Samotność z poglądami wolnościowymi

tolep

five miles out
8 556
15 441
Kondor kalifornijski, niegdyś symbol Dzikiego Zachodu, dziś nie jest w stanie przeżyć o własnych siłach. Zabijają go kule, choć nikt już do niego nie strzela

To imponujące, potężne ptaszysko o największej w Ameryce Północnej rozpiętości skrzydeł sięgającej blisko 3 m. Jest bohaterem najstarszych indiańskich mitów, towarzyszył pionierom zdobywającym pogranicze, trudno sobie bez niego wyobrazić niebo nad Kalifornią, Arizoną czy Utah. Ale dziś jest jednym z najrzadszych ptaków na Ziemi.

W maju ornitolodzy policzyli, że kondorów kalifornijskich zostało 405, z tego 226 na wolności. Reszta żyje w czterech ośrodkach hodowlanych, gdzie od trzech dekad mozolnie odtwarza się ich populację.

To i tak nieźle. Bo na początku lat 80. zeszłego wieku kondorom groziło wymarcie. Zdesperowani Amerykanie zastosowali wtedy nadzwyczajne środki - w ciągu kilku lat wyłapali wszystkie 22 ptaki pozostałe na wolności, umieścili je w ogrodach zoologicznych w San Diego i Los Angeles, a potem zaczęli rozmnażać. W 1992 r. pierwsze osobniki urodzone w niewoli wypuścili na wolność.

Program ochrony kondora kosztuje Amerykanów kilka milionów dolarów rocznie i jest najdroższym ze wszystkich programów ochrony gatunków w USA (o jego szczegółach za chwilę). Cel - taki wzrost populacji, by kondor kalifornijski mógł już sam sobie poradzić - wydaje się na wyciągnięcie ręki. Liczba ptaków żyjących na wolności osiągnęła już prawie krytyczny pułap samowystarczalności.

Niestety, najnowsze wyniki badań zespołu pod kierunkiem Myry Finkelstein, toksykologa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz, to zimny prysznic dla tych, którzy już cieszyli się z sukcesu. W ostatnim numerze tygodnika "PNAS" naukowcy dowodzą, że sytuacja kondorów kalifornijskich jest wciąż nie do pozazdroszczenia. Bez ludzkiej opieki nie mają szans na przetrwanie.

Kondory na terapii

Zabija je przede wszystkim ołów z kul i śrutu. Nikt do tych pięknych ptaków już dziś nie strzela, ale kondory są padlinożercami i często żywią się resztkami po myśliwskich trofeach. A we wnętrznościach zwierząt, które pozostawiają myśliwi, jest zwykle sporo ołowianych drobinek z pokruszonych pocisków. Ten ołów kumuluje się w organizmach padlinożerców. Myra Finkelstein ma na to dowód - skład izotopowy ołowiu z krwi kondorów jest dokładnie taki sam jak w amunicji używanej przez myśliwych.

Kondory kalifornijskie są w tej chwili bacznie obserwowane i śledzone za pomocą nadajników radiowych i GPS. Każdy z nich mniej więcej raz w roku jest przechwytywany i badany. Okazuje się, że niemal wszystkie mają podwyższoną zawartość ołowiu we krwi, a u blisko 20 proc. zatrucie jest tak duże, że zagraża ich życiu.

To niezwykle toksyczny metal - u ludzi powoduje groźną ołowicę, która może prowadzić do śmierci. Uszkadza układ nerwowy, przyłącza się do enzymów, wbudowuje się w strukturę białek, udając atomy wapnia, żelaza i cynku, co zakłóca ich działanie. Dlatego z ołowiu już nie robi się zabawek, nie ma go też w benzynie ani farbach. Wciąż jednak jest z niego produkowana amunicja - ocenia się, że co roku w Stanach Zjednoczonych do środowiska trafia blisko 1,5 tony ołowiu wystrzeliwanego z broni myśliwskiej.

Kondory są na zatrucie ołowiem bardziej wrażliwe niż inni padlinożercy, bo ich cykl reprodukcji jest bardzo długi. To ptaki dożywające 50-60 lat, pierwsze jaja składają dopiero w szóstym roku życia i jest to tylko jedno jajo na rok czy nawet co dwa lata. Zanim więc wydadzą na świat i odchowają potomstwo, zdążą się śmiertelnie zatruć.

Na razie są ratowane w bezprecedensowej i kosztownej akcji. Każdy kondor, który w okresowym badaniu ma bardzo złe wyniki krwi, jest zabierany do specjalnego ośrodka, gdzie jest odtruwany. Poddaje się go chelatacji, terapii polegającej na usunięciu nadmiaru ołowiu z organizmu, i z powrotem wypuszcza na wolność.

Bez takiej opieki - piszą badacze w "PNAS" - kondory nie przetrwają na wolności. Jedyne, co mogłoby im pomóc, to całkowity zakaz używania ołowianej amunicji. Apelują o to od kilku lat organizacje ochrony przyrody.

Skazane na opiekę

Na to jednak absolutnie nie godzą się myśliwi, a lobby posiadaczy broni w USA jest niezwykle silne i politycy zazwyczaj boją się z nim zadzierać. Choć w 2008 r. z wielkim trudem przewalczono w Kalifornii prawo, które nakazuje myśliwym używanie kul bezołowiowych na tych terenach, gdzie kondory mają swoje gniazda, to - jak wynika z najnowszych badań - ptaki ciągle cierpią. Potrafią bowiem wędrować dziesiątki kilometrów w poszukiwaniu pokarmu, żerują więc także tam, gdzie zakaz nie obowiązuje.

Organizacje myśliwych, np. wpływowa Narodowa Fundacja Sportów Strzeleckich, twierdzą, że wycofanie z użycia ołowianych kul w całym kraju spowodowałoby astronomiczny wzrost cen amunicji, a poza tym ołów ma dużo lepsze własności balistyczne niż jego zamienniki.

Nie wszyscy się z tym zgadzają. Anthony Prieto, myśliwy z Santa Barbara w Kalifornii, dwa lata temu pisał w "New York Timesie", że poluje od 25 lat, a od 13 lat używa kul miedzianych (odkąd zobaczył opiłki ołowiu na zdjęciach rentgenowskich zwierzęcych wnętrzności) i nie ma z tym żadnego problemu. "Zabiłem już więcej niż 80 dzików i 40 jeleni pociskami z miedzi - pisze. - Balistyka jest nawet lepsza, a cena amunicji to przecież tylko drobny ułamek kosztów, jakie ponosi myśliwy". Poza tym, jak argumentuje, cena miedzianych kul z pewnością spadnie, gdy zaczną one być stosowane na wielką skalę.

Niestety, nie ma pewności, czy wycofanie kul ołowianych to wystarczający warunek uratowania kondorów. Biologowie zauważyli, że w ich gniazdach wzdłuż wybrzeża Kalifornii jaja mają cieńszą niż normalnie skorupę. Z wielu nie wykluwają się pisklęta. Przyczyna nie jest znana, ale podejrzewa się, że to z kolei skutek zanieczyszczenia środowiska niegdyś powszechnie używanym pestycydem DDT.

Dlatego kilka lat temu naukowcy zaczęli podmieniać ptakom jaja w gniazdach - na te zdrowsze, znoszone przez kondory hodowane w niewoli. Ptaki są także szczepione przeciwko wirusowi Zachodniego Nilu, dokarmiane, a okolice ich gniazd regularnie sprzątane ze szkodliwych substancji.

Prawdopodobnie będą już na zawsze skazane na opiekę człowieka.
 

tolep

five miles out
8 556
15 441
I jeszcze jedna sprawa, tym razem bardziej przyziemna.

Jan Kulczyk zmarł w uniwersyteckim, publicznym szpitalu w Wiedniu. Nie dlatego że nie było go stać na leczenie poza sytemem, tylko że własnie tam pracował jeden z najlepszych na świecie specjalistów od onkologii urologicznej.

U Kulczyka zdiagnozowano raka prostaty. Pierwotną operację ów specjalista wykonał w Nowym Jorku, również w szpitalu uniwersyteckim. Co prawda Cornell University jest uczelnią prywatną, należacą do Ivy League, ale Jako jedyna uczelnia z Ligi Bluszczowej jest częściowo finansowana przez rząd (wydział Industrial and Labor Relations, a także wydział medyczny mają charakter publiczny).
Wracając do pierwszej operacji. Została wykonana w Nowym Jorku, bo w Austrii nie była wówczas dozwolona nowa metoda usuwania tego nowotworu przy uzyciu "nanonoża".

Po roku Kulczyk wrócił na kontrolę, by sprawdzić czy nie ma wznowy lub przerzutów. Wyniki biopsji węzłów chłonnych okazały się nieprawidłowe i dlatego zdecydowano się na limfadenektomię, tj. usunięcie wielu węzłów chłonnych w pachwinie. Tę operację wykonano już w publicznym szpitalu wiedeńskim, bedącym głównym miejscem pracy tego lekarza. I powikłania po niej spowodowały zgon.

Oczywiście Kulczyk żadnym libertarianinem nie był, ale osobisty zakres wolności (mierzony możliwościami finansowymi) miał bardzo, ale to bardzo szeroki. Więc pytanie właściwe brzmi: dlaczego najlepsze usługi medyczne od najlepszego specjalisty mógł uzyskać w państwowym szpitalu?

===

Czymkolwiek w Twojej @Cptkap metaforze jest "ucięcie głowy kurczakowi" to prawda jest taka, że państwo i tak zrobi co chce. Nie można z czysto fizycznych powodów od niego uciec, ale można sprawić, by w relacji z państwem bilans osobisty był jak najmniej niekorzystny albo jak najkorzystniejszy. Dlatego składa się wnioski o 500+, wrzuca w koszta firmy laptopa kupionego dziecku na Komunię, jeździ gminnymi drogami, korzysta z publicznej "służby zdrowia" i dzwoni po policję a nie wymierza prywatnie sprawiedliwość złodziejowi. Natomiast tam gdzie jest to opłacalne i mało ryzykowne, korzysta się z wolnego rynku (zwanego szarym lub czarnym).

To co może i powinien robić libertarianin, to przekonywać swoje otoczenie, że zastana sytuacja nie jest najlepszą z mozliwych.
 
Ostatnia edycja:
OP
OP
viyol

viyol

Member
62
46
Forum wolnościowców a Wy się zastanawiacie czy brać zasiłek :). No ładnie. To może spieszmy się póki można i robić dzieci ? (500+).
 

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
Forum wolnościowców a Wy się zastanawiacie czy brać zasiłek :). No ładnie. To może spieszmy się póki można i robić dzieci ? (500+).
Koszernie by było się bronić przed zrabowaniem własności. Problem w tym, że nikt nie ma szans przeciw zorganizowanemu aparatowi państwa: im lepiej się ktoś broni, tym bardziej dostaje po dupie, a na końcu traci dużo więcej. W związku z tym skoro państwo legalnie rabuje wolnościowców, to nie widzę problemu, żeby wolnościowcy legalnymi sposobami odzyskali zrabowany im majątek - do wyrównania poziomu zrabowanych środków nie widzę żadnych moralnych przeszkód.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 732
4 693
Słuchajcie JKM bierze i to za robote urzędnika plus wszelkie dopłaty jakie ino istnieją - zawsze jest argument że płaci podatki i to jest ok. Skoro Krul może to czemu nie prostaczki z ludu.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 732
4 693
Obojętnie jak to określisz, istota sprawy zostaje bez zmian.
Dla wielu jest wyznacznikiem czy głosicielem standardu, więc jak najbardziej ma.
 

Max J.

Well-Known Member
416
448
Witajcie,

Nie wiem jak Wy, ale ja w środowisku znajomych, rodziny itd czuję się troszkę samotnie z moimi poglądami. Czasami mam ochotę po prostu nie wyrażać swoich poglądów. Widzę, że ludzie wolą być ograniczani urzędnikami, przepisami itd. Wszystko musi być bezpieczne i najlepiej żeby decydowali urzędnicy co mogę a co nie.
Czasami mnie to przerasta.
Co Wy o tym sądzicie?


Nie zdradzaj się ze swoimi poglądami. Nie masz innych nawracać, tylko dawać przykład, jeśli potrafisz, a kiedy ktoś zapyta, dlaczego coś robisz i w co wierzysz to wtedy możesz tłumaczyć. Nawracając na siłę - zrażasz - a dając innym rady (przemycając swoje poglądy gdzie się da), kiedy pytają - wychowujesz.
Podsuwanie rozwiązań musi być poparte silnym pozytywnym bodźcem, kiedy ktoś potrzebuje pomocy.

Żyj pełnią, bogać się i ruchaj system.


z takimi poglądami to dziewczyny juz na pewno nie znajde
ani przyjaciol

Masz plusika Kłapouszku za uroczo podręcznikową fatalistyczną postawę. Skoro Kłapouszek znalazł czasem kogoś kto mu zabił gwoździa, choć nie była to słodka laseczka, to Ty też znajdziesz amatorkę na swój ogonek.

Mnie perfekcjonizm dotyczący zasad (nie tylko libertariańskich zasad, ale i spraw pozalibertariańskich) ciągnął w dół, gdy próbowałem wstać z życiowego dołka, więc go rozluźniłem. Czyli jakiś socjal można brać, byle się nie uzależniać od niego (lub chociaż według planu w średnim terminie pozwolić się uniezależnić od niego). Z drugiej strony na pewnie dalej nie pasuje pracować na pierwszej linii frontu np w urzędzie skarbowym albo w wojsku albo być jakimś prowokatorem na manifestacjach. No i oczywiście stopniowo się uniezależniać jak najbardziej od socjalu, państwa, ale czasem nie wszystko na raz się uda zrealizować.


Bo libertarianizm jest dla bogaczy, a nie biedoty. Dla biedoty jest socjal. Dopiero kiedy człowiek się bogaci to może sobie pozwolić żeby być prawdziwym akapowym obieżyświatem tworzącym własne zasady.
 

Cptkap

Well-Known Member
700
3 225
Bardzo do serca sobie wziąłeś tego kondora Telop.

Powtórzę jeszcze raz o co mi chodzi.

Jako istota rozumna masz wybór - i możesz wybrać, czy jesteś istotą wyższego rzędu, czy niższego.

Jest zasadnicza różnica w korzystaniu z państwowych dróg, czy służby zdrowia, straży pożarnej itd. do których każdy jest przymuszony z braku alternatyw, a ugięciem kolana przed knagą i proszenie jej o konkretny socjal/dotacje - i bez pierdolenia żadnego - nie na przeżycie, nie na głodne dzieci, tylko na to, by jeździć lepszą furą, bo do tego to się sprowadza w przypadku dotacji.

A teraz bardziej przyziemny argument:

Biorąc social/dotacje normalizujecie to zjawisko, sprawiając że okno Overtona przesuwa się w stronę w nie tylko akceptacji zniewolenia, ale i legitymizacji i utrwalania władzy państwowej.
W kilka pokoleń takie zachowania staną się normą i wasi potomkowie sobie pomyślą, że no jak to, dziadek brał socjal, tata brał socjal... to i ja muszę brać socjal. Bez niego nie dałoby się żyć.
 

chaplean

Well-Known Member
181
427
a teraz co rosenbaumowa mówiła na ten temat
Since there is no such thing as the right of some men to vote away the rights of others, and no such thing as the right of the government to seize the property of some men for the unearned benefit of others—the advocates and supporters of the welfare state are morally guilty of robbing their opponents, and the fact that the robbery is legalized makes it morally worse, not better. The victims do not have to add self-inflicted martyrdom to the injury done to them by others; they do not have to let the looters profit doubly, by letting them distribute the money exclusively to the parasites who clamored for it. Whenever the welfare-state laws offer them some small restitution, the victims should take it. … The same moral principles and considerations apply to the issue of accepting social security, unemployment insurance or other payments of that kind. It is obvious, in such cases, that a man receives his own money which was taken from him by force, directly and specifically, without his consent, against his own choice. Those who advocated such laws are morally guilty, since they assumed the “right” to force employers and unwilling co-workers. But the victims, who opposed such laws, have a clear right to any refund of their own money—and they would not advance the cause of freedom if they left their money, unclaimed, for the benefit of the welfare-state administration.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
zasoby od państwa każdy powinien se przejmować, bo jak bedzie zwlekał nie odzyska nic...
jak ktoś nimo możliwości, by je przejąć bezpośrednio, samemu, ponieważ nie wie jak, nie ma możliwości, ma coś do stracenia, boi sie, ma rodzine i normalne życie zarejestrowanego leminga i ważne są dla niego bezpieczeństwo i wygody kosztem wolności, to przejmuje w sposób taki właśnie
jest w tym spora różnica czy sie ino bierze, czy sie domaga by tak było, że państwo kradnie coby było na socjal, np głosując na jakieś partie które kolektywnie wszystkim narzucają państwo
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Witajcie,

Nie wiem jak Wy, ale ja w środowisku znajomych, rodziny itd czuję się troszkę samotnie z moimi poglądami. Czasami mam ochotę po prostu nie wyrażać swoich poglądów. Widzę, że ludzie wolą być ograniczani urzędnikami, przepisami itd. Wszystko musi być bezpieczne i najlepiej żeby decydowali urzędnicy co mogę a co nie.
Czasami mnie to przerasta.
Co Wy o tym sądzicie?

Uważam, że jak ktoś się czuje samotny ze swoimi poglądami w środowisku znajomych to powinien poznawać libertarian w realu i tworzyć sobie tak nowych znajomych. Libertarianie już w Polsce istnieją, tylko trzeba chcieć się z nimi spotkać i zaakceptować ich takich, jakimi są. Na pewno jest to łatwiejsze niż przekonywanie aktualnych znajomych, bo zależy od nas.

A co do rodziny można np. znaleźć dobrą i mądrą kobietę bez poglądów poza jednym - że ludzie powinni być szczęśliwi. Zdobyć jej serce i już - po jakimś czasie jest libertariańska rodzina. A jak to zrobić nie wiem :p

Jak aktualna rodzina jest niereformowalna to wg mnie najlepiej się z tym pogodzić i nie truć im dupy akapem. Rodzina to nie partia polityczna, wszyscy nie muszą machać tymi samymi flagami.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom