- Zbanowani
- #1
Salem
Born again
- 59
- 247
Subiektywna lista filmów pokazujących jak to będzie. Przeważa faktor akapu w akapie, filmy o przetrzymywaniu siebie bądź kogoś w piwnicy opiszmy przy innej okazji.
(w spoilerach poglądowe foty)
Mad Max 1/2/3 - 4/?/?
Przedstawiać nie trzeba, wspomnę jedynie, że Hardy ma zakontraktowane kolejne dwa filmy o wojowniku szos. Troszkę (troszeńkę) więcej fabuły i będzie pięknie.
Hardware (1990)
Zdecydowanie najpiękniejsza jest pierwsza część filmu, racząca VHSową wizją post-apo świata. Dalej mamy równie kasetową rozpierduchę z errorowatym robotem w roli głównej. Nienaganne to jednak przejście i ten film na prawdę dobrze się ogląda nawet po niemal 3 dekadach. Ma się wrażenie, że twórcy najwierniej by oddali klimat "Fallouta" - i właśnie szkoda, że nie poszli w to full. Still, perełka lat 90.
The Quiet Earth (1985)
Mniej znana produkcja, opowiadająca o kolesiu, który jak się zdaje został sam na Ziemi. Ciekawa, niskobudżetowa rzecz z mocnym, niejednoznacznym finałem. Więcej szaleństwa i samotnej goryczy niż akcji, ogląda się to jednak dobrze. Film z rodzaju tych, na które aż dziwne że ktoś dał pieniądze.
Salad Fingers (animacja)
LINK DO CAŁOŚCI
Rzecz kultowa, jeden z pierwszych viralów i to jeszcze przed YT. Ociera się moim zdaniem o arcydzieło, klimat przy którym zarumieniłby się Lynch. Interpretacji jest masa, nie da się streścić tego rozsądnie. Rzecz jednak dzieje się w ewidentnie apokaliptycznej scenerii, a główny bohater interpretowany jest jako survivor wojny atomowej, który nabawił się ciężkiej schizofrenii. Być może... z pewnością zaś jest aspim pociągniętym do granic, a klimat jak mówię jest nie do podrobienia. Interpretacje na YT bywają genialne, nie rażąc, jak i ów animacja, snobizmem czy innym przeintelektualizowaniem.
Cloverfield Lane 10 (2016)
Schron w którym rządzi John Goodman, wmawiający bohaterom i widzom, że na zewnątrz szerzy się atomowa zaraza. Opis myślę wystarczy, a dopowiem, że nie zjebali tego.
Take Shelter (2011)
Założenie w pewnym sensie podobne co wyżej, tyle że tu mamy równie świetnego co Goodman Shannona, rządzonego obsesją budowania schronu w przeświadczeniu o nadciągającej apokalipsie. I znów, jak wyżej - widz jest wodzony za nos, nie wiedząc do końca co jest fantazją głównego bohatera, a co prawdą.
Stalker (1979)
Najnudniejsza, ale być może też najpiękniejsza post-apokalipsa. Pomyśleć, że ekipa filmowa pomarła przez ten film.
O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji (1984)
Pan Szulkin ponoć miał zacięcie do końca świata i jak na polaka robił zadziwiająco znośne sci-fi. Widzałem tylko "O-bi...", który z jednej strony potwierdza, że w Hollywood nie mamy czego szukać, z drugiej zaś imponuje, bo to faktycznie solidne, trzymające się reguł sci-fi. W pewnym sensie to anty-hollywoodzkie podejście dodaje zresztą pewnego uroku. To nie jest film, który odnalazłby się na wielkim ekranie, ani na Polsacie, ani też na kasecie VHS (choć mimo wszystko do tej ostatniej mu chyba najbliżej). Co to w takim razie jest? Ano unikat. Fabularnie wariacja na temat społeczeństwa zamkniętego w mega schronie, choć to rzecz jasna spore uproszczenie. To co najbardziej razi to chyba zbyt teatralne podejście, które jednak można równie dobrze uznać za something speeeszzzyl, zwłaszcza dziś.
Ebola Syndrome (1996)
"Hong Kong, rok 1986: Pracownik restauracji morduje swojego szefa i maltretuje jego żonę, po czym ucieka do Południowej Afryki gdzie gwałci Zuluskę zarażoną wirusem ebola. Jakiś czas później pracuje już w innej resteuracji. Tu również morduje swojego szefa i jego żonę (uprzednio ją zgwałciwszy). Na tym jednak się nie kończy - mężczyzna kroi ich na kawałki, po czym robi z nich mięso do hamburgerów, które później sprzedaje. W ten sposób wirus się rozprzestrzenia. Kiedy policja wpada na jego trop, ten wraca do Hong Kongu. Tam również sieje zarazę." Podobał mi się ten film.
Monsters (2010)
W zasadzie do bólu klasyczne i sentymentalne love story, tyle że w otoczce apokalipsy. Dziwny film, który obrał sobie wydawałoby się najmniej ciekawą ścieżkę, bo ów armagedon odbywa się jakoś tak w tle, będąc raczej settingiem aniżeli motywem przewodnim. Dawno oglądałem, i chyba na kacu, może dlatego ów klimat i romantyczność tego filmu mocno mnie urzekły. Spokojny, refleksyjny film z walącym się wkoło światem... no to jest jednak coś.
Nobi (1959)
W zasadzie to jest film wojenny, ale skupia się jednak na, nazwijmy to, 'gruzach'. "Tamura, przymierający głodem żołnierz zdziesiątkowanej japońskiej armii, wędruje przez Leyte, poszukując pozostałych przy życiu oddziałów.". Pamiętam, że spore wrażenie na mnie zrobił mimo swoich lat i mojej w sumie awersji do żołnierskich klimatów. Defetyzm for sure, ale wbrew pozorom to nie jest jakoś specjalnie ciężki film.
Underground (1995)
Fabularnie to w jakimś tam sensie jak wyżej (tj. pobojowisko), choć zupełnie inne klimaty, inny czas, inne miejsce. Nie przepadam za Kusturicą kompletnie, ale ten film jest po prostu kurwa dobry.
Battle Royale (2000)
Na papierze to brzmi wyjątkowo dennie, bo przecież bezludna wyspa i banda nastolatków, która ma się zabijać. To jednak stone cold klasyczek, głębszy niż mogłoby się wydawać, a przy tym solidnie zrobiony. No i Kitano.
Lord of the Flies (1990)
A tak wrzucam żeby małoletni bywalkerzy doznali szoku, że nazwa ich ulubionej, debilnej kreskówki nie jest z dupy.
The Toxic Avenger (1984)
Musiałem.
Do uzupełnienia wkrótce:
"Threads" (1989)
"The Day After" (1983)
"The Last Man on Eath" (1964)
"The Last Days" (2014)
(w spoilerach poglądowe foty)
Mad Max 1/2/3 - 4/?/?
Przedstawiać nie trzeba, wspomnę jedynie, że Hardy ma zakontraktowane kolejne dwa filmy o wojowniku szos. Troszkę (troszeńkę) więcej fabuły i będzie pięknie.
Hardware (1990)
Zdecydowanie najpiękniejsza jest pierwsza część filmu, racząca VHSową wizją post-apo świata. Dalej mamy równie kasetową rozpierduchę z errorowatym robotem w roli głównej. Nienaganne to jednak przejście i ten film na prawdę dobrze się ogląda nawet po niemal 3 dekadach. Ma się wrażenie, że twórcy najwierniej by oddali klimat "Fallouta" - i właśnie szkoda, że nie poszli w to full. Still, perełka lat 90.
The Quiet Earth (1985)
Mniej znana produkcja, opowiadająca o kolesiu, który jak się zdaje został sam na Ziemi. Ciekawa, niskobudżetowa rzecz z mocnym, niejednoznacznym finałem. Więcej szaleństwa i samotnej goryczy niż akcji, ogląda się to jednak dobrze. Film z rodzaju tych, na które aż dziwne że ktoś dał pieniądze.
Salad Fingers (animacja)
LINK DO CAŁOŚCI
Rzecz kultowa, jeden z pierwszych viralów i to jeszcze przed YT. Ociera się moim zdaniem o arcydzieło, klimat przy którym zarumieniłby się Lynch. Interpretacji jest masa, nie da się streścić tego rozsądnie. Rzecz jednak dzieje się w ewidentnie apokaliptycznej scenerii, a główny bohater interpretowany jest jako survivor wojny atomowej, który nabawił się ciężkiej schizofrenii. Być może... z pewnością zaś jest aspim pociągniętym do granic, a klimat jak mówię jest nie do podrobienia. Interpretacje na YT bywają genialne, nie rażąc, jak i ów animacja, snobizmem czy innym przeintelektualizowaniem.
Cloverfield Lane 10 (2016)
Schron w którym rządzi John Goodman, wmawiający bohaterom i widzom, że na zewnątrz szerzy się atomowa zaraza. Opis myślę wystarczy, a dopowiem, że nie zjebali tego.
Take Shelter (2011)
Założenie w pewnym sensie podobne co wyżej, tyle że tu mamy równie świetnego co Goodman Shannona, rządzonego obsesją budowania schronu w przeświadczeniu o nadciągającej apokalipsie. I znów, jak wyżej - widz jest wodzony za nos, nie wiedząc do końca co jest fantazją głównego bohatera, a co prawdą.
Stalker (1979)
Najnudniejsza, ale być może też najpiękniejsza post-apokalipsa. Pomyśleć, że ekipa filmowa pomarła przez ten film.
O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji (1984)
Pan Szulkin ponoć miał zacięcie do końca świata i jak na polaka robił zadziwiająco znośne sci-fi. Widzałem tylko "O-bi...", który z jednej strony potwierdza, że w Hollywood nie mamy czego szukać, z drugiej zaś imponuje, bo to faktycznie solidne, trzymające się reguł sci-fi. W pewnym sensie to anty-hollywoodzkie podejście dodaje zresztą pewnego uroku. To nie jest film, który odnalazłby się na wielkim ekranie, ani na Polsacie, ani też na kasecie VHS (choć mimo wszystko do tej ostatniej mu chyba najbliżej). Co to w takim razie jest? Ano unikat. Fabularnie wariacja na temat społeczeństwa zamkniętego w mega schronie, choć to rzecz jasna spore uproszczenie. To co najbardziej razi to chyba zbyt teatralne podejście, które jednak można równie dobrze uznać za something speeeszzzyl, zwłaszcza dziś.
Ebola Syndrome (1996)
"Hong Kong, rok 1986: Pracownik restauracji morduje swojego szefa i maltretuje jego żonę, po czym ucieka do Południowej Afryki gdzie gwałci Zuluskę zarażoną wirusem ebola. Jakiś czas później pracuje już w innej resteuracji. Tu również morduje swojego szefa i jego żonę (uprzednio ją zgwałciwszy). Na tym jednak się nie kończy - mężczyzna kroi ich na kawałki, po czym robi z nich mięso do hamburgerów, które później sprzedaje. W ten sposób wirus się rozprzestrzenia. Kiedy policja wpada na jego trop, ten wraca do Hong Kongu. Tam również sieje zarazę." Podobał mi się ten film.
Monsters (2010)
W zasadzie do bólu klasyczne i sentymentalne love story, tyle że w otoczce apokalipsy. Dziwny film, który obrał sobie wydawałoby się najmniej ciekawą ścieżkę, bo ów armagedon odbywa się jakoś tak w tle, będąc raczej settingiem aniżeli motywem przewodnim. Dawno oglądałem, i chyba na kacu, może dlatego ów klimat i romantyczność tego filmu mocno mnie urzekły. Spokojny, refleksyjny film z walącym się wkoło światem... no to jest jednak coś.
Nobi (1959)
W zasadzie to jest film wojenny, ale skupia się jednak na, nazwijmy to, 'gruzach'. "Tamura, przymierający głodem żołnierz zdziesiątkowanej japońskiej armii, wędruje przez Leyte, poszukując pozostałych przy życiu oddziałów.". Pamiętam, że spore wrażenie na mnie zrobił mimo swoich lat i mojej w sumie awersji do żołnierskich klimatów. Defetyzm for sure, ale wbrew pozorom to nie jest jakoś specjalnie ciężki film.
Underground (1995)
Fabularnie to w jakimś tam sensie jak wyżej (tj. pobojowisko), choć zupełnie inne klimaty, inny czas, inne miejsce. Nie przepadam za Kusturicą kompletnie, ale ten film jest po prostu kurwa dobry.
Battle Royale (2000)
Na papierze to brzmi wyjątkowo dennie, bo przecież bezludna wyspa i banda nastolatków, która ma się zabijać. To jednak stone cold klasyczek, głębszy niż mogłoby się wydawać, a przy tym solidnie zrobiony. No i Kitano.
Lord of the Flies (1990)
A tak wrzucam żeby małoletni bywalkerzy doznali szoku, że nazwa ich ulubionej, debilnej kreskówki nie jest z dupy.
The Toxic Avenger (1984)
Musiałem.
Do uzupełnienia wkrótce:
"Threads" (1989)
"The Day After" (1983)
"The Last Man on Eath" (1964)
"The Last Days" (2014)
Ostatnia edycja: