Przed złodziejem można bronić się nożem

Danjou

Król Akapu.
370
944
http://www.rp.pl/artykul/92106,984968-Przed-zlodziejem-mozna-bronic-sie-nozem.html

Prokuratura Rejonowa w Legnicy umorzyła postępowanie w sprawie właściciela domu, który broniąc się przed złodziejem na swojej posesji, ugodził go nożem
Prokurator uznał, iż reakcja mężczyzny mieściła się w ramach obowiązującego prawa, gdyż działał on w obronie koniecznej w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na swoje życie, zdrowie i mienie.
- Każda osoba zaatakowana i broniąca się przed atakiem ma prawo użyć takiego przedmiotu, który pomoże i zapewni jej jego odparcie, nawet w takiej sytuacji, gdy atakujący posługuje się jedynie rękami. Dopuszczalne jest więc posłużenie się niebezpiecznym narzędziem, na przykład nożem, nawet wtedy, jeżeli napastnik używa tylko siły fizycznej, a napadnięty nie dysponuje innym środkiem obrony. Każda osoba, atakując dobro chronione prawem, a przede wszystkim dopuszczając się zamachu na zdrowie lub życie napadniętego, musi liczyć się z obroną z jego strony, czyli taką, która będzie konieczna do odparcia zamachu i w związku z tym powinna liczyć się z każdą konsekwencją, jaka może nastąpić, nawet z ryzykiem doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, czy nawet utratą życia - informuje prokurator Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Wydarzenie miało dramatyczny przebieg. Gdy pokrzywdzony mężczyzna wrócił do domu po pracy, usłyszał dobiegające z pierwszego piętra odgłosy. W kuchni zauważył wybitą szybę i leżący na podłodze kamień. Wystraszony chwycił dwa leżące w kuchni noże. Wtedy w jego stronę zbiegł po schodach napastnik, trzymając w ręku żelazko i krzycząc, że go zabije.
Mężczyzna, uciekając przed napastnikiem, wybiegł z domu do ogrodu. Włamywacz, którym okazał się 26-letni recydywista pobiegł za nim i zamachnął się na niego ukradzionym żelazkiem. W ogrodzie między mężczyznami doszło do szamotaniny. Wtedy pokrzywdzony ugodził kilkukrotnie przestępcę nożem w brzuch i w udo. Kiedy pokrzywdzony uwolnił się od napastnika, natychmiast wezwał policję.

Czyżbyśmy zmierzali ku normalności?
 
M

Matrix

Guest
a to dlaczego miał wszczęte postępowanie ? Już samo to jest deprymujące.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Spoko, tylko tutaj warunki były poniekąd sprzyjające dla gospodarza, złodziej dał sędziemu sporo argumentów, żeby wydać taki wyrok - chciał atakować również przy użyciu narzędzia i groził, że zabije, normalność będzie wtedy jak nieagresywnemu złodziejowi grzebiącemu sobie w szafie będzie można kose pod żebra włożyć.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
I to kosę nie wziętą z kuchni, tylko noszoną przy sobie specjalnie na takie okazje.
 

Hitch

3 220
4 880
Poza tym podobna akcja, tylko z zabiciem napastnika dopiero wchodzącego przez okno do domu skończyła się wyrokiem dla 60-letniej ofiary włamania.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 882
12 269
Temat wprowadza w błąd, koleś nie bronił się przed złodziejem tylko napastnikiem, który rzucił się na niego z żelazkiem :)
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 008
Jak dla mnie, napadnięty mógłby łeb obciachać nożem napastnikowi i byłoby spoko. Afekt jest czymś normalnym. Gdy ktoś próbuje zabrać ci wszystko, mamy afekt naturalnie w pakiecie emocjonalnym. Normalny, zdrowy człowiek, czuje wobec napastnika nieskończoną nienawiść, wściekłość oraz lęk (niestety), chyba, że jest całkiem przewalony propagandą, a jego kręgosłup to papierowa podróba nasączona woskiem.

Byłem kiedyś ofiarą napadu, prawdopodobnie dwóch ziomali na przepustce z okolicznego pierdla. To nie był wpierdol nawet, ale okoliczności typu noc, las, mały ruch na drodze i kompletna ciemność. Nie mogłem nic zrobić, przewaga była ogromna. Leżysz na asfalcie, noga jednego przyciska ci głowę do drogi, a drugi siedzi okrakiem na plerach. Mogli zrobić wszystko - walnąć kamonem w łeb, lać aż przestanę się ruszać i zostawić w lesie, gdzie zacząłbym gnić po kilkunastu godzinach. Gdy usłyszałem "do lasu go!" kortyzol odebrał mi resztki opanowania i zacząłem nędznie błagać o życie. Jak cwel. Zostałem jedynie okradziony z porządnego roweru i z lekkim wstrząsem mózgu, tłumiąc wzbierające rzygi, dolazłem jakoś do domu. A ponoć potrafię dać w zęby, ale to gówno znaczy, kompletnie nic. Nie masz guna, jesteś dla przestępcy czymś jak foka dla orki. Masz broń - też źle, bo jak skutecznie użyjesz - zaraz się znajdzie sfora zlewaczonych ludzkich popłuczyn, którzy wybronią humanitarnie bandytę.

Sam sobie wybaczyłem słabość, nędzne błaganie o litość, mentalne cherlactwo. Ale żyję. Na drugi dzień cieszyłem się jak dziecko. Słuchając muzyki, czułem jak mnie rozpiera jej piękno, widziałem wszystko inaczej, bardziej ostro. Ale ni chuja, nie będę gadał jak popierdolony trener dobryzmu, że to mnie czegoś nauczyło na zasadzie kontrastu, że stało się i koniec. Gdyby miał broń i potrafił się nią z opanowaniem posługiwać i miał pewność, że państwowe chuje mnie nie wsadzą, zastrzeliłbym skurwysynów. Po prostu.

Nie wiem, po co to piszę, ale kurdę, podziwiam ludzi, którzy w tak stresującej sytuacji, potrafią świetnie się wybronić, zachowując opanowanie itd.

ps: No i zapomniałem o najważniejszym. Co to jest, psiakrew jedna, "obrona konieczna"?? Tego nie mogę skumać.
Obrona zawsze jest konieczna, w ogóle, niech ktoś poda przykład, kiedy konieczną nie jest.
 

Mniszek

Member
20
27
tomkiewicz, doskonale rozumiem co czujesz. Sam znalazłem się w bardzo podobnej sytuacji. Dwa i pół roku temu, w wakacje, W ŚRODKU GDAŃSKA, około północy wracaliśmy z kumplem do domu. Miasto rozświetlone, ludzi w cholerę, ruch jak w dniu targowym - bezpieczniej być nie mogło. Ale nie do końca... Kumpel był na rowerze, który to stał się pretekstem do zaczepienia nas przez... sześciu typów. Polecam to uczucie, gdy idziecie sobie przez centrum turystycznej miejscowości, a tu nagle podchodzi do Was grupa umięśnionych zwyroli, która postanawia SIĘ ZABAWIĆ i OBŁOWIĆ. Pierwszy w ryj dostałem ja - nigdy nie zapomnę tej bezradności przez kilka sekund od ataku - człowiek czuje się jak zaraz po przebudzeniu z intensywnego snu: nie ogarnia co się wokół niego dzieje. W tym momencie mogli zrobić ze mną wszystko, jednak postanowili zająć się pierwotnym celem, czyli rowerem kumpla i nim samym. Czterech pojebów doskoczyło do niego i zaczęło go okładać pięściami i nogami - dwóch stało na zewnątrz, na wypadek gdyby ktoś chciał nam pomóc. Kumplowi spuścili srogi wpierdol, ja natomiast dochodziłem do siebie obserwując całe zajście. Tak bezradny jeszcze w życiu nie byłem. Jest to jedno z najgorszych uczuć, jakie mi kiedykolwiek towarzyszyło... Przecież nie podbiegnę do nich i nie zacznę się z nimi szarpać, bo najpewniej wyłapię kosę w płuco. Ale też nie zacznę uciekać, bo kumpla zostawić nie mogę. Czułem się jak największa pizda na świecie... Jedyne co wymyśliłem w tamtej sytuacji, to telefon na 112. Tjaaaaaa... "Policja, proszę czekać" powtarzane przez kolejne trzy minuty dały mi poczucie bezpieczeństwa i komfortu.

Kumpla zostawili pod barierką, zwinęli mu rower, po czym rozbiegli się w różnych kierunkach. NIKT, kurwa, NIKT z przechodniów nawet nie raczył krzyknąć, wyjąć komórki, albo nawet podejść do nas i spytać, czy potrzebujemy pomocy. Ot, normalna sytuacja. Ale rozumiem tę znieczulicę, bo ja też bałbym się zareagować, skoro NIC mnie w tym państwie nie chroni - ani broń, której nie mam, ani policja, której nie ma w momencie ataku, ani wymiar sprawiedliwości, który najchętniej zafundowałby mi dożywotnie "wakacje", bo przecież ja broniłem swojego życia, a ci młodzi ludzie jedynie chcieli zdobyć trochę środków na przetrwanie.

Cud, że nie skończyło się to tragicznie. I o ile do tamtej chwili mogłem przejawiać jakiekolwiek hoplofobiczne zachowania, tak po tamtym zdarzeniu stałem się radykalnym zwolennikiem dostępu do broni palnej. Drugi raz do takiej sytuacji nie dopuszczę, bo chcę żyć.
 
648
1 214
Kumpla zostawili pod barierką, zwinęli mu rower, po czym rozbiegli się w różnych kierunkach. NIKT, kurwa, NIKT z przechodniów nawet nie raczył krzyknąć, wyjąć komórki, albo nawet podejść do nas i spytać, czy potrzebujemy pomocy. Ot, normalna sytuacja. Ale rozumiem tę znieczulicę, bo ja też bałbym się zareagować, skoro NIC mnie w tym państwie nie chroni - ani broń, której nie mam, ani policja, której nie ma w momencie ataku, ani wymiar sprawiedliwości, który najchętniej zafundowałby mi dożywotnie "wakacje", bo przecież ja broniłem swojego życia, a ci młodzi ludzie jedynie chcieli zdobyć trochę środków na przetrwanie.
Myślę, że nie tylko o to chodzi. Sam kilka razy byłem świadkiem różnych, dziwnych sytuacji i ciężko jest, znajdując się ni stąd ni zowąd, pośrodku jakiegoś zdarzenia, ocenić co się tak na prawdę dzieje. Niereagowanie, trzymanie się z dala, to "zasada kciuka".
 

Mniszek

Member
20
27
Myślę, że nie tylko o to chodzi. Sam kilka razy byłem świadkiem różnych, dziwnych sytuacji i ciężko jest, znajdując się ni stąd ni zowąd, pośrodku jakiegoś zdarzenia, ocenić co się tak na prawdę dzieje. Niereagowanie, trzymanie się z dala, to "zasada kciuka".
Masz rację, że nie zawsze wiadomo kto kogo i dlaczego. Ale stawiam orzechy przeciw kasztanom, że w tamtej sytuacji dało się odróżnić dwóch zwyczajnie ubranych, raczej chudych chłopaków od grupy podpitych dresiarzy w "dających +20 do pewności siebie" białych czapeczkach najka. Nie chodzi mi tu o reakcję w czasie zdarzenia, ale już po niej - chociażby z pytaniem czy nie trzeba pomóc, czy może poświadczyć, itp.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 008
Jest to jedno z najgorszych uczuć, jakie mi kiedykolwiek towarzyszyło... Przecież nie podbiegnę do nich i nie zacznę się z nimi szarpać, bo najpewniej wyłapię kosę w płuco.
Musiałby to być ktoś mi bardzo bliski, bym się wmieszał w tak beznadziejną sytuację. Szał pomaga. Znajomy zlał kilku napastników, popadłszy w jakiś amok wskutek osaczenia. Mówił, że normalnie by go zmielili, ale na coś się wściekł i dostał turbodoładowanie do mózgu ;) Kilku dostało spore banie po nosach i zębach, reszta uciekła, bo się wystraszyła, że to psychol.
Ale też nie zacznę uciekać, bo kumpla zostawić nie mogę.
Trudny temat. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy bym nie zwiał. Zależy. Nidy nie byłem w podobnej sytuacji.
Czułem się jak największa pizda na świecie...
Uczucie jest po to by je odczuwać, gorzej jakbyś je stłumił. Nie ma co się jebać za to, ludzka rzecz, ale czułem się podobnie, jak pizda razy dwa - nie obroniłem swojej własności :)
NIKT, kurwa, NIKT z przechodniów nawet nie raczył krzyknąć, wyjąć komórki, albo nawet podejść do nas i spytać, czy potrzebujemy pomocy. Ot, normalna sytuacja.
Wiele lat działalności państwa i kontroli nad ludźmi, powoduje dyfuzję odpowiedzialności. Wszyscy czekają, że może ktoś zareaguje. W rezultacie nikt nic nie robi. W USA miał miejsce słynny przypadek. Kobieta miała na imię Kitty, zadano jej kilkadziesiąt pchnięć nożem, a ludzie patrzyli przez okna. Wszyscy czekali, że może ktoś z nich zadzwoni lub jakoś zareaguje. Dziołcha zmarła, nikt nie kiwnął palcem.
W akapie rzecz, wydawałoby się, nie do pomyślenia (nie dam głowy uciąć za to twierdzenie). Ale zakładam, że agresor dostałby przez okno z prywatnego gnata wyposażonego w lunetę albo coś i koniec. Dziewczyna zostaje z dożywotnią traumą, ale zachowuje życie, natomiast ratujący wypina pierś w poczuciu dobrze spełnionego zadania.
Ale rozumiem tę znieczulicę
Też to rozumiem, znam przyczyny, ale równocześnie absolutnie potępiam. Znieczulica to wynik procesu. Skoro mogła wystąpić, w ramach procesu może się cofnąć.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 803
Heh, tomkiewicz, Mniszek - ja miałem to samo. Tyle że bęcki dostałem w Anglii i też z kumplem. Pod tym względem to jest absolutnie chory kraj, nie było chyba miesiąca, żeby jacyś turyści czy inni obcokrajowcy nie dostali po mordzie od lokalnych wyrostków. Mieliśmy wtedy, ile, z 17 lat? Turnus obozu językowego, Hastings - tym razem ludziom z kontynentu nie udało się podbić Anglii...

Chyba z £20 wtedy straciłem, po mordzie dostałem, ale i tak bezradność z tego była najgorsza. Najzabawniejsze było to, że na samym początku dostaliśmy ulotki, co wolno, a czego nie wolno posiadać w Anglii. I z tego co pamiętam, nie wolno było chodzić po ulicy z nożami. Niestety tych ulotek chyba nie dostali przestępcy, bo z tego samego turnusu ktoś od nas dostał kosą pod żebro. :rolleyes:

W Polsce to z przestępczością jest pikuś, mówię Wam.
 
648
1 214
W akapie rzecz, wydawałoby się, nie do pomyślenia (nie dam głowy uciąć za to twierdzenie). Ale zakładam, że agresor dostałby przez okno z prywatnego gnata wyposażonego w lunetę albo coś i koniec. Dziewczyna zostaje z dożywotnią traumą, ale zachowuje życie, natomiast ratujący wypina pierś w poczuciu dobrze spełnionego zadania.
Przynajmniej do czasu, gdy się okaże, że kobieta, to morderczyni, a "agresor", to pracownik jakiegoś PAO, zakontraktowany przez rodzinę ofiary kobiety, na przykład.
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 450
Właśnie dlatego zapamiętam na zawsze dzień, w którym zdałem prawko. Ja chciałem trochę poświętować, ale przypałętało się ludzie ścierwo i zapałało żądzą posiadania mojej wierzchniej odzieży. Przy czym osobnik nie proponował wymiany towarów, tylko: albo kurtka, albo kurtka i wpierdol. Jakoś zawsze miałem w życiu pecha do takich sytuacji, więc od jakiegoś czasu fascynowałem się bronią białą (jako łatwo dostępną). Nie wiem, czy nauczyłem gościa szacunku do cudzej własności, ale pamiątkę na udzie ma na pewno na całe życie.

Być może, gdybym tamtego wieczoru wypił jedno piwo więcej, albo nie interesował się wcześniej uszkadzaniem ludzi w sposób nie powodujący natychmiastowej śmierci... Teraz nie siedziałbym w domu. I nie, nie dostałem syndromu ninja, dalej wolę mieć złamany nos, niż proces za "obronę konieczną". Czasem zdarza mi się za to próbować bronić kogoś. Na szczęście, na nieuzbrojonego bandytę, kawałek szwedzkiej stali działa jak niezły straszak. Do tej pory.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Przypomniało mi się to co kiedyś znalazłem na wykopie (daję link na wykop a nie od razu do źródła, jakby ktoś chciał więcej komentarzy poczytać).
http://www.wykop.pl/link/1215323/relacja-napadnietego-w-krakowie-strzelilem-z-bliska/
Gość użył jakiegoś pistoletu na gaz czy kulki, cholera wie, ponoć tamci po tym leżeli i rzygali. Zawsze byłem ciekaw jak działa pistolet gazowy, wydawało mi się, że to tylko taki mocniejszy spray (że dalej niesie) a efekt powinien być w sumie taki sam jak po zwykłym gazie?
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Czyli najważniejsze to mówić, że było się silnie wzburzonym i pod wpływem strachu, a broń miało się zupełnym przypadkiem, najlepiej, że się o niej nie wiedziało i myślało się, że sięga się po portfel i w ogóle nie potrafi się tej broni używać, najlepiej samemu się trochę pokaleczyć. Niestety nie zawsze można ryzykować tyle, by najpierw się z napastnikiem poszamotać. Jeśli jednak dojdzie do szamotaniny, to trzeba twierdzić, że napastnik sam nabił się na nóż. Bardzo pomaga bycie taksówkarzem.
Edit: Bycie taksówkarzem nie tylko pomaga w przypadku obrony koniecznej (przy okazji: koniecznie używaj zwrotu "obrona konieczna", zwykła "obrona" to przestępstwo, w ostateczności mów o przekroczeniu obrony koniecznej), ale i w przypadku innego megaciężkiego przestępstwa jakim jest zmuszanie do zwrotu wierzytelności.
 
Do góry Bottom