Strach przed śmiercią

MaxStirner

Well-Known Member
2 732
4 693
To wcale niebanlane połączenie - śmierci seksu i wydalania. Pare lat temu czytałem artykuł w którym antropologicznie się to łączyło przez fakt, że wszystkie te czynności czy stany wiążą się z utratą kontroli nad sobą i swoimi reakcjami.
To ma prawdopodobnie nawet ewolucujne podstawy, wtedy człowiek jest najsłabszy, najbardziej podatny. Dlatego być może jest uniwersalizmem - w prawie wszystkich kulturach nie robi się tych rzeczy publicznie, są tabu.
 
D

Deleted member 4683

Guest
No ale gdyby przyjąć, że tabu dotyczące seksu lub wydalania ma ewolucyjne podstawy, wynikające z tego że wtedy jesteśmy najsłabsi najbardziej podatni to najsilniejszym tabu powinien być sen. Oczywiście prawie nikt nie spi w miejscach publicznych ale sen nie wyzwala przecież takich rekacji otoczenia jak jak np. publiczny seks lub publiczne wydalanie.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 732
4 693
Faktycznie, coś w tym jest co piszesz, nie przyszło mi to na myśl. W każdym razie jest to jakaś teoria, pewnie jak zwykle nie jedyna.
 
648
1 208
Moja żona miała jakiś czas temu taką sytuację - śniło jej się, że zmarła matka koleżanki z pracy. Rano przychodzi do biura, koleżanki nie ma. Pyta szefowej - nie ma jej? Nie ma. Zmarła jej matka? Tak, skąd wiesz? Ha!
Nie wiesz jednak ile razy Twojej żonie śniła się śmierć innych osób, która nie miała miejsca w rzeczywistości. Co więcej ona sama tego nie wie, bo o wszystkich takich sytuacjach zapomniała. Codziennie śni się mnóstwo rzeczy, a jak raz na ruski rok coś "się sprawdzi", to tylko przypadek.

Kłaniam się,
Captain Obvious
 

Szynka

Złota szynka wolnego rynku.
1 209
2 052
Nie napiszę nic odkrywczego, ale ja boję się starości, mimo że jestem jeszcze młody. Przeraża mnie fakt, że nasze organizmy są "analogowe" - coś może się zacząć psuć np. w mózgu i nawet tego nie zauważymy. Może to zmienić naszą osobowość, percepcję, rozumowanie. Ale nawet nie sam mózg, wystarczy, że mnie coś boli i już chodzę cały wkurwiony na otoczenie. A im człowiek starszy, tym więcej rzeczy się zaczyna psuć. W ogóle to fascynuje mnie złożoność organizmu człowieka i czasem nie mogę wyjść z podziwu, że to jakimś cudem działa.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 119
No ale gdyby przyjąć, że tabu dotyczące seksu lub wydalania ma ewolucyjne podstawy, wynikające z tego że wtedy jesteśmy najsłabsi najbardziej podatni to najsilniejszym tabu powinien być sen
Tylko, że seks, wydalanie i śmierć dobrze się na tabu nadają, bo trwają dosyć krótko i można je jakoś ukryć przez obserwatorem, udawać, że się tego nie robi, a ciężko byłoby uczynić tabu ze spania na które poświęcamy jakąś 1/3 życia.
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Nie ma czegoś takiego jak tabu spania. Dobrze to widać w metrze i po autobusach, w Japonii spanie jest jeszcze bardziej upowszechnione. Opory przed uśnięciem są tylko, gdy ktoś ma ze sobą zakupy lub inne cenne rzeczy i w autobusie pełno ludzi. O godzinie szóstej nie ma możliwości, żeby nie spotkać śpiocha w naszej okolicy. Dziewczyny też nie mają oporów, bo spanie nie umniejsza urody. Moim zdaniem nawet dodaję uroku, kilku sprzedałem dyskretnego buziaka i dalej spały. A jedną nawet miałem pogłaskać, ale nie chciałem przesadzić i powiedziałem swojej ręce stop. Moje słodkie landryneczki... ;)

I Jaranek chyba w kościele dawno nie był, bo to też miejsce, w którym dużo ludzi śpi. Ja jak byłem kilka razy w swoim życiu to spałem lub kawały opowiadałem. Kiedyś pamiętam, że przy klękaniu ktoś się zjebał w okolicy i musieliśmy zmienić miejsce. Także nie polecam, lepiej iść do parku lub pobliskiego barku i wrócić za godzinkę na rosołek u babci.
 
Ostatnia edycja:

Łukash

Well-Known Member
261
527
Kiedyś miewałem takie myśli. teraz nie, dopóki mam ślad po sobie w postaci syna to zupełnie inna jazda. Przydałaby się jeszcze jakaś córa do kompletu bo co jak co ale raźniej na starość z rodzeństwem najlepiej nadającym na podobnych falach. Strach przed śmiercią kojarzy mi się bardziej z niechęcią do całej fizjologii wokół śmierci. Pamiętam kiedyś na lekcji religii nawiedzona siostra prawiła o uszach które słyszą po śmierci. Mózg ani rusz ale uszy jako narząd są sprawne i słyszymy ale o z tego jak nie możemy nic zrobić...Taka samoorka tej siostry. Nawiedzona bo z drugiej strony potrafiła niewinnym osobom zarzucić że są spluwaczkami do spermy.. BTW jestem niewierzący... 10 przykazań traktuję jako uniwersalne, coś tam gdzieś tam jest, Karola W. szanuję ;) ...
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
O śmierci myślę całkiem często, ale w szerszym niż większość populacji kontekście. Problem łączy się u mnie z kwestią sensowności i racjonalności życia w ogóle. Wszak, w gruncie rzeczy każdy z nas, wierzący czy niewierzący musi się zmierzyć z faktem własnej fizycznej skończoności i jakoś go zracjonalizować, ale nie jest to wcale oczywiste. Biolodzy ewolucyjni mogą tu stwierdzić że celem naszego istnienia jest przedłużenie gatunku/przekazanie genów następnym pokoleniom. Ale po co przedłużać gatunek, pytam? No jak to, żeby życie mogło istnieć. Ale po co ma istnieć?? Po co cały ten majdan, jeśli dzieje się po nic i bez sensu. A jeśli taki sens jednak jest, to czy nie powinno się owo życie zakończyć, gdy zostanie on osiągnięty??

Jeśli chce się egzystować świadomie, a nie z przyzwyczajenia, to nie można sobie tych pytań nie stawiać i ewentualnie rożne odpowiedzi dorabiać, ale twierdzę, ze zawsze będą one w jakiś sposób irracjonalne i religijne. Nie macie świadomości, ze doszliście do takiego stopnia ewolucji, ze jesteście w stanie zadać sobie takie pytanie i w tej samej sekundzie uświadamiacie sobie, ze biologia i fizyka Wszechświata zrobiły was w bambuko i obudziliście się świadomi swojej zatrważającej małości, mało tego, wciąż jesteście podpuszczani i determinowani, by ten bezsensowny wir przemian energetycznych nakręcać? Wydaliście na świat dzieci, za trochę przejdziecie na emeryturę, wychowacie wnuki, w końcu umrzecie, później po kolei wszystkie kolejne pokolenia, w końcu Słońce zmieni się w Czerwonego Olbrzyma a przestrzeń rozszerzy tak bardzo, że jedyną forma, w jakiej wy i ja sam będziemy trwać, to gwiezdny proch rozsiewany po nieskończonej pustce Wszechświata.

Wiec o jakiej racjonalności mówimy?
 
Ostatnia edycja:

simek

Well-Known Member
1 367
2 119
Po co cały ten majdan, jeśli dzieje się po nic i bez sensu.
Życie nie ma sensu, w znaczeniu celu. To jeden z wielu mechanizmów natury, tylko akurat tak się stało, że jesteśmy samoświadomi, więc zadajemy sobie takie pytania, ale z dalszej niż ludzka perspektywy życie ma tyle samo sensu, ma taki sam cel, co falowanie mórz czy świecenie słońca albo zakwitnięcie kwiatu, czy opadnięcie liścia.
uświadamiacie sobie, ze biologia i fizyka Wszechświata zrobiły was w bambuko i obudziliście się świadomi swojej zatrważającej małości, mało tego, wciąż jesteście podpuszczani i determinowani, by ten bezsensowny wir przemian energetycznych nakręcać?
To, że ja, ludzkość i w ogóle cała Ziemia nic nie znaczymy w skali wszechświata nie oznacza, że człowiek nie może mieć swoich celów, nadawać swojemu życiu sens, albo zmieniać bieg historii świata.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 732
4 693
Najgorsza jest wg mnie zupełnie niespodziewana, nagła przedwczesna śmierć. Choć z kolei widok dziadka umierającego powoli na raka i teoretycznie w słusznym wieku, kazał mi postawić sobie pytanie czy na pewno i czy aby wszyscy nie umieramy za wcześnie - ile by czlowiek nie miał lat zawsze będzie za wczesnie.
Mnie olśniło po przeczytaniu pewnego newageowego artykuliku - celem życia jest doświadczanie, sam proces przeżywania, a nie jego finalny rezultat. Pokolenia się wymieniają z powodu jakiegoś braku w mechanizmie trwania, organizmowi wyczerpują sie baterie i zastępuje go nowszy model ale celem i tak jest doświadczanie. Świadome i z namysłem czy błahe i oparte jedynie o samo przeżycie to bez różnicy - chodzi o to by doświadczenie istnienia w różnych wariantach i formach przetrwało. Sam akt istnienia jest istotny. Po co? Nikt nie wie, ale najwyrażniej tak właśnie jest...
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
To, że ja, ludzkość i w ogóle cała Ziemia nic nie znaczymy w skali wszechświata nie oznacza, że człowiek nie może mieć swoich celów, nadawać swojemu życiu sens, albo zmieniać bieg historii świata.

Za niezliczone eony Wrzechświat stanie się tak zimny i pusty że wszelkie życie, nawet niebywale zaawansowane, wyginie. Moźna pogodzić się z własną śmiercią, ale jak pogodzić się z nieuchronną degeneracją Wrzechświata, która przekreśli wszystkie nasze dokonania?
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 732
4 693
Tego nie wiesz, de facto ewolucja pokazuje że formy życia się "upgradeują" dlaczego nie miałby sam wszechświat?
Jeśli zginie ta planeta, życie pojawi się na miliardach innych, w innych galaktykach, rejonach wszechświata niedostępnych dla naszych obecnych przyrządów, w innych sferach i wymiarach.
Sama egzystencja nigdy nie przestanie istnieć, zmieniać sie będą jedynie formy, miejsca i rodzaje
Załóżmy, że z naszej wiedzy skorzystają nastepne pokolenia, ludzkość wyniesie sie gdzie indziej, gdzie zbuduje lepszą Ziemię. A po niej następną lepszą i lepszą w oparciu o doświadczenia przeszłych pokoleń..
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Ale po co przedłużać gatunek, pytam? No jak to, żeby życie mogło istnieć. Ale po co ma istnieć?? Po co cały ten majdan, jeśli dzieje się po nic i bez sensu. A jeśli taki sens jednak jest, to czy nie powinno się owo życie zakończyć, gdy zostanie on osiągnięty??
Ostatnio jakiś naukowiec zaproponował, żeby rozszerzyć definicję życia do procesów, które zmniejszają entropię. Życie to taka skazana na klęskę walka na rzecz uporządkowywania materii.

Sama egzystencja nigdy nie przestanie istnieć, zmieniać sie będą jedynie formy, miejsca i rodzaje
Załóżmy, że z naszej wiedzy skorzystają nastepne pokolenia, ludzkość wyniesie sie gdzie indziej, gdzie zbuduje lepszą Ziemię. A po niej następną lepszą i lepszą w oparciu o doświadczenia przeszłych pokoleń..
Przestanie istnieć, kiedy wszechświat zmieni się w zimną energetyczną zupę. Nie da się wygrać z prawem termodynamiki :(
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Życie nie ma sensu, w znaczeniu celu. To jeden z wielu mechanizmów natury, tylko akurat tak się stało, że jesteśmy samoświadomi, więc zadajemy sobie takie pytania, ale z dalszej niż ludzka perspektywy życie ma tyle samo sensu, ma taki sam cel, co falowanie mórz czy świecenie słońca albo zakwitnięcie kwiatu, czy opadnięcie liścia.

To, że ja, ludzkość i w ogóle cała Ziemia nic nie znaczymy w skali wszechświata nie oznacza, że człowiek nie może mieć swoich celów, nadawać swojemu życiu sens, albo zmieniać bieg historii świata.
Oo nie będziesz mi mówić, komuchu, czy moje życie ma cel/sens i jaki komuchu ;) Może twoje nie ma :p
 
Do góry Bottom