Prakseologia a pewność

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Pytanie do specjalistów-austriaków.

Dowód prakseologiczny polega na wykazaniu jakiegoś obiektywnego ciągu przyczynowo-skutkowego pomiędzy zajściem zdarzenia A i zajściem zdarzenia B (na przykład - A to podniesienie płacy minimalnej, B - zwiększenie bezrobocia). Taki ciąg przyczynowo-skutkowy jest niezaprzeczalnie prawdziwy, o ile podstawowe założenia są spełnione (a są zawsze, bo wynikają z bardzo prostych aksjomatów ludzkiego działania, rzadkości dóbr itd). Na razie wszystko się zgadza, prawda? OK - ale teraz - dowód prakseologiczny wskazuje tylko jeden ciąg przyczynowo skutkowy. A tych ciągów jest przecież nieskończenie wiele (a co najmniej - kilka). Być może niektóre doprowadzają do dokładnie odwrotnych rezultatów i one się na siebie nakładają? Prakseologia chyba nie dowodzi, że tak nie jest? Czy się mylę? To, że np. jeden ciąg wskazuje na to, że płaca minimalna zwiększa bezrobocie, nie oznacza, że nie istnieje jakiś ciąg, który nakłada się na tamten i nie tylko niweluje skutki tamtego, ale jeszcze je przechyla na swoją korzyść. To może być bardziej skomplikowany ciąg, być może tak skomplikowany, że niemożliwy do zgłębienia przez ludzki umysł w ogóle lub w danym momencie rozwoju naukowego.

Jaką więc pewność dają dowody prakseologiczne?

PS. Nie uczepiajcie się tylko, proszę, tej płacy minimalnej. To przykład.
 
D

Deleted member 427

Guest
To, że np. jeden ciąg wskazuje na to, że płaca minimalna zwiększa bezrobocie, nie oznacza, że nie istnieje jakiś ciąg, który nakłada się na tamten i nie tylko niweluje skutki tamtego, ale jeszcze je przechyla na swoją korzyść.

Dokładnie tak jest, ALE:

Proste twierdzenie - płaca minimalna powoduje bezrobocie. Apriorycznie to wiemy, że jest 100% prawdziwe. Ale znajdziesz multum studiów empirycznych, które to obalają, bo akurat w danym momencie przeprowadzania badań bezrobocie nie wzrosło na tyle, by badający zakwalifikował to jako wzrost powodowany podniesieniem płacy minimalnej. Ekonomia to nauka społeczna, gdzie nie da się przeprowadzić badań empirycznych izolując i obserwując jeden czynnik, a potem na podstawie tych obserwacji sformułować poprawnej teorii. [link]
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Kawador, upraszczasz. Apriorycznie wiemy, że dany ciąg większa płaca minimalna => większe bezrobocie jest apriorycznie prawdziwy. Ale jaką mamy pewność, że nie istnieje inny, apriorycznie prawdziwy ciąg większa płaca minimalna => mniejsze bezrobocie? Nie wrzucajmy tutaj w ogóle empirii. Poruszam się tylko w sferze sądów apriorycznych.
 

friter

Active Member
213
47
Ale jaką mamy pewność, że nie istnieje inny, apriorycznie prawdziwy ciąg większa płaca minimalna => mniejsze bezrobocie?

Nie mamy takiej pewności. Dopóki nie odkryto takiego ciągu, opieramy się na starej teorii, że większa płaca minimalna => większe bezrobocie.
Przecież prakseologia to nauka, nie religia. Nie musi być niezmienna.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Żadnej. Nic nie daje pewności. Uprawiając każdy rodzaj nauki zawsze można się pomylić. W matematyce też można się machnąć w samych rachunkach.

Macie tutaj wykłady z prakseologii. Poczytajcie sobie o niej jako niezależnej dziedzinie, a nie podstawce pod ekonomię.
http://www.broneks.net/praks1/
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Nie mamy takiej pewności. Dopóki nie odkryto takiego ciągu, opieramy się na starej teorii, że większa płaca minimalna => większe bezrobocie.

Ale, w takim razie, stwierdzenie, że jest to bezwzględnie prawdziwy fakt, iż płaca minimalna powoduje bezrobocie nie jest ścisłe. Bezwzględnie prawdziwy jest co najwyżej dany ciąg przyczynowo-skutkowy. Czyli, wbrew temu, co mówią niektórzy austriacy, dowody prakseologicznie nie mają tej wagi, co dowody matematyczne.
 

friter

Active Member
213
47
W sumie to nie jestem pewien, jeszcze nie zagłębiłem się w prakseologię wystarczająco głęboko. W matematyce mamy pewność co do wyniku dodawania, bo z definicji jedynym skutkiem dodawania liczb jest ich dodanie. W ekonomii skutkiem podniesienia ceny może być nie tylko spadek popytu, ale również czasem wzrost popytu- http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Veblena

Nie wiem czy to mieści się w prakseologii.
 
D

Deleted member 427

Guest
skutkiem podniesienia ceny może być nie tylko spadek popytu, ale również czasem wzrost popytu
O efekcie Veblena pisał Robert B. Cialdini - jego przyjaciółka pracowała w nadmorskim kurorcie, w sklepie z pamiątkami, gdzie sprzedawała zasuszone żółwie. Produkt nie cieszył się zainteresowaniem, a sezon miał się ku końcowi. Przyjaciółka Cialdiniego zaleciła swojej podwładnej obniżenie cen. Następnego dnia okazało się, że niezbyt rozgarnięta pracownica zamiast ceny obniżyć, podniosła je o 100%. Szok był jeszcze większy, kiedy klienci zaczęli chętnie kupować zaschnięte żółwie po zawyżonej cenie. Technika cen prestiżowych (celowo zawyżonych) stosowana jest (w pełni świadomie) np. w butikach największych kreatorów mody, perfumeriach etc.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Cokeman mógłby napisać praktyczny poradnik jak walczyć z efektem Veblena. Bo przecież on powstaje w wyniku przyjęcia doktryny będącej lustrzanym odbiciem biedyzmu-niepokazizmu - bogatyzmu-lansizmu. :)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Bo komplikuje życie. I niektóre rzeczy są droższe niż mogłyby być i przez to nie stać na nie proletariuszy, tylko dlatego, że są proletariuszami.
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Bo komplikuje życie. I niektóre rzeczy są droższe niż mogłyby być i przez to nie stać na nie proletariuszy, tylko dlatego, że są proletariuszami.

Ale niektóre rzeczy, które proletariusze produkują, mogą być droższe, przez co proletariusze mogą więcej zarobić. A nawet, jeśli nie, wyzyskiwacz ma więcej kasy, którą może przeznaczyć na zakupy u proletariuszy. Proletariusze natomiast mogą sobie zawsze sprawić tańszy odpowiednik, jeśli faktycznie jedynie efekt Veblena decyduje o wysokiej cenie jakiegoś markowego dobra.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
A jeśli oprócz efektu Veblena o wysokiej cenie dobra, decyduje jeszcze świadomość efektu Veblena? Przecież tacy poławiacze żółwi, jeśli wiedzą, że ktoś sprzedaje ich skorupy za ciężki hajs, też mogą zaśpiewać wyższe ceny, na tyle by wciąż opłacało się od nich je skupować i sprzedawać burżujom.

Wtedy tylko niektórzy proletariusze spiskujący w veblenowej zmowie cenowej z burżujami mogą się nieźle dorobić i niespecjalnie przy tym wysilać. Po co mieliby łowić więcej za mniej? Efekt jest taki, że szeregowego Cokemana nie stać na wysuszonego żółwia. A nawet gdyby ceny suszonych żółwi spadły, a one same się upowszechniły, burżuje zrezygnują z ich kupowania, bo to passe mieć coś, co może mieć plebs. Wybiorą sobie inne dobra, którymi wyznaczą różnicę statusu, jaką chcą się chełpić, gdyż ich potrzebą, jaką spełnia rynek jest pokazywanie swojej zamożności bądź niezamożności innych.

Więc i poławiaczom żółwi opłaca się założyć korpo, lobbować za licencjami itd. by nie pojawiła się nie tyle konkurencja, co raczej otwarcie środowiska na nowy target, psucie ceny i marki produktu, gdy wypuści się go za dużo, bądź zbyt tanio.

Podobnie jest z zajebiście bezsensownymi kablami i energetycznymi podstawkami pod kolumny poprawiające dźwięk audiofilom. Jeśli nie przepłacą, nie będzie efektu placebo.

Burżuje są nieludzcy, bo w konsekwencji realizacja ich potrzeby, pociąga niemożność zrealizowania transakcji kupna identycznego dobra przez proli. Bo wyższej klasie zależy na handlu dobrem jakim jest symbolika związana z produktami, a nie samymi przedmiotami materialnymi. I płacą za symbolikę hierarchii, lepszości. Nie za zółwia, tylko za określone ich postrzeganie, które będzie możliwe jedynie wtedy, gdy za żółwia solidnie przepłacą.

Snoby, według Cokemana, psują ceny i relacje na rynku. Tak przynajmniej zgaduję. Dla mnie to akurat przykład na to, jak obsesja podziału na klasy zostaje samospełniającą się przepowiednią. Klasy istnieją, a z nimi część produktów drożeje, tylko dlatego, że ktoś chce poprzez nie utrzymywać klasową świadomość. Jest też dowodem, że przedmioty idealne też istnieją jako takie, bo podlegają nawet obrotowi handlowemu na rynku, i to bez sztucznego wkładu państwa (własność intelektualna). Materialiście Cokemanowi musi być to nie w smak.

Ale to akurat nie stoi na przeszkodzie ASE z jej subiektywistycznym podejściem. Bo i tę potrzebę jest w stanie uwzględnić, wyjaśniając dlaczego efekt Veblena występuje. Co nie zmienia faktu, że stoją za tym takie wolicjonalne czary-mary i sama cena też może wpływać na postrzeganie wartości produktu. Taki ekonomiczne sprzężenie zwrotne. Czyli hałas. I burżuje go robią. Biedyzm-niepokazizm jedynom nadziejom!
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Powszechnie wiadomo, że nawet monopoliście opłaca się zagospodarować jak największą liczbę klientów. Jedyną jego przewagą jest, że może zwiększać cenę sprzedaży do maksymalnego poziomu, jaki dany segment klientów jest w stanie zaakceptować (polecam rozdział "Ukrytego ładu" - bodajże "Ekonomia monopolu", czy coś takiego). W tym celu np. sprzedaje się ten sam produkt pod różnymi markami - dla bogatego snoba pod jakąś "drogą" marką i dla biedaka jako "tesco korzystny zakup" itp.

Ale to offtop zupełny, który nic nie ma wspólnego z tematem.
 

Cokeman

Active Member
768
120
Burżuje są nieludzcy, bo w konsekwencji realizacja ich potrzeby, pociąga niemożność zrealizowania transakcji kupna identycznego dobra przez proli. Bo wyższej klasie zależy na handlu dobrem jakim jest symbolika związana z produktami, a nie samymi przedmiotami materialnymi. I płacą za symbolikę hierarchii, lepszości. Nie za zółwia, tylko za określone ich postrzeganie, które będzie możliwe jedynie wtedy, gdy za żółwia solidnie przepłacą.

Snoby, według Cokemana, psują ceny i relacje na rynku. Tak przynajmniej zgaduję. Dla mnie to akurat przykład na to, jak obsesja podziału na klasy zostaje samospełniającą się przepowiednią. Klasy istnieją, a z nimi część produktów drożeje, tylko dlatego, że ktoś chce poprzez nie utrzymywać klasową świadomość. Jest też dowodem, że przedmioty idealne też istnieją jako takie, bo podlegają nawet obrotowi handlowemu na rynku, i to bez sztucznego wkładu państwa (własność intelektualna). Materialiście Cokemanowi musi być to nie w smak.

No dosyć dobrze opisane. Generalnie chodzi o to ze jets efekt veblena i efekt spekulacyjny polegający na tym ze potrzeby ludzkie zaleza od realcji z innymi. Tutaj cala ASE i libertarianizm traktujacy kazdego jako osobną jednostkę leży i kwiczy bo nagle o potrzebie decyduje nasza relacja wzgledem innych wspoltowarzyszy. Nie ma jak u Rothbarda ze o cenie decyduje gra popytu i podazy a sam popyt zalezy od tego ile mamy dobra plus nasze widzimisie a o podazy zasob dobra. Rozchodzi sie o te widzimisie wlasnie. Jesli ktos kupuje cos tylko dlatego by poczuc sie lepszym od kogos innego i do tego jara go to ze inni sa od niego gorsi to jak skutecznie alokowac zasoby? Optymalnym rozwiazaniem bedzie dla takiego kogos system wielkiego elitaryzmu gdzie on bedzie jezdzil Mercedesem a reszta zarla gruz. Z kolei takie cos na dluzsza mete jest nie do pomyslenia bo ludzie sie wkurwia i zaczna od porysowania mercedesa (agresja ale chuj - c'est la vie) a skoncza na wyruchaniu córki burzuja. Oczywiscie prawda jest taka ze wiekszosc potrzeb pochodzi od tego ze wchodzimy w odpowiednie relacje spoleczne i np ktos chce kupic rower bo chce byc taki jak Cokeman albo ktos kupuje Merca bo jego sasiad ma BMW. Jesli dolaczymy kwestie interpersonalne i spojrzymy na czlowieka po marksistowsku jako efekt stosunkow spolecznych to juz nie jest tak prosto jak z ASE
ASE chowa glowe w piasek jesli chodzi o porownywanie zadowolenia interpersonalnego. Dla tych "ekonomistow" jest nie do ogarniecia ze ktos kto ma dochodu milion/miesiac jest mniej zadowolony ze swojego auta niz ten kto ma dochod 10x mniejszy. A co jesli zadowolenie burzuja polega tylko na tym ze sie jara ze jego pracownikow nie stac na to auto a z kolei pracownik ktory jakos na to auto uciulal cieszy sie sam z auta i czesto uzywa, wozi dzieci, ma lepsze zdrowie, mniej stresu?

Biedyzm-niepokazizm? Jesli wiekszosc potrzeb bedzie ksztaltowana przez wlasne widzimisie pochodzace z autorefleksji i typowo wewnetrznej potrzeby, wlasnej pasji to wtedy caly libertarianizm i teoria ASE mialaby jakis sens. Jesli jednostka nie bedzie wyalienowana i bedzie mogla skupic sie na swoich potrzebach a nie na ciaglym dostosowywaniu sie do innych by nie byc wykluczona. Póki co jednak jest jak jest.

Ekonomia to nauka o alokacji zasobow rzadkich. I tutaj mamy ten materializm który FatBantha wspomnial.

Dobrem rzadkim nie sa pierdoly typu logotypy, IP, prawa autorskie i inne chuje muje. Ale nie są takze uczucia do innych typu zazdrosc, poczucie wyzszosci. Tego nie da sie alokowac ale sprawia to pewien problem. Libertarianizm z ASE olewa ten aspekt z kolei marksizm buduje wokół tego całą socjologie i stara sie rozwiazac problem. Dla mnie rozwiazaniem jest propaganda wlasnie niepokazizmu, biedyzmu, koncentrowaniu sie jak najbardziej na wlasnych pasjach a relacji z innymi na zasadzie wspolpracy a nie konkurencji, wyscigu szczurow. Jak najwiecej rownosci.

Sporo na ten temat miala do powiedzenia Ayn Rand (skadinad marksistka) która pisała:

A creative man is motivated by the desire to achieve, not by the desire to beat others.

Cala jej powiesc Źródło to jedna wielka pochwała dla takiego biedyzmu niepokazizmu. Przestudiujcie sobie postac Roarka. Dla mnie spoleczenstwo takich Roarkow to bylby ideal wrecz. Kazdy mogacy spelniac wlasne pasje nie martwiacy sie o jutro.

Aby praca sprawiała ludziom radość, nie musi zamieniać się, jak to sobie wyobrażali niektórzy utopijni socjaliści w swoistą, nie wymagającą żadnego fizycznego ani umysłowego wysiłku zabawę. Polemizując z tymi naiwnymi poglądami Marks pisał, że „niezależna praca, na przykład praca kompozytora, jest jednocześnie sprawą diabelnie poważną, jest bardzo intensywnym wysiłkiem”. Nie mniej poważną sprawą jest praca konstruktora, wynalazcy, pisarza – jednym słowem każda praca prawdziwie twórcza. Czy jednak wysiłek, z jakim praca jest połączona, sprawia, że jest ona mniej pociągająca?
Niezależna praca twórcza w okresie komunizmu da członkom społeczeństwa tak głębokie zadowolenie, że nawet pojęcie czasu wolnego nie będzie im się kojarzyło z całkowitym brakiem zajęcia.
Jest rzeczą bardzo możliwą, że mnóstwo ludzi obok swej zasadniczej działalności produkcyjnej, która zajmować będzie tylko nieznaczną część dnia, zechce poświęcić się zajęciom w dziedzinie nauki, wynalazczości, sztuki, literatury itd. Poziom kultury ogólnej, wykształcenia specjalnego milionów ludzi będzie tak wysoki, że wszystkie te rodzaje „samodzielnej działalności” złożą się na stale wzrastający wkład w rozwój i rozkwit społeczeństwa.
Komunizm sprawi, że stopniowo najwyższa radość wolnej i twórczej pracy, która jest teraz udziałem niewielu, stanie się udziałem wszystkich, a czas poświęcony pracy, który dla milionów ludzi na przestrzeni wieków był czasem wykreślonym z życia, stanie się czasem wzbogacającym życie.
Będzie to wielką zdobyczą komunistycznego humanizmu. Rezultaty tej zdobyczy ujawnią się we wszystkich dziedzinach życia społecznego, stwarzając nowe stosunki między ludźmi, tworząc przesłanki niesłychanego rozkwitu indywidualności i zapewniając warunki ustalenia się nowej, komunistycznej formy podziału.

http://kompol.org/historia/Spolecz_komun.html

Jak kogoś interesuje temat socjalizmu u Rand oraz jak to sie ma do indywidualizmu to polecam poczytać Kardaszewskiego lub z nim podyskutować.

A jak dla kogoś to bełkot to niech wie ze dla mnie indywidualizm to nie jest kwestia na zasadzie - wszyscy precz odemnie i niech mnie nikt nie bije (typowe dla libertarianizmu) ale ja traktuje to na zasadzie samorealizacji, rozwijania wlasnych pasji, samodoskonalenia. Szczescia samego dla siebie. I chyba Rand tak samo to postrzegała.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Kiedyś chrześcijaństwo miało być takim biedyzmem-niepokazizmem. I gdzie są ci chrześcijanie? Zjedzeni przez lwy, a najwięksi biedyści czyli mnisi, dziś mają imperia finansowe XD.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Jak kogoś interesuje temat socjalizmu u Rand oraz jak to sie ma do indywidualizmu to polecam poczytać Kardaszewskiego lub z nim podyskutować.
Tego Kardaszewskiego https://libertarianizm.net/threads/wojujące-państwo-opiekuńcze.3510/ ufryzowanego na Marksa, od wojującego państwa opiekuńczego?

No, to jest autorytet i znawca nauk wszelakich, w tym politycznych oczywiście też. Aż dziw bierze, że Instytut Randowej pozwala by taki talent się marnował na polskim zadupiu, daliby jakieś stypendium, czy coś ...

Takie coś mi wyskoczyło jak wpisałem obiektywizm vs. marksizm:
http://www.atlassociety.org/objectivism_marxism
Nie znają się, jak to się mówi "Wystarczy poczytać Roth ... Kardaszewskiego" ;)

A jak dla kogoś to bełkot to niech wie ze dla mnie indywidualizm to nie jest kwestia na zasadzie - wszyscy precz odemnie i niech mnie nikt nie bije (typowe dla libertarianizmu) ale ja traktuje to na zasadzie samorealizacji, rozwijania wlasnych pasji, samodoskonalenia. Szczescia samego dla siebie. I chyba Rand tak samo to postrzegała.
Dla mnie to bełkot, więc pozwolę sobie powiedzieć, że mam w dupie jak się samorealizujesz i rozwijasz swoje pasje. Możesz pomykać w bucikach za 120 zeta, a nawet w sandałach wyciętych z opony bądź też zupełnie na bosaka. Idź i się samorealizuj do oporu. Tylko, kurwa, przestań mi mówić, że ja też mam robić co ci się przyśniło w mokrych snach o Gomułce, bo akurat ja lubię buciki z delikatnej cielęcej skórki, ewentualnie kangura i zwyczajnie nie chce mi się wdrażać w praktyce realnego socjalizmu bo pamiętam jak stopa syfiła po dniówce w Relaksach albo w trampkach 3-go sortu z obozów pracy w bratnim raju towarzysza Mao.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
No dosyć dobrze opisane. Generalnie chodzi o to ze jets efekt veblena i efekt spekulacyjny polegający na tym ze potrzeby ludzkie zaleza od realcji z innymi. Tutaj cala ASE i libertarianizm traktujacy kazdego jako osobną jednostkę leży i kwiczy bo nagle o potrzebie decyduje nasza relacja wzgledem innych wspoltowarzyszy. Nie ma jak u Rothbarda ze o cenie decyduje gra popytu i podazy a sam popyt zalezy od tego ile mamy dobra plus nasze widzimisie a o podazy zasob dobra.
No i tutaj właśnie spektakularnie się mylisz. Bo jest dokładnie jak u Rothbarda, jeśli uznasz, że sama relacja z innymi ludźmi jest także dobrem na rynku. I wyprodukować można ją poprzez kupno jakiegoś dobra. Masz potrzebę górowania nad innymi i sobie ją na rynku zaspokajasz. W jej przypadku też istnieje popyt i podaż.

To Ty masz problem, zawężając swoją listę dóbr, które mogą być przedmiotem obrotu handlowego. A zawężasz ją celowo, bo jesteś egalitarystą i jeśli produkt może istnieć wyłącznie przy założeniu elitarności, nie uznajesz go, z czysto ideowych względów. I doszukujesz się paradoksów.

Tymczasem przy odpowiednio szerokim spojrzeniu na sprawę, nie ma żadnego paradoksu. Potrzeba jakiegoś pokazania się, kreowania wizerunku, potrzeba znajdowania się w jakiejś relacji z innymi, do których środkiem jest kupowanie po zawyżonych cenach, mogą być zaspokajane przez rynek jak wszystkie inne. I są.

Innymi słowy, widzisz paradoks, bo kierujesz się swoimi założeniami odnośnie tego, co powinno być w obrocie towarowym, co w ogóle może być towarem, zamiast dojść do tego, co jest w obrocie towarowym i co jest traktowane jak towar.

ASE chowa glowe w piasek jesli chodzi o porownywanie zadowolenia interpersonalnego. Dla tych "ekonomistow" jest nie do ogarniecia ze ktos kto ma dochodu milion/miesiac jest mniej zadowolony ze swojego auta niz ten kto ma dochod 10x mniejszy. A co jesli zadowolenie burzuja polega tylko na tym ze sie jara ze jego pracownikow nie stac na to auto a z kolei pracownik ktory jakos na to auto uciulal cieszy sie sam z auta i czesto uzywa, wozi dzieci, ma lepsze zdrowie, mniej stresu?
A tutaj bzdury piszesz. Przy subiektywizmie i indywidualizmie metodologicznym, to jest bardzo łatwe do ogarnięcia.

Ale nie są takze uczucia do innych typu zazdrosc, poczucie wyzszosci. Tego nie da sie alokowac ale sprawia to pewien problem. Libertarianizm z ASE olewa ten aspekt z kolei marksizm buduje wokół tego całą socjologie i stara sie rozwiazac problem.
Ale uczucia do innych mogą być jak najbardziej środkami bądź celami. Stanowić część stanu mniej bądź bardziej pożądanego przez jednostkę. Tyle, że to już poziom mikro-mikroekonomii. Nie jest jednak tak, że ASE czy cokolwiek innego opartego na prakseologii nie mogłoby sobie z tym poradzić.

Marksizm nie stara się rozwiązać problemu, tylko projektuje (i narzuca) swoją koncepcję szczęścia, na podstawie celów do jakich dąży.
 

Cokeman

Active Member
768
120
Masz potrzebę górowania nad innymi i sobie ją na rynku zaspokajasz. W jej przypadku też istnieje popyt i podaż.

Kto zapewnia podaż dobra zwanego górowaniem nad innymi? Kto chce na siłe stawiać poniżej jakiś bufonów?

Indywidualizm metodologiczny ma w dupie interpersonalne porownywanie uzytecznosci. Dla niego liczy sie jednostka a spoleczenstwo jest suma jednostek. To jest bzdura bo sa relacje. "rynek" górowania nad innymi to obala
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Kto zapewnia podaż dobra zwanego górowaniem nad innymi? Kto chce na siłe stawiać poniżej jakiś bufonów?
Kto zapewnia podaż dobra zwanego usługami fryzjerskimi? Kto chce na siłę strzyc jakichś palantów?

Ten komu:
  • to nie przeszkadza,
  • usługując w ten sposób dostaje za to kasę i mu to odpowiada.
Mnie nie przeszkadza to, że jakiś gość czuję się dobrze dzięki temu, że uznaje się za lepszego ode mnie. Mam w dupie jego zdanie. Jak chce płacić za taki teatrzyk, niech płaci. Gdyby jacyś lokaje czy szoferzy mieli problem z tym, że ich fucha wymaga w jakimś stopniu uznania czyjejś wyższości i hierarchii oraz tego, że dzięki ich zatrudnieniu ich klienci winszują swej próżności, zalecałbym zrezygnowanie z takiej pracy, podobnie jak komuś kto brzydzi się włosami pracy w salonie fryzjerskim.
Indywidualizm metodologiczny ma w dupie interpersonalne porownywanie uzytecznosci. Dla niego liczy sie jednostka a spoleczenstwo jest suma jednostek. To jest bzdura bo sa relacje. "rynek" górowania nad innymi to obala
A relacje są, bo są jednostki. Nie ma jednostek - nie ma relacji między nimi. O czym pitolisz?

"Rynek" górowania nad innymi, to rejony usług sado-maso czy klakierni w teatrach - zaryzykowałbym twierdzenie, że to wypadkowa między tymi dwoma fachami. Po prostu rynek - cudzysłów jest zbędny. Ale rozumiem, musisz się nim wyżyć, tak jak niektórzy katole nazywają usługi seksualne "usługami" i "pracą", bo uznają, że nie powinny nimi być i nie chcą, aby nimi były. Ale są. I wypadałoby się z tym pogodzić.
 
Do góry Bottom