Polska psiarnia to żenada i śmiech na sali

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Przewoźnik jest bandytą i nie ma żadnej kasy, a w ogóle to utrzymuje się z podatków głównie a nie z biletów.

Jebnij się w łeb. Napisałem w akapie, nie?

A to, że coś jest dotowanie, nie oznacza jeszcze, że nie może być prywatne i można to okradać. Poza tym, ten seba też nie zapłaciłby u prywaciarza, bo jest jebanym sebą i złodziejem i właściwie nie rozumiem, jak można go podziwiać. Ale są różne parafilie, toleruję.
 

Presario

Well-Known Member
129
253
Nie wiem, co ten człowiek jeszcze by zrobił, bo go nie znam. Może gwałci małe dzieci?

To nie jest dotowane, a miejskie. Czym uniknięcie takiej formy opłaty różni się od, dajmy na to, przemytu benzyny, z której tak samo opłacana jest "infrastruktura"?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Nie chce mi się gadać o rzeczach podstawowych. Niechybnie to zejdzie to porównania, że jak się nie płaci za przejazd, to przecież nikt nic nie traci, bo i tak autobus/tramwaj jedzie. A jak już miejski, to tym bardziej.
 

kompowiec

freetard
2 580
2 646
Gdzie ty tam widzisz wyższą inteligencję? Chyba łatwo ci zaimponować.

Nie rozumiem wyrażanego podziwu dla tego sebixa. W akapie zostałby dawno odjebany za agresję na własność przewoźnika przez prywatnego kanara.
Nie wiem czy umiesz czytać do końca, ale w tym przypadku wyraźnie widać winę u konduktora który nie miał dostępu do swojej bazy. Kiedy w moim województwie zaczęli wprowadzać elektroniczne bilety, odbijanie też nie działało poprawnie i co, miałbym się z tego powodu poddać karze?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Nie wiem czy umiesz czytać do końca, ale w tym przypadku wyraźnie widać winę u konduktora który nie miał dostępu do swojej bazy.

Nie wiem, czy oglądałeś ten sam filmik, który oglądałem ja. Seba nie miał biletu, bo mu się spieszyło, więc winny był on. Nie miał też dokumentów, chciał, łaskawca, podać PESEL, ale nie można go było zweryfikować, bo nie działało. Ale ten fakt nie rozgrzesza go z oryginalnego przewinienia i winy.

W kraju ze sprawniejszą policją, dostałby wpierdol i tyle. W USA jakieś tamtejsze Transit Police pewnie mogłoby go postrzelić podczas szarpaniny, gdyby był na dodatek czarny.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Antyterroryści nie wiedzieli, że człowiek jest uzbrojony. Ale byli przygotowani tak, jakby był. Pierwszy szedł funkcjonariusz z „tarczą balistyczną”. Za nim po kolei członkowie zespołu uderzeniowego. - Seria z kałasznikowa poszła na tarczę. Ona to wytrzymała. Policjant się zachwiał? Nic z tych rzeczy – ciągnie opowieść nasz rozmówca. - Tarcza spełniła swoje zadanie. To trzydzieści kilogramów. Nie da się jej przewrócić serią z kałasznikowa. Rzecz w tym, że ze strony zespołu uderzeniowego nie było natychmiastowej odpowiedzi ogniem. Zgodnie z planem akcji, jeden ze szturmowców miał paralizator elektryczny i pistolet w kaburze. On zareagował i strzelił w stronę bandyty. Prąd oszołomił go na chwilę. Przestępca przyklęknął. Wtedy policjant trzymający tarczę usunął się na bok. Na moment. Być może, żeby zrobić kolegom miejsce do strzału. Ale strzały nie padły. Tymczasem bandyta doszedł do siebie i posłał śmiertelną serię w stronę szturmowców. Wtedy jeden z policjantów odrzucił paralizator, wyciągnął pistolet i zastrzelił napastnika. Taki przebieg wydarzeń – różniący się od wersji oficjalnej – usłyszeliśmy z wiarygodnego źródła. W wersji oficjalnej wszystko przebiegało „zgodnie ze sztuką”, a to co się stało jest wpisane w ryzyko policyjnej służby.

Czytaj więcej: http://www.gazetawroclawska.pl/wiadomosci/a/kulisy-strzelaniny-przy-bankomacie-policja-bronila-sie-paralizatorem,12734878/
 

bombardier

Well-Known Member
1 413
7 091
Są już przynajmniej trzy wersje wydarzeń:

Bandyta zaskoczył policjantów - ujawniamy fakty dotyczące strzelaniny pod Wrocławiem. Oficjalna wersja jest pełna nieścisłości

Zastrzelony w Wiszni Małej policjant został trafiony podczas wysiadania z busa, którym antyterroryści podjechali pod bankomat, by zatrzymać bandytę, który chciał go okraść - ustaliła "Wyborcza". W oficjalnym komunikacie policji po tej tragedii jest wiele nieścisłości.

Przypomnijmy, że do tragicznych wydarzeń doszło w nocy z soboty na niedzielę we wsi Wisznia Mała pod Wrocławiem, w bezpośrednim sąsiedztwie ruchliwej drogi krajowej nr 5 z Trzebnicy do Wrocławia.

Gdy antyterroryści próbowali zatrzymać gangstera okradającego bankomat, ten otworzył do nich ogień z broni automatycznej.

Zabił jednego z policjantów, trzech innych ranił. Zaraz potem zginął od kul funkcjonariuszy. „Wyborcza” poznała dokładny przebieg dramatycznych zdarzeń, skrajnie różny od oficjalnej wersji ogłoszonej przez szefostwo policji.

Zasadzali się już noc wcześniej
Według niej policjanci mieli przyjechać pod bankomat w Wiszni Małej po telefonicznym zgłoszeniu, że ktoś go próbuje okraść. O tym, że takie zgłoszenie miało do policji napłynąć w sobotę ok. godz. 23, mówił publicznie Komendant Główny Policji nadinsp. Jarosław Szymczyk.

Według naszych informatorów nie jest to prawda. W rzeczywistości sobotnia akcja antyterrorystów miała być zwieńczeniem wielomiesięcznego rozpracowywania grupy okradającej bankomaty w różnych częściach kraju, prowadzonego przez Komendę Wojewódzką Policji w Poznaniu. Funkcjonariusze znali nie tylko skład grupy, ale wiedzieli również, że gangsterzy w miniony weekend będą chcieli okraść właśnie ten konkretny bankomat Banku Spółdzielczego w Trzebnicy.

Według informacji, które pozyskali, do napadu miało dojść już dobę wcześniej, w nocy z piątku na sobotę. Dlatego policjanci zorganizowali zasadzkę 24 godziny wcześniej. Ale nikt się w Wiszni Małej nie pojawił. Policja postanowiła jednak poczekać. Nazajutrz przybyła do Wiszni Małej druga zmiana funkcjonariuszy. I bandyci zjawili się kolejnej nocy, z soboty na niedzielę.

Było ich dwóch. Gdy 42-letni Łukasz W., pseud. „Czarny”– doskonale znany policji były złodziej samochodów z miejscowości Kiekrz pod Poznaniem – z zawieszoną duża torbą na ramieniu wszedł do budki, w której mieścił się bankomat, drugi z grupy – Jacek S., czekał na czatach, w samochodzie zaparkowanym na pobliskim parkingu.

To bandyta zaskoczył policjantów
Gdy pierwszy wszedł do budki z bankomatem, do akcji wkroczyli funkcjonariusze. Jedna grupa otoczyła i zatrzymała bandytę w samochodzie. Do „zdjęcia” drugiego oddelegowany został oddział antyterrorystów, którzy po cichu i powoli podjechali czarnym busem pod samo wejście do budki. Gdy zaczęli z auta wysiadać przez tylną uchylaną klapę, bandyta nagle wyszedł z budki i zaczął do nich strzelać z karabinu.

Według naszych informatorów prawdopodobnie coś go spłoszyło. Być może przejeżdżający pobliską drogą samochód.

Wtedy śmiertelnie trafiony został dowodzący grupą wrocławskiego SPAP (Samodzielny Pododdział Antyterrorystyczny Policji) Mariusz Koziarski, antyterrorysta z Oleśnicy. W policji służył od 14 lat, od ośmiu w oddziale antyterrorystycznym. Wcześniej był komandosem jednostki w Lublińcu.

– Kula trafiła go tuż nad kamizelką kuloodporną, którą miał na sobie. Był bez szans, strzał padł z bardzo bliskiej odległości, najwyżej 2-3 metrów – mówi nam jeden z wrocławskich policjantów, który był na miejscu zdarzenia.

Wskazuje na kolejną nieścisłość w oficjalnej wersji podanej przez szefostwo policji. Bo jak mówił w mediach rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka, śmiertelne strzały miały paść, gdy pod bankomat miał się skradać oddział szturmowy, na czele którego szedł funkcjonariusz z tarczą balistyczną, którą uchylił po przyjęciu ostrzału z kałasznikowa. A kula miała przebić kamizelkę kuloodporną Mariusza.

Na zdjęciach, do których udało nam się dotrzeć, dokładnie widać miejsce, w którym został zastrzelony policjant. Miejsce po plamie krwi zostało zasypane używanym przez policję granulatem do wywabiania plam.

Prócz Mariusza Koziarskiego rannych zostało trzech innych funkcjonariuszy. Postrzał w biodro dostał 30-letni P. z Wrocławia (dzień wcześniej na bandytę w Wiszni Małej zasadzał się jego brat Bartek, również antyterrorysta) i dochodzi do siebie w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej. Inny funkcjonariusz – z rozpracowującego szajkę włamywaczy wydziału kryminalnego poznańskiej policji – leży w szpitalu w stolicy Wielkopolski. Ma rany postrzałowe ręki i uda. Trzeci wyszedł ze szpitala po opatrzeniu niegroźnej rany.

Ślady kul na busie i bankomacie
Gdy bandyta strzelił do policjantów, część z nich zdążyła zareagować i wystrzelić w jego kierunku. Pięć kul trafiło w boczne drzwi budki z bankomatem. Dwa przeszyły ją na wylot, trzy najprawdopodobniej utkwiły w ciele bandyty, który uciekł do środka głównym wejściem. Prawdopodobnie jednak nie były śmiertelne.

Gdy ostrzelani policjanci próbowali reanimować śmiertelnie rannego kolegę (na miejscu akcji nie było karetki pogotowia), bandyta zamknął się w budce. Szturm na nią przypuściła chwilę potem druga ekipa antyterrorystów, którzy ruszyli na główne drzwi, za którymi schował się gangster. To właśnie oni mieli na wyposażeniu tarczę balistyczną, ale gdy została ona użyta, Mariusz Koziarski był już postrzelony.

Policjanci z drugiej grupy zastrzelili bandytę.

Dowodem na taki, a nie inny przebieg tragicznej w skutkach akcji, jest ostrzelany policyjny bus, którym pod bankomat podjechali antyterroryści. Z miejsca zabrała go policyjna laweta. Jest zabezpieczony jako jeden z dowodów w toczącym się postępowaniu, mającym wyjaśnić wszystkie okoliczności strzelaniny.

Gdy próbowaliśmy zapytać rzecznika dolnośląskiej policji Pawła Petrykowskiego, czy są na nim ślady kul z kałasznikowa gangstera, odmówił komentarza. – Gdy komisja badająca okoliczności zajścia zakończy swoją pracę, poinformujemy o jej efektach – uciął Petrykowski.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Pisałem o weselnym orszaku, a sprawa ma ciąg dalszy!

Jedzie sobie orszak weselny. Przypadkowy motocyklista zauważył orszak i pozdrowił Państwa Młodych robiąc kółeczko. Nagle psiarnia. No ale motocyklista się nie dał, ominął psa i dał po garach. No to psiarnia zatrzymała za karę orszak i zaczęła kontrolę. Ściągnęli posiłki, by uprzykrzyć życie wszystkim.

Jebane skurwysyny.

za: http://www.dzienniknarodowy.pl/8503/policjanci-zniszczyli-mlodej-parze-wesele-wszystko/


Grzywna dla policjanta który zatrzymał orszak weselny!

Jak informuje radio rdn.pl – policjant z Brzeska który podczas patrolu w Szczurowej stanął radiowozem na zakazie wjazdu i wraz z innymi policjantami drobiazgowo skontrolował kierowcę limuzyny, która wiozła nowożeńców w toku postępowania przyznał się do winy i zaproponował dla siebie karę… 50 zł.​

No tak aż 50 zł.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
Jak za rok znowu pojadę na MFKiG to będę się czuł taki bezpieczny :p.

"Dziennik Łódzki": dwóch napastników pobiło pięciu policjantów
dzisiaj 14:54

Dziś po pólnocy na stacji benzynowej przy rondzie Solidarności w Łodzi dwóch mężczyzn napadło na policjantów. Byli to dwaj 24-letni bokserzy. Zostali zatrzymani - donosi "Dziennik Łódzki".
080ktkpTURBXy9jZGUwMmQ2N2ZmYjFmZTM3NzI5YWQzYzc5YTcwZDM5ZC5qcGeSlQMAIs0D580CMZMFzQMUzQG8

Napastnicy wiedzieli, że atakują funkcjonariuszy policji, mimo że ci nie byli umundurowani - twierdzi gazeta.

Jak opisuje "Dziennik Łódzki", policjanci po pracy spotkali się w restauracji niedaleko ronda Solidarności. Dwóch z nich poszło na stację benzynową, gdzie zostali zaatakowani. Troje pozostałych funkcjonariuszy - dwóch policjantów i policjantka - wyszli z lokalu i zobaczyli, że na parkingu bici są ich koledzy. Gdy trójka pobiegła za napastnikami na stację bezynową, ci zaatakowali ponownie.

Cała piątka funkcjonariuszy odniosła obrażenia i trafiła do szpitali. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Napastnikami byli zawodowi bokserzy. Zostali zatrzymani przez wezwanych na miejsce umundurowanych policjantów. Dwaj 24-latkowi byli znani policji i wielokrotnie notowani m.in. za przestępstwa narkotykowe i oszustwa - czytamy w "Dzienniku Łódzkim".
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Policja z bronią maszynową zrobiła najście na groźnego bandytę. Bandyta był działaczem pro-life.
Takie skurwysyństwo może spotkać każdego, kto jest niewygodny dla władzy lub lokalnych kacyków.

http://prawy.pl/63188-nocne-najscie...policjantow-na-mieszkanie-dzialacza-pro-life/

30 grudnia o godzinie 21:30 dwaj policjanci uzbrojeni w broń automatyczną postanowili podjąć interwencję w mieszkaniu prywatnym działacza pro-life Macieja Wiewiórki, zamieszkałym przez rodzinę z dwojgiem małych dzieci, oczekującą na narodziny trzeciego – wszystko dlatego, że komuś nie spodobał się plakat informujący o tym, czym jest aborcja.

Jak relacjonowali działacze Fundacji Pro Prawo do Życia, biorąc pod uwagę stopień uzbrojenia oraz sposób interwencji, można by się spodziewać, że chodziło zagrożenie terrorystyczne, handel narkotykami albo inne przestępstwo ciężkiego kalibru. Tymczasem okazało się, że powodem nocnego najścia policjantów z bronią był plakat pokazujący prawdę o aborcji, umieszczony na samochodzie należącym do Fundacji Pro – Prawo do życia, który komuś się nie spodobał.

Policjanci podejmujący czynności zachowywali się nerwowo i agresywnie, próbując zastraszyć działacza Fundacji i uniemożliwić mu nagrywanie interwencji. Gdy to nie przyniosło efektów, postanowili go wylegitymować oraz próbowali przekonać do przestawienia samochodu w inne miejsce. Równocześnie nie potrafili podać jakiejkolwiek podstawy prawnej swoich działań. Na pytanie o podstawę legitymowania, funkcjonariusz podał że „legitymuje na podstawie legitymowania”, natomiast jako podstawę interwencji, że działacz ma przestawić pojazd, ponieważ mimo że stoi zgodnie z prawem, to w tym miejscu się komuś nie podoba…

Warto przypomnieć, że podobna sytuacja miała miejsce w kwietniu tego roku, gdy policja bezprawnie weszła do mieszkania działaczek antyaborcyjnych z Rumi, prywatnie sióstr Macieja Wiewiórki.

Policja – mimo zmiany rządu – nadal szykanuje obrońców życia przez zakładanie w kółko bezpodstawnych spraw sądowych, gnębienie wyrokami nakazowymi, ciągłe przesłuchania, utrudnianie i rozbijanie legalnych zgromadzeń, a nawet nachodzenie działaczy w ich domach. Pozostaje pytanie, jak długo jeszcze policja zamiast pilnować porządku, będzie pełniła rolę cenzora debaty publicznej, zamykającego usta tym, którzy nie boją się mówić o niewygodnej prawdzie. Jest bowiem oczywiste, że motywacja interwencji była ideologiczna.

Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak pozwala na takie praktyki i nie dyscyplinuje podległych resortowi funkcjonariuszy?
wytłuszczenia tekstu ode mnie

 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
Większość komentujących z jutuba pod zeznaniem dziewczyny niech idzie do piachu albo zostanie postawiona w ten samej sytuacji co ten chłopak.

Taa... drobna dziewucha, której nawet ja, chuchro, bym dał radę "ma płacić za bezkarną napaść na biednych szkiełów o wielkości góry" I jeszcze umundurowanych :p.
 
Ostatnia edycja:

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
Broniła upośledzonego syna, skatowali ją policjanci. Wyrok zdumiewa
Anna Hallmann z Gdańska została skatowana przez dwóch policjantów, bo chciała bronić upośledzonego syna. Wcześniej mieli razić chłopaka paralizatorem. Po ciągnącej się cztery lata sprawie sąd właśnie orzekł, że to ona napadła na funkcjonariuszy.
NTEyOTY4Jz1qNmBibQA2YHRAYDB3Qz49KB5hJDUbf2Z1SH1mbg17YmhIemVqDHZnfUF6eylbIj0mEy56M0Qp


Obdukcja potwierdziła obrażenia (PAP, Fot: Marcin Bielecki)
Do zdarzenia doszło w sierpniu 2014 r. Historię kobiety opisuje "Fakt". Hallmann jadła z dziećmi obiad. Nagle zza okna dobiegł krzyk.

- Kto wołał: "Ratunku!". Poderwaliśmy się, żeby zobaczyć, co się stało - relacjonuje. Dwaj jej synowie wybiegli na zewnątrz. Okazało się, że policja ściga jakiegoś mężczyznę.

- Po kilku minutach wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że mój starszy, upośledzony syn idzie w stronę domu i nagle osuwa się na ziemię. Wybiegłam do niego. Półprzytomny leżał pod budynkiem, bo policjant dwukrotnie poraził go paralizatorem - kontynuuje Hallmann.

Gdy spytała, za co tak strasznie potraktowano jej syna, jeden z policjantów miał wepchnąć kobietę na klatkę schodową i zacząć katować. Miał też chwycić kobietę za włosy i wielokrotnie uderzać ją głową o ścianę.

- Później przyszedł drugi i zaczął okładać mnie pałką - dodaje Hallmann.

Policjaci wywlekli kobietę na podwórko i tam zostawili. To, jak poturbowana leży na ziemi, nagrali mieszkańcy sąsiednich budynków.

Obdukcja potwierdziła obrażenia. W momencie zajścia Hallmann była w pierwszym trymestrze ciąży. Kilka dni po pobiciu kobieta poroniła.

"Śmieją się ze mnie, wytykają palcami"
Gdy dowiedziała się, że została oskarżona o użycie przemocy wobec policjantów, była w szoku. Sprawa ciągnęła się cztery lata. Kilka dni temu kobieta została skazała na sześć miesięcy ograniczenia wolności i prace społeczne. Ma też zapłacić każdemu z policjantów po 250 zł.

Jak to możliwe? - Nigdy nie miałam żadnych konfilktów z prawem, a teraz muszę żyć z piętnem przestępcy. Policjanci, którzy mnie skatowali, śmieją się ze mnie bezczelnie i wytykają palcami - mówi Hallmann.

I dodaje: "Zawiniłam chyba tym, że zapytałam policjantów, dlaczego porazlili paralizatorem mojego upośledzonego syna. Za to pobili mnie pałką i tłukli moją głową o ścianę".
 
D

Deleted member 5360

Guest
"Marecki" Majcher - "niedoszły zamachowiec" na Komorowskiego - tłumaczy próbującym go wylegitymować i zatrzymać psom, dlaczego nie mają prawa tego robić. Obkuł się w prawie chłopak i ma gadane. Mi w takich sytuacjach od razu puszczają nerwy:
 
Do góry Bottom