okazji następnych wyborów. Do tego czasu ma pozostać na stanowisku. Telewizja nie podaje źródła swojej informacji. Wybory prezydenckie w Egipcie zaplanowano na wrzesień.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
kawador napisał:
Nie siedzę w temacie,
......
ktoś to musi inspirować i opłacać.

Stanisław Michalkiewicz obstawia Francję.
Sukinsyny nasze i nie nasze
Powtórka z rewolucji bolszewickiej?

U mnie Francja była na 3 miejscu. Więc jeśli Francja to przypuszczam, że jeszcze komuś innemu musiała odpalić jakieś korzyści.
Izrael może niechcący przy okazji oberwać. Tym bardziej, że ekipa Obamy po spłaceniu umów ekipie Clinton nie ma ochoty dokładać do Izraela i zamiast ataku na Iran planuje atak na Pakistan i Sudan. Pakistan chcą podzielić na 3-4 prowincje a Sudan na dwie. I burdel w basenie śródziemnomorskim jest im też na rękę.
 

Cyberius

cybertarianin, technohumanista
1 441
36
podejrzewam że robią tam unię północnoafrykańską, albo unię państw islamskich.
Globalizacja.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Ja przypuszczam, że robią to "ci sami" co zrobili rewolucję bolszewicką w Rosji. W Rosji zrobili to, by uwalić konkurencję (duży kraj, surowce i ogromne możliwości). A tam chcą zafundować radykalny syf, dzięki któremu konkurencja będzie udupiona przez kolejne 100-lat.
Bractwo Muzułmańskie było wspierane kiedyś przez USA dlatego, że panowało tam przekonanie, iż jedyną metodą powstrzymania komunizmu jest silna religia. Dziś jest wykorzystywane do zrobienia zamordyzmu i wyłączenia konkurencji. A jak znajdą się tam elity, które poprowadzą to w inną stronę, to zakończy się to prowokacją i wojną "wolnego świata" w "słusznej sprawie" (jak w Serbii).
 
M

Matrix

Guest
A jak jest to oddolna incjatywa ludu ? W koncu dzięki internetowi poznali lepszy świat Zachodu. Zauważcie, że demonstranci to młodzież w wieku studenckim, tak jak u nas w w 1968 roku. Świat Arabski nie będzie już nigdy taki jak był, to dobrze, demokracja to zły ustrój, ale nie wymyślono jeszcze lepszego.
Monarchia, dyktatura nie sprawdzają się, gdy lud jest wykształcony i umie korzystać z internetu.
 
D

Deleted member 427

Guest
demokracja to zły ustrój, ale nie wymyślono jeszcze lepszego.

Żeby była jasność, Churchill nigdy czegoś takiego nie powiedział. Jest to cytat przekręcony i niepełny - i jedyny, jaki demokraci są w stanie zapamiętać. Pojawia się on często także w innej formie, mianowicie: "Demokracja to najgorsza forma rządów – z wyjątkiem wszystkich innych" ("It has been said that democracy is the worst form of government except all the others that have been tried").

Z niechęcią bronię Churchilla, ale trzeba dokładnie przeczytać oficjalny raport zawierający kompletny zapis obrad Izby Gmin z 11 listopada 1947 roku (tzw. "Hansard"), gdzie znajduje się wyraźny odnośnik do eksperymentów, które pojawiają się od czasu do czasu. W całości brzmi on tak: Many forms of government have been tried, and will be tried in this world of sin and woe. No one pretends that democracy is perfect or all-wise. Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time.

Co więcej, z tekstu obrad - gdy się go przeczyta w całości - jasno wynika, że mowa jest w nim wyłącznie o krótkotrwałych (totalitarno-tyrańskich) ruchach. Aż do 1937 roku (jak długo nic nie zagrażało brytyjskim interesom) Churchill wyrażał się nadzwyczaj pochlebnie o Hitlerze i Mussolinim, a nieszczęście Europy po I wojnie światowej tłumaczył upadkiem Habsburgów i Hohenzollernów.

A tak w ogóle to z Churchilla najbardziej podobają mi się inne cytaty:

The best argument against democracy is a five-minute conversation with the average voter ("Najlepszym argumentem przeciwko demokracji jest pięć minut rozmowy z przeciętnym wyborcą") oraz dwa krótkie zdania wygłoszone 12 maja 1901 roku podczas przemówienia w Izbie Gmin: "Demokracja jest bardziej żądna zemsty niż gabinety. Wojny narodów będą potworniejsze niż wojny królów".
 

Cyberius

cybertarianin, technohumanista
1 441
36
Matrix napisał:
A jak jest to oddolna incjatywa ludu ? W koncu dzięki internetowi poznali lepszy świat Zachodu.

Oni należą do świata zachodu w większym stopniu niż my -tak przynajmniej uważają zachodniacy:)
No może jest to jeden z wariantów świata zachodniego, tak jak nasz środkowoeuropejski, i wschodni-"prawosławny" To że jesteśmy tacy "zachodni" to jedynie nasz pomysł.

-----
Ciekawy film znalazłm dzisiaj w sieci -wg. mnie to podróbka

[video=youtube]http://www.youtube.com/watch?v=j321v_3dwUM&feature=player_embedded[/video]
 
D

Deleted member 427

Guest
Gdzieś na początku 2011 roku mieliśmy w Mediach Sorosa i przyjaciół wielkie halo o pierwszych wolnych wyborach Sudanie, w których pokojowo nastawione chrześcijańskie i animistyczne Południe miało się odłączyć od znienawidzonej – bo muzułmańskiej Północy.

Przez Lata Środki masowego rażenia karmiły nas o krwawym rozprawianiu się złych i bezwzględnych islamistów z Rządu Sudanu z rebeliantami z Południa.

Teraz mamy nowe Państwo, Południowy Sudan – tak pieją Syjonistyczne media na całym świecie, ba nowe chrześcijańskie Państwo wyzwolone i demokratyczne.


Więcej tu: http://leszekurbanski.eu/?p=282
 
A

Anonymous

Guest
Arabska Wiosna Ludów

Cześć
Zostało w tym temacie użyte sformułowanie "wariant somalijski". Czy mógłby mi ktoś napisać co ten wariant oznacza? Potrzebuję tej informacji do mojej prezentacji...
 

Lucius

New Member
25
1
Odkopując temat powiem że trudno przenosić na tamte społeczeństwa nasze nawyki. Nie istnieje tam indywidualizm i autonomia jednostki - w praktyce najniższą jednostką jest rodzina należąca jednak do szerszego klanu. W rodzinie rządzi głowa rodziny (plus żona która nim manipuluje) a klanem rada klanu. System prawny jest w części krajów sztucznym implantem z Zachodu i dlatego panuje tam takie bezprawie, w części krajów natomiast władza się nie obcyndala i uznaje normy zwyczajowe - np. w Arabii Saudyjskiej, Libii Kadaffiego, Sudanie etc.
Np. ktoś ukradnie komuś kozę. Złodziej jest z jednej rodziny spoza klanu - o ile ktoś z rodziny poszkodowanej go najpierw nie zabije (i jest na prawie) to sąd osądzi takiego i... może go zamknąć, uciąć rękę lub oddać rodzinie poszkodowanej żeby sama wymierzyła sprawiedliwość.
Jeżeli kozę ukradnie ktoś z innej rodziny tego samego klanu to władza w ogóle w to nie ingeruje - sprawę pozostawia się do osądzenia radzie klanowej która zgodnie z tradycją ma prawo wydać wyrok śmierci (aczkolwiek musi to być zgodne z zapisami Koranu) i nieraz takie "wyroki" są wykonywane. To nie żart. W przypadku złodzieja w Arabii Saudyjskiej można orzec obcięcie dłoni po czym delikwent z dłonią są transportowani śmigłowcem i rękę się przyszywa.
I on nie ma wiele do gadania - jednostka nie jest tam podmiotem jak na Zachodzie. Małżeństwa najczęściej są ustalane przez starszych rodzin jeszcze w czasie małoletności (np. w Niemczech i Francji sądy i policja mają czasami (rocznie jest kilkadziesiąt przypadków) problemy kiedy panna ucieka i oczekuje ochrony prawa a klany szturmują komisariat lub sąd i terroryzują jej obrońców grożąc honorowym wyrokiem śmierci wykonanym przez najstarszego brata lub ojca).
W przedsiębiorstwach oczywistym jest że oficjalne stanowiska przydziela się krewnym, pracę może wykonywać ktoś kompetentny za ułamek stawki. Najchętniej współpracuje się z krewnymi i związanymi umowami klanowymi i dotyczy to praktycznie całego świata arabskiego i części muzełmańskiego poza światem arabskim (inaczej jest u muzełmanów na Dalekim Wschodzie).
Wyobraźmy sobie że przychodzi tam ktoś i zaczyna im wykładać założenia libertariańskie i wolnego rynku.
Zanim Wierny pomyśli co zrobić zapyta siebie - co by mu doradziła głowa rodu? Czy to będzie dobre dla rodziny i klanu? Czy nie spowoduję swoim czynem konfliktu z innym klanem?
Problemem na Bliskim Wschodzie jest to że państwo prawa, instytucje demokratyczne są dla wielu tamtejszych czymś obcym. Nawet ruchy socjalistyczne jak OWP i partia Baas w Syrii i Iraku są przesiąknięte tamtą mentalnością na tyle że ideowa równość ludzi jest fikcją.
Acha. Tam nie ma społeczeństwa klasowego - tego też nie rozumieją bo klany obejmują członków o różnym statusie społecznym.
I co z tym zrobić? Nieść tą demokrację i wolny rynek? Może sami muszą do tego dojść?
 
A

Anonymous

Guest
Kiedyś nad nimi stał Turek albo Pers i z Turkiem albo Persem robiło się interes. Według mnie nie należy im niczego nieść, trzeba zostawić ich w spokoju, a ropę normalnie kupować :). Miałem na facebooku kontakt z paroma tureckimi studentami z okolic Stambułu, mentalnie niczym nie różnili się od rówieśników z Polski.

Jak w Europie nie łamią aksjomatu nieagresji w relacjach na zewnątrz, to według mnie mogą sobie spokojnie żyć i nie należy ingerować w rodzinę ;). Tak jak żyją społeczności Azjatyckie na Zachodzie i w Polsce, po swojemu, a ich demokratyczni przedstawiciele na poziomie gminy to fasada.
 
47
17
Odkopuję.
Czy islam i wolny rynek można pogodzić? Popularne ruchy w krajach muzułmańskich zyskały poparcie poprzez składanie obietnic przywrócenia wartości islamskich, które zostały rzekomo zdradzone przez aktualnie rządzących. Obecnie ta droga prowadząca do społeczeństwa islamskiego jest tak samo mętna, jak mętny jest cel, do którego ma doprowadzić. Jednakże reformatorom może dodać otuchy fakt, że wczesne społeczeństwo islamskie promowało przedsiębiorców, a kleptokracja była zakazana. W rzeczywistości, pro-przedsiębiorcze podejście Mahometa i jego następców, pomogło przekształcić wczesne islamskie społeczeństwa w najbardziej dynamiczne gospodarki tamtych czasów. Powrót do wartości islamskich powinien oznaczać również politykę pro-przedsiębiorczą. Islam, mimo wszystko, jest jedyną ogólnoświatową religią stworzoną przez przedsiębiorcę.
Cały artykuł można przeczytać tutaj: http://forumlibertas.blogspot.com/2013/07/islam-i-wolny-rynek-czy-moga-wspoistniec.html

Ponadto, wśród osób, które polubią dzisiaj ten artykuł na naszym profilu na facebooku - https://www.facebook.com/forumlibertasPL -rozlosujemy 5 darmowych koszulek. Powodzenia i do dzieła!
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Maciej Kucharczyk
Dlaczego Arabowie przegrywają wojny?
Opływające w petrodolary państwa arabskie kupują masy nowoczesnego zachodniego uzbrojenia. Na papierze są potęgami, powinny zatem mieć drastyczną przewagę nad słabo wyposażonym Iranem, z którym mają bardzo napięte stosunki. Pozory jednak mylą. Nowoczesne uzbrojenie w rękach Arabów to nie to samo, co w rękach Amerykanów czy Europejczyków.

Wielu ekspertów przekonuje, że z powodu specyficznej kultury państwa arabskie nie są w stanie prowadzić nowoczesnych wojen w oparciu o wzorce z państw zachodnich i przy wykorzystaniu wyprodukowanego w nich zaawansowanego uzbrojenia. Po prostu nie mają możliwości stworzenia odpowiednich sił zbrojnych. Klucz tkwi bowiem w ludziach i ich ograniczeniach.

Izraelczycy pokazali, że jest problem

Wątpliwości co do skuteczności arabskich wojsk na nowoczesnym polu walki zasiały kolejne wojny z Izraelem w XX wieku. Państwo żydowskie w teorii nie powinno mieć szans na utrzymanie się wobec koalicji znacznie większych sąsiadów, na dodatek zbrojonych na masową skalę przez ZSRR. Pomimo tego przetrwało. Zachodni obserwatorzy szybko stwierdzili, że stało się tak głównie ze względu na różnice polityczne i kulturowe, które przekładały się na skuteczność sił zbrojnych.

Arabowie wykazali się brakiem inicjatywy, zdolności do improwizacji oraz szybkiego podejmowania decyzji. Działali w oparciu o sztywno ustalone plany, których zmiana wymagała decyzji przywódców państwowych lub była wręcz niemożliwa. Na dodatek nie ufali sobie nawzajem i rywalizowali ze szkodą dla sprawy. Izraelczycy byli natomiast przeciwieństwem Arabów – elastyczni, zdolni do szybkiego reagowania na zmieniającą się sytuację i wykorzystywania okazji.

– Pewne schematy zachowań wynikające z kultury arabskiej były najważniejszymi czynnikami wpływającymi na ograniczoną efektywność wojsk państw arabskich – stwierdził w 1996 r. Kenneth Pollack, ekspert CIA ds. Bliskiego Wschodu i autor rozległej analizy na temat sił zbrojnych państw arabskich.

Obserwacja przy okazji zbrojenia
Amerykanie mogą obecnie uchodzić za ekspertów ds. oceny potencjału wojsk państw arabskich, bowiem od lat 80. są ich głównym dostawcą uzbrojenia, a za sprzętem idą doradcy, którzy muszą nauczyć klientów jego obsługi. Od dekad liczni amerykańscy wojskowi służą za instruktorów na Bliskim Wschodzie, a równie liczni arabscy oficerowie udają się na uczelnie w USA. Okazji do obserwacji jest zatem wiele.

Bardzo ciekawą i szczegółową analizę charakteru arabskich wojskowych przedstawił w 1999 r. Norvell De Atkine, świeżo emerytowany pułkownik US Army, pełniący wówczas funkcję "doradcy" w państwach bliskowschodnich. Zawarł ją w artykule pod znamiennym tytułem "Dlaczego Arabowie przegrywają wojny".

Większość jego obserwacji została poczyniona w latach 70., 80. i 90. XX wieku, ale można przyjąć, że pozostają one aktualne. Od tego czasu w takich państwach jak Arabia Saudyjska, Egipt czy Jordania niewiele się bowiem zmieniło – nie doszło do istotnych przemian społecznych czy kulturowych, a system władzy pozostaje ten sam. Kupiono za to znacznie więcej nowoczesnego uzbrojenia, dzięki któremu zwłaszcza Arabia Saudyjska wydaje się dominować nad innymi państwami w regionie.

Wiedza to władza i nie należy się nią dzielić

Jako pierwszą przyczynę nieefektywności wojsk arabskich w prowadzeniu klasycznych wojen według europejskich wzorców De Atkine wymienia niezdolność do dzielenia się informacją. Żołnierze, którzy już opanują jakieś skomplikowane techniczne umiejętności, nie przekazują ich kolegom. Wolą zachować wiedzę dla siebie, aby być cenniejszymi i ważniejszymi.

Za przykład De Atkine podaje sytuację, gdy amerykańscy instruktorzy dostarczyli do egipskiej jednostki przezbrajanej na nowe czołgi M1 Abrams instrukcje obsługi maszyny. Zaczęli je rozdawać załogom, ale tuż za nimi szedł dowódca oddziału i je odbierał. Jak wyjaśnił, dawanie instrukcji żołnierzom nie miało sensu, bo i tak nie umieli czytać. Amerykanie wiedzieli jednak, że nie mają do czynienia z analfabetami. Oficer po prostu chciał pozostać źródłem specjalistycznej wiedzy, czyli osobą ważną i niezbędną.

W efekcie osłabiał jednak swój oddział, bo załogi czołgów nie rozumiały, jak działają maszyny, i były wąsko wyspecjalizowane w wykonywaniu swoich zadań. W sytuacji awaryjnej ładowniczy nie mógłby więc np. zastąpić rannego celowniczego, bo nie miałby pojęcia, jak obsłużyć systemy optyczne czołgu.

W związku z tym kultura techniczna w arabskich wojskach jest niska. Sprzęt nie jest poddawany odpowiedniej obsłudze, bo mało kto wie, jak to prawidłowo robić, a wyspecjalizowane narzędzia najczęściej są trzymane pod kluczem. Drobne naprawy – w zachodnich wojskach przeprowadzane na poziomie małych jednostek – w państwach arabskich wymagają odesłania sprzętu do centralnych zakładów naprawczych. Cierpi na tym gotowość bojowa sił zbrojnych.

Wojsko musi być pod linijkę i zgodnie z planem
Kolejnym czynnikiem jest sztampowe, ograniczone i mało ambitne szkolenie oraz nauczanie. Dotyczy to zwłaszcza oficerów, którzy mają niezwykłą zdolność do przyswajania znacznych ilości wiedzy, ale nie potrafią z niej korzystać w kreatywny sposób. Według De Atikne'a to efekt arabskiego modelu nauczania, skoncentrowanego na zapamiętywaniu, a nie na krytycznym myśleniu.

Taka sytuacja tworzy specyficzne zagrożenie dla zagranicznych instruktorów, bowiem jeśli posłużą się książką czy podręcznikiem do przywołania np. jakiejś mało ważnej daty czy wartości, zrujnuje to ich wizerunek. Dobry oficer powinien mieć wszystko "wykute".

W efekcie arabscy oficerowie mogą być jednak niezdolni do samodzielnego działania. Na polu bitwy to niebezpieczne, bo zasadą jest, że żaden plan nie przetrwa pierwszego kontaktu z wrogiem. Konieczne jest szybkie reagowanie na zmieniającą się sytuację. Samodzielność i kreatywność są jednak traktowane jako coś niepożądanego i mogą wręcz zaszkodzić karierze.

Decyzje zaś zapadają na najwyższych szczeblach. Amerykanie drogą obserwacji doszli do wniosku, że sierżant sztabowy w ich wojsku (wysoki rangą podoficer, czyli nawet nie oficer) ma mniej więcej tyle samo realnej władzy co arabski pułkownik (ostatni stopień przed generałem). W efekcie podjęcie nawet błahych decyzji zajmuje bardzo dużo czasu, co na polu bitwy może być zabójcze.

eb7df1e3-3e19-4d42-adf5-ef5d1ed750df.jpg

Wspólne ćwiczenia z Amerykanami mają być teatrem, dokładnie wyreżyserowanym i zaplanowanym. Najważniejszy ma być prestiż a nie opanowanie nowych umiejętności / Źródło: US Army
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Osobisty prestiż ponad wszystko
Równie niechętnie patrzy się na rywalizację, którą Amerykanie uznają za coś zdrowego, dopingującego do większego wysiłku. Arabowie jej unikają, bo prowadzi do sytuacji, w której ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa, co jest równoznaczne z upokorzeniem. W żadnym wypadku oficer niższy rangą nie może wygrać z przełożonym, bo jest to afrontem. Nauka i wiedza nierozerwalnie wiążą się z prestiżem, więc według De Atkine'a Arabowie podchodzą do sprawy bardzo poważnie.

Amerykańscy instruktorzy przekonali się boleśnie, że nie mogą tak po prostu wyrywkowo przepytywać uczniów. Muszą zawczasu się upewnić, że pytany zna odpowiedź. Gdyby tak nie było, to uczeń mógłby poczuć się upokorzony przed grupą przez instruktora.

Na dodatek przyzwyczajeni do zakulisowych rozgrywek (natura systemów dyktatorskich i autorytarnych w których żyją) Arabowie często uznają, że cała sytuacja jest elementem intrygi uknutej przez obcokrajowca. W efekcie nieznający odpowiedzi uczeń staje się wrogiem nauczyciela. Inni uczestnicy kursu zaczynają się obawiać, że też zostaną tak "upokorzeni" i również nastawiają się negatywnie do instruktora. Ostatecznie nauczanie staje się niemożliwe.

Prowadzi to do sytuacji, w której żołnierze są bardziej skoncentrowani na dbaniu o status i prestiż niż na rozwijaniu swoich umiejętności lub potencjału oddziału jako ogółu. De Atkine zaznacza przy tym, że wielu oficerów czy żołnierzy jest wybitnie inteligentnych i nie można im odmówić odwagi oraz patriotyzmu, ale nie przekłada się to na skuteczność na nowoczesnym polu walki.

Przepaść między górą a dołem
Arabskie wojska mają też poważny problem z relacjami pomiędzy oficerami a szeregowymi żołnierzami. Podwładni niskiej rangi są traktowani prawie jak podludzie. Pewnego razu De Atkine był świadkiem, jak podczas oficjalnej uroczystości w jednej z egipskich baz nadciągnęła silna burza piaskowa. On przerwałby celebrację i schował się do budynku, ale dla lokalnych oficerów ważniejsze było zachowanie twarzy. Po prostu kazali więc szeregowym żołnierzom ustawić się jako bariery dla wiatru niosącego ostry piasek, aby ochronić wyższych rangą.

Taka sytuacja jest według Amerykanina spowodowana silnymi podziałami w arabskich społeczeństwach. Do korpusu oficerskiego dostają się niemal wyłącznie synowie zamożnych rodzin. Szeregowcy to biedota. Obie grupy dzieli przepaść wzajemnych uprzedzeń i braku zaufania. W zachodnich wojskach też są duże różnice pomiędzy oficerami a szeregowymi, jednak niweluje je silny korpus podoficerów (kaprale, plutonowi i sierżanci), który jest pośrednikiem. To ludzie, którzy bezpośrednio dowodzą na polu walki i na co dzień szkolą szeregowych. De Atkin nazywa ich "kręgosłupem" nowoczesnych sił zbrojnych. W arabskich wojskach praktycznie ich nie ma.

Efektem jest niskie morale szeregowych żołnierzy, brak motywacji i często wręcz wrogość wobec własnych oficerów. Ci nie mają natomiast chęci i czasu dbać o swoich podwładnych, co prowadzi do marnego poziomu wyszkolenia. Zniżenie się do poziomu ćwiczeń czy prac fizycznych jest niespotykane. Iraccy oficerowie, którzy dostali się do niewoli podczas operacji Pustynna Burza, woleli trzy dni stać w szalejącej burzy piaskowej niż naprawić swoje namioty na oczach podwładnych.

Wspólne działanie niepożądane

Słaby poziom wyszkolenia, brak wewnętrznego zaufania, przepływu informacji i powszechnych umiejętności technicznych prowadzi razem do tego, że Arabowie są w ocenie amerykańskich ekspertów niezdolni do skutecznego prowadzenia tak zwanych operacji połączonych. Ta idea jest podstawą zachodnich doktryn wojskowych od II wojny światowej. Pierwsi na dużą skalę wprowadzili ją Niemcy pod szerzej znaną nazwą "Blitzkriegu". Zakłada ona wspólne działanie różnych jednostek na rzecz osiągnięcia jednego celu.

De Atkin przekonuje, że zwykłe oddziały piechoty wojska jordańskiego i izraelskiego co do zasady nie różnią się znacząco od siebie i oba mają podobny potencjał. Izraelscy żołnierze są jednak wspierani na polu bitwy przez wozy opancerzone, artylerię, lotnictwo i wywiad. Mają też dużą swobodę w tym, jak osiągnąć cel. Jordańczycy są natomiast niezdolni do skoordynowania na bieżąco wsparcia dla swoich piechurów. Wymagałoby to decyzji na wyższym szczeblu i planów. W efekcie wsparcie pojawiłoby się zbyt późno, a Izraelczycy dawno odnieśliby zwycięstwo.

Uzyskanie efektu synergii dzięki wykorzystaniu na raz różnych rodzajów sił zbrojnych uniemożliwia też to, w jaki sposób urządzone są arabskie państwa. Siły zbrojne są traktowane przez dyktatorów i autokratów jako główne zagrożenia dla ich władzy. Przewroty wojskowe były standardem XX wieku w krajach arabskich. Nie ma nic groźniejszego od niezależnie myślącego, zgranego i potrafiącego współdziałać korpusu oficerskiego.

Z tego powodu w tamtejszym wojsku stosowana jest zasada "dziel i rządź". Ścisła współpraca i zaufanie są traktowane podejrzliwie. Na dodatek tworzy się elitarne oddziały o charakterze politycznym, których głównym zadaniem jest ochrona nie państwa, ale władzy. Choć zazwyczaj są najlepiej uzbrojone i wyszkolone, to przywódcy trzymają je w odwodzie i unikają wykorzystania w walce, co bezpośrednio osłabia możliwości sił zbrojnych państwa.

Arabowie mają swoją specjalność
Wszystkie te czynniki prowadzą do tego, że choć wiele państw arabskich na papierze jest potężnie uzbrojonych i dysponuje znacznie większymi ilościami nowoczesnego uzbrojenia niż wiele państw europejskich, to ich realne możliwości bojowe są niższe, niż wynika ze statystyki.

Przez taki pryzmat trzeba więc patrzeć, porównując potencjały militarne dwóch największych potęg regionu – Arabii Saudyjskiej i Iranu. Teoretycznie Saudowie przygniatają Irańczyków nowoczesnym uzbrojeniem. Jednak jest wątpliwe, czy potrafili by je wykorzystać w pełni, a z drugiej strony irańskie wojsko jest bardziej liczne, co w efekcie daje względną równowagę.

John Keegan, znany brytyjski historyk wojskowości, podsumowuje sprawność bojową arabskich wojsk krótkimi zdaniami. W jego opinii Europejczycy, a co za tym idzie, także Amerykanie, od wieków preferowali walkę twarzą w twarz, bezpośrednią i na jasnych zasadach. Na takich podstawach stworzono zasady nowoczesnej wojny, do której dostosowano zachodnie uzbrojenie. Arabowie są natomiast mistrzami uników, zwodów i zasadzek, przez co są nieporównywalnie lepsi w wojnach podjazdowych, rebeliach i terrorze. Zachodnie koncepcje i uzbrojenie są więc dla nich czymś obcym kulturowo, przez co korzystają z nich nieefektywnie.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Khan: Dlaczego Bliski Wschód nie jest sprawnym rynkiem?
Opublikowano 19 marca 2016 | Autor: Salmaan A. Khan
Autor: Salmaan A. Khan
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Paweł Sitarz
Wersja PDF, EPUB, MOBI


Według badacza historii gospodarczej Timura Kurana, „około dziesiątego wieku, Bliski Wschód był jednym z najbardziej rozwiniętych gospodarczo regionów na świecie pod względem standardu życia, technologii, wydajności rolnictwa, umiejętności czytania i pisania oraz kreatywności instytucjonalnej. Jedynie Chiny mogły być uważane za bardziej rozwinięte”. W dzisiejszych czasach Bliski Wschód jest ofiarą historycznych przeszkód prawnych, które zwiększyły preferencję czasową konsumentów i inwestorów, oraz nieudanych prób restrukturyzacji prawa islamskiego, które miały pozwolić mu podążać za zmianami zachodzącymi w świecie handlu.

Ład korporacyjny
Jedną z największych przeszkód dla rozwoju gospodarki islamskiej były przepisy dotyczące spółek osobowych. Podczas gdy w Europie powstawały wielkie przedsiębiorstwa z setkami czy tysiącami udziałowców, w krajach islamskich spółki były ograniczone do maksymalnie sześciu wspólników. Było to uzasadnione działaniem islamskiego prawa umów, według którego gdy jeden ze wspólników umiera, pozostali muszą upłynnić aktywa zmarłego i podzielić je między jego spadkobierców. Nie oznaczało to, że spółka musi się rozpaść po śmierci jednego z wspólników. Jednak związane z tym komplikacje — połączone z wypaczonymi, egalitarystycznymi przepisami spadkowymi szariatu, według których dwie trzecie majątku muszą być rozdzielone między bliskimi, zarówno mężczyznami jak i kobietami — utrudniały uzyskanie korzyści skali przez brak trwałości, wyspecjalizowania oraz przewidywalności spółek w krajach islamskich.

Ponadto z racji praktykowanej na wielu obszarach poligamii rodziny były stosunkowo duże. Ponieważ osób uprawnionych do dziedziczenia spadku było wiele, spółki ulegały po prostu rozwiązaniu. Kuran zauważa, że: „przedsiębiorcy z Bliskiego Wschodu zmniejszali ryzyko przedwczesnego rozwiązania poprzez utrzymywanie niewielkich i krótkotrwałych spółek”. Konsekwencją tego stanu rzeczy dla gospodarek krajów islamskich jest przedłużająca się od czasów rozpoczęcia w Europie rewolucji przemysłowej próba dogonienia gospodarek Zachodu.

Dziedzictwo wakfów
Niektórzy uczeni uważają, że to fatalizm kulturowy i religijny przyczynił się do spowolnienia rozwoju gospodarek krajów Bliskiego Wschodu, ponieważ przeświadczenie o tym, iż „wszystko jest rękach Boga”, promuje bezczynność. Istnieje jednak więcej dowodów empirycznych na to, że na zacofanie dzisiejszego Bliskiego Wschodu duży wpływ miała dokonana przez Imperium Osmańskie biurokratyzacja darowizn zwanych wakfami.

Istnieją dwa typy wakfów, zależnie od tego jaką funkcję przydzielił im fundator (wakif) w akcie darowizny (waqfiyya): charytatywne oraz rodzinne. Charytatywne wakfy miały pełnić funkcję społeczną. Z początku były to jedynie donacje na rzecz placówek religijnych, ale z czasem zaczęły obejmować także pomoc biednym, świadczenie usług medycznych, fundowanie szkół, bibliotek oraz pozostałych budynków zapewniających korzyści publiczne. Rodzinne wakfy były z kolei używane w celu ustanowienia praw własności dla rodzin, które chciały zabezpieczyć swoje oszczędności przed konfiskatą przez sułtana.

Z powodu swojego statusu świętości, wakfy były w teorii zwolnione od opodatkowania. Jednak według Murata Cizacka, „autorytarne władze mogły przywłaszczać sobie własność prywatną, powołując się na interes ummy”.

Ponadto gdy w przypadku rodzinnych wakfów pojawiały się jakiekolwiek trudności (charytatywne wakfy funkcjonowały pod okiem społeczeństwa, a ich wykorzystanie środków było jawne), stawano wobec bardziej kontrowersyjnych problemów, których nie dało się łatwo rozwiązać w sądzie. Same akty wakfów często ulegały zniszczeniu lub uszkodzeniu podczas wojen. Skutkowało to coraz częstszym wywłaszczaniem oraz wzmożoną regulacją ze strony władz Imperium Osmańskiego. W tym samym czasie w Europie podobne usługi były świadczone przez dobrze prosperujący, rentowny sektor przedsiębiorstw, korzystający z reguł podwójnego zapisu księgowego oraz instytucji spółki akcyjnej. Według Kurana, „ludzie z Zachodu mieli dostęp do komercyjnych banków, które wykorzystywały kapitał zebrany od mas do realizacji produktywnych przedsięwzięć na wielką skalę”.

W gruncie rzeczy powodem stagnacji wakfów była ich rygorystyczna zgodność z prawem religijnym. Szariat nie zezwalał na powstawanie jakichkolwiek instytucji mogących konkurować z wakfami. W wyniku regulacji prawnych wprowadzonych przez ulemów, wakfy uzyskały monopol na dostarczanie dóbr publicznych, nawet takich jak podręczniki szkolne.

Można więc stwierdzić korelację między zdecentralizowanym okresem wakfów, w którym kraje islamskie odgrywały wiodącą rolę w handlu międzynarodowym i cieszyły się dużym dobrobytem, a okresem scentralizowanej kontroli narzuconej przez Imperium Osmańskie, który doprowadził do opóźnienia i ograniczenia rozwoju gospodarki na Bliskim Wschodzie. Kuran stwierdził, że „wakfy były gospodarczo niewydajne z uwagi na swoją dożywotniość, sztywność, brak samorządności oraz brak odrębnej osobowości prawnej”. Przed wiekami gospodarki krajów Bliskiego Wschodu były znane ze zdecentralizowanych oraz elastycznych instytucji, które zapewniały większy dobrobyt, dzisiaj natomiast wyglądają zupełnie inaczej.

Podobnie jak Rosjanie w przeszłości byli ofiarami reżimów totalitarnych, narody na Bliskim Wschodzie są obecnie ofiarami reżimów, których głównym wrogiem są zazwyczaj ich właśni obywatele. Niestety reżimy te dalej mogą kontrolować rynek i bogacić się dzięki dawnym restrykcyjnym instytucjom.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
W jego opinii Europejczycy, a co za tym idzie, także Amerykanie, od wieków preferowali walkę twarzą w twarz, bezpośrednią i na jasnych zasadach.
jebnięcie w coś rakietą z drona abo odjebanie populacji miasta atomówką lub tysiącami ton bomb zapalających raczej nie pasują do tej jego opinii
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Arab Araba nie zna
Paweł Smoleński
28.02.2015 01:00

Wystarczy, by samolot lecący z Rijadu do Frankfurtu opuścił saudyjską przestrzeń powietrzną, a Saudyjki odkrywają głowy i piją alkohol. Ale publicznie będą bronić konserwatywnych zasad swojej kultury i religii.
Z Patrycją Sasnal rozmawia Paweł Smoleński


Dr Patrycja Sasnal - politolożka, amerykanistka i arabistka, kierowniczka projektu "Bliski Wschód i Afryka Północna" w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych; wykładowczyni UJ, badaczka na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie.

PAWEŁ SMOLEŃSKI: Rozmawiałem z arabskim artystą Walidem Raadem, pół Palestyńczykiem, pół Libańczykiem. Czuł się dotknięty pytaniami o islamskich radykałów. Nazywał ich "oni", jawili mu się jako kompletnie obca zbiorowość.

PATRYCJA SASNAL: Zareagował normalnie - dlaczego właściwie miałby się z nimi identyfikować? W domyśle chodzi o terrorystów muzułmańskich, najczęściej z Afryki Północnej - on ani nie jest stamtąd, ani nie jest muzułmaninem, ani nie jest terrorystą. Jedyne, co Raada z nimi łączy, to język. Podobnie niewiele może łączyć ludzi tam, na Bliskim Wschodzie. Diaspora jest emanacją społeczeństw z krajów pochodzenia, tylko że w większym natężeniu, z wyolbrzymionymi poglądami. Statystycznie wykazuje silniejszy nacjonalizm i radykalizm niż ludność z krajów pochodzenia. Na przykład Polonia w USA nie jest uśrednioną reprezentacją poglądów Polaków, bo za bardzo skręca w prawo, ale znajdziemy pewnie niekonserwatywnych rodaków w USA, którzy będą chcieli ostentacyjnie się odciąć od tradycyjnej Polonii. Taka właśnie ostentacja udziela się Walidowi Raadowi. Pośród arabskiej diaspory występują jeszcze silniejsze podziały niż obserwowane w państwach arabskich. A te państwa nie dość, że się od siebie różnią, to jeszcze wewnętrznie składają się z oddzielonych warstw, klas społecznych. Każda z tych klas ma gdzieś w Europie i USA swoją diasporę.

Obyczajowo i światopoglądowo państwa arabskie tworzą pełne spektrum. Na jednym biegunie sytuuje się Liban - arabska ojczyzna imprezy. Francuzi wykroili ją w latach 40. z Bliskiego Wschodu z myślą, że to będzie "mała Francja" - bogata, chrześcijańska enklawa w bajecznym wprost miejscu między śródziemnomorskimi plażami a górskimi kurortami. Centrum Bejrutu należy do nowoczesnej arabskiej młodzieży. Żeby się zabawić, zjeżdżają tam wszyscy - od szejków z Zatoki Perskiej po biznesmenów z północnej Afryki. Są tam kluby nocne, o jakich nam w Europie się nie śniło: gejowskie, transowe, heavymetalowe, undergroundowe. Alkohol leje się strumieniami, zawsze kręci się jakiś diler z asortymentem od trawy po abjad (ar. biały ), czyli kokainę. Prostytucja - damska i męska - jest na porządku dziennym.

Zaledwie kilka kilometrów od takich imprezowni mieszka biedota - Palestyńczycy w szałasach z blachy albo skromni szyici, zwolennicy Hezbollahu. Żyją inaczej i myślą inaczej - ich nie stać na 20 tys. dolarów czesnego, żeby studiować na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie. Zwesternizowana młodzież libańska nauczyła się wypierać widok konserwy niższego szczebla - mają z nią mniej do czynienia niż mieszkańcy Londynu czy Paryża, umieją skutecznie ją omijać, w żadnym calu nie należą do takiego świata.

Na drugim biegunie obyczajowości są państwa Zatoki, gdzie formalnie niby nic nie można, bo religia zabrania, lecz w prywatnym zaciszu, w gronie znajomych, można prawie wszystko. Gdzieś między Arabią Saudyjską a Libanem, choć bliżej tego drugiego, plasuje się Egipt. Nie widać, że można dużo, ale można - na tyle oczywiście, na ile pozwala status społeczny.

Nowoczesność młodych Arabów można opisać za pomocą kilku pojęć wytrychów sprawdzających się również w Europie. To stosunek do homoseksualizmu, używek i rozrywki, specyfika związków damsko-męskich, pozycja kobiety. Zdziwilibyśmy się, jak wielu jest na Bliskim Wschodzie ludzi, którzy myślą tak jak ci Europejczycy, którzy uważają siebie za postępowych i nowoczesnych. Co nie znaczy, że nie ma zajadłych konserwatystów.

Znakomicie to widać zwłaszcza w Egipcie, który podobnie jak inne kraje arabskie jest społeczeństwem rozwarstwionym, z nieformalną gettoizacją. W Kairze, Aleksandrii, Port Saidzie możesz pójść do kina tylko wtedy, gdy należysz do górnych warstw społecznych, bo bilet jest drogi. Za członkostwo w niektórych klubach sportowych - ich popularność to pozostałość po brytyjskiej kolonizacji - płacisz 1000 zł miesięcznie! Możesz wypić kawę w kawiarni należącej do zachodniej sieci za kilkanaście złotych za filiżankę, ale więcej jest tych biednych, których stać tylko na kawę za 50 groszy w kafejce, gdzie przychodzą ludzie tak samo biedni, a więc pozbawieni dostępu do nowoczesności.

Bardzo różny poziom zamożności sprawia, że ludzie żyją w nieprzenikających się światach, ich poglądy nie mieszają się i nie uzupełniają. Modernizacja i nowoczesność, inaczej niż w Europie, przyniosła Arabom większe rozwarstwienie niż zrównanie szans. Zwesternizowana młodzież arabska, niech będzie nawet liczna, to osobny byt.

W Kairze powiada się w warstwach wyższych, że największym osiągnięciem obalonego reżimu Mubaraka jest Wiadukt Październikowy, którego nitki biegną na wysokości ostatnich pięter budynków centrum miasta. Uważają tak zwłaszcza młode, modne kobiety. Każda z nich jeździ samochodem i dzięki wiaduktowi nie musi się przebijać ciasnymi uliczkami przez biedotę i brud, narażona na okrzyki, zaczepki, obelgi. Z wiaduktu mogą korzystać wszyscy, ale dla wielu ludzi jazda nim to możliwość przejechania dosłownie i w przenośni ponad tradycyjnym arabskim światem. To symbol tego, jak Egipt jest rozwarstwiony i jak z tego rozwarstwienia korzysta.

Dzięki finansowaniu z Unii Europejskiej prowadzimy w PISM projekt porównywania różnych transformacji. W ubiegłym roku badałam egipskie podręczniki do nauki historii. Szkoły państwowe i prywatne muszą mieć w Egipcie wspólne elementy nauczania zatwierdzone odgórnie, czyli język arabski, religię i nauki społeczne. W innych przedmiotach panuje dowolność. Dlatego w niemieckiej szkole międzynarodowej, gdzie czesne przekracza 14 tys. dolarów rocznie, dziecko z klasy średniej, jak np. syn mojej przyjaciółki, przeczyta w podręczniku do historii XX w. około 30 stron o Holocauście. W szkole państwowej - do takich chodzą masy - jego rówieśnik o całej II wojnie światowej znajdzie zaledwie pięć zdań.

Te dzieci dorastają w całkowitym odklejeniu od siebie. Ich przyszłość, poprzez wybór szkoły zaprojektowana przez rodziców, jest nakierowana na Zachód. Podobnie jest np. w Arabii Saudyjskiej.

Jestem Brytyjką, lecz moja jedyna tożsamość jest islamska. Nie wierzę w demokrację, ale w szariat - mówi Ummluqmun

Są jeszcze społeczne pogranicza kultury.

- Nie trzeba być bardzo zamożnym Egipcjaninem, by pójść np. na koncert hiphopowy - koszt 10 zł. Byłam w Kairze w klubie prowadzonym przez kogoś rzekomo związanego z Bractwem Muzułmańskim, w którym nie ma alkoholu (choć w wielu barach jest normalnie dostępny), ale organizuje się awangardowe, subkulturowe wystawy czy festiwale heavymetalowe. Takie koncerty to tysięczna publiczność. Sama widziałam tam pogujące dziewczyny w chustach, które w rytm ostrej muzyki rzucały nimi tak, jak w Europie ich rówieśniczki rzucają włosami. Ta islamska chusta może nie mieć nic wspólnego z ich zachowaniem i światopoglądem. Ani nie oznacza, że bawiąca się dziewczyna w chuście jest zakłamana.

Najbardziej zakłamane pod tym względem są kraje Zatoki Perskiej.

- Tamtejsze społeczeństwa, podobnie jak w całym świecie arabskim, są bardzo młode; ponad 60 proc. ludzi ma 25 lat lub mniej. Tylko w USA studiuje ponad 100 tys. Saudyjczyków. Ci ludzie w sposób naturalny nasiąkają Zachodem, choć noszą w sobie specyficzną saudyjską dumę, która na pozór przejawia się grubą skórą i odpornością na zachodnie pokusy. To oznacza, że wszystko, co zabronione publicznie, jest prywatnie i po cichu dozwolone. Taki rodzaj terytorialnej schizofrenii.

Publicznie nie wolno pić ani oczywiście sprzedawać alkoholu, więc młodzi Saudyjczycy upijają się w domach, i to na umór. Albo stosunki damsko-męskie, obłożone wieloma kulturowymi, religijnymi i prawnymi zakazami: gdy publicznie pojawi się heteroseksualna para młodych ludzi, co do których można mieć wątpliwości, czy są rodziną, od razu wzbudza wielkie zainteresowanie, jak np. w konserwatywnych środowiskach w Polsce pary jednopłciowe. Dziewczyna i chłopak razem - to w Arabii Saudyjskiej bardzo dziwne. Nikogo za to nie dziwi, że chłopcy chodzą z chłopcami za rękę, a dziewczęta z dziewczętami publicznie rozdają sobie całusy, zostają u siebie na noc. Homoseksualizm jest formalnie surowo karany, nie można się z nim za bardzo obnosić, ale też jakoś społecznie akceptowany jako swoista cena tego, by kobiety pozostały "czyste".
 
Do góry Bottom