Anarchokapitalizm - "Europa tysiąca Lichtensteinów"

  • Thread starter Deleted member 427
  • Rozpoczęty
D

Deleted member 427

Guest
Hoppe pisał, że dla niego akap w praktyce będzie "Europą tysiąca Lichtensteinów".

Tysiąc Lichtensteinów, dwa tysiące, nieważne. Liczy się fragmentaryzacja mapy politycznej.

Akap to jest sytuacja permanentnej secesji. Błędem jest opisywać go w kategoriach "skończonych", definitywnych, zamkniętych. Akap jest wyrazem pewnych stopniowo postępujących tendencji secesjonistyczno-separatystycznych, a nie opisem jakiegoś abstrakcyjnego stanu idealnego. W drugiej połowie XVII wieku Niemcy składały się z 234 księstw, 51 wolnych miast i 1500 niepodległych majątków rycerskich. Na początku XIX wieku liczba tych niezależnych podmiotów zmniejszyła się do niecałych 50, a w 1871 doprowadzono do całkowitego zjednoczenia. Jak widać, tendencja jest dokładnie odwrotna - od przynajmniej 150 lat nie zmierzamy w stronę akapu, a budujemy superpaństwa z superwładzą, superinwigilacją i mega redystrybucją. I to po obu stronach oceanu, bo przecież klęska Skonfederowanych Stanów Południa ostatecznie pogrzebała idee federacji republik - w jej miejsce powołano scentralizowaną republikę federalną.
 

Shemyazz

New Member
500
38
Ja mam podobne zapatrywanie, moim zdaniem mało byłoby samodzielnych republik-rodzin, czy nawet republik-jednostek, wielce prawdopodobne jest dla mnie, że raczej mielibyśmy mapę polityczną złożoną z miast-państw, oczywiście z możliwością secesji.
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 033
kawador napisał:
Akap to jest sytuacja permanentnej secesji. Błędem jest opisywać go w kategoriach "skończonych", definitywnych, zamkniętych. Akap jest wyrazem pewnych stopniowo postępujących tendencji secesjonistyczno-separatystycznych, a nie opisem jakiegoś abstrakcyjnego stanu idealnego.

Pewnie masz rację, chociaż ja lubię go tak właśnie opisywać, jako stan idealny oparty na pewnych zasadach, do których się powinno dążyć. Nie wiem, według mnie takie spojrzenie ma większą wartość propagandową :) .
Dlatego też uważam, że w takiej Somalii akapu nie ma, jest nierząd, ale brak powszechnego poszanowania zasad kluczowych dla libertarianizmu, przymusowe obrzezanie kobiet nie jest libertariańskie, tych, którzy to robią należy brutalnie wyeliminować, podobnie jak urzędasów u nas.
Jak nie określi się czym ma być akap, to później trafiają się pacjenci twierdzący, że akap i minarchizm razem wzięte panują w Korei Płn. :s .

http://frizona.pl/threads/7132-Prywatyz ... post130841
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Piter1489 napisał:
chociaż ja lubię go tak właśnie opisywać, jako stan idealny oparty na pewnych zasadach, do których się powinno dążyć.

A ja właśnie nie lubię. Dla ludu to są bajki. Tu trzeba konkret, najlepiej historyczny, a jeszcze lepiej, żeby ów konkret był fachowo nazwany, np. federalizm, decentralizacja, cokolwiek. Do ludu (mówię o kolibrach i tych, którzy wiedzą, że akcyza to też podatek) bardziej trafia wizja: "Słuchaj, wyobraź sobie RP podzieloną na 120 województw, gdzie rzucasz kamieniem i trafiasz w obszar z innym prawem, innymi podatkami (w domyśle: o połowę mniejszymi niż u ciebie), z bronią dostępną w sklepach jak bułki itp." Na czymś takim można budować nić porozumienia :) A jak wyskoczę z "ideałami libertariańskimi" to wiara zaczyna ziewać, bo równie dobrze mógłbym rozpalić ognisko i nawijać, że "za siedmioma górami, za siedmioma lasami".
 

Shemyazz

New Member
500
38
Dokładnie, pamiętam jak sam słuchałem ludzi, mówiących o stanach idealnych, zaraz mieli plakietkę "idealista, nieszkodliwy idiota".

A co do porozumienia z kolibrami - różnie to z nimi bywa, czasem są bardziej niespójni w swoich poglądach niż komuchy, np. na portalu prokapitalizm - niby są za decentalizacją, a jak śląsk chciał autonomii to krzyczeli jaki to zamach na Polskę i że druga targowica.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Bo kolibrów trzeba szlifować. Koliber to taki nieoszlifowany diament (czytaj: potencjalny libertarianin) :) Warunek jest jednak taki, że nie należy pieprzyć o ideałach, bo ideałami piekło jest wybrukowane.
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 678
Oj uogólniasz, oszlifować da się tylko niektórych kolibrów i raczej tych, którzy nie są specjalnie zakonserwowani.
 

Rozpylacz

New Member
73
0
Shemyazz napisał:
Ja mam podobne zapatrywanie, moim zdaniem mało byłoby samodzielnych republik-rodzin, czy nawet republik-jednostek, wielce prawdopodobne jest dla mnie, że raczej mielibyśmy mapę polityczną złożoną z miast-państw, oczywiście z możliwością secesji.

W jaki sposób decydowanoby, kto ma prawo do secesji i kto miałby te decyzje podejmować? Bo przecież nie może być tak, że stwierdzam sobie, że wielkopolska jest moja, po czym ogłaszam secesje i staje sie jej dyktatorem. Czy miałaby to być moja prawonaturalistycznie pozyskana własność, w sensie, że ja i mój ogródek ogłaszamy secesje i stajemy sie niepodległym państwem, czy jakaś jednostka administracyjna wyznaczona przez państwo, miasto, województwo, stan?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
jeśli działka jest twoją własnością to se możesz tam robić co chcesz, znaczy tak być powinno...
ale jeśli jesteś w stanie opanować wielkopolske i ją utrzymać to do boju hehe rozumiem że gadasz ino o państwowej części wielkopolski a nie o prywatnych terenach w wielkopolsce
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
@Rozpylacz

No w sytuacji istnienia państwa - decyduje większość w referendum. Rzecz jasna państwo może blokować secesje i grozić interwencją zbrojną, ale na ten moment zakładamy, że do władzy doszli akapowcy i decentralizują co się tylko da. Powiedzmy, że Katalonia chce odłączenia od Hiszpanii, władze Katalonii przeprowadzają referendum, 75% jest za, 25% przeciw, Katalonia tworzy osobne państewko, potem 25% odłącza sie od Katalonii i tworzy nową republikę i tak dalej.

Rozpylacz napisał:
Bo przecież nie może być tak, że stwierdzam sobie, że wielkopolska jest moja, po czym ogłaszam secesje i staje sie jej dyktatorem.

Oczywiście, że nie możesz stwierdzić, że Wielkopolska jest twoja, bo Wielkopolska nie jest twoja - twoja może być co najwyżej ziemia na obszarze Wielkopolski, którą kiedyś tam nabyłeś. I ty jako właściciel tej ziemi możesz się od Wielkopolski odłączyć, tworząc jakieś mini-województwo/kanton/stan/cokolwiek.
 

Shemyazz

New Member
500
38
Rozpylacz napisał:
W jaki sposób decydowanoby, kto ma prawo do secesji i kto miałby te decyzje podejmować?

Bardzo prosto - ja, Shemyazz, decyzją swoją decyduję, że odrywam się wraz z moim domem jednorodzinnym oraz otaczającą go działką, które należą do mnie odrywamy się od państwa/jednostki A.

W ten sam sposób na moim ogrodzonym terenie ustanowię swoje prawo.
 

Rozpylacz

New Member
73
0
kawador napisał:
@Rozpylacz

No w sytuacji istnienia państwa - decyduje większość w referendum. Rzecz jasna państwo może blokować secesje i grozić interwencją zbrojną, ale na ten moment zakładamy, że do władzy doszli akapowcy i decentralizują co się tylko da. Powiedzmy, że Katalonia chce odłączenia od Hiszpanii, władze Katalonii przeprowadzają referendum, 75% jest za, 25% przeciw, Katalonia tworzy osobne państewko, potem 25% odłącza sie od Katalonii i tworzy nową republikę i tak dalej.

Ok, to jest jakiś konkret. Rozumiem, że głosować mogą tylko ci, którzy ziemie na tym terenie posiedli libertariańsko. Tylko:
- te 25% które było przeciw raczej nie będzie idealnie skoncentrowane w jednym terytorium, tylko ich działki beda sie prawdopodobnie mieszać z tymi, którzy byli za. Czyli ogłoszenie przez nich secesji oznaczałoby raczej wydzielenie malutkich obszarów z Katalonii.
- w jaki sposób decyduje sie, jaki obszar może ogłosić secesje. Czy jest to województwo, powiat, miasto, osiedle, działka? Jeśli ja i ziemia którą kiedys tam nabyłem możemy ogłosić secesje, to po co sie rozdrabniac - najlepiej od razu zorganizować referendum na mojej działce, czy chce czy nie chce sie oddzielić i oznajmić wynik głosowania, a nie robić jakiś plebiscyt we województwie. Czyli prawo nieograniczonej secesji (od państwa) oznacza tak naprawde nieograniczoną wolność, idealny akap - jeśli nie pasują mi zasady państwowe, to ogłaszam secesje i sie do nich nie stosuje. Po czym np. ogłaszam Unie z niepodległą działką mojego sąsiada, jeśli uważam to za opłacalne. Akap jak sie patrzy.
- załóżmy taką sytuacje. Jest sobie państwo kapitalistyczne, wolnościowe. W referendum większość mieszkańców jakiejś części tego państwa jest za secesją, dzięki czemu owy obszar oddziela sie od państwa, po czym powstaje tam komuna. Czy jest to działanie pro-anarchokapitalistyczne?

Nie wiem jak Wy, ale ja wolałbym żyć w Europie z jednym wielkim państwem minimum rządzonym przez libertariańskiego króla niż z 20 niepodległymi państwami socjalistycznymi. Wg definicji, że akap to tendencje secesjonistyczne, ten drugi stan byłby bardziej anarchokapitalistyczny, wg mnie nie. Ba, moim zdaniem, gdyby 1 państwo minimum rozdzieliło sie na kilka o tym samym ustroju, to ten stan byłby dalej od idealnego akapu.

Nie jestem też pewien, czy zawsze celem libertarianina jest decentralizacja państwa. Na przykładzie USA, wiadomo, że lepiej, żeby rząd federalny nie nakładał zamordyzmu, ale jeszcze lepiej, gdyby ograniczał możliwości faszyzacji życia stanom. U niektórych wolnościowców czytałem opinie, że UE byłaby dobra, gdyby przyświecały jej inne idee.
 

Shemyazz

New Member
500
38
Rozpylacz napisał:
Ok, to jest jakiś konkret. Rozumiem, że głosować mogą tylko ci, którzy ziemie na tym terenie posiedli libertariańsko. Tylko:
- te 25% które było przeciw raczej nie będzie idealnie skoncentrowane w jednym terytorium, tylko ich działki beda sie prawdopodobnie mieszać z tymi, którzy byli za. Czyli ogłoszenie przez nich secesji oznaczałoby raczej wydzielenie malutkich obszarów z Katalonii.
- w jaki sposób decyduje sie, jaki obszar może ogłosić secesje. Czy jest to województwo, powiat, miasto, osiedle, działka? Jeśli ja i ziemia którą kiedys tam nabyłem możemy ogłosić secesje, to po co sie rozdrabniac - najlepiej od razu zorganizować referendum na mojej działce, czy chce czy nie chce sie oddzielić i oznajmić wynik głosowania, a nie robić jakiś plebiscyt we województwie. Czyli prawo nieograniczonej secesji (od państwa) oznacza tak naprawde nieograniczoną wolność, idealny akap - jeśli nie pasują mi zasady państwowe, to ogłaszam secesje i sie do nich nie stosuje. Po czym np. ogłaszam Unie z niepodległą działką mojego sąsiada, jeśli uważam to za opłacalne. Akap jak sie patrzy.

No.

- załóżmy taką sytuacje. Jest sobie państwo kapitalistyczne, wolnościowe. W referendum większość mieszkańców jakiejś części tego państwa jest za secesją, dzięki czemu owy obszar oddziela sie od państwa, po czym powstaje tam komuna. Czy jest to działanie pro-anarchokapitalistyczne?

Tak.

Nie wiem jak Wy, ale ja wolałbym żyć w Europie z jednym wielkim państwem minimum rządzonym przez libertariańskiego króla niż z 20 niepodległymi państwami socjalistycznymi. Wg definicji, że akap to tendencje secesjonistyczne, ten drugi stan byłby bardziej anarchokapitalistyczny, wg mnie nie. Ba, moim zdaniem, gdyby 1 państwo minimum rozdzieliło sie na kilka o tym samym ustroju, to ten stan byłby dalej od idealnego akapu.

Jak "zachęciłbyś" króla zarządzającego taką siłą militarną do nie wprowadzenia wszechobecnego terroru?
Może i system ekonomiczny byłby bardziej liberalny, ale nadal byłoby to masowe niewolnictwo. A utylitarne bajdy lepiej zostawić socjalistom.

Nie jestem też pewien, czy zawsze celem libertarianina jest decentralizacja państwa. Na przykładzie USA, wiadomo, że lepiej, żeby rząd federalny nie nakładał zamordyzmu, ale jeszcze lepiej, gdyby ograniczał możliwości faszyzacji życia stanom. U niektórych wolnościowców czytałem opinie, że UE byłaby dobra, gdyby przyświecały jej inne idee.

OMFG ale to jest argumentacja na poziomie ograniczmy ludziom wolność bo inaczej ograniczą sobie sami.

EDIT: Co do secesji - nie decyduje się, tylko decyduje właściciel. Innym nic do tego. Masz swój teren - jest twój, możesz z nim zrobić co chcesz.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Zgadzam się z pierwszym postem w tym temacie. Doszedłem do tego samego wniosku, napisałem o tym chyba nawet na tym forum i na forum korwina. To jest kwestia skali: im więcej państw przy tej samej liczbie ludności, tym więcej wolności. Teraz anarchokapitalizm istnieje na poziomie państw mocarstw. Tylko że to mi nie wystarcza, nawet jeśli uznać, że państwo jest właścicielem swojego terytorium.

Jeśli droga dobrowolnej umowy jest zablokowana przez jedną ze stron na amen, to jedynym sposobem na zmianę jest droga zbrojna, tak było i będzie w każdej sytuacji i ustroju. Wojna jest pierwotnym stanem, umowy dobrowolne stosuje się gdy wojna się nie opłaca. Hm, ten drugi akapit chyba wskazuje, że z fundamentalisty ewoluuję w terrorystę
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
@Rozpylacz

Nie oczekuj ode mnie, że ci przedstawię plan, wedle którego powinna przebiegać "idealna" secesja - nie jestem państwowym planistą. Secesja po prostu "się dzieje" - najpierw odrywa się kawał ziemi, potem na tym obszarze powstają getta, klany, cechy, niepodległe majątki ziemskie, wolne miasta, cokolwiek. Wątpię, żeby mieszkaniec, dajmy na to, Krakowa, posiadający dom w środku miasta, nagle postanowił się oderwać od Krakowa - miałby więcej problemów niż korzyści z tego tytułu. Tak jak zauważył Shemyazz na poprzedniej stronie - mało byłoby samodzielnych republik-rodzin, czy nawet republik-jednostek, wielce prawdopodobne, że mielibyśmy mapę polityczną złożoną z miast-państw.

Rozpylacz napisał:
Nie jestem też pewien, czy zawsze celem libertarianina jest decentralizacja państwa.

Są dwie możliwości: albo celem libertarianizmu jest decentralizacja (tyle konkurencji, ile tylko się da), albo centralizacja. Nie ma trzeciej drogi - i nigdy nie było. Centrum to matematyczna abstrakcja, intelektualne bagno. W centrum stoi tylko drogowskaz wskazujący kierunek.

Rozpylacz napisał:
Na przykładzie USA, wiadomo, że lepiej, żeby rząd federalny nie nakładał zamordyzmu, ale jeszcze lepiej, gdyby ograniczał możliwości faszyzacji życia stanom.

Nie spotkałem się z takim przypadkiem, żeby np. podczas formowania się kolonii w Ameryce powstawały jakieś zamordystyczno-faszystowskie reżimy. Faszyzujące przepisy zaczął narzucać dopiero rząd federalny, co wcale nie dziwi - faszyzm i centralizacja to mleczne bliźnięta. Centralizacja zawsze wymusza na poddanych finansowanie aparatu władzy (faszyzm jako ustrój kosztuje wuchte kasy).

Rozpylacz napisał:
U niektórych wolnościowców czytałem opinie, że UE byłaby dobra, gdyby przyświecały jej inne idee.

Pierwotnie UE miała być strefą wolnego handlu bez granic. Ale to była ściema dla maluczkich. Drugi raz nie dam się na to nabrać.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Cała populacja świata mogłaby się zmieścić w dużych, jednorodzinnych domach z ogrodem na obszarze stanu Teksas! Jest on tak duży, że jest tam miejsce dla 50 czy nawet 100 osobnych republik. To jest cała idea federalizmu.

Thomas DiLorenzo - http://krakow.austriacy.pl/index.php/archives/1053
 

s00lis

Member
211
5
Nie podoba mi się w tym całym federalizmie nadrzędność terytorium, które determinuje strukturę społeczno-prawną w jakiej może znaleźć się człowiek. Do danego skrawka ziemi mamy przywiązany jeden ośrodek władzy z całym spektrum usług przezeń świadczonych. Poszczególne państewka są widoczne na mapie jako zbiory rozłączne, dzieląc je na coraz to mniejsze części po prostu zagęszczamy tę mapę. Oczywiście może to zaowocować zwiększeniem wolności i konkurencyjności, ale gdy ci się nie podoba to zwyczajnie musisz się wynieść.
Według mnie procesy secesyjne w swym zaawansowanym stadium mogłyby zaowocować czymś bardziej płynnym o zatartych granicach. Mam tu raczej na myśli niewielkie enklawy, w których skład mogłyby wchodzić spółki, jak i pojedyncze jednostki decydujące o kształcie usług, które je interesują.
Przykład:
Enklawę może tworzyć dzielnica w mieście składająca się z określonej ilości ulic, domów itp. Mieszkańcy enklawy w większości mogliby korzystać z usług tego samego ośrodka arbitrażu, ale poszczególne jej ulice, na których mieszkaliby ludzie wchodzący w skład jednej spółki mogłyby mieć zupełnie odrębne mini armie albo strategie rozwoju infrastruktury. Ty będąc członkiem takiej społeczności miałbyś możliwość korzystania z dowolnego rodzaju usług świadczonych przez firmy spoza terytorium zajmowanego przez enklawę, oczywiście jeślibyś uznał to za rozsądne i opłacalne. To nawet nie jest Lichtenstein, ani cokolwiek, co dałoby się nazwać państwem. Żeby tak było, to jednostka lub grupa ludzi musiałaby być w posiadaniu terytorium enklawy. Postuluję tutaj zupełne uwolnienie ziemi.
Zastanawiam się jednak, czy stan, który tu pokrótce przedstawiłem nie przypomina czegoś na wzór średniowiecznej Islandii.

Zmniejszając rolę terytorium w tworzeniu systemu na pierwszy plan wysuwa się kultura będąca w takim świecie swoistym katalizatorem wszelkich przemian gospodarczych i społecznych. Mogłoby to implikować wytworzenie się niezwykle barwnego konglomeratu różnych tradycji, wartości, religii, systemów prawnych itp. Mimo wszystko grunt, na którym człowiek się znajduje nadal jest ważny, bo przecież może być zewsząd otoczony przez całkiem odmienne opcje kulturowe, ale przecież liczy się nadrzędna wartość wobec wszystkich innych jaką jest wolność. Dla mnie libertarianizm jest przez to trochę jak kierunek w stronę wyniesienia ducha ponad materię.

Przedstawiony przeze mnie model pewnie w jakimś stopniu wynika z mojego gustu i myślenia życzeniowego, przez co może zawierać jakiś pierwiastek odrealniena, ale pierdolę to, i tak będę do niego dążył :) Uważam, że jest nie tylko piękny, ale i całkiem sensowny.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
kawador napisał:
Tylko fajnie by było, gdyby to był akap ufundowany na bazie kultury śródziemnomorsko-łacińsko-chrześcijańskiej (Europa, USA), bo my tu mamy jednak "wypracowane" pewne standardy poszanowania i rozumienia własności prywatnej, indywidualnej,

Problem w tym, że "bazia kultury śródziemnomorsko-łacińsko-chrześcijańskiej" jest zamordystyczna sama w sobie. Prawo które przyszło wraz z chrześcijaństwem jest zaprzeczeniem prawa prywatnego (czyli pełnej swobody umów). To prawo wywyższa się ponad prawo prywatne. Wolność w początkach USA była wbrew łacińskiemu chrześcijaństwu. Ojcowie założyciele USA zostali wyklinani jako ateiści mimo, że byli deistami.
Lepsza jest baza pogańska (tu zgadzam się z Kel Thuzem). Pogaństwo nie wypracowało czegoś takiego jak prawo publiczne w stylu rzymskim.
Indywidualizm zaistniał dzięki protestantyzmowi czyli rebelii przeciwko "śródziemnomorsko-łacińsko-chrześcijańskiemu" widzeniu świata.

kawador napisał:
nie ma takiej dziczy jak w Sudanie czy Somalii,

Powody i przyczyny tego stanu rzeczy są w większości inne.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Problem w tym, że "bazia kultury śródziemnomorsko-łacińsko-chrześcijańskiej" jest zamordystyczna sama w sobie.

Chodziło mi raczej o to, o czym wspomniał Jakub Wozinski w recenzji tej książki - że po raz pierwszy w historii usystematyzowana teoria wolnorynkowego ładu pojawiła się w katolickiej tradycji prawa naturalnego i ekonomii szkoły w Salamance. Rzecz jasna, nie był to jeszcze w pełni wykształcony libertarianizm, ale już od samego początku miał wielu wrogów. Ta scholastyczna tradycja została bardzo szybko "spacyfikowana" i stopniowo zepchnięta do drugorzędnej roli, a jej miejsce zastąpiła filozofia będąca zawsze na usługach władzy.

Indywidualizm zaistniał dzięki protestantyzmowi czyli rebelii przeciwko "śródziemnomorsko-łacińsko-chrześcijańskiemu" widzeniu świata.

Polemizowałbym: http://www.multibook.pl/190,thomas-e.-w ... darki.html

Autor jest anarchokapitalistą i przy okazji katolickim tradycjonalistą: http://theuklibertarian.com/2010/11/03/ ... wallpaper/
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Nock w książce "Our Enemy - The State" wspomina o niezwykle ciekawym projekcie Thomasa Jeffersona. System organizacji politycznej, jaki chciał początkowo przeforsować Jefferson, w ostateczności nie przeszedł - sam autor z niego zrezygnował, twierdząc, że nigdy nie uzyska na to potrzebnej większości. Po latach do niego wrócił i rozwinął, poświęcając mu sporo miejsca w listach do przyjaciół. Generalnie z tych listów wyłania się mega radykał.

Jefferson uważał, że ostateczną jednostką polityczną, depozytariuszem i źródłem władzy oraz inicjatywy politycznej, powinna być jednostka najmniejsza - nie żadna federacja, nie stan ani nie hrabstwo - lecz okręg [township] lub - jak sam to określał - dzielnica [ward]. Okręg i tylko okręg powinien decydować o ewentualnym delegowaniu władzy wyżej, do hrabstwa, stanu i jednostki federalnej. TJ idzie nawet dalej: owa najmniejsza jednostka powinna zarezerwować tylko dla siebie władzę nakładania podatków. Większe jednostki nie miałyby żadnej władzy nakładania podatków bezpośrednich czy pośrednich, lecz jedynie mogłyby przedstawiać swe propozycje okręgom, które by je spełniały na zasadzie kontyngentów. Przyczyniałoby się to do redukcji organizacji większych jednostek do formy szkieletowej i silnie działałoby przeciw przyjmowaniu przez nie jakichkolwiek funkcji poza tymi, które dana dzielnica im wyznaczała.

W lutym 1816 roku Jefferson napisał do Josepha C. Cabella: "Cóż to jest, co niszczyło wolność człowieka pod każdym rządem, jaki kiedykolwiek istniał na świecie? Wszechwładne skupienie wszystkich zadań i władz w jednym ciele, bez względu na to, czy będą to autokraci Rosji czy Francji czy też arystokraci senatu Wenecji. Tajemnica wolności leży w jednostce, czyniącej z siebie depozytariusza szanujących ją władz, na ile jest kompetentna wobec nich, i delegującej jedynie to, co leży poza jej kompetencją, na drodze syntetycznego procesu, do urzędników coraz to wyższego rzędu, tak aby ufać coraz to mniej licznym władzom, proporcjonalnie do stopnia, w jakim wykonawcy tych władz stają się coraz bardziej oligarchiczni".

Obserwacja Jeffersona jest moim zdaniem bardzo precyzyjna i bierze pod uwagę fakt, że nazwijmy to mądrość, uczucia i emocje pojedynczego człowieka mają wbrew pozorom raczej krótki promień oddziaływania. Nie można ich rozciągać na obszar znacznie przekraczający okręg. A szczytem absurdu jest przypuszczenie, że jakikolwiek człowiek lub grupa ludzi może arbitralnie z powodzeniem korzystać ze swej mądrości, interesów i uczuć na obszarze całego stanu czy federacji. Na banał zakrawa twierdzenie, że istnieje stale pogłębiająca się przepaść między faktyczną wiedzą, jaką posiada człowiek, a wiedzą konieczną do tego, by móc podejmować racjonale decyzje także w imieniu innych ludzi. Przepaść ta musi się z czasem tylko powiększać z racji niemożności zatrzymania postępu technologicznego, a co za tym idzie, ilości informacji, jaką należy posiadać, aby cokolwiek w pełni zrozumieć.

Jefferson uważał zatem, że im większy obszar działania, tym mniej liczne i dokładniej sformułowane powinny być sprawowane funkcje. Pisał: "Umieszczając przed każdym jedynie to, co jego wzrok może nadzorować, tworzy się najpewniejszą gwarancję przed uzurpowaniem funkcji. Tam, gdzie każdy człowiek jest wspólnikiem w kierowaniu swym okręgiem-republiką i czuje, że jest uczestnikiem w rządzeniu nie tylko podczas wyborów, przez jeden dzień w roku, lecz każdego dnia, ludzie dadzą sobie raczej wyrwać serce z ciała niż pozwolą sobie wyrwać władze przez jakiegoś Cezara albo Bonapartego".

Niestety niewiele, by nie powiedzieć - zgoła nic z tej koncepcji nie pojawiło się w politycznej organizacji, którą ustalono w 1789 roku.
 
Do góry Bottom