Agentura - razwiedka news

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Ukraińskie sprzątaczki i recepcjonistki zatrudniane w ambasadach przez Schnepfa.
Ruchał te Ukrainki, czy ktoś mu płacił, by ten je zatrudniał? A może jedno i drugie?
Telewizja Republika -> Nisztor o ukraińskich sprzątaczkach Schnepfa:
Może chodziło o zbliżenie polsko-ukraińskie lansowane wtedy przez Sikorskiego?


- Schnepf, będąc ambasadorem w Hiszpanii zatrudnił ukraińską sprzątaczkę, którą chciał zabrać również do USA. Okazało się, że MSZ wydało jej negatywną rekomendację. Jak wskazują moi informatorzy, miała niejasne związki ze Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy. Jeśli w 2013 r., gdy Schnepf przenosił się na placówkę w Waszyngtonie, pojawiła się negatywna opinia, to co robiły nasze służby przed 2013 r., gdy ta pani miała dostęp do ambasady w Hiszpanii? Czy jej związki z obcymi służbami były badane? Ta sprawa dziś powinna być mocno wyjaśniona przez kontrwywiad - powiedział w programie "Chłodnym okiem" Piotr Nisztor.​

Ach te ukraińskie sprzątaczki i recepcjonistki. ;)
Nadal pytanie pozostaje otwarte: Dla kogo te Ukrainki naprawdę pracowały? BND? GRU/KGB? A może miały więcej niż jednego pana.
 
OP
OP
Trigger Happy

Trigger Happy

Mądry tato
Członek Załogi
2 946
957
Hehe chcieli ubrać go w dodatek dla żony, szukają czegoś na Schnepfa, szukają i znaleźć nie mogą :)

Tyle newsów z razwiedki z ostatnich tygodni, że nie wiadomo co wklejać... Macierewicz, ujawnione szczegóły przewrotu Mossadega w Iranie (polecam też poczytać Szachinszach Kapuścińskiego) , kolejne trupy w MSZ FR...

Najlepsze chyba jest to :

https://www.buzzfeed.com/tomwarren/secrets-of-the-spy-in-the-bag?utm_term=.hgZAGvVRz#.hn9MLRBKx

After the dead body of an MI6 spy was found locked in a sports bag in London, police said the death was “probably an accident” – but British and American spy agencies have secret intelligence suggesting Gareth Williams may have been assassinated over highly sensitive work on Russia.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Wywiad z Jadwigą Chmielowską z Solidarności Walczącej, córką oficera przedwojennej "dwójki" na kierunku wschodnim. 9 lat w ukryciu w Stanie Wojennym i początku III RP - za to szacun! Matka tej pani działała w konspiracji i zajmowała się kontrwywiadem. W większości patriotyczny bełkot i historie z czasów Solidarności Walczącej... ale są perełki dotyczące konspiracji. Warto zapamiętać jedno zdanie - Bezpieka wie tyle ile jej powiedzą konfidenci. W czasach komunikacji elektronicznej i nowoczesnych podsłuchów, wie jeszcze tyle ile podsłucha. Inną perełką jest informacja o tym, jak oni sami sprawdzali nowych potencjalnych członków. Sprawdzali ich do czwartego pokolenia! No cóż, w realnej działalności praktycznej (czyli takiej co w założeniu ma dać efekty) trzeba sprawdzać DNA, które przekazuje pewne cechy.

Jeszcze jedno. Uważam że z czasem Solidarność Walcząca została przesiąknięta przez służby, ale to inny temat.
 
Ostatnia edycja:

bombardier

Well-Known Member
1 413
7 090
Przychodzi SKW do "Gazety Finansowej"

Wolne media w Polsce? Służby nie wtrącające się do treści publikacji prasowych? To fikcja. Na własnej skórze odczułem jak wygląda stosunek do dziennikarzy, służb specjalnych w Polsce.

Czerwcowy dzień w Warszawie. Biegnę na spotkanie, ale jeszcze nie wiem z kim. Mój rozmówca przez telefon nie chciał się przedstawić. Gdy docieram w okolice starego miasta, dzwonię i mówię:

- Już jestem.

- Dobra to wejdź do „Pędzącego Królika”.

Spokojnie wchodzę. Czekam. Po dwóch, może trzech minutach przychodzi ubrany w garnitur młody mężczyzna i rzuca.

- Cześć, chodź idziemy na spotkanie.

Po drodze mówi:

- Teraz będziesz pracować dla nas.

- Dla nas? – zaciekawiony pytam.

Oficer pokazuje mi legitymację Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po czym rzuca frywolnie:

- To my zawsze dbaliśmy o ten kraj. Nie słuchaj tych bzdur o WSI.

Pomyślałem: świetnie – oficer SKW nawiązuje do tradycji WSI – tylko, co na to szef MON? Jestem prowadzony na spotkanie w siedzibie państwowej instytucji (GIF), której szefa określa się mianem Ministra. Spotkanie przebiega ciekawie. Tylko Pan Minister jakby nie ufał mojej obecności. Mało się odzywa. Wszyscy inni bardzo się otworzyli. „Mój” oficer opowiada kulisy planowanych operacji. A ja nie wierzę w to co się dzieje. Czy można być aż tak głupim i zabrać na tajne spotkanie człowieka z ulicy? Wygląda na to, że tak. Wreszcie nawet Pan Minister odzywa się ku mojemu ucieszeniu. Oficer rzuca: - masz i notuj. Spróbuj to zwodować w Finansowej. Tylko chcę zobaczyć tekst przed publikacją.

Panowie rozmawiają między innymi o tym, ile otrzymał od koncernów farmaceutycznych za wykonywanie swoich „usług” będąc wiceministrem zdrowia Pan Krzysztof Łanda. Pada kwota 60 milionów. Najgorsze jest to, że nikogo to nie dziwi. Wychodzimy ze spotkania i idziemy w stronę „Pędzącego Królika”. „Mój” oficer [nazwijmy go K.K.] od razu przechodzi do meritum.

- Jak zabieram Cię gdzieś to nie przedstawiaj się, bo tak wszyscy myślą, że jesteś moim prowadzącym. Nie pisz, źle o PiS. To znaczy trochę pisz, żebyś był wiarygodny, ale nie przesadzaj. Jak idziesz ze mną na spotkanie ubieraj się lepiej, bo odstajesz. Chłopaki nie chcieli zbytnio rozmawiać.

Podjąłem grę i odpowiedziałem:

- Dobrze.

Minęliśmy słynną restaurację i udaliśmy się do koreańskiej restauracji tuż za nią. To ulubione miejsce oficera. Co najmniej dwa razy spotkał się ze mną i innymi osobami w pasażu knajp przy Operze Narodowej. Od razu przeszedł do rozmowy.

– Masz tu masz sprawę biegłego. (…) Bezprawnie zwolnionego po 40-latach, prokuratura to umorzyła. Ja nie lubię tej prezes Sądu [Małgorzaty Kluziak – Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie] to kretynka. (…) Daje Ci te dokumenty. Chciałbym, żebyś napisał coś bardzo negatywnego o tej prezesce, że układy... Fajnie byłoby tak, że prokuratura nie chce podjąć sprawy. Dlatego, że wiesz…

- No tu chodzi o Prezes Sądu – wtrąciłem.

- Tak! Wiesz, że są głosy, że ludzie wylatują z pracy po 50 latach stażu pracy. Wszystko to jest ten…Tu jest wszystko, to prokurator mi przesłał z nadrzędnej prokuratury [nadrzędnej nad Prokuraturą Rejonową Warszawa-Wola w Warszawie]. (…) Tu Ci dam wolną rękę na zasadzie takiej, żeby było napisane (…), że układy wiesz sędziowskie – prokuratorskie.

Nie były to jedyne dokumenty z toczących się postępowań, które przekazał mi oficer SKW.

Natychmiast zrozumiałem skąd może brać się zainteresowanie SKW Sądem Okręgowym w Warszawie. Mniejsza o nagonkę na sądy. Szef MON – Antoni Macierewicz był stroną w kilku postępowaniach przed tym właśnie sądem. Gnębienie Prezes Sądu nie tylko wpisuje się w obowiązującą linię polityczną, może też być formą wykazania się młodego oficera. Nadawany temat mógł być też przejawem prywaty dla kogoś z otoczenia oficera.

Po moim pytaniu na temat źródła i prośbę o kontakt do zwolnionego biegłego oficer SKW zadzwonił do kogoś z pytaniem: „Cześć mogę dać numer Romana dziennikarzowi?”. Wówczas nie wiedziałem, kim jest jego rozmówca. Jak pokazało śledztwo był to najprawdopodobniej Adam D., przedstawiciel bydgoskiej palestry, który swego czasu miał poważne kłopoty z prawem. Mecenas D., jako pełnomocnik Marka Falenty miał przewozić nagrania z afery taśmowej za czasów koalicji PO-PSL. Obecnie według mojej wiedzy reprezentuje ww. biegłego przed sądem pracy w związku z zwolnieniem go przez Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Całą rozmowę o Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie oficer SKW podsumował: „Wiesz ona jest taka bardzo PO.”. Co miało być zarzutem wobec niej. Dostałem też polecenie abym nie ujawniał swoich politycznych poglądów.

Na kolejnym spotkaniu, na którym przekazał mi materiały z toczącego się śledztwa w sprawie korupcji w NCBR zapowiedział, że da mi temat pewnego prokuratora z Łodzi, który miał się spotykać z prostytutkami. Z kontekstu spotkania wywnioskowałem, że ten prokurator oskarża jednego z jego „podopiecznych”, czyli prowadzonych przestępców.

Następnie mój rozmówca poczuł się mocno w siodle i powiedział, że prowadzonemu przez siebie członkowi mafii vatowskiej „Daje kraść poza Polską”. Po dłuższej rozmowie powiedział, że dla niego „Nie jest sensem ludzi wsadzać jak prokuratorzy, to jest debilizm (…) Jeżeli on to robi [współpracuje – przypis redakcyjny] będzie spokojnie żyć. Jak nie, to wsadzę go na 15 lat.”. Najwidoczniej w ten sposób SKW podchodzi do rozpracowanych przez siebie przestępców. Nie zamyka ich ani nie poddaje pod sąd. Wykorzystuje ich do swojej działalności. Znowu oficer SKW podkreślił, że ważne jest dla niego jak najszybsze puszczenie tekstu o Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Tekst miał być mocno uderzający. Po czym dodał: „Nie możemy przegiąć [z sądami – przypis red.] (…) dlatego teraz są takie półśrodki.”. Ta wypowiedź padła w kontekście rozmów o tym dlaczego obecny rząd i większość parlamentarna tak bardzo przeciąga sprawę reform w sądownictwie i dlaczego jeżeli chcą zmian w sądownictwie robią to powoli.

Od samego początku oficer SKW kreował się na człowieka pewnego siebie. Wręcz szefa służb. Jak twierdził to dzięki niemu PiS wygrało wybory. Przechwalał się swoją znajomością ministrów i wiceministrów, tym byłego wiceministra Krzysztofa Łandy, którego jak twierdził nie lubi. Później dowiedziałem się, że Pan minister Łanda porozumiał się z „moim” oficerem i dostałem polecenie, aby „go już nie okładać”. Gdy spytałem, dlaczego ja i czym spowodowany jest ten zaszczyt, że tak wpływowa osoba jak „mój” oficer zainteresowała się podrzędnym dziennikarzem. Usłyszałem: „Ponieważ, chcę osobę mało znaną”. Następnie zagroził, że połączy mnie z jednym ze sowich podopiecznych i „postawi nam zarzuty”. Jak stwierdzi oficer „Wszystko co powiesz mogę zdyskredytować”. Tak, więc albo poszedłbym na współpracę albo trafił do więzienia…

O całej sprawie poinformowałem w formie pytań SKW i jej szefostwo, za pośrednictwem Ministerstwa Obrony Narodowej. Otrzymałem jedynie zdawkową odpowiedź oraz polecenie, że jeżeli mam jakieś materiały powinienem udać się z nimi do prokuratury. SKW nie było nawet zainteresowane tym co przekazał mi oficer oraz czy faktycznie bez zgody Premiera werbuje dziennikarza i czy prowadzi członków mafii vatowskich. MON kierowane przez Antoniego Macierewicza nawet nie raczyło skomentować sprawy lub udzielić mi wskazówek. Marek Opioła – przewodniczący Sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych, na moje pytania odpowiedział jedynie, że nie komentuje spraw których nie zna.

Dlaczego przyszło do mnie SKW? Do tej pory się zastanawiam. Nie wiem czy werbowano mnie dlatego, że jestem dziennikarzem, czy dlatego, że jako aplikant adwokacki starałem się o pracę w kancelarii Romana Giertycha. Podczas innych rozmów sugerowano mi, żebym pomyślał nad rozwojem swojej prawniczej kariery. Najpewniej chodziło o to, żebym, jako pracownik kancelarii byłego wicepremiera pracował jednocześnie dla SKW, aby inwigilować jednego z liderów opozycji.

https://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/691-przychodzi-skw-do-gazety-finansowej

Zastanawiające.
 
Ostatnia edycja:

Claude mOnet

Well-Known Member
1 033
2 337
Przychodzi SKW do "Gazety Finansowej"

Wolne media w Polsce? Służby nie wtrącające się do treści publikacji prasowych? To fikcja. Na własnej skórze odczułem jak wygląda stosunek do dziennikarzy, służb specjalnych w Polsce.

Czerwcowy dzień w Warszawie. Biegnę na spotkanie, ale jeszcze nie wiem z kim. Mój rozmówca przez telefon nie chciał się przedstawić. Gdy docieram w okolice starego miasta, dzwonię i mówię:

- Już jestem.

- Dobra to wejdź do „Pędzącego Królika”.

Spokojnie wchodzę. Czekam. Po dwóch, może trzech minutach przychodzi ubrany w garnitur młody mężczyzna i rzuca.

- Cześć, chodź idziemy na spotkanie.

Po drodze mówi:

- Teraz będziesz pracować dla nas.

- Dla nas? – zaciekawiony pytam.

Oficer pokazuje mi legitymację Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po czym rzuca frywolnie:

- To my zawsze dbaliśmy o ten kraj. Nie słuchaj tych bzdur o WSI.

Pomyślałem: świetnie – oficer SKW nawiązuje do tradycji WSI – tylko, co na to szef MON? Jestem prowadzony na spotkanie w siedzibie państwowej instytucji (GIF), której szefa określa się mianem Ministra. Spotkanie przebiega ciekawie. Tylko Pan Minister jakby nie ufał mojej obecności. Mało się odzywa. Wszyscy inni bardzo się otworzyli. „Mój” oficer opowiada kulisy planowanych operacji. A ja nie wierzę w to co się dzieje. Czy można być aż tak głupim i zabrać na tajne spotkanie człowieka z ulicy? Wygląda na to, że tak. Wreszcie nawet Pan Minister odzywa się ku mojemu ucieszeniu. Oficer rzuca: - masz i notuj. Spróbuj to zwodować w Finansowej. Tylko chcę zobaczyć tekst przed publikacją.

Panowie rozmawiają między innymi o tym, ile otrzymał od koncernów farmaceutycznych za wykonywanie swoich „usług” będąc wiceministrem zdrowia Pan Krzysztof Łanda. Pada kwota 60 milionów. Najgorsze jest to, że nikogo to nie dziwi. Wychodzimy ze spotkania i idziemy w stronę „Pędzącego Królika”. „Mój” oficer [nazwijmy go K.K.] od razu przechodzi do meritum.

- Jak zabieram Cię gdzieś to nie przedstawiaj się, bo tak wszyscy myślą, że jesteś moim prowadzącym. Nie pisz, źle o PiS. To znaczy trochę pisz, żebyś był wiarygodny, ale nie przesadzaj. Jak idziesz ze mną na spotkanie ubieraj się lepiej, bo odstajesz. Chłopaki nie chcieli zbytnio rozmawiać.

Podjąłem grę i odpowiedziałem:

- Dobrze.

Minęliśmy słynną restaurację i udaliśmy się do koreańskiej restauracji tuż za nią. To ulubione miejsce oficera. Co najmniej dwa razy spotkał się ze mną i innymi osobami w pasażu knajp przy Operze Narodowej. Od razu przeszedł do rozmowy.

– Masz tu masz sprawę biegłego. (…) Bezprawnie zwolnionego po 40-latach, prokuratura to umorzyła. Ja nie lubię tej prezes Sądu [Małgorzaty Kluziak – Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie] to kretynka. (…) Daje Ci te dokumenty. Chciałbym, żebyś napisał coś bardzo negatywnego o tej prezesce, że układy... Fajnie byłoby tak, że prokuratura nie chce podjąć sprawy. Dlatego, że wiesz…

- No tu chodzi o Prezes Sądu – wtrąciłem.

- Tak! Wiesz, że są głosy, że ludzie wylatują z pracy po 50 latach stażu pracy. Wszystko to jest ten…Tu jest wszystko, to prokurator mi przesłał z nadrzędnej prokuratury [nadrzędnej nad Prokuraturą Rejonową Warszawa-Wola w Warszawie]. (…) Tu Ci dam wolną rękę na zasadzie takiej, żeby było napisane (…), że układy wiesz sędziowskie – prokuratorskie.

Nie były to jedyne dokumenty z toczących się postępowań, które przekazał mi oficer SKW.

Natychmiast zrozumiałem skąd może brać się zainteresowanie SKW Sądem Okręgowym w Warszawie. Mniejsza o nagonkę na sądy. Szef MON – Antoni Macierewicz był stroną w kilku postępowaniach przed tym właśnie sądem. Gnębienie Prezes Sądu nie tylko wpisuje się w obowiązującą linię polityczną, może też być formą wykazania się młodego oficera. Nadawany temat mógł być też przejawem prywaty dla kogoś z otoczenia oficera.

Po moim pytaniu na temat źródła i prośbę o kontakt do zwolnionego biegłego oficer SKW zadzwonił do kogoś z pytaniem: „Cześć mogę dać numer Romana dziennikarzowi?”. Wówczas nie wiedziałem, kim jest jego rozmówca. Jak pokazało śledztwo był to najprawdopodobniej Adam D., przedstawiciel bydgoskiej palestry, który swego czasu miał poważne kłopoty z prawem. Mecenas D., jako pełnomocnik Marka Falenty miał przewozić nagrania z afery taśmowej za czasów koalicji PO-PSL. Obecnie według mojej wiedzy reprezentuje ww. biegłego przed sądem pracy w związku z zwolnieniem go przez Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Całą rozmowę o Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie oficer SKW podsumował: „Wiesz ona jest taka bardzo PO.”. Co miało być zarzutem wobec niej. Dostałem też polecenie abym nie ujawniał swoich politycznych poglądów.

Na kolejnym spotkaniu, na którym przekazał mi materiały z toczącego się śledztwa w sprawie korupcji w NCBR zapowiedział, że da mi temat pewnego prokuratora z Łodzi, który miał się spotykać z prostytutkami. Z kontekstu spotkania wywnioskowałem, że ten prokurator oskarża jednego z jego „podopiecznych”, czyli prowadzonych przestępców.

Następnie mój rozmówca poczuł się mocno w siodle i powiedział, że prowadzonemu przez siebie członkowi mafii vatowskiej „Daje kraść poza Polską”. Po dłuższej rozmowie powiedział, że dla niego „Nie jest sensem ludzi wsadzać jak prokuratorzy, to jest debilizm (…) Jeżeli on to robi [współpracuje – przypis redakcyjny] będzie spokojnie żyć. Jak nie, to wsadzę go na 15 lat.”. Najwidoczniej w ten sposób SKW podchodzi do rozpracowanych przez siebie przestępców. Nie zamyka ich ani nie poddaje pod sąd. Wykorzystuje ich do swojej działalności. Znowu oficer SKW podkreślił, że ważne jest dla niego jak najszybsze puszczenie tekstu o Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Tekst miał być mocno uderzający. Po czym dodał: „Nie możemy przegiąć [z sądami – przypis red.] (…) dlatego teraz są takie półśrodki.”. Ta wypowiedź padła w kontekście rozmów o tym dlaczego obecny rząd i większość parlamentarna tak bardzo przeciąga sprawę reform w sądownictwie i dlaczego jeżeli chcą zmian w sądownictwie robią to powoli.

Od samego początku oficer SKW kreował się na człowieka pewnego siebie. Wręcz szefa służb. Jak twierdził to dzięki niemu PiS wygrało wybory. Przechwalał się swoją znajomością ministrów i wiceministrów, tym byłego wiceministra Krzysztofa Łandy, którego jak twierdził nie lubi. Później dowiedziałem się, że Pan minister Łanda porozumiał się z „moim” oficerem i dostałem polecenie, aby „go już nie okładać”. Gdy spytałem, dlaczego ja i czym spowodowany jest ten zaszczyt, że tak wpływowa osoba jak „mój” oficer zainteresowała się podrzędnym dziennikarzem. Usłyszałem: „Ponieważ, chcę osobę mało znaną”. Następnie zagroził, że połączy mnie z jednym ze sowich podopiecznych i „postawi nam zarzuty”. Jak stwierdzi oficer „Wszystko co powiesz mogę zdyskredytować”. Tak, więc albo poszedłbym na współpracę albo trafił do więzienia…

O całej sprawie poinformowałem w formie pytań SKW i jej szefostwo, za pośrednictwem Ministerstwa Obrony Narodowej. Otrzymałem jedynie zdawkową odpowiedź oraz polecenie, że jeżeli mam jakieś materiały powinienem udać się z nimi do prokuratury. SKW nie było nawet zainteresowane tym co przekazał mi oficer oraz czy faktycznie bez zgody Premiera werbuje dziennikarza i czy prowadzi członków mafii vatowskich. MON kierowane przez Antoniego Macierewicza nawet nie raczyło skomentować sprawy lub udzielić mi wskazówek. Marek Opioła – przewodniczący Sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych, na moje pytania odpowiedział jedynie, że nie komentuje spraw których nie zna.

Dlaczego przyszło do mnie SKW? Do tej pory się zastanawiam. Nie wiem czy werbowano mnie dlatego, że jestem dziennikarzem, czy dlatego, że jako aplikant adwokacki starałem się o pracę w kancelarii Romana Giertycha. Podczas innych rozmów sugerowano mi, żebym pomyślał nad rozwojem swojej prawniczej kariery. Najpewniej chodziło o to, żebym, jako pracownik kancelarii byłego wicepremiera pracował jednocześnie dla SKW, aby inwigilować jednego z liderów opozycji.

https://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/691-przychodzi-skw-do-gazety-finansowej

Zastanawiające.
Co zastanawiające? Piszesz to jak byś się wczoraj urodził... Problemem nie są dziennikarze TW (najczęściej jakieś miernoty), a OPP (oficerowie pod przykryciem/pseudonimem). Np. taka "Stokrotka" jest nietykalna od stanu wojennego kiedy zaczęła na stałe pracę w PR3. Ile namotała to tylko sam Kiszczak raczył wiedzieć...
 

Claude mOnet

Well-Known Member
1 033
2 337
Zastanawiająca to jest sama Gazeta Finansowa i ta cała niepozorna grupa medialna
Zobaczymy, bo jeśli dziennikarze maja nagrania i je udostępnią to będzie mocny cios w służby i duży + dla gazety. Ciekawe w tym jest cały PiS, bo może to co widać to tylko walka buldogów pod dywanem i celowa próba uderzenia w służby przez PiS...
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Jedno nie wyklucza drugiego. Poza tym facet nie spieprzył zawodowych szczegółów, tylko przeciągnął o 20 minut oddanie papierów co jednak nakazywałoby małe śledztwo. Abstrahując od tego konkretnego przypadku, widzimy najsłabsze ogniwo. Chcesz sabotować start rakiety - idziesz do inżyniera odpowiadającego za jakąś pierdołę. Katastrofy rakiet przeważnie są z powodu malutkiej pierdoły. Zadanie służb jest określenie charakterów pracowników rozgryzanego przedsiębiorstwa. No bo nie można tak od razu pytać "mała chcesz się ruchać"?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
Jedno nie wyklucza drugiego.
ale jest najbardziej prawdopodobne...
koleś z fajną fuchą gdzie prawie nic nie trza robić, pewnie odkładał i odkładał bo co to jest zrobić oferte, wypad na wczasy czy cos jest jest ważniejsze...
a potem coś wyskoczyło nagle i sie nie wyrobił...
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
ABWhera nie próżnuje. Zajmuje się wywieraniem nacisków. Zdaniem policji jest to legalne działanie.
Kresy.pl ⇒ Polskie służby „odwiedzają” społeczników usuwających nielegalne upamiętnienia UPA

Wysocy rangą funkcjonariusze podkarpackiej policji i oficerowie kontrwywiadu oraz tzw. pośrednicy, „odwiedzają” osoby zaangażowane w usuwanie nielegalnych „pomników UPA”. Próbują wpłynąć na nich, by z tego zrezygnowali. Policja twierdzi, że jej działania są zgodne z prawem.

Jak informowaliśmy wcześniej, członkowie Społecznego Komitetu Usuwania Banderowskich Upamiętnień w Polsce (SKUBUwP) byli przedmiotem nacisków ze strony polskich służb. Próbowano wpłynąć na nich, by zaniechali rozbiórki nielegalnego obiektu ku czci band UPA w Hruszowicach lub przenieśli ją na inny termin. Jak się okazuje, sprawa nie tylko miała większy wymiar, ale ma również swój dalszy ciąg.

„Odwiedziny”

Według informacji, do których dotarliśmy, jeden z członków zarządu obecnego Komitetu został odwiedzony przez „pośredników”, wysłanych przez wysokich urzędników państwowych. Jak wynika z uzyskanych przez nas informacji, „delegującymi” byli wysocy rangą oficerowie policji i kontrwywiadu. W rozmowach „pośrednicy” prosili, a czasem wręcz żądali, by do nie doprowadzać do usuwania nielegalnych obiektów ku czci UPA.

Jak się dowiedzieliśmy, kilka miesięcy od rozbiórki, działania nieznanych jak dotąd osób prowadzą do zdyskredytowania w środowisku narodowym działaczy komitetu. Dochodzi nawet do wykorzystywania osób ze środowisk patriotycznych i narodowych celem przekonywania członków Rady Komitetu do tego, by do sprawy obiektów UPA posadowionych w Polsce i ich ewentualnych rozbiórek podchodzić „normalnie”. Działania takie są prowadzone mimo, że IPN oraz Ministerstwo Kultury potwierdziły wcześniej, że rozbiórka nielegalnego „pomnika UPA” w Hruszowicach była całkowicie legalna, a działania aktywistów i władz gminy – zgodne z prawem. Osoby te nie precyzowały jednak, co owo „normalne podejście” miałoby oznaczać.

Ponadto, analogiczne działania podejmowano wobec lokalnych samorządowców związanych z działalnością przyszłego Komitetu. Jeden z nich, zaangażowany m.in. w akcję rozbiórki obiektu w Hruszowicach, dzień przed zaplanowaną rozbiórką został osobiście „odwiedzony” przez Komendanta Miejskiego Policji w Przemyślu, któremu towarzyszył oficer ABW. Próbowali wpłynąć na niego, by organizatorzy rozbiórki zrezygnowali ze swoich działań.

Co więcej, w działania te zaangażował się również Komendant Wojewódzki Policji w Rzeszowie, który próbował wywrzeć wpływ na aktywistów i działania Komitetu poprzez innego samorządowca. Przedstawiając „czarne scenariusze” dla gminy, która zbytnio zaangażowałaby się w likwidację banderowskich upamiętnień.

....

„Działania zgodne z prawem”

W związku ze sprawą zwróciliśmy się do KWP w Rzeszowie oraz KMP w Przemyślu. Jak poinformowała nasz rzecznik rzeszowskiej komendy wojewódzkiej, policja jest zobowiązana do przeciwdziałania naruszeniom prawa, a działania podjęte przez policję były zgodne z prawem. Nie odpowiedziano na pytanie, kto i jak wywierał presję na lokalnych działaczy.
....

Tu inny podobny link: http://kresy.pl/wydarzenia/spoleczn...icach-polskie-sluzby-probowaly-to-zablokowac/

No cóż. Widać jak rzekomo polska ABWhera realizuje politykę historyczną państwa ukraińskiego. I robi to wywierając naciski na osoby działające zgodnie z prawem!
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
To by było ciekawe...

Przyłębska zaprzecza informacjom "GW". "Wzbudzają co najwyżej niesmak"
Polska 12 minut temu
Informacje "Gazety Wyborczej" są całkowicie nieprawdziwe. Wzbudzają one co najwyżej niesmak. Nieprawdą jest, że operacja służb specjalnych doprowadziła do przejęcia TK - powiedziała w piątek prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska.

"Gazeta Wyborcza" napisała w piątek, że prezes TK Julia Przyłębska oraz wiceprezes TK Mariusz Muszyński są "prowadzeni przez służby i zostali ulokowani w TK, by podporządkować go interesom władzy". Według gazety, Trybunałem Konstytucyjnym "kierują były oficer służb i jego współpracownica". "Według dwóch relacji ludzi wywiadu Mariusz Muszyński w trakcie pracy w konsulacie w Berlinie złożył wniosek o przekwalifikowanie Julii Przyłębskiej na 'osobowe źródło informacji'" - podała "GW".

"GW" pisze także o mężu prezes TK - ambasadorze Andrzeju Przyłębskim, który według dziennika w 1979 r. "na współpracę z SB zgodził się jako student, bo bał się, że nie dostanie paszportu; potem nie wywiązywał się z zadań i bezpieka relacje zamknęła", następnie "został zwerbowany jako specjalista-kontakt operacyjny" na początku lat 90. przez UOP. "O wciągnięciu małżeństwa Przyłębskich do sieci współpracowników wywiadu dowiedzieliśmy się od kilku informatorów związanych ze służbami. Twardych dowodów opartych na dokumentach nie jesteśmy w stanie przedstawić. (...) Ale są dowody pośrednie" - napisał dziennik.

"Wkraczamy w bardzo niebezpieczny świat"

"Jeszcze raz podkreślę, że informacje te są całkowicie nieprawdziwe. Nie ma sytuacji, żeby służby specjalne przejmowały wymiar sprawiedliwości. Jestem zbulwersowana ciągłymi próbami dyskredytowania TK, co ma się przełożyć na jego złą pracę. Uspokajam. Tego nie ma. Te wszystkie nagonki w żaden sposób nie wpływają na jakość mojej pracy i pracy moich kolegów. Chcę wszystkich uspokoić, że wzbudzają one co najwyżej niesmak, a nie zdenerwowanie" - powiedziała prezes Przyłębska w telewizji wPolsce.pl, cytowana na portalu wpolityce.pl.

Jak zaznaczyła "takie zdarzenia nie miały miejsca, nie wiem, jakie osoby miały nas nadzorować". "Jeśli "GW" dotarła do jakichś dokumentów, to powinna te dokumenty ujawnić. Jeśli nie, to w ogóle nie miała prawa o czymś takim pisać, ponieważ jest to już pomówienie" - wskazała.

W jej ocenie "wkraczamy w bardzo niebezpieczny świat, w którym tworzymy niebezpieczne narracje, żeby zniszczyć innego człowieka i instytucje". "Mówimy o rzeczach i o faktach, które nie miały miejsca. Tam nawet nie cytuje się nikogo. Nie wiemy skąd pochodzą nawet ustne informacje. Myślę, że cała ta narracja powstała w głowie dziennikarza i oczekuje on naszej reakcji. A ona jest stanowcza i jednoznaczna. Są to nieprawdziwe fakty. TK pracuje i takimi pomówieniami się nie przejmuje. Nieprawdą jest, że operacja służb specjalnych doprowadziła do przejęcia TK" - podkreśliła prezes Przyłębska.

"Chciałabym, żeby to wszystko zostało wyciszone"

Odpowiadając na pytanie o ewentualne wkroczenie na drogę sądową z "GW" Przyłębska przyznała, że z mężem rozważa taki krok. Zastrzegła jednak, iż "to będzie dalszy ciąg serialu, a ja chciałabym, żeby to wszystko zostało wyciszone". "Nie mniej mój mąż dodatkowo został ponownie oskarżony o współpracę w okresie PRL, pomimo zamknięcia tej sprawy. To wciąganie nas w absurdalny dyskurs. Ja mogę dyskutować z faktami. To jest wręcz baumanowska narracja - stwórzmy fałszywą narrację, ona zacznie funkcjonować w przestrzeni publicznej i wszyscy będą się do niej odnosić. Nie mamy żadnych faktów, z którymi możemy dyskutować" - powiedziała.

"Pojawiały się informacje, że Trybunał nie pracuje. Jak okazało się, że TK pracuje, to teraz jest próba dezorganizowania pracy. To są nieprawdziwe rzeczy, dementujemy to. Wszystkie sugestie, które wynikają z nieprawdziwych tez postawionych przez autora tego artykułu są nieprawdziwe. One wynikają z fałszywych przesłanek i w związku z tym konkluzje artykułu również są nieprawdziwe. Opierają się na nieprawdziwych przesłankach" - podkreśliła prezes TK.

Oceniła, że artykuł gazety "wpisuje się w ciąg szkalujących Trybunał Konstytucyjny działań różnych mediów, który uniemożliwia spokojną, wyważoną pracę TK".

Biuro TK: Fałszywe informacje

Do publikacji "GW" odniosło się wcześniej Biuro Trybunału Konstytucyjnego. W przesłanym PAP komunikacie, stanowczo zdementowało - jak podkreśliło - "niepoparte faktami informacje zawarte w "Gazecie Wyborczej", w artykule redaktora Wojciecha Czuchnowskiego".

"Artykuł zawiera fałszywe informacje i insynuacje na temat rzekomej przeszłości obecnych władz Trybunału Konstytucyjnego" - oceniono. Dodano, że autor publikacji "nie ma żadnych podstaw do formułowania wniosków przedstawionych w materiale prasowym", a sam artykuł "wprowadza w błąd opinię publiczną i stanowi kolejną próbę dyskredytacji Trybunału Konstytucyjnego oraz jego kierownictwa".

Również ambasada RP w Berlinie zdementowała - jak podkreśliła - "zmyślone i fałszywe doniesienia i insynuacje na temat rzekomej przeszłości ambasadora RP w Republice Federalnej Niemiec, prof. Andrzeja Przyłębskiego oraz jego żony, Julii Przyłębskiej, obecnej prezes Trybunału Konstytucyjnego, a w przeszłości długoletniej i zasłużonej pracownicy służby dyplomatycznej RP w Republice Federalnej Niemiec".

W sierpniu IPN zdecydował, że nie skieruje do sądu sprawy oświadczenia lustracyjnego ambasadora Polski w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego, tym samym oczyszczając go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego - zatajenia związków z SB. Przyłębski podpisał zobowiązanie do współpracy, ale Instytut uznał, że nie współpracował on ze służbami PRL-u.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
To by było ciekawe...

Przyłębska zaprzecza informacjom "GW". "Wzbudzają co najwyżej niesmak"
Polska 12 minut temu
Informacje "Gazety Wyborczej" są całkowicie nieprawdziwe. Wzbudzają one co najwyżej niesmak. Nieprawdą jest, że operacja służb specjalnych doprowadziła do przejęcia TK - powiedziała w piątek prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska.

"Gazeta Wyborcza" napisała w piątek, że prezes TK Julia Przyłębska oraz wiceprezes TK Mariusz Muszyński są "prowadzeni przez służby i zostali ulokowani w TK, by podporządkować go interesom władzy". Według gazety, Trybunałem Konstytucyjnym "kierują były oficer służb i jego współpracownica". "Według dwóch relacji ludzi wywiadu Mariusz Muszyński w trakcie pracy w konsulacie w Berlinie złożył wniosek o przekwalifikowanie Julii Przyłębskiej na 'osobowe źródło informacji'" - podała "GW".

"GW" pisze także o mężu prezes TK - ambasadorze Andrzeju Przyłębskim, który według dziennika w 1979 r. "na współpracę z SB zgodził się jako student, bo bał się, że nie dostanie paszportu; potem nie wywiązywał się z zadań i bezpieka relacje zamknęła", następnie "został zwerbowany jako specjalista-kontakt operacyjny" na początku lat 90. przez UOP. "O wciągnięciu małżeństwa Przyłębskich do sieci współpracowników wywiadu dowiedzieliśmy się od kilku informatorów związanych ze służbami. Twardych dowodów opartych na dokumentach nie jesteśmy w stanie przedstawić. (...) Ale są dowody pośrednie" - napisał dziennik.

"Wkraczamy w bardzo niebezpieczny świat"

"Jeszcze raz podkreślę, że informacje te są całkowicie nieprawdziwe. Nie ma sytuacji, żeby służby specjalne przejmowały wymiar sprawiedliwości. Jestem zbulwersowana ciągłymi próbami dyskredytowania TK, co ma się przełożyć na jego złą pracę. Uspokajam. Tego nie ma. Te wszystkie nagonki w żaden sposób nie wpływają na jakość mojej pracy i pracy moich kolegów. Chcę wszystkich uspokoić, że wzbudzają one co najwyżej niesmak, a nie zdenerwowanie" - powiedziała prezes Przyłębska w telewizji wPolsce.pl, cytowana na portalu wpolityce.pl.

Jak zaznaczyła "takie zdarzenia nie miały miejsca, nie wiem, jakie osoby miały nas nadzorować". "Jeśli "GW" dotarła do jakichś dokumentów, to powinna te dokumenty ujawnić. Jeśli nie, to w ogóle nie miała prawa o czymś takim pisać, ponieważ jest to już pomówienie" - wskazała.

W jej ocenie "wkraczamy w bardzo niebezpieczny świat, w którym tworzymy niebezpieczne narracje, żeby zniszczyć innego człowieka i instytucje". "Mówimy o rzeczach i o faktach, które nie miały miejsca. Tam nawet nie cytuje się nikogo. Nie wiemy skąd pochodzą nawet ustne informacje. Myślę, że cała ta narracja powstała w głowie dziennikarza i oczekuje on naszej reakcji. A ona jest stanowcza i jednoznaczna. Są to nieprawdziwe fakty. TK pracuje i takimi pomówieniami się nie przejmuje. Nieprawdą jest, że operacja służb specjalnych doprowadziła do przejęcia TK" - podkreśliła prezes Przyłębska.

"Chciałabym, żeby to wszystko zostało wyciszone"

Odpowiadając na pytanie o ewentualne wkroczenie na drogę sądową z "GW" Przyłębska przyznała, że z mężem rozważa taki krok. Zastrzegła jednak, iż "to będzie dalszy ciąg serialu, a ja chciałabym, żeby to wszystko zostało wyciszone". "Nie mniej mój mąż dodatkowo został ponownie oskarżony o współpracę w okresie PRL, pomimo zamknięcia tej sprawy. To wciąganie nas w absurdalny dyskurs. Ja mogę dyskutować z faktami. To jest wręcz baumanowska narracja - stwórzmy fałszywą narrację, ona zacznie funkcjonować w przestrzeni publicznej i wszyscy będą się do niej odnosić. Nie mamy żadnych faktów, z którymi możemy dyskutować" - powiedziała.

"Pojawiały się informacje, że Trybunał nie pracuje. Jak okazało się, że TK pracuje, to teraz jest próba dezorganizowania pracy. To są nieprawdziwe rzeczy, dementujemy to. Wszystkie sugestie, które wynikają z nieprawdziwych tez postawionych przez autora tego artykułu są nieprawdziwe. One wynikają z fałszywych przesłanek i w związku z tym konkluzje artykułu również są nieprawdziwe. Opierają się na nieprawdziwych przesłankach" - podkreśliła prezes TK.

Oceniła, że artykuł gazety "wpisuje się w ciąg szkalujących Trybunał Konstytucyjny działań różnych mediów, który uniemożliwia spokojną, wyważoną pracę TK".

Biuro TK: Fałszywe informacje

Do publikacji "GW" odniosło się wcześniej Biuro Trybunału Konstytucyjnego. W przesłanym PAP komunikacie, stanowczo zdementowało - jak podkreśliło - "niepoparte faktami informacje zawarte w "Gazecie Wyborczej", w artykule redaktora Wojciecha Czuchnowskiego".

"Artykuł zawiera fałszywe informacje i insynuacje na temat rzekomej przeszłości obecnych władz Trybunału Konstytucyjnego" - oceniono. Dodano, że autor publikacji "nie ma żadnych podstaw do formułowania wniosków przedstawionych w materiale prasowym", a sam artykuł "wprowadza w błąd opinię publiczną i stanowi kolejną próbę dyskredytacji Trybunału Konstytucyjnego oraz jego kierownictwa".

Również ambasada RP w Berlinie zdementowała - jak podkreśliła - "zmyślone i fałszywe doniesienia i insynuacje na temat rzekomej przeszłości ambasadora RP w Republice Federalnej Niemiec, prof. Andrzeja Przyłębskiego oraz jego żony, Julii Przyłębskiej, obecnej prezes Trybunału Konstytucyjnego, a w przeszłości długoletniej i zasłużonej pracownicy służby dyplomatycznej RP w Republice Federalnej Niemiec".

W sierpniu IPN zdecydował, że nie skieruje do sądu sprawy oświadczenia lustracyjnego ambasadora Polski w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego, tym samym oczyszczając go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego - zatajenia związków z SB. Przyłębski podpisał zobowiązanie do współpracy, ale Instytut uznał, że nie współpracował on ze służbami PRL-u.
Co za paradoks... jeszcze nie dawno to druga strona rzucała oskarżeniami o agenturalność, a środowisko GW nauczało jakie to niemoralne zachowanie i że najlepiej to teczki spalić... Prawda czasu, prawda ekranu.
 
D

Deleted member 4683

Guest
Jak tak dalej pójdzie to wybiórcza zacznie antysemicką nagonkę :)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Do góry Bottom