DysKordian
New Member
- 252
- 4
Giga, nie sądzę żeby "wolny rynek" przeciwko któremu protestują, rozumieli identycznie jak libertarianie. Gdyby pryncypialnie sprzeciwiali się idei wolnego handlu, to np. nie broniliby targowiska we Wrocławiu (swoją drogą, jakoś nie słyszałem żeby libertarianie planowali w związku z tym jakąkolwiek akcję). To raczej kwestia stosowania innego języka opisu rzeczywistości.
Przynajmniej identycznie jak lewicowi libertarianie, bo czytając posty np. Avx można dojść do wniosku, libertarianizm to tak naprawdę tylko nieco dalej idący neoliberalizm. Deklaratywnie sprzeciwia się państwu, ale kwestia restytucji jego ofiar i rozliczenia beneficjentów państwowej machiny przemocy niespecjalnie leży w polu jego zainteresowania (lub też zawęża swoją optykę do odbiorców pomocy społecznej, standardowych chłopcach i dziewczynkach do bicia dla mainstreamowych libertarian - choć IMHO stawianie ich w roli beneficjentów państwa zakrawa na kpinę). Co przecież stoi w jaskrawej sprzeczności z tym co głosił np. Konkin i Rothbard w swoim dobrym okresie, o Karlu Hessie nie wspominając.
Szczerze powiedziawszy, gdy czytam o "zaprowadzających wolność" libertariańskich bojówkach, to sam mam nienajlepsze skojarzenia. A gdybym jeszcze miał czerpać swoją wiedzę nt. libertarianizmu z natchnionych pism Hoppego, leśno-pogańskich tyrad Wszebąda i wypowiedzi reszty wesołej gromadki z mikke.fora.pl, to chyba bym także dostawał piany na ustach, na sam dźwięk słów "wolny rynek". I niestety, tacy głównie ludzie agitują za libertarianizmem. Zajebać ich nie zajebiecie, ale przecież można sobie powiedzieć "nara, nie mamy ze sobą nic wspólnego", przenieść zabawki do innej piaskownicy i skończyć z mitem libertariańskiej jedności. Ja w każdym razie, mając w pamięci "libertarian od KoLibra" mogę ze spokojnym sumieniem stwierdzić, że nawet na browara z tego typu ludźmi nie chciałbym się więcej ustawiać.
I jeszcze taka refleksja. Samo zniesienie legalistycznie pojmowanej własności prywatnej nie musi oznaczać atrofii własności prywatnej rozumianej ekonomicznie, jako sprawowanie kontroli nad danym zasobem. Ergo rynek nie znika. Zapewne stopień rozproszenia i cyrkulacji zasobów byłby większy, niż w naszej sztucznie skartelizowanej gospodarce, ale to raczej problem dla kogoś zafiksowanego na punkcie gromadzenia i posiadania, dla samego gromadzenia i posiadania - skłonności (osobiście postrzegam ją jako raczej coś patologicznego), która może, ale nie musi się łączyć z libertarianizmem. Jasio kiedyś skrobnął ciekawy tekst na ten temat, który niestety nie spotkał się z większym odzewem na liberalis.pl. A szkoda, bo jeżeli jego wątpliwości są słuszne, to śmiem twierdzić, że stawiają pod dużym znakiem zapytania wiele z tego, co libertarianie uważają za trafną krytykę socjalizmu.
Przynajmniej identycznie jak lewicowi libertarianie, bo czytając posty np. Avx można dojść do wniosku, libertarianizm to tak naprawdę tylko nieco dalej idący neoliberalizm. Deklaratywnie sprzeciwia się państwu, ale kwestia restytucji jego ofiar i rozliczenia beneficjentów państwowej machiny przemocy niespecjalnie leży w polu jego zainteresowania (lub też zawęża swoją optykę do odbiorców pomocy społecznej, standardowych chłopcach i dziewczynkach do bicia dla mainstreamowych libertarian - choć IMHO stawianie ich w roli beneficjentów państwa zakrawa na kpinę). Co przecież stoi w jaskrawej sprzeczności z tym co głosił np. Konkin i Rothbard w swoim dobrym okresie, o Karlu Hessie nie wspominając.
Szczerze powiedziawszy, gdy czytam o "zaprowadzających wolność" libertariańskich bojówkach, to sam mam nienajlepsze skojarzenia. A gdybym jeszcze miał czerpać swoją wiedzę nt. libertarianizmu z natchnionych pism Hoppego, leśno-pogańskich tyrad Wszebąda i wypowiedzi reszty wesołej gromadki z mikke.fora.pl, to chyba bym także dostawał piany na ustach, na sam dźwięk słów "wolny rynek". I niestety, tacy głównie ludzie agitują za libertarianizmem. Zajebać ich nie zajebiecie, ale przecież można sobie powiedzieć "nara, nie mamy ze sobą nic wspólnego", przenieść zabawki do innej piaskownicy i skończyć z mitem libertariańskiej jedności. Ja w każdym razie, mając w pamięci "libertarian od KoLibra" mogę ze spokojnym sumieniem stwierdzić, że nawet na browara z tego typu ludźmi nie chciałbym się więcej ustawiać.
I jeszcze taka refleksja. Samo zniesienie legalistycznie pojmowanej własności prywatnej nie musi oznaczać atrofii własności prywatnej rozumianej ekonomicznie, jako sprawowanie kontroli nad danym zasobem. Ergo rynek nie znika. Zapewne stopień rozproszenia i cyrkulacji zasobów byłby większy, niż w naszej sztucznie skartelizowanej gospodarce, ale to raczej problem dla kogoś zafiksowanego na punkcie gromadzenia i posiadania, dla samego gromadzenia i posiadania - skłonności (osobiście postrzegam ją jako raczej coś patologicznego), która może, ale nie musi się łączyć z libertarianizmem. Jasio kiedyś skrobnął ciekawy tekst na ten temat, który niestety nie spotkał się z większym odzewem na liberalis.pl. A szkoda, bo jeżeli jego wątpliwości są słuszne, to śmiem twierdzić, że stawiają pod dużym znakiem zapytania wiele z tego, co libertarianie uważają za trafną krytykę socjalizmu.