Kryzys demograficzny okiem konserwatystów

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Na prawicy.net natknąłem się na całkiem ciekawy tekst Magdaleny Ziętek-Wielomskiej, aktualnie żonki profesora Wielomskiego, którego czasem czytam dla beki:

Na tekst Karola Kilijanka prawdopodobnie nie zwróciłabym większej uwagi, gdyby nie fakt, że od kilku tygodni uczestniczę w dyskusji, toczącej się na kilku portalach i na Facebooku, na temat „kwestii kobiecej”. W dyskusji tej, niestety, padają prawie wyłącznie religijne i pseudo-empiryczne argumenty, brakuje w niej natomiast racjonalnego spojrzenia na rzeczywistość. Niestety, tekst Kilijanka dokładnie wpisuje się w tę właśnie manierę wielu dyskutantów przedstawiających się jako „prawicowi” i „katoliccy”. W swoim tekście posługuje się kilkoma figurami retorycznymi, które notorycznie pojawiają się w konserwatywnej publicystyce, a które zamiast wyjaśniać „zaczarowują rzeczywistość”.

Główne tezy Kilijanka są następujące: Autor wskazuje na problem kryzysu demograficznego, który jest faktem. Przedstawia i krytykuje pomysł państwa polskiego na przezwyciężenie tego kryzysu, czyli przyznawanie zasiłków na dziecko. Kilijanek uważa, że przyczyną obniżającej się dzietności nie są problemy materialne ludności, lecz kwestie duchowe. Jego zdaniem, problem demograficzny może zostać rozwiązany poprzez odnowienie duchowe, dzięki któremu „skromne, ciche i czyste” kobiety zaczną rodzić więcej dzieci.

Przyjrzyjmy się teraz bliżej jego tezom. Kilijanek słusznie wskazuje, że wzrost dobrobytu nie idzie w parze ze wzrostem dzietności, tylko dokładnie odwrotnie – obniża ją. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje w „ideologii, która zamyka łona”, czyli w szalejącym materializmie, wygodnictwie i indywidualizmie. Ta „panująca ideologia ubezpładnia Polki”.

I dalej: „Zaczęło się od upadku ducha i tylko na jego podniesieniu może się to zakończyć. Nawet mając w perspektywie pomoc finansową, małżeństwo nie zdecyduje się na kolejne dzieci, bo to nie jest modne, bo to przeszkadza w tzw. spełnieniu się, bo kobieta stanie się kurą domową” (na marginesie można zadać pytanie, czy upadek ducha nie przejawia się także w upadku języka, bo czy ideologia może kogokolwiek „ubezpładniać”? (sic!)). Środkiem zaradczym ma być „siła Kościoła, wycofanie się państwa ze sfery rodzinnej i powrót do wartości chrześcijańskich w życiu społecznym”, „silna rodzina pod władzą ojca, z którego należy zdjąć chomąto podatkowe” oraz „skromna, cicha i czysta kobieta, która zobaczy, że jej wartość to nie obnażone przesadnym dekoltem piersi i powabny makijaż, ale wianuszek dzieci dookoła jej nóg”.

Kilijanek bez wątpienia rysuje uproszczony, wręcz sprymitywizowany obraz współczesnego społeczeństwa. Posiadam w kręgu swoich znajomych wiele bezdzietnych kobiet i żadna z nich ani nie afiszuje się „przesadnym dekoltem”, ani nie charakteryzuje się szczególnie wybujałym materializmem. Przyczyny bezdzietności leżą dużo głębiej – dostrzeżenie ich oraz zrozumienie i zanalizowanie wymaga jednak kierowania się motywacjami poznawczymi, a te, niestety, są z zasady zbyt słabo rozwinięte u osób posiadających silne motywacje ideologiczne (motywacje ideologiczne w znaczeniu socjocybernetycznym obejmują także motywacje religijne).

Na pewno zgadzam się z tezą Autora w tej części, która mówi, że problemów demograficznych nie można sprowadzić do kwestii energetycznych (w pojęciu socjocybernetycznym), czyli finansowych. Nie zgadzam się jednakże z tezą zakładającą, że problem leży wyłącznie na płaszczyźnie duchowej (informacyjnej). Błąd ten popełnia wielu konserwatystów nierozumiejących istoty zjawiska modernizacji ekonomicznej, technicznej i społecznej, która dokonała się w ostatnich stuleciach. Kijanek nie jest tu żadnym wyjątkiem – jego niezrozumienie współczesnego świata nie jest więc niczym wyjątkowym.

Zacznijmy od przypomnienia, że już Malthus dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że postęp techniczny, ekonomiczny i społeczny prowadzi do ograniczenia dzietności. Malthus wskazał, że warstwy bardziej „ucywilizowane” rozmnażają się wolniej od warstw niższych, co stanowi poważny problem dla zapewnienia ciągłego postępu społecznego. A ponieważ był zwolennikiem takiego postępu, proponował, aby poprzez środki eugeniczne ograniczać dzietność warstw niższych. Jak wiemy z historii, jego teorie znalazły licznych zwolenników, i ciągle znajdują.

Kilijanek przyjmuje w punkcie wyjścia dokładnie to samo założenie co Malthus, ale oczywiście proponuje diametralnie inne rozwiązania. Ponieważ postęp społeczny sprowadza wyłącznie do rozbuchanego hedonizmu, środkiem zaradczym ma być zmiana wartości duchowych.

Paradoks polega jednak na tym, że wzrost ilości ludzi ściśle zależy od tegoż właśnie postępu. Wszyscy dobrze wiemy, że 6 miliardów ludzi nie dałoby się wyżywić w ramach struktur gospodarczych z epoki kamienia łupanego lub średniowiecznego społeczeństwa agrarnego. A teraz się da i, moim zdaniem, wbrew współczesnemu maltuzjanizmowi, można wyżywić jeszcze dużo więcej ludzi.

Rzecz jednak w tym, że nowoczesna struktura gospodarcza ściśle powiązana jest nie tylko z rozwojem techniki, ale także i stosunków społecznych. Patriarchalne, hierarchiczne, homogeniczne i statyczne struktury społeczne, które są tak bliskie sercu Karola Kilijanka, były ściśle związane z energetycznym metabolizmem średniowiecznych społeczeństw agrarnych. Biologiczne przetrwanie ludzi zależało od efektywnego wykorzystania ziemi, co wymuszało taką a nie inną organizację społeczną. Postęp, który dokonał się w nowożytności, w gruncie rzeczy sprowadza się do tego, że człowiek nauczył się pozyskiwać i odpowiednio wykorzystywać nowe źródła energii, co nie tylko służy jego przetrwaniu biologicznemu (energia jałowa i robocza), ale także wyzwoliło ogromne pokłady energii swobodnej, którą może wykorzystywać w różnoraki sposób. I to właśnie ta wyzwolona energia swobodna jest tym, czego współczesny człowiek za żadne skarby nie odda. I oczywiście, wiele osób używa jej na hedonistyczną konsumpcję, ale równie wiele osób rozwija swoje talenty, szuka dostępu do wiedzy, angażuje się społecznie itd.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Zwiększenie indywidualnych zasobów energii swobodnej umożliwia każdemu rozwój „wyższych części duszy” – jedni z tego korzystają lepiej, inni gorzej, ale prawie każdy w naszym kręgu cywilizacyjnym ma większe możliwości np. studiowania filozofii i teologii, niż w tzw. krajach trzeciego świata. Zwiększanie się indywidualnych zasobów energii swobodnej budzi w ludziach „wyższe aspiracje”, co oczywiście przekłada się także na „kulturę rozrodczości”: przestaje ona podlegać wyłącznie czystej biologii, lecz staje się częścią kultury. Jednym słowem: coś za coś.

Czy należy jednak ludzi oskarżać o to, że chcą być istotami bardziej świadomymi i chcą mieć więcej kontroli nad własnym życiem? Przecież najprostszym sposobem na zwiększenie rozrodczości byłoby wyrzucenie biologii z programów szkolnych, a najlepiej w ogóle pozostawienie ludzi w stanie analfabetyzmu i wmawianie im, że dzieci przynoszą bociany. Takie istoty człekokształtne, które nie rozumiałyby związków przyczynowo-skutkowych między stosunkiem płciowym a pojawieniem się dziecka, na pewno nie próbowałyby ograniczać swojej płodności, a co najwyżej mogłyby mordować noworodki jak to czyniono w starożytnej Grecji.

„Wiedza to władza” mawiał F. Bacon. I tak dokładnie jest. Człowiek posiada coraz większą władzę nad samym sobą i dzięki temu może się rozwijać. To samo dotyczy kobiet. Także kobiety, jako byty wolne i rozumne, pragną zwiększać swoją energię swobodną a tym samym zwiększać kontrolę nad własnym życiem. Niestety, wielu mężczyzn prezentujących się jako „katoliccy konserwatyści” chętnie korzysta z dobrodziejstw postępu (nie słyszę pośród nich żadnych głosów postulujących przywrócenie pańszczyzny czy masowego powrotu na rolę), nie chce ich jednak przyznać kobietom.

Wyemancypowany chłop pańszczyźniany, który zrzucił z siebie jarzmo pługa, chce intensywnie korzystać ze swojej energii swobodnej, i to na koszt kobiety, której energią swobodną chce dysponować on sam! A jeśli ona stawia mu opór, to obarcza się ją moralną odpowiedzialnością za wymieranie gatunku. Jakie to perfidne – zajadła feministka rzekłaby: jakie to męskie…

Niestety, większość katolickich antyfeministów nie chce dostrzec, że zdecydowana większość kobiet chce kontrolować swoją rozrodczość nie po to, by cały dzień leżeć na sofie i oglądać swoje paznokcie, tylko dlatego, że chce korzystać ze swojej energii swobodnej na dokładnie tych samych zasadach, co mężczyźni. Część z nich – dokładnie tak jak mężczyźni – spożytkuje swoją energię swobodną na rozrywkę, część na działalność społeczną, ale część będzie rozwijać „wyższe części swojej duszy”.

Tak, kobiety nie chcą utonąć w pieluchach, tylko jako osoby wolne i rozumne chcą poznawać i zmieniać świat. A tę właśnie chęć wy mężczyźni świetnie rozumiecie, nieprawdaż?

Jeśli więc mężczyźni chcą, aby kobiety mogły zgodnie ze swoją ludzką naturą rozwijać wszystko to, co także u siebie chcą rozwijać oni sami, niech się zastanowią nad stworzeniem takiej nowoczesnej „kultury rozrodczości”, która pozwoli kobietom w równy sposób korzystać ze swojej energii swobodnej. Jak na razie nie widzę nawet zaczątków takiego myślenia u wielu przedstawicieli płci rzekomo bardziej racjonalnej, co świadczy o faktycznej dominacji u tych osobników motywacji witalnych (pozycji w stadzie, pozycji dla stada) albo ideologicznych (religijnych), a nie poznawczych.

Aby uniknąć możliwych nieporozumień pragnę podkreślić, że rozwój nauki i techniki zmusza nas do refleksji na temat moralnych aspektów ich zastosowania. W kontekście kwestii demograficznej dotyczy to między innymi problemu antykoncepcji. Kościół odrzuca antykoncepcję „sztuczną”, zezwalając na stosowanie tzw. naturalnych metod planowania rodziny. Istnieje jednak grupa radykalnych katolików, która odrzuca stosowanie nawet tych ostatnich metod, uznając, że jakakolwiek kontrola swojej rozrodczości jest już grzechem. Ich zdaniem, grzechem jest stosunek płciowy, którego celem nie jest spłodzenie dziecka.

Jeśli więc małżonkowie podejmują współżycie mając pełną świadomość tego, że odbywa się ono w czasie tzw. dni niepłodnych, grzeszą. Nie zamierzam wnikać w teologiczne spory na temat tego, czy aktualne stanowisko Kościoła w tej sprawie jest spójne czy nie.

Podsumowując, chciałabym zwrócić uwagę, że zarówno wielu przedstawicieli hierarchii kościelnej, jak i wielu wiernych, jak np. Karol Kilijanek, nie wykazuje zbyt dużego zainteresowania pytaniem o miejsce postępu technicznego, naukowego, społecznego i ekonomicznego w Bożym dziele stworzenia. Tym samym nie zadają sobie pytania o przełożenie tegoż postępu na kwestię relacji między przedstawicielami obydwu płci. Tak długo jak będą posługiwać się anachronicznymi stereotypami dotyczącymi ról społecznych, nie będą w stanie wywierać skutecznego wpływu na kształt tegoż postępu.
 

Kompowiec2

Satatnistyczny libertarianin
459
168
Malthus wskazał, że warstwy bardziej „ucywilizowane” rozmnażają się wolniej od warstw niższych, co stanowi poważny problem dla zapewnienia ciągłego postępu społecznego. A ponieważ był zwolennikiem takiego postępu, proponował, aby poprzez środki eugeniczne ograniczać dzietność warstw niższych. Jak wiemy z historii, jego teorie znalazły licznych zwolenników, i ciągle znajdują.
Co ja przed chwilą przeczytałem?

a cały art nudny jak flaki z olejem... w biblii szatana dawno te kwestie obalono. Od BARDZO dawna...
 
D

Deleted member 427

Guest
Malthus wskazał, że warstwy bardziej „ucywilizowane” rozmnażają się wolniej od warstw niższych, co stanowi poważny problem dla zapewnienia ciągłego postępu społecznego.

Nieprawda. Wykazał to jako pierwszy Mike Judge, twórca "Idiokracji":



Ameryka ma w tym filmie czarnego prezydenta:

 
D

Deleted member 4683

Guest
"..Kilijanek uważa, że przyczyną obniżającej się dzietności nie są problemy materialne ludności, lecz kwestie duchowe. Jego zdaniem, problem demograficzny może zostać rozwiązany poprzez odnowienie duchowe"

He he - potrzebna będzie ustawa o odnowieniu duchowym ( i Ministerstwo Odnowy Duchowej oczywiście )
 
D

Deleted member 427

Guest
Odnowienie duchowe - tylko przez ogień. Kto przejdzie próbę ognia, będzie miał +10 pkt do dzietności.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Konserwatywny maltuzjanizm w natarciu.Rozwalił mnie ten tekst...

Marcin Malik
Eksplozja populacji

Wklejam najlepszy (IMO) fragment:

Z wielkim niedowierzaniem podchodzę też do epidemii wywołanych w Afryce dlatego traktuję ten kontynent oraz jego czarną populację jako myszy doświadczalne testujące śmiertelne wirusy wyhodowane w laboratoriach zagłady. Jak to się stało, że HIV ujawnił się dopiero w XX wieku i jak to możliwe, że nagle wybuchł wirus Ebola. Wydaje mi się, że technika nie stoi jeszcze na tak wysokim poziomie jak rządzący tego potrzebują dlatego, że HIV zabija latami, a Ebola nie jest wystarczająco skuteczny. Elicie jest więc potrzebny wirus perfekcyjny, który zabijałby niezależnie od położenia geograficznego, lecz tylko tych o określonym pochodzeniu genetycznym. Jestem pewien, że żydzi zrobiliby taki „prezent” Arabom gdyby mogli, lecz problem w tym, że obydwie te rasy mają bardzo podobne pochodzenie genetyczne. Wojny nie działają, gdyż nawet w Iraku i Afganistanie populacja wciąż rośnie. Jedynym rozwiązaniem jest więc albo doprowadzić do naturalnej depopulacji kosztem planety albo do złotego środka zaadresowanego do konkretnych ras. Z uwagi na liczebność ponad wszelkie wyobrażenia, myślę że tego rodzaju wirusy musiałyby być przeznaczone dla rasy czarnej, rasy brązowej i rasy żółtej i przed ich użyciem autorzy wirusa powinni już mieć gotowe antidotum oraz wstrzymać loty do tych krajów i zastopować import. Następnie przy około 5-10% populacji, która przetrwa do odkrycia cudownego anitodum. Od razu odżyłaby przyroda, powietrze byłoby czyste, morza i oceany byłyby zatłoczone od ryb, a lasy i mieszkające w nich zwierzęta sprawiłyby, że świat bez murzynów byłby piękniejszy, zdrowszy i spokojnieszy. Wyobraźmy sobie świat bez Cyganów oraz świat, gdzie populacja Pakistanu i Arabistanu to maksymalnie 100 000 w każdym kraju. Ktoś mógłby uznać moje pomysły za straszne zło, lecz zapewniam, że ja tylko mówię otwarcie o tym, nad czym rządząca elita rozmyśla już od dawna i co na pewno stara się wprowadzić w życie. Jestem pewien, że laboratoria zagłady pracują już od dawna i że rząd USA, Izraela i Wielkiej Brytanii potajemnie finansują te badania. Zastanawiam się też, czy tak zwane „choroby nieuleczalne” są naprawdę nieuleczalne i co by się stało gdyby przy obecnej bombie populacyjnej ktoś zdradził lekarstwo na raka lub malarię, na którą co roku umiera około milion ludzi. Pamiętajmy, że zdrowie jest wielkim interesem firm farmaceutycznych i na rynek nie są wypuszczane te lekarstwa, które leczą, ale te, które wygrywają przetarg. Z wielkim niedowierzaniem podchodzę także do akcji szczepień w Afryce, które przy obecnej sytuacji powinny być wręcz nafaszerowane stałymi środkami sterylizującymi. Powinien to być priorytet.
Wyobraziłem sobie świat bez Cyganów i murzynów. Co dalej?
 

Annihilation

Well-Known Member
170
327
Gdyby nie państwo - czyli ZUS, szkolnictwo i rozbudowane struktury - nie można by nazwać tego kryzysem. Ot, będzie nas mniej. Zresztą, komu w niewoli chce się rozmnażać.

Dokladnie Lib nie chce miec dzieci, bo nie chce tworzyc niewolnikow.
a Socjaluchy nie maja dzieci bo 'PANSTWO' im wszystko ma zapewnic emerytury, leczenie, to po co im 'ciezar' dziecka, jak debile sami uwazaja ze nie sa odpowiedzialni. (bo oni nie sa, to bydlo).
i to tyle w temacie dzietnosci.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 930
Demograf minarchista:
--
Na łamach ostatniego numeru dwumiesięcznika "Polonia Christiana" ukazał się wywiad z doktorem Lechem Haydukiewiczem, demografem zajmującym się zagadnieniami rozwoju kulturowego i demograficznego oraz migracjami.

Dr Haydukiewicz porusza w rozmowie bardzo ważne - z punktu widzenia przyszłości narodu polskiego i polskiego państwa - zagadnienia, dotyczące m.in. systemu przymusowych ubezpieczeń społecznych czy też sytuacji demograficznej naszego kraju.

Dziś, wielu ludzi żyje w przeświadczeniu, że państwo o nas myśli, że zapewni nam ono przyszłość, a już na pewno godną starość. Politycy, bazujący na tej naiwnej wierze wielu Polaków, bezwzględnie to wykorzystują, podtrzymują mit, że państwo zagwarantuje nam chociażby emerytury, za które spokojnie da się przeżyć. Z ustami pełnymi frazesów, że działają dla dobra rodzin, że realizują "politykę prorodzinną" oszukują ludzi, zmuszając do wyzbywania się na rzecz państwa większej części własnych dochodów.

Lech Haydukiewicz rozwiewa te mity. Jak zaczął się upadek wolnych niegdyś społeczeństw Zachodu? "W przeszłości zawsze musieliśmy mieć dużo dzieci, ale odkąd wymyśliliśmy mniej lub bardziej obowiązkowe ubezpieczenia emerytalne, miejsce dzieci zajęli listonosze. I większość była szczęśliwa. (...) Tylko że niepostrzeżenie spuściliśmy hydrę ze smyczy. W konsekwencji hydra zżarła nasze dzieci, a jej obiecanki co do szczęśliwego i spokojnego życia emeryckiego okazały się ułudą" - twierdzi Haydukiewicz.

Czy możliwe jest wieczne nalewanie z dzbana, który nie ma dna? Haydukiewicz odpowiada: "(...) trzeba też do niego coś wlewać: pracę ludzkich rąk. Jeśli takie ręce się nie rodzą, przez jakiś czas można udawać nalewanie: można pożyczać, zadłużać się, radośnie-oszukańczo-kreatywnie księgować. Ale to zabija w człowieku wolę walki o przetrwanie, zabija innowacyjność, pomysłowość, pracowitość i skłonność do ryzyka. Możemy gnuśnieć, bo nie mamy dla kogo się starać, a jeśli już mamy i chcemy, to nie warto, bo państwo w ramach nalewania do dzbana, z którego ponad miarę rozdaje, zabiera nam coraz więcej w postaci haraczu.

Dr Haydukiewicz zauważa, że kryzys demograficzny grozi tym, że za jakiś czas zacznie brakować ludzkich rąk, które będą wytwarzać dochód narodowy. "To zagrożenie dodatkowo wzmacnia socjalistycznie ułożona gospodarka Europy" - twierdzi rozmówca "Polonia Christiana" i dodaje - "Gdybyśmy popatrzyli na klasyczne założenia dziewiętnastowiecznej ekonomii, doszlibyśmy do wniosku, że dzisiejsza Europa w mniejszym lub większym stopniu realizuje postulaty socjalizmu m.in. przez państwowe redystrybuowanie dóbr, przez wysokie podatki i przymusowe składki na emerytury. Oddajemy horrendalne sumy do państwowego worka".

Zdaniem Haydukiewicza państwo nie powinno zajmować się socjalnym wspieraniem rodzin, gdyż pomoc socjalna tak naprawdę niszczy ludzi. "Osobiście jestem zwolennikiem wolnej kapitalistycznej gospodarki, którą uważam za dużo zdrowszą, ponieważ nie karze za dobre cechy prowadzące do bogacenia się, nie deprawuje ludzi prowokując ich do lenistwa, i nie promuje życia na koszt innych - przymuszanych do utrzymywania "uprzywilejowanych" przez niezdrowe regulacje prawne, zwłaszcza podatkowe. Wolna gospodarka kapitalistyczna prowokuje do konkretnych zachowań: gdy jestem w pełni sił zawodowych - z zaangażowaniem pracuję, część pieniędzy odkładam, a na starość konsumuję moje oszczędności. Taki system jest stabilny, a przede wszystkim - uczciwy, moralnie właściwy.

Lech Haydukiewicz przewiduje, że państwom trudno będzie przyznać, że są bankrutami, dlatego stosować się będzie rozmaite sposoby, by tego socjalistycznego potwora ratować - np. coraz częściej padać będzie pytanie o możliwość zabijania starców, czyli o eutanazję. Starcy będą w końcu stanowić olbrzymie obciążenie dla budżetu. Niemoralny u źródeł socjalizm będzie się posuwał do coraz bardziej niemoralnych rozwiązań.

Obecny system ubezpieczeń przyczynia się - zdaniem Haydukiewicza - do tego, że coraz bardziej biedniejemy. "Zabiera nam się coraz więcej pieniędzy, a równocześnie utwierdza się nas w przekonaniu, że przeżyjemy, bo emerytura - biedna, bo biedna - ale będzie. Taki sposób myślenia sprawia, że społeczeństwo się nie rozwija. Nie ma kumulacji kapitału, nie ma inwestycji, nie ma odwagi ryzykowania kapitałem i używania inteligencji, by stworzyć biznes" - twierdzi Haydukiewicz.

Czy jest nadzieja? Zdaniem rozmówcy "Polonii Christiana", może nią być silna własna gospodarka. "Nadzieja na dobrze ułożoną gospodarkę jest wtedy, gdy państwo nie rości sobie prawa do zarządzania pieniędzmi obywateli - poza znikomym procentem - i nie ogranicza ludzi rozbudowanym prawem. Obywatele mogą być wtedy silni i bogaci" - twierdzi Lech Haydukiewicz i dodaje: "(...) potrzebne jest państwo, które zabezpieczy naszą wolność, a filozofię gospodarki ustawi tak, aby sprzyjała dobrym ludzkim zachowaniom".
http://prokapitalizm.pl/socjalizm-zabija-w-czlowieku-wole-walki.html
 
Do góry Bottom