Spekulacja na rynku nieruchomości

OP
OP
C

Cngelx

Guest
No tak... bank nie jest właścicielem. Właścicielem wszystkich nieruchomości jest państwo, chyba, że ktoś sobie ogłosi niepodległość.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Nie chodziło mi o takie wysokie spojrzenie. Bank jest uprawniony z tytułu hipoteki, kredytobiorca jest właścicielem. Właściciel nie może nabyć własności przez zasiedzenie bo już jest właścicielem :)
 

telpeloth

państwosceptyk
256
292
@Maciej: wiesz, jak to wygląda - jesteś właścicielem tego mieszkania, pod warunkiem, że będziesz oddawał bankowi przez następne 30 lat trzecią część swojego wynagrodzenia, bo jak nie, to nie jesteś:)

Brońcie bogowie, nie chcę tutaj wjeżdżać na instytucję swobody zawierania umów, jakkolwiek niekorzystne by były, tylko zastanawia mnie, co kieruje człowiekiem, który bierze kredyt o łącznych kosztach 1mln zł na mieszkanie o wartości 500kzł warte w rzeczywistości około 200-300kzł, drżącego o stałą pracę? Co nakłania człowieka, by nałożył sobie na kark chomąto, który w dodatku próbuje argumentować, że "jest na swoim"?

Co do banieczki na nieruchomościach, bardzo mnie przekonują wpisy Adama Dudy:
http://www.adamduda.pl/2011/06/20/latwy ... k-czesc-2/

Czasem się tylko zastanawiam - czy jeśli mając świadomość, że na mieszkaniach jest bańka zaoszczędzę trochę kasy, poczekam, aż pęknie i skupię 2-3 mieszkania za bezcen to czy mnie powieszą za bycie spekulantem, który dorabia się na krzywdzie biednych, czy dadzą szansę się obronić?
 
A

Antoni Wiech

Guest
kawador napisał:
Ceny nieruchomości w ostatnich stu latach w USA.

http://tiny.pl/hf25n

Bez komentarza.
Ten wykres pokazuje, że ceny mieszkań przez te sto lat są w miarę stabilne. Spada jednak wartość dolara. Trzeba by to porównać z zarobkami przez te sto lat, żeby ocenić na ile mieszkania są tak naprawdę tańsze lub droższe.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
pLT-m3 napisał:
Cała reszta skazana jest na wynajem. Jednak i ceny najmu są bardzo wysokie i w znacznym stopniu przewyższają realną wartość danego mieszkania. I tutaj pewna uwaga, za którą może mnie spotkać lincz. Wysokie ceny to nie jest w tym przypadku wina socjalizmu, lecz kapitalizmu, winni są temu spekulanci, którzy mogą sobie pozwolić na zakup nawet kilkudziesięciu takich mieszkań i wynajmować je ludziom biedniejszym. Środki na zakup mają dziedzicząc majątek lub dzięki współpracy z okupantem.
Czyli jesteśmy okupowani przez Żydów i spekulantów oraz mamy kapitalizm, który trzeba zastąpić interwencjonizmem. Dobrze zrozumiałem?
Tylko niestety nasza nadzieja, czyli narodowi socjaliści, ciągle używają takich wyrażeń jak "chorobliwa potrzeba własności" i lamentują, że w Polsce jest za dużo mieszkań własnościowych.
 

Lucius

New Member
25
1
Ceny zawsze są ruchome, trudno przewidzieć ich zmiany chociaż trendy i zależności da się zauważyć. W Polsce czy na Słowacji i Węgrzech inwestycje mieszkaniowe są utrudnione przez kompletny burdel prawny i przestrzenny.
Samorządy w praktyce nie prowadzą polityki przestrzennej która pozwala na stabilizację podstaw gospodarki inwestycyjnej w budownictwie. Mała ilość terenów jest pokryta planami które dodatkowo prawie w ogóle nie są koordynowane z projektowaniem krajowej sieci transportu, wyznaczeniem stref ochronnych etc. Nie robi się tego bo zarządzający - wójtowie, prezydenci i rady gminy/miasta nie są do takiej polityki zobowiązane choćby przez ciągłe przesuwanie przez sejm daty końcowej daty utworzenia planów przez samorządy ale i brak nacisku społecznego.
W krajach gdzie własność jest czymś normalnym uznaje się jednocześnie interes wspólny bo po jednej drodze jeżdżą do domu tysiące ludzi - nikt nie buduje osobnych dróg do danych osiedli etc. To samo dotyczy też wydzielania terenów pod określone funkcje - robi się to na drodze najpierw ekspertyz przedstawiających sensowne rozwiązania systemowe w skali całego obszaru objętego daną jednostką (gmina, powiat, województwo) co jest następnie konsultowane społecznie i z lokalnymi organizacjami biznesowymi, korporacjami zawodowymi, fundacjami rozwoju, inwestorami etc. Takie plany w zależności od dokładności opracowania określają wszystko od perspektywy paruletniej (najdokładniej) do 25-30 lat (strategia rozwoju tzw urban masterplan).
Wtedy każda firma obojętnie czy jest w Niemczech, Francji czy Chinach może przez sieć czy korespondencyjnie uzyskać dostęp do planu i strategii zagospodarowania. Ma tam twarde dane statystyczne, możliwości pozyskania pracowników i bazy inżynierów, jakie profile firm i usług są tam obecnej, jaki przemysł, jakie tereny są dostępne z jakim transportem, odległością od lotnisk etc. Jak długo trwają procesy uzbrajania terenu inwestycji i uzgodnień, kontakty do doradców oraz izb biznesu etc. Cały plan i strategia mają status prawa lokalnego.
To bardzo ułatwia inwestycje bo w powiązaniu z sensownie rozwiązaną administracją i prawem oznacza to że wszelkie uzgodnienia można szybko i łatwo uzyskać jeżeli spełnia się wymogi i poniesie te czy inne koszta.
Dzięki powyższemu łatwo też określić możliwą wartość zabudowy mieszkaniowej na danym terenie w perspektywie wielu lat bo wiadomo np. że gdzieś pojawi się trasa szybkiego ruchu, szybki tramwaj lub centra usługowe. Stabilizuje to ceny nieruchomości i pozwala się klientom łatwiej orientować w wartości działek a jawność informacji i strategii utrudnia również spekulację gruntami.
Na tym też polega urbanistyka administracja paru gmin i miast w Polsce zaczęła się orientować że to daje wymierne korzyści. Oczywiście powoli to idzie ale widać że gdzieniegdzie coś się zmienia.
W Polsce działania administracji są określone ustawą z 1960 roku, owszem, nowelizowaną ale to tylko łatanie i dolepianie rozwiązań natomiast system jest na dzisiejsze czasy kompletnie przestarzały i nieefektywny - tego posłowie nie mówią bo stworzenie nowego kodeksu to kupa pracy a że w sejmie mamy w nowej kadencji bodajże 26 prawników a zewnętrznych sejm nie zatrudni bo ma za niskie stawki :D Prawo budowlane ma sporo sprzeczności i niejednoznacznych określeń - jego interpretacja jest w wielu miejscach uzależniona od rozwiązań spraw spornych na szczeblu NSA.
Praktyka urbanistyczna w Polsce prawie nie istnieje - wójtowie i prezydenci nie chcą sobie krępować rąk planami (bo te kiedy zostaną uchwalone są ustawą prawa lokalnego - nie można wtedy "manipulować" warunkami zabudowy) a radni nie chcą się "zamęczać" trudnymi wyborami i długimi rozmowami roboczymi z uświadamiającymi ich niewiedzę ekspertami. Poza tym - projektowanie pełnego planu rozwoju/zagospodarowania ze strategią jest kosztowne i trwa więcej niż jedna kadencja. Wyborcy nie mają o tym pojęcia więc rządzący nie podejmują tematu, media oczywiście też nic nie wiedzą (bo fakt - to wiedza raczej branżowa) więc wszystko zwalają na aktualne decyzje i "politykę" decydentów.
W takich warunkach deweloperzy mogą łatwo sobie grać już od etapu zakupu terenów - w agencjach rolnych deweloper ma "swojego" pracownika który "przygotowuje" im tereny pod odrolnienie i ustawia odpowiednie stawki. Na tereny bez planu władze gminy/miasta wydają jednostkową decyzję o warunkach zabudowy (autorstwo "wójta") która pomija kupę uwarunkowań etc. więc to również deweloper może "moderować", nie mówiąc o błędach w dokumentach jednych i drugich (bo zatrudnienie urbanisty kosztuje i trwa bo ten musi robić analizy - widziałem decyzje pisane np. przez urzędników budowlańców z dorobionymi uprawnieniami architekta :exclamation: jakość :D i tego... świadomość decyzji zgodnych przecież z prawem).
Gminy nie uchwalając planów/strategii o których wspomniałem nie mają też rozeznania jakie są potrzeby mieszkaniowe a więc nie ma podstaw do tego żeby prowadziły kompetentną politykę budownictwa komunalnego na które zresztą nie lubi się dawać pieniędzy (bo są bardziej efektowne wydatki).

W sumie to co otrzymujemy sami sobie tworzymy - ignorowaniem prawa i brakiem świadomości prawnej, niewymaganiem od lokalnych władz prowadzenia sensownej polityki zarządzania i planowania, nikłym życiem społecznym i zaangażowaniem w sprawy wspólne z czego wynika jednocześnie nikła wiedza o tym co się dzieje - takimi ludźmi łatwiej też lokalnym władzom manipulować. Życie społeczne na Zachodzie (zwłaszcza w krajach protestanckich) to nie tylko możliwości i prawa do czegoś oraz od czegoś ale także zobowiązania nierespektowane np. przez imigrantów. Holender lubi czy nie lubi ale angażuje się w lokalne zrzeszenia czy to sportowe czy społeczne, edukacyjne etc. osoby z większymi dochodami i wykształceniem działają w lożach masońskich pilnując przestrzegania standardów w administracji i lokalnych instytucjach oraz płacą na różne fundusze wspomagające różne funkcje lokalne etc. Wszelkie manipulacje cenami czy nieprzestrzeganie zasad w środowisku o takiej wzajemnej kontroli są utrudnione i szybko stają się jawne. To dlatego są tam czystsze ulice, prace publiczne są wykonywane porządnie bez prowizorek a wiele zjawisk jest przewidzianych i podejmowane są wcześniej odpowiednie działania co stabilizuje tak lokalny rynek jak i działalność instytucji publicznych.
Stąd jakość życia, bezpieczeństwo etc. Oczywiście na to zlewają się emigranci i pojawiają się problemy co jest osobnym zagadnieniem w Europie.
 

godlark

Member
115
1
Co do ostatniego akapitu w Twojej wypowiedzi – w Polsce problem ten występuje, ponieważ brakuje klasy średniej. Są ludzie, którzy zarabiają średnie pensje, ale nic poza tym; swoimi zachowaniami w ogóle nie odróżniają się od innych warstw społecznych. Myślę, że to pozostałość w dużej mierze transformacji ustrojowej ;)
 

Kimono

Active Member
163
30
Ale czy to źle, że jakichś tam ludzi „nie stać” na nieruchomości na jakimś tam terenie? Z czego miałaby wynikać taka moralne ocena? Skąd czerpiesz prawo do takiego jej formułowania? Od samego Stwórcy?

Pytanie, co jest przyczynkiem takiego stanu rzeczy, to zupełnie inny temat.
 

Lucius

New Member
25
1
Ceny nieruchomości pośrednio wynikają u nas z wielu kosztów związanych bałaganem wymienionym w poprzednim moim poście oraz z kiepskimi zasadami w wielu branżach. Niepewność realizacji wielu procesów i procedur (choćby planowanie całej inwestycji tydzień po tygodniu jest u nas fikcją) powoduje że inwestorzy muszą sobie dać "na zapas", wykonawcy na wypadek kar umownych etc.
Bałagan prawny, niekompetencje decydentów, niskie standardy zawodowe i brak kultury organizacji powodują wiele problemów na każdym etapie inwestycji. Widziałem (i widuję nadal :) ) już nieco bzdur wypisanych przez geodetów które mogą (i nieraz miewają) znaczenie dla inwestora bo niezakończenie budowy powoduje np. przedłużenie ubezpieczenia kredytu (koszty), a w razie np. przesunięcia budynku w stosunku do projektu potrzebę zrobienia projektu zamiennego (znowu koszty i czas!) etc.
Problemy z wykonawcami - nie istnieje u nas system weryfikacji głównych wykonawców jak również kontroli zawodowej osób z uprawnieniami - sankcje wobec budowlańców czy architektów dopóki nie ma katastrofy są praktycznie żadne. Nie istnieje też miarodajny publiczny system ich weryfikacji (co jest dostępne w wielu krajach zachodnich). I jak tu mieszkania nie mają być drogie w stosunku do dochodów? Z drugiej strony inwestorzy przy domkach nierzadko nie są lepsi bo wymyślają bzdury bez świadomości że dana ekipa czuje się w mocna w takich a takich rozwiązaniach a inne to ledwie liznęła nie mówiąc o fachowości. A już materiały :D
A zamówienia publiczne i jedyne kryterium ceny (można co prawda jakoś tam operować SIWZ ale oferenci i tak się pod to dopasują a problemy wychodzą podczas realizacji)...
Różnie cywilizacyjne to nie tylko potoczny poziom życia. To jedynie efekt a wszystko wynika z kultury prawnej, kultury organizacji, środowiskowej samokontroli etc. Tam gdzie tego nie ma wszelkie wałki są łatwiejsze.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Lucius napisał:
Nie istnieje też miarodajny publiczny system ich weryfikacji (co jest dostępne w wielu krajach zachodnich).

Bo taki system byłby nielegalny! Nie można publicznie przetwarzać niektórych danych. Poza tym procesy sądowe w tym państwie są zawsze przegrane dla strony nie powiązanej z rządzącą mafią.
Musiałby powstać zagranicą, np. w USA. Ale wyłącznie jako niedochodowa fundacja by uniknąć procesów. Wtedy byłby naprawdę miarodajny.
 

Lucius

New Member
25
1
Bez przesady z ochroną danych. Osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą ujmowana w tym aspekcie czy osoba prawna nie mają się tak wprost do danych osobowych. Dane namiarowe potwierdzające uprawnienia zawodowe danego konkretnie delikwenta są przecież publiczne, KRS także. Inna rzecz sprawy prywatne, medyczne etc. Rankingi zawodowców i uprawnionych wykonawców oparte o wyroki sądowe, arbitraż i ugody, do tego wygrane konkursy i przetargi wraz z ich realizacją, odwołaniami etc nie były by przecież naruszeniem danych osobowych.
W niektórych krajach w Europie jawna jest nawet wysokość majątku każdego obywatela. Inna rzecz że ci majętniejsi często wtedy uciekają z większością pieniędzy na konta na Wyspie Man czy w Lichtensteinie więc dane fiskusa w danym kraju nie są wtedy miarodajne (Kamprad - szef IKEI - jest w Szwecji człowiekiem klasy średniej :D ).
Kontrola izby branżowych i korporacji nie może być ściśle zamknięta przed klientami bo wtedy robimy sobie państwo w państwie niczym Lasy Państwowe. To ma służyć także jako niedopuszczanie do patologicznych zachowań a przez to psucia rynku (bo kiedy nic nie wiadomo swoboda wyboru jest fikcją - stąd fikcyjna jest często jest u nas "kontrola inwestora" nad budową jego własnego domu). Bez wiedzy nie ma konkurencji bo na jakich danych klienci mieli by dokonywać wyboru? To tak samo jak wymóg kwartalnych i innych sprawozdań oraz audytów w spółkach notowanych na giełdzie tyle że w innej skali. Nie żyjemy we wsiach po kilkaset osób gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Na tym polega też działalność instytucji publicznych i trzeciego sektora aby obrót gospodarczy i praktyki rynkowe były jawne.

Zresztą, w Europie były i metody niejawnej kontroli w wielu środowiskach poprzez cechy, gildie czy później loże wolnomularskie. Osoby niespełniające pewnych wymogów były eliminowane z towarzystwa co utrudniało im działalność. Skrajności były odsiewane.
 

Apfelbaum

New Member
64
0
Problem z wynajmowaniem, jest problemem efektu skali. Obecnie dominuje w rynku mieszkań czynszowych mała skala. Biorę nowe mieszkanie na hipotekę starego i aby je spłacić szukam lokatora, który będzie mi spłacał kredyt . W ten sposób mam mieszkanie tylko na papierze, ale oczekując na nie w końcu je uzyskam. Oczywiście praktyczna równość rat kredytu z opłatami za wynajem tworzyć będzie lęk przed brakiem lokatora i nadal musimy mieszkać w starym mieszkaniu z np. babcią. Tak mniej więcej wyglądają osoby wynajmujące mieszkania.

Inną sytuacją byłoby zamówić projekt bloku i kupić ziemię, zatrudnić budowlańców i następnie wynajmować w niej mieszkania. Wtedy mogę mieć mieszkania o ograniczonej wartości. Piwniczne, ślepe, ze wspólną pralnią, łazienką, czy nawet kuchnią. Tysiące form ograniczających koszty. Jeśli ktoś mi nie zapłaci zajmuje się tym firma windykacyjna z którą podpisałem kontrakt, dalej są moi prawnicy itd. Ryzyko się zmniejsza im większa jest skala mieszkalnictwa czynszowego. Jeszcze lepiej będzie jak wynajem również będzie miał większą skalę. Wyobraźmy sobie, że właściciel fabryki wynajmuje mieszkania dla swoich pracowników. To tylko jedna transakcja, a pewność wpłaty czynszu na konto wynajmującego rośnie. Na pasku wydanym wraz z pensją widnieje pozycja czynsz, która idzie wprost do landlorda.

Właśnie ze względu na skalę w Niemczech i Szwecji budowano ze środków publicznych nieprawdopodobne ilości mieszkań czynszowych. Niestety obecnie przechodzi ten system na samorządy, ale przynajmniej zstępuje się czysto państwowy charakter tego typu wydatków na partnerstwo publiczno-prywatne. Polega to na załatwieniu przyszłemu landlordowi ulgi w zakupie ziemi, czasami wcześniej wykupionej pod przymusem przez miasto, oraz załatwienie taniego kredytu. Chciwy burżuj wpada w własne sidła i nim się obejrzy siedzi w rynku nieprawdopodobnie konkurencyjnym z nadmiarem mieszkań i niską stopą zysku. Tą walkę burżuazji z biurokracją na jeszcze wyższym poziomie można zobaczyć w systemie portugalskim.

System portugalski

Jeszcze w latach 90. mieszkalnictwo społeczne w Portugalii pozostawało w obszarze kompetencji władz centralnych. Dopiero po 2001 r. kwestie budownictwa społecznego zaczęły przechodzić do władz lokalnych, które otrzymały pomoc finansową ze środków budżetowych. Przy czym z roku na rok zmniejszają się środki centralne na rzecz budowy nowych lokali mieszkalnych, a rosną środki przeznaczane na remonty i modernizację starych lokali. Można też zauważyć, że w ostatnich latach generalnie zmniejsza się zaangażowanie środków państwowych na rzecz środków instytucji finansowych.

Obecnie lokale komunalne znajdujące się w gestii władz samorządowych stanowią ok. 70 proc. portugalskiego sektora mieszkalnictwa społecznego. Pozostałe 30 proc. to lokale wybudowane przez spółdzielnie mieszkaniowe i inne podmioty
(np. burżuje - przyp. Apfelbauma). Spółdzielnie (lub inne podmioty - przyp. Apfelbauma) budują mieszkania na sprzedaż, a także lokale do wynajęcia, pozostające w gestii samorządu jako lokale społeczne. Cena spółdzielczego mieszkania na sprzedaż nie może być większa niż koszt budowy plus 30 proc. zysku (bo mają wynajmować, a nie sprzedawać - przyp. Apfelbauma). Natomiast budowa lokali społecznych, przekazywanych do dyspozycji samorządu, uprawnia spółdzielnie do ubiegania się o zredukowaną stawkę podatku VAT (5 proc. zamiast 20 proc.), a także zwolnienie z podatku od nabycia gruntu. Inne formy wsparcia ze strony samorządu to zwolnienie z podatku lokalnego od kupna-sprzedaży działek budowlanych, jak również ulgi w stawkach opłat notarialnych i innych opłatach związanych z kupnem-sprzedażą nieruchomości (do 50 proc. upustu) (żółty ser w pułapce na myszy - przyp. Apfelbauma).

W 2007 r. powstał Instytut Mieszkalnictwa i Rewitalizacji Miast, który zajmuje się wspieraniem budownictwa społecznego. Instytucja ta, choć pozostaje pod nadzorem Ministerstwa Środowiska, Planowania Przestrzennego i Rozwoju Regionalnego, jest instytucją publiczną posiadającą osobowość prawną, a także samodzielność organizacyjną i finansową. Choć 40 proc. udziałów w Instytucie ma rząd, ale 60 proc. instytucje finansowe, to strona rządowa określa programy inwestycyjne (burżuazja zaciągnięta do budowy socjalizmu - przyp. Apfelbauma). Inwestycje mieszkaniowe (budowa lokali społecznych, ich modernizacja i remonty całych budynków) realizowane są na podstawie umowy zawieranej przez Instytut z poszczególnymi inwestorami. Co istotne umowy inwestycyjne są zawierane nie tylko z samorządami i spółdzielniami mieszkaniowymi, ale także coraz częściej z organizacjami społecznymi i przedsiębiorstwami prywatnymi. W większości przypadków pomoc polega na partycypacji finansowej Instytutu w inwestycje do 50 proc. ich kosztów, albo w dopłatach do kredytów. Obecnie Instytut finansuje m.in. program budownictwa społecznego Per Familias, skierowany do młodych małżeństw i rodzin wielodzietnych, jak również program budownictwa ekonomicznego (habitações económicas), realizowanego na obszarach o wysokich cenach nieruchomości (dystrykty Lizbona i Porto) dla osób o średnich i niskich dochodach.

Mieszkania społeczne przydzielają komisje powołane przez władze lokalne, które przeprowadzają losowania. Do losowań dopuszczane są osoby, których dochód nie przekracza 2,5-krotnej krajowej płacy minimalnej
(czyli wywalić burżuja z baru mlecznego i koniec - przyp. Apfelbauma). Jedno- lub dwuosobowym gospodarstwom rodzinnym przysługują mieszkania dwu- i trzypokojowe, zaś rodzinom liczącym więcej domowników przysługują lokale od 3 do 5-pokojowych. W przypadku rodzin wielodzietnych komisje mogą odstąpić od losowania, podejmując decyzje uznaniowo (oczywiście, że uznaniowo - przyp. Apfelbauma).
 

Apfelbaum

New Member
64
0
To jest opis istniejącego modelu, a nie program mający na celu rozwój mieszkalnictwa czynszowego. Po przypisach powinieneś zauważyć mój stosunek do tego modelu.
 
D

Deleted member 427

Guest
Ale ja doskonale to zauważyłem i to nie była uwaga skierowana do ciebie, że niby to popierasz czy coś. Po prostu jak poseł PiS zaczyna nawijać o mieszkaniach, to przed oczami staje mi liczba 3 milionów.
 
Do góry Bottom