Pojedynki na śmierć i życie

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ach tak, pojedynki.
Jedna z moich ulubionych pamiątek przednowoczesności i tego co zostało dobrego po feudalizmie. Instancja wspierająca zdecentralizowaną formę kontroli społecznej pomiędzy najwyższą klasą społeczną, na jakiej w praktyce wspierała się pozostała część systemu reputacji, do której nie było potrzebne żadne państwo, ani przymus podatkowy czy nadrzędny arbiter wcinający się między wódkę a zakąskę, bo zainteresowani sami ją utrzymywali w formie towarzyskiego rytuału panującego pomiędzy ludźmi o podobnym symbolicznym statusie, uznającymi wzajemnie swą godność.

Dzięki pojedynkom państwo wraz z jego sądownictwem mogło zostać wyoutowane ze spraw, dzisiaj byśmy powiedzieli, o zniesławienia i zniewagi, bo to się załatwiało bez żadnych procesów cywilnych z pomocą sekundantów.

Wydaje mi się, że jednak największy problem z pojedynkami to podatność na paradoks deontologii. W przypadku pojedynków, które mają służyć jako pozaprawna sankcja stanowiąca groźbę służącą do odstraszania od uskuteczniania pewnych zachowań, górę mogła wziąć atrakcyjność autopromocji towarzyskiej i prestiż związany z pokazowym dowodzeniem swojego męstwa, w zwiazku z czym zamiast odstraszać od prowokowania zbędnych konfliktów, w pewnych okresach istnienie tradycji pojedynku mogło strony wręcz prowokować do wzajemnego obrażania się, czyli dokładnie tego, czemu miała ona w założeniu zapobiegać.

Co prawda, później wymyślono do celów, nazwijmy to; dydaktycznych, menzurę, którą zajęły się korporacje akademickie, poniekąd na siłę starające udowodnić swoje przywiązanie do kodeksów honorowych, ale na tym właśnie polega problem z pojedynkami: zamiast służyć jako rzeczywista sankcja stosowana między ludźmi o zdolności honorowej, wtedy gdy zachodzi rzeczywista potrzeba ich zastosowania, stają się rytuałami mającymi dowodzić samą przynależność do takiego grona lub oddania idei honoru w ogóle. A to prowadzi do ich dewaluacji.

Na przykładzie pojedynków widać też niestety hipokryzję liberalizmu, który niby rzekomo chciał minimalizować wpływ państwa na społeczeństwo, ale w ramach swojego radykalnego antyfeudalizmu, pozbył się też szlacheckich instancji sprawiedliwości, która państwa nie wymagała.

Te same zarzuty można skierować w stronę Kościoła Katolickiego, który pojedynkom był zawsze przeciwny, chociaż deklaratywnie niby chciał nauczać etyki cnót, której matecznikiem, podobnie jak pojedynek, były tak naprawdę klasy wyższe.

Myślę, że jednak udział w postępowaniu honorowym uczył człowieka w praktyce o męstwie więcej niż setki kazań czy wykładów o Arystotelesie, bo wymagał jednak jego okazania.

Ale KK już za to krytykowałem:
zrzut-ekranu-z-2020-08-01-23-37-05-png.7249

 
Do góry Bottom