Amerykańska służba zdrowia

D

Deleted member 427

Guest
Państwo odgrywa w amerykańskim modelu relatywnie niewielką rolę i działalność rządu w tym sektorze ograniczona jest raczej do finansowania opieki medycznej dla pewnych grup demograficznych, głównie seniorów.

To jest nieprawda. Łatwo udowodnić, że Trystero snuje swoje wizje amerykańskiej służby zdrowia w oderwaniu od rzeczywistości. Skrócona lista państwowych interwencji zniekształcających rynek usług medycznych: http://www.downsizinggovernment.org/hhs/timeline

Jak widać, Amerykanie wydają aż 15% swojego PKB na opiekę zdrowotną – najwięcej z wszystkich państw OECD i o kilka punktów procentowych więcej niż rozwinięte państwa europejskie. W przeciwieństwie do innych państw OECD większość z tych pieniędzy pochodzi z prywatnego sektora.

To jest też nieprawda. Wydatki publiczne stanowią już niemal połowę wszystkich wydatków.

W każdym razie z tego, że amerykańska służba zdrowia nie funkcjonuje za dobrze, zdają sobie sprawę raczej wszyscy po obu stronach barykady. Cel jest ten sam, różne są drogi.
 
OP
OP
R

Roxar123

New Member
2
0
Rozumiem, ale w niektórych państwach (podanych w linkach) ingerencja państwa jest większa i wydatki publiczne stanowią większy odsetek wydatków na służbę zdrowia niż w USA, a mimo to jest ona tańsza i efektywniejsza. Na czym polega problem?
 

Szynka

Złota szynka wolnego rynku.
1 209
2 055
Wydaje mi się, że odpowiedź nie będzie prosta. Trzeba sprawę rozłożyć na czynniki pierwsze, sprawdzić co generuje największe koszty itd. Mogą to być patenty, może obsługa prawna, może licencje, cholera wie...
W każdym razie argumentacja Trystero jest biedna (jak zwykle). Sprowadza się do tego: Jaka jest służba zdrowia w USA? A no prywatna. A dlaczego prywatna? Bo finansowana aż w 50% ze środków prywatnych. Ok, udowodniliśmy, że mamy prywatną służbę zdrowia w USA. Pora przejść do punktu drugiego: jaka jest jakość służby zdrowia w USA? Jest drogo i nieefektywnie, jak każdy widzi (bo czyta mojego bloga, na którym zarzucam wykresami).
Wnioski: Prywatna służba zdrowia jest droga i nieefektywna.
...
Przyznajcie sami - poziom przedszkolny.
Nie daje żadnej odpowiedzi.
Poza tym, czy prywatna służba zdrowia = wolny rynek usług medycznych? Zdecydowanie nie. Przynajmniej "prywatna" w rozumieniu tego co jest teraz w USA i o czym mówi Trystero.
 
D

Deleted member 427

Guest
Roxar123 napisał:
w niektórych państwach (podanych w linkach) ingerencja państwa jest większa i wydatki publiczne stanowią większy odsetek wydatków na służbę zdrowia niż w USA, a mimo to jest ona tańsza i efektywniejsza. Na czym polega problem?
Na jakiej podstawie Trystero twierdzi, że "ingerencja państwa jest większa"? Poza tym nie zawsze tak było. Do mniej więcej późnych lat 60-tych Amerykanie wydawali tylko odrobinę więcej jako procent PKB na służbę zdrowia niż inne kraje, a z np. Kanadą szli łeb w łeb.


W 1943 roku wydarzyło się coś, co przez niektórych ekonomistów określane jest mianem "Pearl Harbor amerykańskiej służby zdrowia". Mowa o ustawach Wagnera-Murraya-Dingella, które swoją drogą nigdy nie zostały poddane pod głosowanie w Kongresie. Specjalnie na użytek tego wątku przetłumaczyłem spory kawałek bardzo ciekawego wpisu na ten temat zamieszczonego na blogu Stephena M. Perle'a.

W przeciwieństwie do rzeczywistego ataku na Pearl Harbor z 7 grudnia 1941 roku, "Pearl Harbor" w służbie zdrowia, które miało miejsce dwa lata później, nie trafiło na czołówki gazet, nie zostało podniesione przez prezydenta Roosevelta na żadnej z sesji Kongresu i nie spowodowało masowych zgonów i zniszczeń. W rzeczywistości jedynie garstka ludzi była świadoma tego, co zaszło w systemie opieki zdrowotnej 26 października 1943 roku. Niemniej jednak podobnie jak prawdziwe Pearl Harbor, tamte wydarzenia okazały się katastrofalne w skutkach. Zmieniły fundamentalnie i nieodwracalnie na gorsze kierunek, w którym będzie podążać amerykańska służba zdrowia przez najbliższe 66 lat.

Aby zrozumieć tamte wydarzenia, musimy cofnąć się w czasie do początku wojny. W kilka miesięcy po oficjalnym przyłączeniu się Ameryki do działań wojennych, liczba rekrutów rosła lawinowo od kilku tysięcy do kilku milionów, by w szczytowym momencie osiągnąć szesnaście milionów kobiet i mężczyzn w mundurach. Niemal wszyscy zwerbowani przez armię ludzie stanowili ówczesną siłę roboczą USA. Spowodowało to olbrzymie niedobory rąk do pracy w przemyśle, a jak wiadomo, Departament Obrony zaprogramowany na prowadzenie wojny pochłaniał w tamtym czasie ogromne ilości produktów przemysłowych (guma, żelazo, węgiel, gaz etc.). Braki zarówno w sile roboczej, jak i w dostępności środków produkcji wymusiły konieczność przestawienia gospodarki na centralnie planowy system kontroli cen i płac. Sektor prywatny desperacko zabiegał o nowych pracowników, lecz z wiadomych przyczyn nie mógł na starcie oferować im atrakcyjnych zarobków. Prywatnym przedsiębiorcom zezwolono natomiast na oferowanie pracownikom bonusów takich jak np. prywatne ubezpieczenia – wszystko bez naruszania zadekretowanej struktury płacowo-cenowej. Warto w tym miejscu przypomnieć, jaki był stan amerykańskiej służby zdrowia w tamtym momencie historii. Otóż ubezpieczenie zdrowotne było traktowane jak anomalia.

(...)

W każdym razie oferowanie ubezpieczenia zdrowotnego stało się atrakcyjnym sposobem na przyciągnięcie pracowników. A potem nadszedł 26 października 1943 roku. I padło pytanie: czy ubezpieczenie zdrowotne świadczone przez pracodawcę powinno podlegać opodatkowaniu jako dochód? W tamtym momencie nie było na to jasnej odpowiedzi. Większość firm, które oferowały takie ubezpieczenia, nie zgłaszały tego jako przychodu, więc pojawiła się potrzeba „dogadania” tej kwestii ze Skarbówką.

Nie wiadomo, czy odbyła się debata polityczna w tej sprawie. Czy wśród zwolenników nowego prawa były firmy ubezpieczeniowe, cieszące się z perspektywy otrzymania zwolnień podatkowych z tytułu świadczenia ubezpieczeń? Nie wiemy. Czy byli jacyś przeciwnicy (może grupka świadomych powagi sytuacji kongresmenów)? Też nie wiemy. Czy były jakieś dyskusje na temat możliwych konsekwencji tego orzeczenia dla systemu opieki zdrowotnej? Bardzo wątpliwe. Oczywiście biorąc pod uwagę stan amerykańskiej służby zdrowia w tamtym okresie, nikt przy zdrowych zmysłach nie wypowiedziałby zdania: „Musimy lepiej kontrolować wydatki”. To byłoby bezsensowne. Tak czy owak, 26 października 1943 roku jakaś osoba, panel, komisja, jakieś ciało ustawodawcze do dzisiaj nieznane i anonimowe, orzekło, iż ubezpieczenie zdrowotne oferowane przez pracodawcę nie podlega opodatkowaniu z tytułu uzyskanego przychodu. Reszta jest historią. W 1954 roku uchwałą Kongresu w końcu oficjalnie ratyfikowano to postanowienie.

Więcej: [The Making of the American Health Care System]

Dalej autor podaje powody, dla których w ten sposób uregulowane ubezpieczenia zdrowotne stały się nagle po wojnie obowiązującym, bezalternatywnym systemem, a co za tym idzie, przyczyniły się w dłuższej perspektywie czasu do eksplozywnego wzrostu kosztów opieki medycznej.

Po pierwsze, nastąpiło związanie ubezpieczenia medycznego z zatrudnieniem. Wcześniej rzecz nie do pomyślenia (ekonomiczna anomalia). Po wojnie nagle zwykła codzienność. W 1941 roku było mniej niż 5 milionów Amerykanów posiadających jakiekolwiek ubezpieczenie. W 1950 roku, gdy miliony ludzi wróciło z wojny, liczba ubezpieczonych wzrosła do ponad 100 milionów – znakomita większość z tych 100 milionów korzystała z ubezpieczeń oferowanych w ramach zatrudnienia przez pracodawców. Równolegle gwałtownie podskoczyła liczba ludzi decydujących się na wykupienie ubezpieczenia indywidualnego – i to było akurat dobre zjawisko, które zostało niestety znacznie spowolnione w drugiej połowie lat 60. Szeroko pisałem o tym tutaj [link]

Autor cytowanego tekstu podkreśla, że ustawowe powiązanie ubezpieczenia i zatrudnienia stanowi tę specyficzną anomalię ekonomiczną amerykańskiego kapitalizmu, której Amerykanie najzwyczajniej w świecie nie znoszą – nie znoszą faktu, że dla większości ludzi obecnie jedynym praktycznym sposobem zapewnienia sobie ubezpieczenia zdrowotnego jest dokonanie tego za pośrednictwem pracodawcy. Korzyści podatkowe wynikające z takiej a nie innej polityki ubezpieczeniowej sprawiają, że ​alternatywne opcje wydają się albo niekorzystne, albo niedostępne.

Po drugie primo, ubezpieczenia zdrowotne są dotowane przez państwo. Kiedy możliwe jest zakupienie wartego 1$ ubezpieczenia w cenie, dajmy na to, 0.75$ (efekt istnienia ulgi podatkowej/subsydiowania) , wówczas człowiek kupi większe ubezpieczenie aniżeli w przypadku, gdyby takich ulg nie było. Gdy ten system był jeszcze w fazie rozwoju (lata 1945-65), większość ludzi zdawała sobie sprawę, że tzw. "główne ubezpieczenie zdrowotne" to ubezpieczenie od "wielkich tragedii" takich jak np. konieczność leczenie nowotworu. Dzisiaj tacy ludzie stanowią wyjątek od reguły. A reguła jest następująca: dotowanie ubezpieczeń skutkuje coraz bardziej rozbudowanymi polisami. Pomysł ubezpieczenia od dużych i nieprzewidzianych wypadków wymagających dużych nakładów finansowych został zastąpiony ideą ubezpieczania się od wszystkiego – nawet od rutynowych i przewidywalnych wypadków, których leczenie normalnie dałoby się zaplanować odkładając potrzebne pieniądze.

Trzy: nastąpiło oddzielenie klienta (pacjenta) od usługodawcy (lekarza). Drugi raz wklejam [link] Żaden inny sektor amerykańskiej gospodarki nie charakteryzuje się istnieniem takiej patologicznej triady: kupujący, sprzedający i płatnik, gdzie kupuje pacjent, sprzedaje szpital, a płaci – korporacja albo rząd. W tej triadzie kupujący znaczy najmniej i jest obojętny dla przebiegu transakcji, przez co brakuje hamulca, który mógłby powstrzymać rozrzutność na odcinku wykorzystywania zasobów medycznych i przy okazji zatrzymać wzrost cen.
 
D

Deleted member 427

Guest
Kontynuacja poprzedniego wpisu...

Ani słowa nie było o kosztach regulacji, o represyjnym systemie licencjonowania zawodu lekarza, w czym prym wiedzie American Medical Association, nic nie było na temat administrowania tym systemem, nie było także nic o niekonkurencyjnym rynku ubezpieczycieli, o którym Ann Coulter, republikańska kongresmenka, napisała wprost, że:

Tiny little France and Germany have more competition among health insurers than the U.S. does right now. Amazingly, both of these countries have less state regulation of health insurance than we do, and you can buy health insurance across regional lines -- unlike in the U.S., where a federal law allows states to ban interstate commerce in health insurance. U.S. health insurance companies are often imperious, unresponsive consumer hellholes because they're a partial monopoly, protected from competition by government regulation. In some states, one big insurer will control 80 percent of the market.

http://www.facebook.com/note.php?note_id=122920304729

W takiej sytuacji eskalacja kosztów jest nieunikniona. Oczywiście nadmiernym uproszczeniem byłoby sugerować, że za wszystkie amerykańskie nieszczęścia opieki zdrowotnej odpowiadają ulgi podatkowe oraz system ubezpieczeń świadczonych przez pracodawców. Ale nie jest już uproszczeniem sugerować, że jest to najistotniejszy, pojedynczy czynnik konserwujący niewydolności amerykańskiej health care.
 
D

Deleted member 427

Guest
Warto zagłębić się trochę w historię amerykańskiej służby zdrowia, naprawdę ciekawych rzeczy można się dowiedzieć - np. jak doprowadzić służbę zdrowia do stanu skrajnie niekonkurencyjnego bez jej upaństwowienia. Wpiszcie sobie do wyszukiwarki hasło „McCarran-Ferguson Act of 1945”.

W 1945 roku na fali ofensywy legislacyjnej, będącej częścią forsowanej wówczas nowej inżynierii ubezpieczeniowej, o której pisałem wyżej, Kongres przepchnął ustawę McCarrana-Fergusona, która zezwalała poszczególnym stanom na regulowanie działalności firm ubezpieczeniowych w granicach tychże stanów oraz na regulowanie i dodatkowe opodatkowanie firm ubezpieczeniowych z zewnątrz, które chciałyby sprzedawać usługi poza granicami swojego macierzystego stanu. Co więcej, świadczenia ubezpieczeń nie zaklasyfikowano jako formy "handlu międzystanowego" (była to główna kontrowersja tamtego okresu: sprzedaż ubezpieczeń podpada pod pojęcie handlu czy też nie), a co za tym idzie - sektor ubezpieczeń został wyłączony spod jurysdykcji federalnego urzędu antymonopolowego pod warunkiem, że dany stan zajmie się kwestią "ochrony konsumenta" we własnym zakresie. Przez ponad 30 lat, od 1945 roku do 1977, ustawa wiodła spokojny, cichy żywot, poza max trzema przypadkami, kiedy Sąd Najwyższy zmuszony był do rozstrzygnięcia wniosków o jej uchylenie. Dopiero ostatnio z oczywistych względów zwróciła ona uwagę szerszej publiki jako główna przeszkoda blokująca konkurencję w sektorze ubezpieczeniowym.

Na ten fakt zwracają uwagę zarówno analitycy wolnorynkowych think-tanków, jak i ludzie związani z mainstreamem. Różnica między nimi polega na tym, że ci pierwsi chcą zniesienia wszelkich międzystanowych barier prawnych uniemożliwiających konkurowanie ze sobą firm ubezpieczeniowych pochodzących z sąsiednich stanów przy jednoczesnym utrzymaniu obecnego stanu wykluczenia tych firm spod kontroli federalnego prawa antymonopolowego. D. T. Armentano: The most intelligent public policy in insurance would be to continue to deregulate the P/C industry at the state level by removing all legal restrictions that deter competitive rivalry or cooperation, and to maintain the current McCarran-Ferguson Act exemption from federal antitrust law. [klik]

Z kolei ci drudzy (głównie Republikanie, bo Demokraci to wiadomo - chcą upaństwowić służbę zdrowia na wzór europejski) domagają się podczepienia firm ubezpieczeniowych pod federalne prawo antymonopolowe i regulowania działalności tej branży z poziomu rządu centralnego. Czyli znowu: cel jest niby ten sam (uwolnienie konkurencji), ale drogi do tego kompletnie różne.
 
D

Deleted member 427

Guest
update do konkurencyjności na rynku amerykańskich ubezpieczeń zdrowotnych, cytuję fragment artu ze strony NCPA:

Koszty ubezpieczeń zdrowotnych są bardzo zróżnicowane w zależności od stanu. W styczniowym raporcie z 2006 roku Commonwealth Fund porównał ceny poszczególnych ubezpieczeń zdrowotnych w siedmiu stanach o różnym stopniu regulacji. Okazało się, że rozpiętość cen była ogromna, głównie z powodu stopnia regulacji obowiązujących w danym stanie.

Więcej: http://www.ncpa.org/healthcare/interstate-competition-in-the-individual-health-insurance-marketplace
 
D

Deleted member 427

Guest
Oto być może najbardziej kluczowy fakt dla systemu amerykańskiej opieki zdrowotnej, która tak naprawdę jest zwykłym ukrytym państwem socjalnym opartym na jednej wielki redystrybucji. W zasadzie wszystkie ubezpieczenia zdrowotne, którymi objęci są ludzie w tym kraju, otrzymują ogromne wsparcie finansowe ze strony rządu federalnego. Ci Amerykanie, którzy nie są objęci rządowymi programami typu Medicare, Medicaid, Children's Health Insurance Program, Veterans Health Administration etc., a ubezpieczeni są poprzez swojego pracodawcę, dostają od rządu gigantyczne dotacje. Szacuje się, że koszt tej ulgi wyniesie w latach 2010-2014 660 miliardów dolarów, co stanowi największy pojedynczy wydatek w amerykańskim budżecie. [link] (s. 25)

Chciałbym zasugerować, że ci Amerykanie, którzy są ubezpieczeni prywatnie w miejscu pracy, również korzystają z opieki zdrowotnej świadczonej przez rząd. Ale ponieważ ta dotacja jest ukryta w sposób, na który z oczywistych względów nie mogą sobie pozwolić programy typu Mediacre czy Medicaid, uważają oni, że w odróżnieniu od beneficjentów programów federalnych, są poszkodowani i nie otrzymują wsparcia, a zamiast tego muszą łożyć na utrzymanie tych wszystkich starych i biednych ludzi. W rzeczywistości oni są beneficjentami ogromnej ulgi podatkowej. [link]
 
D

Deleted member 427

Guest
Tutaj i tutaj szczegółowo starałem się wyjaśnić, czemu amerykańska służba zdrowia ssie. Najwyraźniej podobnego zdania jest także jeden lekarz z Portland, Oregon, który powiedział w końcu "dość" i zaczął oferować swoje usługi w ramach klasycznej, wolnorynkowej wymiany, czyli usługa za pieniądze od klienta, bez pośrednictwa firm ubezpieczeniowych/instytucji państwowych. Oto efekty:

Doktor z South Portland przestał akceptować ubezpieczenie zdrowotne od swoich pacjentów (zarówno państwowe, jak i od prywatnych ubezpieczalni) i zaczął oferować swoje usługi na wolnym rynku domagając się pieniędzy od pacjentów bezpośrednio z ich kieszeni. Ubezpieczalnie nie dyktują mu już, ile ma pobierać za daną usługę, przez co może oferować ulgi i niższe ceny. "Dzięki temu pacjenci mogą płacić mniej, bez pośredników w postaci ubezpieczalni." - mówi doktor Ciampi. Na skutek wprowadzenia tych zmian wizyta u doktora staniała o połowę. [źródło: moraine]

South Portland doctor stops accepting insurance
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
http://nt.interia.pl/raport-medycyn...z-substancjami-promieniotworczymi,nId,1055071

  • Eksperymenty USA z substancjami promieniotwórczymi
Przez kilkadziesiąt lat amerykański rząd przeprowadził ponad 2 tysiące eksperymentów z substancjami promieniotwórczymi na swoich obywatelach.

W serii artykułów opublikowanych w 1993 roku przez Eileen Welsome w "Albuquerque Tribune" znalazły się dane kilkunastu amerykańskich obywateli, którym wstrzyknięto związki plutonu - kluczowego składnika do produkcji broni jądrowej i jednej z najbardziej toksycznych substancji. Burza, jaką wywołały te publikacje, skłoniła rząd Stanów Zjednoczonych do odtajnienia dokumentacji badań prowadzonych w czasach zimnej wojny. Okazało się, że od 1940 do 1974 roku amerykańskie agencje finansowały tajne eksperymenty na ludziach. Ich celem było zgłębienie wiedzy z zakresu wpływu promieniowania na ludzki organizm.

W badania zaangażowały się m.in. Komisja Energii Atomowej, Departament Obrony, Departament Zdrowia, Narodowy Instytut Zdrowia czy CIA. Prowadzono je w wielu placówkach naukowych, w tym na cenionych uniwersytetach. Wszystko po to, aby jak najlepiej przygotować się na ewentualny atak atomowy ze strony największego wroga USA z czasów zimnej wojny - ZSRR.

Eksperymenty z plutonem
W kwietniu 1945 roku podjęto decyzję o przeprowadzeniu trzech testów polegających na wstrzyknięciu pacjentom plutonu. W szpitalu wojskowym w Oak Ridge 55-letniemu mężczyźnie - ofierze wypadku samochodowego - podano 4,7 mikrogramów tego radioaktywnego pierwiastka w postaci soli. Kilkanaście dni później w Chicago nieco większą dawkę podano 68-laktowi, u którego stwierdzono liczne nowotwory. Ostatni z pierwszej serii testów odbył się w San Francisco. W kolejnych latach przeprowadzono jeszcze kilkanaście podobnych zabiegów, przy czym dawki wstrzykiwanych związków chemicznych wynosiły od kilku do nawet kilkudziesięciu mikrogramów. Niektórzy pacjenci przeżyli wiele lat, ale inni umierali już po tygodniu.

The Brooklyn Rail donosi natomiast o poczynaniach dr Eugene L. Saengera z Cincinnati General Hospital w latach 1960-72. W tym czasie podał on setkom pacjentów potencjalnie śmiertelne dawki promieniowania. 89 osób zmarło w wyniku tych eksperymentów, choć źródło sugeruje, że nieudokumentowanych przypadków może być nawet 200. Saenger nie przyznał się do popełnionych zbrodni twierdząc, że jego prace były częścią przygotowań do ewentualnej wojny nuklearnej. Całe przedsięwzięcie było opłacane przez Departament Obrony, a z wyników skorzystało kilka agencji rządowych.

Poszkodowani pacjenci Cincinnati General Hospital twierdzą, że nigdy nie wyrażali zgody na podobne eksperymenty, a wszystkie formularze zostały sfałszowane. Z raportu sporządzonego przez placówkę dla Pentagonu wynika, że personel biorący udział w eksperymentach miał zakaz informowania pacjentów o stanie zdrowia, a nawet przebywania w ich obecności.

Eksperymenty z radioaktywnym jodem
Komisja Energii Atomowej przeprowadziła serię eksperymentów z radioaktywnym jodem na Stanowym Uniwersytecie Iowa - czytamy w artykule "Eugene Saenger, 90; physician conducted pivotal studies on effects of radiation exposure" opublikowanym w 2007 roku na łamach "Los Angeles Times". Były to szczególnie okrutne badania, ponieważ radioaktywny związek podawano kobietom w ciąży i noworodkom. Chciano w ten sposób sprawdzić, na jakim etapie oraz w jakim stopniu substancja przekracza barierę łożyskową. Podobne badania odbywały się jeszcze w kilku innych placówkach. Szacuje się, że wzięło w nich udział kilkaset ciężarnych kobiet oraz kilkadziesiąt nowo narodzonych dzieci.

Radioaktywnym jodem stale traktowanych było również ponad 100 mieszkańców Alaski - czytamy w publikacji z 2005 roku.

Atmosferyczne eksplozje
W 1954 roku amerykańscy naukowcy przeprowadzili serię badań na przypadkowo napromieniowanych mieszkańcach Wysp Marshalla. Byli oni narażeni na dawkę nawet 180 radów z powodu źle przeprowadzonej próby atomowej o kryptonimie Castle Bravo. Stwierdzono wówczas przypadki ciężkiej choroby popromiennej.

Jeszcze poważniejsza w skutkach okazała się eksplozja atmosferyczna będąca częścią przedsięwzięcia o kryptonimie Operation Plumbbob. Szacuje się, że uwolnione wówczas promieniowanie było przyczyną od 11 do 212 tys. zachorowań na raka tarczycy, co doprowadziło ostatecznie do 1100-21000 zgonów.

Górnicy z kopalni Uranu
Dr Alan R Cantwell Jr. w swojej publikacji z 2001 roku donosi o przypadku górników z kopalni uranu na terenie stanów Arizona, Utah, Colorado i Nowego Meksyku. Jego zadaniem pracownicy tych placówek nie byli poinformowani o zagrożeniu i konsekwencjach wynikających z wdychania radioaktywnego pyłu. Wielu z nich - w większości byli to rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej - zmarło przedwcześnie na raka płuc.

W następstwie tych wydarzeń kongresmen i prawnik reprezentujący górników oraz ich rodziny złożył pozew przeciwko Rządowi Federalnemu. Ze strony lekarzy padły wówczas argumenty, że wiedza na temat tych zagrożeń była niewystarczająca, aby podjąć odpowiednie działania. Inni twierdzili, że te nieoficjalne badania prowadzono w imię postępu w wiedzy medycznej. Ostatecznie sąd federalny w Arizonie umorzył sprawę, ponieważ amerykański rząd po prostu nie może zostać pozwany.

1,6 mln stron dokumentacji medycznej
W tym roku mija 20 rocznica odtajnienia dokumentacji z ponad 2000 eksperymentów, w których mogło wziąć udział nawet 20 tys. niczego nieświadomych obywateli USA. Byli nimi cywile, więźniowie, pracownicy federalni, pacjenci szpitali, ciężarne kobiety, niepełnosprawne dzieci oraz personel wojskowy. Większość była biedna lub cierpiała na nieuleczalne schorzenia.

Przez wiele lat - głównie za sprawą amerykańskiego rządu - wszelkie doniesienia o eksperymentach z substancjami radioaktywnymi traktowane były jako teorie spiskowe. Dopiero powołany przez prezydenta Billa Clintona Advisory Committee on Human Radiation Experiments (Komitet Doradczy ds. Eksperymentów Radiacyjnych) doprowadził do odtajnienia ponad 1,6 mln stron dokumentów. Stało się wówczas jasne, że od 1940 roku Komisja Energii Atomowej sponsorowała badania wpływu promieniowania na ludzki organizm. Ostateczny raport wydany przez Komitet Doradczy ds. Eksperymentów Radiacyjnych liczy kilka tysięcy stron.

Swojego przerażenia w związku z pracami amerykańskich naukowców nie kryła sekretarz ds. energii - Hazel O’Leary. W wywiadzie dla Newsweeka z 1994 roku powiedziała: "Kim byli ci ludzie i dlaczego to się stało? Jedyne co przychodzi mi na myśl to porównanie z nazistowskimi Niemcami".​
 
D

Deleted member 427

Guest
Żeby w ogóle zacząć dyskusje na temat tej tabeli, to trzeba uważnie przeanalizować metodologie. Ja nie mam na to ani czasu, ani ochoty. I wątpię, żeby jakikolwiek Amerykanin - prócz Michaela Moore'a, który leczył się w kubańskim szpitalu dla partyjnych dygnitarzy - chciał jechać na Białoruś.

A polska w okolicach kanadyjskiej to kurwa żart roku.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 465
Efektywność to przede wszystkim koszty w przeliczeniu na pacjenta. Ranking przecież nie przedstawia jakości. No i dlaczegoż to żart? Oba systemy (polski i kanadyjski) są publiczne, czyli do dupy. Kanadyjski ma większe nakłady i lepszą jakość oraz długość życia, a polski dużo mniejsze nakłady i sporo gorszą jakość. Suma sumarum efektywność jest podobna. Nie widzę w tym nic dziwnego.

Każdy wie, że amerykańska służba zdrowia jest bardzo droga, a Białoruś nie jest taka straszna jak ją malują, przynajmniej w porównaniu z krajami trzeciego świata.
 
Ostatnia edycja:

Sputnik

Szalony naukowiec
482
2 171
Efektywność to powinna być przy pojęciach technicznych, mam ciotkę w stanach i jak przyjeżdża do rodziców do polski to zawsze obskoczy dentystę i ewentualnie dermatologa bo jest tu o wiele taniej.
 
Do góry Bottom