NGO - rządowe organizacje pozarządowe

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
NS - tak jak napisałem wyżej: z dokładnie tego samego powodu, dla którego jak Cię ktoś zapnie w tyłek, to nie pójdziesz z nim w pedały jako strona aktywna. Albo inna metafora, jeżeli ta homoseksualna nie jest dostatecznie jasna; jeżeli chcesz, żeby kasyno splajtowało, to nie idziesz do niego wygrywać lub przegrywać, bo czegokolwiek nie zrobisz, zyska na tym jego bank. Jedyny sensowny sposób, aby zaszkodzić kasynu, to nie napędzać mu ruchu, nie chodzić tam grać, namawiać innych, żeby tam nie uczęszczali.

Władzy politycznej robi dobrze, gdy ludzie angażują się w redystrybucję dóbr przez nią sponsorowaną; nieważne, po której stronie rury się ustawią, tak samo jak nieważne, czy gracze w kasynie wygrywają czy przegrywają - napędzają ruch i tak. Hasło "chleba i igrzysk" nic nie mówi? Ważne jest tylko to, do kogo plebs zwraca się o zaspokajanie swoich potrzeb i kogo uznaje za swojego dobroczyńcę. Skoro uznaje za takiego troskliwe państwo (a nie sam siebie), rozkręcające ten szkodliwy mechanizm, po to aby zapewnić sobie poparcie i autorytet, to nikomu kto chce z państwem walczyć po prostu nie wypada dołączać do tego tłumu, nawet jeśli można odnieść tam korzyść osobistą. Jest to po prostu działanie na korzyść wroga.

Tym bardziej, gdy inicjatywa wychodzi od ludu, który chce aby państwo zrobiło mu dobrze i zorganizowało mu to, czego się domaga. Redystrybucja dóbr dla wielu ludzi nadaje sens państwu a państwo chcąc uzyskać legitymację do rządów, część tych postulatów spełni. Nakręci to tylko grabież i społeczne poparcie dla niej.

Albo chcesz na serio walczyć z państwem, negując jego autorytet w każdej kwestii, jaką się zajmuje, albo bawić się w partykularyzmy.

Trzymając się wcześniejszej metafory: widzę, że libki są właśnie takimi antyhazardzistami, którzy najchętniej chodzą do kasyna, łudząc się, że ich zwycięstwo w tej czy innej partii pokera jakoś uzasadnia tę ich walkę z hazardem. Śmieszne i tyle.
Moim wrogiem jest każdy, kto chce ograniczać moją wolność, od na państwie skończywszy. Moje pieniądze finansują moich wrogów - państwo, i beneficjentów, którzy chcą mi wolność ograniczać. W procesie odbierania im kasy nie chodzi o to, aby było im gorzej - mój wkład pieniężny oraz sumy odzyskane są na to o wiele za małe, aby coś znaczyć - ale o to, aby ja miał się lepiej, abym mógł więcej sił i środków poświęcić na przekonywania innych do wolności.
Najbardziej przekonujący w sprawach wolności są ludzie, którzy mają się chujowo, uznają, że nie mają niczego do stracenia, bo państwo i tak im wszystko odebrało. Żyjący w jakichś autorytaryzmach, dręczących ogół na tyle mocno, że wolność staje się wartością, na którą jest olbrzymie zapotrzebowanie, ale nie ma jeszcze odwagi, aby się o nią upomnieć. Wtedy nawet bez znaczących środków finansowych, pocztą pantoflową i plotką albo nawet samą postawą oporu łatwo się tę wolność promuje, a i ludziom lepiej ona wchodzi, bo nie jest uznana za abstrakcyjny ideał a dobro pierwszej potrzeby.

Natomiast względna stabilizacja powoduje, że ludzie niechętnie przeciwstawiają się autorytetowi państwa, bo coś zgromadzili, nie chcą tego tracić, prościej na nich wymóc posłuszeństwo, grożąc im, że się im to odbierze. Syci ludzie generalnie nie mają powodów do walki z państwem, zwłaszcza gdy wchodzą z nim w relacje symbiozy - oni sobie zabierają część środków, które zostały im zagrabione, w zamian podbudowują autorytet władzy uruchamiającej mechanizmy redystrybucji. Tym bardziej mają mniejsze powody do wkurwu, niż gdyby nawet tej części nie odzyskali, a państwo utrudniło im życie w większym stopniu.

Jeśli jeszcze przy okazji trochę odbiorę tym, którzy przekonują inaczej, to tylko czysty zysk.
No właśnie nie taki czysty. Unikanie strat fiskalnych w tym wypadku ideowo nie ma sensu, jeżeli dla przeciwnika jest to zyskowne w sferze symbolicznej, na której najbardziej mu zależy.
To trochę tak, jakby uznać, że w ramach walki o wolność i w ramach protestu przeciwko państwu podejmę strajk głodowy. Może to czyn szlachetny, ale kompletnie bezproduktywny. Bo liczy się rezultat końcowy, a tenże jest niezmiernie odległy, droga do niego długa i kosztowna.
W obecnej sytuacji - tak, tym bardziej, gdy są niezrozumiałe. Ale w megachujni nawet takie drobne gesty sprzeciwu zyskują wielką wagę, kiedy ktoś czymś ryzykuje.

Zresztą nie wiem, po co w ogóle tu strzępię ryja - jeżeli towarzystwo nie potrafi sobie darować uczestnictwa w redystrybucji dóbr, to po prostu stanowi dokładnie te samą masę co tłumy za Cezara chodzące "odzyskiwać swoje" na areny z igrzyskami sponsorowanymi przez centralną władzę, albo robotników za Hitlera "odzyskujących swoje" przez wczasy „Kraft durch Freude”.

Jeżeli ktoś się wtapia w masę beneficjentów systemu i staje się niemożliwy do odróżnienia od niej pod względem pomocy państwu, to pretensje powinien mieć głównie do siebie.
 
Ostatnia edycja:

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
NS - tak jak napisałem wyżej: z dokładnie tego samego powodu, dla którego jak Cię ktoś zapnie w tyłek, to nie pójdziesz z nim w pedały jako strona aktywna. Albo inna metafora, jeżeli ta homoseksualna nie jest dostatecznie jasna; jeżeli chcesz, żeby kasyno splajtowało, to nie idziesz do niego wygrywać lub przegrywać, bo czegokolwiek nie zrobisz, zyska na tym jego bank. Jedyny sensowny sposób, aby zaszkodzić kasynu, to nie napędzać mu ruchu, nie chodzić tam grać, namawiać innych, żeby tam nie uczęszczali.

Władzy politycznej robi dobrze, gdy ludzie angażują się w redystrybucję dóbr przez nią sponsorowaną; nieważne, po której stronie rury się ustawią, tak samo jak nieważne, czy gracze w kasynie wygrywają czy przegrywają - napędzają ruch i tak. Hasło "chleba i igrzysk" nic nie mówi? Ważne jest tylko to, do kogo plebs zwraca się o zaspokajanie swoich potrzeb i kogo uznaje za swojego dobroczyńcę. Skoro uznaje za takiego troskliwe państwo (a nie sam siebie), rozkręcające ten szkodliwy mechanizm, po to aby zapewnić sobie poparcie i autorytet, to nikomu kto chce z państwem walczyć po prostu nie wypada dołączać do tego tłumu, nawet jeśli można odnieść tam korzyść osobistą. Jest to po prostu działanie na korzyść wroga.

Tym bardziej, gdy inicjatywa wychodzi od ludu, który chce aby państwo zrobiło mu dobrze i zorganizowało mu to, czego się domaga. Redystrybucja dóbr dla wielu ludzi nadaje sens państwu a państwo chcąc uzyskać legitymację do rządów, część tych postulatów spełni. Nakręci to tylko grabież i społeczne poparcie dla niej.

Albo chcesz na serio walczyć z państwem, negując jego autorytet w każdej kwestii, jaką się zajmuje, albo bawić się w partykularyzmy.

Trzymając się wcześniejszej metafory: widzę, że libki są właśnie takimi antyhazardzistami, którzy najchętniej chodzą do kasyna, łudząc się, że ich zwycięstwo w tej czy innej partii pokera jakoś uzasadnia tę ich walkę z hazardem. Śmieszne i tyle.
Najbardziej przekonujący w sprawach wolności są ludzie, którzy mają się chujowo, uznają, tacy co nie mają niczego do stracenia, bo państwo i tak im wszystko odebrało. Żyjący w jakichś autorytaryzmach, dręczących ogół na tyle mocno, że wolność staje się wartością, na którą jest olbrzymie zapotrzebowanie, ale nie ma jeszcze odwagi, aby się o nią upomnieć. Wtedy nawet bez znaczących środków finansowych, pocztą pantoflową i plotką albo nawet samą postawą oporu łatwo się tę wolność promuje, a i ludziom lepiej ona wchodzi, bo nie jest uznana za abstrakcyjny ideał a dobro pierwszej potrzeby.

Natomiast względna stabilizacja powoduje, że ludzie niechętnie przeciwstawiają się autorytetowi państwa, bo coś zgromadzili, nie chcą tego tracić, prościej na nich wymóc posłuszeństwo, grożąc im, że się im to odbierze. Syci ludzie generalnie nie mają powodów do walki z państwem, zwłaszcza gdy wchodzą z nim w relacje symbiozy - oni sobie zabierają część środków, które zostały im zagrabione, w zamian podbudowują autorytet władzy uruchamiającej mechanizmy redystrybucji. Tym bardziej mają mniejsze powody do wkurwu, niż gdyby nawet tej części nie odzyskali, a państwo utrudniło im życie w większym stopniu.

No właśnie nie taki czysty. Unikanie strat fiskalnych w tym wypadku ideowo nie ma sensu, jeżeli dla przeciwnika jest to zyskowne w sferze symbolicznej, na której najbardziej mu zależy.W obecnej sytuacji - tak, tym bardziej, gdy są niezrozumiałe. Ale w megachujni nawet takie drobne gesty sprzeciwu zyskują wielką wagę, kiedy ktoś czymś ryzykuje.

Zresztą nie wiem, po co w ogóle tu strzępię ryja - jeżeli towarzystwo nie potrafi sobie darować uczestnictwa w redystrybucji dóbr, to po prostu stanowi dokładnie te samą masę co tłumy za Cezara chodzące "odzyskiwać swoje" na areny z igrzyskami sponsorowanymi przez centralną władzę, albo robotników za Hitlera "odzyskujących swoje" przez wczasy „Kraft durch Freude”.

Jeżeli ktoś się wtapia w masę beneficjentów systemu i staje się niemożliwy do odróżnienia od niej pod względem pomocy państwu, to pretensje powinien mieć głównie do siebie.
Tak to jest jak idealista wejdzie między drobnomieszczan. Deal with it ;)

Doszedłeś do wniosków, że to nie George Soros będzie ginął za rewolucję, tylko jego siepacze, którzy nie mają wiele do stracenia. Taka już natura radykalizmu... a jest to wniosek trywialny... tyle, że zastanów się czy zarzuty które stawiasz kanapowym anarchistą są zasadne.

Po pierwsze: Kontekst w którym oceniasz te działanie to cel "Osiągnąć akap". Tyle, że dla kanapowców ten cel jest zupełnie inny. Oni nie wierzą, w możliwość powstania akapu, to są tacy chrześcijanie ery postmodernistycznej. Gdzieś daleko w ich głowie migocze echo dawnego ideału, ale ich celem jest teraz najpierw wygodne życie, a potem cokolwiek innego. Czy w takim wypadku ich zachowanie jest racjonalne? Moim zdaniem jak najbardziej! Dlatego rozumiesz, że zrzucasz im tak naprawdę brak idealizmu?

Dwa: Nie podjąłeś tematu łamania takim zachowaniem etyki libertariańskiej. Moim zdaniem takie coś nie występuje, ponadto to co powiedziałem tzn "występek przeciwko ideałowi".

Trzy: Jakie konsekwencje dla twojego celu wypływają z wniosków które postawiłeś? Czy nie powinieneś zacząć czytać teoretyków rewolucji komunistycznej jako macherów odwołujących się do głodnych mas? Co zmienia to w twojej taktyce osiągnięcia akapu?
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Tak to jest jak idealista wejdzie między drobnomieszczan. Deal with it ;)

Doszedłeś do wniosków, że to nie George Soros będzie ginął za rewolucję, tylko jego siepacze, którzy nie mają wiele do stracenia. Taka już natura radykalizmu... a jest to wniosek trywialny... tyle, że zastanów się czy zarzuty które stawiasz kanapowym anarchistą są zasadne.
A może to bycie kanapowym anarchistą jest niezasadne? Stanowi zwykłą stratę czasu, bo nie prowadzi tak naprawdę do żadnego celu oraz jest tylko ułudą, poprzez którą ktoś może sobie w swoich oczach poprawiać wizerunek, zamiast na niego uczciwie zapracować, traktując cel poważnie i dobierając do niego adekwatne środki. Nawet na wstępnym etapie, w diagnozowaniu rzeczywistości.

Po pierwsze: Kontekst w którym oceniasz te działanie to cel "Osiągnąć akap". Tyle, że dla kanapowców ten cel jest zupełnie inny. Oni nie wierzą, w możliwość powstania akapu, to są tacy chrześcijanie ery postmodernistycznej. Gdzieś daleko w ich głowie migocze echo dawnego ideału, ale ich celem jest teraz najpierw wygodne życie, a potem cokolwiek innego.
No wiem i to mnie właśnie wkurwia. Z takimi kadrami nie da się niczego osiągnąć, bo one nie mają tak naprawdę motywacji do rzucenia wyzwania państwu. W dodatku, żeby obronić swoją hipokryzję i wygodnictwo demoralizują pozostałych, roztaczając przed nimi fałszywą perspektywę i oddalając od osiągnięcia celu.

Wkurwia mnie to po dwakroć, bo przypominają mi się stare dyskusje z komuchami na liberalis.pl, kiedy wysuwali takie właśnie argumenty, że libertarianizm to anarchizm dmuchany, udawany, na niby, wymyślony przez drobnomieszczaństwo, naprawdę nie posiadające żadnego potencjału rewolucyjnego, a ja wtedy z nimi polemizowałem, chociaż już dzś musiałbym przyznać im w tym punkcie rację...
Czy wtedy ich zachowanie jest racjonalne? Moim zdaniem jak najbardziej! Dlatego rozumiesz, że zrzucasz im tak naprawdę brak idealizmu?
Ja im nie zarzucam braku idealizmu, tylko zwyczajną hipokryzję. Czy hipokryzja jest racjonalna? Tak. Czy jest pożądana? Nie. Należy ją traktować jako przywarę charakteru.
Dwa: Nie podjąłeś tematu łamania takim zachowaniem etyki libertariańskiej. Moim zdaniem takie coś nie występuje, ponadto to co powiedziałem tzn "występek przeciwko ideałowi".
No to tym bardziej, tak jak mówi Krzysiu - etyka libertariańska w obecnej postaci jest do zaorania, skoro nie prowadzi do zniesienia państwa. A nie prowadzi, jeżeli pozwala na uzasadnienie uczestnictwa w jednym z najbardziej podstawowych mechanizmów, dzięki którym państwo zdobywa poparcie. Należałoby się zastanowić, czy e.l. nie była tworzona przez sabotażystów, którzy uniemożliwili realne dążenia do akapu w zarodku, proponując na starcie wadliwą koncepcję...
Trzy: Jakie konsekwencje dla twojego celu wypływają z wniosków które postawiłeś? Czy nie powinieneś zacząć czytać teoretyków rewolucji komunistycznej jako macherów odwołujących się do głodnych mas? Co zmienia to w twojej taktyce osiągnięcia akapu?
Problem z akapem jest taki, że nie ma on żadnego naturalnego proletariatu [czy innej warstwy społecznej albo grupy tożsamościowej], do którego potrzeb można byłoby się odwołać, aby werbować rewolucjonistów. Teoretycy rewolucji komunistycznej takiego problemu nie mają, bo oni chcą przejąć władzę a nie zlikwidować samą politykę i wiadomo, że będą posługiwać się prostą demagogią, aby zgarnąć masy niezadowolone ze swojego położenia, szczując je przeciw wierchuszce najlepiej uposażonych - finansowo, kulturowo, symbolicznie czy rasowo.

Akap nie obiecuje automatycznego awansu społecznego, a już na pewno nie przez proste, prymitywne przekształcenia struktury społecznej, strącenie jakiegoś burżuja z piedestału. Odpadają więc najbardziej prozaiczne, oklepane rozwiązania politologiczne. Skoro nie ma żadnej szczególnej, naturalnej grupy społecznej, jaka byłaby masowym odbiorcą, to z akapu trzeba zrobić uniwersalny ideał moralny a wokół niego wykreować odrębną, awangardową grupę tożsamościową, aby przynależność do niej z jakiegoś względu była nobilitująca dla zgłaszających akces. Taką nową arystokrację, tyle że antypaństwową, z jej własnym systemem wartości, wynagradzaniem tych, którzy czynią mu zadość, ganieniem i wykluczaniem ze swojego grona tych, którzy mu przeczą.

Akap nie ma szans na realizację przez odwoływanie się do egalitarnych wzorów, nie oczekujących zbyt wiele od ludzi i będących w stanie usprawiedliwić niemalże wszystko. Nie zmobilizuje wtedy bowiem ludzi do sprzeciwu wtedy, gdy trzeba będzie go podjąć. Z drugiej strony, musi jednak oferować wystarczająco silne nagrody - przede wszystkim na gruncie godnościowym, aby opłacało się podejmować realny wysiłek i poświęcenia - chociażby za uznanie w tej swojej społeczności.

Zresztą wszystkie kultury to poniekąd kółka wzajemnej adoracji, bo taki jest ich sens. Ważne jednak, aby ta adoracja odbywała się za coś istotnego, realny trud włożony w dążenia do utrwalenia wybranych norm, a nie za darmo. Gdy z kolei masz kulturę krytyczną wobec samej siebie, to w sumie nie jest to żadna kultura, tylko dekadencki element jej rozkładu.

Dla mojego celu nie ma to żadnych nowych konsekwencji, bo ja sobie już od paru lat zdaję sprawę z niedostatków libertarianizmu i wiem, że jeśli chce się działać przeciw państwu dotkliwie dla niego, to trzeba się przestawić i przestać martwić na poziomie materialnym o taki czy inny bilans finansowych kontaktów z nim a całą walkę przenieść w przestrzeń kultury, tam psując mu opinię.

Trudność polega, podobnie jak w tworzeniu gier, na odpowiednim doborze bodźców motywujących i demotywujących, wymyślaniu achievementów i innych stopni awansu, aby ludzie chcieli się w to głębiej a przede wszystkim długoterminowo angażować i ubraniu tego w jakąś w miarę zgrabną, jeśli nie porywającą, formę.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
A może to bycie kanapowym anarchistą jest niezasadne? Stanowi zwykłą stratę czasu, bo nie prowadzi tak naprawdę do żadnego celu oraz jest tylko ułudą, poprzez którą ktoś może sobie w swoich oczach poprawiać wizerunek, zamiast na niego uczciwie zapracować, traktując cel poważnie i dobierając do niego adekwatne środki. Nawet na wstępnym etapie, w diagnozowaniu rzeczywistości.

No wiem i to mnie właśnie wkurwia. Z takimi kadrami nie da się niczego osiągnąć, bo one nie mają tak naprawdę motywacji do rzucenia wyzwania państwu. W dodatku, żeby obronić swoją hipokryzję i wygodnictwo demoralizują pozostałych, roztaczając przed nimi fałszywą perspektywę i oddalając od osiągnięcia celu.
Nie zgodzę się, że to hipokryzja. Kanapowcy stawiają sprawę jasno i nie kryją swojego stanowiska. To nie jest ułuda. To jest sposób na zapewnienie sobie wewnętrznej spójności. Połączenie dwóch przeciwstawnych bytów tak zwanego "żyć" z istotnym bytem "żreć". Bardzo naturalne zjawisko wśród ludzi. Czy jest to dekadentyzmu? No z tym się muszę zgodzić, ale to co innego niż hipokryzja.

Wkurwia mnie to po dwakroć, bo przypominają mi się stare dyskusje z komuchami na liberalis.pl, kiedy wysuwali takie właśnie argumenty, że libertarianizm to anarchizm dmuchany, udawany, na niby, wymyślony przez drobnomieszczaństwo, naprawdę nie posiadające żadnego potencjału rewolucyjnego, a ja wtedy z nimi polemizowałem, chociaż już dzś musiałbym przyznać im w tym punkcie rację...
Ja im nie zarzucam braku idealizmu, tylko zwyczajną hipokryzję. Czy hipokryzja jest racjonalna? Tak. Czy jest pożądana? Nie. Należy ją traktować jako przywarę charakteru.
No to tym bardziej, tak jak mówi Krzysiu - etyka libertariańska w obecnej postaci jest do zaorania, skoro nie prowadzi do zniesienia państwa. A nie prowadzi, jeżeli pozwala na uzasadnienie uczestnictwa w jednym z najbardziej podstawowych mechanizmów, dzięki którym państwo zdobywa poparcie. Należałoby się zastanowić, czy e.l. nie była tworzona przez sabotażystów, którzy uniemożliwili realne dążenia do akapu w zarodku, proponując na starcie wadliwą koncepcję...
:D Problemem jest to, że libertarianizm zawsze taki był. Jego skłonność do dekadenckiego bezruchu opartego na skrajnym indywidualizmie i akceptacji jest w zasadzie jego podwaliną. Przecież sam widzisz jakie osoby przyciąga i dlaczego. Różnoraki przegryw i zwyrodnialka :p Podobno kiedyś było inaczej, ale to pamiętają tylko najstarsze starowinki.

BTW stajesz się Cantwellem który tworzy postlibertarianizm, wprowadzając elementy kolektywistyczne. Ciekawe co z tego wyrośnie ;)

Problem z akapem jest taki, że nie ma on żadnego naturalnego proletariatu [czy innej warstwy społecznej albo grupy tożsamościowej], do którego potrzeb można byłoby się odwołać, aby werbować rewolucjonistów. Teoretycy rewolucji komunistycznej takiego problemu nie mają, bo oni chcą przejąć władzę a nie zlikwidować samą politykę i wiadomo, że będą posługiwać się prostą demagogią, aby zgarnąć masy niezadowolone ze swojego położenia, szczując je przeciw wierchuszce najlepiej uposażonych - finansowo, kulturowo, symbolicznie czy rasowo.

Akap nie obiecuje automatycznego awansu społecznego, a już na pewno nie przez proste, prymitywne przekształcenia struktury społecznej, strącenie jakiegoś burżuja z piedestału. Odpadają więc najbardziej prozaiczne, oklepane rozwiązania politologiczne. Skoro nie ma żadnej szczególnej, naturalnej grupy społecznej, jaka byłaby masowym odbiorcą, to z akapu trzeba zrobić uniwersalny ideał moralny a wokół niego wykreować odrębną, awangardową grupę tożsamościową, aby przynależność do niej z jakiegoś względu była nobilitująca dla zgłaszających akces. Taką nową arystokrację, tyle że antypaństwową, z jej własnym systemem wartości, wynagradzaniem tych, którzy czynią mu zadość, ganieniem i wykluczaniem ze swojego grona tych, którzy mu przeczą.

Akap nie ma szans na realizację przez odwoływanie się do egalitarnych wzorów, nie oczekujących zbyt wiele od ludzi i będących w stanie usprawiedliwić niemalże wszystko. Nie zmobilizuje wtedy bowiem ludzi do sprzeciwu wtedy, gdy trzeba będzie go podjąć. Z drugiej strony, musi jednak oferować wystarczająco silne nagrody - przede wszystkim na gruncie godnościowym, aby opłacało się podejmować realny wysiłek i poświęcenia - chociażby za uznanie w tej swojej społeczności.

Zresztą wszystkie kultury to poniekąd kółka wzajemnej adoracji, bo taki jest ich sens. Ważne jednak, aby ta adoracja odbywała się za coś istotnego, realny trud włożony w dążenia do utrwalenia wybranych norm, a nie za darmo. Gdy z kolei masz kulturę krytyczną wobec samej siebie, to w sumie nie jest to żadna kultura, tylko dekadencki element jej rozkładu.

Dla mojego celu nie ma to żadnych nowych konsekwencji, bo ja sobie już od paru lat zdaję sprawę z niedostatków libertarianizmu i wiem, że jeśli chce się działać przeciw państwu dotkliwie dla niego, to trzeba się przestawić i przestać martwić na poziomie materialnym o taki czy inny bilans finansowych kontaktów z nim a całą walkę przenieść w przestrzeń kultury, tam psując mu opinię.

Trudność polega, podobnie jak w tworzeniu gier, na odpowiednim doborze bodźców motywujących i demotywujących, wymyślaniu achievementów i innych stopni awansu, aby ludzie chcieli się w to głębiej a przede wszystkim długoterminowo angażować i ubraniu tego w jakąś w miarę zgrabną, jeśli nie porywającą, formę.
Wzór kultury o której piszesz to kultura i tak dość elitarna... coś na kształt rycerstwa, dlatego nie wierzę iż przy takiej konkurencji w walce o rządy dusz motłochu masz jakiekolwiek szanse. BTW dobry tekst, wreszcie pisany przystępnym językiem. Może częściej powinieneś się irytować ;) Pozdrowienia z kanapy.
 
Ostatnia edycja:
OP
OP
Doman

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Human Rights Watch
Kilka tygodni temu zamieściłem tutaj artykuł o Sari Bashi z organizacji Human Rights Watch (tzw. Organizacji- niby- Obrońców Praw Człowieka). Doradziła ona Izraelowi, aby nie używał śmiercionośnej siły przeciwko protestującym w Strefie Gazy, ale zamiast tego użył nieśmiercionośnych środków, takich jak „skunksowa woda”, by nią oblać zebrany tłum.
https://wolna-polska.pl/wiadomosci/...rzeciw-protestujacym-dzieciom-w-gazie-2018-08

Interesujące, że z apelem o te formy ataku wyszła organizacja statutowo zajmująca się "prawami człowieka". Oczywiście można bronić pomysłu argumentacją, że lepiej komuś skrajnie uprzykrzyć życie niż mordować, ale coś szybko działaczka zaakceptowała fakt, że ludzi jakoś nękać trzeba.
Nie wiem czy to jest oficjalne stanowisko HRW, ale skoro ma takich praciwników....Oczywiscie HRW jest mocno skoncentrowane na agitacji przyjmowania uchodźców.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Doradziła ona Izraelowi, aby nie używał śmiercionośnej siły przeciwko protestującym w Strefie Gazy, ale zamiast tego użył nieśmiercionośnych środków, takich jak „skunksowa woda”, by nią oblać zebrany tłum

Ma Pan dowód?

A zresztą, głupie pytanie. Pytanie "ma Pan dowód" byłoby własciwe w stosunku do kogoś kto może taki dowód mieć.
Właściwa odpowiedź dla Ciebie to: łżesz, jak zwykle. W kilku sprawach. Powinno się wzruszyc ramionami i zignorować coś takiego, jak zwykle gdy ktoś cytuje wolna-polska.pl ale poświęciłem kilka minut w drodze wyjątku i oto link do artykułu powstałego po masakrze:

https://foreignpolicy.com/2018/05/22/dont-blame-hamas-for-the-gaza-bloodshed/
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
W porównaniu do dotacji na prawicowe media i organizacje to są raczej grosze, ale prawica zgrzyta zębami.

Co wspiera @BatoryFundacja? Dyspozytor #FunduszeNorweskie:
- Akceptacja Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób Homoseksualnych, Biseksualnych i Transpłciowych - 90 000 zł
- Federacja Znaki Równości (stworzenie i prowadzenie Centrum Społeczności LGBTQ w Krakowie) - 75 000 zł
- Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć (monitorowanie dostępu do procedur uchodźczych na przejściach granicznych) - 100 000 zł
- Fundacja Akceptacja (wsparcie dla osób transpłciowych) 60 000 zł
- Fundacja Czas Dialogu (działającego na rzecz wielokulturowości) - 116 000 zł
- Fundacja dla Wolności (wielokulturowe rozgrywki piłkarskie dla dorosłych) - 99 600 zł
- Fundacja Fundusz Feministyczny - 150 000 zł
- Fundacja HerStory (edukacja „herstoryczną” (WTF?) i antydyskryminacyjną) - 50 000 zł
- Fundacja im. Kazimierza Łyszczyńskiego (działania na rzecz wolności sumienia i świeckości państwa, organizacja Zlotów Ateistów i Dni Ateizmu) - 40 000 zł
- Fundacja Instytut na rzecz Państwa Prawa (świadczenie pomocy prawnej migrantom i uchodźcom w ośrodkach) - 150 000 zł
- Fundacja Instytut Spraw Obywatelskich (działania strażnicze i rzecznicze dotyczące http://m.in . zmian w konstytucji) - 100 000 zł
- Fundacja Laboratorium Zmiany (upełnomocnianie kobiet i dziewcząt) - 100 000 zł
- Fundacja MamyGłos (tworzenie ogólnopolskiej sieci młodych aktywistek) - 50 000 zł
- Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji STER (współpraca ze środowiskiem lekarskim w zakresie praw reprodukcyjnych i seksualnych) - 100 000 zł
- Fundacja na rzecz Różnorodności Polistrefa (przeciwdziałanie dyskryminacji osób LGBTQIA i migrantów) - 100 000 zł
- Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej - 100 000 zł
- Fundacja Ocalenie (przeciwdziałanie dyskryminacji cudzoziemców w Polsce) - 150 000 zł
- Fundacja Przestrzeń Kobiet - 50 000 zł
- Fundacja http://Refugee.pl (przeciwdziałanie dyskryminacji cudzoziemców w Polsce) - 50 000 zł
- Fundacja http://xn--rwno-qqa7j9y.org.pl równość.org.pl (wzmacnianie osób LGBT; zakorzenienie organizacji w lokalnych społecznościach) - 100 000 zł
- Fundacja Wolność od Religii - 120 000 zł
- Fundacja z Pomysłem (przeciwdziałanie przemocy ze względu na płeć i dyskryminacji) - 40 000 zł
- Kampania Przeciw Homofobii (litygacja strategiczna zmierzająca do wprowadzenia związków partnerskich) - 100 000 zł
- Kultura Równości (prowadzenie Centrum LGBTQI Wrocław) - 100 000 zł
- Stowarzyszenie Amnesty International (przeciwdziałanie dyskryminacji i przestępstwom z nienawiści) - 150 000 zł
- Stowarzyszenie Centrum na Wschodzie (działania na rzecz obrony praw kobiet) - 79 500 zł
- Stowarzyszenie Demagog (prowadzenie portalu http://demagog.org.pl ) - 141 400 zł
- Stowarzyszenie Dla Ziemi (udzielanie wsparcia uchodźczyniom) - 100 000 zł
- Stowarzyszenie Grupa Stonewall (miejsca spotkań integracji osób LGBT) - 100 000 zł
- Stowarzyszenie Homo Faber (interwencje kryzysowe dla migrantów) - 134 160 zł
- Stowarzyszenie im. Jana Karskiego (prowadzenie warsztatów antydyskryminacyjnych z uwzględnieniem historii lokalnej (pogrom kielecki) - 100 000 zł
- Stowarzyszenie Interwencji Prawnej (wpieranie cudzoziemek i cudzoziemców w sprawach, w których narażeni są na dyskryminację) - 100 000 zł
- Stowarzyszenie Kongres Kobiet (udział w obywatelskich inicjatywach ustawodawczych służących obronie praw kobiet) - 150 000 zł
- Stowarzyszenie Lambda Warszawa (Udzielanie pomocy osobom, które doznają dyskryminacji i przemocy ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową) -100 000zł
- Stowarzyszenie Manufaktura Inicjatyw Różnorodnych (Przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na płeć) -50 000zł
- Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza (monitoring sytuacji prawnej związków jednopłciowych) - 100 000 zł
- Stowarzyszenie na rzecz Integracji Społeczeństwa Wielokulturowego Nomada - 150 000 zł
- Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT Tolerado (spotkań grup rozwojowych (kobiecej, męskiej, młodzieżowej, osób transpłciowych, grupy Wiara i Tęcza) ) -100 000 zł
- Stowarzyszenie Queerowy Maj (Integracja i animacja społeczności LGBTQ w Krakowie) - 75 000 zł
- Stowarzyszenie Refugees Szczecin (działania na rzecz integracji i wsparcia migrantów przebywających w Szczecinie) - 60 000 zł
- Stowarzyszenie Sieć Obywatelska - Watchdog Polska (monitoring instytucji publicznych) - 149 800 zł
- Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej (działania adresowane do nauczycieli zajmujących sie edukacją antydyskryminacyjną) - 100 000 zł
- ZUSTRICZ (Monitorowanie i dokumentowanie przejawów dyskryminacji oraz mowy nienawiści wobec mniejszości ukraińskiej) - 100 000 zł
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
Super organizacja, kurwo!

Amnesty International traci kierownictwo. Raport o toksycznym środowisku pracy

Całe siedmioosobowe kierownictwo słynnej organizacji walczącej z naruszaniem praw człowieka podało się do dymisji, z czego pięć osób już odeszło. To efekt dochodzenia w sprawie mobbingu, jakie wszczęto po dwóch samobójstwach pracowników Amnesty International w zeszłym roku.

Jak informuje BBC, Kumi Naidoo, sekretarz generalny Amnesty International zarządził wewnętrzne dochodzenie po śmierci dwojga pracowników organizacji w przeciągu sześciu tygodni rok temu. Oboje zostawili listy pożegnalne, w których pisali o przepracowaniu i stresie.

Niezależny raport wieńczący dochodzenie okazał się wyjątkowo surowy. Jest w nim mowa o panującej w Amnesty International "toksycznej atmosferze tajności i braku zaufania".

Na temat warunków pracy w organizacji wypowiedziało się 475 jej pracowników. Wielu podało konkretne przykłady mobbingu ze strony przełożonych, jakiego doświadczyli lub byli świadkiem.

Menedżerowie Amnesty International mieli dopuszczać się rozmaitych niedopuszczalnych zachowań wobec podwładnych - od uwag umniejszających wartość pracowników po dyskryminację ze względu na ich płeć, rasę czy orientację seksualną.

Całe siedmioosobowe kierownictwo organizacji wzięło na siebie odpowiedzialność za tę sytuację i podało się do dymisji. Według BBC pięć osób z biur w Londynie i Genewie już odeszło lub jest w trakcie opuszczania Amnesty International.

Według "The Times" odchodzący dyrektorzy mieli otrzymać "hojne" odprawy, ale rzeczniczka Amnesty zapewniła, że są one skromniejsze niż w przypadku innych pracowników.

Z powodu kłopotów finansowych organizacji pracę ma stracić nawet 100 pracowników Amnesty International.

------------

Bronią praw człowieka gnojąc ich. Czy jest na takich fałszywców psychologiczne wyjaśnienie?
 
Do góry Bottom