Facebook? WTF?

Rebel

komunizm warstwowy
679
822
Jak otwieram historie w przeglądarce (po uprzednim wyczyszczeniu) to widzę że byłem na libertarianizm.net oraz na facebooku mimo że tam teraz nie wchodziłem. Facebookowe linki wyglądają tak:
https://www.facebook.com/dialog/oauth?client_id=(tu cyferki, dalej literki) libertarianizm.net (i później znowu dużo literek i cyferek)
Ja facebooka nie mam. Rano trochę łaziłem po fanpejdżach facebookowych, ale później wyczyściłem historię. To forum jest jakoś połączone z facebookiem czy o co chodzi?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Jest. Ma guziki Lubię to!, możliwość logowania poprzez FB (nawet nie wiem, czy działa).
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Ale żeby sama opcja logowania przez fb u kogoś kto nie ma tam nawet konta powodowała pojawienie się fb w obejrzanych? Ktoś jeszcze tak ma? Ja nie, ale mam pełno rożnych addonów itd.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Facebook zamiast YouTube: legalna muzyka dla każdego, Spotify już niepotrzebne
06.09.2017 18:57
Dwa miliardy użytkowników. Cztery z dziesięciu najpopularniejszych wśród młodych ludzi aplikacji mobilnych. Poziom uzależnienia tak duży, że przeciętny użytkownik zagląda do tych aplikacji co kilka minut. A niebawem dojdzie do tego jeszcze muzyka, licencjonowana muzyka, streamingowa tylko przez Facebooka. Mark Zuckerberg rozpycha się jeszcze bardziej w Internecie, gotów wypchnąć z dotychczasowej pozycji YouTube, dziś dla wielu podstawowe przecież źródło ulubionych piosenek i utworów.

Bloomberg donosi o współpracy Facebooka z liderami branży fonograficznej, która docelowo ma pozwolić na legalne używanie muzyki w społecznościowym serwisie. Docelowo ma chodzić o automatyczne identyfikowanie utworów i ich tagowanie, tak by właściciele praw autorskich sami nie musieli zgłaszać naruszeń ich interesów. Negocjacje prowadzone są przez Tamarę Hrivnak, która wcześniej pracowała w Warner Music Group, a następnie była dyrektorem YouTube.

Może jednak minąć nawet dwa lata, zanim taki system powstanie. Nie chcąc czekać, Facebook zamierza zapłacić właścicielom setki milionów dolarów za prawo do odtwarzania chronionych prawem autorskim utworów. Płacąc, upiecze trzy pieczenie na jednym ogniu: uszczęśliwi użytkowników, którym już żaden materiał nie zostanie usunięty jako naruszający prawa autorskie, koncerny muzyczne, które nie będą już narzekały na hostowanie naruszających ich prawa treści, oraz reklamodawców, obawiających się emisji swoich reklam obok spiraconej muzyki.

Użytkownicy Facebooka, mogąc legalnie wgrywać klipy wideo z piosenkami do nowego huba wideo Watch, mają uczynić z niego popularniejsze miejsce do słuchania muzyki niż jest nim dziś YouTube. Bloomberg nie podaje żadnych kwot, ale trzeba pamiętać, że w zeszłym roku branża fonograficzna otrzymała od usług streamingowych 553 mln dolarów tantiem (dane stowarzyszenia IFPI). Jeśli układ z Zuckerbergiem – jego kompleksowa strategia muzyczna – podwoi tę kwotę, to można śmiało założyć, że wysokiej rangi menedżerowie muzycznej branży mogą szybko zacząć wycofywać swoje treści z serwisu Google’a. W końcu narzekanie na marne przychody z reklam z YouTube jest równie stare jak same reklamy w tym serwisie.

Spotify odegrało swoją rolę, może odejść
A przecież to nie koniec. Choć to YouTube jest głównym rywalem, i to nie tylko jeśli chodzi o muzykę, to plany Marka Zuckerberga sięgają znacznie dalej. Zatrudnił on w tym roku specjalistów od licencjonowania muzyki w Ameryce Północnej i globalnie, a także od negocjacji z wytwórniami płytowymi, a następnie zakupił platformę Source3, służącą do identyfikacji praw autorskich, a stworzoną przez ludzi związanych od początku z muzycznym biznesem. Dysponując bezprecedensową co do skali działania platformą, szef Facebooka jest w stanie dosłownie zdeptać wszystkie inne usługi streamingowe, podważając podstawy ich modelu biznesowego.

Zastanówmy się bowiem: po co komu największy z serwisów streamingowych, Spotify? Ma dziś 150 mln użytkowników, z których zdecydowana większość i tak loguje się przez Facebooka, a jedynie 50 mln płaci. Duży katalog muzyki, stała opłata, przymusowe partnerstwo z Zuckerbergiem, zawiązane w 2011 roku. Wtedy Facebook potrzebował jeszcze Spotify jako tego, który bierze na siebie problemy z licencjonowaniem muzyki. Dzisiaj? Dzisiaj Facebook może robić to sam, nie potrzebuje dostawcy licencji. Mając 2 mld użytkowników miesięcznie, korzystających z serwisu za darmo, wystarczy mu przekonwertować niespełna 8% z nich, by przebić Spotify zasięgiem.

W ten sposób już niebawem stary oligopol producentów muzyki przestanie mieć znaczenie – stanie się całkowicie uzależniony od jednej firmy, kontrolującej jej marketing i dystrybucję. Firmy, która ze swoimi wszechobecnymi aplikacjami będzie każdemu zapewniać każdą muzykę za darmo, jednocześnie w magiczny sposób opłacając licencje – i na tym wszystkim zarabiać.

W tej sytuacji jedynym nie mającym się czego bać serwisem „muzycznym” pozostanie rosyjskie VK.com. Tam przecież też pełno muzyki wgrywanej przez użytkowników, muzyki łatwej do wyszukania i pobrania w formacie MP3. A że nielicencjonowanej? W obecnej sytuacji politycznej trudno będzie amerykańskim wytwórniom coś w tej sprawie wskórać.

Facebook to jest kolaboracyjna zaraza... Będą płacić hajsy za jakieś licencje, zamiast odrzucić pogląd o własności intelektualnej. Siłą inercji "zalegalizują" piractwo i kto będzie chciał czegoś słuchać, nawet bez żadnego wyboru będzie słuchaj legalnie... Ech, upadek obyczajów...
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Facebook to jest kolaboracyjna zaraza... Będą płacić hajsy za jakieś licencje, zamiast odrzucić pogląd o własności intelektualnej. Siłą inercji "zalegalizują" piractwo i kto będzie chciał czegoś słuchać, nawet bez żadnego wyboru będzie słuchaj legalnie... Ech, upadek obyczajów...

Po prostu próbują powstrzymać ucieczkę userów. Że takiej ucieczki nie ma? Oni wiedzą lepiej, bo widza precyzyjne trendy. W tym wyścigu trzeba biec do przodu żeby utrzymać pozycję. Inaczej skończy się jak Nasza Klasa. Kupili WhatsAppa, kupili Instagrama...

A ponieważ wciąż siedzą na górze gotówki, wprowadzają kolejny duzy ficzer, który ma przyciągać/zatrzymywać ludzi. Nawet go nie wymyslili, tylko jak wspomniano, kopiują od VKontakte.
 

kompowiec

freetard
2 567
2 622
@Rebel
Zainstaluj sobie Ghostery.
Ja też nie mam żadnych Facebooków i innych stron dla pokemonów.
gohstery jest propertary, jak ktoś chce być koszerny lepiej użyć disconnect
Ale żeby sama opcja logowania przez fb u kogoś kto nie ma tam nawet konta powodowała pojawienie się fb w obejrzanych? Ktoś jeszcze tak ma? Ja nie, ale mam pełno rożnych addonów itd.
Podziękuj facebookowi za wspaniałe skrypty na stronie.

po za tym nikt w newsie nie wspomnial o soundcloud.. on rowniez jest calkiem popularny.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Czyżby to początek upadku tego "monopolisty" co miał być na wieki niezniszczalny? Co prawda dojeżdża go rząd amerykański, więc to nie jest ultra koszerna sytuacja. Jednak dojeżdża go przecież z powodów, które raczej można uznać za koszerne same w sobie: podpierdalali dane bez zgody użytkowników. I jeśli w umowie z facebookiem było napisane, że tego nie zrobią, to jest to sytuacja niedopuszczalna również na czystym wolnym rynku.
Ja akurat wątpię, aby rząd mu zaorał ten biznes. Biurokracja jednak ma to do siebie, że nie lubi się uczyć nowych rzeczy. Skoro facebookowa infrastruktura już powstała i jest wykorzystywana do szpiegostwa i inwigilacji, to będą się starać ją zachować, bo mają przecież już odpowiednie skrojone narzędzia.

Ważą się losy Faceboka: Mark Zuckerberg staje przed Kongresem USA
09.04.2018 22:54
Kolejne dwa dni mogą być najważniejszymi w życiu Marka Zuckerberga, przynajmniej od czasu, gdy założył on Facebooka. Będzie on podczas dwóch oddzielnych przesłuchań odpowiadał na pytania Senackiej Komisji ds. handlu, nauki i transportu oraz Komisji ds. energii i handlu Izby Reprezentantów Kongresu USA. Oprócz tego, będzie miał on także okazję do wygłoszenia swojego stanowiska. Jego treść została już opublikowana.

Na stronach Izby Reprezentantów pojawiły się oświadczenia, które Zuckerberg wygłosi jutro i pojutrze podczas dwóch kolejnych przesłuchań. Ich treść w dużej części trudno nazwać zaskakującą – stanowią one kontynuację narracji, jaką Mark Zuckerberg podjął po początkowym wielodniowym milczeniu w sprawie Cambridge Analytica. Co w tym przypadku oznacza więcej tego samego? Zuckerberg bierze na siebie odpowiedzialność za udostępnienie danych użytkowników, przyznaje się do popełnienia szeregu niedopatrzeń i podsumowuje zapowiedziane już wcześniej zmiany: na przykład wycofanie się ze zbierania danych od partnerów czy udostępnienie użytkownikom wygodnej metody na odłączanie aplikacji od konta.

Dość nieoczekiwanie w stanowisku Zuckerberga znalazły się wzmianki na temat opisywanych przez nas ustaleń Komisji Muellera. Postawiła ona zarzuty trzynastu osobom pochodzenia rosyjskiego, na czele z „kucharzem Kremla”, Jewgienijem Prigożynem. Zuckerberg w swoich oświadczeniach sprawnie kieruje uwagę na niepowiązane ściśle z Cambridge Analytica wyzwania, za które odpowiedzialność Facebook może brać tylko częściowo – np. nieskuteczność walki z tzw. fake news, czy rzekoma rosyjska ingerencja w wyboru prezydenckie właśnie:

Byliśmy zbyt powolni, by zauważyć i odpowiedzieć na rosyjską ingerencję, i pracujemy ciężko, by usprawnić tę kwestię. (…) Kontynuujemy pracę z rządem, której celem jest pełne zrozumienie rosyjskiej ingerencji i zrobimy, co do nas należy, by zapewnić integralność wolnych i uczciwych wyborów , ale także dać każdemu prawo głosu, aby mógł stać się częścią demokracji na całym świecie.
To ze strony Zuckerberga nie koniec informacji na temat rosyjskiego zagrożenia. Poza kampaniami propagandowymi, jakimi kierować miał Prigożyn, szef Facebooka zwraca także uwagę na „tradycyjne” zaawansowane kampanie malware’owe, jakie miała na Facebooku przeprowadzać grupa Advanced Persistent Threat 28. To właśnie ta grupa, według ustaleń Facebooka, miała stworzyć fikcyjną tożsamość Guccifer 2.0 i za jej pośrednictwem przekazać dane Partii Demokratycznej do Wikileaks. Warto przypomnieć, że wspomniana już Komisja Muellera zidentyfikowała wcześniej Guccifera 2.0 jako byłego agenta GRU, co jednak teraz nie przeszkadza mu być fikcyjną tożsamością wykreowaną przez grupę APT28.

Nasz zespól ds. bezpieczeństwa od lat jest świadomy tradycyjnych cyberzagrożeń ze strony Rosji, jak ataki hakerskie czy dystrybucja malware. Aż do dnia wyborów prezydenckich w listopadzie 2016, rozpoznaliśmy i poradziliśmy sobie z kilkoma zagrożeniami ze strony Rosji. Łącznie z działalności grupy nazywanej APT28, którą amerykański rząd publicznie łączy z rosyjskim wywiadem wojskowym.

Ze stanowiska Marka Zuckerberga można wydedukować, że będzie on zeznawał przed Komisją opierając się na wzięciu odpowiedzialności za naruszenia prywatności użytkowników. Jednocześnie wskazywał on będzie, że prawdziwym sprawcą problemów będących obiektem zainteresowania Kongresu nie jest Facebook, lecz aktorzy spoza Stanów Zjednoczonych. Przed Zuckerbergiem zapewne wiele trudnych pytań, będziemy oczywiście śledzić przesłuchania na bieżąco i przekazywać najważniejsze informacje na łamach dobrychprogramów.
Spodziewam się, że pogrożą mu palcem, on się pokaja, pozwoli urzędasom wsiąść częściowo na firmę a w zamian dostanie rozgrzeszenie. Inna sprawa, że sektor prywatny może go dalej bojkotować.

Vivaldi wyrzuca Facebooka z szybkiego wybierania: „jest sprzeczny z naszą wizją”
09.04.2018 21:29
Jon von Tetzchner chętnie odnosi się na blogu przeglądarki Vivaldi do bieżących wydarzeń w IT, szczególnie zaś do kwestii naruszeń prywatności internautów. Nie od dziś znane są jego nierówne potyczki z Google, nie bez przyczyny nie pozostawił on także suchej nitki na Microsofcie. Kwestią czasu było zatem, aż współzałożyciel Opery, a dziś szef firmy odpowiedzialnej za rozwój przeglądarki Vivaldi, przemówi w kwestii jednej z najgłośniejszych afer związanych z naruszeniem prywatności, czyli sprawie Facebooka i Cambridge Analytica.

Opublikowany dziś na blogu przeglądarki wpis jest – w porównaniu do obszerniejszych komentarzy krytycznych wobec Google czy Microsoftu – dość lakoniczny. Jon von Tetzchner zredukował przekaz do obwieszczenia decyzji: Facebook wylatuje ze strony szybkiego wybierania w Vivaldim. Dotąd bowiem po świeżej instalacji programu na karcie szybkiego wybierania (a zatem karcie powitalnej, którą oglądał domyślnie każdy użytkownik) znajdowała się miniatura prowadząca do serwisu Marka Zuckerberga. Teraz się to zmieniło, ale tylko w przypadku nowych instalacji Vivaldiego.

Nie można jednak powiedzieć, że von Tetzchner nie skorzystał z okazji do skomentowania praktyk Facebooka. I jak to zwykle bywa w jego przypadku – nie boi się nazywać rzeczy po imieniu. Udostępnienie danych 87 mln użytkowników na potrzeby Cambridge Analytica jest według niego przejawem braku szacunku wobec własnych użytkowników, zaś metody ich śledzenia przyprawiają o gęsią skórkę. Oczywiście nie omieszkał także podkreślić, że zespół odpowiedzialny za rozwój Vivaldiego wychodzi w tym zakresie z zupełnie innych założeń, zaś prywatność i dobro użytkownika są priorytetami:

Coraz bardziej widoczne staje się to, że działania Facebooka (lub ich brak) na rzecz ochrony prywatności własnych użytkowników i ich danych pozostawiają wiele do życzenia. Przedłużający się brak szacunku Facebooka wobec prywatności użytkowników i po prostu powodujący gęsią skórkę poziom adresowania dostępny dla reklamodawców jest sprzeczny z naszą wizją.

Wpis kończy się wyrazem nadziei, że Facebook zmieni swoje podejście. Wielu jednak nie podziela entuzjazmu, na czele z Carol Cadwalladr, która jako pierwsza opisała aferę Cambridge Analytica na łamach Guardiana. Cadwalladr nie ma wątpliwości, że rutyną dla Facebooka w zarządzaniu kryzysami jest jak najdłuższa negacja i przyznanie się do winy dopiero wtedy, gdy nie ma już innego wyjścia. Decyzja o usunięciu Facebooka ze strony szybkiego wybierania ma oczywiście charakter symboliczny i nie zwiększy znacząco odpływu użytkowników z Facebooka. Zupełnie odwrotnie niż przesłuchanie Marka Zuckerberga przed komisją Kongresu Stanów Zjednoczonych, które będzie miało miejsce we wtorek i środę.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
Facebook wstrzymuje projekt pozyskiwania danych o pacjentach szpitali


n-zuckerberg-96b26eee0b008b5ab7f0f706d109f402.jpg


Po skandalu wokół firmy Cambridge Analytica, która pozyskała z Facebooka informacje o dziesiątkach milionów użytkowników i wykorzystała je do profilowania wyborców, serwis społecznościowy znacznie ostrożniej podchodzi do projektów związanych z przetwarzaniem danych. Przedstawiciele firmy oświadczyli, że wstrzymuje ona projekt pozyskania danych pacjentów z dużych amerykańskich szpitali. Informacje takie, po połączeniu ich z informacjami tych osób z ich kont na Facebooku, miały być wykorzystane w projekcie badawczym.

Prace nigdy nie wyszły poza fazę planowania. Nie otrzymaliśmy ani nie analizowaliśmy żadnych danych, zdradził anonimowy przedstawiciel Facebooka. Środowiska medyczne od dawna wiedzą, że informacje dotyczące rodziny i przyjaciół pacjenta mogą być pomocne. Jednak, aby opracować odpowiednie terapie, konieczne jest głębsze zrozumienie tych zależności. Facebook, w porozumieniu ze szpitalami, chciał połączyć dane o zdrowiu pacjentów z danymi na temat ich rodziny, znajomych, aktywności czy zainteresowań, co w wielu przypadkach pozwoliłoby na stworzenie lepszego planu leczenia.

Obecnie jednak, po tym, jak najwyżsi rangą menedżerowie Facebooka przyznali, że popełnili błąd dając Cambridge Analytica dostęp do użytkowników serwisu, opinia publiczna z uwagą przygląda się temu, co Facebook robi z danymi. Prowadzenie tego typu projektów będzie więc przez jakiś czas utrudnione.

http://kopalniawiedzy.pl/Facebook-Cambridge-Analytica-pacjent-dane,28012
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Pierwsze koty za płoty...

Zuckerberg kontra senatorowie USA: monopolista może przepraszać bez końca?
11.04.2018 14:39
Może niektórzy spodziewali się więcej krwi podczas pierwszego dnia przesłuchania Marka Zuckerberga, zeznającego przed połączonymi komisjami amerykańskiego Kongresu i Senatu, ale i tak mina człowieka, który utuczył się na prywatności setek milionów użytkowników swojego serwisu była nietęga. Może przerazili go protestujący z plakatami i transparentami wzywającymi do skasowania Facebooka czy zaprzestania szpiegowania? A może po prostu zrozumiał, że w obliczu władzy państwowej jego świeżo zarobione giełdowe miliardy są niczym? Tak czy inaczej od wczoraj oglądamy sporo nowych memów z Zuckerbergiem, które mówią o całej tej sytuacji więcej, niż powiedział sam szef Facebooka.

Jeśli spróbować jakoś zreasumować w jednym zdaniu to, co działo się w Waszyngtonie, to niech będzie to takie: politycy nie rozumieją, jak działa Facebook, więc jak mogą chcieć go uregulować? W ciągu pięciogodzinnego przesłuchania przekonaliśmy się, że amerykańscy kongresmeni i senatorowie niespecjalnie różnią się od parlamentarzystów w innych krajach świata. Zadawane Markowi Zuckerbergowi pytania były zaskakująco proste, wręcz elementarne. Siedząc z niewyraźną miną szef Facebooka ostrożnie wyjaśniał wszystko to, co możemy przeczytać w regulaminie serwisu i warunkach korzystania z usług.

Kto przeczytał regulamin, kto go zrozumiał?
Dowiedzieliśmy się więc tego co już wiedzieliśmy – jak, kiedy i dlaczego Facebook zbiera dane użytkowników, jakie są różnice między dostępem do tych danych dla reklamodawców. Przypomnijmy więc dla porządku te różnice: w odniesieniu do reklamodawców Facebook jest pośrednikiem, oferującym targetowanie ich reklam do określonych grup odbiorców, jednak nigdy danych użytkowników z tych grup reklamodawcom nie przekazującym. Dla deweloperów aplikacji – takich jak to nieszczęsne Cambridge Analytica – dane są jednak dostępne, o ile wcześniej uzyskają na to zgodę użytkowników. Elementarne Watsonie, a jednak dla przesłuchujących Zuckerberga zaskakujące. Możliwe też, że zaskakujące dla milionów osób korzystających z Facebooka, które nawet nie do końca uzmysławiają sobie koncepcję uprawnień aplikacji i kontroli dostępu do danych.


Jeden z bardziej trafnych memów z przesłuchania Zuckerberga pojawił się na 4chanie

I dlatego najważniejszym pytaniem, z jakim zmierzyć się musiał Zuckerberg w odniesieniu do tego kryzysu było to: jak to się stało, że aplikacje firm trzecich zyskały dostęp do tak ogromnej ilości danych? Czyżby użytkownicy nie wiedzieli, co robią? Odpowiedź szefa Facebooka nie była niczym nowym. Zuckerberg przepraszał. Ale nie przepraszał za wydanie danych tych kilkudziesięciu milionów użytkowników stronie trzeciej, lecz za to, że Facebook do tej pory jedynie tworzył narzędzia. To za mało, powinien bowiem był jeszcze zadbać o to, by te narzędzia zostały wykorzystane w dobrej sprawie. Nic więcej Facebookowi nie można zarzucić, a za to co się stało odpowiedzialny jest tylko sam Zuckerberg, który to wszystko zaczął, który nad wszystkim panuje. Przepraszam – mówi więc członkom komisji.

O ile jednak stare wygi z Waszyngtonu nie bardzo rozumieją się na technice, to niewątpliwie mają dobrą pamięć i dobrze znają się na ludziach. Demokratyczny senator Richard Blumenthal przypomniał Zuckerbergowi, że już przeprosiny były. Szef Facebooka w 2006 roku przepraszał za ujawnianie pomyślanych jako prywatne wpisów w newsfeedzie. W 2007 roku przepraszał za nadużycie prywatnych danych w Beaconie, pierwszym narzędziu do targetowania reklam. W 2011 roku przepraszał za błędy popełnione przy tworzeniu narzędzi do wymiany danych w społeczności Facebooka. Czy i teraz w 2018 roku musimy słuchać, jak Zuckerberg przeprasza?

Dalej tak postępując z Facebookiem niczego jednego oczekiwać nie można – jesteśmy skazani na słuchanie przeprosin. Interesujące pytania postawił senator John Kennedy. Czy można cokolwiek ulepszyć w Facebooku w kwestii ochrony prywatności? Nie, niczego ulepszyć nie można, wszystkie środki zostały już wprowadzone, zapewniał Mark Zuckerberg.

Takie traktowanie Facebooka w USA nie dziwi nas, jeśli uzmysłowimy sobie znaczenie tej firmy dla amerykańskiej gospodarki i kultury. Miliardy zainwestowane przez giełdowych graczy, w tym fundusze emerytalne. 40 miliardów dolarów przychodu z samych reklam. Podstawowe źródło newsów dla 45% Amerykanów. 70 mln firm uzależnionych od Facebooka jako platformy komunikacji z klientami. Arena gier politycznych (oraz oczywiście aktywności ruskich trolli, z którą Facebook intensywnie walczy). Jak ukarać coś takiego?

Zuckerberg jako polityczna trampolina
A jak się walczy z monopolistą? Tak, nie należy bać się tego określenia. Republikański senator Lindsey Graham zapytał Zuckerberga o to, kto jego zdaniem jest największym konkurentem Facebooka. Zacinając się, Zuckerberg zaczął coś opowiadać o Google, Apple, Microsofcie i Amazonie. Senator Graham nie dał się przekonać, świadom że firmy te zajmują się zupełnie czymś innym, co najwyżej mogą konkurować z Facebookiem w konkretnych rozwiązaniach technologicznych. Jeśli kupię Forda i nie będzie mi pasował, mogę kupić Chevroleta. Jeśli jestem niezadowolony z Facebooka, to z którego porównywalnego produktu mogę skorzystać?

Odpowiedź Zuckerberga była wręcz wystękana – na koniec jedynie zapewnił, że nie sądzi, aby miał monopol. Senator Graham odpowiedział mu po prostu OK, czemu towarzyszył wybuch śmiechu na sali.

I tak oto póki co łagodne w wydźwięku przesłuchanie tym OK zamienia się powoli w coś bardziej poważnego. Wbrew pozorom nie tylko Zuckerberg odgrywa pierwszoplanową rolę w tym spektaklu. Zgromadzeni wokół niego senatorowie widzą dobrze, jak wielki kapitał polityczny można ugrać na tej sprawie. Przesłuchiwany w miejscu, w którym nie ma żadnej władzy, otoczony ludźmi, którzy o władzy wiedzą wszystko – i dzierżą ją dzięki dziesięcioleciom budowania układów – Zuckerberg miał wszelkie powody, by czuć się niepewnie. To właśnie na tej sali może być człowiek, który zbuduje swoją polityczną karierę na zniszczeniu szefa największego serwisu społecznościowego planety.

Pełną transkrypcję z pierwszego dnia przesłuchania Marka Zuckerberga znajdziecie nałamach The Washington Post. Teraz pozostaje tylko liczyć na to, że w drugim dniu przesłuchań pojawią się trudniejsze pytania.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
2/3 składu komisji przed którą stanął Zuckerberg była przez niego finansowana. Więc nic dziwnego, że łagodnie go traktują.
Co do konkurencji to podobno Whatsapp ma dużo zalet m.in. szyfrowanie wiadomości, brak zbierania danych, brak reklam itd. Mimo to nie stanowi zagrożenia dla FB.
(Jedna wada to że należy do Zuckerberga. )
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
12 985
Mark Zuckerberg jest właścicielem FB. Mark Zuckerberg udostępnia służbom specjalnym wszelkie dane osobowe i jest to wynik konkretnej i zakrojonej na lata współpracy. Mark Zuckerberg może w końcu zacząć pobierać opłaty za nieudostępnianie danych, co jest śmieszne samo w sobie. Nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia, czemu FB miałby nie być głównym narzędziem rządowej inwigilacji. Wszystkie rewelacje o jakichś wyciekach to - MOIM ZDANIEM - śmiechu warta hucpa. MOIM ZDANIEM włos z głowy Zuckerbergowi nie spadnie. Chyba, że się zbiesi.

Takie luźne myśli.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
2/3 składu komisji przed którą stanął Zuckerberg była przez niego finansowana. Więc nic dziwnego, że łagodnie go traktują.
Co do konkurencji to podobno Whatsapp ma dużo zalet m.in. szyfrowanie wiadomości, brak zbierania danych, brak reklam itd. Mimo to nie stanowi zagrożenia dla FB.
(Jedna wada to że należy do Zuckerberga. )
100%. W końcu płaci podatki.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Facebook ujawnia sekretne wytyczne dla moderatorów: za to można dostać bana
24.04.2018 15:39
Wreszcie jasne się stało, co może sprawić, że Mark Zuckerberg będzie gromadził mniej informacji o naszym elektronicznym życiu, czy też jak to się mówi potocznie, da nam bana. Opublikowany został liczący niemal 10 tysięcy słów dokument pt. Standardy społeczności, zawierający wszystkie wytyczne, którymi kierowali się dotąd moderatorzy Facebooka, by cenzurować wypowiedzi tej liczącej niemal 2 mld użytkowników społeczności.

Chcemy, aby ludzie wiedzieli o tych standardach, chcemy dać im jasność – powiedziała na konferencji z dziennikarzami przed oficjalną publikacją Monika Bickert, szefowa Facebooka ds. zarządzania polityką globalną. Jak to? Przecież już wcześniej dokument przedstawiający Standardy społeczności był dostępny na Facebooku. Był to stosunkowo krótki przegląd globalnie obowiązujących zasad w serwisie.

Od lat jednak Facebook utrzymywał drugi, bardziej szczegółowy zestaw wytycznych, przeznaczony dla zespołu moderatorów treści. Zestaw ten nigdy nie był dotąd dostępny dla użytkowników Facebooka. Nic więc dziwnego, że pozbawieni szerszego kontekstu użytkownicy narzekali na „nieuzasadnione” bany czy usunięcia treści, twierdząc że Standardy społeczności nic nie wyjaśniają i są jedynie pozornie spójnie. Wymierzone kary uważano często za przejaw osobistych poglądów moderatorów lub element polityki społecznej serwisu Zuckerberga.

10 tysięcy słów zakazów
Teraz już narzekać nikt chyba nie będzie mógł. Liczący niemal 10 tysięcy słów dokument zawiera szczegółowe informacje o tym, co jest dozwolone, a co zakazane. I co najważniejsze, nie jest to żadna zmiana w polityce Facebooka. Teraz możemy się po prostu osobiście przekonać, do jak bardzo zamordystycznej, miłującej cenzurę społeczności przystąpiliśmy. Gdyby którekolwiek państwo cywilizowanego Zachodu zdecydowało się wprowadzić takie restrykcje w obiegu kultury i mediów, byłby to powód do protestów a nawet zamieszek. Facebook, który przejął na siebie znaczną część ludzkiej komunikacji, ma jednak zasady niezależne od jakiegokolwiek systemu prawnego.

I tak przykładowo na Facebooku zakazane są wszelkie treści przedstawiające sadomasochizm (nawet dobrowolny) – zadowolenie z cierpienia, zadowolenie z poniżania, erotyczne reakcje na cierpienie. Nie wolno pokazać wnętrzności ludzkich czy zwierzęcych, nawet w kontekście medycznym (można za to w tym kontekście pokazać rozczłonkowane ciała). Nie można też przedstawić filmów z polowań czy przeróbki mięsa. Zakazane są nie tylko sutki kobiet (chyba że w kontekście karmienia piersią lub „akcji protestacyjnych”), ale nawet pokazywanie używanych akcesoriów erotycznych pod ubraniem. Zakazane są nie tylko zdjęcia czy filmy, ale nawet opowiadania, jako język i słowa nacechowane erotycznie. Dopuszcza się je jedynie w kontekście humorystycznym.

To tylko wierzchołek góry lodowej, znacznie łatwiej byłoby powiedzieć, co jest dozwolone. Tak więc zakazane jest też handlowanie bronią wśród osób prywatnych, nagłaśnianie brutalnych przestępstw, sprzedaż substancji odurzających, leków i marihuany czy promowanie komercyjnych usług seksualnych.

„Głupi” i „brzydki” na cenzurowanym
Bana można otrzymać też za wszelkie formy propagowania nienawiści, czyli namawiania do przemocy lub odczłowieczania innych osób, sugerując ich niższość lub wzywając do wykluczania lub segregacji. Wystarczy, że werbalny atak zostanie wyprowadzony wobec osoby mającej jedną z tzw. cech chronionych. Są to rasa, pochodzenie, narodowość, wyznanie, orientacja seksualna, płeć, tożsamość płciowa, niepełnosprawność, choroba, a także status imigracyjny.

Najciekawsza jest lista słów, które zostały zakazane jako przejawy mowy nienawiści. Bana możemy więc dostać za użycie takich słów jak „niedorozwinięty”, „brzydki”, „głupi”, a nawet „puszczalski”. Nie można też mówić, że się kogoś nienawidzi, nie lubi, lub uważa za najgorszego. Musi to oczywiście zostać wypowiedziane w kontekście wymienionych wyżej cech chronionych. Tak więc za powiedzenie np. że upośledzeni umysłowo są głupi można stracić konto.

Facebook oczywiście potwierdza w nowo opublikowanym dokumencie przymus korzystania z „prawdziwej tożsamości”, zakaz współdzielenia kont czy tworzenia nowych kont po otrzymaniu bana. Walczy też z piractwem, zabraniając użytkownikom publikowania treści, które naruszają prawa własności intelektualnej innych osób, w tym prawa autorskie i prawa do znaków towarowych.

Coś się jednak zmienia
O ile zasady się nie zmieniły, zmianie uegła ścieżka obsługi raportów użytkowników, którzy donoszą o naruszeniu standardów społeczności. Serwis Zuckerberga pozwoli teraz użytkownikom na odwołanie się od decyzji moderatorów treści co do poszczególnych wpisów. Będzie można teraz wnioskować o „przegląd” wydanej opinii względem usuniętych treści.

Niebawem zaś użytkownicy zgłaszający wpisy, którzy dowiedzą się, że nie narusza on zasad, również będą mogli odwołać się od tej decyzji.

Facebook twierdzi, że decyzja o opublikowaniu Standardów społeczności została podjęta przed skandalem z Cambridge Analytica. Prace nad ujawnieniem tego, czym kierowali się moderatorzy trwają przynajmniej od września 2017 roku.
 

ernestbugaj

kresiarz umysłów
851
3 037
Bo zdecydowana większość jest tam po to, żeby zamieszczać zdjęcia pierwszej kupki swojego dziecka albo tego co jedli na obiad.
 
Do góry Bottom