alfacentauri
Well-Known Member
- 1 164
- 2 183
Tematem, który chciałbym zapodać do przedyskutowania jest różnorodność. Mam w zasadzie na myśli ją w ujęciu ogólnym, ale w konkretnych przypadkach odniosę się do różnorodności kulturowej czy też etnicznej. Tyle słowem wstępu.
Na pewno łatwej jest funkcjonować społeczeństwom, które są jednorodne. Ale nie oznacza to, że różnorodne zbiorowiska muszą być skazane na niepowodzenie. Aby nie powtórzyć losu Jugosławii społeczeństwo takie musi kierować się jakąś zasadą pozwalającą koegzystować jego członkom. Jak nietrudno się domyślić taką zasadą jest wolność. I chyba tego tu nie trzeba tłumaczyć.
Więc mamy już jedną tezę: wolność może być czymś pozytywnym dla różnorodności.
Można też postawić ciekawsze pytanie: czy różnorodność może sprzyjać wolności?
Jakiś czas temu zaczęło mnie to nurtować i szukając czegoś na ten temat trafiłem na tekst Critta „Różnorodność – nieodłączny element wolności” na liberalisie, ale wtedy gdy go zamieszczono jakoś on nie wywołał dyskusji. Może tym razem będzie inaczej.
Jak ja to widzę? Im bardziej jest zróżnicowane społeczeństwo tym trudniej jest jednej grupie narzucić swoją wolę innym. Jeszcze jak na dodatek brak jest jednej grupy wyraźnie przewyższającej liczebnie czy też w inny sposób pozostałe grupy to tym lepiej. A jak te grupy są na tyle zróżnicowane, że nie mogą zawrzeć sojuszu w celu wspólnego niewolenia pozostałych to wolność wtedy ma się jeszcze lepiej.
Poza tym różnorodność w wielu wypadkach nadaje sens wolności. Bo jaki sens miałaby wolność wyznania jak wszyscy wierzyliby w to samo? Jaki sens miałaby wolność słowa gdyby wszyscy mówili to samo? Możemy wyliczać tak dalej. Dla jednorodnego społeczeństwa, w którym wszyscy są tacy sami, myślą to samo, robią to samo nie ma wielkiej różnicy czy mają wolność do tego czy ktoś im to każe. Tak jak słońcu nie robi różnicy czy ktoś mu pozwala świecić czy mu to nakazuje – ono i tak świeci. Problem pojawia się wtedy gdy koś chce robić coś innego.
Czy zunifikowane społeczeństwo, które deklarowało przywiązanie do wolności pozostałoby wolnościowe, gdyby wewnątrz niego zaczęłyby się pojawiać jednostki postępujące wbrew regułom i zwyczajom tego społeczeństwa? Nie chcę tu niczego przesądzać, ale miałbym jednak wątpliwości. Jak coś nie pełni żadnych funkcji to może ulec zatraceniu w procesie ewolucji, jak wzrok u kreta. Dlatego jak wolność pełni jakąś funkcję to ma według mnie większe szanse na przetrwanie. W jednolitym społeczeństwie ma ona mniej do roboty. I przez to jest bardziej zagrożona.
Teraz powinienem odnieść się do jakiś konkretnych przykładów łączących wolność i różnorodność.
Posłużę się przykładami różnorodności etnicznej i religijnej.
Stany Zjednoczone Ameryki Północnej w XIX wieku są pewnie dobrym przykładem wolnościowego kraju. Były one podobnie jak i teraz wieloetnicznym, różnorodnym religijnie krajem.
Szwajcaria bywała tu na forum podawana jako państwo pozytywnie wyróżniające się z wolnościowego punktu widzenia w Europie. Jest to kraj od dawna zamieszkały przez ludność mówiącą różnymi językami i różnorodne religijnie.
Rzeczpospolita szlachecka również była różnorodna etnicznie a zarazem panował tam duży zakres wolności.
Nie mam zbyt dużej wiedzy na temat Austro-Węgier, ale w wikipedii jest napisane, że gospodarka tego kraju funkcjonowała na dość liberalnych zasadach, choć stosowało to państwo również politykę protekcjonistyczną, a mieszkańcy korzystali z szerokich wolności i praw obywatelskich.
Nie wiem jak było naprawdę, ale z uznaniem o monarchii Habsburgów wypowiadał się Hans Herman-Hoppe w książsce „Demokracja Bóg, który zawiódł”. Jest on pełen uznania dla Habsburgów, którzy w dużej mierze pokojowym sposobem stworzyli imperium, które dało światu wielu wybitnych kompozytorów, ekonomistów, prawników, filozofów. Przy czym HHH twierdzi, że jest to spowodowane monarchicznym ustrojem tego kraju i jednocześnie dość łatwo odrzuca politycznie poprawny argument o wielokulturowym dobrodziejstwie tego regionu. Czy aby Hoppe nie robi tego nazbyt pochopnie?
Moja opinia jest taka, że są to dwie rzeczy, które idą w parze ze sobą. Aby różnorodne społeczeństwo mogło bezproblemowo funkcjonować przyjmuje wolnościowe zasady, czyli z różnorodności rodzi się wolność a żeby ta wolność mogła się utrzymać korzystne jest dalsze istnienie tej różnorodności.
W takim razie czy różnorodne grupy w takim społeczeństwie muszą zachować swą tożsamość? Czy niekorzystne jest jak się one ze sobą mieszają tworząc jedną nową kulturę? Czy wraz z ich rozpłynięciem się w jednej kulturowej papce zanika też wolność? Czy może jest inaczej, czyli taka nowa kultura powstała z wymieszania jej elementów składowych staje się wolnościowa? Czy stając się wolnościowa sama generuje różnorodność pozwalając ludziom żyć wedle własnych upodobań?
Na pewno łatwej jest funkcjonować społeczeństwom, które są jednorodne. Ale nie oznacza to, że różnorodne zbiorowiska muszą być skazane na niepowodzenie. Aby nie powtórzyć losu Jugosławii społeczeństwo takie musi kierować się jakąś zasadą pozwalającą koegzystować jego członkom. Jak nietrudno się domyślić taką zasadą jest wolność. I chyba tego tu nie trzeba tłumaczyć.
Więc mamy już jedną tezę: wolność może być czymś pozytywnym dla różnorodności.
Można też postawić ciekawsze pytanie: czy różnorodność może sprzyjać wolności?
Jakiś czas temu zaczęło mnie to nurtować i szukając czegoś na ten temat trafiłem na tekst Critta „Różnorodność – nieodłączny element wolności” na liberalisie, ale wtedy gdy go zamieszczono jakoś on nie wywołał dyskusji. Może tym razem będzie inaczej.
Jak ja to widzę? Im bardziej jest zróżnicowane społeczeństwo tym trudniej jest jednej grupie narzucić swoją wolę innym. Jeszcze jak na dodatek brak jest jednej grupy wyraźnie przewyższającej liczebnie czy też w inny sposób pozostałe grupy to tym lepiej. A jak te grupy są na tyle zróżnicowane, że nie mogą zawrzeć sojuszu w celu wspólnego niewolenia pozostałych to wolność wtedy ma się jeszcze lepiej.
Poza tym różnorodność w wielu wypadkach nadaje sens wolności. Bo jaki sens miałaby wolność wyznania jak wszyscy wierzyliby w to samo? Jaki sens miałaby wolność słowa gdyby wszyscy mówili to samo? Możemy wyliczać tak dalej. Dla jednorodnego społeczeństwa, w którym wszyscy są tacy sami, myślą to samo, robią to samo nie ma wielkiej różnicy czy mają wolność do tego czy ktoś im to każe. Tak jak słońcu nie robi różnicy czy ktoś mu pozwala świecić czy mu to nakazuje – ono i tak świeci. Problem pojawia się wtedy gdy koś chce robić coś innego.
Czy zunifikowane społeczeństwo, które deklarowało przywiązanie do wolności pozostałoby wolnościowe, gdyby wewnątrz niego zaczęłyby się pojawiać jednostki postępujące wbrew regułom i zwyczajom tego społeczeństwa? Nie chcę tu niczego przesądzać, ale miałbym jednak wątpliwości. Jak coś nie pełni żadnych funkcji to może ulec zatraceniu w procesie ewolucji, jak wzrok u kreta. Dlatego jak wolność pełni jakąś funkcję to ma według mnie większe szanse na przetrwanie. W jednolitym społeczeństwie ma ona mniej do roboty. I przez to jest bardziej zagrożona.
Teraz powinienem odnieść się do jakiś konkretnych przykładów łączących wolność i różnorodność.
Posłużę się przykładami różnorodności etnicznej i religijnej.
Stany Zjednoczone Ameryki Północnej w XIX wieku są pewnie dobrym przykładem wolnościowego kraju. Były one podobnie jak i teraz wieloetnicznym, różnorodnym religijnie krajem.
Szwajcaria bywała tu na forum podawana jako państwo pozytywnie wyróżniające się z wolnościowego punktu widzenia w Europie. Jest to kraj od dawna zamieszkały przez ludność mówiącą różnymi językami i różnorodne religijnie.
Rzeczpospolita szlachecka również była różnorodna etnicznie a zarazem panował tam duży zakres wolności.
Nie mam zbyt dużej wiedzy na temat Austro-Węgier, ale w wikipedii jest napisane, że gospodarka tego kraju funkcjonowała na dość liberalnych zasadach, choć stosowało to państwo również politykę protekcjonistyczną, a mieszkańcy korzystali z szerokich wolności i praw obywatelskich.
Nie wiem jak było naprawdę, ale z uznaniem o monarchii Habsburgów wypowiadał się Hans Herman-Hoppe w książsce „Demokracja Bóg, który zawiódł”. Jest on pełen uznania dla Habsburgów, którzy w dużej mierze pokojowym sposobem stworzyli imperium, które dało światu wielu wybitnych kompozytorów, ekonomistów, prawników, filozofów. Przy czym HHH twierdzi, że jest to spowodowane monarchicznym ustrojem tego kraju i jednocześnie dość łatwo odrzuca politycznie poprawny argument o wielokulturowym dobrodziejstwie tego regionu. Czy aby Hoppe nie robi tego nazbyt pochopnie?
Moja opinia jest taka, że są to dwie rzeczy, które idą w parze ze sobą. Aby różnorodne społeczeństwo mogło bezproblemowo funkcjonować przyjmuje wolnościowe zasady, czyli z różnorodności rodzi się wolność a żeby ta wolność mogła się utrzymać korzystne jest dalsze istnienie tej różnorodności.
W takim razie czy różnorodne grupy w takim społeczeństwie muszą zachować swą tożsamość? Czy niekorzystne jest jak się one ze sobą mieszają tworząc jedną nową kulturę? Czy wraz z ich rozpłynięciem się w jednej kulturowej papce zanika też wolność? Czy może jest inaczej, czyli taka nowa kultura powstała z wymieszania jej elementów składowych staje się wolnościowa? Czy stając się wolnościowa sama generuje różnorodność pozwalając ludziom żyć wedle własnych upodobań?