Kredyt, lichwa, bankowość w historii Polski / Świata

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
W sumie przydałby się temat historyczno - ekonomiczny, podobnie jak to było z etatyzmem w II RP, ale o systemach bankowych. Można byłoby wrzucić jakieś newsy czy ciekawostki o islamskiej bankowości i inne podobne rzeczy, niekoniecznie z prac naukowych, ale nawet jakichś popularyzatorskich pozycji. Uznałem, że ten artykuł się nada. Fajnie by było, gdyby ktoś mógł sprawdzać czy nie ma tam błędów czy przeinaczeń. Taki fragmencik:

Od momentu, gdy wygnani z Hiszpanii Żydzi sefardyjscy wymyślili weksel, papier gwarantujący zwrot długu i nietracący ważności, gdy zmieniał właściciela, rozpoczęła się na Zachodzie era banków. Instytucje te powstawały w coraz większej liczbie, ułatwiając prowadzenie wymiany handlowej oraz inwestowanie. Pomiędzy centrum finansowym Europy, jakim stały się Niderlandy, a Gdańskiem i Krakowem bankowe weksle wędrowały już w XV w. Ale przepływ ten nasilił się, gdy na Stary Kontynent zaczęło przybywać złoto z kopalń odkrytych w Ameryce. Dzięki niemu Zachód mógł kupować więcej polskiego zboża, drewna, futer. W ciągu stu lat po tym, jak w 1492 r. Kolumb odkrył Nowy Świat, wartość produktów wywożonych z Rzeczypospolitej przez Gdańsk wzrosła ok. 300-krotnie.

"System wielkiego eksportu płodów rolnych oparty był w dużym stopniu na systemie zaliczek udzielanych pod zastaw przyszłych zbiorów" - pisze prof. Henryk Samsonowicz w opracowaniu pt. "Początki banków prywatnych w Polsce". Wedle oceny naukowca wszystkie międzynarodowe transakcje odbywały się w Gdańsku dzięki wcześniejszemu ich skredytowaniu. Tymczasem długo nie powstał w mieście bank z prawdziwego zdarzenia. Udzielaniem pożyczek parały się pojedyncze osoby oraz zupełnie niekojarzące się z tym instytucje. Lichwiarzy narzucających odsetki w wysokości ponad 25 proc. w skali roku było całe mrowie. Ale ściągany przez nich haracz okazywał się na tyle bolesny, że kredytowaniem transakcji handlowych zajęła się także rada miejska Gdańska. W jej ślady poszły bractwa religijne, co nie było niczym dziwnym, ponieważ robił to na Pomorzu już z powodzeniem zakon krzyżacki. Przy czym krzyżacy bywali gorsi od lichwiarzy, udzielając kredytów oprocentowanych na 32,5 proc. rocznie. Pierwszą gdańską instytucją finansową prowadzoną przez duchownych stał się szpital św. Jakuba, miejsce, gdzie na co dzień schronienie znajdowali chorzy i nędzarze. To tam kupcy mogli się zadłużyć na poczet przyszłych transakcji. Płacone przez nich odsetki przeznaczano (przynajmniej oficjalnie) na działalność szpitala, co rozgrzeszało kredytodawców z napiętnowanego przez Pismo Święte grzechu lichwy.

Pierwszy klasyczny bank w Gdańsku założono na kredyt. Kramarz Hans Bolis zaciągnął równocześnie aż 19 pożyczek u lichwiarzy, kupców i w radzie miasta na sumę ponad 2,3 tys. grzywien. To, że je dostał, było samo w sobie dość zaskakujące. "Rzecz o tyle ciekawa, że sam Hans Bolis nie należał do władz miasta, nie posiadał nieruchomości, a w tymże 1484 r. udzielał pożyczek innym, raczej uboższym mieszkańcom Gdańska" - zapisał prof. Samsonowicz. Cała sztuka polegała na tym, żeby pożyczyć od kogoś na dłuższy termin i niższy procent, a potem zaoferować biedniejszym gdańszczanom wysoko oprocentowane kredyty krótkoterminowe. Pożyczający pieniądze Bolisowi szukali długoterminowej lokaty kapitału, bo były kramarz gwarantował im aż 10 proc. zysku rocznie.

Gdańskim doświadczeniom bacznie przyglądały się inne polskie miasta. Wkrótce i w nich władze samorządowe zajęły się działalnością kredytową. W Krakowie, Lwowie, Poznaniu i Toruniu powstawały też pierwsze prywatne banki, które zakładały zamożne rody mieszczańskie. Instytucje te zapewniały przepływ kapitału pomiędzy największymi bogaczami a drobnymi pożyczkobiorcami. Jednak nim okrzepły, stanęły oko w oko z bardzo groźnymi konkurentami.

Żydzi i jezuici
W średniowiecznej Polsce każdy król i możnowładca miał swojego zaufanego żydowskiego bankiera. Z Kazimierzem Wielkim związany był znany z talentu do pomnażania fortuny Lewko. Władca w zamian za dostęp do nieograniczonego kredytu zaoferował bankierowi m.in. dzierżawę królewskiej mennicy oraz stanowisko zarządcy kopalni soli w Wieliczce. Czasami obrotny finansista obsługiwał kilku klientów. Za jednego z najzamożniejszych ludzi XV-wiecznej Europy Wschodniej uchodził Abraham z Opola. Choć tak go nazywano, na co dzień mieszkał we Wrocławiu i to tam zajmował się działalnością kredytową. Wedle zachowanych ksiąg z 1453 r. miał zaledwie 35 dłużników. Ale nie liczyła się liczba, tylko jakość. Abraham z Opola kredytował książąt: legnickich, cieszyńskich i brzeskich oraz przedstawicieli arystokratycznych rodów, m.in. z Wrocławia, Trzebnicy, Świdnicy i Wołowa. Procenty, jakie od nich uzyskiwał, w zupełności wystarczyły na zbudowanie fortuny.

Jednak Lewka i Abrahama z Opola trudno uznać za twórców banków. Nie pośredniczyli w przepływie gotówki, obsługiwali nielicznych klientów, nie prowadzili lokat. Gdy produkcja rolna w Rzeczypospolitej błyskawicznie się rozwijała, kredyt oraz możliwość lokowania oszczędności stawały się dla szlachty i mieszczan coraz bardziej poszukiwanym dobrem. Nieliczne banki w dużych miastach nie potrafiły zapewnić go w satysfakcjonującej ilości. Wówczas taką rolę wzięły na siebie żydowskie domy bankowo-handlowe oraz kahały, czyli gminy wyznaniowe. "Zwało się to lokatami (na synagogach)" - opisuje Stefan Bratkowski w książce "Nieco inna historia cywilizacji". Żydowska gmina udzielała pożyczek i przechowywała oszczędności od klientów, gwarantując zysk w wysokości 7-10 proc. w skali roku. Zabezpieczenie lokat stanowił majątek wszystkich członków kahału. "Kapitały co większych kahałów rosły w XVIII w. do rzędu nawet kilkudziesięciu tysięcy dukatów holenderskich, czyli do 10 ton złota" - pisał Bratkowski.

Jednak ten ogromy zasób gotówki nie pracował na rozwój gospodarki Rzeczypospolitej. Żydzi bali się, że szlachta złamie reguły gry i będąc w potrzebie, zawłaszczy majątek starozakonnych. Dlatego główne zasoby finansowe lokowali w bankach w Amsterdamie. Ale nie to było przyczyną nienawiści, jaką obywatele wyznania mojżeszowego zaczęli wzbudzać w innych mieszkańcach Rzeczypospolitej. Zwykłych ludzi najbardziej drażnili drobni lichwiarze w miasteczkach i na wsiach. Tam przeważnie Żydzi prowadzili karczmy, a przy okazji trudnili się dawaniem kredytu oprocentowanego nawet na 50 proc. w skali roku. Mogli sobie pozwolić na tak paskarskie odsetki, ponieważ tylko oni zapewniali chłopom dostęp do pożyczek. Ponadto szlachta ochraniała Żydów w zamian za udział w zyskach, a całe odium nienawiści spadało na starozakonnych. Kiedy na Ukrainie wybuchł bunt Chmielnickiego, miejscowa ludność mordowała polskich panów, ale z dużo większą zaciekłością tropiono i wyrzynano wszystkich Żydów wraz z całymi rodzinami. Jednak trwające dwa stulecia czasy prosperity finansowej rekompensowały wzbudzaną nienawiść. Sławny francuski filozof i encyklopedysta Denis Diderot, zapoznawszy się z polskimi realiami, nazwał w połowie XVIII w. Rzeczypospolitą mianem - paradis Judaeorum (żydowskim rajem).

Nie był on jednak doskonały, a to za sprawą obrotnego jezuity Piotra Skargi. Ów duchowny postanowił przenieść na polski grunt pomysły franciszkanów: Jana Kapistrana i Bernardyna z Sieny. Założyli oni w 1462 r. w Perugii towarzystwo dobroczynne montes pietatis, przekształcone później w bank pobożny. Udzielał on nisko oprocentowanych pożyczek (maksymalnie 10 proc. rocznie), dzięki czemu biedniejsze osoby nie musiały korzystać z usług lichwiarzy.

Inicjatywa dwóch mnichów, uznanych potem przez Kościół za świętych, odniosła na Zachodzie wielki sukces, ale długo pozostawała niezauważona w Polsce. Dopiero w marcu 1587 r. Piotr Skarga postanowił uruchomić w Krakowie pierwszy bank pobożny, korzystając z zasobów prowadzonego przez siebie od kilku lat Bractwa Miłosierdzia. Towarzystwo początkowo opiekowało się porzuconymi dziećmi, wspierało ubogich uczniów, fundowało posagi dla panien z biednych rodzin. Członkami bractwa była elita stołecznego grodu z królem Zygmuntem III Wazą na czele. Skarga namówił ich, aby do statutu towarzystwa dołożyć punkt pozwalający organizacji "swego kapitału udzielać bezprocentowej pożyczki".

W założeniu wysokość kredytu nie mogła przekroczyć 50 złotych polskich i musiał on być spłacony w ciągu roku. Wkrótce jezuita zaczął uruchamiać filie banku w innych dużych miastach. "Jest jeszcze jedna wielka nędza i częste utrapienie ludzkie, gdy ubodzy i potrzebni nie mają gdzie na czas pożyczyć pieniędzy: a jeśli jest kto pożyczający, tedy darmo bez lichwy i wielkiej a okrutnej czasami nic nie uczyni" - uzasadniał te działania Skarga w drugim kazaniu o miłosierdziu.

Przy okazji potępiał wszystkich lichwiarzy. "Żydowie na tym są, u których ubogim wiele zastaw w lichwie ginie. Lecz chrześcijanie drudzy gorszy są i łakomszy, i zmów wiele mają z Żydami, na ciężkie łupiestwo braciej swojej" - mówił. Banki pobożne okazały się dochodową inicjatywą i przeżyły fundatora. Prowadzili je jezuici aż do ogłoszenia kasaty zakonu przez papieża Klemensa XIV w 1773 r. Rozgrywki polityczne w Watykanie sprawiły, że w Polsce pojawiła się w bankowości luka dająca szansę na własny bank ludziom, którzy nie byli ani zakonnikami, ani Żydami.
Wrzucajcie co Wam wpadnie w ręce w podobnej tematyce.
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wrzucam co mi wpadło w ręce w podobnej tematyce: [fragment - całość na mises.pl]

Böhm-Bawerk: Zwalczanie procentu ze strony starożytnych filozofów i kanonistów
Opublikowano 6 stycznia 2015 | Autor: Eugen von Böhm-Bawerk
Autor: Eugen Böhm von Bawerk
Tłumaczenie: Władysław Zawadzki

Tekst stanowi rozdział II książki Kapitał i zysk z kapitału Eugena Böhm-Bawerka (tom I, 1884; tom II, 1889). Tłumaczenie pochodzi z 1924 roku, a pełna wersja elektroniczna jest dostępna na naszym portalu w ramach Internetowej Biblioteki Ekonomicznej. Redakcja mises.pl prowadzi prace nad II wydaniem elektronicznym.

[...]

Jak słusznie zauważył Roscher, na najniższych stopniach kultury gospodarczej występuję stale silna odraza do pobierania procentu. Kredyt celowy, twórczy, jest wówczas mało rozwinięty, prawie wszystkie pożyczki zaciągane są w celach spożywczych, lub z nędzy. Wierzyciel jest zazwyczaj bogaty, dłużnik biedny, i pierwszy ukazuje się w znienawidzonej postaci człowieka, zabierającego jako procent część tego mizernego dobytku biedaka, by dołączyć ją, do swoich nadmiernych bogactw. Nic więc dziwnego, iż zarówno świat starożytny, który pomimo pewnego rozpędu gospodarczego, nie posiadał jednak silnie rozwiniętego pojęcia kredytu, jak i chrześcijańskie średniowiecze, cofnięte po upadku rzymskiej kultury w życiu gospodarczem, jak i w tylu innych rzeczach, do stanu całkiem prymitywnego, odnosiły się do procentu od pożyczek w najwyższym stopniu niechętnie. Niechęć ta pozostawiła po sobie pomniki w dziełach i aktach obu tych okresów. Wrogie procentowi wystąpienia świata starożytnego nie są właściwie nieliczne, lecz nie posiadają głębszego znaczenia dla rozwoju historji doktryn. Składa się na nie w części pewna ilość aktów prawodawczych, zabraniających pobierania procentu, wśród których są sięgające bardzo odległych czasów[2], w części zaś z mniej lub więcej przypadkowych orzeczeń filozofów i filozofujących pisarzy.

Prawne zakazy pobierania procentu mogą być wprawdzie uważane za wyraz silnego i rozpowszechnionego przekonania o naganności pobierania procentu, nie są jednak wyraźnie oparte na teorji, a w każdym razie na nią się nie powołują. Filozofujący myśliciele znowu, jak Plato, Arystoteles, obaj Katonowie, Seneca, Cicero, Plautus i inni, dotykają zwykle problematu procentu tak pobieżnie, że pomijają teoretyczne umotywowanie swego wrogiego procentowi wyroku, a ponadto zajmują się tą sprawą w taki sposób, że niewiadomo, czy niechętni są pobieraniu procentu ze względu na jakieś specjalne zawarte w nim zło, czy też ze względu na ogólny wynik – zwiększanie znienawidzonego bogactwa.[3]

Jeden jedyny ustęp w starożytnej literaturze posiada, zdaniem mojem, bezpośrednią wartość dla historji doktryny, gdyż pozwala wyprowadzić określony pogląd autora na gospodarczą istotę zysku z kapitału: jest to wielokrotnie cytowany ustęp z pierwszej księgi arystotelesowskiej „Polityki”. Arystoteles mówi tam (III, 23): „Ponieważ ostatnia (działalność zarobkowa) ma, jak powiedziano, podwójny charakter, jedną stroną należąc do handlu, drugą do gospodarstwa domowego, przyczem ta ostatnia uważana jest za konieczną i godną pochwały, a tamta dotycząca handlu słusznie uznana za naganną (gdyż nie jest zgodną z naturą, lecz opartą na obustronnem oszustwie); więc rzemiosło lichwiarza z najzupełniejszą słusznością jest znienawidzone, ponieważ dochód wyciągany w niem jest z samych pieniędzy, nie używanych do tego, do czego zostały wynalezione. Wynalezione bowiem zostały dla wymiany towarów, a procent powiększa je, skąd też uzyskał swoją nazwę (τòχος); gdyż urodzeni podobni są rodzącym. Procent zaś (zysk) jest pieniądzem z pieniądza, tak, że ze wszystkich sposobów zarobkowania ten jest najprzeciwniejszym naturze”.

Dogmatyczne jądro tego sądu daje się ująć w krótkich słowach: pieniądz z natury swojej jest bezpłodny. – Zysk, który wierzyciel ciągnie ze swojej pożyczki, nie może więc pochodzić z własnej gospodarczej siły pieniądza, tylko z oszukaństwa w stosunku do dłużnika („έπ’άλλήλωυ έστίυ”); procent jest więc godnym potępienia i nieprawidłowym dochodem, płynącym z oszukaństwa.

[...]
Bolduję, bo ostatnio było sporo hejtu na Platona a tymczasem Arystoteles nie był wcale lepszy. Taki mieli klimat. Trzeba jasno powiedzieć, że i starożytność, jeżeli idzie o wiedzę ekonomiczną elit, należała w całości do spierdolin. Niemal zupełnie jak dziś... :) Inna sprawa, że oni nie wiedzieli a dzisiaj durne tłumoki nawet nie raczą się zaznajomić z odpowiednimi książkami i bredzą dokładnie to samo co ludzie przed dwoma tysiącami lat.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
5 sekund myślenia i wymyśliłem, że lichwa to to samo, co opłata za przesył pieniędzy. Skoro pożyczka bez procentu jest wg nich dobra i opłata za transport (pieniędzy) też jest dobra, to lichwę można traktować jak transport pieniądza, raz w jedną, raz w drugą stronę. Tyle że transportujący jest jednocześnie pożyczającym.
 

Krig91

Member
79
20
- Dlaczego jak sprzedaję samochód załóżmy na raty to nie ma problemu mogę zarobić. Ale jak sprzedaję pieniądz na raty to nie mogę.
- AAAA! Bo to pieniądz ty go masz bo jesteś wstrętnym kapitalistą wyzyskiwaczem, a auto trzeba zrobić napracować się.
- No tak ale pieniądz też trzeba zarobić...
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Ciekawy artykuł o portugalskim fałszerzu pieniędzy napisany przez autorkę o dużej wiedzy ekonomicznej, nawet wspomina Rothbarda.
Ciekawy sposób na obalenie państwa:

Społeczne i polityczne skutki całego przedsięwzięcia były najwyższą ceną za klęskę przedsięwzięcia Reisa. Społeczeństwo okazało kompletną utratę zaufania do rządu. System demokratyczny został ostatecznie skompromitowany, bo oznaczał to, co najgorsze – korupcję, utratę kontroli nad gospodarką, rosnącą biedę i inflację. Kto walczył na pięści i łokcie u drzwi banków, by wymienić uczciwie zarobione pieniądze na inne nominały, ten nienawidził władzy, która dopuściła do tej sytuacji. Świat eleganckich dżentelmenów w tużurkach był światem anarchii, gdzie skandale goniły się niczym konie na wyścigach, a od obalenia monarchii w kraju ukonstytuowało się kilkadziesiąt rządów. Nikt nie chciał tego świata. Nie chcieli go wywodzący się z ludu wojskowi. W 1926 miał miejsce udany wojskowy przewrót. W ciągu jednego roku zrównoważono budżet, opanowano inflację i bezrobocie, obywatele odetchnęli w spokoju. W 1932 do władzy doszedł Antonio Salazar, wcześniej bardzo sprawny minister finansów. Jako dyktator rządził Portugalią niepodzielnie aż do 1968 roku.

https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/wszystko-albo-nic/
 
Do góry Bottom