D
Deleted member 427
Guest
Mam swoją własną armię w szeregach nowojorskiej policji; pod względem wielkości stanowi ona siódmą największą armię świata. -- Michael Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku [link]
Radley Balko, członek Cato Institute, dziennikarz śledczy, o postępującej militaryzacji amerykańskich sił policyjnych, które w coraz mniejszym stopniu przypominają zwykłą policję, za to coraz bardziej upodabniają się do regularnych oddziałów wojskowych:
Pewnie słyszeliście: w styczniu zeszłego roku z samego rańca tuzin antyterrorystów z Ogden w Utah wbił na chatę amerykańskiego komandosa, Matthew Stewarta. Zrobili najazd niczym w prologu "The Raid". Dzień wcześniej dostali cynk od jego byłej laski, że typ hoduje zioło w piwnicy. Stewart wyskoczył z wyra kompletnie nagi, gdy usłyszał trzask rozwalanych taranem drzwi. Był przekonany, że to napad rabunkowy, więc bez chwili namysłu sięgnął po swoją Berettę. Rzecznik policji oczywiście twierdził, że zanim SWAT wjechał do środka, chłopacy zapukali i przedstawili się grzecznie. Stewart i sąsiedzi utrzymywali, że było wręcz przeciwnie: weszli jak do siebie bez zapowiedzi. Jakkolwiek nie było, fakty są takie, że wizyta zakończyła się ostrą wymianą ognia. Stewart wystrzelił 31 nabojów, antyterrorka 250. Sześciu gliniarzy odniosło rany, jeden zginął na miejscu. Stewart przyjął dwie kule, zanim go zaobrączkowali. Państwo oskarżyło go potem o wiele rzeczy, w tym morderstwo oficera Jareda Francoma. Groziła mu kara śmierci. Stewart postanowił jednak sam odejść. W maju 2013 roku, oczekując na proces, powiesił się w celi.
W domu komandosa policja znalazła 16 krzaczków marihuany. Stewart nie był wcześniej notowany. Nawet nie dostał mandatu za złe parkowanie. Nie było też żadnych dowodów, że handlował ziołem ani że planował sprzedawać roślinki, które rosły u niego w piwnicy. Ojciec Stewarta powiedział, że jego syn cierpiał na zespół stresu pourazowego i mógł używać marihuany prywatnie w celach leczniczych. Historia żołnierza, który po powrocie do kraju musi bronić własnego dobytku przed atakiem oddziału SWAT i który dopiero po opróżnieniu dwóch magazynków kapituluje w starciu z przeważającymi siłami wroga, choć najbardziej tragiczna ze wszystkich, nie należy wcale do odosobnionych przypadków. Rada miasta w Ogden wielokrotnie musiała wysłuchiwać skarg mieszkańców zaniepokojonych sposobem, w jaki egzekwowane są przez policje nakazy przeszukań w związku z dragami. The point is: Balko podkreśla, że zachowanie policji, które doprowadziła w rezultacie do śmierci Stewarta, nie było anomalią.
Od końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w odpowiedzi na realne lub wyimaginowane zagrożenia, służby porządkowe na przestrzeni całego kraju i na każdym szczeblu rządowej hierarchii coraz śmielej zaczęły przekraczać linię dzielącą funkcjonariusza policji od zawodowego żołnierza. Wojna z narkotykami zapoczątkowała, a wojna z terroryzmem ostatecznie przypieczętowała proces formowania się nowego funkcjonariusza aparatu państwa w Ameryce: uzbrojonego po zęby, gotowego bezwzględnie pacyfikować wskazane przez dowódców cele gliny-wojownika. Balko wskazuje na gliniarza-żołnierza jako jedno z największych zagrożeń dla wolności i swobód obywatelskich w Ameryce; kieruje uwagę czytelników nie na mitycznych rednecków, odzianych w maskujące uniformy, zrzeszonych w paramilitarnych oddziałach milicji obywatelskiej, wyczekujących w gotowości bojowej w piwnicach swoich chat na sygnał do ataku i zaciskających po trzy sztuki AR-15, lecz na policję - zbrojne ramię państwa. To właśnie analizie zmilitaryzowanego państwa Balko poświęcił sporą część swojego dorosłego życia w roli dziennikarza śledczego.
Pierwsze oddziały SWAT wyszły na ulice amerykańskich miast w Kalifornii. Zaczęło się w Los Angeles i od razu na pełnej kurwie: w grudniu 1969 roku policja otrzymała rozkaz zlikwidowania składowiska broni palnej w kwaterze Czarnych Panter. Podczas czterogodzinnej konfrontacji z murzyńskimi bojówkarzami wystrzelono tysiące sztuk amunicji. Ostatecznie członkowie Czarnych Panter zostali okrążeni i złożyli broń. Wg szacunków Petera Kraski, kryminologa z Eastern Kentucky University, w 1983 roku raptem 13% miast o populacji 25.000-50.000 miało do dyspozycji swój własny oddział SWAT. W roku 2005 odsetek tych miast wynosił już 80%. Liczba nalotów inicjowanych przez Specjalnie Wyposażonych i Taktycznych także rosła lawinowo. W 1970 roku odbyło się kilkaset akcji przy wsparciu jednostek specjalnych. W 1980 - ponad 3.000. W 2005 (ostatni rok, dla którego Kraska był w stanie zgromadzić dane) - 50.000. Żeby było weselej, coraz więcej agencji rządowych ma oddziały SWAT w obwodzie. To się w pale nie mieści, ale SWATersami dysponują takie departamenty jak: Służba Połowu i Dzikiej Przyrody Stanów Zjednoczonych (United States Fish and Wildlife Service), Amerykańska Agencja Kosmiczna oraz Departament Spraw Wewnętrznych.
W 2011 roku oddział SWAT, będący na usługach Ministerstwa Edukacji (!) zrobił nalot na kobietę, co do której istniały podejrzenia, że nie spłaca kredytu studenckiego. Dopiero później wyszło na jaw, że nie o kredyt chodziło, ale o to, że dziewczyna po prostu przejebała kasę z jakiegoś federalnego programu aktywizacji studentów. Info o tym wydarzeniu trafiło na główne strony wielu portali internetowych, lecz nie z powodu wagi przestępstwa popełnionego przez dziewczynę - zwyczajnie nikt nie mógł ogarnąć, że Ministerstwo Edukacji dysponuje oddziałem SWAT. Balko próbował się kontaktować z pracownikami departamentu w tej sprawie, ale do dzisiaj nie uzyskał odpowiedzi.
Tyle ode mnie w ramach wstępu. Jeśli wam mało, to w zależności od tego, co kto lubi - Balko na konferencji zorganizowanej przez Cato omawia szczegóły swoich publikacji [link] albo Balko-autor do poczytania --> Overkill
Radley Balko, członek Cato Institute, dziennikarz śledczy, o postępującej militaryzacji amerykańskich sił policyjnych, które w coraz mniejszym stopniu przypominają zwykłą policję, za to coraz bardziej upodabniają się do regularnych oddziałów wojskowych:
Pewnie słyszeliście: w styczniu zeszłego roku z samego rańca tuzin antyterrorystów z Ogden w Utah wbił na chatę amerykańskiego komandosa, Matthew Stewarta. Zrobili najazd niczym w prologu "The Raid". Dzień wcześniej dostali cynk od jego byłej laski, że typ hoduje zioło w piwnicy. Stewart wyskoczył z wyra kompletnie nagi, gdy usłyszał trzask rozwalanych taranem drzwi. Był przekonany, że to napad rabunkowy, więc bez chwili namysłu sięgnął po swoją Berettę. Rzecznik policji oczywiście twierdził, że zanim SWAT wjechał do środka, chłopacy zapukali i przedstawili się grzecznie. Stewart i sąsiedzi utrzymywali, że było wręcz przeciwnie: weszli jak do siebie bez zapowiedzi. Jakkolwiek nie było, fakty są takie, że wizyta zakończyła się ostrą wymianą ognia. Stewart wystrzelił 31 nabojów, antyterrorka 250. Sześciu gliniarzy odniosło rany, jeden zginął na miejscu. Stewart przyjął dwie kule, zanim go zaobrączkowali. Państwo oskarżyło go potem o wiele rzeczy, w tym morderstwo oficera Jareda Francoma. Groziła mu kara śmierci. Stewart postanowił jednak sam odejść. W maju 2013 roku, oczekując na proces, powiesił się w celi.
W domu komandosa policja znalazła 16 krzaczków marihuany. Stewart nie był wcześniej notowany. Nawet nie dostał mandatu za złe parkowanie. Nie było też żadnych dowodów, że handlował ziołem ani że planował sprzedawać roślinki, które rosły u niego w piwnicy. Ojciec Stewarta powiedział, że jego syn cierpiał na zespół stresu pourazowego i mógł używać marihuany prywatnie w celach leczniczych. Historia żołnierza, który po powrocie do kraju musi bronić własnego dobytku przed atakiem oddziału SWAT i który dopiero po opróżnieniu dwóch magazynków kapituluje w starciu z przeważającymi siłami wroga, choć najbardziej tragiczna ze wszystkich, nie należy wcale do odosobnionych przypadków. Rada miasta w Ogden wielokrotnie musiała wysłuchiwać skarg mieszkańców zaniepokojonych sposobem, w jaki egzekwowane są przez policje nakazy przeszukań w związku z dragami. The point is: Balko podkreśla, że zachowanie policji, które doprowadziła w rezultacie do śmierci Stewarta, nie było anomalią.
Od końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w odpowiedzi na realne lub wyimaginowane zagrożenia, służby porządkowe na przestrzeni całego kraju i na każdym szczeblu rządowej hierarchii coraz śmielej zaczęły przekraczać linię dzielącą funkcjonariusza policji od zawodowego żołnierza. Wojna z narkotykami zapoczątkowała, a wojna z terroryzmem ostatecznie przypieczętowała proces formowania się nowego funkcjonariusza aparatu państwa w Ameryce: uzbrojonego po zęby, gotowego bezwzględnie pacyfikować wskazane przez dowódców cele gliny-wojownika. Balko wskazuje na gliniarza-żołnierza jako jedno z największych zagrożeń dla wolności i swobód obywatelskich w Ameryce; kieruje uwagę czytelników nie na mitycznych rednecków, odzianych w maskujące uniformy, zrzeszonych w paramilitarnych oddziałach milicji obywatelskiej, wyczekujących w gotowości bojowej w piwnicach swoich chat na sygnał do ataku i zaciskających po trzy sztuki AR-15, lecz na policję - zbrojne ramię państwa. To właśnie analizie zmilitaryzowanego państwa Balko poświęcił sporą część swojego dorosłego życia w roli dziennikarza śledczego.
Pierwsze oddziały SWAT wyszły na ulice amerykańskich miast w Kalifornii. Zaczęło się w Los Angeles i od razu na pełnej kurwie: w grudniu 1969 roku policja otrzymała rozkaz zlikwidowania składowiska broni palnej w kwaterze Czarnych Panter. Podczas czterogodzinnej konfrontacji z murzyńskimi bojówkarzami wystrzelono tysiące sztuk amunicji. Ostatecznie członkowie Czarnych Panter zostali okrążeni i złożyli broń. Wg szacunków Petera Kraski, kryminologa z Eastern Kentucky University, w 1983 roku raptem 13% miast o populacji 25.000-50.000 miało do dyspozycji swój własny oddział SWAT. W roku 2005 odsetek tych miast wynosił już 80%. Liczba nalotów inicjowanych przez Specjalnie Wyposażonych i Taktycznych także rosła lawinowo. W 1970 roku odbyło się kilkaset akcji przy wsparciu jednostek specjalnych. W 1980 - ponad 3.000. W 2005 (ostatni rok, dla którego Kraska był w stanie zgromadzić dane) - 50.000. Żeby było weselej, coraz więcej agencji rządowych ma oddziały SWAT w obwodzie. To się w pale nie mieści, ale SWATersami dysponują takie departamenty jak: Służba Połowu i Dzikiej Przyrody Stanów Zjednoczonych (United States Fish and Wildlife Service), Amerykańska Agencja Kosmiczna oraz Departament Spraw Wewnętrznych.
W 2011 roku oddział SWAT, będący na usługach Ministerstwa Edukacji (!) zrobił nalot na kobietę, co do której istniały podejrzenia, że nie spłaca kredytu studenckiego. Dopiero później wyszło na jaw, że nie o kredyt chodziło, ale o to, że dziewczyna po prostu przejebała kasę z jakiegoś federalnego programu aktywizacji studentów. Info o tym wydarzeniu trafiło na główne strony wielu portali internetowych, lecz nie z powodu wagi przestępstwa popełnionego przez dziewczynę - zwyczajnie nikt nie mógł ogarnąć, że Ministerstwo Edukacji dysponuje oddziałem SWAT. Balko próbował się kontaktować z pracownikami departamentu w tej sprawie, ale do dzisiaj nie uzyskał odpowiedzi.
Tyle ode mnie w ramach wstępu. Jeśli wam mało, to w zależności od tego, co kto lubi - Balko na konferencji zorganizowanej przez Cato omawia szczegóły swoich publikacji [link] albo Balko-autor do poczytania --> Overkill