- Moderator
- #21
- 8 902
- 25 795
Czy można coś a priori powiedzieć o mechanizmie popadania w dekadencję? Ja miałbym z tym problem, bo zarówno dekadencja a tym bardziej "spierdolenie umysłowe" to publicystyczne określenia, a nie twarde pojęcia; nie wiadomo co dokładnie znaczą, więc trudno wyprowadzać za ich pomocą sensowną analizę.
W społeczeństwach dobrobytu z całą pewnością następuje przesunięcie wartości, bo ludzie nie muszą walczyć o przetrwanie, a zapewnianie sobie dalszego przeżycia staje się łatwiejsze i mniej wymagające, mniej angażujące, więc można się skupić na sobie, własnej autokreacji - nie zawsze długoterminowo sensownej, na ogół obliczonej raczej na atencyjne błyszczenie, szpan i eksces.
Być może z tego powodu pojawia się również pewnne niedbalstwo i traktowanie swojej pozycji czy modelu życia za przynależny (z zasady przynależności do grupy żyjącej w jakichś standardach), a nie zapracowany. Ludzkie potrzeby mogą być nieograniczone, ale ambicje u ogółu już takie nie są, tym bardziej gdy trafiają na szklany sufit nałożony przez biurokrację, kiedy trudniej o awans społeczny.
Największy problem z oskarżaniem dobrobytu o dekadencję jest taki, że dekadencja w klasycznym rozumieniu występuje raczej w schyłkowych czasach, kiedy sposobność dłuższego bogacenia się zostaje ucięta, a konsumpcjonizm opiera się na przejadaniu owoców swojej pracy lub owoców pracy swoich rodziców, bez perspektywy dalszego zarobkowania i podtrzymywania wcześniejszego modelu wypracowywania zysków. Krótko mówiąc - charakteryzuje one czasy po zapaści tego dobrobytu niż bezpośrednio same czasy dobrobytu.
Dekadencja to dla mnie trochę jak zabawa na tonącym okręcie. Skoro nieuchronnie mamy iść na dno, to warto odwrócić od tego wzrok i podkręcić hedonizm na maksa, aby zagłuszyć smutny koniec.
Z drugiej strony, w historii było mnóstwo przykładów bajecznie bogatych miast handlowych i ludzi, którzy zdobyli majątki o olbrzymiej wartości, nieporównywalnej z tym, co mamy w dzisiejszych czasach i oni niekoniecznie musieli popadać w dekadencję - może dlatego, że jednak wojny były częstsze i perspektywa, że ktoś ci odbierze twój hajs, motywowała, aby nie ulegać zupełnemu rozprężeniu, tylko bronić tego, co udało się zdobyć.
W społeczeństwach dobrobytu z całą pewnością następuje przesunięcie wartości, bo ludzie nie muszą walczyć o przetrwanie, a zapewnianie sobie dalszego przeżycia staje się łatwiejsze i mniej wymagające, mniej angażujące, więc można się skupić na sobie, własnej autokreacji - nie zawsze długoterminowo sensownej, na ogół obliczonej raczej na atencyjne błyszczenie, szpan i eksces.
Być może z tego powodu pojawia się również pewnne niedbalstwo i traktowanie swojej pozycji czy modelu życia za przynależny (z zasady przynależności do grupy żyjącej w jakichś standardach), a nie zapracowany. Ludzkie potrzeby mogą być nieograniczone, ale ambicje u ogółu już takie nie są, tym bardziej gdy trafiają na szklany sufit nałożony przez biurokrację, kiedy trudniej o awans społeczny.
Największy problem z oskarżaniem dobrobytu o dekadencję jest taki, że dekadencja w klasycznym rozumieniu występuje raczej w schyłkowych czasach, kiedy sposobność dłuższego bogacenia się zostaje ucięta, a konsumpcjonizm opiera się na przejadaniu owoców swojej pracy lub owoców pracy swoich rodziców, bez perspektywy dalszego zarobkowania i podtrzymywania wcześniejszego modelu wypracowywania zysków. Krótko mówiąc - charakteryzuje one czasy po zapaści tego dobrobytu niż bezpośrednio same czasy dobrobytu.
Dekadencja to dla mnie trochę jak zabawa na tonącym okręcie. Skoro nieuchronnie mamy iść na dno, to warto odwrócić od tego wzrok i podkręcić hedonizm na maksa, aby zagłuszyć smutny koniec.
Z drugiej strony, w historii było mnóstwo przykładów bajecznie bogatych miast handlowych i ludzi, którzy zdobyli majątki o olbrzymiej wartości, nieporównywalnej z tym, co mamy w dzisiejszych czasach i oni niekoniecznie musieli popadać w dekadencję - może dlatego, że jednak wojny były częstsze i perspektywa, że ktoś ci odbierze twój hajs, motywowała, aby nie ulegać zupełnemu rozprężeniu, tylko bronić tego, co udało się zdobyć.
Ostatnia edycja: