Jakby ktoś chciał pojechać do Chin.....

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112
Po dwóch miesiącach spędzonych w Qidong dla przestrogi zamieszczam sprawdzone informacje:
- zdecydowana większość chińczyków z którymi rozmawiałem ma nieświeży oddech, mam na ten temat teorię - mieszanka sosu sojowego z dużą ilością soli i cukru plus pozostałe świństwa, które spożywają mlaskając, siorbiąc i bekając nieustannie. Czasami nawet tak się zastanawiałem jak to jest całować się z Chinką, zresztą żadnej ładnej nie widziałem.
- Śniadanie w hotelu ( gwiazdki trzy ): smażone warzywa w dużej ilości oleju przyprawione chińskimi świństwami ( na przykład brokuły w sosie sojowym skąpane w oleju z rana - lubi ktoś z Was? ), słodkie tosty - te z biedronki to prawdziwy przysmak, kawa - w PRLu była lepsza w smaku, sok pomarańczowy - to woda o kolorze pomarańczowym mocno posłodzona, jajka na twardo - po kilku dniach nie możemy ich jeść bo śmierdzą, poza tym nic więcej - koszmar.
- duże sklepy, półki uginające się od towaru ale - sera żółtego nie dostaniemy, jest tylko taki w folii jak u nas Hochland, łosoś wędzony, oliwki, pieczywo, masło - nie ma. O wędlinach w ogóle nie wspominam.
- w restauracjach nie można kupić wody w butelkach, jest piwo, wino ale wody nie mają. Jest Cola ale nie ma Coli Zero. Kiedyś straciłem 10 minut i dostałem szału próbując zamówić Cole Zero, pisałem na kartce "0" i pokazywałem puszkę zwykłej Coli - chińska morda mimo pełnej koncentracji nie mogła pojąć o co mi chodzi.
- kawy sypanej i ziarnistej nie ma, jest tylko instant.
- mięso jest nie do jedzenia - te ze sklepu: piersi z kurczaka, wieprzowina, wołowina - po ugotowaniu śmierdzi. Obecnie w kraju obżeram się polskim mięsem jest przepyszne.
- buty - 8,5 to max a ja potrzebuje 9 - nie mogłem dostać.
- czy to normalne aby serwować 60 dni z rzędu arbuza w restauracji i nic innego albo rąbać kości i robić do tego brunatny sos - przecież jak ktoś jest nieświadomy do straci pół zęba a i tak to wypluje bo kości to je pies a nie człowiek.
- w hotelu nie zamówią ci taxi ( nie potrafią ), z najprostszymi rzeczami jest problem jak parasol ( a jak zaczyna lać to można dostać szału - potoki wody na ulicach bo kanaliza nie wyrabia ), lodówka teoretycznie była dostępna ale przez pierwszy miesiąc słyszałem, nie ma, potem dałem sobie spokój.
- jest KFC i McDonald ale to śmierdzi, nawet to potrafią spieprzyć.
- w restauracjach dla obcokrajowców ( a tylko w takich jadłem, gdzie posiłek kosztuje mniej więcej 100 zł ) do WC i kuchni lepiej nie wchodzić - wszędzie smród i brud.
- kierowcy mają w dupie przechodniów więc lepiej uważać.
- odżywki proteinowe - z głodu chciałem kupić i spożywać jakąś proteinę - nie ma. Czy znacie jakiś chińskich kulturystów? Na tym gównie, które jedzą mięśni nie sposób zbudować.
- jak odwiedzimy sklep z owocami to są tam wyłącznie owoce - warzyw brak, dla wygody klienta.
- jak widzimy elegancką o dziwo cukiernię/piekarnię z kolorowym plakatem w środku przedstawiającym bagietki i bułki to tylko się śmieją i kiwają głowami - maja tylko poster ale już bagietek i bułek nie mają.

Mieszkałem w hotelu dla obcokrajowców, cena za pokój 60USD ( po zniżkach dla firmy ). Więcej rzeczy nie pamiętam i nie chce pamiętać. Głód, Smród, Brud, Syf.
 
D

Deleted member 427

Guest
Na forum jest inny użytkownik, który od dłuższego czasu mieszka w Chinach (pracuje jako tłumacz chyba). Ciekawe, jak odpowie na twoje doświadczenia. W każdym razie, dobry wpis.
 

tolep

five miles out
8 585
15 483
@kalvatn jak to skonfrontujesz z tym



A ceny z tym http://www.numbeo.com/cost-of-living/compare_countries_result.jsp?country1=Poland&country2=China (średnia dla Chin na stosunkowo małej próbce)

I jeszcze jedno zdanko. Nie dziwię się niskiej jakości żarcia i nastawieniu na mozliwie efektywne dostarczanie kalorii (tłuszcz, cukier, bez żadnego nacisku na smak) w takim kraju jak Chiny. Oni przecież jeszcze niedawno chcieli wydzierżawić 5% powierzchni Ukrainyna produkcję zywności http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-s...-ukrainy-neokolonializm-xxi-wieku,357546.html
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
no dziwne pojechał do innego kraju i sie dziwi że nie ma tego samego co u niego hehehe

z tego co ja wiem to dla chinczyków ser jest zepsutym mlekiem, absolutnie nie rozumnieją ponoć jak w ogóle można żreć takie śmieci...
w polsce też nei ma wszystkich produktów coca coli więc co dziwnego w tym że nimo jakiejś coli zero...
 
OP
OP
K

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112
tolep filmik nie oddaje zapachu ( a raczej smrodu tych świństw ). Nie tknąłbyś tego raczej. Widziałem też świńskie wędzone uszy, jak kupujesz to tną na skrawki ( na brudnej desce tasakiem, facet ma brud za paznokciami przykładowo ) i sprzedają z budki na ulicy. To naprawdę jest nie do jedzenia.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
półki uginające się od towaru ale - sera żółtego nie dostaniemy
Bo dla większości Chińczyków ten produkt jest nieznany. Poza tym rasa Han nie przyswaja laktozy zawartej w żółtym serże. 900 milionów Chińczyków to czysta rasa Han, a większość z reszty ma tam jakieś domieszki tej rasy.

masło - nie ma
Bo nie używają.

w restauracjach nie można kupić wody w butelkach
W Szwecji jak kiedyś byłem, to też nie spotkałem. A Szwecja w Europie, dość blisko.

Jest Cola ale nie ma Coli Zero
A co to takiego?
Ja pierwszy raz o tym słyszę. Poważnie.

- kawy sypanej i ziarnistej nie ma, jest tylko instant.
Tak, to jest złe i to bardzo złe. Jako kawosz oceniam to negatywnie. Jednak to kraj znany przede wszystkim z herbat i będąc tam jest okazja, by się nimi raczyć.

- buty - 8,5 to max a ja potrzebuje 9 - nie mogłem dostać.
A co ma powiedzieć murzyn z Ghany? Co biedna murzyna ma nałożyć na swego pythonga XXXXXL? ;)
No i gdzie ma go schować? Nie ma w Chinach na rynku takich majtek i nie ma takich spodni, by pomieściły okaz, który u nie jednego konia krwi arabskiej wywołałby zaburzenia psychoseksualne.
No a poważnie. Klienci AliExpress mają te same problemy. Chińczycy po prostu nie mają tak dużych stóp. Więc po cholerę by mieli sprowadzać do sklepu takie buciory? By leżały na wystawie, a by potem je wyrzucać?
Jednak w chińskim internecie pewnie byś takie kupił i pewnie by dotarły dość szybko. Przecież produkują na eksport.

kierowcy mają w dupie przechodniów więc lepiej uważać.
Rozbestwiony jesteś. A jak było w Polsce 25 lat temu?

I jeszcze jedno zdanko. Nie dziwię się niskiej jakości żarcia i nastawieniu na mozliwie efektywne dostarczanie kalorii (tłuszcz, cukier, bez żadnego nacisku na smak) w takim kraju jak Chiny.
To prawda. W wielu regionach Chin niemal wszyscy mają pryszcze na twarzy, pewnie od tego żarcia.
Ale zaraz....
Przecież jeden z użytkowników forum jak był w Chinach, to chwalił chińskie żarcie. Pisał że tanio i smacznie. Tylko że Chiny są ogromne i pewnie w jednych miejscach jest smacznie, a w innych nie.

To naprawdę jest nie do jedzenia.
Jak czytam Twoje narzekania, to tak sobie myślę, że dawno nie było tu wojny.
 
Ostatnia edycja:

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 467
tolep filmik nie oddaje zapachu ( a raczej smrodu tych świństw ). Nie tknąłbyś tego raczej. Widziałem też świńskie wędzone uszy, jak kupujesz to tną na skrawki ( na brudnej desce tasakiem, facet ma brud za paznokciami przykładowo ) i sprzedają z budki na ulicy. To naprawdę jest nie do jedzenia.
Mi ten opis się spodobał. Tak będzie w akapie.
 
OP
OP
K

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112
kr2y510 W Singapurze nawet bym nie pomyślał o szukaniu serów i pieczywa itp - bo mięso ma normalny smak, bo surowymi i nie surowymi rybami można się zajadać do woli, bo warzyw nie skąpanych w śmierdzącym oleju jest od groma, bo jest czysto. Bo jest tyle fajnych rzeczy do jedzenia. W Chinach nic miejscowego nie przyswajam. Wariowałem z głodu. Obcokrajowcy, którzy w tym mieście mieszkają od wielu lat ( z przerwą na wakacje ) w wynajętych mieszkaniach a których spotkałem pieką własne pieczywo, a sery i inne takie sprowadzają z Szanghaju ( w którym to się dostanie, choć bardzo drogie ). Ja byłem skazany na hotel i jedzenie po restauracjach niestety. A jakbyś chciał zapalić to z "naszych" jest tylko Marlboro i Davidoff ale to najmniejszy problem.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 881
12 264
Nie wiadomo, czy istnieje tam odpowiednie zapotrzebowanie na bardziej europejskie jedzenie, może wybór jest taki dlatego, że wszystkim tubylcom pasuje wpieprzanie smażonych w głębokim tłuszczu uszu świnki?
Nawet jeśli tubylcom to pasuje, w co wątpię, bo każdy lubi czasem spróbować czegoś nowego, a tamtejsza ludność się szybko bogaci, więc ciągnie ją do egzotyki, to przybywa też ludności napływowej z każdego zakątka świata, w tym bogatych specjalistów i bogacących się przedsiębiorców z Europy, którzy też pewnie czasem lubią sobie zjeść jak u siebie.
 

Madmar318

Well-Known Member
307
1 088
Myślę że w większych miastach znalazło by się chętnych na dobrej jakości jedzenie. Obiło mi się o uszy że właśnie jest zapotrzebowanie. Trochę interesowałem się Chinami i nie spodziewałem się aż tak skrajnych komentarzy. Gdyby nie język, to nawet zastanawiał bym się nad tamtymi rejonami.

Co do Singapuru, ponoć mają bardzo dobre jedzenie, a ludzie stołują się głównie w lokalach. Nie porównywał bym Hong Kongu czy Singapuru do całych Chin, to są specyficzne jednostki.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
W Chinach nic miejscowego nie przyswajam.

Pierwsza zasada obcokrajowca w egzotycznym miejscu:
Jedz to co najbardziej smakuje miejscowym. Czyli wybierz to miejsce gdzie jest największa kolejka i jest najwięcej zadowolonych klientów. Nawet jak nie będzie smakować, to prawdopodobieństwo sraczki czy innych powikłań jest minimalne.

Pierwsza zasada obcokrajowca w Azji:
Zamiast żreć w hotelach i restauracjach, konsumuj na ulicy, na straganach. Możesz jeść w małych knajpkach gdzie jest właściciel. Jeśli miał wcześniej do czynienia z białasami to wie, co im smakuje a co nie. Jest duże prawdopodobieństwo, że zasugeruje coś co podejdzie i będzie smaczne.

A jakbyś chciał zapalić to z "naszych" jest tylko Marlboro i Davidoff ale to najmniejszy problem.
Dobry news.
Choć ja próbowałbym miejscowych. I na koniec przywiózłbym do kraju miejscowe rarytasy do palenia.

W Singapurze nawet bym nie pomyślał o szukaniu serów i pieczywa itp - bo mięso ma normalny smak,
Geografia głupcze. ;) Singapur leży na morskim szlaku handlowym, jest to jeden z największych na świecie portów przeładunkowych. Stąd siłą rzeczy są tam ludzie wszystkich kultur i wszelkie dostępne produkty. A to z kolei, skutkuje ogromną konkurencją na rynku gastronomicznym. Podobnie H-K czy Szanghaj. Wprawdzie temu ostatniemu wiele zaszkodziło wywalenie przez Mao wszystkich białasów, ale na szczęście już dochodzi do siebie.

Co do żarcia w różnych krajach to mam pewne spostrzeżenia.
Przykładowo w Polsce, za komuny, frytki były smażone na starym oleju, kartofle były krojone nierówno, były smażone na jeden raz, a nie na dwa (czasem 3 lub 4) razy, a smród był zabity dużą ilością soli. I wszystkim smakowało. Potem weszły sieciówki, McDonalds i inne. Ludzie wreszcie zasmakowali frytek. Więc wszyscy oferujący frytki z czasem się dostosowali i podnieśli poprzeczkę. Dziś takich frytek jak za PRL-u nikt by nie jadł. I kto odpowiadał za niską jakość frytek za komuny? Bezpośrednio nikt. Winny był brak informacji wśród klientów, oni nie wiedzieli jak frytki powinny smakować. Informacje kulinarne nie są łatwo rozpowszechnialne, to nie filmy, muzyka czy nauka. By tego typu informacje się rozpowszechniły, muszą być wsparte doświadczeniem smakowym i zapachowym.
Innym przykładem są zwyczaje kulinarne w polskich domach. Weźmy głupie gotowanie kartofli. Niemal wszyscy po ugotowaniu kartofli wylewają wodę i zostawiają je pod pokrywką, by te "doszły". Mało kto je płucze zimną wodą, by przestały się gotować i zdejmuje pokrywkę, by się odparowały. Zwyczaj z czasów biedy i wojny, z czasów w których gaz czy energia były drogie. I jak tu wytłumaczyć ludziom, że jak się zrobi inaczej, to te same kartofle będą smakować lepiej? Jak w restauracji będą smakować lepiej jak w domu, to będą częściej chodzić do tej restauracji. I nie uwierzą że to te same kartofle, tylko sobie pomyślą, po czym będą to sobie wmawiać, że restaurator ma dobrego, lepszego dostawcę.
Jeszcze inny przykład z naszego podwórka. Kawa po turecku (zwana na Górnym Śląsku kawą z gruntem). No cóż, o ekspresach do kawy nikt za komuny nie myślał.

Czasem zwyczaje potrafią być dla niektórych przekleństwem i to jest niezależne od kultury, czy rasy.
 

Sorasil

Well-Known Member
160
488
Pierwsza zasada obcokrajowca w egzotycznym miejscu:
Jedz to co najbardziej smakuje miejscowym. Czyli wybierz to miejsce gdzie jest największa kolejka i jest najwięcej zadowolonych klientów. Nawet jak nie będzie smakować, to prawdopodobieństwo sraczki czy innych powikłań jest minimalne.

Pierwsza zasada obcokrajowca w Azji:
Zamiast żreć w hotelach i restauracjach, konsumuj na ulicy, na straganach. Możesz jeść w małych knajpkach gdzie jest właściciel. Jeśli miał wcześniej do czynienia z białasami to wie, co im smakuje a co nie. Jest duże prawdopodobieństwo, że zasugeruje coś co podejdzie i będzie smaczne.



Nie do końca się zgodzę. Czasem to, co jedzą ze smakiem miejscowi, dla nas jest po prostu niejadalne. Poważnie. Poza tym sama styczność z białasami może nie wystarczyć. W Korei pamiętam jak mi znajomy opowiadał, dlaczego chodzą jeść rybę do jednej, określonej restauracji. Otóż przed nimi pewnego razu poszli tam zjeść Chorwaci. Koreańczycy nie dość, że ryby często nie smażą, to jeszcze dodają do niej swoje sosy. Ciężko opisać ich smak - coś jak ocet, tylko się wymiotować chce po tym i zostaje odór w nosie :). Chorwaci jednak pokazali miejscowemu, jak można robić rybę inaczej, czyli po europejsku. Że Koreańczyk był kumaty i znał co nieco angielski, to się nauczył. I od tamtej pory miał sporo nowych klientów. Morał jest jednak taki, że samo obcowanie z białasami nie wystarczy. Taki straganiarz nie zmieni oferty i zwyczajów, bo paru białych mu nosem pokręci.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Czasem to, co jedzą ze smakiem miejscowi, dla nas jest po prostu niejadalne. Poważnie.
Prawda. Jednak tam gdzie jest większa kolejka, jest to mniej niejadalne niż obok. A jeść coś trzeba, by przeżyć.

Morał jest jednak taki, że samo obcowanie z białasami nie wystarczy. Taki straganiarz nie zmieni oferty i zwyczajów, bo paru białych mu nosem pokręci.
U jednego tak, a u drugiego nie. Z czasem ten drugi zacznie ewoluować, bo jak nie, to zbankrutuje. Ten przykład dowodzi, że niewidzialne łapsko rynku działa. Jednak niewidzialne łapsko rynku ma tę wadę, że potrafi pierdolnąć z dużym opóźnieniem. Więc czasem należy się uzbroić w anielską cierpliwość.

W małych knajpkach, gdzie jest właściciel występuje też inne zjawisko. Wprawdzie właściciel nie musi zareagować, ale jak reaguje to reaguje szybko. W dużych instytucjach czas reakcji jest ogromny i ponadto sygnały z dołu często nie dochodzą do góry, lub jak już dochodzą, to są przekłamania.
 

Madmar318

Well-Known Member
307
1 088
Jeszcze inny przykład z naszego podwórka. Kawa po turecku (zwana na Górnym Śląsku kawą z gruntem). No cóż, o ekspresach do kawy nikt za komuny nie myślał.
Wszystko ładnie oprócz tego zdania. Otóż kawa zalewana wrzątkiem, to kawa bardziej typu Americana, choć też nie do końca. W każdym bądź razie z kawą po turecku ma nie wiele wspólnego, jest nawet trochę szkodliwa (wydziela się szkodliwy związek podczas długotrwałego parzenia). Jeżeli chodzi o dobrej jakości kawę, to polecam zakup kawiarki i przetestowanie różnych kaw mielonych na miejscu w sklepie (nie muszą być drogie), najlepiej na ciut grubsze ziarno. Sory za off topic.

Jakoś nie chce mi się w to wierzyć że u Ping Pongów nie można kupić kawy.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
Ten szok, gdy okazuje się, że różne rasy różnią się nie tylko kolorem skóry, ale też inną zdolnością do trawienia różnych rzeczy, czy innym zmysłem smaku.
 

Madmar318

Well-Known Member
307
1 088
Mateusz Machaj na wykładzie „Najważniejsze wydarzenie w historii świata” wspominał że Azjaci byli bardziej inteligentni od białych, a mimo to biali skolonizowali świat. Wielkość mózgu o niczym nie świadczy (nie musi korelować z tzw. "IQ").
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom