D
Deleted member 427
Guest
Jeżeli słowem "naturalne" określimy wszystko to, co wzrosło samorzutnie i nie zostało celowo zaprojektowane przez jakiś umysł, to w tym sensie własność będzie naturalna, a zasady moralności oparte na własności można uznać za "prawo naturalne". Nie ulega chyba żadnej wątpliwości, że "pierwsi ludzie" toczyli wojny o wodopoje, tereny, jaskinie, pożywienie etc. To, co zawłaszczyli, należało do nich, mogli się tym oczywiście dzielić w ramach pokojowej wymiany - patrz dowód nienaukowy, czyli scena wymiany barterowej w "Apocalypto" od 2:45:
http://www.youtube.com/watch?v=7ZmEDdqhiKI
ale w razie czego zawsze mogli "zabronić" korzystania z zawłaszczonych przez siebie dóbr. Chciałbym zobaczyć, co się działo, gdy jakaś grupa "pożyczała" np. narzędzia będące własnością grupy Y, nie pytając wodza grupy Y albo któregoś z jej członków o zgodę. Albo podpierdalała wodę z wodopoju zawłaszczonego przez członków tejże grupy. Albo weszła przez przypadek na nie swoją ziemię. Własność zatem jak najbardziej wywodzi się z natury - jej obrona jest tak samo naturalnym aktem jak życie grupowe (przy czym "życie grupowe" ludzi pierwotnych należy uznać za "naturalne" jedynie w takim sensie, że komuna jako forma organizacji grupowej zapewniała wtedy większą szansę przetrwania dla poszczególnych członków takiej grupy niż działanie samopas i życie w odosobnieniu).
Biorąc pod uwagę powyższe, uważam, iż warto odróżnić od siebie dwie rzeczy: własność jako coś naturalnego (niebędącego żadną konwencją wysnutą przez nasz umysł) i koncepcję pierwotnego zawłaszczenia. Koncepcja ta NIE MA na celu tłumaczenia stosunków własności. Ona jest POSTULATEM. Zazwyczaj normatywnym, czasem pozytywnym, ale tak czy inaczej – postulatem, propozycją, nie próbą wyjaśnienia, jak TO (własność) działa. W każdym innym przypadku teoria pierwotnego zagospodarowania musi okazać się błędna u podstaw. Kwestia posiadania jest zależna od możliwości i zdolności ochrony mienia, a nie od zagospodarowania. Odwołanie się do tej teorii nic nie da, bo teoria nie ochroni nas przed zewnętrznym agresorem. Właścicielem jest zawsze ten, kto potrafi ustrzec swoją własność przed innymi osobnikami i dlatego też zagospodarowanie nie ma tu nic do rzeczy. Teoria pierwotnego zawłaszczenia mówi tylko o tym, kto powinien być uznany za właściciela w świetle prawa - dzikie ludy pierwotne rozstrzygały takie konflikty na ogół siłowo, bo nie znały pojęcia "prawa własności", które regulowałoby maksymalnie pokojowo stosunki społeczne oparte na prawie naturalnym, czyli na własności. Mówiąc inaczej - człowiek pierwotny instynktownie działał, kierując się własnością, ale nie poczuwał się do konieczności stworzenia żadnych pokojowych reguł jej zawłaszczenia.
http://www.youtube.com/watch?v=7ZmEDdqhiKI
ale w razie czego zawsze mogli "zabronić" korzystania z zawłaszczonych przez siebie dóbr. Chciałbym zobaczyć, co się działo, gdy jakaś grupa "pożyczała" np. narzędzia będące własnością grupy Y, nie pytając wodza grupy Y albo któregoś z jej członków o zgodę. Albo podpierdalała wodę z wodopoju zawłaszczonego przez członków tejże grupy. Albo weszła przez przypadek na nie swoją ziemię. Własność zatem jak najbardziej wywodzi się z natury - jej obrona jest tak samo naturalnym aktem jak życie grupowe (przy czym "życie grupowe" ludzi pierwotnych należy uznać za "naturalne" jedynie w takim sensie, że komuna jako forma organizacji grupowej zapewniała wtedy większą szansę przetrwania dla poszczególnych członków takiej grupy niż działanie samopas i życie w odosobnieniu).
Biorąc pod uwagę powyższe, uważam, iż warto odróżnić od siebie dwie rzeczy: własność jako coś naturalnego (niebędącego żadną konwencją wysnutą przez nasz umysł) i koncepcję pierwotnego zawłaszczenia. Koncepcja ta NIE MA na celu tłumaczenia stosunków własności. Ona jest POSTULATEM. Zazwyczaj normatywnym, czasem pozytywnym, ale tak czy inaczej – postulatem, propozycją, nie próbą wyjaśnienia, jak TO (własność) działa. W każdym innym przypadku teoria pierwotnego zagospodarowania musi okazać się błędna u podstaw. Kwestia posiadania jest zależna od możliwości i zdolności ochrony mienia, a nie od zagospodarowania. Odwołanie się do tej teorii nic nie da, bo teoria nie ochroni nas przed zewnętrznym agresorem. Właścicielem jest zawsze ten, kto potrafi ustrzec swoją własność przed innymi osobnikami i dlatego też zagospodarowanie nie ma tu nic do rzeczy. Teoria pierwotnego zawłaszczenia mówi tylko o tym, kto powinien być uznany za właściciela w świetle prawa - dzikie ludy pierwotne rozstrzygały takie konflikty na ogół siłowo, bo nie znały pojęcia "prawa własności", które regulowałoby maksymalnie pokojowo stosunki społeczne oparte na prawie naturalnym, czyli na własności. Mówiąc inaczej - człowiek pierwotny instynktownie działał, kierując się własnością, ale nie poczuwał się do konieczności stworzenia żadnych pokojowych reguł jej zawłaszczenia.