military
FNG
- 1 766
- 4 727
Nie moje. Z fejsa znajomego, który polubił status dziennikarza Krzysztofa Szubzdy. Nie znam. Ale wpis fajny, więc kradnę.
Cóż jest przyjemniejszego od rowerowej przejażdżki w rześki majowy wieczór? A jeśli do tego odwiedza się kumpla, który odniósł pierwszy życiowy sukces i zaprasza na whisky?? Cóż jest przyjemniejszego niż wprowadzone z umiarem w krwioobieg trzech porcyjek szkockiej z colą. A potem gawędy przy stole, przekąski, ciasta i powrót do domu, gdzie czeka ukochana. Droga powrotna jakże urokliwa, bo na pustym chodniku siąpi lekki deszczyk a twarz smagają długo oczekiwane podmuchy wiosny. Samochody nie śmierdzą, bo ich po prostu nie ma z uwagi na remont ulicy, a te nieliczne i zbłkane przemykają za wysadzanym topolami trawnikiem. Nic tylko jechać i szeptać do telefonu słodkie słowa, którym akompaniują majowe zefiry i bezgłośna mżawka.
I wtedy na Twojej drodze życia pojawiają się zwykle dwa radiowozy pełne osowiałych chłopaków, w tym jeden z kebabem. Widać, że smutni, bo gdyby nie służba, byliby już co najmniej po trzecim rzyganiu u kumpla na grillu.
A tak mają obowiązkek wyjąć alkomat, zbadać mój chuch i odnotować 0,23 promila.
- Musimy pana zatrzymać w związku z popełnieniem przestępstwa. – oświadcza starszy aspirant, który pozbył się już kebaba i dokładnie wytarł usta.
- Po pierwsze prowadził pan pojazd mechaniczny po użyciu alkoholu, po drugie rozmawiał pan w trakcie prowadzenia pojazdu przez telefon komórkowy. Jeden z ośmiu policjantów rekwiruje mi rower, drugi prowadzi do radiowozu, trzeci melduje moje pojmanie przez radiostacje:
- Mamy rowerzyka na Piłsudskiego.
- Gratulacje – odtrzaskuje nadajnik.
Za chwile siedzę w radiowozie otoczony ósemką funkcjonariuszy. Uporczywie pracują każdy na swoim odcinku: zabezpieczenie ustników, oferta pobrania krwi, spisywanie roweru, kolejne dmuchania, protokół zatrzymania sprawcy, protokół zatrzymania roweru, proszę tu się podpisać, proszę tu wpisać datę… 2 maja…
- Zaraz, zaraz jest trzeci maja.- zauważam trzeźwo nietrzeźwy rowerzysta czyli ja.
- A no tak trzeci. - zauważają nieprzytomnie trzeźwi policjanci.
- Panowie – zagajam kiedy krzątanina wokół zatrzymania nieco ucicha. – wyczuwacie w tym wszystkim jakiś lekki absurd czy nie?
- Proszę pana popełnił pan przestępstwo. Musimy pana zatrzymać.
- Trafiłem do jednej szuflady z Rudolfem Hessem i mamą Madzi?
- Nie wiemy, to stwierdzi sąd.
- A pan prywatnie nic nie stwierdzi?
- Proszę pana jest władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Władza ustawodawcza ustanawia przepisy, my, władza wykonawcza, je wykonujemy a stwierdza władza sądownicza.
- Rozumiem, że są trzy władze, ale czemu nie chce pan skorzystać z własnych władz umysłowych.
- Wie pan co, takie gadanie w sądzie panu nie pomoże. - kwituje mrukliwy funkcjonariusz z przedniego siedzenia.
- Pan jest dziennikarz tak? Wy tam w gazetach też robicie z igły widły, więc chyba nas pan rozumie. - dodaje blondyn z boku.
- Ja staram się być dziennikarzem, który robi z powrotem z wideł igły, wy też moglibyście spróbować. - odpowiadam.
- Ale nie możemy, bo popełnił pan przestępstwo, mógł pan sprowadzić niebezpieczeństwo na użytkowników drogi. - wyjaśnia blondyn.
- Nie ma pan wrażenia, że większe niebezpieczeństwo sprowadza na pana pańska żona, która wyzywa pana w czasie jazdy? Niech pan naszkicuje jakąkolwiek hipotetyczną niebezpieczną sytuacje jaką mogłem sprowadzić na kogokolwiek jadąc pustym chodnikiem w nocy, pięć metrów od zamkniętej drogiej, z ilością promili podobną pewnie do pańskich, czego nie możemy udowodnić, tylko dlatego, że pan ma alkomat a ja swojego nie wziąłem.
- Proszę pana, proszę podać numery roweru?
- Mój rower nie ma numerów.
- Dobrze, to zapiszemy rower typu cross, srebrny.
- A po co to w ogóle zapisujemy?
- Rower zostanie zatrzymany na parkingu policyjnym, zgłosi się pan jutro…
- Ale ja mieszkam pół kilometra stąd, może wprowadźmy w ten absurd szczątkowe ilości rozsądku i podrzućcie mnie z rowerem do domu.
Od zbiorowego namysłu w radiowozie aż zgęstniało powietrze.
- OK, możemy pana podwieźć ewentualnie, ale co z rowerem? Nie możemy pana wysadzić i oddać rower, bo nie jest pan w stanie prowadzić.
- To może pan poprowadzić za mnie do wózkowni i tam go komisyjnie zamknięmy.
- Niech pan nie żartuje, ja nie będę odprowadzał roweru.
- A może odprowadzić ktoś inny?
- A czyj to jest rower?
- Mój.
- To proszę wypełnić protokół przekazania roweru wskazanej osobie.
Udało się.
Opuszczając radiowóz, pan policjant wręczył mi wezwanie na komisariat celem złożęnia dalszych wyjaśnień.
- Co mi grozi? – zapytałem patrząc w oczy miłośnikowi kebabu, bo wydawał mi się najrozsądniejszy.
- Do 2 tysięcy grzywny i pozbawienie prawa jazdy.
Nie chcę narzekać, ale mam wrażenie, że generał Kiszczak za wprowadzenie stanu wojennego został potraktowany zdecydowanie łagodniej, ale może to tylko moje subiektywne i pokrętne myślenie, w rzeczy samej nietrudno sobie wyobrazić sytuację, że ulicą Piłsudskiego idzie w nocy kilkunastu górników, których taranuje na śmierć rozpędzonym rowerem typu cross, srebrnym, po cym wybucha w Polsce stan wojenny.
To były mojej wyjaśnienia, mój comin-out, moje wyznania bestii, dla moich ewentualnych pracodawców, kolegów, przyjaciół. Chce, żebyście wiedzieli z kim macie do czynienia. W poniedziałek, żeby nie było żadnych wątpliwości wydziargam sobie przedłużki na oczach, cynkówkę i napis „boże kopsnij rozum”.
I nie witam się z frajerami. To znaczy wity frajerom nie kopsam, ni chuja.
Bajo!