Mr. Libertarian
New Member
- 3
- 0
Witam!
Mam pytanie do wszelkiej maści libertarian deontologicznych. Jeśli dobrze rozumiem waszą etykę to wygląda ona mniej więcej tak. Mamy aksjomat samoposiadania, jesteśmy właścicielami swojego ciała, a poprzez zawłaszczanie rzeczy niczyich możemy nabywać tytuły własności do rzeczy naszych ciałem niebędących. Do tego możemy się tymi rzeczami wymieniać pod warunkiem, że wszystkie strony taką wymianę zaakceptują, co stanowi istotę zawierania umów. Poruszone, więc zostają trzy kwestie:
- Samoposiadanie.
- Własność swoich rzeczy.
- Ważność dobrowolnych umów.
Z tego, co rozumiem są to podstawowe prawa, które przysługują każdemu człowiekowi na mocy tego, że jest on istotą wolną i rozumną. Agresją zaś nazywa się takie działania człowieka, które te prawa łamią, co jest bezwzględnie zakazane. Nie wyklucza się to wcale z użyciem przemocy w obronie przed agresją. W tym zawiera się słynna libertariańska zasada nieagresji, której nie wolno łamać w żadnym wypadku.
Tu właśnie dostrzegam pewien problem. Otóż zasada nieagresji jest zasadą deontologiczną, a zasady deontologiczne cierpią na pewien poważny problem znany w etyce pod nazwą paradoksu deontologii. Jak libertarianie sobie z nim radzą?
Za przykład mogą służyć dwie sytuacje:
- Zmodyfikowany dylemat wagonika, w którym ochroniarz może uratować pięciu swoich klientów zabijając jednego lub nie zabijając nikogo pozwolić pięciu umrzeć. Wszyscy podpisali z nim takie same umowy, a więc wobec wszystkich ma taki sam obowiązek ochrony życia. Czy może złamać zasadę nieagresji? Czy suma ofiar ma znaczenie?
- Do lekarza zgłasza się pięciu pacjentów. Wszyscy podpisali z nim umowy. Lekarz zobowiązany jest ratować ich życia. Pacjenci ci pilnie potrzebują przeszczepu witalnych organów. W poczekalni czeka doskonale zbudowany mężczyzna, który przetrenował się i naciągnął mięsień. Czy lekarz może podstępem go uśpić, a następnie pobrać jego organy bez jego zgody?
Zaznaczam, że celowo wybrałem takie przykłady, by na pierwszy "zdroworozsądkowa" odpowiedź brzmiała "tak', a na drugi "nie".
Z góry przepraszam, jeśli pomyliłem się w jakimś miejscu odnośnie etyki libertariańskiej, bo choć liberałem jestem odkąd pierwszy raz otworzyłem książkę do WOS-u na temacie o doktrynach politycznych, to libertarianizm wciąż stanowi dla mnie nowość. Jeśli, więc gdzieś popełniłem jakiś błąd proszę o poprawienie mnie.
Zapraszam do dyskusji!
Mam pytanie do wszelkiej maści libertarian deontologicznych. Jeśli dobrze rozumiem waszą etykę to wygląda ona mniej więcej tak. Mamy aksjomat samoposiadania, jesteśmy właścicielami swojego ciała, a poprzez zawłaszczanie rzeczy niczyich możemy nabywać tytuły własności do rzeczy naszych ciałem niebędących. Do tego możemy się tymi rzeczami wymieniać pod warunkiem, że wszystkie strony taką wymianę zaakceptują, co stanowi istotę zawierania umów. Poruszone, więc zostają trzy kwestie:
- Samoposiadanie.
- Własność swoich rzeczy.
- Ważność dobrowolnych umów.
Z tego, co rozumiem są to podstawowe prawa, które przysługują każdemu człowiekowi na mocy tego, że jest on istotą wolną i rozumną. Agresją zaś nazywa się takie działania człowieka, które te prawa łamią, co jest bezwzględnie zakazane. Nie wyklucza się to wcale z użyciem przemocy w obronie przed agresją. W tym zawiera się słynna libertariańska zasada nieagresji, której nie wolno łamać w żadnym wypadku.
Tu właśnie dostrzegam pewien problem. Otóż zasada nieagresji jest zasadą deontologiczną, a zasady deontologiczne cierpią na pewien poważny problem znany w etyce pod nazwą paradoksu deontologii. Jak libertarianie sobie z nim radzą?
Za przykład mogą służyć dwie sytuacje:
- Zmodyfikowany dylemat wagonika, w którym ochroniarz może uratować pięciu swoich klientów zabijając jednego lub nie zabijając nikogo pozwolić pięciu umrzeć. Wszyscy podpisali z nim takie same umowy, a więc wobec wszystkich ma taki sam obowiązek ochrony życia. Czy może złamać zasadę nieagresji? Czy suma ofiar ma znaczenie?
- Do lekarza zgłasza się pięciu pacjentów. Wszyscy podpisali z nim umowy. Lekarz zobowiązany jest ratować ich życia. Pacjenci ci pilnie potrzebują przeszczepu witalnych organów. W poczekalni czeka doskonale zbudowany mężczyzna, który przetrenował się i naciągnął mięsień. Czy lekarz może podstępem go uśpić, a następnie pobrać jego organy bez jego zgody?
Zaznaczam, że celowo wybrałem takie przykłady, by na pierwszy "zdroworozsądkowa" odpowiedź brzmiała "tak', a na drugi "nie".
Z góry przepraszam, jeśli pomyliłem się w jakimś miejscu odnośnie etyki libertariańskiej, bo choć liberałem jestem odkąd pierwszy raz otworzyłem książkę do WOS-u na temacie o doktrynach politycznych, to libertarianizm wciąż stanowi dla mnie nowość. Jeśli, więc gdzieś popełniłem jakiś błąd proszę o poprawienie mnie.
Zapraszam do dyskusji!